Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Rozdział pierwszy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Era Buntów
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:14, 05 Wrz 2013    Temat postu:

- Skoro jest tutaj, w tym mieście, dlaczego mężczyzna po prostu nie powiedział? Zostaliśmy już przetestowani, dlaczego mieliby chcieć wydłużać niepotrzebnie nasze zadanie, jeśli inne mają nam zostać przydzielone? - odparła, jednak po chwili tylko wzruszyła ramionami. Pokręciła głową i wraz z grupą ruszyła do wyjścia. Gdziekolwiek ono było. Nefra zazwyczaj nie miała problemu z poruszaniem się w ciemności, ale wolała trzymać się blisko ściany, dotykając jej co jakiś czas - była śliska i
wilgotna, jednak mimo wszystko dawała ten komfort, świadomość, że nie idzie się w przestrzeń. Nie minęło pięć minut, kiedy Evey nagle się odezwała.
- Ktoś tu jest - oświadczyła szeptem.
Nefra przystanęła i zaczęła nasłuchiwać. Na początku nie usłyszała nic, postanowiła więc zaufać znajomej. Kto oprócz nich mógłby tu dotrzeć? Jeśli wróg, warunki do walki nie byłyby zbyt wygodne, byłaby ona wręcz niemożliwa w takiej ciemności. Dziewczyna nie widziała nawet własnej ręki. Po chwili usłyszała kroki. Kroki jednej osoby, konkretniej. Ciężkie, długie, powolne. Wszyscy z grupy ucichli, zastanawiając się prawdopodobnie jak się skomunikować, gdzie iść. Prawdopodobnie wszyscy poprzestali na staniu w jak największej ciszy w nadziei, że nadciągająca osoba nie niesie żadnego źródła światła. Lub wręcz przeciwnie, gdyby je niosła, poradzenie sobie z delikwentem mogłoby być znacznie prostsze.
Coś w otoczeniu jednak jej nie pasowało. Nie zdążyła zlokalizować tego dziwnego uczucia, a przy gardle poczuła zimne ostrze. Zastygła, próbując pozostać skupioną. Już miała wykonać ruch, kiedy z ciemności usłyszała głośne "klik" odbijające się echem i tunel rozjaśniał światłem pochodni. Jak dobrze.
Mogłoby się to zdarzyć w lepszych okolicznościach, ale z narzekania nigdy nic dobrego nie wynikło. Zwłaszcza, że nie miała teraz za bardzo jak zaprotestować.
Pochodnię trzymał wysoki, barczysty mężczyzna o ostrych rysach i zakrzywionym nosie. Nosił skórzano-płytową zbroję, a ogolona głowa była jedyną nieodkrytą częścią jego ciała.
- Mówią, że najciemniej jest zawsze pod latarnią - powiedział spokojnie, ale w jego głosie wylewał się jad. Nefra syknęła. - Wzrok jest jednak bardzo użytecznym narzędziem, czasem jedynym, by dostrzec wroga w swych szeregach. A teraz zachowujcie się, moi ludzie nie należą do najdelikatniejszych. - odwrócił się i zaczął iść.

Jak mogli ich w taki sposób przechytrzyć? Grupa, z którą tu przyszła, bardzo dobrze wypadła na treningach, co świadczyło o latach doświadczenia, to zaś oznaczało wyostrzone zmysły. Ona powinna coś usłyszeć - więcej oddechów, ciche, częste kroki... Nawet nie wpadła na żadnego z nich, a oni zdołali wcisnąć się między towarzyszy i jeszcze zorientować się, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem.

Dziewczyna poczuła lekkie pchnięcie w plecy.
-Rusz się. - usłyszała zza siebie ostry szept z akompaniamentem ciepłego oddechu. Kiedy napastnik nieznacznie ją obracał, dała radę spojrzeć na resztę towarzyszy - każda osoba z grupy wypadowej była trzymana przez jedną postać w czarnym ubraniu.
Chciała działać. Rzuciła wszystkim szybkie spojrzenie, planując uwolnienie się z zaistniałej niedogodności. Wymagało to jednak porozumienia i dobrego zgrania się z resztą, a każdy z nich miał pewnie inne pomysły. Cóż, czasu do stracenia było mało, a pochodnia w ciągu dalszym dawała światło.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Czw 22:27, 05 Wrz 2013, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:29, 21 Wrz 2013    Temat postu:

Wzdrygnął się, kiedy na szyi poczuł ukłucie zimnego metalu. Idealnie naostrzony nóż tylko na chwilę otarł się o skórę Strikera, jednak wystarczyło to, by po jego torsie spłynęła pojedyncza kropla krwi, tak ciepłej w porównaniu do ostrza. Właściciel tej broni musiał dbać o nią niemal tak pilnie, jak o własne dziecko, o ile takowe posiadał. Rycerz nie zdążył jeszcze zastanowić się, co było powodem kompromitacji jego drużyny, kiedy echem rozległ się odgłos krzesiwa pocieranego o hubkę. Wnet pomieszczenie rozświetliło się pod wpływem blasku pochodni. Striker w tej chwili bardzo chciał rozejrzeć się dookoła siebie, jednak nie mógł ryzykować nawet najmniejszego ruchu. Mógłby on zostać opacznie zrozumiany, co doprowadziłoby do niefortunnego wypadku, którego ofiarą byłaby tylko jedna osoba. Zamiast tego postanowił zachować spokój i poczekać na rozwój sytuacji. Być może wkrótce nadarzy się okazja, by rozpoznać wroga i przygotować plan, dzięki któremu drużynie udałoby się wykaraskać z tarapatów.
Chwilę później poczuł knykcie wbijające mu się w plecy w okolicach nerek.
- Idziemy. Już! – Głos najwyraźniej należał do kobiety. – My nie okazujemy litości.
Ostrzeżenie wyszeptane do ucha głosem przesiąkniętym jadem podziałało na Strikera, który posłusznie niczym piesek podążył we wskazanym kierunku, wciąż czując ostrze noża w okolicach kręgosłupa. Zdołał się także zorientować, że pozostała część jego kompanii znalazła się w identycznej sytuacji. Nie wróżyło to niczego dobrego.
Nagle w płucach Strikera rozgorzało piekło. Momentalnie stracił oddech, a w środku czuł niemożliwe do opisania pieczenie. Jego ciałem wstrząsnął spazm, a z ust wydobył się bezgłośny krzyk. Upadł na kolana, opierając się dłońmi o podłogę. Bezskutecznie próbował zaczerpnąć powietrza. Ledwo dostrzegał zamieszanie, jakie wywołał jego upadek. Wszystkie swe rozpaczliwe starania kierował w stronę utrzymania się przy życiu. Na chwilę zapomniał o otaczających go towarzyszach i wrogach. Zapomniał o nieciekawej sytuacji, w jakiej się znalazł. Jedyne co robił, to próbował sobie przypomnieć, jak się oddycha. Chwilę później dopadł go kaszel, który okazał się dla niego wybawieniem, wreszcie udało mu się zaczerpnąć odrobinę powietrza. Kaszel jednak nie przechodził, a jego ciałem wstrząsały kolejne spazmy. Krztusił się jeszcze przez kilka chwil, a z jego ust skapywała krew. W jej kroplach, które spadły na kamienne płyty odbijał się blask pochodni. W końcu atak ustał. Ciałem Strikera przestały wstrząsać konwulsje, kaszel odszedł w zapomnienie, a upływ krwi zmalał. Amavio spróbował przechylić głowę, żeby zobaczyć reakcję pozostałych. Napastnicy trzymali broń skierowaną w jego stronę, co chwila rzucający nerwowe spojrzenia to na niego, to na swoich zakładników. Jego strażniczka wyglądała na nieco zdezorientowaną. Najwidoczniej nie ona tu dowodziła, gdyż przez chwilę nie wiedziała, co ze sobą począć. W końcu spojrzała na ubranego podobnie jak reszta mężczyznę, a gdy ten skinął jego głową, zbliżyła się do Strikera. Tym samym popełniła największy błąd swojego życia. Moment chwilowej dezorientacji Amavio wykorzystał na skumulowanie energii i ubranie jej w postać płynnej magii. W jego dłoni powoli materializował się miecz, którym sekundę później wymierzył cios w stronę przeciwniczki. I pewnie w tym momencie zakończyłby się jej żywot, gdyby nie jej natychmiastowa reakcja. Zasłoniła się sztyletem niemalże w ostatniej chwili, dzięki czemu osłabiła impet uderzenia i zarobiła jedynie niegroźne skaleczenie w okolicach prawego obojczyka. Jednak Striker na tym nie poprzestał. Wyprowadzał kolejne uderzenia, wykorzystując lepsze uzbrojenie. Większy ciężar miecza, a także jego magiczna natura górowały nad niewielkim, choć wyjątkowo dobrze naostrzonym nożem. Kwestią kilku sekund było przełamanie obrony i rozbrojenie przeciwniczki. Kopnięciem w brzuch mężczyzna posłał ją na śliską podłogę. Od razu podszedł do niej i stanął nad nią, przyglądając się, jak nieudolnie próbuje wstać, ślizgający się na mokrych płytach. Przeciwniczka w końcu zdała sobie sprawę z bezcelowości własnych działań i spojrzała Strikerowi prosto w oczy, po czym odezwała się słodkim głosem, tak bardzo różniącym się od przesiąkniętego jadem szeptu, którym posługiwała się kilka chwil wcześniej.
- Proszę, pozwól mi żyć. Okaż miłosierdzie, pokaż, że rzeczywiście różnisz się od ludzi Ralpha, buntowniku. – W jej słowach dało się usłyszeć przemożne pragnienie życia. Być może była ona kobietą, która przystąpiła do Ralpha, by wieść normalne życie, może została zmuszona do służby. Istniało wiele powodów, by oszczędzić jej życie.
Na twarzy Strikera powoli odmalował się uśmiech. Być może wyglądałby on pocieszająco, gdyby nie krew, która brudziła jego zęby. Po chwili zaczął kręcić głową, dalej się uśmiechając, przez co wyglądał jak ojciec upominający swoje ukochane dziecko za kolejną psotę, którą zgotowało sąsiadom. Szybkim i precyzyjnym uderzeniem przeciął tchawicę kobiety, która natychmiast próbowała zatamować upływ krwi własnymi dłońmi. W jej oczach wyraźnie odbił się płomyk gasnącej nadziei i bezbrzeżnego zdziwienia.
Striker obojętnie patrzył na jej usilne starania zachowania się przy życiu.
- Żadnej litości – wymruczał pod nosem.
Ledwo zdążył wypowiedzieć te słowa, kiedy kobieta oddała ostatnie tchnienie. Striker jeszcze przez chwilę na nią patrzył, po czym wrócił myślami do reszty kompanii. Miał nadzieję, że i oni w jakiś sposób poradzili sobie z przeciwnikami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:51, 17 Lis 2013    Temat postu:

W co pogrywali sobie przywódcy obozu buntowników? Na to pytanie Evey nie potrafiła udzielić odpowiedzi. Była tym rodzajem człowieka, który szybko podpala się do jakiegoś czynu, który często działa pod wpływem chwili, lekkomyślnie, nierozsądnie. Była przyzwyczajona do wygody i do tego, że wielu ludzi jest na każde jej, choćby najmniejsze skinienie, że jeśli czegoś chce, to dostaje to. Teraz chciała tego, żeby obóz buntowników wraz z ludźmi do niego przynależącymi okazał się tym, czego kobieta szukała. Czyli wybawieniem od rządów Ralpha. I chociaż zdawała sobie sprawę, że to będzie trudne — bardzo oględnie mówiąc — podświadomie tkwiło w niej przekonanie, że wszystko się uda, skoro i ona chce się przysłużyć sprawie. Nie sądziła, że to jej umiejętności tak dużo dadzą, tylko... skoro zawsze miała to, czego chciała, jakże mogłoby się to zmienić? Nie miała pojęcia, jak wiele trudnych zmian przyniesie przyszłość.

Była gotowa za samą tylko ideę oddać życie (chociaż to raczej by się tejże idei nie przysłużyło na nic, ona Nim nie była), dopóki w nią gorąco wierzyła. Przypominała jednak płomień świecy. Dopóki płonęła, był to ogień żarliwy, jednak potrafiła wypalić się szybko. Na szczęście wciąż wierzyła, jednak posunięcia dowództwa zasiały w niej ziarno zwątpienia. Nie do końca rozumiała po co to wszystko — bezpieczeństwo i konspiracja to jedno, ale ważne jest też także, jak się o to dba. To co, w tym lennie było wyrabiane, nie nastrajało optymistycznie, przynajmniej nie Evey.

Pytanie Nefry pominęła więc milczeniem. Zresztą, nawet jeśli znałaby odpowiedź, nie zdążyłaby się nią z resztą podzielić, bo zaatakowano ich. I chociaż Ratchett chwilę wcześniej poinformowała, że ktoś jeszcze tutaj jest, a i zapewne niektórzy sami to dostrzegli, a właściwie wyczuli, nikt z nich nie zdążył odpowiednio się przygotować. Napastnicy podeszli ich znakomicie.

Kiedy poczuła na szyi zimne ostrze, zdrętwiała. Nie do końca wiedziała, co ma robić. Nie chodziło o brak jakichkolwiek umiejętności, bezmyślność czy obezwładniający strach — bo, jasne, przerażona była, ale nie aż tak, by nie móc nic uczynić — ale o to, że nie była sama. Poza tym to ona miała mapę, która miała doprowadzić ich do pomniku Ralpha, który mieli wspólnie zniszczyć. Jeden fałszywy ruch mógł sprawdzić, że utraci kawałek pergaminu. Istniała też możliwość, że kobieta zrobi także coś, co mogłoby ostatecznie zgubić ich wszystkich.

Posłusznie więc wykonywała to, co nakazywali jej napastnicy, jednocześnie myśląc gorączkowo, co zrobić, by jakoś z tej sytuacji się wydostać. Pewne myśli i pomysły zaczęły krystalizować się w jej umyśle, kiedy Striker... dostał ataku. Nawet nie wiedziała, jak to miała określić. Chyba nikt nie wiedział, co się dzieje, Evey nie była w tym przypadku wyjątkiem. Z przerażeniem przyglądała się mężczyźnie, jednocześnie jednak przemknęło jej przez myśl, że jego problem może być ich ratunkiem.

Potem Striker skorzystał z zaskoczenia wrogów. Evey także to uczyniła. Pozwoliła wziąć Mocy władanie nad sobą; niebieskie pajęczyny błyskawic oplotły jej ciało i wyzwoliły swą siłę, raniąc mężczyznę, który przytrzymywał Ratchett. Napastnik wrzasnął krótko i odruchowo odskoczył, a wtedy kobieta błyskawicznie odwróciła się i użyła Pchnięcia Mocy. Człowiek z impetem odleciał w tył, głucho uderzył o ścianę i roztrzaskał sobie głowę.

Szybko poszło.

Evey nie zdążyła jednak nawet odetchnąć, kiedy następny wróg rzucił się na nią. Kobieta odruchowo odskoczyła w bok, nie dość szybko jednak, by nie zostać draśniętą mieczem. Przynajmniej na początku myślała, że to jedynie draśnięcie, później okazało się, że ostrze weszło w jej bok nieco głębiej. Ona nie zdążyła zrobić odpowiedniego uniku, atakujący nie zdążył wyprowadzić kolejnego ciosu, bo nagle zachwiał się niebezpiecznie i runął w przód. Okazało się, że za Ratchett była przepaść. Dobrze, że nie zrobiła wcześniej kroku w tył...

Mężczyzna próbował ratować się, łapiąc się krawędzi i pewnie udałoby mu się z powrotem wspiąć, gdyby nie Evey. On na początku zdążył chwycić się powierzchni jedynie jedną ręką i zanim zdążył wyciągnąć drugą, Ratchett zmiażdżyła stopą jego dłoń i napastnik rozluźnił chwyt, więc kiedy kobieta cofnęła nogę, spadł.

Miała szczęście.

Chyba wszyscy mieli, bo kiedy z powrotem się zebrali, wydawało się, że każdy żyje, a wrogów już nie było.

Uwaga na przepaść — powiedziała nieco drżącym głosem. — Nie mam pojęcia, co to było...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 19:25, 22 Gru 2013    Temat postu:

W podobnym momencie, co towarzysze - nim napastnik zdołał ją unieruchomić jeszcze bardziej - Nefra pchnęła łokieć w brzuch mężczyzny, drugą ręką płynnym ruchem wyciągając sztylet. Kiedy przeciwnik się zachwiał, wyprowadziła kopnięcie, które sprawiło, że... prawie się przewrócił. Jemu najwidoczniej także nie brakowało umiejętności. Obrócił się raz, szybko, i znów stał na nogach, ledwo unikając kolejnego ciosu Nefry, przy okazji kalecząc jej ramię. Kiedy zamierzył się na nią swym ostrzem, ona wykręciła mu rękę. Nie udało jej się to specjalnie, gdyż mężczyzna wyrwał się z jej uścisku. Krótka chwila wahania z jej strony okazała się być na tyle krótka, by cudzy nóż trzymany przez cudzą rękę nie wbił się w jej gardło, lecz zbyt długa by zapobieć udanemu i pełnemu odepchnięciu przedramienia. E rezultacie dziewczyna otrzymała głębokie draśnięcie tuż pod kością policzkową idące w kierunku ust. Udało jej się jednak w niedługim czasie znaleźć za nim. Zdecydowanym i mocnym ruchem wymierzyła cios głownią swego noża w jego głowę. Napastnik padł, nieprzytomny. Dziewczyna odetchnęła. Wokół siebie słyszała odgłosy broni uderzających o siebie z dużą siłą, kling, które się przesuwały z metalicznym odgłosem, krzyków bólu.
Wiedziała, że pokonany przez nią mężczyzna w takim stanie nie pozostanie długo, ale miała wątpliwości co do swojej chęci zabicia go. Nie miała jednak czasu na zastanowienie. Barczysy mężczyzna z pochodnią - który był barczysty - zamachiwał się na kogoś w celu zadania mu bolesnej śmierci od ognia. Nefra szybko pobiegła w jego stronę i całym ciałem naparła na niego, przy okazji wbijając mu ostrze w bok. Osiłek jęknął, kiedy to samo ostrze wbiło się w jego przedramię, a autorka ruchu wydała z siebie krótki krzyk. Ostatni cios wymierzyła w gardło, zaciskając usta. Pochodnia upadła na ziemię, a Nefra chwyciła ją szybko.

- Uwaga na przepaść. Nie mam pojęcia, co to było... - usłyszała głos Actii i spojrzała na reszte grupy. Wszyscy zdawali się wyjść z tego cało.
- Uważajcie też na nieprzytomnego człowieka. - oznajmiła donośnym głosem, zakrywając sobie policzek rękawem, by zatamować krew. - To ten. - podeszła do niego i uklękła ostrżnie, przykładając wolną rękę do jego szyi. Żył, pewnie, że żył. Czy miał żyć? Nie mogła przecież zabić nieprzytomnego człowieka. Złapała go za kołnierz i z niemałym wysiłkiem oparła o ścianę, spoglądając na resztę. Nefra westchnęła i na podpartym o jej kolano plecaku zaczęłą szukać jakiegoś skrawka materiału, by skuteczniej zakryć ranę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Nie 19:32, 22 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:36, 04 Sty 2014    Temat postu:

Część osób która miała styczność z Riną po raz pierwszy mogła stwierdzić jedno - to jakaś idiotka. Jednak taki był jej styl bycia - najpierw robić, potem myśleć. Kiedy poczuła zimny metal na szyi, zamiast odczuwać lęk zaczęła się śmiać, jednak nie aż tak donośnie, by wszyscy słyszeli. Mimo to napastnik usłyszał jej rozbawienie i powiedział dość wulgarnie by się zamknęła. Takie słowa nie sprowadzają Rinę do parteru. Szła posłusznie z grupą, chociaż wewnątrz targała nią złość. Zaczęła obmyślać najmroczniejsze scenariusze pt. "Jak zabić napastnika?". Większość była dość drastyczna. Krew, krew, kula energii, wypalona dziura w ciele, krew, trup. Zwykle nie miała takiego podejścia do zabicia drugiego człowieka. Jednak nie nad tym się zastanawiać.

Kanały przyprawiały ją o dreszcze. Z każdym krokiem miała wrażenie, że jest coraz zimniej. Półmrok, wilgoć i grubiański facet, który coraz mocniej wbijał swoją brudną i wielką dłoń w jej ramię, kiedy szła zbyt wolno. Co za dyskomfort!

Już myślała, że wszystko stracone i ich misja zakończy się fiaskiem. Nie tym razem. Striker zapewnił takie przestawienie, że napastnicy stanęli jak widły w gnoju. To jednak dało buntownikom czas i przewagę. Rina stanęła twarzą do agresora. Nie wyglądał dość twarzowo, ale to i dobrze, bo łatwiej było takich zabić.
Choć wilgoć nie sprzyjała jej magii, dziewczyna zdołała utworzyć kulę ognia. Facet nadal stał jak kamienny słup. Rina cisnęła w jego klatę magiczną kulę. Nie chybiła. Do jej uszu dotarł krótki krzyk mężczyzny. Tuż przy sercu widniała osmolona dziura w ciele, wielkości pięści. Mężczyzna osunął się na podłoże.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 17:24, 09 Maj 2014    Temat postu:

Striker dookoła siebie widział tylko krew. Nieprzerwane strumienie życiodajnego płynu wypływały ze śmiertelnych ran ludzi, którzy odważyli się podnieść rękę na grupę buntowników. Sami ściągnęli na siebie śmierć, gdy tylko zbliżyli się do tych, których powinni omijać jak najszerszym łukiem. Chcieli zapewnić sobie zwycięstwo dzięki zaskoczeniu, a zapewnili sobie tylko pewne miejsce w piekle. Striker pociągnął nosem. Smród przypalonych ciał drażnił go. Zmieszany z odorem zbierającej się w kałuże krwi tworzył niesamowicie nieprzyjemną mieszankę. Ale tak już jest, kiedy w grę wchodzi miecz i magia.
Myśli rycerza zaczęły błądzić w rozważaniach. Jak wyglądałby świat, gdyby ludzie nie znali pojęcia wojny, mordu, zła. Może gdzieś w nieznanych krainach istnieje miejsce, w którym nie wykuwa się mieczy, młodych adeptów nie uczy się magii, a pokój jest jedyną stałą wartością. Czy byłaby to istna oaza dla ludzi? Czy cywilizacja rozwijałaby się, niepopychana wojennym postępem? Przecież to konieczność tworzenia nowych broni napędza gospodarkę. To wojny są okazją do powstawania nowych państw, nowych cywilizacji. Jak więc żyliby ludzie, gdyby nie mieli motoru prowadzącego ich do rozwoju?
- Czy wszyscy są cali?
Myśli Strikera w mgnieniu oka wróciły do rzeczywistości. Rycerz nie potrafił zorientować się, kto był autorem pytanie, ale jego sens do niego dotarł. Amavio nie doznał żadnego urazu. Kobieta, z którą przyszło mu walczyć, nie była w stanie go zranić. Z pewnością nie była przygotowana na walkę wręcz z przeważającym nad nią wzrostem i wagę wojownikiem. Miała za zadanie podejść po cichu do rycerza i zaskoczyć go, co jej się udało. Nie wzięła jednak pod uwagę możliwości oporu i zapłaciła za to życiem.
Striker zerknął na twarze pozostałych członków drużyny. Z ich min wywnioskował, że im również nie dolega nic poważnego i są w stanie od razu ruszyć do dalszej drogi. Uśmiechnął się. Za nimi pierwszy sprawdzian ich umiejętności. Przeżyli właśnie swój chrzest bojowy, w którym mieli okazję wykazać się nie tylko swoimi zdolnościami walki, ale również pracą zespołową. Każdy wykonał swoje zadanie, zajmując się swoim nemezis. A najważniejsze w tym wszystkim, że wszyscy przeżyli. Żadne z nich nie ucierpiało na tyle, by musieć przerwać misję. Całej grupie udało się…
Krzyk jednej z kobiet przerwał mu wychwalanie pod niebiosa własnej drużyny. To Marika była źródłem tego nieposkromionego wrzasku, w którym zawarła ból rozsadzający umysły. Grupa czym prędzej zebrała się przy niej. Zaczęto szukać na jej ciele ran, które mogły doprowadzić ją do takiego stanu, ale znaleźli tylko niezbyt groźnie wyglądające cięcie na ramieniu. To przecież drobnostka, może i wymagała opatrzenia, ale nie powinna aż tak ją boleć.
- To trucizna – odezwał się ktoś, kto najwidoczniej się na tym znał. – W tych warunkach nie jesteśmy w stanie jej pomóc. Ona… ona nie przeżyje.
Striker poczuł się, jakby ktoś z niewiarygodną siłą uderzył w jego duszę młotem. Uleciał z niego cały zapał, który towarzyszył mu od pokonania nieprzyjaciół. Chrzest bojowy, tak? Ich misja dopiero się zaczęła, a już zanotowali ofiary. Co to oznacza dla drużyny? Czy w ogóle można tak ich nazwać? Co to za drużyna, która nie potrafi zadbać o swoich?
Kolejny krzyk odbił się echem od ścian kanału. Dlaczego to się dzieje? Skąd oni wzięli truciznę? Dlaczego tylko jedno z nich cierpi, skoro inni też doznali pomniejszych ran? Pech. Przeznaczenie. Karma. Bogowie. Pewnie istnieje wiele przyczyn, dlaczego śmierć przyszła dzisiaj po Marikę. Kobietę, którą poznał jeszcze przed dołączeniem do buntowników, kiedy to wędrowała razem ze swoją towarzyszką, Emmą. Właśnie, Emma! Jak ona musi się teraz czuć? Jej najlepsza przyjaciółka właśnie wiła się w agonii. Trucizna wypalała z niej życie na oczach osoby, którą znała od wielu lat.
- Błagam! Pomóżcie mi!
Członkowie drużyny zerkali na siebie, nie wiedząc, co zrobić w tym przypadku. Żadne z nich nie było w stanie uratować dziewczyny. Można było tylko pozwolić jej umrzeć w cierpieniu albo…
Striker powoli przeszedł obok swoich nowych towarzyszy i zbliżył się do kobiety. Wziął jej twarz w obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Ujrzał w nich przerażenie osoby, która wie, że niedługo umrze. Striker swoim spojrzeniem chciał dodać jej otuchy, ale jego działania nie przyniosły zamierzonego skutku. Ech, chyba znienawidzi samego siebie za to, co zamierzał zaraz zrobić. Mocniej chwycił głowę umierającej, przybrał wygodniejszą pozycję i gwałtownym ruchem skręcił jej kark. Nieprzyjemny odgłos poniósł się echem wśród ciszy, która momentalnie nastała. Amavio czuł na sobie spojrzenia pozostałych. Niektórzy pewnie nie wierzyli w to, co właśnie zrobił, inni może patrzyli na niego z nutką aprobaty. W swoim mniemaniu podjął jedyną słuszną decyzję. Nie mogli już pomóc tej kobiecie. Próba przedłużenia jej życia równałaby się przedłużeniu jej cierpienia. Sumienie miał czyste.
Wziął w ramiona nieruchome ciało. Kobieta nie ważyła wiele, ale mimo to Striker omal nie załamał się pod jej ciężarem. Przytłoczył go ciężar całego życia. Zbliżył się do przepaści, przed którą ostrzegało inna kobieta z drużyny.
- Niech ta przepaść stanie się jej grobem. Będzie on większy niż mogłaby sobie wyobrazić. I bardziej obskurny. Ale przecież wybrała życie, w którym znalazła się poza marginesem, dlatego też jej ciało spocznie w zapomnianym miejscu. Wybrała życie, którego obawiały się przeciętny człowiek. Wybrała życie buntownika.
Wypuścił ciało Mariki z rąk wprost do przepaści. Nie obchodziło go, co inni powiedzą na temat jego słów. Wiedział na pewno, że powinien coś powiedzieć, a te słowa płynęły prosto z jego duszy.
Odwrócił się do pozostałych z kamienną miną.
- Chyba czas ruszać dalej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:15, 19 Maj 2014    Temat postu:

Nefra stała nieco za grupą, przyglądając się nieprzytomnemu człowiekowi, szukając jakichś znaków, rzeczy, które mogłyby pomóc w...
Krzyk przerwał to, co robiła dotychczas i sprawił, że dziewczyna odwróciła się w stronę towarzyszy.
Trucizna?
- Czekajcie - Szepnęła, w gorączkowej ciszy otworzyła torbę i zaczęła szukać ziół, czegoś, co mogłoby choć na chwilę pomóc.
Jęki agonii nagle ucichły. Nefra podniosła wzrok, by spojrzeć prosto na Strikera powoli kładącego głowę martwej już dziewczyny na ziemi. Na ułamek sekundy, zmroziło ją. Nie!
- Nie! Co ty robisz? Nie! - krzyknęła, rzucając się w ich stronę, kiedy Striker wyrzucał ciało w przepaść. Nefra podbiegła do krawędzi urwiska, jakby chciała się upewnić, że Marika w istocie już nie istnieje. A on... On wygłaszał mowę, jak jakiś fanatyk... Spojrzała na mężczyznę, a chwilę później jej pięść z cała mocą znalazła się na jego policzku. Ogarnął ją gniew, jakiego nie czuła już dawno temu.
- Ona mogła przeżyć, ona mogła przeżyć! Co ty zrobiłeś?! - powtarzała w furii.
To było inne od zwykłego zabójstwa w geście obronnym, czy od zabicia wroga. Zabicie kogoś, by ukoić ból - ale który z buntowników chciałby umrzeć taką śmiercią, kto? Nikt, nikt, nie ona, nie Striker, nie Marika. Nikt. Nikt. Była szansa na jej uratowanie, mieli szansę, choćby najmniejszą, wystarczyło tylko wynieść ją na zewnątrz, zawołać po pomoc, ukoić ból ziołami...
Sfrustrowana, wściekła, wymierzyła kolejną pięść w brzuch mężczyzny, kolejną w twarz.
- Kto dał ci prawo, by decydować o czyimś życiu? - krzyczała, ale nie czuła zdartego gardła. Pięść znów błyskawicznie znalazła drogę do policzka Strikera, wciąż z użyciem całej siły i umiejętności, jakie posiadała.
- Miała szansę! Nic nie było pewne! Nic! Uwierzysz we wszystko, co ci powiedzą? A może chciałeś to zrobić? - pchnęła go w klatkę piersiową. - Może wybijesz nas wszystkich w ten sposób, jeden za drugim? Jeśli chcesz więcej przelanej krwi, zróbmy to porządnie. - mówiąc to, Nefra szybkim ruchem wyjęła jeden ze swoich mieczy i skierowała go prosto w twarz Strikera, centymetr od czubka jego nosa. Jej oddech był ciężki, głęboki, ona zdyszana i zmęczona własnym gniewem. Jej oczy niemalże płonęły.
- Zobaczmy, kto komu pierwszy skręci kark.


((Stęskniłam się za naszym wiecznie milczącym cboxem.))


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Wto 19:02, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:16, 20 Maj 2014    Temat postu:

Decydując się na nieuniknione, nie spodziewał się, że z racji tego czynu poczuje zadowolenie z własnej postawy. Zawsze starał się postępować zgodnie z nabytą przez lata moralnością, która nigdy nie zakładała możliwości uśmiercenia towarzysza w boju. Ufnie zakładał, że takie postępowanie niegodne jest rycerza. Rzeczywistość jednak z całą swoją mocą obróciła to przekonanie wniwecz. Przypadek Mariki w bezlitosny sposób ukazał mu jedno z najważniejszych praw natury: życie jest kruche i w każdym momencie narażone na niebezpieczeństwo. Jeśli spojrzeć na to w ten spos…
…zaciśnięta pięść niczym grom uderzyła w jego policzek. Ból i zdziwienie w tym samym momencie odebrały mu zdolność myślenia. Usłyszał krzyk, lecz nie potrafił rozpoznać słów. Wyczuł poruszenie wśród członków drużyny, lecz nie mógł odnaleźć jego źródła. W głowie zaczęło mu szumieć, ale przynajmniej do jego mózgu powoli zaczęły docierać zrozumiałe informacje. Zorientował się, że jego „pogromczynią” była dziewczyna, z którą nawiązał dialog jeszcze w obozie buntowników. Wtedy wydawała mu się całkiem rozważną osobą, nie mógł więc pojąć, dlaczego teraz rzuciła się na niego niczym żmija na niczego nie spodziewającą się ofiarę.
Kolejna fala bólu rozeszła się po trzewiach. Uderzenie w brzuch mocno nadwyrężyło narządy, a informacja o konieczności wykrzyczenia swojego niezadowolenia z tego powodu w mgnieniu oka przeniosła się z receptorów do mózgu. Pięść Nefry była jednak szybsza. Jęk cierpienia został zatrzymany w zarodku przez kolejne uderzenie w twarz. Świat zawirował przed jego oczami. Kto by się spodziewał, że w tak niepozornej kobiecie drzemie tak niewyobrażalna siła i gniew?
Poszukiwał sensu w dalszych słowach towarzyszki, aż w końcu udało mu się zrozumieć ich celowość. Najwyraźniej nie spodobała jej się jego wizja szlachetnej śmierci. Chciała wyrazić swój sprzeciw wobec humanitarnego potraktowania skazanej na nicość koleżanki. Gniew, jaki w niej wykiełkował, nie był skierowany przeciwko niemu, lecz nieuchronności śmierci. Jednak śmierci nie była w stanie uderzyć, jego ciało stanowiło natomiast o wiele łatwiej dostępny cel. Chciał się zaśmiać z tego powodu, jednak dobry humor zmazany został natychmiast kolejnym ciosem w szczękę. Poczuł, jak krew zalewa mu gardło, splunął więc. Obmacał szczękę i sprawdził uzębienie. Na szczęście nie znalazł żadnych braków. Najwidoczniej musiał przygryźć sobie język lub podniebienie, stąd ta krew.
Pchnęła go jeszcze w klatkę piersiową, lecz otumanione zmysły powoli odzyskiwały dawną sprawność.
- Ona umierała! Nie było szans, by jej pomóc, wierz mi. Widziałem śmierć w oczach wielu ludzi, byłem świadkiem upadku mojego kraju, ludzie byli mi wdzięczni, gdy pomagałem im bezboleśnie pożegnać się życiem. W jej oczach widziałem to samo. Pod maską przerażenia kryła się świadomość nadchodzącego końca.
Słowa usprawiedliwienia przerwały miecz, który niemal natychmiast znalazł się o włos od jego twarzy. Z trudem oderwał wzrok od grożącego mu ostrza i odważył się spojrzeć na Nefrę. W jej postawie dało się dojrzeć autentyczną groźbę. Tym razem to nie był trening, jeśli zaczną walczyć, jedno z nich zginie.
Błąd w pozycji Nefry objawiał się w tym, że nie była w stanie zadać szybkiego i jednocześnie silnego uderzenia. Striker po części wykorzystał ten fakt, a także swoją wyuczoną zwinność, by w okamgnieniu zejść z linii ciosu i chwycić dziewczynę za dłoń dzierżącą klingę. Uderzeniem łokcia chwilowo ogłuszył przeciwniczkę, po czym wzmocnił uścisk i jednocześnie kostkami palców drugiej ręki zaatakował nadgarstek dziewczyny. Trafił w czuły nerw, o czym przekonał się, słysząc brzęk żelaza o podłogę. Wykopał miecz poza zasięg Nefry, po czym przyjął postawę bojową. Nisko ugiął nogi w kolanach, a dłonie skierował w stronę przeciwnika.
- Jeśli tak bardzo pragniesz walki, dam ci ją. Zważ jednak, że masz do czynienia z nieuzbrojonym przeciwnikiem. – Przy tych słowach powiódł wzrokiem po swoich pustych dłoniach i pasie, przy którym nie było miecza. - Ale przedtem pomyśl, czy w ten sposób przyczynisz się sprawie. Mariki już nie odzyskamy, a utrata kolejnego buntownika stanowiłaby okrutny cios dla naszej idei.
Miał szczere nadzieję, że jego słowa podziałają na Nefrę. Nie chciał z nią walczyć. Wolał spożytkować swoje siły w innym celu niż wzajemne kłótnię. Jeśli jednak przyjmie wyzwanie, okaże się, że buntownicy wcale nie są lepsi od zwolenników Ralpha.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:04, 20 Maj 2014    Temat postu:

Nefra słyszała słowa, jednak w tym momencie nie znaczyły one nic, był tylko gniew. Nie miała w tej sytuacji ochoty na jakiekolwiek mediacje. Kiedy skierowała miecz w stronę mężczyzny, zawahał się lekko, potem jednak powoli podniósł wzrok znad miecza na jej twarz. To, co nastąpiło dalej, stało się zdecydowanie za szybko.
Dziewczyna nie mogła powiedzieć, że się tego nie spodziewała, nie myślała nawet. Nie było też jednak odwrotnie. Jęknęła, kiedy łokieć Strikera spotkał się z jej bokiem, całkowicie nieprzygotowana na przemyślany atak. Nie mogła ruszyć ręką, a otępiony gniewem umysł nie był w stanie sensownie się obronić. Poczuła ból idący od nadgarstka do łopatki, a kiedy wydała z siebie zduszone stęknięcie, zdała sobie sprawę, że miecz nie znajduje już się w jej dłoni. Warknęła cicho, pewnie ustawiając się na nogach mimo lekkiego zawrotu głowy.
- Spytaj się tysięcy żyjących uratowanych ludzi, którzy doświadczyli tej "świadomości nadchodzącego końca", jakie to uczucie. - burknęła, wzrok mając silnie skupiony na mężczyźnie. Fala wściekłości już minęła, a bezmyślna złość zaczęła ustępować stoickiej, spokojnej, tłumionej w środku.
Oj, jak bardzo chętnie zmierzyłaby się z nim teraz. Brak broni nie przeszkadzał jej ani trochę.
Jakkolwiek, to, co mówił, miało sens. Nie powinni dłużej zwlekać, a to, co się stało, już się nie odstanie, nie ważne, jak bardzo godziło w jej poczucie moralności. Takowa walka wzbudziłaby jeszcze większe zamieszanie i niepokój w grupie. Jak mogła jednak przekładać powodzenie misji nad coś takiego? Moralność nad obowiązek, tak było zazwyczaj. Teraz była częścią większej sprawy. Co się zmieniło?
- Przyczynię się sprawie? - zaśmiała się ironicznie - O naszej idei mógłbyś pomyśleć zanim zabiłeś Marikę. No tak, nie odzyskamy już jej. No trudno. Stało się. - syczała. - Nie będę z tobą walczyć, nie teraz przynajmniej.
Nefra zgrzytnęła zębami, zdając sobie sprawę, że w przerwach między mówieniem wciąż miała je mocno ściśnięte, i rozluźniła mięśnie. Pozornie. Powoli podeszła do miejsca, gdzie wylądował jej miecz, podniosła go i schowała, a metaliczny dźwięk, mimo że cichy, rozniósł się po korytarzu.
- Masz rację, łał. Nie nadawaj sobie jednak praw, które nie należą do ciebie, Striker, nie baw się w boga.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Wto 20:19, 20 Maj 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 22:42, 20 Maj 2014    Temat postu:

Czy wyście poszaleli?!

Zbulwersowana Evey podniosła głos. Być może brzmiała zbyt głośno i zbyt histerycznie, ale zawsze była dość ekspresywną osobą, której trudno było ukryć własne emocje. Szczególnie w takiej chwili. To wszystko wydarzyło się tak prędko i było doprawdy deprymujące. Ratchett była teoretycznie przygotowana na to, co będzie musiała robić. Wiedziała, że bez walki i zabójstw nie obejdzie się, ale dotąd wiodła życie, które było bezpieczne i chociaż codziennie trenowała, rzadko kiedy miała do czynienia z realnym zagrożeniem. Nie to jednak było problemem, bo w czasie zwarcia podskakiwał poziom adrenaliny i człowiek myślał o tym, co robić, by zaatakować jak najlepiej. Było to dosyć mechaniczne. Dopiero potem nachodziło wątpliwości i rozterki moralne.

Evey zabijała i każda śmierć, którą kiedykolwiek komuś zadała, w jakiś sposób odciskała się boleśnie na jej psychice. Do tej pory robiła to jedynie w obronie własnej. Zamordowanie z zimną krwią konającego, ale jednak wciąż żyjącego, towarzysza broni wydawało jej się potwornością i gotowa była znienawidzić Amavia. Kiedy spostrzegła, co zamierza zrobić Striker, w pierwszym odruchu zamierzała do niego podbiec i zapobiec temu, co za chwilę miało się zdarzyć. Nie potrafiła się jednak ruszyć, zdawało się, że jej nogi zostały przytwierdzone do podłoże, a ciało nagle stało się zbyt ciężkie, aby wykonać jakikolwiek ruch. Otworzyła usta, gotowa wydać z siebie wrzask, ale nie potrafiła wydobyć żadnego dźwięku. Jedynie stała bez ruchu, oddychając tak płytko, że w pewnym momencie aż zakręciło jej się w głowie z powodu niedotlenienia, i z przerażeniem wpatrywała się w poczynania mężczyzny. Miała wrażenie, że czas zwolnił, że to wszystko trwało millenium, a kiedy w końcu rozległ się charakterystyczny trzask, wydawało jej się, że rozbrzmiał z koszmarną głośnością. Ale po chwili doszło do niej, że nie należy tak pochopnie oceniać. Zrozumiała, że intencją Strikera nie było zdawanie bólu, ale ukrócenie z cierpienia. Szybka śmierć lepsza była od powolnej agonii.

Nie znała Emmy, ale oczywiście poczuła okrutny żal po stracie uczestnika grupy. W ciszy wysłuchała tego, co mężczyzna miał do przekazania, ale nie miała nawet odrobiny czasu, by uczcić pamięć buntowniczki chwilą zadumy. Nefra nie pozwoliło na to, od razu doskakując do Strikera. Evey patrzyła na to zdezorientowana i cofnęła się o krok, kiedy zobaczyła miecz wymierzony w mężczyznę. Prawdopodobnie wydała z siebie zduszony okrzyk, ale nie potrafiłaby z całą pewnością tego potwierdzić. Ocknęła się po chwili, kiedy już – przynajmniej tak się zdawało – pierwsze niebezpieczeństwo minęło.

Naprawdę sądzicie, że to właśnie powinniście robić? – warknęła. – Skoro taka wasza wola, to proszę bardzo, powybijajcie siebie nawzajem, na pewno to pomoże sprawie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:14, 25 Maj 2014    Temat postu:

Niezależnie od własnej woli poczuł, jak adrenalina zaczyna buzować w jego krwi. Uwielbiał to uczucie. Kiedy tylko szykował się do bójki, spadała na niego fala energii, która rozpierała mięśnie, wyostrzała zmysły, przyspieszała oddech. Nie marzył wtedy o niczym innym, tylko o spraniu swojego przeciwnika na kwaśne jabłko. Adrenalina sprawiała, że był szybszy, silniejszy, bardziej otwarty na zewnętrzne bodźce. W ciągu kilkuletniej nauki w szkole Sadufei nauczył się wyciągać z tego naturalnego przecież zjawiska jak najwięcej korzyści. Dzięki jednoczesnemu skupieniu i znajomości własnego ciała potrafił zrobić z adrenaliny o wiele większy użytek niż zwykli ludzie.
Dlatego też nieco zmarkotniał, gdy Nefra odpuściła. Wbrew wszystkiemu liczył na dobry pojedynek. Nie chciał co prawda robić krzywdy osobie, z którą najprawdopodobniej będzie ściśle współpracował w nadchodzącym czasie, ale jego zawadiacka natura zawsze popychała go do tych mniej rozsądnych decyzji. Choć potrafił podejmować roztropne decyzje takie jak ta związana z ukróceniem agonii Mariki, to częściej jednak zachowywał się lekkomyślnie i mocno za to obrywał.
- Skąd u ciebie tak wielka wrogość? Dlaczego nie potrafisz zrozumieć moich intencji? – zapytał zaraz po tym, jak schował wyciągnięte wcześniej dłonie do kieszeni, pokazując tym samym, że nie zamierza nikogo uderzyć. - Jeśli mamy kiedykolwiek pokonać Ralpha i przywrócić ład w królestwie, musimy sobie zaufać. Tylko o to proszę. – W jego głosie słychać było szczerą prośbę. Striker Amavio od małego był lekkoduchem, ale rozumiał ludzką niedolę i z całych sił próbował jej przeciwdziałać. - Nie możemy atakować się nawzajem, gdy tylko nie spodoba nam się zdanie drugiego. Od teraz tworzymy drużynę i musimy się wspierać, a nie zwalczać.
Myślami powrócił do usłanej gruzami ojczyzny. Veliter niegdyś był dumnym i potężnym państwem, lecz mimo to upadł. Na własne oczy widział, jak na ulicach umierają ludzie. Pożary przejęły władzę nad budynkami, a krzyki niewinnych stały się jedynymi słyszalnymi dźwiękami na świecie. Widząc pogrom mas, obiecał sobie, że od tej pory dołoży wszelkich starań, by zapobiec podobnym incydentom. Dlatego wyruszył do Imperium Aralueńskiego i dołączył do zorganizowanej grupy sprzeciwiającej się uciskowi i tyranii króla Ralpha. A gdy ta się rozpadła, zaczął działać na własną rękę, dopóki nie dowiedział się o istnieniu innego, potężniejszego nawet ruchu oporu. Ostatnie miesiące życia poświęcił na pomoc niewinnej ludności Araluenu i chciał, by cały ten wkład poszedł na marne tylko dlatego, że włączy się w bezsensowna kłótnię.
- Nie bawię się w boga. Ale spójrz dookoła siebie. Spójrz na umierających ludzi, na dzieci pozostawione na ulicy bez opieki rodziców, na głód i cierpienie, które w tych czasach może dotknąć każdego. – Uśmiechnął się smutno. - To nie ja bawię się w boga, lecz ktoś o wiele gorszy ode mnie.
Wyjął z kieszeni złotą monetą. Zakręcił nią kilka razy między palcami w zadziwiającym tempie, aż w pewnym momencie krążek zniknął. Wystarczył jednak jeden ruch nadgarstka, by nagle w dłoni rycerza pojawiły się dwie identyczne monety.
- Tylko na taką boskość mnie stać. Nie domagam się prawa do panowania nad życiem. Staram się jednak postępować słusznie – mówił spokojnym głosem, jakby należącym do człowieka o wiele od niego starszego. - Przykro mi, że tym samym wzbudziłem w tobie gniew. Ale może lepiej by było, gdyby zapanowała między nami zgoda. – Po tych słowach zwrócił się do Actii: - Moim zdaniem powinniśmy ramię w ramię dążyć do zniszczenia dyktatury tyrana. W ten sposób chyba bardziej przyczynimy się sprawie.
Na potwierdzenie swoich słów wyciągnął w stronę Nefry dłoń w geście przymierza. Żywił w tym momencie nadzieję, że dziewczyna uściśnie ją i zapomni o sprzeczce, która rozegrała się między nimi przed kilkoma minutami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Era Buntów Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin