Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Era Buntów

 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Era Buntów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:44, 14 Kwi 2011    Temat postu: Era Buntów

ZASADY
1. Jedyną rasą dostępną w tym RPG są ludzie.
2. Staramy się pisać jak najdłuższe posty. Minimalna długość wynosi dziesięć zdań.
3. Piszemy z perspektywy trzeciej osoby oraz w czasie przeszłym.
4. Przynajmniej raz na dwa tygodnie użytkownik musi napisać posta.
5. Dziennie można napisać max. 10 postów.
6. Wasze Karty Postaci muszą zostać zaakceptowane przez MG.
7. Nie wypowiadamy się za innych uczestników gry, chyba że zostanie to z nimi ustalone.
Regulamin może ulec zmianie.


WPROWADZENIE

Araluen był kojarzony ze spokojem i bezpieczeństwem, obywatele byli zadowoleni z rządzących tym krajem. Dobry król, odpowiedni baronowie, dobrze wyszkoleni rycerze i żołnierze, a do tego jeszcze pięćdziesięciu zwiadowców. Było idealnie. Oczywiście zdarzały się jakieś problemy, nawet wojny, ale zawsze Araluen tryumfował. Ale przyszłość nie miała być taka kolorowa…
Król Christopher (jedyny syn królowej Cassandry) zmarł bezdzietnie. O tron zaczęli się starać krewni królewscy. W końcu nowym królem został młody Ralph, który podbił serca obywateli Araluenu. Wydawało się, że mężczyzna będzie wspaniałym władcą i w kraju nadal wszystkim będzie żyło się cudownie.
W kilka miesięcy po objęciu panowania, wypowiedział Celtii wojnę. Ludzie patrzyli na jego decyzję niechętnie, ale Ralph przekonał ich, że Araluen powinien poszerzyć swoje terytorium. Celtia została podbita, jednak dla króla było to nadal za mało. Wkrótce przyłączył również do Araluenu Pictę, później Iberion, następnie podbił Sonderland.
Araluen stał się teraz wielkim i silnym krajem. Dla króla liczyli się tylko potężni, szlachetnie urodzeni ludzie, którzy popierali jego działania. Najgorzej mieli zwykli chłopi, wieśniacy i oczywiście ci, którzy próbowali się buntować. Nie było ich jednak wielu. Większość zbyt się bała, by próbować coś zmienić.
Ale to nie był jeszcze koniec… Wojska Araluenu, z rozkazu króla, zaatakowały Gallię. Gallia była wielkim krajem, jednak obecnie była bardzo osłabiona, bo w tym kraju już od jakiegoś czasu toczyły się wewnętrzne wojny o władzę. Jednak i tak nie było łatwo podbić tego kraju, choć w końcu udało się.


PROLOG

W Imperium zapanowały mroczne czasy. Wielu jest ludzi, którym rządy króla nie podobają się, ale zbyt boją się, aby próbować się coś zmienić. Ale w tym okropnym okresie pojawił się promyk nadziei. Na scenę wszedł On, przyprowadzając do ludzi nadzieję. Zaczął się buntować. Głośno głosił hasła antyimperialistyczne, namawiał ludzi do tego, aby walczyli z władzą… Pojmali go szybko, zanim jeszcze jego bunt zaczął porządnie się rozwijać. Ludzie króla wrzucili go do lochu, a następnego dnia wyprowadzili go na plac, gdzie kat wykonał egzekucje.
A jednak nie zginął. On był ideą, a idee nigdy nie giną.


WZÓR KARTY POSTACI

Imię i nazwisko:
Klasa:
Wiek:
Historia:
Umiejętności:
Wygląd:
Dodatkowe*:

* - nieobowiązkowe


MIEJSCA: 10
Uczestnicy:
1. Actia
2. Gilcia
3. Jenny
4. Nefra
5. Pedantka
6. Adirael
7. Castagiro
8. Kryseik
9. Mihex
10. Pawel2952
WOLNE MIEJSCA: 0

Zapisujcie się w tym temacie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Actia dnia Czw 17:11, 14 Kwi 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:56, 14 Kwi 2011    Temat postu:

<z> Jestem pierwsza.

Imię i ród: Nefra
Klasa: Łowca
Wiek: 20 lat
Historia: Mój ojciec popierał poglądy ONEGO, pokazując to bardzo wyraźnie wszem i wobec. Moja matka i siostra zgadzały się z nim, jednak zatrzymywały to dla siebie. W końcu żandarmi przyszli po niego; prawdopodobnie zabili. Nasza rodzina pogrążyła się w rozpaczy. Miałam bardzo dobre kontakty z ojcem. Zagłębiał mnie w tajniki praw natury, uczył posługiwać się bronią. Rozmawiał, kiedy trzeba. Pomagał mi niemalże we wszystkim. Jego wygląd- pamiętam jak przez mgłę. Z mamą nie miałam takiej więzi, ale też nie było między nami źle. Kiedy przychodziłam razem z tatą do domu, całowała mnie na dobranoc i śpiewała mi do snu. Jednak to tata był tym, który zostawał przy mnie, póki nie zasnęłam. Kiedy miałam 5 lat, zaczęłam zasypiać sama, rozkoszując się świeżym powietrzem pochodzącym z dworu, z otwartego okna. Usypiało mnie.
Przez trzy lata, po tym, jak porwali ojca, coraz bardziej oddalałam się od mamy. Z siostrą rozmawiałam od czasu do czasu, choć byłam od niej cztery lata młodsza. Pewnego razu wyszła do lasu, nie pamiętam, po co- w każdym razie już nie wróciła. Zabrali również ją. Wiem, że to byli oni. Miałam wtedy 10 lat, moja siostra- 14.
Wtedy zaczęłam kłócić się z mamą. Pewnego wieczoru zdecydowałam, że mam już dość. Nie będę mogła ścierpieć następnej straty. W wieku dwunastu lat uciekłam z domu.
Trafiłam do niesamowitego miasta, zwanego Telaar.
Było to piękne miejsce, ze wszystkich stron otoczone wodą, wodospadami, a dalej widać było zielone równiny.
Ludzie prowadzili tam fascynujący tryb życia. Latali na dinozaurach, „pterodaktylach”, tak się nazywały. Po kilku latach mieszkania ze starszą panią przeprowadziłam się do małego domku, w którym mieszkałam sama. Przez cały ten czas uczyłam się podstawowych umiejętności, które nabywali uczniowie specjalnej szkoły (dla chętnych); latanie, pływanie, ćwiczenie kondycji. W wolnym czasie chodziłam po mieście, przelatywałam poza mury i doskonaliłam swoje umiejętności w strzelaniu z łuku, posługiwaniu się mieczami (moimi ulubionymi) itd. Poznałam tam też dobrego przyjaciela. Żyło się wspaniale. Tuż po urodzeniu przydzielone zostało mi zwierzę, które towarzyszy mi do dziś; konia, nazwanego przeze mnie Heban.
[Będzie zawarte w RPG]Oczywiście od początku wiedziałam, że w końcu odejdę, by kontynuować dzieło mego ojca; stało się to w wieku 19 lat. Miejsce to nazywałam moim drugim domem. Jedynym. Tamten straciłam wiele lat temu.


Wygląd: Delikatna, spokojna i ładna twarz, szarobłękitne, wyraziste i przenikliwe oczy. Lekko kręcone, długie do połowy pleców brązowe włosy. Smukła, w miarę wysoka.
Ubranie: Bluzka, spodnie, długi kapturo-płaszcz, niewielkie naramienniki, skórzane rękawice sięgające prawie do łokci. I buty- w prawym chowa swój mały sztylet na wszelki wypadek. Na ramieniu (dość wysoko, więc rzadko go widać) ma wytatuowany mały herb swojej rodziny, posiadanie go jest tradycją- w wieku 7 lat każdy z jej rodu taki otrzymuje.
Zdolności:
Biegle posługuje się:
-Łukiem,
-Dwoma mieczami (główna umiejętność, choć strzela bardzo celnie)
Kontroluje wodę;
Ma dobrą kondycję, ćwiczyła dość dużo;
Dobrze opanowana walka Shaolin Kung-Fu i Hung Gar, używa także technik z innych sztuk walki. W jej walce pojawiają się też elementy MMA, jednak tylko, gdy jest to potrzebne; zazwyczaj polega na tradycyjnych technikach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Sob 12:45, 16 Kwi 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 18:47, 14 Kwi 2011    Temat postu:

Imię i nazwisko: Evey "Actia" Ratchett
Klasa: Mag
Wiek: 19 lat
Historia: Matka Evey, Elizabeth, była kobietą o potężnej Mocy. Zresztą członkowie jej rodziny od dawna byli wrażliwi na Moc. Elizabeth wyszła za mąż za pewnego maga. Oboje byli szlachetnie urodzenie, mieli pożyteczne zdolności i popierali króla Ralpha. Dzięki temu żyli wspaniale.
Mieli dwójkę dzieci – bliźniaków Jacka i Evey. Oboje byli bardzo wrażliwi na Moc. Od najmłodszego byli szkolenie na magów, którzy mieli służyć królowi. Kiedy dorośli na tyle, aby zrozumieć to, co działo się w imperium, stwierdzili, że nie chcą tak żyć. Chcieli zmienić to i wierzyli, być może naiwnie, w końcu byli jeszcze dziećmi, że uda im się to zmienić.
Chcieli odkryć wszystkie swoje umiejętności, aby dobrze je wykorzystać w późniejszym czasie. Zaczęli się interesować swoimi przodkami. Odkryli, że w ich rodzinie (od strony matki) byli już kiedyś jacyś bliźniacy. Jacen i Actia. Kiedy Evey i Jack dowiedzieli się o nich więcej, postanowili przybrać ich imiona.
Kiedy rodzice bliźniaków odkryli, że ich dzieci są przeciwko królowi, postanowili ich rozdzielić. Co prawda, niezbyt się przejęli planami Jacka i Evey, ale wiedzieli, że król zirytowałby się, gdyby się o tym dowiedział. (To jasne, że nie potraktowałby dwójki dzieci poważnie, ale zdenerwowałby go sam fakt, że potomkowie jego wiernych ludzi są przeciwko niemu.) Wysłali Jacka do Alpiny, a Evey została w Araluenie z rodzicami. Przez pewien czas nie pozwalali rodzeństwu pisać do siebie listów, a gdy w końcu na to zezwolili, czytali ich korespondencje. Rodzeństwo jednak znalazło na to sposób. Nauczyli się nowej umiejętności Mocy – telepatii. Co prawda, była ona słabo rozwinięta i istniała tylko pomiędzy tą dwójką.
Evey uspokoiła się trochę, chcąc uśpić czujność rodziców. Udawała, że się z nimi zgadza, chociaż naprawdę miała odmienne poglądy. Powoli zaczęła sądzić, że już nigdy nikomu nie uda się zmienić tej sytuacji. Wszystkie bunty, powstania były szybko „gaszone”. Ale wtedy pojawił się On. I chociaż wkrótce złapali go i zabili, w dziewczynę wstąpiła nowa nadzieje. Również zaczęła się buntować, ukrywając to przed rodzicami, ponieważ dzięki nim mogła wiedzieć, co dzieje się u króla.
Wygląd: Evey to brunetka o kocich, szarych oczach. Jest dość wysoka (ok. 170), szczupła i raczej drobna. Ma bardzo ładny uśmiech.
Zdolności:
Moc:
Pchnięcie Mocą
Chwyt Mocy
Błyskawica Mocy
Wyczucie Mocy
Furia Mocy (Tylko w pewnych przypadkach)
Telepatia (Słabo rozwinięta, tylko z Jackiem "Jacenem" Ratchettem)
Pozostałe:
Walka mieczem, jazda konna, pływanie oraz wspinaczka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Actia dnia Nie 22:47, 02 Cze 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:05, 14 Kwi 2011    Temat postu:

Imię i nazwisko: Leonardo Cortez

Klasa: Pirat

Wiek: 21 lat

Historia: Leonardo jest piratem. Wraz z przeklętą załogą „Calico Jack” pływa po morzach i oceanach w poszukiwaniu złota i skarbów. Jak mówiłem, jest piratem. Nikt nie chce słuchać historii o piratach, Aye?!


Jego ojczyzną jest Toscano. Nie zawsze był piratem. Był średnio zamożnym kupcem. Jako młodzieniec "kształcił się" na królewskim uniwersytecie. Zrezygnował z nauki na rzecz morskich przygód. Aby szybko się dorobić, prowadził zamorski handel z innymi państwami. Zwiedził wiele krain. Urodził się przysłowiowo pod "szczęśliwa gwiazdą". Częściej wychodził z opresji niesamowitemu szczęściu niż przemyślanemu działaniu. Od kiedy Araluen prowadzi ekspansywną politykę, handel przestał być opłacalny. Wprowadzono wysokie cła i podatki. Doprowadziło to do poważnego niezadowolenia kupców w wielu państwach. Wysłano delegację do Araluenu, która trafiła w efekcie do aresztu za przeciwstawienie się władcy. Był to początek represji wobec tej grupy społecznej. Leonardo nie zamierzał czekać aż zbankrutuje i wypowiedział otwartą wojnę wobec państwa króla Ralpha.... oraz wszystkim nieszczęśnikom którzy wplączą się w ten konflikt lub pojawią się na horyzoncie. A tak! Ponieważ Leonardo Cortez to najkrwawszy i najbardziej okrutny pirat na tych morzach. Mówią, że nikt nie przeżył starcia z jego okrętem aby móc o tym później opowiedzieć... Jednak kogo nie zapytać, zawsze historia statku „Calico Jack” jest owiana tajemnicą.

Umiejętności:
- Bardzo dobry szermierz
- Zwinny i szybki (w szczególności podczas ucieczki)
- Zna się na włamaniach i kradzieży kieszonkowej
- Wyśmienity żeglarz
- Wykształcony wynalazca, poznał tajemnicę prochu, tworzy własne „wynalazki”
- Potrafi strzelać z kuszy


Wygląd: Leonardo posiada długie, ciemne włosy oraz charakterystyczny wąsik i kozią bródkę. Nosi czerwoną bandanę. Jest wysoki i wysportowany jak na żeglarza przystało. Zwykle ubiera się w białą koszulę z długimi rękawami i skórzaną kamizelkę. Całość stroju dopełniają beżowe spodnie oraz krwiście czerwony materiał wokół pasa oznaczający wschodnie pochodzenie. Nosi wysokie, skórzane buty. Uzbrojony jest w lekko zakrzywioną szablę oraz krótki nóż. Często widuje się go z butelką rumu, który stał się wręcz nieodłącznym towarzyszem. Niestały w uczuciach. W niejednym porcie zostawił "ukochaną".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pawel2952 dnia Nie 19:09, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:18, 14 Kwi 2011    Temat postu:

Imię i nazwisko: Marika Winderhof
Klasa: mag - elementalista
Wiek: 19 lat
Pochodzenie: Imperium Aralueńskie. Tereny iberiońskie.
Historia: Rodzice Mariki poznali się i wychowali w Araluenie jeszcze za rządów króla Christophera. Jednak zanim zmarł, a jego miejsce zajął książę Ralph, państwo Winderhof dorobili się sporego majątku jako kupcy, dzięki czemu mogli sobie pozwolić na przeprowadzkę na tereby iberiońskie. Tam też przyszła na świat trójka ich dzieci: Ian, Marika i Cathy. Jednak miejsce, w którym się urodziły i korzenie matki sprawiły, że każdy z nich został obdarowany mocą. O ile jednak u Mariki czy Cathy była ona najbardziej widoczna, tak u Iana była wręcz niewyczuwalna i większość sądziła, że chłopak po prostu jej nie posiada.
Rodzina Mariki nie była specjalnie przeciwko stworzycielowi Imperium Aralueńskiego. Zasłużyła ona bowiem na miano szlachty, kiedy zaoferowała zdolności swoich córek królestwu. Wszystko się jednak zmieniło, kiedy Ian wyruszył w podróż, by, według wszystkich, dołączyć do wojsk Imperium. Niestety pewnego dnia Winderhofowie dowiedzieli się, że ich syn zginął i bynajmniej nie w służbie obrony królestwa. Okazało się bowiem, że chłopak wraz ze znajomymi postanowił walczyć przeciwko władcy. Ponieważ Marika była bardzo związana z bratem, przeżyła szok i postanowiła go pomścić. Nie miała jednak odwagi do buntu, dopóki na arenę nie wkroczył On. Po Jego ekgzekucji, dziewczyna zrozumiała, że powinna iść w Jego ślady - zbuntować się, odnaleźć zabójców brata i zemścić się. Pewnej nocy wyruszyła w podróż. Jedynie w toważystwie Melissy - swojej klaczy i Cox'a - feniksa. By obalić Imeprium Aralueńskie.
Umiejętności:
- Rzucanie nożami
- władza nad żywiołami
- zielarstwo
- jazda konno
- wspinanie się
- łucznictwo
- walka laską (+akrobacje)
Wygląd: Wysoka blondynka. Włosy wiecznie upięte w wysoki kucyk. Zielone oczy. Długa, jasna, lniania tunika z szerokim, skórzanym pasem w talii. Ciemnozielone opięte spodnie do kolan. Na stopach sandały. Jasna torba przez ramię. W ręku długa (1,8m) laska z drewna myślącej gruszy.
Dodatkowe: Szczególny lęk przed ciemnością, małymi, zamkniętymi pomieszczeniami i utratą mocy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Jenny dnia Sob 22:01, 16 Kwi 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:47, 14 Kwi 2011    Temat postu:

Imię i nazwisko: Nadanie imienia temu chłopcu było niezwykle ważną ceremonią. Odbywała się ona, gdy Bezimienny osiągnął wiek, w którym świadomie mógł przeciwstawić się woli swoich mentorów lub się z nią zgodzić. Striker oznacza Tego, Który Uderza. Niezwykle trafne było to miano dla chłopca, który lubował się w bójkach. Tak więc pierwszy wybór był prosty. Trudności nadeszły dopiero przy wyborze nazwiska, które miało określać nie cechę fizyczną Bezimiennego, acz psychiczną. Dlatego po dłuższych namysłach nazwano go Amavio, czyli Ten, Który Potrafi Kochać, gdyż był on niezwykle towarzyską osobą i uwielbiał rozśmieszać innych. Podczas uroczystości nadania imienia Bezimienny stał się Strikerem Amavio, człowiekiem, który z miłością w sercu odbierze ci twoją duszę.
Ród: Chwała Ezekielom! Chwała Jego Książęcej Mości! Chwała Księstwu Veliteru! Striker należał niegdyś do rodu Ezekielów, jednego z najważniejszych w jego ojczyźnie. Rodu, którego początki datuje się na kilkaset lat wstecz. Rodu, który władał i został pozbawiony władzy. Należał. Poprzez pewne nieprzyjemne okoliczności został pozbawiony tytułów i godności swojej rodziny. Stracił dobre imię i honor. Był to pierwszy taki przypadek w historii rodu Ezekielów. Jeszcze nigdy nikt z tej rodziny nie został wypisany z drzewa genealogicznego. Striker Amavio był pierwszy.
Klasa: Jeśli myślisz, że każdy rycerz kieruje się surowym kodeksem honorowym, to się mylisz. Jeśli myślisz, że każdy rycerz Veliteru stanowi wzór do naśladowania dla młodych adeptów, to się mylisz. Striker Amavio, rycerz Księstwa Veliteru stanowi wyjątek. Nie przejmuje się zaleceniami kodeksu. Nie obchodzą go te wszystkie nudne zasady. Kieruje się jedynie własnym rozsądkiem i pomysłowością. Kiedy trzeba, wbije ci nóż w plecy, żeby tylko osiągnąć zamierzony cel. Striker nigdy nie był ulubieńcem dam, rycerzem w lśniącej zbroi. Był zawadiaką i łobuzem. Jednak udało mu się dostąpić ceremonii pasowania.
Wiek: Striker Amavio jest młodym mężczyzną. Młodym, lecz doświadczonym. W swoim krótkim życiu przeżył wystarczająco dużo przygód, żeby podać taki osąd. Mając dwadzieścia dwa lata przeżył…. później będzie o tym, co przeżył. Dwadzieścia dwa to ciekawa liczba. Liczba mistrzowska. Określa osoby pełne energii. Pełne wigoru, który może być źle lub dobrze spożytkowany. Striker wykorzystuje go nad wyraz pożytecznie.
Historia:
AKT I - ŻYCIE DOCZESNE
Severin Ethaniel urodził się w stolicy Księstwa Veliteru jako syn Dowódcy Wojsk Książęcych. Jego ojciec posługiwał się tym tytułem, mimo iż praktycznie nie miał żadnej władzy nad wojskiem. Jego liczne błędy sprawiły, że bezpowrotnie utracił swoją pozycję, a zwierzchnictwo nad armią przejął sam Książę. Tak więc młody Severin dorastał pod okiem wiecznie pijanego ojca, którego marzenia prysły przez jego własną niemoc. Był niekiedy bity, jednak nie tak często, żeby negatywnie odbiło się to na jego psychice. Wręcz przeciwnie. Po każdym laniu obiecywał sobie, że będzie lepszy od swojego ojca, że przyjdzie czas, kiedy jego ojciec się przed nim ukorzy. W utrzymywaniu pozytywnego myślenia pomagali mu rówieśnicy. Gdy miał pięć lat często bawił się z synami innych urzędników. Nierzadko dochodziło do nieporozumień, a nawet do bójek. Severin często musiał walczyć o swoje, tak więc z wiekiem nauczył się całkiem nieźle się bić. Nie był to wielki powód do chluby, syn Wielkiego Dowódcy uczy się walczyć na ulicy z innymi dzieciakami, toż to śmiesznie. Jemu to jednak nie przeszkadzało. W wieku jedenastu lat rozpoczął szkolenie rycerskie. Musiał pożegnać się z codziennymi zabawami i bójkami i zając się pracą. Nie podobało mu się to. Chciał odejść ze szkoły rycerskiej. Tak, syn Dowódcy Wojsk Książęcych nie chciał być rycerzem. Cóż, Severin lubił się wyróżniać. Prośby skierowane do ojca nie przynosiły żadnych pozytywnych skutków. Najczęściej dostawał kolejne lanie. Musiał dalej się uczyć. Po kilku tygodniach ciężkich treningów wpadł na pewien pomysł. Jeśli nauczyciele nie będą chcieli go uczyć, wtedy będzie mógł odejść. Ha! To ci dopiero dobra idea. Zaczął więc uprzykrzać życie swoim mentorom. Zakładał pułapki, wyczyniał psoty, ośmieszał ich publicznie. Gdy był już niemal pewien, że zostanie wyrzucony ze szkoły na zbity pysk, wtedy na scenę znów wkroczył jego ojciec. Severin szykował się na kolejną porcję lania, jednak ojciec go zaskoczył. Powiedział, żeby poszedł z nim do zamku. Chłopiec zrobił to. Ethan, jego ojciec, zaprowadził go do pewnej komnaty, o której młody Severin nie miał pojęcia, że istnieje. Jej ściany były zakryte płótnem, jednak ojciec zsunął je i przed oczami chłopaka ukazał się rząd portretów. Pod samym sufitem widniał napis: „SZLACHETNY RÓD EZEKIELÓW”. Ojciec pokazał mu właśnie jego przodków. Pierwsze portrety przedstawiały królów, na późniejszych dwóch widniały postacie zwykłych żołnierzy. Potem pojawił się urzędnik i w końcu Dowódca Wojsk Książęcych. Tak mniej więcej przedstawiała się historia jego rodziny. W końcu doszli do ostatniego portretu. Przedstawiał on wysokiego mężczyznę trzymającego w rękach dwa miecze oraz z jednym, dwuręcznym, przytroczonym do pasa. Ojciec wyjaśnił Severinowi, że to dziadek chłopaka. Największy rycerz jakiego znał. Po tym wydarzeniu Severin zaprzestał głupich żartów i zajął się ostrym treningiem. Chciał pójść w ślady swoich przodków, a szczególnie swojego dziadka. Ojciec powiedział mu jeszcze , że jego portret również niedługo tam dołączy. W takim razie Severin zaczął się przygotowywać do śmierci ojca.

W końcu nadszedł czas wyprawy. Miał udać się do pewnego mistrza kowalskiego, który wykuje mu najlepsze miecze, jakie widział. Dowiedział się wcześniej, że jego ojciec również dzierżył miecz wykonany przez owego kowala. A jego przodkowie walczyli klingami wytworzonymi przez nieżyjących już mistrzów, którzy przekazywali swoją wiedzę dalej. Severin zmierzał właśnie do ostatniego z uczniów. Długo przyszło mu się zastanawiać, jaki rodzaj broni wybierze. Tradycja nakazywała, żeby to był miecz, jednak częściej kierowano się własnym rozsądkiem i w ten sposób niektórzy Ezekielowie dzierżyli włócznie, topory, a nawet młoty. Severin wiedział jednak, że jego wybór padnie na zwykły miecz, jednak jego rodzaj, to była zagwozdka. Jego ojciec dzierżył długi miecz dwuręczny. Wiedział, że dziadek posługiwał się dwoma sejmitarami. Młodzieniec wiedział, że będzie się posługiwał jedynie jednym mieczem, tak też ta opcja odpadała. Mógł wybrać katanę, była ona szybka i niebezpieczna, jednak budziłby zbyt mały postrach z jednym cienkim mieczykiem. Trzeba było wybrać co innego. Najlepszym wyborem byłby najzwyklejszy miecz półtoraręczny. Tak też wybrał. Droga była długa, jednak warta zachodu. Broń, jaką otrzymał od mistrza, była prawdziwym majstersztykiem, jedyna w swoim rodzaju. Podziękował więc kowali i wyruszył w drogę powrotną.

Severin był już niemal dorosły. Za kilka tygodni miały się odbyć jego osiemnaste urodziny. Jednak wątpił, żeby były one obchodzone hucznie. Przebywał właśnie na pewnej wyprawie, razem ze swoimi żołnierzami eskortował cenny ładunek. Zdziwił się, że tak ważne zadanie zostało powierzone akurat jemu, ale nie protestował. Wreszcie mógł się wykazać. Prowadził swój orszak drogami Aslavy, aż tak daleka była jego podróż. Razem z nim eskorta liczyła piętnastu veliterańskich żołnierzy. Z początku mogło się wydawać, że to aż nadto, lecz szybko rozwiano ten mit. Już pierwszego dnia drogi zostali zaatakowani przez słabo zorganizowaną grupę bandytów. Napastnicy zostali rozbici w puch, jednak eskorta straciła jednego rycerza oraz zdobyła kilka mało znaczących, acz dokuczliwych ran. Prawdziwa tragedia rozegrała się dopiero drugiego dnia. Wtedy to zostali zaskoczeni przez umundurowany oddział o wiele lepiej zdyscyplinowany od poprzednich napastników. Mieli oni dwukrotną przewagę liczebną nad żołnierzami Veliteru, mimo to eskorta broniła się dzielnie, odsyłając w zaświaty dwudziestu jeden napastników. I niech nikt nie mówi, że veliterańscy rycerze nie są najlepsi na świecie. Severin również odniósł rany w tej walce, być może największe, gdyż widział, jak cenny ładunek zostaje niszczony przez napastników. Leżał zakrwawiony na ziemi, nie mając sił, żeby się podnieść. Zdołał jedynie wydać ostatni okrzyk. W pewnym momencie wyczuł czyjąś obecność. Obrócił się i zobaczył jednego z napastników mierzącego się do pchnięcia włócznią. Severin nie miał szans, żeby się zasłonić. Czekał na uderzenie, aż w końcu ogarnęła go ciemność.

AKT II – ŻYCIE WIECZNE
Budząc się, słyszał szepty. Próbował coś usłyszeć z przyciszonej rozmowy, jednak zmysły go zawiodły. Na dodatek ten ból. Czuł, jakby całe jego ciało płonęło. Jęknął, gdy wziął głęboki oddech i rana na mostku ponownie się otworzyła. Nieznajomi usłyszeli go i po cichu podeszli. Nie rozpoznał ich twarzy, nawet się nie starał. Nie miał sił patrzeć. Nieznajomi popatrzyli na niego z obojętnością i jeden z nich dotknął czułego punktu przy jego szyi i ponownie ogarnęła go ciemność. Obudził się ponownie kilka godzin później, ból jakby zrobił sobie przerwę. Mógł nawet podnieść się do pozycji siedzącej. Jeszcze raz zwrócił na siebie uwagę nieznajomych, jednak teraz na ich ustach pojawił się uśmiech. Podeszli do jego posłania i jeden z nich powiedział:
- Wracasz do zdrowia, Bezimienny. To dobra prognoza.
Przez chwilę nie wiedział, co odpowiedzieć. Dlaczego nazwali go Bezimiennym? Przecież miał imię.
- Bezimienny? Jestem… jestem…
- Nieważne, kim jesteś. Dopóki nie dopuścimy się do ceremonii Nadania, będziesz nazywany Bezimiennym. A teraz odpoczywaj. Podczas następnej rozmowy będziesz potrzebował sił.
Po tych słowach ponownie się położył. Nie zapadł jednak w sen. Rozmyślał nad tym, co go spotkało i co go jeszcze czeka.

- Dobrze wyglądasz, Bezimienny. Nasze medykamenty z pewnością musiały ci pomóc.
- Z pewnością. Czuję się o wiele lepiej niż wtedy, kiedy się obudziłem.
- Dobrze to słyszeć. W takim razie przystąpisz do testu.
- Do jakiego testu? Co chcecie sprawdzać? Umiem walczyć. A tak właściwie, to kim wy jesteście?
- Na pytania przyjdzie pora. Jeśli będziesz się starał, przyjdą też odpowiedzi.
Po tych słowach Bezimienny zdał sobie sprawę, że nie są sami w tym pomieszczeniu. Upewnił się w tym, gdy usłyszał świst miecza. Cudem udało mu się uniknąć pierwszego uderzenia, a już zostało wyprowadzone drugie. Potem kolejne i kolejne. Ciosy nadchodziły ze wszystkich stron, a on starał się unikać większości z nich. Gdy wiedział, że nie zdoła się uchylić, rękami zmieniał kierunek uderzenia. Mocno pokaleczył sobie przy tym przedramiona, ale lepsze to niż rany w innym miejscu. Po chwili uderzenia zostały przerwane. Bezimienny zauważył, że ktoś przemknął wprost przed nim, a wtedy otrzymał cios w tył głowy. Zaskoczyli go. Potem zauważył ręką mierzącą w jego brzuch. Zdołał się wycofać, jednak wtedy ktoś uderzył go w nogę. Zdołał zachować równowagę, lecz zaraz nastąpił kolejny cios. Znów zacząć robić uniki. Dni spędzone na bójkach wyrobiły u niego niezły refleks, więc nie wszystkie ciosy trafiały w cel. Jednak i tak po teście był strasznie obolały. Gdy uchylił się przed ostatnim ciosem, nieznajomy, z którym przed chwilą rozmawiał, klasnął w dłonie i przed Bezimiennym pojawił się rząd zakapturzonych postaci, ubranych w maskujące ubrania. Było ich siedmiu. Siedmiu na jednego!
- Dobra robota, Bezimienny. Widzę, że warto było cię tu ściągnąć. Jesteś lepszy od swojego ojca. A może nawet i od dziadka.
- Słucham? Znałeś mojego ojca i dziadka?
- O tak! I to całkiem dobrze. Kiedy twój dziadek przybył do nas, byłem jeszcze uczniem. Teraz przewodzę naszemu stowarzyszeniu i chciałbym złożyć ci propozycję.
- Propozycję? Może najpierw ja złoże propozycję. Powiedz mi, o co w tym wszystkim chodzi i dopiero wtedy pogadamy.
- Zatem niech będzie tak, jak mówisz.
Po tych słowach zamaskowani mężczyźni opuścili pomieszczenie, a nieznajomy rozpoczął opowieść.

Z tej rozmowy Bezimienny dowiedział się wielu ciekawych rzeczy. Miejsce, w którym się znajdują mieści się na wzgórzach Aslavy, a zwane jest przez wszystkich Szkołą Sadufei, gdyż wszyscy kroczą tutaj Ścieżką Cienia. Lecz czymże jest Cień? Odpowiedź na to pytanie było mocno skomplikowane. Mistrz, gdyż tak nakazywał się zwać, wyjaśnił Bezimiennemu, że istnieje kilka rodzajów magii. Jedną z najpotężniejszych i najbardziej rozpowszechnionych jest Moc. Wszyscy, którzy jej używają, czerpią ze źródła. Zazwyczaj jest ona wykorzystywana do czynienia dobra. Bezimienny dobrze wiedział, że na świecie istnieją magowie posługujący się Mocą. Słyszał nawet pogłoski, że i w Veliterze mieszkali niedawno magowie, jednak nie dał temu wiary. Później Mistrz kontynuował opowieść. Powiedział, że istnieje także inny, równie potężny rodzaj magii. Może nawet potężniejszy od Mocy. Jego istnienie było jednak skrzętnie skrywane ze względu na historię. Niegdyś był używany do złych celów, dlatego teraz zostają nim obdarzeni jedynie nieliczni, a nawet ci muszą przejść próbę, żeby zacząć się w nim szkolić. Został nazwany Cieniem ze względu na jego barwę oraz maskujące zdolności. „Cień to płynna magia.”, mówił Mistrz, „Może przybierać dowolny kształt, o ile potrafisz go z siebie wydobyć.” Następnie dowiedział się, że wszyscy męscy potomkowie z jego rodziny zostali obdarzeni tą mocą. Jednak do tej pory żaden z nich nie zdecydował się jej uwolnić. Każdy bez wyjątku wolał obrać drogę miecza. I wtedy Mistrz zadał mu pytanie, „Czy zechcesz pójść Ścieżką Cienia?” Tylko tyle. Bez żadnego wychwalania tej sztuki. Nie powiedział, uczyni go ona niezwyciężonym, potężnym. Nie, tylko te kilka słów. Jednak Bezimienny już na samym początku podjął decyzję. Owszem, był rycerzem. Jednak nigdy o tym nie marzył. Chciał pójść Ścieżką Cienia. Powiedział o tym Mistrzowi i tak rozpoczęła się jego nauka. Do jego osiemnastych urodzin pozostało jedynie trzy tygodnie.

Bezimienny ćwiczył codziennie od świtu do nocy z przerwami tylko na toaletę i posiłek. Chciał pokazać, że jest godny daru, jakim został obdarzony. Był jednak trochę zaskoczony sposobem nauki. Przez dwadzieścia dni treningu ani razu nie usłyszał od nauczyciela słowa o magii. Tylko trening fizyczny. Jego nauczyciele skupili się na walce i gimnastyce. W dniu swoich osiemnastych urodzin Mistrz zaprosił go do swojego pokoju. Był on przestronny, a zarazem skromny. Żadnym niepotrzebnych mebli. Na podłodze leżała mata, a wokół niej ustawione były poduszki. Mistrz zaprosił go, żeby usiadł. Bezimienny tak uczynił.
- Podaj mi swój miecz.
Zaskoczyła go ta prośba, gdyż Mistrz ani razu do tej pory nie prosił go o pokazanie swojej broni. Zrobił jednak, jak mu kazano. Wyciągnął miecz z pochwy i podał go Mistrzowi. Ten jednak go nie przyjął. Bezimienny nie wiedział co robić. Stał tak z mieczem wyciągniętym w kierunku swojego mentora. Wtedy Mistrz zrobił coś, czego młodzieniec nigdy nie zapomni. W jego ręce zaczęła się formować czarna maź. Wypływała jakby z jego ciała. Po jakimś czasie uformował się miecz. Dłoń mistrza dalej była pokryta czarną substancją. Gdy Bezimienny skończył się dziwić, Mistrz machnął czarnym mieczem, jakby od niechcenia i przeciął miecz swojego ucznia. Jakby rozcinał powietrze. Nie rozległ się żaden dźwięk. Żadnego zgrzytu. Kunszt sztuki kowalskiej, najlepsza stal. To wszystko zostało zniszczone jednym, obojętnym cięciem.
- Takie możliwości daje nam Cień. Możemy uformować każdy kształt, w granicach rozsądku oczywiście. Nasze miecze są ostrzejsze od czegokolwiek innego, gdyż są one stworzone z magii. Dzięki niemu możesz żyć wiecznie, ale możesz też zginąć przedwcześnie. Zapamiętaj dobrze tę lekcję. I przyjdź dzisiaj wieczorem do Sali Ceremonialnej o zmroku. Czeka cię kolejny test.


Bezimienny siedział na mocnym, drewnianym krześle z oczami zawiązanymi czarną chustą. Nic nie wiedział, lecz słyszał, że zgromadziło się dużo ludzi. Nie wiedział, co go tu czeka. Kolejny test, tak powiedział Mistrz. Jednak na czym on ma polegać? W końcu z jego oczu zdjęto opaskę i zobaczył, że Mistrz jest ubrany w odświętne szaty i trzyma w rękach miskę z czarną substancją.
- Bezimienny, dzisiaj dostąpisz ceremonii Nadania. To nagroda za twoje dotychczasowe osiągnięcia.
Młodzieniec nie wiedział, co powiedzieć, więc dalej milczał i obserwował.
- Zostanie ci dzisiaj nadane imię. Jeśli ci się jednak nie spodoba, masz prawo sprzeciwu.
Tak już lepiej. Dobrze wiedzieć, że może się nie zgodzić.
- Od dzisiaj będziesz nazywany imieniem Striker oraz nazwiskiem Amavio. Czy przyjmujesz ten zaszczyt?
Striker Amavio. Tak, dobrze to brzmi. Ten, Który Uderza i Ten, Który Kocha. Pasuje jak ulał.
- Tak.
I z tym słowem rozpoczęło się namaszczenie czarną substancją, która, jak się później dowiedział, nie była wcale Cieniem.

AKT III – ŻYCIE POZAGROBOWE
– Jesteś pewien, że to konieczne?
- Oczywiście.
Striker Amavio właśnie przymierzał się do bardzo niebezpiecznego manewru. Mógł przy tym zginąć. Tak właściwie, to musiał przy tym zginąć. A przynajmniej tak powinno się wydawać. Wcześniej Mistrz wytłumaczył mu, że nie jest bezpieczny. Adepci Szkoły Sadufei rozgromili aslaviańskich żołnierzy, tak więc nikt nie doniósł o jego śmierci. Nie znaleziono też ciała, co musiało oznaczać jedno. Severin Ethaniel wciąż żyje. Mógł on zasiać ziarno niezgody pomiędzy Veliterem a Aslavą, a tego nikt nie chciał. Tak więc trzeba było się go pozbyć.
- W Aslavie grasuje mnóstwo rzezimieszków. Władca kraju pewnie już wysłał poselstwo z tą wiadomością, że napadli was bandyci i cała wasza eskorta niechybnie zginęła do twojego Księcia. Jednak, gdybyś ponownie się pojawił, wtedy wojna byłaby nieunikniona. Dlatego lepiej, żebyś zginął. Lepiej dla Aslavy i dla twojej ojczyzny.
To całkowicie upewniło Strikera w konieczności tego czynu. Osłabienie Veliteru w tych czasach nie byłoby wskazane. Przy obecnej potędze Araluenu ojczyzna Strikera szybko przestałaby istnieć. Więc trzeba wziąć się do roboty. Striker wspiął się na konia, skinął głową mistrzowi i ruszył pełnym galopem. Jechał kilka minut, aż dotarł do miasta. Tam się nie zatrzymał, lecz jeszcze bardziej popędziło konia. Wpadł na rynek w pełnym galopie. Z pewnością wzbudził już zainteresowanie strażników. Wtedy wyjął pożyczony miecz z pochwy i zaczął robić zamieszanie. Rozcinał płótna sprzedawane przez kupców, deptał owoce i warzywa, groził mieszkańcom mieczem. Mało gustowne, acz skuteczne. Wkrótce zaroiło się od strażników, którzy starali się go uspokoić. Striker odezwał się tylko wulgarnym słowem i odjechał. Wtedy jeden ze strażników nakazał pościg. Traf chciał, że tym strażnikiem był jeden z adeptów Szkoły Sadufei ubrany w mundur i uzbrojony w łuk. Reszta gwardzistów poszła za jego śladem i kilka chwil później Striker był ścigany przez oddział żołnierzy. Adept przebrany za strażnika, gdy znalazł się w odpowiedniej odległości, wystrzelił z łuku. Strzała trafiła Strikera prosto w plecy i zrzuciła go z konia. Gdy strażnicy podjechali do jego ciała, sprawdzili, czy żyje. Odpowiedź brzmiała „nie”. Niewyczuwalny puls, brak oddechu. Trup. No może prawie trup. Strażnicy bowiem nie wiedzieli, że grot strzały, która trafiła mężczyznę został nasączony pewną substancją, która spowalnia wszystkie procesy życiowe. Na kilkanaście minut. Tak więc kilka chwil później Striker podniósł się i wyciągnął strzałę z pleców, które wcześniej grubo owinął materiałem, żeby zmniejszyć siłę strzału. Udało się. Severin Ethaniel nie żyje. Pozostało jeszcze wprowadzić ostatnie poprawki. Gdy wrócił do Szkoły, przefarbował swoje blond włosy na brązowo i krótko je ostrzygł. Podczas jednego treningu złamał sobie nos, który trochę krzywo się zrósł, więc nie potrzeba mu było więcej zabiegów. Miał prawie całkowicie nową twarz. Już nikt nie rozpozna w nim syna Dowódcy Wojsk Książęcych. Tymże sposobem stracił także szansę na odziedziczenie po ojcu jego stanowiska, jednak to i tak było mało prawdopodobne po tym, jak został on wykreślony z rodu Ezekielów. Być może jego rodzina straci nawet tak wysoką pozycję, gdyż nie będzie komu przyjąć stanowiska Wielkiego Dowódcy, które od kilkudziesięciu lat należało do Ezekielów. Cóż, świat się zmienia, trzeba się jakoś z tym pogodzić.

Striker Amavio czytał w swoim pokoju list od zaufanego informatora z Veliteru. Mężczyzna nie zdradził mu oczywiście swojej prawdziwej tożsamości, lecz dał wystarczający powód do tego, żeby obdarzyć go zaufaniem. Wieści były niepokojące. Chociaż nie. Niepokojące to złe słowo. Katastrofalne brzmi o wiele lepiej. Pomniejsze prowincje Veliteru się zbuntowały, a nowy Książę nie potrafił stłumić powstania. Co gorsza, zmarł ojciec Strikera i wojsko nie ma swojego dowódcy. Sytuacja była bardzo zła. Striker popatrzył na kalendarz. Miał już dwadzieścia jeden lat, niedługo stuknie mu dwadzieścia dwa. Czyż nie tyle samo miał jego ojciec, gdy umierał dziadek? Cóż, nie to jest najważniejsze. Veliter płonie, trzeba go ratować. Striker nie był tym samym człowiekiem co kiedyś, ale Książę z pewnością uwierzyłby w jego historię i przyjął na stanowisko Wielkiego Dowódcy. A Striker wiedział, że zdołałby uspokoić sytuację. Wierzył w to. Udał się czym prędzej do Mistrza i opowiedział mu o sytuacji w jego ojczyźnie. Powiedział też, że wyrusza.
- Nie możesz. Nie ukończyłeś szkolenia. Pozostały ci jeszcze trzy lata. Trzy najważniejsze lata, podczas których dowiesz się, co naprawdę może Cień.
- Przykro mi, ale ojczyzna jest dla mnie ważniejsza. Być może wrócę by ukończyć szkolenie, gdy wszystko się uspokoi.
- Nie wrócisz. Z chwilą, z którą przekroczy próg tej Szkoły, zostaniesz z niej wyrzucony. Nigdy nie będziesz mógł powrócić.
– W takim razie żegnaj, Mistrzu. Dziękuję ci za to, czego zdążyłeś mnie nauczyć.
Po tych słowach opuścił Szkołę Sadufei i nigdy już do niej nie powrócił.

Patrzył, jak jego ojczyzna upada. Spóźnił się. Sztormy zatrzymały go na morzu na zbyt długi czas. Jego kraj spłonął. W ślad za mniejszymi prowincjami zbuntowały się te większe. Kraj się podzielił, wybuchła wojna domowa. Gdy Striker dobił do brzegu, dojrzał gruzy po wielki zamku Księcia. Domy zostały zrównane z ziemią, trupy zaścielały całe ulice. Przy życiu zostało niewielu, którzy już dawno opuścili te ziemię. Księstwo Veliteru przestało istnieć. Kraj chlubiący się najlepszym rycerstwem spłonął. Rzecz nie do pomyślenia. Striker opadł na kolana. Cieszył się, że wrócił. Niczego nie zdziałał, został wyrzucony ze szkoły, a jednak się cieszył. Odnalazł gruzy własnego domu. Zszedł do najniższej komnaty i odsłonił płótno. Zobaczył portret swojego ojca. Był dumny, z wysoko uniesionym mieczem, odnosił zwycięstwo. Po części to on odpowiadał za obecną sytuację. Oddał Księciu zbyt dużą zwierzchność nad wojskiem. Jednak w tej chwili Striker nie mógł myśleć o nim źle, nie teraz. Gdy się otrząsnął, zaczął rozmyślać nad swoim losem. Co teraz zrobi? Nie może powrócić do Szkoły. W Veliterze też miał nic do roboty. Niedawno dotarły do niego pogłoski o sytuacji w Araluenie. Ludziom żyło się nie najlepiej. Cóż, może warto byłoby zrobić dobry uczynek i w jakiś sposób pomóc tym biedakom? A może Striker znajdzie kogoś, kto również podążył Ścieżką Cienia, i ten ktoś pozwoli mu ukończyć szkolenie. Tak też uczynił. Zanim jednak wszedł na statek, postanowił uczynić jeszcze jedną rzecz. Włamał się do grobowca rodzinnego. Odnalazł pomnik swojego ojca i odsunął kryptę. O dziwo! nie znalazł tam ciała. Czekało tam na niego coś innego. Miecz jego ojca. Ethan nazywał go Kąsaczem i mówił, że ma dla niego wielką ważność sentymentalną. Na mieczu był wyryty znak. Znak, który Striker znał aż za dobrze. Zanim zamknął kryptę, dostrzegł jeszcze małą kartkę. Wziął ją i wyszedł z grobowca. Przytroczył do pasa miecz, który w rzeczywistości nie był mu do niczego potrzebny. Potrafił przecież wytworzyć klingę z Cienia. W końcu znalazł się na statku do Araluenu i wyruszył. Na ląd zstąpił w dniu swoich dwudziestych drugich urodzin.

Wygląd: Striker Amavio nie jest wysokim mężczyzną, lecz nazwanie go „niskim” stanowiłoby grubą przesadę. Jeśli ktoś chciałby poznać jego dokładny wzrost, to mogę powiedzieć, że Striker mierzy sto siedemdziesiąt osiem centymetrów. Czyli mieści się w granicach przeciętności. Skoro ta kwestia została wyjaśniona, przejdźmy dalej. Mężczyzna nie jest potężnie umięśniony, nie rozrywa ubrań, gdy napnie bicepsy, koszule na jego klacie nie pękają w szwach. Nie jest też chuchrem. Podobnie jak w przypadku wzrostu budowa jego ciała jest przeciętna. Aczkolwiek nie oznacza to, że jest słaby i ślamazarny, co to to nie. Striker co prawda jest urodziwy, ale nie w stopniu, że kobiety same do niego lgną, o nie! Płeć piękna zaczyna za nim szaleć dopiero wtedy, gdy na jego twarzy pojawi się szelmowski uśmieszek. Ma on uniwersalne zastosowanie. Najczęściej pojawia się wtedy, gdy Striker planuje jakąś psotę, innym razem, gdy flirtuje z dziewczynami, inaczej, kiedy szykuje coś mrocznego i ryzykownego. Jego brązowe oczy mają w sobie blask. Nawet gdy Striker się złości, jego oczy zawsze się śmieją. Na twarzy nie ma żadnych specyficznych znaków. Zero tatuaży, blizn, znamion, piegów. Nic. Inaczej ma się z resztą ciała. Ukośnie przez mostek przebiega cienka blizna, pamiątka po jednym z treningów szermierczych. Na lewym ramieniu ma tatuaż, znak pewnego stowarzyszenia, do którego zdążył dołączyć w jakże krótkim jeszcze życiu. Przedstawia on dwa skrzyżowane miecze, z których unosi się czarny dym. Oprócz tego ma jeszcze kilka pomniejszych szram na przedramionach, jednak nie rzucają się one zbytnio w oczy.
Zdolności: Umiejętności Strikera nie są ani liczne, ani rozbieżne. Głównie skupiają się one na walce. Szczególnie upodobał sobie miecze i walkę wręcz. W tym drugim jest niekwestionowanym mistrzem. Zna kilka sztuk walki. I nie nudnych jak kung-fu, gdzie musisz uwolnić wewnętrzną energię, nie karate, które podobno służy jedynie do obrony, żadne tai-chi, w którym główną rolę pełnią ład i harmonia. O nie! To by nie było w jego stylu. On woli coś lepszego, ciekawszego. Na przykład capoeira, która łączy walkę i powietrzne akrobację, ninju-tsu, kiedy trzeba się skradać lub pozostać niewidzialnym, kick-boxing, kiedy nie ma żadnych zasad, a liczy się jedynie zwycięstwo. Walka mieczem też jest jego ciekawym upodobaniem. Mimo iż nie radzi sobie w niej równie dobrze co w walce wręcz, to nie można powiedzieć, że jest w tym słaby. Woli używać mieczy jednoręcznych i zazwyczaj wykorzystuje je tylko po to, żeby dobić przeciwnika po uprzednim ogłuszeniu jednym ze znanych mu ciosów ręką lub nogą. Jednak gdy przychodzi walczyć z większą grupką przeciwników, a nawet całą armią, wtedy sztuki walki, które są bardziej męczące i mniej skuteczne, nie przydają się tak bardzo, jak ostra klinga. Do innych zdolności Strikera należy jazda konna, która również niezmiernie przydaje się podczas starć oraz zwykłego przemieszczania się. Oprócz tego mężczyzna ma jeszcze kilka pomniejszych, niezwiązanych z walką umiejętności. Po pierwsze, uwielbia przyrządzać różne żarty i pułapki dla swoich bliźnich. Jest w tym całkiem niezły. Potrafi zaplanować psotę, która wymaga połączenia kilku przedmiotów, a efekt powstaje niesamowity. Po drugie, iluzja. Stiker zna kilka magicznych sztuczek, których nauczył się ku uciesze gawiedzi, a także dam dworu. Po trzecie, skradanie się. O tak, skradanie się. Nie opanował tej sztuki w sposób iście mistrzowski, aczkolwiek niewiele mu do tego brakuje. Jeśli chodzi o korzystanie z Cienia, to jest ono trochę skomplikowane. Striker potrafi przyoblec całe swoje ciało w Cień, który w takim przypadku działa jak zbroja. Można go oczywiście zranić, jednak wszelkie uderzenia zostają lekko zamortyzowane. Jednak takie użycie magii jest bardzo niebezpieczne. Gdy Striker po raz pierwszy oblekł się Cieniem, zemdlał i nie budził się przez tydzień. Próbował jeszcze kilka razy z podobnym skutkiem, choć ostatnim razem czas kuracji trochę się skrócił. O wiele przystępniejszą formą korzystania z Cienia jest tylko tworzenie przedmiotów w ręce. Cień wydobywa się wtedy z dłoni i przybiera pożądany kształt. Zabiera to energię, jednak w nieznacznym stopniu. Innych możliwości wykorzystania Cienia Striker jeszcze nie odkrył.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:54, 14 Kwi 2011    Temat postu:

Imię i nazwisko: Rina D’Morte
Klasa: Mag
Wiek: 19
Historia: Rina pochodziła z zamożnej rodziny. Wychowała się razem ze swoim starszym o 2 lata bratem – Renem. Ich dziadek był bohaterem za czasów dawnego króla, natomiast ojciec został zabity z rozkazów nowego władcy Ralpha, ponieważ nie popierał jego decyzji. Ją i brata samotnie wychowywała matka. Ona nie dawała sobie w kaszę napluć. Nie bała się poruszać kontrowersyjnych tematów, tj. głód, brak równouprawnienia, samobójstwa, kary śmierci, itp. Jednymi słowy była herszt babą. W wieku 10 lat wysłała Rinę na nauki u maga Anthony’ego. Był strasznym, marudnym, starym ramolem, choć umiejętności posiadał bardzo dobre, jednak jego metody nauczania… no proszę bogowie, on nie wiedział jak postępować z ludźmi. Czasem Rina miała ochotę walnąć w łysy łeb swojego nauczyciela. W wieku 18 lat, po ciężkiej harówie u Anthony’ego i nabyciu tylu umiejętności, że ich nie potrafiła zliczyć – wróciła do domu w towarzystwie swojego konia - Travisa. Po kilku miesiącach spotkała się z bratem. Nie był już on małym chłopczykiem, miał 20 lat i trzeba przyznać, że całkiem seksownie wyglądał. No więc wraz z Renem wyruszyli w poszukiwaniu przygód i stawianiu czoła niebezpieczeństwom.
Wygląd: Szczupła i wysoka dziewczyna o piwnych oczach i ciemnych włosach. Najczęściej nosi ubrania koloru czarnego, zwykle tuniki i obcisłe spodnie.
Umiejętności: Elektrokineza (wytwarzanie kul energii), Pyrokineza (kontrola nad ogniem), Telekineza (przesuwanie przedmiotów za pomocą siły woli), Projekcja astralna (przeniesienie ciała, w dowolne, niedalekie miejsce), całkiem dobrze posługuje się sztyletem i mieczem jednoręcznym.
Dodatkowe: Posiada bliznę na przedramieniu, tak jak jej brat Ren.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raqasha dnia Czw 21:56, 14 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:20, 14 Kwi 2011    Temat postu:

<b>Imię i nazwisko:</b> (lub imię i ród) Kalen, syn Maldara ślusarza (brak rodu i nazwiska)

<b>Klasa:</b> Zabójca

<b>Wiek:</b> 23 lata

<b>Historia: </b>
Urodzony w wiosce jako syn ślusarza nie był nikim wyjątkowym, lecz jego życie zmieniło się. W wieku 9 lat został porwany przez bandytów. Jako, że okup przez nich żądany przewyższał możliwości ojca chłopaka bandyci zapowiedzieli, że go zabiją na oczach mieszkańców wioski. Chcieli się go pozbyć brutalnie - na początku odciąć mu ręce i nogi a na końcu głowę. Cudem uwolnił się z wiążących go kajdan dzięki zdolności otwierania zamków, której nauczył się od ojca. Ukrywał się w lesie do momentu gdy bandyci nie potrafiąc go odnaleźć dali sobie spokój i odjechali, wtedy wrócił do swojego rodzinnego domu. Ojciec stwierdził, że warto nauczyć swojego syna paru umiejętności, które pomogą mu przeżyć w tym świecie. Zaczął od nauki otwierania zamków i cichego poruszania się - tego ostatniego nauczył go znajomy z czasów młodości, teraz wytrawny myśliwy.

Gdy miał 12 lat, często razem z ojcem wybierał się poza miasto, aby ćwiczyć się w sprawnym posługiwaniu nożami oraz polowaniu na zwierzynę. Jego matka zmarła z nieznanego powodu gdy miał 6 lat.
W wieku 14 lat stracił ojca gdy wróg zaatakował ich rodzinne miasto. Maldar poświęcił swoje życie aby ratować syna. Jako jeden z nielicznych Kalen przeżył tą rzeź. Przed śmiercią ojciec dał mu medalik w kształcie strzały do powieszenia na szyję, nie wyjaśnił skąd go miał.

Po ucieczce na grzebiecie konia, którego nazwał Alrid udał się w świat. Po drodze spotkał zabójcę, który nauczył go fachu. Gdy miał 16 lat ich ścieżki się rozeszły. Jak rzekł mu mentor: "Zabójca kroczy sam." Od tej pory samodzielnie ćwiczył wszystkie wyuczone wcześniej umiejętności, zwiedził trochę świata.

<b>Wygląd:</b>
Szczupły, średniego wzrostu chłopak. Przeważnie skrywa się w czerni swego ubrania. Głowę przykrywa mu kaptur, czasem go zdejmuje, najczęściej w karczmach i innych budynkach. Widać wtedy jego młodą twarz, średniej długości blond włosy i mocno zielone oczy. Twarz ma dość urodziwą. Nie jest specjalnie muskularny ale nie ma problemu z kondycją. Wygląda dość młodo.

<b>Zdolności: </b>
-Umie cicho się skradać i podejść niezauważenie do przeciwnika.
-Posiada wiele noży, którymi potrafi doskonale się posługiwać (te do bezpośredniego ataku jak i do rzucania).
-Jego zdolności są doskonałe szczególnie w nocy (w ciągu dnia nie radzi sobie tak dobrze, ale też potrafi co nieco )
-Doskonale widzi w nocy (więcej niż przeciętny człowiek).
-Potrafi się wspinać na duże wysokości, np. na dachy domów.
-Potrafi jeździć na koniu.
-Potrafi otwierać kłódki i zamki.
-Ma dużą zręczność - potrafi skoczyć z dużej wysokości oraz skakać na dość spore odległości.

P.S. Adirael, książkę piszesz? Razz Kurcze, dajesz mi robotę w czytaniu (ale wena była, widzę Wink ).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kryseik dnia Czw 22:22, 14 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 12:50, 15 Kwi 2011    Temat postu:

Imię: Castagiro
Nazwisko: Sunder
Pseudonim: Svart, Cast, Casta
Rasa: Człowiek
Klasa: Mag Zbrojny
Pochodzenie: Iberion, okolice Amicii
Wiek: 113 lat
Historia:
Historia mojego życia tak? Cóż, jest ona zagmatwana i nie ocieka wspaniałością jak niektórych. Zaczęło się całkiem banalnie, to znaczy, urodziłem się. Jestem... nie, już nie jestem. Byłem synem oficera armii Iberionu. Mój ojciec był bardzo poważanym człowiekiem. Surowym ale dobrym. Matka zaś wspaniałą kobietą, pełną współczucia i empatii. Nie miałem rodzeństwa, przynajmniej do pewnego zdarzenia, o którym zaraz powiem. Dzieciństwo przebiegało mi nad wyraz spokojnie. Ojciec przygotowywał mnie do szkoły wojskowej, uczył wszelkich tajnik taktyki i strategii. Uczyłem się pisać, czytać, jeździć konno oraz walczyć. Od najmłodszych lat. Tak, dzieciństwo miałem spokojne, cudowne wręcz. Dopóki nie nadszedł ten czarny dzień. . Byłem wtedy z matką na targu. Oddaliłem się dosłownie na parę metrów. To mnie zgubiło. Poczułem tylko ból w tyle głowy i oczy spowiła mi ciemność. Obudziłem się w jakimś lochu, prócz mnie było tam jeszcze około dziesięciu osób. Nikt nie wiedział co sie dzieje. Wiedzieliśmy, że padliśmy ofiara porywacza. Ale po co mu tyle osób? Szybko się dowiedziałem. Porywaczem okazał się pewien mag, Mortyr, chory psychicznie, chciał stworzyć armię żołnierzy idealnych dlatego porywał dzieci by od młodego szkolić. Na każdym z nas prowadził eksperymenty. Chciał połączyć metal ze skórą człowieka tak by stworzyć...no właśnie, co? Prócz tego musieliśmy się uczyć walki bronią biała, strzelecką oraz skradania się. Mieliśmy być jednostka elitarną, zdolną przetrwać w każdych warunkach, zdolną pokonać każdego wroga. Wyposażona w dziwny sprzęt. Mieli nas nazywać Svartami i nazwa ta miała wzbudzać strach. Przy okazji wyszło, że ów mag ma chore zboczenie na punkcie dzieci. Wykorzystywał nas seksualnie kiedy chciał, kiedy mógł, jak chciał. Po sześciu latach zostaliśmy uratowani. Mag został wykryty, jego plan zniwelowany a my uratowani. My to znaczy cztery osoby, w tym ja. Z całej czwórki wyglądałem najgorzej. Ja oraz i jeszcze jeden byliśmy z pierwszej łapanki. Pozostała dwójka z późniejszej. Ludzie, którzy nas uratowali zabrali nas do medyka, do Mei gdyż w okolicach tego miasta mag urzędował. Po dwóch dniach od dotarcia do miasta, mój kolega, z, jak to powiedzieć, mojego rocznika zmarł. Zostało nas trzech. Wypuścili nas po dwóch miesiącach. Od tamtego dnia tułam się po świecie unikając ludzi, chyba, że wyczuje szansę zarobku. Dlaczego tamten chłopak zmarł? Mag w każdego z nas „wlewał” dawkę mocy, która miała nas utrzymywać przy życiu. Chłopak nie przeżył, niestety. A może to i lepiej? Mniejsza z tym, chłopak miał za małą dawkę. Organizm nie był w stanie utrzymać przy życiu takiego mutanta. Mortyr twierdził, że znalazł Azara, czyli najpotężniejsze źródło mocy magicznej jakie kiedykolwiek istniało. Uważał, że to właśnie on, Azar, utrzymuje mnie przy życiu. Azar był we mnie nieaktywny, to znaczy, był uśpiony i jego aura pozwalała mi żyć. Coś w tym stylu. Wracając jednak do tematu, kojarzycie tę historię z półbogami i posążkiem? Uczestniczylem w tej kampanii a dokładniej w jej końcówce. Wtedy to Mortyr ujawnił się, pokazał, że żyje. Zawładnął mym ciałem, a mówiąc ściślej umożliwiłem mu to by go wytropić. Gdy zdołałem go wypędzić, po tej wielkiej bitwie, ruszyłem w ślad za Mortyrem. Dotarłem aż do Pogranicza Galii i Alpiny. Tam Mortyr zbudował nową siedzibę i zatakował ludzi z nowym oddziałem Svartów. Zmierzyłem się z nim. Szczegółów walki Wam nie opowiem, wiedzcie tylko, że w jej trakcie Azar został aktywowany. Muszę tu wspomnieć, że aktywacja Azara jest procesem niebezpiecznym. Jeżeli osoba, która „budzi” tę moc, nie okiełzna jej, zniszczy cały świat. Nie wiem jakim cudem, ale udało mi się aktywować Azara, może poprzez wściekłość, i nie zniszczyć nic prócz siedziby Mortyra i jego samego. Po walce obudziłem się daleko od miejsca potyczki. Uznałem, że czas zaszyć się na długo. Dzięki temu mogłem eksperymentować na sobie oraz uczyć się nowych rzeczy. Po dziesiątkach lat wyszedłem z ukrycia, w górach na północy i znów chadzam po świecie, ale prawie nikt o tym nie wie. Wszyscy myślą, że nie żyję. I tak jest lepiej.

Wygląd:Pomimo ukończonych 113 lat, Castagiro wygląda na mężczyznę w wieku 24 lat. Wysoki, około 186cm wzrostu. Waga, „na oko” 95kg, dobrze zbudowany, szerokie ramiona i klatka piersiowa. Włosy koloru czarnego sięgające połowy karku. Oczy koloru brązowego, gęste brwi i równo rozłożone rzęsy. Nad lewym okiem widoczna blizna. Widać, że kiedyś był przystojnym młodym mężczyzną, jeszcze przed zmianami. Ubrany w skórzane spodnie koloru czarnego, przeszywanicę w odcieniu ciemnobrązowym, na to nałożona kolczuga a na nią zaś specjalnie przerobiona koszula, która tłumi hałas kolczugi. Na to wszystko nałożony płaszcz w ciemnym kolorze z szerokim kapturem. Na dłoniach czarne skórzane rękawice a na nogach buty wojskowe przystosowane do skradania się. Prócz tego na twarzy nosi specjalny materiał zakrywający twarz od brody po połowę nosa. Wszystko to skrywa najważniejsze. Z racji wydarzeń z przeszłości jego ciało zostało zdeformowane i wzbogacone. W wyniku eksperymentów na wierzchniej części przedramion, ramion(obydwa obszary osłonięte zarówno na mięśniu dwugłowym jak i trójgłowym), na barkach, wierzchu dłoni i palców oraz na klatce piersiowej ma metalowe wstawki. Fragmenty metalu znajdują się także na prawej części pleców, na piszczelach (boki również), bocznej i przedniej części ud oraz na prawej części twarzy a dokładniej mówiąc od ucha do nosa przykrywając część czoła, policzka do brody. W miejscu gdzie jest dziura na oko wstawiony jest specjalny krwisty kamień dzięki któremu Castagiro widzi w nocy.
Zdolności:
- skradanie się i tropienie
- dzięki specjalnemu klejnotowi widzi w ciemnościach
- podstawowe strzelanie z łuku, dzięki któremu może swobodnie polować i unieszkodliwić z dwu lub trzech wrogów w zadowalającym szybkim tempie, mistrzowskie władanie bronią białą i obrona tarczą
- bardzo podstawowe umiejętności lecznice za pomocą specjalnych ziół
- zaawansowane umiejętności w posługiwaniu się magią ognia
- Zwiększona siła, zręczność i zwinność
- pływanie oraz wspinanie się (budynki, skały itp)

Ekwipunek:
- plecak a w nim jedzenie, zioła lecznicze oraz kamień do ostrzenia broni
- miecz, dwa sztylety,
- prócz ochrony na ciele ma dodatkowo lekki pancerz składający się z karwaszy, naramienników oraz nagolenników, na piersi zaś nosi lekką kolczugę,
- na prawej ręce, a dokładniej w jej metalowej części, mechanizm z ostrzem o długości 15 cm (przypomina mały miecz). Sam mechanizm znajduje się pod warstwą metalu, dzięki odpowiednim modyfikacjom może być uruchamiany za pomocą myśli użytkownika


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Castagiro dnia Pią 16:54, 15 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:35, 15 Kwi 2011    Temat postu:

Imię: Emma Sonic
Pochodzenie: Okolice miasteczka Corsham, północny Araluen
Klasa: mag
Historia: Razem z matką Penelopą i ojcem Saradanem wychowywała się w pobliżu małego miasteczka. Saradan kiedyś był kiedyś sierżantem w wojsku króla, ale odszedł ze służby i stał się Jego zwolennikiem. Zaczął nawet organizować niewielki oddział, który w razie wybuchu powstania wspomógłby główne siły rebeliantów. Niestety, wśród jego ludzi znalazł się zdrajca, który doniósł królowi o zamiarach Saradana i jego ludzi, którzy zostali aresztowani i uwięzieni w królewskich lochach.
Od tamtej pory nastoletnia Emma i jej matka musiały radzić sobie same.
Dziewczyna postanowiła kontynuować dzieło ojca i uwolnić go - aby osiągnąć ten cel, zamierzała przystać do rebeliantów. Odtąd zaczęła ćwiczyć umiejętności magiczne, które odziedziczyła po swojej matce. Penelopa była kiedyś wielką czarodziejką, ale z czasem Moc przestawała słuchać jej jak dawniej. Wciąż jednak pamiętała swoje nauki i przekazała je córce. Gdy nadszedł odpowiedni czas i Emma nauczyła się tego, co jej było potrzebne, pożegnała matkę i ruszyła w głąb kraju w poszukiwaniu rebeliantów.
Wiek: 18 lat
Wygląd: Szczupła, średniego wzrostu (175cm). Włosy blond, ułożone w luźne loki swobodnie opadające na plecy lub w kucyku. Oczy duże, brązowe. Usta różowe, rysy twarzy łagodne, choć nie wyraźnie zaznaczone. Cera dosyć blada.
Ubrana w obcisłe spodnie wpuszczone w wysokie kozaki i luźną lnianą koszulę.
Umiejętności:
-rzucanie kulami energii
-władza nad materią (przesuwanie przedmiotów siłą woli)
-jazda konna
-walka mieczem
-telepatia (nierozwinięta)
Ekwipunek: koń, sakiewka, miecz jednoręczny, talizman na szyi.

E:Zmiana umiejętności i historii. Urozmaiciłam. Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pedantka dnia Nie 18:24, 17 Kwi 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 18:42, 15 Kwi 2011    Temat postu:

Imię i nazwisko: Ren D’ Morte
Klasa: Szermierz
Wiek: 21
Historia: Ren pochodził z zamożnej rodziny. Wychował się razem ze swoją młodszą o 2 lata siostrą- Riną. Ich dziadek był bohaterem za czasów dawnego króla, natomiast ojciec został zabity z rozkazów władcy Ralpha, ponieważ nie popierał jego decyzji. Jego i siostrę samotnie wychowywała matka. Ona nie dawała sobie w kaszę napluć. Nie bała się poruszać kontrowersyjnych tematów, tj. głód, brak równouprawnienia, samobójstwa, kary śmierci, itp. Jednymi słowy była herszt babą. W wieku 10 lat został wysłany przez matkę na szkolenie do jednego z najlepszych szermierzy królestwa. Jego mistrz był bardzo wymagający i stosujący żelazną dyscyplinę i nie popierał aktualnego władcy, dlatego też matka chłopka uznała go za odpowiedniego nauczyciela dla syna. Przez wiele lat chłopak pobierał u niego nauki walki specyficznymi mieczami, ponieważ posługiwał się wschodnim mieczem, kataną oraz szablą pozostawioną mu w spadku, pamiątką rodzinną, choć jego nauczyciel sam posługiwał się tradycyjnym mieczem. Dodatkowo uczył się skradania i krycia się. Ze swoim mistrzem podróżował po świecie dzięki czemu dowiedział się czegoś o sytuacji na świecie. Po 10 latach nauki skończył termin i wyruszył na spotkanie ze swoją młodszą siostrą, ona także odbyła szkolenie. Dalej podróżowali razem.
Wygląd: Wysoki, szczupły chłopak o czarnych włosach i brązowych oczach. Jego twarz pokrywa lekki zarost. Ubrany jest zazwyczaj w ciemno zielone, a wręcz czarne, spodnie i biała koszula. U pasa ma przypięte miecze. Na ręku ma zawiązaną czarną bandanę, którą zakłada w czasie walki.
Umiejętności:
- Świetnie walczy zarówno jednym jak i dwoma mieczami.
- Duża szybkość i zwinność, jest dość silny.
- Potrafi się skradać i ukrywać.
- Jazda konna.
- Tak jak jego siostra posiada zdolności magiczne, ale są one ograniczone jedynie do wzmacniania swojej broni, dzięki czemu staje się ona bardzo wytrzymała, a także bardzo ostra.
Dodatkowe: Posiada bliznę na przedramieniu, tak jak jego siostra. Potrafi szybko zasnąć w prawie każdych warunkach, ma także słaby zmysł orientacji w terenie.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Mihex dnia Sob 9:38, 16 Kwi 2011, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:58, 25 Cze 2011    Temat postu:

NIEOBECNOŚCI WAKACYJNE 2011

Jenny: 9.07-16.07
Pedantka: 29.06-06.07; 16.07-24.07; przedostatni tydzień sierpnia
Gilcia: - (nie wyjeżdża)
Nefra: 25.07-06.08
Actia: 29.06-09.06; 25.07-06.08
Pawel2952: 27.07-10.07
Castagiro: - (nie wyjeżdża)
Adirael: cały lipiec i sierpień
Kryseik: cały lipiec
Mihex: początek lipca, dwa tygodnie


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Actia dnia Pią 23:07, 15 Lip 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Era Buntów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin