Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Trylogia Czarnego Maga
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Skorghijl
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 14:22, 22 Lis 2009    Temat postu: Trylogia Czarnego Maga

Wszystko o tej serii.

Proszę: Very Happy

W skład tej trylogii wchodzą:
1 "Gildia magów"
2 "Nowicjuszka"
3 "Wielki mistrz"
"Uczennica Maga" (prequel do Trylogii Czarnego Maga)

"Gildia magów":
Co roku magowie z Irmadinu gromadzą się, by oczyścić ulice z włóczęgów, uliczników i żebraków. Mistrzowie magicznych dyscyplin są przekonani, że nikt nie zdoła im się przeciwstawić, ich tarcza ochronna nie jest jednak tak nieprzenikniona, jak się im wydaje.
Kiedy bowiem tłum bezdomnych opuszcza miasto, młoda dziewczyna, wściekła na okrutne traktowanie jej rodziny i przyjaciół, ciska w tarczę kamieniem- wkładając w to całą swoją złość. Ku zaskoczeniu wszystkich, kamień przenika przez barierę i dosięga jednego z magów.
Coś takiego jest nie do pomyślenia! Oto spełnia się najgorszy sen Gildii: w mieście przebywa nieszkolona magiczka. Trzeba ją znaleźć- i to szybko, zanim jej moc wyrwie się spod kontroli, niszcząc zarówno ją, jak i miasto.


"Nowicjuszka":
Imardin to miasto ponurych intryg i niebezpiecznej polityki, gdzie władze sprawują ci, którzy obdarzeni są magią. W ten ustalony porządek wtargnęła uboga dziewczyna o niezwykłym talencie magicznym. Odkąd wstąpiła do Gildii Magów, jej życie zmieniło się nieodwracalnie- na lepsze czy gorsze?
Sonea wiedziała, że nauka w Gildii Magów nie będzie łatwa, ale nie przewidywała niechęci, jakiej dozna ze strony innych nowicjuszy. Jej szkolnymi kolegami są synowie i córki najpotężniejszych rodów w królestwie, którzy zrobią wszystko, żeby poniosła klęskę - nie licząc się z kosztami. Niemniej przyjęcie opieki Wielkiego Mistrza może dla Sonei oznaczać jeszcze marniejszy los. Albowiem Wielki Mistrz Akkarin skrywa sekret znacznie czarniejszy niż barwa jego szaty.


Wielki mistrz:
Sonea wiele nauczyła się w Gildii Magów. W ciągu ostatniego roku Regin dał jej spokój, a pozostali nowicjusze zaczęli traktować ją z niechętnym szacunkiem. Dziewczyna nie może jednak zapomnieć tego, co widziała w podziemnej komnacie Wielkiego Mistrza Akkarina, ani też ostrzeżenia, że odwieczny wróg Kyralli obserwuje czujnie Gildię.
W miarę jak Akkarin ujawnia coraz więcej swojej wiedzy, Sonea przestaje być pewna, komu ma ufać i czego bać się najbardziej. Czy prawda może być aż tak przerażająca, jak przedstawia ją Wielki Mistrz? A może jest to podstęp, mający skłonić ją do uczestnictwa w jego mrocznych praktykach?


Uczennica maga:
Prequel Trylogii Czarnego Maga Rozgrywająca się setki lat przed wydarzeniami opisanymi w Gildii Magów powieść Uczennica Maga stanowi doskonałe wprowadzenie w świat bestsellerowej Trylogii Czarnego Maga Trudi Canavan
W odległej wiosce Mandryn dziewczyna imieniem Tessia pomaga swojemu ojcu w obowiązkach Uzdrowiciela - co bardzo niepokoi jej matkę, która wolałaby, żeby córka raczej poszukała męża. Chociaż Gildia Uzdrowicieli niechętnie przyjmuje w swe szeregi kobiety, Tessia marzy o pójściu w ślady ojca. Tymczasem w jej życiu następuje nieoczekiwany zwrot. Lecząc chorego przebywającego w rezydencji miejscowego maga, Mistrza Dakona, Tessia zmuszona jest odeprzeć zaloty sachakańskiego maga przebywającego tam w gościnie - i bezwiednie posługuje się magią. Teraz - jako uczennicę Mistrza Dakona - czeka ją zupełnie inna przyszłość. Mimo że nauka oznacza dyscyplinę oraz wiele godzin spędzonych nad książkami, nowe życie daje również Tessii więcej możliwości, niż oczekiwała. Otwiera się przed nią wspaniały świat, pełen pięknych ubrań i służby, a także - co cieszy ją najbardziej - częstych podróży do wielkiego miasta, Imardinu. Przyjemności i przywileje to jednak nie wszystko: Tessia odkrywa również, że z talentem magicznym łączy się odpowiedzialność. Wokół niej dojrzewają zdarzenia, mające doprowadzić do wojny między państwami i konfliktów między magami, jak również straszliwych działań magicznych, których efekty będą odczuwalne przez wiele stuleci...



(Tekst z Wikipedii)


P.S. Zamierzam przeczytać tą serię, więc mam pytanie: Czy ktoś ją czytał? Czy jest ciekawa? Czy warto ją przeczytać? Niepewny


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kryseik dnia Nie 14:25, 22 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nimrodel
Jr. Admin


Dołączył: 10 Sie 2009
Posty: 2059
Przeczytał: 2 tematy

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:00, 22 Lis 2009    Temat postu:

O! Słyszałam o tym i jestem tym bardzo zaciekawiona. Czy ja wiem? Może uwzględnię tą książkę w liście do świętego Mikołaja...?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:41, 22 Lis 2009    Temat postu:

Dokładnie myślałem o tym samym Razz Ale się zastanawiam czy jest to ciekawe, dlatego czekam na opinię kogoś, kto je przeczytał Kwadratowy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ellenai
Gość





PostWysłany: Nie 19:16, 22 Lis 2009    Temat postu:

O ile wiem, Steria chyba czytała "Uczennicę Maga". Ale pewności nie mam.
Powrót do góry
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:26, 22 Lis 2009    Temat postu:

No to czekamy aż wejdzie na forum Kwadratowy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mikasz
Sierota


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 9
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:57, 28 Lis 2009    Temat postu:

Dzisiaj skończyłem "Gildię magów" i szczerze polecam naprawdę świetna książka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:39, 30 Lis 2009    Temat postu:



Oficjalny fragment:
Część Pierwsza, Rozdział 1
Czystka
Mawiają w Imardinie, że wiatr ma duszę i jęczy w ciasnych zaułkach miasta, ponieważ smuci go ich widok. W dniu Czystki wiatr przemykał ze świstem wśród masztów kołyszących się w Przystani, wpadł przez Bramę Zachodnią i zawył między domami. A następnie, jakby przeraziwszy się zamieszkujących je udręczonych dusz, przeszedł w cichy skowyt.
Tak w każdym razie odczuwała to Sonea. Kiedy uderzył w nią kolejny podmuch zimnego wichru, skuliła się i owinęła mocniej starym płaszczem. Zerknąwszy w dół, skrzywiła się na widok śniegowego błota rozpryskującego się pod jej stopami przy każdym kroku. Szmaty, którymi wypchała za duże buty, dawno zamokły, i mróz szczypał ją w palce.


Jej uwagę przyciągnęło nagłe poruszenie po prawej; ustąpiła drogi mężczyźnie o potarganych siwych włosach, który chwiejnie wytoczył się z zaułka i upadł na kolana. Sonea przystanęła i podała mu rękę, ale starzec zdawał się jej nie widzieć. Wstał i dołączył do zgarbionych postaci sunących ulicą.
Sonea westchnęła i wyjrzała spod kaptura. U wylotu zaułka kulił się gwardzista. Usta miał zaciśnięte w pogardliwy grymas, wzrokiem przebiegał od postaci do postaci. Sonea zmrużyła oczy, by mu się przyjrzeć, ale kiedy zwrócił głowę w jej stronę, szybko odwróciła wzrok.
Przeklęci gwardziści, pomyślała. Niech ich buty będą pełne jadowitych farenów. Sumienie podpowiedziało jej imiona kilku przyzwoitych strażników, ale nie miała nastroju do robienia wyjątków.
Dołączywszy do otaczających ją postaci, powlokła się wraz z nimi ulicą ku szerszej alei. Po jej obu stronach wznosiły się dwu i trzypiętrowe kamienice. W oknach wyższych pięter tłoczyły się twarze. W jednym z okien zamożnie ubrany mężczyzna trzymał w ramionach małego chłopca, pokazując mu tłum na dole. Twarz mężczyzny wykrzywiła się w pogardliwy grymas, a kiedy wskazał palcem w dół, chłopiec również zrobił minę, jakby skosztował czegoś paskudnego.
Sonea obrzuciła ich spojrzeniem. Nie czuliby się tak pewnie, gdybym rzuciła czymś w ich okno. Rozejrzała się wokół z niejaką nadzieją, ale jeśli nawet gdzieś w pobliżu były kamienie, to obecnie skrywała je śniegowa maź.
Nieco dalej zauważyła przed sobą dwóch gwardzistów stojących u wejścia do kolejnej uliczki. Odziani w płaszcze z wyprawianej na sztywno skóry i żelazne hełmy, sprawiali wrażenie dwa razy większych niż pilnowani przez nich żebracy. Do ich uzbrojenia należały drewniane tarcze i przypięte do pasów kebiny - żelazne pręty używane jako pałki, z tą różnicą, że tuż nad uchwytem miały jeszcze hak, służący do wyrywania napastnikom noży. Sonea spuściła wzrok, mijając tych dwóch mężczyzn.
- …odetnij im drogę, zanim dojdą do placu - mówił jeden z gwardzistów. - Jest ich może dwudziestu. Przywódca jest wysoki, ma bliznę na szyi i…
Serce Sonei zadrżało. Czy to możliwe?
Kilka kroków dalej zauważyła ukryte w niszy drzwi. Wsunąwszy się w zagłębienie, odwróciła głowę, by przyjrzeć się strażnikom, i podskoczyła na widok pary ciemnych oczu spoglądających na nią z bramy.
Była to kobieta o oczach szeroko otwartych ze zdumienia. Sonea cofnęła się o krok. Nieznajoma zrobiła to samo, po czym uśmiechnęła się, słysząc śmiech.
Zwierciadło! Sonea wyciągnęła rękę i dotknęła zawieszonego na ścianie kwadratu z wypolerowanego metalu. Na jego powierzchni wyryto jakieś słowa, ale zbyt słabo znała litery, żeby je zrozumieć.
Przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu. Pociągła twarz o zapadniętych policzkach. Krótkie, ciemne włosy. Nikt nigdy nie nazwał jej ładną. Gdyby chciała, mogłaby nadal uchodzić za chłopaka. Ciotka zwykła mówić, że bardziej przypomina dawno zmarłą matkę niż ojca, ale Sonea podejrzewała, że Jonna po prostu nie chce zauważać żadnego podobieństwa do szwagra, który postanowił zniknąć z ich życia.
Sonea przysunęła twarz do odbicia. Matka była piękna. Może gdybym zapuściła włosy, pomyślała, i założyła jakieś kobiece ubranie…
…daj spokój. Parsknęła pogardliwie i odwróciła się, zła, że dała się porównać takim fantazjom.
- …jakieś dwadzieścia minut temu - usłyszała w pobliżu. Zamarła, przypomniawszy sobie, dlaczego schowała się w tej niszy.
- A gdzie zastawili pułapkę?
- Nie wiem, Mol.
- Chciałbym tam być. Widziałem, co te dranie zrobiły w zeszłym roku Porlenowi. Przez kilka tygodni nie mógł się pozbyć wysypki i przez wiele dni nie widział dobrze. Ciekawe, czy mogę się wydostać z… Ej! Nie tędy, chłopcze!
Sonea zignorowała to wezwanie, wiedząc, że żołnierze nie opuszczą posterunku u wylotu zaułka, ponieważ wtedy ludzie sunący ulicą mogliby wykorzystać ich nieuwagę i rozpierzchnąć się. Ruszyła biegiem, przemykając wśród gęstniejącego tłumu. Od czasu do czasu zatrzymywała się, żeby poszukać znajomych twarzy.
Nie miała wątpliwości, o jakiej bandzie mówili strażnicy. Powtarzane w nieskończoność opowieści o wyczynach chłopaków Harrina podczas ostatniej Czystki były główną atrakcją ostatniej mroźnej zimy. Cieszyło ją, że dawni kumple są wciąż zdolni do psot, aczkolwiek zgodziła się z ciotką, że sama powinna trzymać się z dala od kłopotów. Wyglądało na to, że strażnicy zamierzają wziąć dziś odwet.
Co tylko potwierdza, że Jonna miała rację. Sonea uśmiech nęła się ponuro. Zbiłaby mnie, gdyby wiedziała, co zamierzam teraz zrobić, ale muszę ostrzec Harrina. Raz jeszcze przebiegła wzrokiem po tłumie. Nie zamierzam wracać do bandy. Muszę tylko znaleźć czujkę - jest!
W cieniu bramy czaił się chłopak, omiatając ulicę wrogim spojrzeniem. Mimo że sprawiał wrażenie biernego, przeskakiwał wzrokiem między jednym zaułkiem a drugim. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, Sonea podniosła rękę, żeby poprawić kaptur, i wykonała gest, który większość ludzi uznałaby za nieporadny znak. Chłopak zmrużył oczy i odpowiedział ruchem ręki.
Pewna już, że to czujka, przecisnęła się przez tłum i zatrzymała kilka kroków przed bramą, udając, że tym razem poprawia rzemyki buta.
- Z kim jesteś? - spytał chłopak, nie patrząc na nią.
- Z nikim.
- Użyłaś starego znaku.
- Znikłam na jakiś czas.
Milczał przez chwilę.
- Czego chcesz?
- Podsłuchałam strażników - odpowiedziała. - Chcą kogoś dorwać.
Czujka żachnął się.
- Czemu miałbym ci wierzyć?
- Znałam Harrina - odpowiedziała, prostując się.
Chłopak rozważał przez chwilę te słowa, po czym wysunął się z niszy i chwycił ją za rękę.
- Zobaczmy więc, czy on cię pamięta.
Serce Sonei zamarło, gdy chłopak wciągnął ją w tłum. Błoto było śliskie i wiedziała, że wyląduje w nim, jeśli spróbuje zaprzeć się nogami. Zaklęła pod nosem.
- Nie musisz mnie do niego zabierać - powiedziała. - Wystarczy, że podasz mu moje imię. Będzie wiedział, że nie chcę go wrobić.
Chłopak nie słuchał. Strażnicy przyglądali im się podejrzliwie. Sonea pociągnęła rękę, ale chłopak trzymał mocno. Wciągnął ją w boczną uliczkę.
- Słuchaj - powiedziała. - Mam na imię Sonea. Harrin mnie zna. Cery też.
- W takim razie nie powinnaś mieć nic przeciwko spotkaniu z nimi - rzucił chłopak przez ramię.
Uliczka była zatłoczona, ludzie jakby się gdzieś spieszyli. Sonea chwyciła się latarni i przyciągnęła chłopaka do siebie.
- Nie mogę z tobą iść. Muszę się zobaczyć z ciotką. Puść mnie…
Tłum minął ich, zmierzając dalej ulicą. Sonea spojrzała w górę i jęknęła.
- Jonna mnie zabije.
W poprzek uliczki ustawili się gwardziści, trzymając wysoko tarcze. Przed nimi skakało kilkoro dzieci, wykrzykując obraźliwe i szydercze słowa. Na oczach Sonei jedno z nich rzuciło w gwardzistów jakimś małym przedmiotem. Pocisk trafił w tarczę i rozprysnął się w chmurę czerwonego pyłu. Dzieciaki wybuchnęły śmiechem, kiedy żołnierze cofnęli się o kilka kroków.
Niedaleko dzieciaków dostrzegła dwie znajome postacie. Jeden z chłopaków, podparty pod boki, był wyższy i nieco tęższy, niż zapamiętała. Przez te dwa lata Harrin wyrósł z chłopięcej sylwetki, ale sądząc po postawie, niewiele więcej się zmieniło. Zawsze był niekwestionowanym przywódcą bandy, gotowym przemówić każdemu do rozsądku za pomocą pięści.
Obok stał chłopak niemal o połowę od niego niższy. Sonea nie potrafiła powstrzymać się od uśmiechu: ten nic nie urósł od czasu, kiedy ostatni raz go widziała, i zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo musi go to złościć. Pomimo niskiego wzrostu, Cery zawsze miał posłuch wśród członków bandy, ponieważ jego ojciec pracował dla Złodziei.
Kiedy czujka pociągnął ją bliżej, zobaczyła, że Cery ślini palec, unosi go do góry, po czym kiwa głową. Harrin krzyknął. Dzieciaki wyciągnęły spod koszul małe pakuneczki i rzuciły nimi w gwardzistów. Wokół tarcz uniosła się chmura czerwieni, a na usta Sonei wypłynął uśmiech, gdy usłyszała przekleństwa i krzyki bólu.
W tej chwili w uliczce za plecami gwardii pojawiła się samotna postać. Sonea spojrzała w tamtym kierunku i poczuła, że serce jej zamiera.
- Mag! - krzyknęła.
Stojący obok chłopak również wstrzymał oddech na widok mężczyzny w długiej szacie.
- Eja! Mag! - krzyknął. Zarówno dzieciaki, jak i gwardziści wyprostowali się i odwrócili w kierunku nowo przybyłego.
A następnie wszyscy zachwiali się pod podmuchem gorącego wiatru. Nozdrza Sonei wypełnił nieprzyjemny zapach, a oczy zaczęły ją szczypać, kiedy czerwony pył uderzył ją w twarz. Wiatr ucichł nagle i zapanowała absolutna cisza.
Sonea mrugała, ocierając łzy i rozglądając się po ziemi w poszukiwaniu czystego śniegu, którym mogłaby przetrzeć piekące oczy. Ale wokół było tylko błoto, gładkie i niepodeptane. To nie mogło być prawdą. Kiedy wzrok się jej nieco wyostrzył, dostrzegła rozchodzące się spod stóp Maga drobne fale na śniegu.
- Uciekać! - ryknął Harrin. Dzieciaki natychmiast zerwały się spod nóg gwardzistów i przemknęły obok Sonei. Czujka krzyknął i pociągnął ją za nimi.
Zrobiło jej się słabo, kiedy na przeciwnym końcu uliczki dostrzegła kolejny szereg gwardii. A więc to jest ta pułapka! A ja dałam się w nią wciągnąć razem z nimi!
Czujka ciągnął ją za sobą, biegnąc za bandą Harrina i dzieciakami pędzącymi wprost na gwardzistów. Kiedy zbliżyli się do nich, żołnierze podnieśli tarcze w gotowości. Kilka kroków przed nimi dzieciaki skręciły w zaułek. Pędząc za nimi, Sonea dostrzegła dwóch umundurowanych mężczyzn leżących bezwładnie u wylotu zaułka.
- Kryć się! - zawołał znajomy głos.
Jakaś ręka chwyciła ją i pociągnęła w dół. Sonea skrzywiła się, uderzając kolanami w pokryty śnieżnym błotem bruk. Usłyszała za sobą krzyki, spojrzała w tył i zobaczyła masę ramion i tarcz wypełniającą wąskie przejście między budynkami i unoszącą się nad nimi czerwoną chmurę.
- Sonea?
Głos był znajomy i pełen zaskoczenia. Spojrzawszy w górę, uśmiechnęła się na widok przykucniętego tuż obok Cery’ego.
- Powiedziała mi, że gwardziści planują zasadzkę - powiedział czujka.
Cery potaknął.
- Wiedzieliśmy o tym. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale potem spojrzenie powędrowało znów ku żołnierzom i Cery spoważniał. - Chodźcie. Czas uciekać!
Chwycił Soneę za rękę, pomógł jej wstać i poprowadził pomiędzy chłopaków strzelających w gwardzistów. W tej samej chwili uliczkę wypełnił rozbłysk oślepiającej bieli.
- Co to było? - jęknęła Sonea, usiłując otrząsnąć się z powidoku.
- Mag - syknął Cery.
- Uciekać! - dobiegł z pobliża krzyk Harrina. Oślepiona, Sonea brnęła przed siebie. Ktoś z tyłu wpadł na nią i potknęła się. Cery chwycił ją, postawił z powrotem na nogi i poprowadził dalej.
Wyskoczyli z zaułka i znaleźli się z powrotem na głównej ulicy. Chłopcy zwolnili i naciągnęli kaptury, wtapiając się w tłum. Sonea zrobiła podobnie i przez chwilę szli z Cerym bez słowa. Po chwili dołączył do nich wysoki chłopak i zerknął na Soneę spod kaptura.
- Eja! Kogóż my tu mamy! - oczy Harrina omal nie wyskoczyły z orbit. - Sonea! Co ty tu porabiasz?
Uśmiechnęła się.
- Znowu daję się złapać przez twoje zabawy, Harrin.
- Podsłuchała, że gwardziści planują zasadzkę, i odszukała nas - wyjaśnił Cery.
Harrin machnął lekceważąco ręką.
- Wiedzieliśmy, że coś szykują, więc wybraliśmy miejsce z drogą ucieczki.
Przypomniawszy sobie leżących w wejściu do zaułka gwardzistów, Sonea skinęła głową.
- Powinnam była się domyślić, że wiesz.
- Gdzie bywałaś? To… już kilka lat.
- Dwa lata. Mieszkałam w Północnej Dzielnicy. Wuj Ranel znalazł nam pokój w gościńcu.
- Słyszałem, że strasznie zdzierają w tych gościńcach i wszystko kosztuje podwójnie tylko dlatego, że mieszkasz w obrębie murów miejskich.
- Owszem, ale jakoś sobie poradziliśmy.
- Co robiliście? - spytał Cery.
- Naprawialiśmy buty i ubrania.
Harrin skinął głową.
- Dlatego tak dawno cię nie widzieliśmy.
Sonea uśmiechnęła się.
Owszem, ale też dlatego, że Jonna nie chciała, żebym zadawała się z twoją bandą. Ciotka nie akceptowała Harrina i jego paczki. Bynajmniej…
- Jak dla mnie, nie brzmi to zbyt zachęcająco - mruknął Cery.
Przyglądając się mu, Sonea dostrzegła, że wprawdzie Cery nie urósł przez ostatnie kilka lat, ale jego twarz straciła chłopięce rysy. Miał na sobie nowy płaszcz z nitkami wyłażącymi w miejscach, w których został przycięty, a w jego połach zapewne kryła się kolekcja wytrychów, noży, błyskotek i słodyczy, poupychanych po kieszeniach i pod podszewką. Sonea zawsze zastanawiała się, co Cery będzie robił, kiedy wyrośnie z kieszon kar stwa i włamań.
- Ale jest bezpieczniejsze niż zadawanie się z wami - odpowiedziała.
Cery zmrużył oczy.
- Gadasz jak Jonna.
Kiedyś by ją to zabolało. Teraz uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Gadanina Jonny wyciągnęła nas z nędzy.
- A zatem - przerwał im Harrin - skoro masz pokój w gościńcu, co robisz tutaj?
Sonea skrzywiła się i spochmurniała.
- Król wygania ludzi z gościńców - powiedziała. - Twierdzi, że tyle osób nie powinno mieszkać w jednym budynku - że to niehigieniczne. Dziś rano przyszli strażnicy i wykopali nas stamtąd.
Harrin zmarszczył brwi i wymamrotał jakieś przekleństwo. Sonea rzuciła okiem na Cery’ego: kpiarski wyraz twarzy zniknął. Odwróciła wzrok, wdzięczna za zrozumienie, ale nie pocieszona.
Wystarczyło jedno słowo z Pałacu, aby wszystko, na co ona, ciotka i wuj zapracowali, znikło. Nie było czasu na zastanawianie się nad konsekwencjami, kiedy zbierali w pośpiechu dobytek, zanim wyrzucono ich na ulicę.
- Gdzie są Jonna i Ranel? - spytał Harrin.
- Wysłali mnie tu, żebym się rozejrzała za pokojem w naszej dawnej okolicy.
Cery spojrzał jej prosto w oczy.
- Jeśli nic nie znajdziesz, przyjdź do mnie.
Skinęła głową.
- Dzięki.
Tłum powoli wylewał się z ulicy na szeroki brukowany skwer. Był to plac Północny, gdzie raz w tygodniu odbywał się niewielki targ. Miejsce regularnych wizyt Sonei i jej ciotki - w każdym razie w przeszłości.
Na placu zgromadziło się kilkaset osób. Wielu ludzi przeszło już dalej przez Bramę Północną, ale inni czekali jeszcze, w nadziei, że spotkają bliskich, zanim pochłoną ich slumsy. Niektórzy zaś należeli do tych, którzy nie ruszą się, jeśli się ich nie popchnie.
Cery i Harrin zatrzymali się koło stojącej na środku placu sadzawki. Z wody wyrastał posąg Króla Kalpola. Dawno zmarły monarcha dobiegał czterdziestki, kiedy rozprawił się z górskimi rozbójnikami, tu jednak został przedstawiony jako młodzieniec, prawą ręką wymachujący kopią swego słynnego nabijanego klejnotami miecza, w lewej zaś dzierżący równie ozdobny puchar.
Niegdyś stał tu inny posąg, ale został zniszczony trzydzieści lat temu. Mimo że przez lata wzniesiono wiele pomników króla Terrela, wszystkie, z wyjątkiem jednego, zostały rozbite, a istniała pogłoska, że nawet ten ocalały, znajdujący się za murami Pałacu, był nadtłuczony. Pomimo wszystkich innych osiągnięć, mieszkańcy Imardinu zapamiętali Terrela przede wszystkim jako tego władcę, który zapoczątkował coroczne Czystki.
Wuj wielokrotnie opowiadał Sonei tę historię. Trzydzieści lat temu, kiedy wpływowi przedstawiciele Domów uskarżali się na brak bezpieczeństwa na ulicach, Król rozkazał gwardii wyrzucić z miasta wszystkich żebraków, bezdomnych, włóczęgów i podejrzanych o działalność przestępczą. Rozzłościło to najpotężniejszych z wyrzuconych, zebrali się więc i zaopatrzeni w broń przez zamożniejszych przemytników i złodziei, stanęli do walki. W obliczu walk ulicznych i zamieszek Król zwrócił się o pomoc do Gildii Magów.
Rebelianci nie mieli broni przeciw magii. Zostali schwytani i zawleczeni do slumsów. Króla tak ucieszyły uczty, wydane przez Domy dla uczczenia tej okazji, że rozkazał oczyszczać miasto z włóczęgów każdej zimy.
Kiedy stary Król zmarł pięć lat później, wielu liczyło na to, że Czystki się skończą, ale syn Terrela, król Merin, nie zerwał z tym zwyczajem. Sonea rozglądała się wokół, usiłując wyobrazić sobie zagrożenie, jakie mogliby stanowić otaczający ją słabi, schorowani ludzie. Po chwili zauważyła, że wokół Harrina gromadzą się dzieciaki, wpatrując się w przywódcę wyczekująco. Poczuła ucisk w żołądku, znak nagłego strachu.
- Muszę już iść - powiedziała.
- Nie, nie idź - zaprotestował Cery. - Dopiero co się odnaleźliśmy.
Potrząsnęła głową.
- Za długo mnie nie było. Jonna i Ranel mogą już być w slumsach.
- W takim razie już masz kłopoty - wzruszył ramionami Cery. - Ciągle boisz się bury, co?
Spojrzała na niego z naganą. Nie wzruszyło go to - tylko się uśmiechnął.
- Masz. - Wcisnął jej coś do ręki. Było to niewielkie papierowe zawiniątko.
- Tym rzucaliście w gwardzistów?
Cery potaknął.
- Mielona papea - powiedział. - Pieką od tego oczy i robi się wysypka.
- Ale nie działa na magów.
Twarz Cery’ego rozjaśnił złośliwy uśmiech.
- Jednego kiedyś dorwałem. Nie zauważył mnie.
Sonea wyciągnęła rękę, żeby zwrócić mu paczuszkę, ale Cery odsunął jej dłoń.
- To dla ciebie - powiedział. - Tu się nie przyda. Magowie zawsze wznoszą barierę.
Potrząsnęła głową.
- Dlatego rzucacie kamieniami? Po co w ogóle się męczyć?
- Poprawia samopoczucie. - Cery spojrzał na drogę, oczy miał zimne jak stal. - Gdybyśmy tego nie robili, to tak, jakby Czystka nas nie obchodziła. Nie mogą ot tak wyrzucać nas z miasta, nie?
Wzruszyła ramionami i spojrzała na dzieciaki przebierające nogami z niecierpliwości. Sonea zawsze uważała, że rzucanie czymkolwiek w magów jest głupotą.
- Ty i Harrin i tak rzadko pokazujecie się w mieście - zauważyła.
- Owszem, ale chcemy móc to robić, kiedy mamy ochotę - wyszczerzył się Cery. - A to jedyna okazja, żeby trochę narozrabiać bez wtrącania się Złodziei.
Sonea przewróciła oczami.
- A więc o to chodzi.
- Hej! Idziemy! - ryknął Harrin nad głowami tłumu.
Dzieciaki krzyknęły radośnie i zaczęły się rozbiegać. Cery spojrzał na Soneę z nadzieją.
- Chodź - ponaglił. - Będzie ubaw.
Potrząsnęła głową.
- Nie musisz się dołączać. Wystarczy, że popatrzysz - powiedział. - Potem pójdę z tobą i rozejrzymy się za jakimś mieszkaniem.
- Ale…
- Patrz - wyciągnął rękę i rozwiązał jej chustkę. Złożył materiał w trójkąt, zarzucił jej na głowę i zawiązał pod szyją. - Teraz wyglądasz bardziej jak dziewczyna. Nawet gdyby gwardziści chcieli nas gonić, czego nigdy nie robią, nie wezmą cię za rozrabiakę. No - pogłaskał ją po policzku - od razu wyglądasz lepiej. Chodź. Nie pozwolę ci więcej zniknąć.
Westchnęła.
- Niech będzie.
Tłum zgęstniał, więc banda musiała przeciskać się między ludźmi. Ku zaskoczeniu Sonei nikt nie złościł się na nich za rozpychanie się łokciami. Przeciwnie: mijani przez nią mężczyźni i kobiety wkładali jej do rąk kamienie i przejrzałe owoce, szepcząc przy tym słowa zachęty. Przesuwając się za Cerym między podnieconymi twarzami, poczuła dreszczyk emocji. Rozsądni ludzie, tacy jak jej wuj i ciotka, opuścili już plac Północny. Pozostali ci, którzy chcieli obejrzeć pokaz oporu - jakkolwiek byłby on bezcelowy.
Na obrzeżach tłum był rzadszy. Po jednej stronie wzrok Sonei napotkał ludzi napływających wciąż na plac z bocznej ulicy, po drugiej nad zgromadzonymi wznosiły się odległe bramy. Z przodu…
Sonea stanęła, czując, jak opuszcza ją pewność siebie. Cery brnął naprzód, ale ona cofnęła się o parę kroków i skryła się za starszą kobietą. Niecałe dwadzieścia kroków przed nimi stał szereg magów.
Wciągnęła głęboko powietrze i wypuściła je powoli. Wiedziała, że nie ruszą się z miejsca. Nie zwrócą uwagi na tłum, dopóki nie będą gotowi wypędzić ludzi z placu. Nie było czego się bać.
Przełknęła ślinę i zmusiła się do odszukania wzrokiem dzieciaków. Harrin, Cery i reszta sunęli do przodu, przeciskając się przez rzednący strumień spóźnialskich, ustawiających się na brzegach placu.
Sonea podniosła znów wzrok ku magom i zadrżała. Nigdy nie była tak blisko, nigdy nie miała okazji dobrze się im przyjrzeć.
Nosili rodzaj mundurów: szaty o szerokich rękawach, zebrane w pasie szeroką wstęgą. Wuj Ranel twierdził, że takie stroje były w modzie setki lat temu. Teraz jednak zwykli ludzie, którzy ubraliby się na modłę magów, popełniliby przestępstwo.
Sami mężczyźni. Ze swego miejsca potrafiła naliczyć dziewięciu; stali samotnie lub w parach, tworząc szereg, który, jak przypuszczała, miał otoczyć cały plac. Niektórzy nie mogli mieć więcej niż dwadzieścia lat, inni wyglądali bardzo staro. Jeden z tych, co stali najbliżej, jasno włosy mężczyzna koło trzydziestki, był przystojny w bezbłędny, pedantyczny sposób. Pozostali wyglądali zaskakująco zwyczajnie.
Kątem oka dostrzegła nagłe poruszenie i odwróciła się, by zobaczyć, jak Harrin macha ręką. Ku magom poszybował kamień. Mimo że wiedziała, co nastąpi, wstrzymała oddech.
Kamień uderzył w coś twardego i niewidocznego i spadł na ziemię. Sonea wypuściła powietrze, a kolejne dzieciaki zaczęły ciskać kamienie. Kilku spośród mężczyzn w długich szatach podniosło wzrok, by przyjrzeć się pociskom odbijającym się od powietrza tuż przed nimi. Inni zaszczycili dzieciaki przelotnym spojrzeniem, po czym wrócili do przerwanych rozmów.
Wpatrywała się w miejsce, w którym zawisła magiczna bariera. Nic nie widziała. Przesunęła się bliżej, wyjęła z kieszeni jeden z kamyków, zamachnęła się i cisnęła nim z całej siły. Roztrzaskał się, uderzając w niewidoczną ścianę i przez chwilę w powietrzu widać było spłaszczony z jednej strony obłok pyłu.
Usłyszała za sobą stłumiony chichot i odwróciwszy się, zobaczyła uśmiechniętą do niej starszą kobietę.
- Dobry strzał - zagdakała kobieta. - Pokaż im. No dalej!
Sonea wsunęła dłoń do kieszeni i zacisnęła palce na nieco większym kamieniu. Podeszła jeszcze parę kroków ku magom i uśmiechnęła się. Na niektórych twarzach dostrzegała irytację. Najwyraźniej nie lubili, żeby się im przeciw stawiać, ale coś powstrzymywało ich od konfrontacji z dzieciakami.
Spoza mgiełki pyłu dochodziły stłumione głosy. Elegancki mag podniósł wzrok, po czym zwrócił się z powrotem ku swojemu towarzyszowi, starszemu mężczyźnie o siwiejących włosach.
- Żałosne robactwo - prychnął pogardliwie. - Kiedy wreszcie się ich pozbędziemy?
Sonea poczuła ucisk w żołądku i chwyciła mocniej kamień. Podrzuciła go na dłoni, oceniając ciężar. Ciężki. Zwróciwszy się ku magom, poczuła, jak wzbiera w niej gniew na myśl, że wyrzucono ją z domu, jak łączy się on z wpojoną nienawiścią do magów, i cisnęła kamieniem w mówiącego. Śledziła pocisk wzrokiem, a kiedy zbliżył się do magicznej bariery, wyobraziła sobie, jak dobrze by było, gdyby ją pokonał i dotarł do celu.
Powietrze rozbłysło niebieskim światłem, a kamień z głuchym trzaskiem uderzył maga w skroń. Mężczyzna stał przez chwilę bez ruchu, patrząc przed siebie, po czym ugięły się pod nim kolana, a ten drugi zrobił krok do przodu, by go podtrzymać.
Sonea patrzyła z otwartymi ustami, jak starszy z magów kładzie towarzysza na ziemi. Szyderstwa dzieciaków ucichły. Milczenie ogarnęło tłum niczym fala dymu.
Następnie rozległy się krzyki, gdy dwóch następnych magów podskoczyło, by przykucnąć przy leżącym na ziemi. Kompani Harrina i wielu spośród tłumu zaczęli wiwatować. Plac ożył głosami, kiedy ludzie szeptem i krzykiem powtarzali sobie, co się właśnie stało.
Sonea spojrzała na swoje dłonie. Zadziałało. Złamałam barierę, ale to jest niemożliwe, chyba że…
Chyba że użyłam magii.
Przebiegł ją dreszcz na wspomnienie tego, jak zbierała swój gniew i nienawiść, wtłaczając je w kamień, jak podążała wzrokiem i myślą za pociskiem, jak pragnęła, by przebił się przez barierę. Poczuła jakieś drżenie, jakby coś wyrywało się w niej, by powtórzyć to wszystko.
Podniósłszy wzrok, ujrzała, że wokół leżącego na ziemi maga zgromadziło się kilku innych. Niektórzy nachylali się nad nim, ale większość odwróciła się ku zgromadzonemu na placu tłumowi i wpatrywała się weń przenikliwie. Szukają mnie, przyszło jej nagle do głowy. Jeden z nich jakby usłyszał jej myśl, zwrócił bowiem spojrzenie w jej stronę. Zamarła przerażona, ale jego wzrok tylko się po niej prześlizgnął i powędrował dalej.
Nie wiedzą, kto to zrobił. Odetchnęła z ulgą. Rozejrzała się wokół i zauważyła, że tłum stoi kilka kroków za nią. Dzieciaki wycofywały się. Ruszyła za nimi z bijącym sercem.
W tej chwili podniósł się najstarszy z magów. W przeciwieństwie do pozostałych natychmiast utkwił w niej wzrok. Wskazał na nią, a spojrzenia pozostałych podążyły za jego gestem. Kiedy unieśli ręce, poczuła paniczny strach. Obróciła się na pięcie i popędziła w stronę tłumu. Kątem oka widziała uciekające dzieciaki. Zakręciło jej się w głowie, kiedy kilka rozbłysków oświetliło znajdujące się przed nią twarze; krzyki rozdarły powietrze. Poczuła falę gorąca i dysząc upadła na kolana.
- STAĆ!
Nie czuła bólu. Spojrzała w dół i odetchnęła z ulgą na widok swojego ciała w jednym kawałku. Podniosła wzrok: ludzie wciąż uciekali, niepomni na dziwnie głośny rozkaz, który jeszcze odbijał się echem po placu.
Sonea poczuła smród spalenizny. Odwróciła się i dostrzegła raptem kilka kroków od niej kogoś leżącego twarzą w dół na chodniku. Mimo że płomienie pożerały łapczywie jego ubranie, człowiek ten leżał nieruchomo. Potem zobaczyła poczerniałą miazgę, która niegdyś była ręką, i zrobiło się jej niedobrze.
- NIE ROBIĆ JEJ KRZYWDY!
Podniosła się na drżące nogi i odsunęła od ciała. Wokół siebie widziała kształty uciekających dzieciaków. Z wielkim wysiłkiem zmusiła się do niezdarnego biegu.
Zrównała się z tłumem przy Bramie Północnej i wcisnęła się między ludzi. Przepychała się do przodu, odtrącając tych, którzy stanęli jej na drodze, aż znalazła się w samym środku tłumu. Kamienie wciąż obciążały jej kieszenie, więc je wyrzuciła. Coś szarpnęło ją za nogi i przewróciło na ziemię, ale podniosła się, by biec dalej.
Mocne ręce chwyciły ją od tyłu. Walczyła i usiłowała krzyczeć, ale ręce obróciły ją i ujrzała przed sobą dobrze znane niebieskie oczy Harrina.
________________
Jak dobrze pójdzie to pod choinką będzie czekała na mnie trylogia Kwadratowy

P.S. Po przeczytaniu powyższego fragmentu myślę, że będzie to naprawdę fajna książka Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kryseik dnia Śro 18:14, 02 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 17:59, 02 Gru 2009    Temat postu:

Fragment drugiej części:



Fragment NOWICJUSZKI:

Każdego roku w czasie kilku tygodni lata niebo nad Kyralią przybierało błękitną barwę, a słońce prażyło niemiłosiernie. Ulice Imardinu pokrywał kurz, maszty statków kołyszących się w Przystani wyginały się w upalnej mgiełce. Mężczyźni i kobiety kryli się w domach, wachlując się i popijając soki, lub też – w najpodlejszych częściach slumsów – wlewając w siebie galony spylu.
W Kyraliańskiej Gildii Magów te upalne dni oznaczały, że nadszedł czas wielkiej uroczystości: zaprzysiężenia letniej grupy nowicjuszy.
Sonea, krzywiąc się, poprawiała kołnierzyk sukienki. Zamierzała włożyć proste, ale doskonale uszyte ubranie, które nosiła, mieszkając w Gildii, Rothen jednak uparł się, że na Ceremonię Przyjęcia potrzebuje czegoś bardziej eleganckiego.
– Nie przejmuj się, Soneo – zaśmiał się. – Wkrótce będzie po wszystkim i będziesz musiała nosić szatę. Jestem pewien, że szybko ci się znudzi.
– Nie przejmuję się – odparowała mu z irytacją Sonea.
W oczach Rothena błysnęło rozbawienie.
– Naprawdę? Ani trochę się nie denerwujesz?
– To przecież nie zeszłoroczne Przesłuchanie. Wtedy to się strachałam.
– Strachałaś się? – Mag uniósł brwi. – Ty się denerwujesz, Soneo. Nie użyłaś podobnego słowa od tygodni.
Sonea westchnęła cicho. Od pamiętnego Przesłuchania sprzed pięciu miesięcy, kiedy to Rothen uzyskał prawo do opieki nad nią, pobierała u niego nauki konieczne do wstąpienia na Uniwersytet. Teraz potrafiła już bez niczyjej pomocy czytać większość książek z biblioteczki swego nauczyciela, a jej umiejętność pisania była – jak określił to Rothen – „znośna”. Miała jeszcze trudności z matematyką, ale zafascynowały ją lekcje historii.
Przez cały ten czas Rothen upominał ją, ilekroć użyła słowa, w którym pobrzmiewała gwara slumsów, i nieustannie kazał jej tak układać zdania, by wysławiała się jak dama z jednego z potężnych Domów Kyralii. Ostrzegał ją, że nowicjusze nie będą zbyt wyrozumiali wobec jej przeszłości i że jeszcze pogorszy swoją sytuację, jeśli każdym słowem będzie im przypominać o swym pochodzeniu. Tym samym argumentem posłużył się, by przekonać ją do włożenia sukni na Ceremonię Przyjęcia, ale choć Sonea doskonale wiedziała, że nauczyciel ma rację, nie poprawiało jej to nastroju.
Gdy doszli do bramy Uniwersytetu, jej oczom ukazał się rząd powozów. Przy każdym stali wyprostowani lokaje, odziani w barwy Domu, któremu służyli. Na widok Rothena wszyscy skłonili głowy.

Sonea wpatrywała się w powozy i czuła, jak coś ściska jej żołądek. Wcześniej widywała już podobne karety, ale nigdy w takiej liczbie. Wszystkie były z polerowanego drewna, rzeźbione i malowane w skomplikowane wzory, u każdej zaś pośrodku drzwiczek znajdował się inkal – kwadratowy znak wskazujący na przynależność do określonego Domu. Sonea rozpoznała inkale Paren, Arran, Dillan i Saril – jednych z najbardziej wpływowych w Imardinie.
Będzie pobierała nauki wraz z synami i córkami z tych Domów.
Czuła, jak na samą tę myśl serce podchodzi jej do gardła. Co oni sobie o niej pomyślą, o pierwszej od stuleci Kyraliance spoza Domów, która wkracza w ich świat? Mogą przecież być tego samego zdania co Fergun – mag, który pół roku wcześniej usiłował zapobiec jej wstąpieniu do Gildii. Uważał on, że tylko dzieci pochodzące z Domów powinny uczyć się magii. Posunął się nawet do szantażu: zamknął w lochu jej przyjaciela, Cery’ego, by wplątać ją w swe podłe plany. Uknuta przez niego intryga miała bowiem przekonać Gildię, że Kyralianie z niższych warstw pozbawieni są wszelkich zasad i pod żadnym pozorem nie można powierzyć im wiedzy magicznej.

Knowania Ferguna zostały jednak udaremnione, a on sam przebywał teraz w odległej twierdzy. Sonea nie sądziła, że jest to bardzo sroga kara za grożenie jej przyjacielowi śmiercią, wątpiła też, by mogła ona odstraszyć innych od podobnych prób.
Mimo wszystko miała nadzieję, że niektórzy nowicjusze okażą się podobni do Rothena, któremu nie przeszkadzał fakt, że kiedyś mieszkała i pracowała w slumsach. Poza tym byli jeszcze przybywający do Gildii nowicjusze z innych krain, im może łatwiej będzie zaakceptować dziewczynę z nizin społecznych. Vindoni to sympatyczny lud. Sonea słyszała też, że wśród Lanów nie ma zróżnicowania na wyższe i niższe klasy. Dzielą się oni na plemiona, a mężczyźni i kobiety zyskują status poprzez próby odwagi, sprytu i mądrości. Niestety, nie potrafiła ocenić, jakie przypadłoby jej miejsce w ich społeczności.
Podniosła wzrok na Rothena, przypominając sobie wszystko, co dla niej zrobił, i nagle zalała ją fala czułości i wdzięczności. Niegdyś na samą myśl o tym, że mogłaby być tak zależna od maga, ogarnąłby ją lęk. Dawniej nienawidziła Gildii i po raz pierwszy bezwiednie, w gniewie użyła swej mocy, ciskając kamieniem właśnie w maga. Później, kiedy magowie jej szukali, była przekonana, że chcą ją zabić, poprosiła więc o pomoc Złodziei, a ci zawsze żądają wysokiej ceny za swe usługi.
Gdy jej moc wymknęła się spod kontroli, magowie przekonali Złodziei do wydania jej w ich ręce. Rothen był tym, który ją schwytał, a następnie zaczął uczyć. Przekonał ją, że magowie – a w każdym razie większość z nich – nie są samolubnymi okrutnikami i potworami, jak uważali mieszkańcy slumsów.

Po obu stronach otwartej bramy Uniwersytetu stali dwaj strażnicy. Pojawiali się oni zwyczajowo tylko z okazji wizyty ważnych osób w Gildii. Obaj ukłonili się sztywno na widok Rothena prowadzącego Soneę w stronę Wielkiego Holu.
Sonea bywała już wcześniej w tym miejscu, ale wciąż jeszcze ją zachwycało. Z posadzki jakby wystrzelają tam tysiące niewiarygodnie cienkich kolumienek z materii podobnej do szkła, podtrzymują one schody pnące się z wdziękiem ku wyższym poziomom. Między poręczami i stopniami wiją się delikatne nitki białego marmuru przypominające gałązki pnącej winorośli. Sprawiają wrażenie tak kruchych, że trudno uwierzyć, by mogły unieść ciężar człowieka – i być może, gdyby nie wzmacniała ich magia, byłyby rzeczywiście zbyt słabe.

Minęli schody i znaleźli się w krótkim korytarzyku. Za nim ujrzeli szare ściany Rady Gildii, starego budynku, który znajdował się pośrodku wielkiego pomieszczenia znanego jako Wielki Hol. Przed wejściem do Rady Gildii stało kilka osób i na ich widok Sonei z wrażenia zaschło w ustach. Kobiety i mężczyźni odwrócili się, by powitać nadchodzących, a ich oczy rozbłysły z ciekawości, gdy ujrzeli Rothena. Magowie uprzejmie skinęli głowami. Pozostali ukłonili się.
Rothen wszedł do Holu i poprowadził Soneę ku jednej z niewielkich grupek. Dziewczyna zauważyła, że pomimo letnich upałów wszyscy z wyjątkiem magów byli bogato odziani. Kobiety miały na sobie wyszukane suknie, mężczyźni – długie płaszcze z wyszytymi na rękawach inkalami. Sonea przyjrzała się dokładniej i wstrzymała oddech. Wszystkie szwy ozdobione były połyskującymi czerwono, zielono i niebiesko kamieniami. Wielkie klejnoty osadzono również w guzikach płaszczy. Na szyjach i rękach zgromadzonych zobaczyła łańcuchy ze szlachetnych metali, na urękawiczonych dłoniach – błyszczące pierścienie.
Spojrzała na płaszcz jednego z mężczyzn, zastanawiając się, czy biegły w swej sztuce złodziej miałby kłopot z pozbawieniem go guzików. W slumsach posługiwano się w tym celu niewielkimi składanymi ostrzami. Potrzebne było tylko „przypadkowe” zderzenie, przeprosiny, szybka ucieczka. Poszkodowany aż do powrotu do domu nie zorientowałby się nawet, że został obrabowany. A bransoleta tamtej damy…
Sonea potrząsnęła głową. Jak mam się zaprzyjaźnić z tymi ludźmi, skoro jedyne, co przychodzi mi do głowy, to łatwość, z jaką daliby się okraść? Nie potrafiła jednak powstrzymać uśmiechu. Umiała opróżniać kieszenie i otwierać zamki równie dobrze jak wszyscy jej przyjaciele z dzieciństwa – może tylko Cery był zręczniejszy od niej – i jakkolwiek ciotce Jonnie udało się przekonać ją, że kradzież jest czymś złym, Sonea nigdy nie zapomniała sztuczek kieszonkowców i włamywaczy.
Skupiła uwagę i zerknęła ku młodszym nieznajomym – kilka twarzy szybko się odwróciło. Rozbawiona, zastanawiała się, kogo właściwie spodziewali się ujrzeć. Zasmarkaną żebraczkę? Zgarbioną i zniszczoną przez pracę kobiecinę? Wyfiokowaną ladacznicę?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kryseik dnia Śro 18:12, 02 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:04, 02 Gru 2009    Temat postu:



Fragment trzeciego tomu "Wielki mistrz":

W dawnej poezji kyraliańskiej księżyc określany jest mianem Oka. Kiedy Oko jest szeroko otwarte, jego czujna obecność zapobiega złu, albo też sprowadza szaleństwo na tych, którzy ośmielają się popełniać zbrodnie. Kiedy zaś jest zamknięte, tak że jego uśpioną obecność zwiastuje tylko wąski sierp, zarówno dobre, jak i mroczne czyny przechodzą niezauważone.
Cery uśmiechnął się łobuzersko, patrząc na księżyc. Jego obecna faza, wąski sierp, była szczególnie lubiana przez kochanków jako czas schadzek, Cery jednak nie przemykał wśród cieni miasta na tego rodzaju sekretne spotkanie. Jego zamiary były znacznie bardziej posępne.
Trudno mu było ocenić, czy to, co czynił, było złe czy dobre. Ludzie, na których polował, zasłużyli na swój los, ale Cery podejrzewał, że jego zlecenia mają jakiś ważniejszy cel niż tylko zmniejszenie liczby morderstw nękających miasto od kilku lat. Nie wiedział przecież wszystkiego o tych paskudnych zadaniach – tego mógł być pewny – ale i tak chyba posiadał większą wiedzę niż ktokolwiek inny w mieście. Skradając się ulicą, usiłował ocenić, ile naprawdę wie. Już od jakiegoś czasu było oczywiste, że morderstw nie popełnia jeden i ten sam człowiek, lecz mordercy pojawiają się jeden po drugim. Zauważył ponadto, że wszyscy oni należą do tej samej nacji: są Sachakanami. Co więcej, wszyscy są magami.

A z tego, co Cery wiedział, w Gildii nie było Sachakan.
Jeśli Złodzieje zdają sobie z tego wszystkiego sprawę, to doskonale kryją się ze swoją wiedzą. Cery przypomniał sobie spotkanie Złodziei, w którym brał udział przed dwoma laty. Przywódcy luźno powiązanych grup przestępczych byli wyraźnie rozbawieni, kiedy Cery zaproponował, że znajdzie i powstrzyma mordercę. Ci, którzy wypytywali złośliwie, dlaczego nie udało mu się to przez tak długi czas, uważali być może, że istniał tylko jeden zabójca, albo po prostu chcieli, żeby Cery tak myślał.

Za każdym razem, kiedy już uporał się z jednym mordercą, kolejny kontynuował ponure dzieło. Złodzieje mogli niestety pomyśleć, że Cery nie radzi sobie z zadaniem. On zaś na ich pytania odpowiadał jedynie wzruszeniem ramion w nadziei, że jego sukcesy na innych polach podziemnej działalności zrównoważą to złe wrażenie.
W ciemnym prostokącie bramy pojawiła się postać potężnego mężczyzny. Odległe światło lampy ukazało znajomą, posępną twarz. Gol skinął głową, po czym wyrównał krok z Cerym.
Kiedy dotarli do skrzyżowania pięciu ulic, skierowali się ku budynkowi w kształcie klina. Gdy tylko przekroczyli drzwi, nozdrza Cery’ego wypełniły się ciężkim zapachem potu, spylu i gotowanej strawy. Było wczesne popołudnie, więc w spylunce panował gwar. Podszedł do krzesła stojącego przy ladzie, gdzie Gol zamawiał dwa kufle napitku i talerz solonej fasoli.

Gol zjadł pół porcji, zanim się odezwał.
– Z tyłu. Ma pierścień. Co o tym powiesz, synu?
Cery i Gol udawali ojca i syna, ilekroć nie chcieli ujawniać swojej tożsamości, a ostatnio zazwyczaj tak właśnie było, kiedy tylko pojawiali się w miejscach publicznych. Cery był młodszy od Gola o zaledwie kilka lat, ale z powodu niewielkiego wzrostu i chłopięcych rysów często brano go za wyrostka. Odczekał kilka minut, po czym skierował wzrok ku zapleczu spylunki.
Mimo że sala była zatłoczona, bez trudu rozpoznał mężczyznę, którego wskazywał mu Gol. Charakterystyczna szeroka, brązowa sachakańska twarz wyróżniała się wśród bladych Kyralian, a poza tym człowiek ten bacznie obserwował zgromadzonych. Cery zerknął na dłonie mężczyzny i dostrzegł błysk czerwieni w pociemniałym srebrze pierścienia. Odwrócił wzrok.
– Co o nim sądzisz? – mruknął do niego Gol.
Cery uniósł kufel i udał, że pociąga łyk spylu.
– Za dużo zachodu jak dla nas, tato. Zostawmy go komuś innemu.
Gol burknął coś w odpowiedzi, wychylił kufel i odstawił go. Cery wyszedł za nim na zewnątrz. Kilka ulic dalej sięgnął do kieszeni płaszcza, wyciągnął trzy miedziaki i wcisnął je w wielką dłoń Gola. Potężny mężczyzna westchnął i poszedł w swoją stronę.

Cery uśmiechnął się łobuzersko, po czym nachylił się i odsunął kratę umieszczoną w pobliskim murze. Ktoś, kto nie znał Gola, mógłby odnieść wrażenie, że był zupełnie nieporuszony tą sytuacją, tak samo zresztą jak i nie wyglądał na zmartwionego żadną inną, ale Cery rozpoznawał to westchnienie. Gol bał się – i miał ku temu wszelkie powody. Każdemu w slumsach: mężczyźnie, kobiecie czy dziecku, groziło niebezpieczeństwo, dopóki ci mordercy czaili się dookoła.
Cery wsunął się w przejście i zeskoczył do znajdującego się poniżej tunelu. Trzy monety, które dał Golowi, wystarczą na opłacenie trzech uliczników mających dostarczyć wiadomość – aż trzech, by informacja się nie opóźniła ani nie zginęła. Jej odbiorcami byli rzemieślnicy, którzy z kolei mają przekazać ją dalej przez strażników miejskich, posłańca, lub nawet tresowane zwierzę. Nikt, kto zetknie się z wiadomością, nie zrozumie znaczenia przekazywanych przedmiotów lub haseł. Jedynie dla człowieka znajdującego się na końcu tego łańcucha wszystko będzie jasne.
A kiedy to nastąpi, polowanie zacznie się na nowo.

Po wyjściu z sali Sonea ruszyła powoli przez zatłoczony, gwarny korytarz Uniwersytetu. Zazwyczaj nie zwracała uwagi na zachowanie innych nowicjuszy, ale tego dnia było inaczej.
Dziś mija rok od wyzwania, pomyślała. Okrągły rok, odkąd walczyłam z Reginem na arenie, a tyle się zmieniło.
Większość nowicjuszy udawała się do sali jadalnej parami lub w nieco większych grupkach. Kilka dziewcząt zatrzymało się w drzwiach sali wykładowej, rozmawiając konspiracyjnym szeptem. Na drugim końcu korytarza pojawił się nauczyciel, który wyszedł z innego pomieszczenia, a za nim podążali dwaj nowicjusze niosący wielkie pudła.
Sonea przyglądała się twarzom tych kilku studentów, którzy zwrócili jej uwagę. Żaden z nich nie wpatrywał się w nią ani nie zadzierał nosa. Niektórzy z pierwszoroczniaków zerkali na inkal naszyty na rękaw jej szaty – symbol, który wskazywał, że jest wybraną nowicjuszką Wielkiego Mistrza – po czym szybko odwracali wzrok.
Doszła do końca korytarza i ruszyła w dół po delikatnych, wyrzeźbionych za pomocą magii schodach Wielkiego Holu. Jej buty lekko i dźwięcznie stukały na stopniach. Usłyszała, że do odgłosu jej kroków dołączyły inne. Spojrzała w górę i poczuła dreszcz na widok zbliżających się do niej trzech nowicjuszy.
W środku szedł Regin, a otaczali go jego najbliżsi towarzysze: Kano i Alend. Sonea ruszyła dalej, starając się zachować obojętny wyraz twarzy. Gdy tylko Regin ją dostrzegł, z jego twarzy zniknął uśmiech. Ich spojrzenia się spotkały, po czym chłopak pospieszył dalej, mijając ją.
Zerknęła za siebie i westchnęła cicho z ulgą. Wszystkie spotkania od czasu pojedynku tak właśnie wyglądały. Regin przyjął pozę łaskawego i pełnego godności przegranego, a ona nie przeszkadzała mu w tym. Owszem, przyjemnie byłoby napawać się jego porażką, ale Sonea miała pewność, że wtedy wymyśliłby jakiś niedostrzegalny dla innych i wyrafinowany sposób zemszczenia się na niej. Lepiej, żeby się wzajemnie ignorowali.

Publiczne pokonanie Regina miało jednak większe skutki niż tylko koniec dręczenia Sonei. Wyglądało na to, że udało jej się również zdobyć szacunek innych nowicjuszy, a także większości nauczycieli. Wreszcie przestała być tylko dziewczyną ze slumsów, której moc wyzwoliła się w ataku na Gildię podczas dorocznej Czystki – usuwania z miasta włóczęgów i żebraków. Sonea uśmiechnęła się żałośnie na wspomnienie tamtego dnia. To, że użyłam magii, zaskoczyło mnie w równym stopniu, jak ich.
Mało kto już pamiętał, że była „dziką”, unikającą odnalezienia przez Gildię dzięki układowi ze Złodziejami. Cóż, wtedy wydawało się to dobrym pomysłem, myślała. Byłam przekonana, że Gildia pragnie mnie zabić. Przecież oni nigdy wcześniej nie szkolili nikogo spoza Domów. Złodziejom jednak nie wyszło to na dobre. Nie zdołałam nauczyć się dostatecznej kontroli mocy, żeby być dla nich użyteczna.

Parę osób wciąż czuło do niej niechęć, ale już nie widziano w niej tylko osoby z zewnątrz, która na dodatek doprowadziła do wygnania Mistrza Ferguna. No cóż, nie trzeba było zamykać Cery’ego i grozić mu śmiercią, żeby zmusić mnie do współudziału w intrydze. Chciał przekonać Gildię, że ludziom z niższych sfer nie można ufać, a tymczasem okazało się, że niektórym magom tym bardziej.
Sonea uśmiechnęła się na myśl o nowicjuszach tłoczących się w korytarzu. Sądząc z ostrożnej ciekawości, jaką jej obecnie okazywali, domyślała się, że w tej chwili widzieli w niej głównie osobę, która bez trudu wygrała oficjalny pojedynek. Zastanawiali się zapewne, jak bardzo stanie się potężna. Podejrzewała, że nawet niektórzy nauczyciele obawiają się jej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kryseik dnia Śro 18:13, 02 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grakula
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Nie 1:43, 27 Gru 2009    Temat postu:

A ja mogę pochwalić się przeczytaniem całej trylogii i naprawdę polecam tę serię. Jedna uwaga dla tych którzy chcą zacząć od Uczennicy Maga (jak sugeruje napis z tyłu książki). Moim zdaniem nie jest to dobre wprowadzenie i o wiele lepiej można wszystko zrozumieć po przeczytaniu trylogii.

PS
Czy ktoś wie coś więcej o sequelu "Misja ambasadora"? Można ją znaleźć jako zapowiedź w księgarni internetowej Gandalf.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karen
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 07 Lis 2009
Posty: 563
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:03, 27 Gru 2009    Temat postu:

Czytałam "Uczennicę Maga", nie miałam problemów ze zrozumieniem jej. Powiem, że w mojej ocenie jest bardzo dobra, ale nie wspaniała, takie 85% Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Grakula
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Gru 2009
Posty: 79
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Łódź

PostWysłany: Pon 0:02, 28 Gru 2009    Temat postu:

Zrozumieć to każdy zrozumie, ale jak tak czytam to mam wrażenie że to trylogia jest wprowadzeniem do uczennicy Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyska
Sierota


Dołączył: 02 Sty 2010
Posty: 18
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:24, 03 Sty 2010    Temat postu:

Dawno to czytałem, ale wciąż mi się podoba..Najlepsza była walka Sonei z jakimś tam uczniem..To było o ile dobrze pamiętam w drugiej części..

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kryseik
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 16 Lis 2009
Posty: 521
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 3 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Redmont
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:59, 30 Sty 2010    Temat postu:

Tak, z Reginem na arenie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mielcarz
Mieszkaniec zamku Redmont


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:37, 30 Sty 2010    Temat postu:

Czytam właśnie "Nowicjuszkę" i bardzo mi się podoba!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody0044
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 9:59, 31 Sty 2010    Temat postu:

Mam pytanko, do tych którzy czytali. Czy seria jest straszna?
bo ja mam słabe nerwy....


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mielcarz
Mieszkaniec zamku Redmont


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 19:20, 31 Sty 2010    Temat postu:

Są czasami takie momenty, ale moim zdaniem niezbyt straszne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elladan
Podpalacz mostów


Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 903
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 17:36, 02 Lut 2010    Temat postu:

Zapraszam na forum!

www.ksiazkicanavan.fora.pl

P.S To nie jest off-top. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Melody0044
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 29 Gru 2009
Posty: 132
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:07, 06 Lut 2010    Temat postu:

Hmm... Wczoraj zobaczyłam, że w bibliece jest pierwszy tom i zastanawiam się czy nie pożyczyć... Myślicie że warto?

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Elladan
Podpalacz mostów


Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 903
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:52, 06 Lut 2010    Temat postu:

Warto! a po przeczytaniu, zapraszamy do rejestracji... Razz

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Chihiro
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 25 Sty 2010
Posty: 501
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 14:45, 07 Lut 2010    Temat postu:

Polecam tą serię. Jest bardzo ciekawa.

PS: Kiedy są niby te straszne momenty?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Risate
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 14:34, 10 Lut 2010    Temat postu:

Ja przeczytałam prequel i 1 część. I powiem, że mi się to podoba :) W 'Gildii...' wkurzał mnie ten Fergun. Takie to dwulicowe, że... xD

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Risate dnia Śro 14:34, 10 Lut 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mielcarz
Mieszkaniec zamku Redmont


Dołączył: 17 Sty 2010
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 7:42, 12 Lut 2010    Temat postu:

Zgadzam się z tobą, ale w każdej książce jest jakiś czarny charakter!

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kertis
Gość





PostWysłany: Pią 10:08, 12 Lut 2010    Temat postu:

Bez czarnego charakteru to nie książka. Ja ją kocham właśnie za to xD
Powrót do góry
Risate
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 04 Sie 2009
Posty: 628
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:31, 12 Lut 2010    Temat postu:

No wiem, wiem. Ale on mnie i tak denerwuje, a je z reguły lubie czarne charaktery, a tego pajaca nie. xD : )

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Skorghijl Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Następny
Strona 1 z 10

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin