Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Drużyna 5 - "Góra Skorpiona"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hallasholm / Wasze opinie o serii
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Arias
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 27 Kwi 2014
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z tamtąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:07, 25 Sty 2015    Temat postu: Drużyna 5 - "Góra Skorpiona"

Nikt jeszcze nie ocenił/nie wyżył się/ nie podarł na oczach użytkowników/nie zjadł/nie napisał nic o "Górze Skorpiona???
Będę pierwszy :hamster_evillaugh:
No więc tak...
Nie była ona jakąś nadzwyczajną książką- Flanagan znowu zaczyna pisać szybko, byle jak, nie zwraca uwagi na to, że uciekają mu lajki na tym forum. Wstyd!
Co do języka się nie przyczepię- autor "Drużyny" nigdy nie pisał nadzwyczajnym językiem. Fabuła- przejrzysta, nieskomplikowana, a wręcz przewidywalna . Magia opowieści o "dzielnych, mężnych Czaplach" straciła sporo swojego pierwotnego uroku. Za dużo Flanagana we Flanaganie, za dużo łuków w toporach.
Ale, żeby nie było, że o samych minusach...
Większą rolę, niż w poprzednich tomach odegrał tu Stefan, było trochę Jespera, a Gilan wywiązał się ze swoich obowiązków- cała trójka nadrobiła normę w zamian za resztę postaci, które równo przynudzały według starego schematu (Morda staruszku, heh heh, a ci znowu się kłócą...).
A ocena książki?
6,5/10
jakaś taka owaka...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice00
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 18 Sty 2015
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:27, 25 Sty 2015    Temat postu:

W sumie mogę się pod tym podpisać Very Happy. Z jednym wyjatkiem= za mało zwiadowcy w Gilanie... Cały czas czytałam prawie wyłącznie dla niego, bo go lubię, a większość członków drużyny bardziej mnie irytuje niż bawi :/. Pomysł na książkę był niezły, ale wykonanie jakieś takie mdłe, chyba dlatego, że tak strasznie powtarzalne. Same schematy... I żadnego zaskoczenia ani emocji... No przepraszam, chyba że już przywykłam do pisania Flanagana. Po raz pierwszy *SPOILER* ktoś został ranny, *KONIEC SPOILERU* ale i tak wiadomo, że nic mu nie będzie i nawet nie zwróciłam na to uwagi. Autor powinien pisać nie ,,byle zdążyć do premiery" tylko popracować nad jakością. Irytujące jest też idealizowanie tej bandy dzieci, (i wyrafinowanego Obieżyświata Wink ) ponieważ jest jakieś bardziej rażące niż w Zwiadowcach... A może tylko ja to tylko tak jakoś odbieram? :/ Dobra koniec żalenia się xD

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arias
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 27 Kwi 2014
Posty: 106
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 8 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z tamtąd
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:22, 26 Sty 2015    Temat postu:

Nie tylko ty . Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:08, 27 Sty 2015    Temat postu:

Udało mi się przez to przebrnąć, ale wyglądało to raczej jak próba przejścia przez bagno.
Oczywiście nie twierdzę, że książki Flanagana są słabe, ale... nie ma tego czegoś. Dobra. Nie będę znowu krytykować całej serii. Tym razem skupię się tylko na tej książce Razz.

Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy: Piekielnie dużo zbiegów okoliczności i "cudów".
Jeśli ktoś oglądał filmy z Indianą Jonesem, to pewnie zauważył, że tam bohater ciągle znajduje się "na krawędzi", czyli pakuje się w sytuacje, które są śmiertelnie groźne, ale i tak nic mu nie jest.
Tutaj jest tak samo, ale w filmach o Jonesie było to swego rodzaju groteską...
Leci bełt z kuszy, ale cudem zostaje złapany (!) w locie...
Ktoś prawie zostaje przecięty bułatem, ale nic z tego, bo w ostatniej chwili ktoś go ratuje. I tak w kółko.

I ten zapychacz, który drażnił mnie od początku serii, a który po jakimś czasie zaczęłam tutaj omijać...
Chodzi o kłótnie bliźniaków. Raz czy dwa, a nawet trzy razy podczas serii to nie byłoby nic tragicznego, ale jak co chwila czytam o tym, że ktoś znowu kłóci się o jakąś pierdołę, to mam ochotę ryknąć i wyrzucić książkę przez okno.
Ja rozumiem, że są kreowani na przygłupów, ale nie mam alzheimera, żeby o tym co i rusz zapominać. To już nawet kleptomania Jespera (chyba Jespera) jest subtelniejsza...

I nie mogę zapomnieć o jednym.
Przez książkę przewija się tona imion, nazwisk, nazw, które są zbędne. Nie dość, że zbędne, to jeszcze niektóre są nie do wymówienia i są mylące. Ja wiem, że świat wzorowany jest na tym naszym, ale żeby tak nazywać lokacje, żebym musiała cofać się do danego słowa i je wertować w skupieniu, żeby go nie zapomnieć i nie pomylić z jakimś innym, to czysta kpina.
Żeby nie było, że jestem ułomna: Mam w zwyczaju czytać w nocy, a jak wiadomo w nocy chce się troszkę spać i nie pracuje się tak efektywnie jak w dzień.
Po co mi imię jakiegoś typa, który zaraz i tak ginie, bo atlatl to przecież tak potężna broń, która... a z resztą... o tym później.

No i Zwiadowcy w Drużynie.
Gilan i Crowley, który jest postacią epizodyczną, a wprowadził tam więcej innowacji niż Edwin z Czapli.

Gilan - Zrobił dużo dobrego, ale nie był sobą. W Zwiadowcach był inny, był po prostu... sobą. Zabawny, rozmowny i w dodatku zawsze wnosił taki powiew świeżości po cynicznym Halcie i Willu Stu.

Crowley - okazał się być nad wyraz ciekawą postacią. Pokazał, że jednak jest wart tego, żeby o nim czytać. chętnie bym zobaczyła książkę o nim... chociaż... nie! Flanagan by go zepsuł.

A same Czaple? Za dużo Hala i bliźniaków, a za mało reszty. Nic nie wiem o Ed... Edwinie? Chyba tak się nazywał. Wydaje się być nijaki. Taki Jan Kowalski. Jest i tyle.
Lydia - Istna Mary Sue. Ma atlatl, który chyba posiada jakieś niezrozumiałe dla mnie moce. Albo to ona ma 2x więcej mięśni w ramieniu... Z opisów wynika, że ciska strzałkami z pokładu statku, więc jakim cudem trafia ludzi na lądzie? Atlatl nie jest napędzany cięciwami czy coś. To po prostu kawałek drewna do trzymania strzałki. Nie nadaje on ogromnych prędkości pociskowi jak kusza czy łuk...
I irytuje mnie to, że jest kreowana na taką, która nie wiadomo co przeżyła i jest wyśmienita we wszystkim. Tutaj walczy, tam przeprowadza dyskusję, jakby połknęła Alyss na śniadanie... no szkoda słów na nią.

Ale, żeby nie było, że jestem jędzą, zrzędą i w ogóle...
+ Eee... ktoś został ranny? Ktoś kogo nie lubię? Fajnie, ale znowu za płytko.
+ Można przeczytać książkę w noc.
+ Hmm... ładnie wygląda na półce?
+ Był Crowley

Dochodzę powoli do wniosku, że średnio lubię książki tego faceta, ale i tak stąd nie wyjdę, bo są tu fajni ludzie Razz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice00
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 18 Sty 2015
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 18:29, 27 Sty 2015    Temat postu:

Arias cieszę się Very Happy. Zapomniałam faktycznie opisać bohaterów, ale w sumie nie chce mi się bardziej pogrążać tej książki, bo na to przydałaby się osobny temat. Tylko stwierdziłam, że muszę skomentować Lydię... Nie lubię jej jeszcze bardziej niż Alyss Razz.

Jedno proste pytanie: czy Flanagan wie o czym pisze, gdy opisuje Lydię i atlatl? Może się nie znam, ale to nie może być celna broń na dłuższe odległości. To nie łuk, jakby autor się nie starał. Ja wiem, że on nie chce się powtarzać- stara się zmieniać uzbrojenie (proca... face palm), ale chyba wolałabym już powtarzać łuk, łuk, łuk... Niż słuchać, jak to potężna jest Lydia z bronią, której na początku nawet nie kojarzyłam (o, czy to błąd tłumacza? Atlat... Nie, altat... NIe, alta... atlatl... Google, pomóż!). I to, o czym wspomniano wcześniej- JAKIE LYDIA MIAŁA MIĘŚNIE? chyba trochę trzeba przypakować, żeby praktycznie rzucać strzałami na paręnaście metrów? Ten atlatl może przydać się na polowaniu, ale to wyłącznie kawałek drewna, trzeba trochę siły żeby tym rzucić.

Przepraszam, musiałam jeszcze napisać Razz. Jak źle coś napisałam proszę mnie poprawić Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:48, 27 Sty 2015    Temat postu:

Trochę offtop, ale może ktoś wybaczy.

Alice, atlatl nie jest powszechnie używany. Został wyparty przez łuk jakieś hmm... 8 tysięcy lat temu? No i mało kto go zna, bo łuk jest bardziej praktyczny, więc i powszechniejszy.

Ciekawostka: Najdalszy rzut oszczepem z tego czegoś to 258 m, więc Lydia musiałaby mieć ee... musiałaby dysponować nadludzką siłą w ramieniu, żeby nadać odpowiednią moc strzałce. Tak! Strzelała z miotacza oszczepów za pomocą strzałek... Co i tak nie tłumaczy zasięgu, bo to można porównać do strzelania z łuku za pomocą długopisu bez wkładu.

Tyle lepszych broni od tego do wyboru. Tyle broni, które nie stwarzałyby takich absurdów, ale niee! Atlatl będzie taki dobry! Przecież nikt go nie zna, to się nie zorientują... o nie, nie, nie. Zorientowałam się. I co teraz?

Można było dać jej arbalet, kuszę z jakąś innowacją, łuk, który różniłby się od tych dotychczasowych. Według ludzi z wiki mieszkała ona w miejscu, które można skojarzyć z Polską, więc i to można byłoby wykorzystać w ciekawy sposób i napisać, że strelała nieznanym dotąd sposobem, czy wyrabiała strzały, które miały coś charakterystycznego... jakieś zdobienia... cokolwiek, byleby nie był to atlatl...

Ja wiem, że nie każdy musi być znawcą uzbrojenia z czasów, na których wzoruje się świat opowieści, ale dobrze by było zapoznać się z takimi informacjami, że np. atlatl w momencie akcji opowieści, która dzieje się w odpowiedniku średniowiecza, jest bronią przestarzałą.


I te patrzałki Ingvara... Wydają mi się trochę przekoloryzowane. Ja wiem, że fikcja itp., ale autor zdecydował się na prawa fizyki, chemii, biologi, które są w naszym świecie, więc i do tego się przyczepię.
Złóżcie palce wskazujące i kciuki tak, żeby do siebie przylegały (z obu rąk), a między nimi znajdowała się mała dziurka. Przyłóżcie to do oka.
Jeśli jesteście krótkowzroczni, to pewnie zauważyliście, że w malutkim stopniu poprawia to ostrość, ale nie można tego przyrównać do noszenia okularów albo soczewek. Z opisów wynika, że Ingvar miał wadę co najmniej -5 albo nawet -7, -8. Ja sama mam -2,75 i dalsze obiekty mi się piekielnie rozmazują. Na bliskie odległości "patrzałki" działają, ale nie są aż tak dobre, żeby zauważyć dokładnie ludzi, którzy są 5 pięter niżej.

No... czepiam się szczegółów Razz.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Brooklyn
Mieszkaniec zamku Redmont


Dołączył: 28 Cze 2015
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 12:32, 29 Cze 2015    Temat postu:

Nie umiem pisać zbyt długich postów, więc napiszę krótko:
Dla mnie cała akcja książki opierała się na cudach, geniuszu wszelakich bohaterów, zbiegach okoliczności...takie...mocno to naciągane, sztuczne. Mam wrażenie, że Flanagan teraz już tak bardzo się nie stara, jak przy Zwiadowcach...albo po prostu nie sprawia mu to już takiej przyjemności. Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hallasholm / Wasze opinie o serii Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin