Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Wasze opinie

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Redmont / Pojedynek w Araluenie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:16, 07 Sty 2020    Temat postu: Wasze opinie

Tutaj jest miejsce na Wasze opinie o czternastym tomie serii Zwiadowcy... lub drugim (albo może nawet trzecim) tomie Królewskiego zwiadowcy. Nie jestem pewna, jak to funkcjonuje.

(Ja książkę już mam, ale na razie nie czytałam nawet części trzynastej, więc póki co, muszę się wstrzymać z konkretną recenzją.)


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice00
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 18 Sty 2015
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:48, 07 Sty 2020    Temat postu:

Tak, więc, no.
Przeczytałam na raz obie części Zwiadowców – 13 i 14, więc zdecydowałam, że moje przemyślenia na ten temat umieszczę pod czternastą. Mam szczerą nadzieję, że nie jest to problem i moja ocena nikomu nie zaspojleruje. Z góry oznajmiam, że będę się odnosić do luźnych wątków – bez kontekstu - w taki sposób, żeby możliwie nie psuć zabawy komuś, kto nie czytał, a przeczyta ten tekst
Let’s started.
Muszę powiedzieć, że moja ocena jest dość mieszana. Wszystko zależało od momentu fabuły, w którym się znajdowałam. A jako, że narzekanie pierwsze, to...
Matko boska, jak bardzo Flanagan nie odróżnia rzeczy ważnych od nieważnych. Nie zrozumcie mnie źle – jak podtrzymuję swoją opinię, jaką miałam po prequelach, że autorowi zdecydowanie „wyewoluował” styl. Jego opisy są dużo lepsze, ale kurcze, w tym kompletnie nie ma świadomości wyczucia. Czasem było to coś na zasadzie „X wjechał na wzgórze. Zjechał stępa, żeby nie męczyć konia, po czym skręcił na drodze. Droga do Araluenu miała dużo zakrętów. Odwrócił głowę najpierw w prawo, potem w lewo. Był nauczony, że tak powinien. Zmienił bieg w koniu. Wjechał na wzgórze. Był już prawie u celu.”
Oczywiście, to jest humorystyczna przesada, i może czytało się to dobrze, ale jeśli powtarza się to po raz trzeci zupełnie bez żadnego celu... Miałam wrażenie, że 80% pierwszej książki można skondensować do dziesięciu rozdziałów i zupełnie nic by mnie nie ominęło. Nie wiem, na ile to były moje oczekiwania, a na ile faktycznie jakiś problem fabularny, bo – oczywiście zaświadczam otwarcie, że nie mam pisarskiego wykształcenia i to takie bajdurzenie uczuciowe amatora. Ale co ciekawe, kiedy autor przeszedł do sceny, kiedy trwały swego rodzaju negocjacje, nie czułam aż takiego dysonansu. Te wszystkie drobiazgowe opisy i szczególiki po prostu zaczęły pasować stylistycznie do rozgrywającej się sceny. I trochę się irytowałam, bo miałam poczucie, że ta książka mogłaby być o tyle lepsza, gdyby Flanagan się skupił na fabule i swoich umiejętnościach, a nie fillerował połowy jeżdżeniem na koniu czy tłumaczeniem po raz kolejny – matko boska! – tego, co od czternastu części (!) wszyscy powinni wiedzieć.
Bo to drugi minus, co do którego mam już więcej pewności. Wszeechoooobecneee powtarzanie tego samego. Rozumiem, że skoro to kontynuacja, to pewne rzeczy należało powtórzyć... Ale błagam, naprawdę. Waliłam dzisiaj facepalmy, bo załamałam się po tym, jak Gilan po raz kolejny wypuścił strzałę „prawie nie celując”. Ja błagam, wiem, że to ma wyglądać epicko... Ale za czwartym razem ja już po prostu czułam, że on jest kurde niesumienny i Horace powinien go raczej zwolnić. Zwiadowcy mieli się nie popisywać, prawda?... To czemu on nie wyceluje jak normalny łucznik?...
Jednak były po prostu takie elementy fabularne, które powtarzały się ciągle. To były niemalże te same teksty. Raz odniosłam wręcz wrażenie, że padł dialog w stylu:
„Plany nigdy nie szły, jak należy. X to wiedział. Powiedział to na głos. Y pomyślał o tym samym.
***
- Plany nigdy nie idą, jak się je zaplanuje – odezwał się T”
Hmmm... Może jeszcze plany nigdy nie idą, jak należy? Miałam ochotę krzyczeć „wiem”. To samo tyczy się samozachwytom postaci, które wzajemnie obrzucają się komplementami – ale come on, to było zawsze, tego się spodziewałam xDDD.
Chociaż w sumie może powtórzenia też były zawsze. W końcu „Halt uniósł brew”. Hmmm.
Trzeci minus to to, że Flanagan częstuje nas pewną ilością niedopatrzeń logicznych. Fakt, to może nie psuje odbioru, ale zwyczajnie denerwuje. Ktoś tam na przykład gasił płonącą smołę wodą... I udało mu się to. Jak to nie jest szkodliwe dla dzieci, to co jest... Czemu nikt tego nie sprawdził wcześniej? :3 Bo takich różnych szczególików jest jeszcze co najmniej dwa, pewnie ktoś bieglejszy ode mnie znajdzie coś jeszcze.
Ciekawe jest jednak to, że chociaż często zgrzytałam zębami, denerwowałam się i raczej niechętnie sięgałam po kolejne strony, to jednak były momenty, gdy bawiłam się naprawdę dobrze :3. Zakończenie pierwszego tomu mnie satysfakcjonowało, miodem na moje serce była też interakcja Gilana z Horace’m, bo to naprawdę zagrało. Zachowują się jak dwóch starych kumpli i to jest naprawdę super dynamiczne. Nie jest tak, jak z postacią Cassandry, że wszyscy mówią, jaka jest waleczna i władcza, a ona przez początek zachowuje się bardziej dziecinnie niż córka... *odchrząkuje*
Podobało mi się w momentach, gdy styl Flanagana pasował do narracji. Były więc po prostu takie momenty fabularne, gdy czytało mi się dobrze i chciałam sięgnąć po dalej – gdzieś na początkach 14 tomu był taki moment, gdy owionął mnie ten taki stary, znajomy klimat Zwiadowców. I to było naprawdę, naprawdę fajne uczucie *^*. Aż sięgnęłam po fanfiction. Czyli nostalgia kopnęła nieźle xDDD.
I kurde, chyba można mi zarzucić to, że za dużo oczekuję... To w końcu książka dla dzieci. Chyba rozpuściło mnie to, że styl Flanagana tak się poprawił i mógłby zrobić z nim coś dobrego, choćby książkę dla dorosłych, ale raczej i tak temu nie podoła. A może widzę więcej, albo gwiazduję... W każdym jednak razie, chociaż książka nie jest zła i w niektórych momentach serio była fajna, to trochę oczekiwałam czegoś więcej. Pomysł był naprawdę dobry, w końcu coś chwytliwego i świeżego, ale czy został tak dobrze poprowadzony... Zależy w której części książki.
Dziękuję za uwagę, jak ktoś chce wymienić poglądy, to zapraszam~

(A! I coś, co od momentu przeczytania nie daje mi spokoju. Araluen, stolica, największy zamek w kraju... Stacjonuje w nim sześćdziesięciu żołnierzy? Powaga? Ja wiem, że pospolite ruszenie i baronowie, ale... Czy to nie jest za mało jak na siły obronne w największym lennie królestwa? Dla mnie brzmi to straszne dziwnie, bardzo długo nie mogłam tego zaakceptować xDDD)


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Redmont / Pojedynek w Araluenie Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin