Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Monstrumolog

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Skorghijl
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 3:28, 22 Lis 2014    Temat postu: Monstrumolog

Seria "Monstrumolog" została napisana przez Ricka Yancey'a i obejmuje kilka (doszukałam się informacji o czterech lub pięciu) tomów, z których do tej pory dwa zostały wydane w Polsce. Skupię się na części pierwszej, ponieważ do tej pory przeczytałam tylko ją. O "Klątwie Wendigo" wspomnę innym razem, kiedy już wpadnie w moje ręce :3.
A więc.


Monstrumolog 1 - "Badacz potworów"
(bez spojlerów)

Książka opowiada o młodym chłopaku, dwunastoletnim Willu Henrym, który w wyniku nieszczęśliwych okoliczności został osierocony. Cała historia jest zresztą zrelacjonowana z jego perspektywy i została przepisana z jego tworzonych po latach pamiętników. (To akurat nie spojler. Informacja pojawia się na samym początku i w sumie nie ma na nic wpływu.) Muszę przyznać, że jak na osobę, która ma generalnie lekki uraz do tego typu narracji, tym razem nie odczułam, żeby mi to szczególnie przeszkadzało. Przede wszystkim dlatego, że ciekawie pokazano tak mroczną w gruncie rzeczy opowieść z perspektywy dziecka. Choć w moim mniemaniu nieco zbyt odważnego dziecka... wprawdzie gdyby Will Henry mdlał nam na każdym kroku, kiedy tylko komuś rozwalą głowę w drobny mak, nie byłoby większego sensu robić z tego książki, bo zamiast opisów krwi byłoby "nic nie pamiętam", ale z tego, co sama wiem o dwunastolatkach, ta jego prawie obojętna czasami reakcja na niektóre sytuacje była mocno przerysowana. Ale może tak właśnie miało być?

Co do dobrych stron książki na pewno mogę powiedzieć o logicznym przebiegu akcji. Jeden z bohaterów to naukowiec i nawet jeśli nam wydaje się, że coś może nie mieć wyjaśnienia, w końcu i tak je dostaniemy - bo właśnie owa postać nie mogłaby spocząć, gdyby wszystkiego dokładnie nie wytłumaczyła. Kilka spraw było dla mnie wprawdzie niejasnych, ale mogłam coś przeoczyć Very Happy. (Lub jest to wina brakujących kartek w moim wydaniu :\.) Przede wszystkim urzekła mnie końcówka... Jest pewnie kilka scen, które mogą się wydawać dziwne albo rozwiązań, które wydadzą się przekombinowane lub właśnie tak proste, że aż dziwne, że nikt na to nie wpadł, ale generalnie akcja idzie bardzo płynnie, bez większych przestojów na nudne rozważania, a już sama seria wyjaśnień pod koniec mnie oczarowała. Nie dlatego, że było w niej coś specjalnego. Po prostu lubię ładnie zamkniętą fabułę, bo której nie ma potrzeby niczego dodawać i wszystko jest jasne. Więc nie spodoba się fanom zakończeń otwartych i mistycznych zagadek Very Happy. (Przypomnę tylko, że cała opowieść została spisana chyba ponad pół wieku po tym, jak rozegrały się te wydarzenia, więc podstarzały Will Henry niewiele się zastanawiał nad tym, by zostawiać czytelnikowi jakiś sekret do kolejnego tomu. Po prostu opowiadał wspomnienia chronologicznie. Dlatego zakładam - jeszcze nie wiem czy słusznie - że każda część będzie następną i osobą opowieścią.)

Postacie...
Bardzo wyraziste. Nie jest ich wiele ale nie mieszczą się w schematach. Tak naprawdę, kiedy teraz próbuję to podsumować, doliczyłam się tak naprawdę jakiś sześciu lub siedmiu osób w całej książce, które miały naprawdę duże znaczenie dla fabuły. Skromna reszta to bardziej tło do tego, co dzieje się z tymi najważniejszymi. Przy czym centrum wydarzeń są w niemal każdym przypadku Will Henry i jego... opiekun/mentor/ktokolwiek, czyli Pellinore Warthrop. Iii... tutaj muszę się zatrzymać, bo go uwielbiam *.* Na początku mocno mnie denerwował, bo wydawał mi się zbyt zimny i oschły. A raczej nieludzko nieczuły. Potem... nie mogę powiedzieć, żeby się zmienił. Ale zmieniła się moja opinia na jego temat, poniekąd pod wpływem tego, co sądził i wiedział o nim Will Henry. Niemniej swoim "tylko żywo!" denerwował mnie do samego końca Very Happy. (No i rozwalają mnie rozmowy z nim. Wyjaśnianie mu kwestii braku babeczek albo różne pytania, o czym Will Henry myśli .)
Ogólnie? Chyba mógłby być ulubioną postacią. Zwłaszcza zyskał w moich oczach po pojawieniu się Kearnsa. No ale jak bez spojlerów, to bez spojlerów Very Happy. Więc dodam jedynie, że w zasadzie stoi na pierwszym miejscu podium razem z Willem Henrym. Być może gdzieś nieopodal dałabym Malachiego. Aczkolwiek to nie jest takie oczywiste. I podziwiam osobę, które będzie w stanie doszukać się w tej jałowej w bohaterów książce jeszcze kogoś do lubienia.
W ramach kontrastu dodam, że Kearnsa nie znoszę... za całokształt. Nic mnie nie interesuje, jak bardzo był ciekawy i jakie dookoła niego robiono niesamowite tajemnice. Szczególnie jedną sceną się u mnie wkopał w gęste bagno "nielubienia", z którego nie ma już odwrotu Very Happy.

Co do wszelkich potworów i krwawych opisów to są... oj, bardzo są. Aż czasami za bardzo... Nie przytoczę, bo w tym połowa uroku tej książki, ale jeśli spodziewacie się rozwalonych ludzi, trupiego smrodu, kości, zabijania w sposób cokolwiek brutalny i innych takich atrakcji, no to... w sumie się doczekacie Very Happy. (Wrażliwszym nie polecam jeść przy czytaniu... i ogólnie czytanie tego nawet mnie przyprawiało momentami o autentyczne mdłości i niby bywam przewrażliwiona, ale jakieś zaprawienie w przekopywaniu się przez podobne teksty jednak przecież mam.) No i tyle w temacie. Co do potworów, to nie psuję niespodzianki, aczkolwiek długo to sekretem nie zostaje. Na początku o nich jest.


I myślę, że to wystarczy :3.
Nic więcej chyba nie trzeba dodawać. Mimo licznych zawahań przy czytaniu i mimo tego, że brnęłam przez pierwszy tom bardzo - wręcz nieprzyzwoicie - długo... daję "Badaczowi potworów" 8,5/10 (skala piosenkowa jest przecież bardzo przydatna, Evans Very Happy). I w sumie polecam, chociaż może nie każdemu.
---> Plus ostrzegam... czytany przeze mnie egzemplarz miał źle wklejone strony po 272. Zamiast odpowiedniego fragmentu pojawia się część wyjęta z tego, co już było. Więc brakuje jakiś kilkunastu stron. Potem jest już normalnie, ale radzę sprawdzić, gdybyście kupowali, czy nie traficie na taki właśnie egzemplarz. Tak ostrzegam, bo może nie tylko ja miewam takiego pecha .

A teraz Wasza kolej na opinie Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Sob 16:46, 22 Lis 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:56, 08 Maj 2015    Temat postu:

No więc tak, od czego zacząć... (Jak nie wiesz od czego zacząć, to zacznij od początku.) Dobra, więc dowiedziałam się o tej książce dzięki najlepszej formie reklamy, z jaką się spotkałam. Czyli opis powieści, opinie o niej i fragment z niej: zredagowane do formy strony z gazety. Uwielbiam ten pomysł i wciąż się nie mogę napatrzeć na to, jak to fajnie wygląda, taki dodatek załączony do innej książki był. Fragment bardzo mi się spodobał, uznałam więc "a kupię!". Trochę to trwało, zanim znalazłam, a raczej z nerwów zamówiłam przez internet. I w sumie średnio na początku wiedziałam, czego się spodziewać po rozgłaszanym haśle "dla fanów Kronik Wardstone". Bo choć "Kroniki..." lubię i nie można zaprzeczyć, że nie raz tam jakieś obrzydliwości były, to jednak pisane jest to takim językiem i bohaterowie są na tyle prości, że do dzieł sztuki ich nie zaliczę. Podchodziłam więc do "Monstrumologa" ostrożnie. No i się zdziwiłam. Ale pozytywnie.

Przede wszystkim wielkim, ale to wielkim plusem jest język, którym to napisano - jestem osobą preferującą ciekawe dialogi, a jednak to opisy mnie urzekły. Pięknie obrazowe, z fajnymi porównaniami i metaforami, tak absolutnie cudowne, że aż chciałam więcej. Mimo iż były to głównie opisy różnych potworności Very Happy. I za nie biję autorowi pokłony. Za całą formę też, bo nie znajdę tu właściwie źle napisanych fragmentów. Czyta się bardzo przyjemnie, nawet nie patrząc na treść. I miły akcent w postaci "tytułów" rozdziałów, którymi były jakieś zdania z ich treści. Taki szczególik, który szczególnie polubiłam Very Happy.

Potem mamy bohaterów. Mniej lub bardziej urzekających, ale nie można im odmówić tego, jak porządnie byli wszyscy opisani. Nawet jeśli kogoś nie lubiłam, to i tak doceniałam to, jak go ciekawie wykreowano Very Happy. (Może z jednym maaałym wyjątkiem.) Trudno mi tu nawet mówić o ulubieńcach. Chyba skłaniałabym się ku wnioskowi, że lubię Pellinore'a, mimo początkowej niechęci - zwłaszcza w drugiej części zrobił się bardziej ludzki. Choć nie wiem, czy to dobrze, czy źle - ma to i plusy, i minusy. Will Henry bez wad nie jest, ale też za nim przepadałam znacznie Very Happy. I bardzo podoba mi się to, że pisane jest to przez niego jako dorosłego i gdzieniegdzie można natrafić na ocenę zachowania z perspektywy czasu - fajne urozmaicenie tworzące lepszą całość. I dzięki temu łatwiej jest zrozumieć kilka gorszych stron. Co do Kearnsa, akurat tu mam inaczej niż Lady - mi on podpasował i mimo że nie jest to osoba, którą chciałoby się spotkać w prawdziwym życiu, przez co rozumie się i utożsamia z reakcjami innych, to nie mogłam olać tego, jak dobrze zrobiona jest jego postać . Aż się rozczarowałam, jak w "Klątwie Wendigo" go nie było Sad.
Właśnie, jeśli chodzi o postaci z "Klątwy..", to od razu mówię, że tam jest najgorsza osóbka prosto z piekła, czyli Lilly :3. Tę mendę powinno coś pożreć Neutral. I to jest własnie ten mały wyjątek, o którym wspominałam - zero głębi w niej dostrzegłam ;-;. Nie wiem, ilu osobom to coś powie, ale niezmiennie widziałam ją jako Elizabeth z "Kuroshitsuji", tyle że pozbawioną tego oddania dla głównego bohatera, a tylko wymądrzającą się, równie irytującą i jeszcze na dodatek żądną potworów i krwi Neutral. Zresztą widać kobiety w tej powieści mi generalnie przeszkadzały, bo Muriel też nie trawiłam Very Happy.
Spoiler
Cytat:
Głównie dlatego, że ze złości na Pellinore'a ożeniła się z gościem, którego nie kochała, krzywdząc przy tym wszystkich, z sobą włącznie - choć tu najbardziej szkoda mi było Johna. No a potem i tak uwiodła Warthrope'a. Cieszyłam się, gdy odkryłam, że jednak skończyła z oderwaną twarzą :3.

A że do innych miałam mieszane uczucia, to się nie będę nad każdym rozwodzić Very Happy. Jeszcze o Johnie mogłabym wspomnieć, ale nawet trudno jego prawdziwy charakter określić no i też był taką postacią, którą raz lubiłam, raz nie - więc nie będę się specjalnie rozpisywać.

Fabularnie... Muszę przyznać, że bardziej przypadła mi do gustu pierwsza część - nie żeby druga była zła, bo napisana bardzo fajnie i treść ciekawa. Po prostu w moje gusta bardziej trafia akcja z pierwszej, która się znacznie od drugiej różni Very Happy. Czyli to raczej osobisty odbiór. Obiektywnie (w miarę możliwości) patrząc, obie są równie dobre i trzymają poziom. Ale przyznam, że końcówka "Klątwy..." mnie nieco przygnębiła, zwłaszcza że tu nie zostało wszystko na 100% wyjaśnione i zamknięte, w przeciwieństwie do "Badacza potworów".
Tak odnosząc się jeszcze do porównywania tej serii do "Kronik Wardstone", to uważam tę za nieporównanie lepszą pod... praktycznie każdym względem Very Happy. Z podobieństwami pewnymi, rzecz jasna.

Trudno mi je ocenić normalną skalą. Jeśli chodzi o trafienie w moje upodobania, to byłabym skłonna dać 9.5-10/10, naprawdę. Jednak będąc osobnymi, niepowiązanymi ze sobą historiami nigdy nie będzie tej gorączki "muszę przeczytać następną, by wiedzieć, co się stanie". Co nie zmienia faktu, że gdy wyjdzie trzecia, od razu lecę kupić Very Happy. Zdecydowanie polecam Kwadratowy.

EDIT: Teraz sobie jeszcze przypomniałam, co miałam wspomnieć. Taka jedna wada. Nie pamiętam, czy w "Badaczu potworów" też tak było, ale jestem świeżo po skończeniu "Klątwy Wendigo" i drażniła mnie jedna rzecz: korekta. Miałam wrażenie, że robiono ją byle jak, byle szybciej :\. Tu nadprogramowe myślniki, tu ich brak, gdy potrzebne. Raz czy dwa brakło kropki na końcu zdania, raz zdanie zaczęto małą literą. Drobiazgi, ale irytowały Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Wto 21:49, 29 Paź 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:27, 10 Maj 2015    Temat postu:

Skoro Evans skomentowała, to teraz - jak widać - czas na mnie. Bo "Klątwę Wendigo" też już przeczytałam, ale dużo wcześniej, pod koniec lutego i czekałam na okazję, żeby tutaj napisać. Nie wiem, czy mi to na dobre wyjdzie w recenzji, ale muszę się przyznać, że sporo rzeczy wyleciało mi z głowy... nie tak dużo, od razu mówię, ale jak czytałam posta Evans, to nagle mnie oświeciło, że tam faktycznie była Lilly. (Chociaż o niej też chyba Evans wspomniała na c-boxie w trakcie czytania...) No i musiałam też prosić o małe przypomnienie ze szczegółów zakończenia. Także nie mam tej książki przed oczami z tyloma szczegółami, z iloma powinnam, ale jednocześnie zmieniły się trochę moje emocje w stosunku do różnych wydarzeń.

W każdym razie!
Po pierwsze powiem, że książka mi się podobała. Była dobra, nawet bardzo, a gdybym miała ją zestawić z pierwszym tomem, nie wiedziałabym chyba, który wybrać jako lepszy. Wcześniej też w rozmowie z Evans doszłyśmy do wniosku jednogłośnego, że obie książki są w miarę równe, jeśli chodzi o poziom, chociaż z trochę innych powodów każda. Bo i potwory inne i lokacja, a nawet ilość lokacji... no i pojawiają się nowe postacie, a stare poznajemy trochę lepiej i od nowych stron.

Gdybym miała powiedzieć o plusach tej książki, to chyba powinnam odesłać do posta o "Badaczu potworów". Są raczej podobne. Ogólnie za wielką zaletę tej serii uważam sam styl pisania, to że jest bardzo wciągająca i z dynamiczną akcją... opisy fajne, dialogi raczej niezbyt sztywne i czasami nawet śmieszne spojrzenie na różne sprawy, bo dawniej widziane były oczami dziecka, a teraz są opisywane przez dorosłą już osobę, co w połączeniu daje taki dziwny klimat. Tu też się z Evans zgodzę, że te dodatkowe opinie Willa z przyszłości, o jego decyzjach sprzed lat, są fajnym uzupełnieniem i czasem nawet pozwalają lepiej coś zrozumieć.
Poza tym same pomysły na fabułę i opisywane stwory są świetne. Obrzydliwe, ale świetne. I podobało mi się coś, co autor napisał na początku... Bo mówił chyba coś w stylu, że dziękuje komuś za wyjaśnienia, bo na budowie dokładniejszej ludzkiego ciała się nie znał itd. Więc brawa mu za research (że tak zapożyczę), bo widać, że dobrze się przygotował do opisania pewnych scen i ufam, że ludzki organizm naprawdę tak by w pewnych sytuacjach się zachowywał. Gdyby nie wnikał w szczegóły, pewnie też byśmy uwierzyli, że to prawda... ale przez to nabrał wiarygodności.
Aha! I co jeszcze mi się podobało... Realia czasów, kiedy dzieje się akcja. To są drobiazgi, ale samo zachwycenie się nieznaną jeszcze Coca-Colą albo podanie tytułu piosenki, która faktycznie istnieje i zakładam, że była wtedy popularna - było genialne. Czuć też ten klimat i widać po manierach i słownictwie, że to są inne czasy. Może nie przekłada się to na charakter książki tak bardzo jak w przypadku innych epok, chociażby średniowiecza albo starożytności, ale jeśli się użyje wyobraźni, to naprawdę świetnie widać to tło historyczne. Na przykład w opisach Nowego Jorku... nie były zbyt delikatne i piękne (tak pod względem estetycznym, bo napisane super) ale bardzo mi się podobały.

Ale żeby nie słodzić, przejdę może do wad.
Dla uniknięcia spojlerów, trochę się pohamuję, ale było jednak sporo rzeczy, które nie do końca mi w tym wszystkim pasowały. Czym trudno się dziwić, bo książki z tej serii są dość grube. Wydane w małym formacie, ale mają ponad 400 stron, więc trochę się tam dzieje i autor miał dużo okazji, żeby mi podpaść Very Happy. A podpadł np. śmiercią jednej postaci, którą uważam za kompletnie zbyteczną. (Powiedzenie o śmierci w takiej książce, to jak powiedzenie, że w HP ktoś miał miotłę latającą... to nie jest nawet zabarwione pomarańczowym odcieniem spojleru .) Kolejna sprawa to postać Lilly... Nie mam bladego pojęcia, co to dziecko miał wnieść do książki, chyba tylko wkurzenie czytelników, ale miałam szczerą i głęboką ochotę udusić tę kreaturę lub - lepiej - zostawić ją na pożarcie Wendigo. Pewnie by się i tak cieszyła, że zobaczy to z bliska ;-;. Mała strata dla ludzkości i fabuły w każdym razie. Dawno nie spotkałam tak irytującego bohatera. (Ostatnio lady Sarah Almont się stała o miejsce, ale to czytałam po Monstrumologu, więc to inna historia.)
A na koniec powiem jeszcze o cholernym uporze Warthropa... Lubię Pellinore'a. I to bardzo. Pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że to moja ulubiona postać, może nieco bardziej niż Will Henry, który jest na tyle sympatyczny, że chyba nie ma go za co znielubić za bardzo. Ale to i tak nic nie zmienia, bo wciąż uważam, że jego [Warthropa] zachowanie w tym tomie było idiotyczne i momentami (momentami... chyba "przeważnie") nawet nieodpowiedzialne. Teoretycznie pasowało do jego charakteru i w trakcie czytania nie zgrzytałam zębami za to, co robił, bo jego przeciwnicy (ci o innych poglądach na sprawę) też nie byli zbyt ogarnięci... ale uważam, że tak wykształcony człowiek powinien jednak otworzyć oczy i wywołać w sercu chociaż trochę zrozumienia dla ludzkości, a nie tylko robić jedną rzecz, na którą się uwziął. Nosz co za człowiek! ;-;


Nie będę dalej brnąć w ocenę tej książki, bo i tak jest już dość długa... Jeśli o mnie chodzi, to zdecydowanie ją polecam i mówię też od razu, że bez pierwszego tomu lepiej się za to nie brać. Łatwiej będzie zrozumieć wiele rzeczy i w ogóle... Poza tym tak odnośnie tego, co dopisała Evans - aż tak drastycznych błędów w druku nie wiedziałam, a raczej ich nie pamiętam, ale nie twierdzę, że to nie możliwe, bo Jaguar nie słynie z najlepszej korekty, a sama wyłapałam, że ciągle pisano inaczej nazwisko dość ważne dla fabuły. Najpierw Chanler, potem Chandler. Znów Chanler i do końca Chandler... Dlaczego? Pojęcia nie mam. Ale było to dla kogoś z naturą perfekcjonisty co najmniej irytujące.


To tyle :3.
Fajnie jak ktoś przeczytał tę recenzję i może przez to sięgnie po serię Very Happy. Bo naprawdę warto :3.


SPOJLERY, ROZDAJĘ SPOJLERY!!!
A tak już na sam koniec do Evans:
Cytat:
A gdzież ci tam ona uwiodła Warthropa? Very Happy Przecież on sam się zachowywał tak, jakby wołał: "Muriel! Ja cię kocham, tylko jestem dziwny i uparty, więc no... weź chodź do mnie do domu, czy coś, to to ustalimy." Się aż prosił o to... Co notabene momentami nieco mnie irytowało, bo miałam wrażenie, że oni tylko czekają na okazję, żeby to sobie powiedzieć, ale zwlekają i się grzebią tak niemiłosiernie bez wyraźnego powodu. Dlatego sama Muriel mi tak nie przeszkadzała i mnie akurat było jej bardzo żal, jak się okazało, że jednak nie żyje :\. Nawet mimo tego, że ten cały ślub z "zemsty" to uważam nie tyle za głupi, co nie do końca logiczny... w sensie ja sama nie umiałam zauważyć, w którym miejscu ona widzi jakąś zemstę. Bo chyba jak się ktoś mści, to sam powinien się cieszyć, że wyszło... A nie sądzę, żeby ona była radosną małżonką :3.
Aaaa poza tym... nie wiem nic o kolejnych książkach, ale mam niejasne wrażenie, że Yancey i tak znajdzie mu jakąś pannę w kolejnych tomach, więc Muriel, czy nie Muriel i tak w końcu się okaże, że któraś nie skończyła na oglądaniu się za nim, jak się raz na jakiś czas jednak ogolił, najadł i porządnie ubrał.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Nie 11:36, 10 Maj 2015, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:04, 18 Lut 2020    Temat postu:

Miałam napisać tu długaśną recenzje po skończeniu wszystkich części. Niestety brak weny/czasu sprawił, że zwlekałam z tym całe miesiące, a teraz już aż tak dokładnie nie pamiętam, co chciałam napisać. Ale jednak książki mi jeszcze z głowy zupełnie nie wyleciały, a że wolne - to czemu by nie.

Moim pierwszym zaskoczeniem podczas czytania było to, jak bardzo na tle całej serii wyróżniała się ostatnia, czwarta część. Zmiana w bohaterach nie była nagła, wynikała z wydarzeń w kolejnych książkach, ale jakby ktoś dał mi do przeczytania Badacza Potworów a potem The Final Descent i po drodze zmieniłby imiona postaci, to bym się nie domyśliła, że to ta sama seria. Monstrumolog co prawda nigdy nie był przesadnie radosną powieścią, od początku wyróżniał się swoją makabryczną tematyką i turpizmem. I szczerze mówiąc, to fizycznie obrzydliwych rzeczy było w ostatnim tomie najmniej, z tego co pamiętam. Ale to zmiany w zachowaniu bohaterów najbardziej zostają w pamięci. Od pierwszej części autor pokazuje tę brzydotę, zepsucie jako element ludzkiej osobowości, ale raczej bohaterów drugoplanowych. Im jednak dalej, tym bardziej dotyczy to też postaci, do których się przywiązujemy.

Krótko chciałam jeszcze powiedzieć, że moim ulubionym tomem był chyba trzeci, The Isle of Blood. Twist z końca był może trooochę do przewidzenia, ale nadal był... może nie szokujący, bo to za mocne słowo, ale brakuje mi lepszego. Zwłaszcza że moim zdaniem Yancey jest bardzo dobry w egzekwowaniu zasady "show, don't tell" i przez reakcje bohaterów wyraża więcej, niż mógłby, próbując wyjaśnić dosłownie, o co mu chodziło. Tak patrząc na to z perspektywy czasu, niektóre zachowania są dosyć skrajne, ale też charakter Warthropa jest na tyle ekscentryczny, że nie wydaje się to nienaturalne.

I spoilerowo o Kearnsie!
Cytat:
Bo ja go szczerze mówiąc uważam za jedną z najlepiej stworzonych postaci ever. Jest to osoba, której nikt by nie chciał spotkać, a jednocześnie na papierze wzbudza pewnie zaintrygowanie. No i w moim odczuciu ma ogromny wpływ na psychikę Willa i Pellinore'a. Nawet jak się z nim nie zgadzają, to poprzez polemikę wchodzą z nim w interakcje, a po pewnych przeżyciach coraz bardziej podważają, czy faktycznie mieli rację. I umyślnie czy nie, Will w pewnym stopniu się do niego upodabnia. Więc choć był to straszny drań, to ja płakałam, gdy umarł, a potem uznałam, że to fantastycznie się wpasowywało w przemianę Willa.


Generalnie bardzo, bardzo polecam Very Happy Jedna z ciekawszych serii, jaką czytałam.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Skorghijl Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin