|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
LadyPauline26
Moderator
Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 92 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Sob 18:43, 28 Maj 2016 Temat postu: "Frankenstein" |
|
|
Wahałam się jakiś czas nad dodaniem do tytułu tego działu nazwiska autorki, ale uznałam, że podobnie jak w przypadku Robin Hooda ogromna ilość późniejszych interpretacji i adaptacji tej historii może sprawić, że nikt się tu nie wypowie przez brak znajomości oryginału. Tymczasem trzeba zrobić bardzo wyraźne rozróżnienie pomiędzy obrazem Frankensteina naprawdę, a tym, które znamy z pop-kultury.
Dlatego zapraszam do dyskusji o każdej możliwej wersji, jaką znacie, a ja opowiem tylko o oryginale. (Postaram się nie rozwlekać i liczę na to, że ktoś jeszcze wyrazi zdanie.)
*** *** ***
Ostatnio przeczytałam "Frankensteina" Mary Shelley - czyli tego pierwszego z pierwszych. Moja opinia będzie zaprawiona lekkimi pseudospojlerami i... bardzo krytyczna :\. Nie chcę się specjalnie rozwodzić nad znaną większości fabułą. Wiadomo, że punktem zaczynającym tak naprawdę tę opowieść jest stworzenie człowieka przez Wiktora Frankensteina, czyli młodego studenta nauk przyrodniczych. (Chociaż może niekoniecznie wiadomo... Po rozmowach z ludźmi zauważam, że obraz tej historii jest bardzo wypaczony. Kłamstwem jest też to, że pozszywano tego potwora - niemającego w książce żadnego imienia poza potwor/monstrum/czart - z kawałków martwych ludzi. Tzn. można to podejrzewać, ale jeśli czytałam uważnie, to autorka nigdzie tego nie powiedziała.)
Problem polega na tym, że moim zdaniem jedyną ciekawą i fajną postacią w tej książce jest właśnie potwór, natomiast Wiktor to nadęty, głupi bufon ze zbyt wysokim mniemaniem na swój temat, którego wszyscy z jakiegoś powodu uwielbiają. Ja niestety nie wiedziałam w nim nawet iskierki tej przypisanej mu np. przez Roberta i jego rodzinę wspaniałości. (Generalnie te zachwyty jego różnych przyjaciół nad nim to dobra baza pod jakieś yaoi...) Moim zdaniem to jedna z najbardziej pozbawionych empatii istot jakie mają czelność pętać się po pięknym świcie literatury. Nie czytałam chyba nigdy o kimś tak skoncentrowanym na własnym cierpieniu, dla kogo nawet śmierć bliskich jest tak naprawdę bardziej ciosem w jego serce niż atakiem na ich niewinne życie. Ojej, on tak bardzo im współczuł - TO SZKODA, że mówiąc na ten temat częściej wspominał o tym, jak mu źle, niż o tym, jaka to była tragedia dla biednej ofiary i w ogóle całej rodziny.
Osoby znające mnie bliżej, wiedzą raczej, że jestem chodzącym współczuciem i przy czytaniu kibicuję nawet najgorszym postaciom, jeśli tylko autor pisze o nich tak, żebym poczuła ich problem. Frankenstein jest od tego jedynym wyjątkiem, jaki teraz pamiętam, serio ;-;.
Minęło dużo czasu od dnia, kiedy zaczęłam pisać tego posta, więc w treściwy sposób dokończę swój wywód. Po pierwsze książka podobała mi się raczej średnio. Sama fabuła, gdyby wyciąć z niej irytującego głównego bohatera, nie jest jeszcze tak zła, ale na współczesne standardy opowiedziana jest zdecydowanie nudno. Nie chcę ujmować nic tej książce przez sam fakt, że jest stara, bo zwykle raczej mi to imponuje, ale tym razem nadwerężono nieco moją cierpliwość. Równie opornie czytało mi się "Pamelę", a zabrałam się za oryginał po angielsku mający już dobre 300 lat, co powinno stanowić dobitne porównanie. Historia jest krótka, natomiast tak naszpikowana rozmyślaniami Wiktora, jak bardzo mu źle, że w sumie niewiele się tam dzieje. Nawet mój ulubiony fragment z opowieścią potwora o jego losach po powstaniu był przesycony masą zbędnych szczegółów i powtarzania tego samego wiele razy, żeby przeciągnąć historię... No i zawsze mnie trochę irytuje, kiedy w książce pisanej na bazie wspomnień wszystko jest tak klarowne. Najdłuższe monologi są po wielu miesiącach zacytowane co do słowa, mimo że człowiek w realnym życiu nie pamiętałby nawet połowy z nich 2 minuty po zakończeniu - a co dopiero mówić o doborze idealnie tych samych słów. Ale ok. To tylko taka przestarzała z lekka konwencja. Jeszcze przeżyję.
Ogólnie jestem coraz bardziej zachwycona starą literaturą i zafascynowana tym nieodkrytym jeszcze przeze mnie światem klasyki, ale jeśli chodzi o Frankensteina, to szczerze mówiąc... raczej do niego nie zachęcam. Nie odradzam wprawdzie... ale też trudno mi tu wyrazić bardziej entuzjastyczną opinię. Tyle.
*** *** ***
A jeśli ktoś inny zetknął się z jakąkolwiek wersją tej historii... film, książka, komiks, spektakl... whatever... to koniecznie napiszcie, bo może wystarczy mieć odpowiednią wersję bazującą na pierwowzorze, żeby zrobiło się fajnie :3.
Liczę na jakąś dyskusję!
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Nimrodel
Jr. Admin
Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 2059
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 9 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków Płeć: Kobieta
|
Wysłany: Nie 19:27, 29 Maj 2016 Temat postu: |
|
|
Książki nie czytałam, ale w liceum w ramach języka polskiego oglądaliśmy film Kennetha Branagha o tym samym tytule (jak nietrudno się domyślić). W rolach głównych właśnie Branagh i Robert de Niro. Strona na filmwebie [link widoczny dla zalogowanych]. Skoro moja polonistka pokazała nam ten film, to znaczy, że musi być w dużej mierze zgodny z książką. W każdym razie to naukowiec ma na nazwisko Frankenstein, a nie (jak się przyjęło) jego twór.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|