Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Manga i anime
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Skorghijl
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Ksssa
Podpalacz mostów


Dołączył: 23 Mar 2012
Posty: 944
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:30, 15 Sie 2015    Temat postu:

Jestem tu szargana z błotem... Pf...
Normalnie to same prosza o spoilery,a potem marudzą, że spoleruję... Chamsko...

Nie mam jakiejś wielkiej weny i czasu, wiec może przedstawię t tylko jedno anime, a będzie nim...




Powiem jedno o tym anime z 2009. roku, o ile ktoś o nim jeszcze nie słyszał. FULLMETAL ALCHEMIST BROTHERHOOD jest...

GENIALNE

Jest to najpiękniejsze anime, jakie obejrzałam w swoim życiu... Dobra teraz może przesadzam, ale miałam takie same odczucia, gdy byłam mała i oglądałam ,,Króla szamanów" w TV. Cóż... Niestety jest to lepsze od tego, ale miało przewagę, ponieważ jest młodsze!
Ach! A chciałam, aby ten psot to nie był totalny rozgardiasz, jak zwykle!



Może przedstawię o czym ono jest.
Opowiada o dwóch braciach. Jeden jest kaleką, a drugi nie istnieje, ale walczą o swoje prawa o bycie uznanymi, jako byty ludzkie.
.
.
.
Dobra zignorujcie poprzednie zdanie. XD
Głównymi bohaterami są Edward i Alphonse (ALFONS!! CZAICIE?! FACET SIĘ NAZYWA ALFONS!! :___; https://www.youtube.com/watch?v=Vo_nEscEWJQ) Erlic, którzy zostali opuszczeni przez ojca. Zaczynają się uczyć alchemii z książek rodziciela i zgłębiać sztukę alchemii, ale niestety, kiedy wydaje się, że będą wieść spokojne życie ich matka choruję i umiera. Zrozpaczeni posuwają się, aby naruszyć alchemiczne tabu.
Alchemia jest nauką, która polega na równo wartej wymianie. Polega na modyfikacji danych przedmiotów - inaczej kiedy chcesz miecz musisz poświecić trochę drewna i stali. Mimo to w alchemii jest zakazana jedna transmutacja - transmutacja człowieka.
Każdy, kto dopuści się tego czynu zostanie ukarany i ukaże mu się Prawda.
I zgadnijcie, co za miernoty dopuściły się tego czynu? Kiedy wszyscy mówią, że nie wolno to ci i tak swoje i tak przez całą serie... Eh... Ta młodość. Ale im można to wybaczyć, bo w końcu ich mistrz sam przyznał, że wolał przemilczeć kwestie transmutacji człowieka.
W efekcie Al traci ciało, a Ed lewą nogę oraz prawą rękę, którą oddał za to, aby odzyskać duszę brata i zamknąć ją w zbroi.
I dopiero tu zaczyna się fabuła! Very Happy



Całe anime opowiada nie tylko o Edzie i Alu, ale ma niesamowite postacie poboczne, gdzie żadna nie jest do siebie podobna ani nie jest niepotrzebna. Każda nich ma wady, przez co wszystko wychodzi naturalnie. Idealnie zostały przedstawione tu takie cechy, jak arogancja, wygórowana ambicja, egocentryzm i chciwość ludzka. Między tymi negatywnymi atrybutami możemy także odnaleźć lojalność, odwagę, honor i nadzieję.
Kiedy to się ogląda ma się poczucie, że cała fabuła została naprawdę dobrze zaplanowana. Wraz z bohaterami dowiadujemy się wielu nowych rzeczy i sami snujemy przypuszczenia i wnioski metoda prób i błędów. Nie ma tu czegoś takiego, że nagle wyskoczy nam coś bzdurnego, jak Filip z konopi. Wszystko ma swój sens. Nawet śmierć bohaterów, która także tu odbywa się w sposób naturalny, a raczej nie ma tu niepotrzebnego uśmiercania bohaterów, ale też nie ma żadnych cudów. Można się nie bać i nie spodziewać się Jezusów, jak niby jest w ,,Dziewiątym magu".



Anime jest mieszanką gatunków. Znajdziemy w nim dramat, ale i komedię. Możemy się tu spodziewać fantastyki, wojskowego klimatu, przygody, akcji i magi, a nawet tajemniczości, romansu i okruchów życia, choć te dwa ostatnie w mniejszych ilościach. Nie jest to proste anime, ale bardzo wciągające.
Pierwszy odcinek jest tak, jakby filerem i właściwie nie ma on wpływu na dalszą fabułę, mimo że jest tam kilka ciekawych scen, ale zapewne dostrzegą je tylko osoby, który już raz widziały FMA Brotherhood lub czytały mangę. Reszta anime jest zekranizowana dość wiernie mandze, ale słyszałam, że poskracali parę wątków, co dla mnie wyszło na plus, bo anime i bez tego liczy 64 odcinki.
Na początku anime wydaje się zwykłe. Można by obejrzeć każdy po jednym odcinku dziennie i nie mieć jakiegoś parcia na kolejne. Niestety, gdy ukazuje nam się wątek główny i wszystko zaczyna się ze sobą łączyć to samo oderwanie się chociażby do toalety lub pójście spać graniczy z cudem (piszę ta, która przez parę dni oglądała do czwartej rano po parę odcinków dziennie). Choć mnie dobre anime zazwyczaj tak wciągają, więc trzeba na to spojrzeć z przymrużeniem oka. Very Happy
Miałam napisać coś jeszcze, ale mi uciekło... Cóż. Gorąco polecam.
Sayonara!



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ksssa dnia Sob 19:32, 15 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:59, 15 Sie 2015    Temat postu:

Dobra, Ksssa, ja już nie będę narzekać na twoje gadanie o anime :3. W sumie gdyby nie to, w życiu nie trafiłabym na KNB... a to byłaby wielka szkoda :<. Więc! Dziękuję, że mnie do tego przekonałaś! Very Happy Namówić Lif do oglądania koszykówki... Dawniej uważałam to za niewykonalne :\. Cóż! Udało się jednak :3.

Także więc... co do tego... Pomińmy już moje zabójcze tempo, przez które znowu mnie oczy bolały po oglądaniu i ogólnie nie mogłam się od telefonu oderwać... (No co ja mogłam poradzić... nie dało się tak przerwać nagle w połowie meczu Sad) To... To "Kuroko no basket" uważam za CUDOWNE . I cudowne w tym znaczeniu, że chyba się wybija ponad wszystko inne, co widziałam do tej pory Very Happy. Choć z takim określaniem jest ciężko, bo przeważnie każde kolejne anime wydaje mi się lepsze od poprzedniego... Ale nie! To było najlepsze . Tak dobre, że zachciało mi się (mi! mi, która nienawidziła tę grę i robiła wszystko, byle nie musieć biegać po boisku...) zagrać w kosza :3. Cuda się na tym świecie dzieją...

Więc tak... w którymś ze swoich poprzednich postów Ksssa napisała, że ciężko właściwie powiedzieć, o czym jest, bo tyle się tam dzieje, że nawet zapamiętać tego nie można Very Happy. A przy sklerozie tym bardziej... Jeśli ktoś zainteresowany, to starczy przeczytać to, co pani wspomniana powyżej kiedyś napisała :3. A ja sobie przejdę dalej...

Bohaterowie później, teraz... teraz fabuła! Znaczy co może zawierać taka fabuła... Wiadomo, dążymy do zwycięstwa i tak dalej. I spodziewałam się końcówki, byłam tylko ciekawa, jak to wszystko tam po kolei się potoczy :3. Potoczyło się fajnie... No, naprawdę Very Happy.
Cytat:
Dobra... ZONE dla całej drużyny Akashiego w ostatnim meczu to była już gruba przesada :\. Zresztą takich przesadzonych momentów znalazłabym może jeszcze trochę... ale to mnie dobiło niestety ;___;.

Ale dobra... Same mecze to coś cudownego *.* Zwłaszcza te Seirin z Touou, czyli w sumie Kagamiego z Aomine <3. Jeny... oglądało się to genialnie. W sumie nie tylko to, wszystko... No i ubaw też miałam z niektórych akcji Very Happy. Więc zarzucić nie ma co :3.

I dobra! Nie chce mi się już tak długo gadać, więc przejdę do bohaterów. Pokolenie Cudów/Cudowną Generację zostawię na potem, teraz ci "naj" z normalnych ludzi :3.
Na początek... hmm... coby było w miarę po kolei...
Huuga! Nie ma się co kłócić z własną głową, uwielbiam gościa :3. Za jego genialne teksty, karanie pierwszaków, wspieranie drużyny... Ach... kapitan idealny :3. I ma okulary! Ta, najważniejsze . No ale cóż... za co go nie lubić?
Cytat:
Szkoda mi było tylko, kiedy musiał zejść w meczu z Akashim... Jasne, potem wrócił, ale... :< Tak widzieć kapitana na ławce...

Następny będzie... będzie chyba Kiyoshi :3. Ten gościu nawet nic nie musiał robić, już go lubiłam ;-;. W każdym razie... Tak cudownie potrafił się poświęcić dla drużyny... Mi cały czas go było żal Sad. Strasznie fajny, a tu... no :\. Właściwie właśnie to, że stał się takim "klejem" było w nim kochane :3. Klejem i jakimś smarem, żeby przyspieszyć i ułatwić pracę... Tak, klej i smar <3. A sam ich duet Kioshi i Huuga jako nie-nienawidzących się przyjaciół był najlepszy *.* Nic tylko oglądać ich kłótnie Very Happy.
Dobra, lecę dalej... w sumie cała drużyna Seirin bardzo mi przypadła do gustu. Nie było osoby, której bym nie lubiła, nawet z tych mało odzywających i pojawiających się pierwszaków. Ten Izuki i jego żarty, Koga (Koteczek!) i cała reszta... Tacy zgrani byli wszyscy :3. (A w ogóle pojawiło mnie jak ojciec Riko nazywał ich właśnie Czterookim, Pięknisiem i Kotkiem )
Ale biegniemy dalej... z osób, które polubiłam jeszcze... jest Imayoshi, kapitan z Kaijo... Kasamatsu?, Takao... I jak tych dwóch ostatnich da się zrozumieć (znęcanie się nad Kise + wnerwianie Midorimy <3), tak Imayoshi... Nie, to nie ma sensu ;___;. Ale zdania swojego nie zmienię Very Happy. Gościa lubię pewnie głównie za wygląd, bo charakterek ma paskudny, ale cóż poradzić :3. Może kogoś sobie też jeszcze przypomnę, ale teraz mam pustkę w głowie :\.

Więc przechodzimy do CG!
I na początek Kise, bo był pierwszy :3. Także... nie mam co się kryć, uwielbiam chłopaka. I choć mówiłam to Evans, mówiłam Ksssie, powtórzę: TO JE DEMON. Niby w dobrym znaczeniu, ale...
Cytat:
Jasny szlag, to, co on robił podczas tego ostatniego bodajże meczu (tego z Midorimą nie liczę), to jest... nie do ogarnięcia Neutral. Rozumiem, mimo wszystko to anime, ale... Jej! Jak wziął kopiował wszystkich... Jak, JAK?! można skopiować to "oko imperatora" Akashiego? ;-; Nie ogarniam... Ale podziwiam go za to :3. W sumie było to w tytule odcinka nawet... Jest gościu najlepszy, nie da się z tym kłócić *.*
A jego zachowanie choć czasem denerwowało, to było słodkie :3. Taka pocieszna istota, lubi się go od razu Very Happy.
To następny jest Midorima. Przyznam szczerze - na początku gościa nie trawiłam. Potem było "ok, niech se jest, nie przeszkadza mi już". A potem... potem go po prostu polubiłam :3. Może nie na równi z Kise, ale mimo wszystko. Zwłaszcza w akcjach z Takao Very Happy. Obaj byli cudowni... Jak Huuga i Kiyoshi tylko trochę inaczej Very Happy. Tacy... tacy no. Nic dodać, nic ująć... A sam Midorima miał fajny talent :3. I fajnie poprawiał okulary . (Czo ja mam do tych okularów...) Plus bawiło i nadal bawi mnie to, jak zawsze gadał o horoskopach i nosił te amulety na szczęście . Nie pobije to niczego Very Happy.
Ale o nim tyle, bo też spać mi się już chce, a jeszcze paru gości przed nami... Teraz Aomine! I tu się rozpiszę :3. Bo... bo z nim niby było podobnie jak z Midorimą. Na początku nienawidziłam go... i w sumie nienawidziłam bardzo długo :\. A potem nagle stanął na podium z Huugą, Kiyoshim i Kise Neutral. Jak? Nie wiem :3. Evans doskonale podsumowała to porównaniem mnie do serca, a jej do rozumu z reklamy... Ja nie myślę, czy lubienie osoby, która jest taka właśnie ma sens... po prostu lubię :3.
Więc Aomine! Ach, Aomine! Jaki on był cudowny w przeszłości Neutral. Nie żeby potem nie, ale... taki normalny... a potem stał się jaki się stał, cóż. W każdym razie... Nie, nie powiem, za co go uwielbiam. Za komentarze, kłótnie z Kagamim, za to, że Kuroko go tak wnerwiał czasami, za jego lenistwo (targanie go na treningi było genialne ) i całą tę masę rzeczy, których mogę już nie pamiętać :3. Ale! Jeszcze co do talentu... to tu... To tu powiem tylko łał. Bo jego mecze oglądało mi się najlepiej.
Cytat:
Szkoda tylko, że tak szybko odpadli :\. Tak, później też się pojawiał często, ale to już nie to samo :\. Za mało go było Sad.

Ale najbardziej podobały mi się sceny, czy teraźniejsze, czy z przeszłości, kiedy grał w tego kosza i się śmiał... Jeny, jakie to było cudowne widzieć go takiego wesołego *.* ... Dobra, o nim też starczy :3.
Teraz krótko Murasakibara... Eh... Jego nie polubiłam i do końca mi tak zostało :\. Znaczy pod koniec stał się w miarę znośny, ale... nie ;-;. Nie przekonałam się do niego.
I Akashi na koniec! Osoba, która niczym nie zasłużyła sobie na lubienie, a jednak samym swoim istnieniem sprawiła, że od razu go po... polubiłam :3. Nawet bardzo... "Kise to je demon... a Akashi dwa." Mój tekst, którego będę się trzymać, zresztą łatwo będzie się domyślić, o co chodzi z tymi dwoma. Za co jest taki "fajny"? Pojęcia nie mam :3. Jego zachowanie było bardziej wnerwiające niż Aomine... no cóż ja poradzę... Ale oczy miał fajne :3. Upiorne, lecz mimo wszystko cudowne Very Happy. Sam był upiorny... W sumie jak tak spojrzeć, to powinno się go bać... Cóż. U mnie to nie wychodzi... Jeszcze w przeszłości byłoby to zrozumiałe, ale potem... Potem2 po potem1 też, ale pośrodku? Nie ma wytłumaczenia...
I Kuroko z Kagamim! Zapomniałabym o głównych bohaterach :3. Tak w dwójkę ich wymienię, bo w sumie światło i cień... Ale no cóż. Nie byli moimi ulubionymi... choć prawie Very Happy. Po prostu jakoś się nie dobili tak wysoko. Jako duet przyjaciół - super, osobno - w sumie też... Mimo to czegoś tam jednak zabrakło... A może było za dużo? Nie, w sumie nie...
A ich talenty? Fajne :3. Mega fajne właściwie Very Happy. I więcej ni dodam, bo mi się nie chce... Więc na tym kończę...

Znaczy jest jeszcze czarna lista! Wylądowali na niej z hukiem: Hanamiya... yyy... i dwaj goście, których imion nie pamiętam :\. Musiałabym sobie przypomnieć, a na to jest jeden tylko sposób... Tylko wolę go na razie nie wprowadzać w życie, bo Evans mnie zbije :3.
Nie wiem co prawda, co by myśleć o ludziach z drużyny Akashiego... w sumie ten z ząbkami śmiesznymi mi się podobał... Gościu-wersja2 też... A poza tym drużyny CG lubiłam nawet Very Happy. A no i Himuro! Albo Himura... Pod koniec przestał mnie denerwować nawet :3. Dostał plusik całkiem spory.

Jak o panie chodzi, Riko była najlepsza Very Happy. Momoi mnie wkurzała niekiedy... A o Alex się jakoś wypowiedzieć nie umiem... Więcej ich też chyba nie było...

Ogólnie co mnie też trochę denerwowało to przedłużanie niektórych meczy... Ten ostatni się strasznie ciągnął... z Murasakibarą też zresztą. I za mało Aomine i Kise! Midorimy tak akurat było w sam raz :3. Ale w całym anime tyle się działo, że był czas i żeby się pośmiać, i patrzyć z rozpaczą w ekran, i żeby nie ogarniać tego, co się tam dzieje. A po skończeniu o dziwo nie czułam żadnego niedosytu czy coś... Więc temat wyczerpali porządnie... i dobrze . Żałuję tylko, że nigdzie nie znalazłam odcinków specjalnych po drugim sezonie :\.

A poza tym... Nic nie mam do dodania! Podobało mi się jak nie wiem, długo chyba tego nie zapomnę... I z miłą chęcią sobie powtórzę, kiedy nadrobię Strażnika, a Evans będzie daleko Very Happy. I polecam bardzo, nawet osobom, które za koszykówką nie przepadają! Zmieni się wam nastawienie :3. Znaczy tak sądzę...
No i teraz... Jeszcze nie koniec! Jedna rzecz. Na samym początku nie mogłam się za nic przyzwyczaić do kreski, przede wszystkim do cieniowania ludzi... Ale w sumie potem jakoś mi przeszło, bo teraz nie mam z tym problemu :3. I bardzo wygodnie się tym stylem rysuje też... Także faktycznie - żadnych uwag Very Happy.

Tak zakończę trochę a'la Ksssa .

(Uwielbiam ten obrazek <3)
Anime 10/10 jak dla mnie :3.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Sob 23:10, 15 Sie 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:31, 04 Wrz 2015    Temat postu:

Więc tak… Kuroko no Basket oglądałam jakieś 2 miesiące :3. Z przerwami bo z przerwami, ale tak wyszło, że prawie od początku wakacji do ich końca. Poza tym robiłam przerwy między sezonami i takie tam. A zresztą! Lud wie, że moje tempo jest ostatnimi czasy nieziemskie Very Happy. Jak można zauważyć, wybiłam się w tym dziale z oceną w skali 1-10, bo mi nieco z tym ciężko, jednak mogę to spokojnie ocenić w kilku słowach: „bardzo przyjemne, nie bez wad, nie super ambitne, ale mimo wszystko fajne” :3. (No dobra… tak 7.5-8/10. Chyba, ale to się może z czasem zmienić.) (Zmieniło, teraz dam o cały jeden punkt mniej, bo jednie 6.5-7. Ale 7 to nadal całkiem dobra ocena :3.)

Nie chcę się rozpisywać o fabule. Ksssa o niej nieco wspomniała, a tak naprawdę wiele poza tym, że historia opowiada o gimnazjalnej drużynie koszykówki, która wybrała się do różnych liceów, to powiedzieć się nie da. Poza tym, że głównym celem serii, a właściwie głównego bohatera, Kuroko Tetsui, jest przywrócenie Pokolenia Cudów do dawnego stanu, kiedy jeszcze nie stali się zadufanymi w sobie palantami :3. W sumie ciekawe jest to, że tytułowy bohater wiecznie stoi w cieniu (no pun intended) i właściwie nie wychyla się na główny plan – poza tym, że gra w Seirin, wokół którego wszystko krąży. Notabene jest to celowe zagranie autora, który chciał podkreślić wagę osób, które grają rolę wspierającą, a nie pierwsze skrzypce Very Happy.

Chcę stworzyć krótką recenzję… Nie wychodzi! Ale że wredna strona mej natury się odzywa, a wyżej KNB było nic tylko wychwalane, to ja powymieniam na początek wady Kwadratowy. Najbardziej rzucającą się w oczy jest… przeładowanie. Najbardziej widoczne w trzecim sezonie i osiągające niezdrowy poziom w meczu z Rakuzan. Ja przepraszam bardzo… ale te wszelkie efekty specjalne mogli sobie oszczędzić, bo wygląda jak produkcja, która miała nieco zbyt duży budżet, którego nie wiedzieli, jak wykorzystać. Już zwolnienie tępa i złote poświaty naprawdę zaczęły niezdrowo przypominać wpienionych świętych prosto z nieba ;_;.
Za to najbardziej denerwowało mnie coś innego. Coś, na czego widok strzelałam facepalmy i tylko błagałam o litość… mecze. Mecze koszykówki, tak napomknę dla osób nie interesujących się tematem, mają cztery ćwiartki po 10 minut, poza tym w połowie jest 10-minutowa przerwa. To daje nam 50 minut, doliczając time-out’y wszelakie i zmiany zawodników zaokrąglę do godziny. Powiedzcie mi więc, proszę, jak można przedstawić pojedynczy mecz w ośmiu odcinkach, czyli 160 minutach?! Neutral (Tak… znam odpowiedź. Zatrzymując czas, by można przedstawić myśli bohatera, pokazując widownię służącą za czynnik wyjaśniający, co się, kuźwa, dzieje na boisku, bo bez tego nieraz byłoby trudno. Poza tym dając graczom czas na pogawędki, wymianę poglądów, pokazywanie jednej akcji z kilku punktów widzenia… Nie zmienia to faktu, iż to jest przesadą i po prostu nie potrafiłam chyba żadnego meczu obejrzeć w całości bez przerwy. Szlag człowieka trafia i nadaje serii alternatywny tytuł „Nerwica” ;-;.)

Inna rzecz. Nadal nieco mnie irytująca, aczkolwiek już bardziej subiektywna. Wiele osób wie, że mam manię jeśli chodzi o seiyuu, czyli japońskich voice actorów. Nie tylko, bo odnosi się to też do innych narodowości oraz aktorów, ale anime oglądam więcej niż filmów. I nie potrafię pojąć, czemu, do jasnej anieli, najlepsi seiyuu zostali przydzieleni do najpaskudniejszych postaci? ;___; Generalnie chyba najbardziej charakterystyczny był głos Akashiego, podkładany przez Kamiya Hiroshiego (Izaya, Mephisto, Yato, Levi, z tych bardziej znanych). Nie ulega wątpliwości, że był on mendą :3. Potem mamy Hanamiyę i cudownego wręcz voice actora, Fukuyama Juna (czyli legendarny niemal Lelouch oraz mniej legendarny Yukio). Jeśli chodzi o osobę podkładającą głos Haizakiemu, to już bardziej mój sentyment do Bleacha. Poza tym jeden z bardziej popularnych seiyuu, Ono Daisuke, podkładał głos Midorimie (można go skojarzyć głównie z ról Sebastiana, Shizuo, Erwina oraz w tym gronie Daikoku z Noragami). W każdym razie wniosek jest taki, że te jędzowate nieraz postacie (z wybijającym się Midorimą) dostają najlepszą obsadę. Jeeej :3.

Dobra… bo za bardzo się rozpisuję. Na koniec bohaterowie. Nie będę specjalnie się nad pojedynczymi postaciami rozwodziła. Z bólem serca muszę przyznać, że moja opinia jest zaburzona przez jeden mały szczegół. Mam słabość do postaci, które są złe/wredne, a potem coś sprawia, że się zmieniają i przestaje im odbijać. Dlatego praktycznie całe Pokolenie Cudów podbiło moje serce :3. Nie żebym ich bardzo uwielbiała i miłowała, ale wywołują miłe skojarzenia. Nawet Akashi, który niemal do końca męczył mnie swoim kompleksem Boga i tym klękaniem przed nim (ale mam do niego sentyment, bo wygląda jak Sasori :3). Nawet Midorima, który we wspomnieniach z Teiko zaliczał się do ulubieńców. Nawet Aomine, głównie za akcję przed meczem Seirin-Kaijo. Nawet Kise, którego mi było bardzo, bardzo szkoda, podobnie jak Midorimy, choć bardziej. A o Murasakibarze nie wspomnę na zasadzie „nawet”, bo mnie urzekł :3. Przez sentyment do innego fioletowowłosego lenia, któremu nic się nie chce i by tylko żarł… no ale zostało. A scena po meczu z Rakuzan z nim i senpaiami mnie rozwaliła Very Happy. Seirin też było bardzo sympatyczne, zwłaszcza Hyuuga, do którego sympatii nie zmniejszyło nawet to, jak zachwycają się nim inni. Aczkolwiek moim faworytem powoli, powoli stawał się Kagami. Bo w pierwszym odcinku pokazany był bardziej jako badass, który tylko chce grać i wygrać… a potem coraz bardziej się obraz poszerza w świetny sposób Very Happy. I to jego nie pitolenie się ze wszystkim i ogarnianie Kuroko (vice versa zresztą) mi się podobało i tyle. Odnośnie innych drużyn… cóż. Nie wszystkich nawet zapamiętałam z imienia. Kasamatsu, kapitan Kaijo, bardzo dobre wrażenie zrobił pod koniec pierwszego sezonu. W ogóle Kaijo lubię niemal tak jak Seirin. Bo reszta drużyn, czy to Shuutoku, Touou, czy Yousen, gdy patrzeć na nie jako na grupę, nie wywołuje większych emocji. Poza Kirisaki Daiichi, które zostało stworzone, by ich nienawidzić. No i poza Rakuzan. Cytując Ksssę, nikt nie lubi Rakuzan :3. I wcale się nie dziwię… Bo nie robią takiego wrażenia jak Kirisaki Daiichi, ale mimo wszystko… nope.

A jeszcze jedno! Czego uczy nas Kuroko no Basket? W końcu wszystko musi mieć jakiś morał. Pozwólcie, że sięgnę do internetu, by odkryć przed wami sekret tego anime.

Żeby grać dobrze w kosza, trzeba mieć kolorowe włosy :3.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Czw 20:47, 17 Mar 2016, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:11, 05 Gru 2015    Temat postu:

Przepraszam za zepsutą czcionkę, to nie ja!

Nadszedł wreszcie ten oto pamiętny dzień. Dlaczego? Gdyż iż ponieważ albowiem bo skończyłam dziś oglądać... Kto zgadnie, ktooo? ... Fullmetal Alchemist: Brotherhood. (Powyżej Ksssa sporo napisała na jego temat :3). I... nie no, mi tak trochę słów brakuje. Co prawda zepsułam sobie końcówkę tym, że oglądałam ją z przerwami na jedzenie śniadania, mycie okien itd., ale... Nie, i tak potrafię docenić to cudo :3.
No więc! Pierwsze, co chciałabym zrobić... TO PODZIĘKOWAĆ KSSSIE, KTÓRA PO WIELU PRÓBACH MNIE NA TO NAMÓWIŁA! :3 Dziękujęęęę Very Happy.
Po drugie: podziękować Gai, że tak długo mogła ze mną gadać na ten temat Very Happy.
Po trzecie... Tu przejdę do jakiejś sensowniejszej recenzji.

Jak można się łatwo domyślić, obejrzałam to z zapartym tchem. Co prawda zajęło mi to... hm... z dwa tygodnie chyba, co jak na mnie... Ci, co mnie znają, wiedzą, że potrafię oglądać bardzo szybko . Ale! To nie znaczy, że anime było gorsze od jakiegoś innego. A skąd! Było lepsiejsze od wszystkiego, co widziałam, a patrząc na to, że KNB np. oceniłam strasznie wysoko, to brakło mi właśnie skali :3.
To, że oglądałam wolniej i z większymi przerwami jest: 1) lepsze dla moich oczu, więc akurat świetnie wyszło , 2) moim zdaniem wynika to z tego, że po prostu wiedziałam, że jeśli nie przerwę teraz, to nie przerwę już nigdy, bo by mnie tak wciągnęło Very Happy. Oglądało się to... jaaa... świetnie .
Kasia wszystko ładnie streściła i ja się pod jej opinią podpisuję, bo mam pojęcia, co bym mogła jeszcze dodać. Ta fabuła, bohaterowie... ogólny pomysł na taki alternatywny świat... tworzą piękną całość. I do tego historia wszystkich ludzi, to weselsza, to znowu sprawiająca, że człowiek ma łzy w oczach. Brak mi słów :3.

Ale! Z racji tego, że Ksssa tyle obrazków już dała i w ogóle, a nic właściwie o bohaterach... To ja się wypowiem .
Przyznam... Było mało osób, których tak szczerze, bardzo mocno nie lubiłam. Bo ta różnorodność postaci sprawia, że człowiek... nie wiem... Jakoś tak to wszystko przyjmuje i mu się to tak podoba... No bo powiedzmy sobie szczerze, komu chciałoby się oglądać anime o kilkudziesięciu ludziach o takim samym charakterze ;___;. Toż to by nudą zawiało jak w kieleckim!
Ja oczywiście nie będę wymieniać wszystkich, bo to by dużo miejsca i czasu zajęło. Powiem o tych, których pokochałam najbardziej :3.

Zacznijmy od Eda. Jestem do niego bardzo, ale to bardzo przywiązana... Hehe... Tak jakby mam zepsutą tę samą rękę, którą on stracił XD. Śrubki mi w nią wkręcą jeszcze, za jakiś czas.
Cytat:
Niby to nie spojler, bo widać w pierwszym odcinku... W każdym razie, jak o rękę chodzi właśnie... Żebyście mogli zobaczyć moją minę za każdym razem, kiedy coś się z tym metalowym cudem działo <3. Mnie aż bolało w stawie, kiedy to widziałam.

Nie jednak za samą łapkę Eda się lubi. Mnie zachwycił wprost jego wybuchowy temperament. I dążenie do celu, za niemal wszelką cenę. Plus to, przez co płakałam właściwie - że gość poświęciłby wszystko dla najbliższych. Tak cudownie wykreowali tę postać... Już w pierwszym odcinku jakoś tak się do niego człowiek przywiązuje. (I nie oszukujmy się - wygląda też niczego sobie :3. A ten czerwony płaszczyk dodaje uroku <3)

Ale Eda zostawmy, kto obejrzy, sam oceni. Teraz idę do... hm... Jak o Ala chodzi, też go bardzo lubię :3. Tyle że tak trochę mniej niż jego brata :\. Nie że coś, jest świetny... i trochę rozważniejszy chyba ;____;. Tylko... nie wytłumaczę, o co mi chodzi :3.

Weźmy więc teraz osobę, która mnie podbiła... czyli pułkownika Roya Mustanga :3. Tego gościa nie potrafiłam znielubić. Nawet kiedy wydawało się, że przechodzi na ciemną stronę mocy... Nie. On i jego najbliżsi przyjaciele (czyt. porucznik Hawkeye, Havoc i ci, których imion teraz nie pamiętam) byli genialni. Ich zgranie i ogólnie... Arrrr... Nie potrafię się wysłowić nadal :<.
Cytat:
I jedną, z najgorszych rzeczy, jakie się pojawiły w anime było to, co mu zrobili. Nie... nie rozumiem, jak mogli zmusić biednego Mustanga, żeby transmutował człowieka... i to za cenę własnego wzroku. Wprawdzie zakochałam się w tych oczach bez źrenic, ale patrząc, jak się męczy, bo nic nie widzi... To było straszne.
Ja tego gościa naprawdę uwielbiam i prawdę powiedziawszy, konkuruje o pierwsze miejsce na podium z Edem, a tu takie coś...


Ale lećmy dalej! Ostatnią osobą... Choć serio wymieniłabym wszystkich, ale o tym może pogadam z zainteresowanymi... Czyli Ksssą najpewniej Very Happy. No, więc ostatnią osobą będzie Lin Yao. I tu od razu rzucę spojlerem.
Cytat:
A konkretnie jego połączenie z Greedem. Już z samego początku przypadł mi do gustu, zwłaszcza jak wkradał się przez okno... I jeny, on ogólnie jest taką pocieszną istotą... I rozbraja wszystkich! (w przenośni i dosłownie) Ale kiedy Greed wlazł mu do głowy... Oni byli genialni Neutral. I ich głosy, i "rozmowy"... plus walki z ich udziałem. Toż to przecie najlepsze, co mogło być.
Kiedy Greed znikał, też mi było strasznie smutno :<. No bo... przecież w końcu stał się dobry i w ogóle. Ale jednak... Ach :\.


Jeszcze bym o niejednym człowieku wspomniała... Taki np. Envy, który mimo wszystkiego, co zrobił, nie mógł mi wylecieć z głowy. Jego głos i fryzura... A potem cała reszta doszła. Gdybym miała wszystkich ustawiać od najlepszego... Na początku byliby Ed i Mustang, potem Al z Linem i... i chyba tu by właśnie trafił Envy :3.
Albo też postaci żeńskie... Porucznik Hawkeye, generał Armstrong czy Winry... Takie naturalne były. I nienaciągane te ich zachowania. Ogólnie strasznie fajnie wypadły, wszystkie trzy :3. I inne też.

Tak mi mega smutno się zrobiło, kiedy skończyłam :<. Wprawdzie nic nie poprawia humoru jak rozmowa z Ksssą, ale jednak... Agrrrr... To anime na długo, bardzo długo zapadnie mi w pamięć Neutral. I dobrze. Bo było genialne.
Nie potrafię już dłużej oceniać, przepraszam :3. Polecam! Bardzo, bardzo!
Tak tak, napisałabym dużo więcej. Ale miałam nie spojlerować :<. Więc naprawdę muszę kończyć...


Na koniec moi dwaj najukochańsi!

(W ogóle... Nie ma to jak po długim monologu dyrektora szkoły, który mówił coś o zastosowaniach... czegoś z fizyki bodajże... i po wymienianiu po kolei: chemia, biochemia, ...chemia, jakaś inna-chemia, powiedzieć z szerokim uśmiechem: i alchemia! )

___________________________________________________________

Haha! Ale w międzyczasie zdążyłam obejrzeć coś jeszcze :3. Znaczy nie w międzyczasie, a gdzieś tam pod koniec września... Po drodze przewija się zresztą cały czasy Haikyuu i Noragami Aragoto, ale o nich napiszę, kiedy drugie sezony się skończą.
Teraz natomiast o NO.6!

Ogólnie anime jest również o takim alternatywnym świecie, można by rzec, że w przyszłości. I opowiada historię Shiona, który w dzieciństwie pomógł pewnemu uciekinierowi - Nezumiemu czy Szczurowi, jak kto woli - za co został wyrzucony z elity ludzi... hm... najinteligentniejszych. Akacja tak naprawdę zaczyna się kilka lat później, kiedy...
Eh, co ciekawi obejrzą, ja już tak w skrócie.

Obejrzałam to w aż jeden dzień :3. Bo chciałam skończyć jak najszybciej... bo mi w głowie mieszało :<. W tym właśnie kłopot - podobało się, ale miałam potem taki mętlik w myślach... Arrr, głowa mała :<.

Jak chodzi o fabułę - super :3. Te osy... brrr Neutral. Bohaterowie natomiast...
Shion był takim pociesznym dzieciakiem :3. A Nezumi (z cudownym głosem <3) taki... fajny... I weź tu ich człowieku nie lub. Polubiłam bardzo :3. Tylko no... to było takie... Nie żeby coś, bo znowu nic, ale... Kto obejrzy, ten może ze mną pogadać, o co mi chodzi! Po prostu znajoma mnie ostrzegała, że to anime zmieni trochę mój światopogląd, ale ja nie posłuchałam, trudno...

W każdym razie podobało mi się również. W porównaniu z tym FMA jakoś... mniej, ale nie no, fajnie było :3.

I teraz ci dwaj!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Sob 23:22, 05 Gru 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:37, 30 Gru 2015    Temat postu:

Długo tu nie pisałam... ale zorientowałam się, że znowu mam o czym pisać i powróciłam Very Happy Trochę się tego anime naoglądało... także do roboty!

Od czego by tu zacząć... o Noragami już kiedyś pisałam, ale że pojawił się (i zakończył już Sad Niemożebnościowe...) nowy sezon, czyli Noragami Aragoto, chyba mogę coś o nim powiedzieć :3 A raczej muszę... bo wciągnął mnie bardziej niż pierwszy sezon ;__; Nawet udało mi się przy nim wzruszyć, co przy poprzednim nie miało miejsca, nawet jeśli nie zawsze mieli ciekawie i ludzie cierpieli... Także ja jestem zdania, że drugi sezon jest o wiele lepszy :3 Udało mi się całkowicie pogodzić z Yukine, teraz jest dla mnie naprawdę spoko gościem Na dobre mu wyszła ta zmiana... ale i Yato się zmienia na dobre, co bardzo mu się chwali. Choć akurat w jego przypadku moje emocje co do niego się nie zmieniły Very Happy Jednej rzeczy tylko żałuję...
Cytat:
...ma już tę swoją świątynię, a ja nie mam jak mu wysłać tych jenów Sad No cóż... będzie musiał przeżyć :3 Ale dzięki niej okazało się, jaki Yato potrafi być bezwzględny... Pokochałam sposób, w jaki udało mu się sprawić, żeby uznano tę jego świątynię Po prostu bezbłędne... no i jeszcze cudna była jego reakcja, gdy ją dostał. To było mega urocze

Przede wszystkim mnie w tym sezonie urzekła fabuła... wyjaśnienie sprawy z Bishamon i Kazumą... no i z Norą... choć akurat na jej sprawę i na przeszłość Yato mam zakrzywione spojrzenie mocno, bo sobie w międzyczasie czytałam mangę i wiem o wiele, wiele więcej, niż było w anime :3 No i jak już jestem przy mandze... oburzyła mnie jedna rzecz. Wycięli z anime historię z Toumą ;__; Była jedynie wspomniana w Noragami OVA na pikniku... i pojawia się na chwilę przy wspomnieniach Kazumy, gdy ten był jeszcze gwoździem... a potem o niej cisza. A była tak wspaniałą postacią Sad I tak okrutnie zginęła... Żal mi, że tak ją odepchnięto, bo była fantastyczna :\
Dobra! To by było na tyle, jeśli chodzi o Noragami Aragoto :3 Teraz jedynie czekam na trzeci sezon Oby się pojawił jak najprędzej, bo czuję, że Noragami zaczyna mnie wciągać tak jak Death Note :3 A to rzadkość mimo wszystko Very Happy

Kolejne anime, które dane mi było obejrzeć... no, może teraz Spice and Wolf, czyli Ookami to Koushinryou :3 Akcja dzieje się w średniowieczu, opowiada o kupcu Lawrencu Krafcie, który pomaga wilczej bogini, Holo, w powrocie do domu. Niby jest to romans, ale tak naprawdę tego się jakoś nie odczuwa - to wszystko jest jakoś ukryte pod wyjaśnianiem, jak działali kiedyś kupcy, jak kupiectwo wyglądało kiedyś w ogóle... momentami ciężko za tym nadążyć. Ale to było naprawdę ciekawe, wiele się mogłam z tego nauczyć Very Happy Przyda mi się ta wiedza i mam nadzieję, że ją wykorzystam mądrze :3
Kolejnym plusem są świetne postacie Najlepsza jest tu chyba Holo (choć co do jej imienia, bardziej przywykłam do fonetycznej wersji, czyli Horo... no ale skoro jest Holo, to kimże ja jestem, żeby z tym walczyć :3) Lubię jej zadziorność, co jest dla mnie dość niezwykłe, zważając na to, że jest kobietą Very Happy Ale bogowie i boginie mają to do siebie, że jakoś łatwo się ich lubi... ale była momentami genialna :3 W sumie to samo mogę powiedzieć o Lawrencu (Krafto Rorensu ), choć u niego ta fajność przyszła z czasem Very Happy No i jako ciekawostkę mogę dodać, że niedawno dowiedziałam się, że seiyu, który podkłada mu głos, podkłada także Kazumie z Noragami :3 Tak... nie zauważyłam tego wcześniej Sad Aaale to taka ciekawostka Very Happy Był ktoś jeszcze, kogo polubiłam... Marchait Liechten! Też fajny gościu Very Happy Niby na chwilę się pojawił, ale zdążyłam go polubić Very Happy I się pięknie uśmiecha w openingu

Na razie to chyba tyle... Niby powinnam napisać o Kobato jeszcze, ale to może innym razem [/quote]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:53, 28 Sty 2016    Temat postu:

No... to teraz ja. Planuję napisać tego posta już od dłuższego czasu, ale jakoś nie mogłam się za to zabrać... A gdybym zwlekała jeszcze dłużej, miałabym potwornie dużo do skomentowania... :3 Bowiem zebrało mi się tych anime duuużo...

Zacznę więc też od Noragami! Nie mówię, o czym jest, bo to już wiadomo, i można się domyślić, że i mnie chodzi o drugi sezon. No więc, czy mi się podobało? O tak . Bardzo nawet :3. Nie wiem, czy bardziej niż pierwszy... Ale!
Ogólnie to bardzo mi się spodobało, że pojawił się wątek z Kazumą i Bishamon. I to tak rozległy . W sumie... No jak tu się nie cieszyć, było tak dużo Kazumy! I wreszcie się człowiek dowiedział coś o ich przeszłości... i tym, dlaczego Bisha tak bardzo nienawidzi Yato :3. Także to pochwalam!
Nie pochwalam natomiast tego, co to wszystko robiło wtedy z moim mózgiem i biednym serduszkiem przepełnionym nieuzasadnioną miłością do Kazumy... i Yukine... Ogólnie do wszystkich :3. Bo to, co się tam czasami działo było... złe. I bolało :<. Zwłaszcza że trzeba było czekać cały tydzień na kolejny odcinek...
Ale! To chodźmy teraz do Ebisu :3. Gościa początkowo nie trawiłam, ale później... Jej! Cudowny się stał Very Happy. No i... No i nic nie mogę powiedzieć, bo nadmierne spojlerowanie mi niszczy czcionkę :<. Spisek przeciwko mnie! W każdym razie... Arrrr... to wszystko się zakończyło smutno... Znaczy może szczęśliwie... Ale dla mnie smutno :<. (A Ksssa mi tak pięknie jedną rzecz zaspojlerowała... <3)
A i w ogóle zaczęłam kupować mangę! Jak na razie mam na półeczce tylko dwa tomy - bo tylko tyle ich jest chwilowo... Ale mam szalony plan, by zdobyć wszystkie .
SPOJLER!
Aaa... tak powiem tylko, że zachwyciła mnie postać Yukine już jako Błogosławione Insygnium *.* Wcześniej też, bo ten miecz taki genialny... Ale teraz tylko... łaaa .
No i czekam na następny sezon!


Tyle, jak chodzi o Noragami :3. Teraz weźmy... hm... Hetalię! To tak szybko :3.
W sumie ślę ponownie podziękowania ku Lady, która zupełnie nieświadomie mnie do tego namówiła :3. I nawet nie żałuję! Oglądało się przyjemnie, na wesoło... świetne na poprawę humoru .
I ogólnie to zachwycili mnie wszyscy bohaterowie. Z tych państw i państewek faworyta nie wybiorę... Poza tym najlepsi byli, kiedy pojawiali się parami czy grupkami i dochodziło do tych wszystkich zabawnych sytuacji Very Happy. Fajny pomysł na przedstawienie historii . Skutki uboczne: ktoś mówi o Niemczech np., a ty przed oczami masz blondyna, który nie wiedzieć czemu cały czas opiekuje się tymi Włochami... To trochę straszne, ale śmieszne jednocześnie. Przynajmniej robią się potem lekcje ciekawsze :3.


Nie chcę się za bardzo rozpisywać, więc idę dalej dooo... matte... Wyszło na to, że następne jest Kuroshitsuji. Ale coś mi tu nie pasuje, bo dziwnie duża dziura jest pomiędzy jednym a drugim... Mniejsza!
Anime opowiada o młodym hra... jak to odmienić... Jednym z głównych bohaterów jest młody hrabia, Ciel Phantomhive, drugim natomiast jego lokaj, Sebastian Mi... coś tam, nieważne :3. I ogólnie polega na tym, że oni wykonują rozkazy królowej (jest XIX w.), głównie zajmują się podejrzanymi sprawami itp., a jednocześnie Ciel chce... e... się na kimś zemścić :3.
To tak w wielkim skrócie. W sumie to anime należy do tych, które znam od dobrych kilku lat bez ich oglądania . Może głównie dlatego chciałam je zobaczyć. Iii... Jaaa, to jest taka świetna komedia . Niby dzieją się tam strrraszne rzeczy i w ogóle... ale mnie wszystko bawiło Very Happy. Od popisującego się Sebastiana, który rozpływa się na widok kotów przez wszystkie akcje, na Grellu i pozostałych Żniwiarzach kończąc (czy tam... Shinigami). Toto było tak cudowne pod tym względem... Choć nie. Odejmuję punkty za drugi sezon ;_____;. Nie powtórzę tego chyba nigdy Neutral.
Ale jak idę do dalszych części, to muszę przyznać, że Book of Circus było świetne już . Głównie chyba przez postaci, które tak polubiłam... :3
A jak o bohaterach mowa! Eh... przyznam szczerze, że nadal nie wiem, jak określić Ciela i Sebastiana ;__;. Nic a nic mi to nie wychodzi...
Ale np. uwielbiam Grella Very Happy. I takiego Undertakera... Albo Barda i Finniego . Czy też Jokera z trzeciego sezonu... Ach, dużo ich wymieniać. Bo w sumie sporo osób było fajnych Very Happy,
Czy to polecę? Hmm... No... Chyba tak. Tylko żeby się nie załamać przez tę końcówkę drugiego sezonu... tylko nie z rozpaczy ;___;. Kto obejrzał, ten wie... No ale... Tak, można na toto zerknąć :3.


Gdzieś tu po drodze jest miejsce na OVA Kuroko no basket i Kamisama Hajimemashita. To pierwsze widziałam dobre kilka razy i zobaczyłabym znowu Very Happy, Bo jest cudne! A Kamisama... też . Ale rozwodzić się nie będę...


... albowiem zostały mi jeszcze dwie rzeczy ;_____;. Z tego tygodnia...
Pierwsze Aoharu x Kikanjuu od Ksssy. Jest ogólnie o graniu w ASG (strzelasz do ludzi z pistoletów z kulkami :3) i trójce przyjaciół. I ich problemach, kłótniach itp. itd.
Zacznę od rzeczy ważnej, mianowicie od końcówki... Więc co to było, ja się pytam?! To tak nijak... i bez sensu... I tylko takie "AaaaAAaaaaAaar" w głowie... Prawie jak po Kuro 2 :3.
Ale pomijając to, to też było spoko (obejrzałam 12 odcinków w jeden dzień... Musiało jednak wciągać). W sumie strasznie mi się przez to zachciało pójść znów na paintballa... Ale sorry, Lifciu, bez ręki nie ma opcji :3.
Postacie też fajne... Zwłaszcza Yukimura <3 Miał gość w sobie coś takiego... Zwłaszcza jak dochodziły jego mangi Very Happy. Masamune też! I Hotaru nawet spoko (ale potem nawet ja myślałam o niej jako o facecie ;___; ). Dorosły Midorima, który skrócił sobie imię na Midori (...) natomiast... Agrh ;-;. Jeśliby w pewnym momencie nie grał tak, jak grał, może bym mu więcej wybaczyła ;__;.
Wiem, że strasznie z tym lecę, ale piszę jedną ręką i już mi si nie chce ;___;. Kto zechce, niech obejrzy!


A na sam koniec skończone trochę ponad dwie godziny temu Hataraku Maou-sama!

W sumie nie myślałam nawet, że aż tak mi się spodoba Very Happy. Jest o... Eh... Nie chce mi się :<. O Władcy Ciemności, jego generale demonie, ich odwiecznemu wrogowi i dziewczynie, która z tym Władcą pracuje :3. Tak tak, tamta trójka jest z innego świata i trafiła do Japonii, gdzie muszą robić za zwykłych ludzi. Potem dochodzi do nich jeszcze Lucyfer i inni, ale to już można się dowiedzieć przy oglądaniu.
Szkoda mi tak naprawdę, że jest tego zaledwie 13 odcinków. A akcja do leci mega szybko... Znowu obejrzałam to w jeden dzień i czuję wielki niedosyt :<.
Ale jak chodzi o mą opinię... Bardzo spodobał mi się pomysł zrobienia z tych super postaci zwykłych ludzi Very Happy. No bo też kogo to by nie bawiło! Władca Ciemności sprzedający burgery, wielka Bohaterka jako jakaś tam pomoc przez telefon, generał demonów robiący za gosposię ( ) i Lucyfer siedzący cały dzień przed komputerem i śpiący w kartonie . Oni wszyscy się tak genialnie zgrywają ze sobą... I przez to się to tak przyjemnie ogląda, że jeeej :3.
A bohaterów wszystkich prawie polubiłam . Maou oczywiście! Jest cudowny :3. I fajnie się patrzy, jak z niego taki dobry człowiek się robi...
Albo Ashiya, który mnie podbił <3. Wszystkim! Chyba bym go najbardziej wychwalała, gdyby mi się tak spać nie chciało... Nie no, powalały mnie jego teksty o tym, że wrócił po swoją pelerynkę ^^. Taki ogólnie kochany był :3.
A Emi i Chiho również... Nie przeszkadzały mi Very Happy. Te kłótnie z Maou... albo spadanie ze schodów .
I w sumie Urushihara... bo ten też do mnie przemówił <3. Demony takie cudowne :3.
Polecam więc! Można się pośmiać .

Teraz za to oglądam Haikyuu!!2 nadal, Durarara!!x2 Ketsu, Prince of Stride: Alternative iii Boku Dake ga Inai Machi. Recenzja kiedyś w przyszłości .

W sumie przepraszam, że pod koniec toto takie nieogarnięte... Może jutro tego posta edytuję :3. A teraz dobranoc państwu!

(A... i wiadomość, która zniszczyła mi światopogląd: Grell to Kazuma Neutral)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Czw 1:55, 28 Sty 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:52, 13 Lut 2016    Temat postu:

Miałam pisać o Kobato, więc piszę :3 Zresztą, mam jeszcze jedno anime do opisania, także... do dzieła

No więc... Kobato. Tytuł anime pochodzi od głównej bohaterki o tymże imieniu - roztrzepanej, mało rozgarniętej, o inteligencji sześciolatka. Towarzyszy jej... pluszak. Niebieski, wypchany piesek o imieniu Ioryogi (a może Iorogi... jak kto woli) który mówi ludzkim głosem... i nie jest tak uroczy i milusi, jak na to wygląda. Niejeden raz dał nieszczęsnej Kobato popalić... i to dosłownie :3 Ale! Mniejsza. Nasza bohaterka ma pewne marzenie, które bardzo pragnie spełnić. Aby to zrobić, musi leczyć ludzkie serca. W zamian dostaje takie małe błyskotki, które nazywane są przez nią konpeito. Chyba... jakoś tak Razz Ma na to konpeito buteleczkę i musi ją nimi napełnić. Jeśli jej się uda, jej życzenie się spełni. Przy wypełnianiu swojej misji Kobato poznaje wiele ludzi, z którymi zawiera przyjaźnie.
Dobrze. Tyle o fabule :3 Więc moja opinia... czy mi się podobało? Jak najbardziej. To anime przypomniało mi troszeczkę Clannad - moje pierwsze anime w życiu. Poniekąd przez główną bohaterkę, bo Nagisa też była dość specyficzną osobą, ale w kwestii uporu niejeden mógłby jej pozazdrościć - i podobnie jest u Kobato. Nawet podobnie wyglądają Very Happy Kobato nie poruszyło mnie tak bardzo jak Clannad, ale przyznać się muszę, że nieraz miewałam łezki w oczach :3 W dodatku, anime nieco zaskakujące... niby można się domyśleć, że Kobato nie jest jakimś normalnym ktosiem i po jakimś czasie da się domyśleć, kim jest (chyba że jedynie ja jestem taka bystra ) Ale mimo wszystko zakończenie trochę mnie zaskoczyło. Na szczęście pozytywnie :3
Może jeszcze coś o bohaterach. Kobato bardzo lubię, ta jej naiwność i niezdarność bywała zabawna Very Happy Zwłaszcza, jak już się przyzwyczaisz, że u niej to nic nowego. Fajne było w niej to, że potrafiła coś powiedzieć prosto z mostu, bez strachu o to, że nie wypada. Niby nic dziwnego, w końcu jak już mówiłam, umysł miała na poziomie dziecka, no ale lubiłam to Very Happy No i pięknie śpiewała... Iorogi miał nieco racji, mówiąc, że jest dobra tylko w śpiewaniu. Bo to robi perfekcyjnie Very Happy Aż dreszcze człowieka przechodzą...
Właśnie! Wróćmy do Iorogiego Very Happy Lubię go nawet bardziej niż Kobato, uwielbiam patrzeć, jak ją dręczy Choć też mi go żal, bo takie rzeczy przytrafiają mu się przez nią, że nie dziwię się czasem, że musi ją trochę przypiec Very Happy I jedno mnie ciekawi...
Cytat:
To nie będzie jakiś olbrzymi spoiler... łatwo się domyślić, że Iorogi nie pasuje do bycia pluszakiem. Bo i kiedyś pluszakiem nie był... niby pojawia się czasem ktoś z jego drużyny, ale to jest takie lekkie muśnięcie tematu. Jestem straszliwie ciekawa przeszłości Iorogiego, chciałabym zobaczyć, jak wyglądał naprawdę. Intrygowało mnie to przez całą serię... a nic nie wyjaśnili Sad Smutek, żal...

No i oczywiście Fujimoto. Lubię takich ponuraków przytłoczonych przez los... był momentami dla Kobato chamski, ale lubiłam go mimo wszystko Very Happy Podoba mi się jego sposób myślenia... momentami widziałam w nich co nieco z mojej własnej ideologii. Nie powiem, że dogadalibyśmy się, ale... no powiem, że jest bardzo mądry :3 Choć ta mądrość pochodzi z przeszłości... czego mi żal bardzo :\ (No i tu właśnie by mnie znienawidził Sorry, Fujimoto-kun, nic nie poradzę :3)
I jeszcze tylko wspomnę o pewnym chłopcu... który miał na imię Keita Powaliło mnie to... ale nawet nieco z charakteru byli podobni Very Happy Fajny był chłopak, nic do niego nie mam Very Happy
No i chyba tylko tyle mam do powiedzenia, co do tego anime :3

No to teraz kolejne... czyli Fullmetal Alchemist! I tu pragnę podkreślić - Fullmetal Alchemist. Nie Fullmetal Alchemist Brotherhood. Wydawać by się mogło, że nie ma różnicy, ale dla mnie jest. I to wręcz kolosalna :3
Fabuła Fullmetal Alchemist... no cóż. Dziewczyny u góry już napisały :3 I wiem! Pisały o Brotherhood... ale tak naprawdę między tym i tym nie ma różnicy - przynajmniej na początku. Dwaj bracia, chcieli wskrzesić mamę, nie wyszło, więc chcą odzyskać ciała. Fullmetal Alchemist podobno niedokładnie odwzorowuje fabułę, ale wolę właśnie je. Niby Brotherhood jedynie zaczęłam, ale jakoś nie mam ochoty kończyć. Wyrobiłam sobie o nim zdanie już po pierwszym odcinku i bardzo trudno mi je zmienić. Po prostu mnie mierzi, gdy widzę niektóre sceny, które wyglądają całkowicie inaczej. Nawet bohaterowie wydają się jacyś tacy inni... i nie ma tej pięknej rosyjskiej piosenki jako przewodni motyw w soundtracku Sad A to coś, w co zmienia się czasem Ed... ten taki zębaty koszmarek z cienkim językiem i jednym włoskiem u góry i szczątkiem warkocza... to przepełniło czarę goryczy. Wybaczcie mi ludzie, którzy lubią Brotherhood, ale to jest dla mnie po prostu jakaś pomyłka :3 Nie-e.
Ale! Ja miałam pisać o Fullmetal Alchemist, a zamiast tego się tłumaczę... to anime jest niesamowite Very Happy To faktycznie jest wszystko idealnie przemyślane (a raczej, takie wrażenie sprawia), wątki się ze sobą łączą... niejeden raz mnie zadziwiło Very Happy Ale i nieraz dało okazję, żebym mogła coś sama wydedukować I zachowania wszystkich były bardzo naturalne, bohaterów dało się polubić Very Happy Do tego stopnia, że w prawie każdej znalazłam coś, co mnie urzekło To może przejdźmy do nich Very Happy
Dajmy na początek tych, którzy mnie zachwycili.
Edo. Eduardo. No kto by pomyślał Ale serio, gościu potrafi być momentami fantastyczny... kocham jego gorącą głowę i fakt, że za każdym razem wyolbrzymia wszystkie uwagi dotyczące własnego wzrostu Zresztą, dużo ma fajnych cech, które mnie w nim urzekły, począwszy od charakteru a skończywszy na wyglądzie :3 Wiem, to takie powierzchniowe ocenianie, ale nikt mi nie wmówi, że wygląd nie ma znaczenia. A Ed wygląda całkiem w porządku Very Happy
Al. Aru. On też mnie urzekł Very Happy Fajne jest w nim to, że działa wolniej niż Ed i że potrafi mu wypomnieć błędy, które popełnia. Żal mi było trochę tego, że tak naprawdę zawsze był nieco w cieniu... no może oprócz chwil, w których wszyscy myśleli, że to Pełnometalowy Alchemik Very Happy (Te chwile były cudowne, tak nawiasem Biedny Ed...) Ja nawet podczas oglądania zdążyłam zapomnieć, że on też potrafi używać alchemii.
Cytat:
Ale! W Fullmetal Alchemist: Conqueror of Shambala był po prostu fantastyczny A... no tak, nie wspomniałam. To też oglądałam Very Happy Choć tam był bardzo podobny do Eda przez ten czerwony płaszcz, który nosił... i nie wiem, czy to przez ten płaszcz, czy mu tak dorastanie pomogło, ale stał się naprawdę nieźle wyglądającym facetem Very Happy Zupełnie różny od tego dzieciaka, którym był przed transmutacją...

Pułkownik Mustang. Też po prostu nie do uwierzenia No ale jest strasznie podobny do Eda, jeśli chodzi o niektóre cechy, więc po prostu nie sposób go nie lubić... i fajnie jest posłuchać, jak nabija się z jego wzrostu Very Happy Zresztą to bezkonkurencyjny troll... zadzwonił do Hugesa tylko po to, żeby pomarudzić, że długo go nie było na ekranie W tym anime, po którym nie spodziewałabym się tego typu gagów...
Cytat:
Zresztą, podbił mnie, gdy musiał gonić braci Elric (po tym, jak zdobyli kamień). Wszyscy sądzili, że on chce ich złapać, może nawet i zabić, a on był po prostu wnerwiony, że nie poprosili go o pomoc No mówię, troll pierwszorzędny Very Happy

No i Huges, który miał cudowną obsesję na punkcie swojej córeczki...
Cytat:
... I który miał cholernie smutny pogrzeb :< Fantastyczny był, szkoda, że umarł...

I jeszcze Lust! Lasto. Ona była świetna... nawet, jeśli była tą złą. Od początku coś mnie w niej zaintrygowało, a z biegiem czasu naprawdę ją polubiłam, zwłaszcza, że później trochę zmieniła fronty :3
Ten post już jest niewiarygodnie długi... będzie się wydawał jeszcze dłuższy przez cytaty, dlatego nie poświęcę wiele miejsca na postaci, których nienawidzę. Shou Tucker. Nigdy nie wybaczę mu tego co zrobił... Gluttony. Był obrzydliwy. Envy. Lubiłam go na początku, ale potem... ech. Szkoda słów.

No i oto koniec

EDIT: Nie, jednak nie! Zapomniałam o Fullmetal Alchemist: Conqueror of Shambala. Kontynuacja tego powyżej Very Happy Równie fantastyczna, wręcz przerosła moje oczekiwania... w życiu bym się nie spodziewała...
Cytat:
... że Ed i Al to Niemcy No dobra... przez chwilę miałam taką myśl, jak oglądałam Fullmetal Alchemist, zwłaszcza, gdy pojawił się Fuhrer... no nazwa wiele mówiąca :3 Ale miałam jednak nadzieję, że nie... a jednak! Zresztą, teraz naprawdę nimi są, bo przecież nasz świat jest już ich światem Very Happy Ale chociaż dobrze, że zwiali z Cyganami, zamiast walczyć


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Werak dnia Sob 21:57, 13 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ksssa
Podpalacz mostów


Dołączył: 23 Mar 2012
Posty: 944
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:27, 13 Lut 2016    Temat postu:

Ty mendo... Obrazilaś tym swoim postem wyżej twórczość pani Arakawy... Ta kobieta jest geniuszem i robienie fillerów z jej dzieł to KUPA. ;___; Fullmetal Alchemist Brotherhood, Gin no Saji... Ten filler NIE jest dobry. ;_____;

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:04, 22 Lut 2016    Temat postu:

Tu był post. Nie ma. Pożegnajmy się z moją najlepszą recenzją w tym temacie [*].
Obejrzałam Gin no Saji, Kamigami no Asobi i Code Geass.
Dziękuję za uwagę, idę trzepnąć głową w ścianę.
__________________
Tum tum tum... Minął miesiąc i trochę od napisania tego posta, już rozpaczam mniej, ale nadal boli, że usunęłam tamto cudo :<. Cóż! Mimo wszystko chcę ocenić te animce, bo nie lubię tak rzeczy zostawiać :3.

Zacznę więc tym razem na odwrót, bowiem od CG (wcześniej od Gin no Saji, czego nikt przecież nie wie, a Lifa nie wiedzieć jak nadal pamięta~).
Więc. Tu nie potrafię nie powiedzieć, że było to świetne. I żałuję, że tak długo nie dawałam się namówić na oglądanie. Cóż, ze mną widać tak już jest, że do tych genialnych serii na początku nie potrafię się przekonać. Evans tam niżej dała to na równi z FMA i... cóż, ja też tak muszę. Choć! Tu powiem może coś zaskakującego... mianowicie... Em... Większych emocji na końcu dostarczyło mi samo CG. Proszę wierzyć, miałam CodeGeasowego kaca przez dwa tygodnie, a że Lifcia jest ogólnie rzecz ujmując nieco nieogarnięta, musiała sobie ściągnąć na telefon mega dobijające obrazki... i serio, nadal mi nie przeszło ;-;. Naprawdę, wciąż mnie tak bardzo boli, jak myślę o tym... Chciałam sobie w sumie powtórzyć anime. Chciałam i nie chciałam, bo wiem, że będę płakać jak dziecko. Może kiedyś. Chyba nie byłoby póki co to zbyt mądre posunięcie ;____;.
Zacznę od dwóch minusów! W sumie trzech, ale jeden wynika ze mnie.
1) obejrzałam to za szybko. Byłam akurat w fazie "oglądamyoglądamyoglądamycałydzień", no i byłam po operacji trochę bez życia... Ale naprawdę żałuję, że tak szybko mi to zleciało. Przy FMA jakoś potrafiłam się powstrzymać przez te dwa dni, w moim wypadku to dawało potem lepszy efekt... A tu przeleciałam, a na końcu - choć z łzami w oczach - miałam takie... a-ale to już...?
2) tu z kolei powiem nieco o kresce. Znaczy nie że mi się nie podobała. Trzeba się do niej przyzwyczaić, teraz uznaję ją za całkiem ładną. Tylko... jako temu porządnemu biolchemowi nie pasowało zaburzanie proporcji przy rysowaniu bohaterów :<. Smukli, wysocy, piękni - wiadomo, ogląda się miło i wreszcie przyzwyczaja... Ale też ej, kompleksów można się nabawić ;___;.
3) muzyczka. Nie powiem, że była zła. Po prostu brakowało mi w niej czegoś porywającego... Jak openingi z FMA czy tam Noragami słucham na okrągło, tak tu nie pamiętam nawet melodii :\.
I tu się kończą minusy. Może jeszcze jakieś były, ale ogólnie to ja jestem zachwycona. (Dobra... Rycerze... Te machiny, nie pamiętam o tej godzinie pełnej nazwy już... Strasznie mi się z Power Rangers kojarzyły :3. Nie wiem, czy to uznać jako wadę, tak po prostu... No cały czas miałam to w myślach :3)
To teraz bohaterowie. Bo - proszę mi wierzyć - ja mówię o bohaterach, a wychodzi z tego fabuła. Lelouch na koniec. Bo o nim nie umiem się nie rozpisać, a tak to może ograniczę trochę.
Zacznę od... hmm... CC! I Kallen (bądź Karen), coby szybko było. Powiem, że... Jakby to... Strasznie polubiłam te postaci Neutral. Nawet jeśli ta pierwsza mnie niekiedy irytowała i ogólnie początkowo jakoś jej nie trawiłam, tak potem... Kiedy zaczęły się walki, no i ogólnie połączenie wszystkiego... Ja nie wiem, nie potrafiłam tam wielu osób nie lubić :<.
Rolo i Nunally... (jej imię miało z trzy wersję, wzięłam tę...) Oni z kolei... Chłopak gdzieś tam pod koniec zasłużył sobie na moją sympatię. Nie umiałam go do końca polubić ze względu na to, kim był... Tyle że właśnie... W sumie nie wiem, czy tak bardzo mnie bolało to, że... No bez spojlerów. Nunally za to wydawała mi się troszku nijaka. Troszku. Teraz naprawdę mówię z mocno ograniczonymi emocjami i pamięcią! W drugim sezonie... Tak jakby... straciła w moich oczach (hehe ;_; ). No i jednocześnie nie.
Tu był kiedyś jeszcze dług wywód na temat innych, których imion sobie teraz nie przypomnę... Boli mnie to, że wyjdzie z tego tak marna recenzja, no ale... no :<.
I po tych tysiącach postaci pojawia się bohater, którego nie umiem określić słowami. I nie chodzi o Leloucha, bo na niego mam dwukilometrowy wywód. Nie nie... Kururugi Suzaku. To jest... ljkgwiyt;1fiwsh;wbowvluwwqpo4u't. O. Moja reakcja. Od samego początku próbowałam go polubić. Naprawdę. Ale nie polubiłam. A jednocześnie strasznie polubiłam. Tego nie umiem opisać, serio ;-;. To jest tak nieokreślona dla mnie postać... Tak, nienawidzę gościa, ale nie potrafiłabym go skreślić całkiem. Był przyjacielem Leloucha, i to tak wiernym... że niewiernym... Że go zabił, niech to jasny szlag. Od początku było wiadomo, że to on to zrobi. Od tej ich ostatniej rozmowy mała Lifcia już płakała, wiedząc, co się stanie, i kto za tym stoi. A mimo wszystko nie znienawidziła gościa, tylko płakała, że jest taki... durny? Nie, to określenie dostał już kto inny... No ale... no. Zostawię go w spokoju, bo też mnie boli, kiedy mam w głowie obraz jego pięknych zdradliwych oczek...
A teraz czas na tego, który podbił me serduszko na zawsze. Pobił chyba nawet Mustanga i Edzia (tak, Edzia! Very Happy), którzy się tłuką o pierwsze miejsce... Sorry, nie miał tu przeciwników :3. A poza tym... Przyznam szczerze, że – no sorry – bardziej się jednak poświęcił niż Ed mój kochany. No... Alchemia – życie. Jednak jakaś różnica. No i to, jak to zrobił... W sumie uznaję go za geniusza. I owszem, był geniuszem. Ale mi chodzi o to, że... E... wydaje mi się (znaczy doszłam do tego pod koniec), że wszystko to, co się stało, zaplanował już na początku... Koniec na początku. Kiedy dostał Geass i otworzyła się przed nim perspektywa pokonania Brytanii. Skąd mi to? Przy ostatniej rozmowie z Suzaku wręczył mu swoją maskę Zero. Wcześniej natomiast zawładnął tym drugim księciem za pomocą Geass – tyle że, haha, no właśnie. Powiedział wtedy, że ma słuchać nie jego, Leloucha, a Zero. Czyli jakby wiedział, że to nie on będzie już Zero. W sensie... Że będzie ktoś inny, kto przejmie tę rolę, kto będzie utrzymywać ład i porządek, kiedy jego już nie będzie. I po prostu... Ja to widzę jako plan doskonały, plan tak daleko sięgający w przyszłość... No nie wiem, może się mylę. Ale w połączeniu z jego geniuszem, to chyba jednak całkiem możliwe.
W ogóle to Lelouch to idiota. Tak, tak uważam. Genialny idiota. Jak można było się tak... no tak... Zabić...? Idiota, bo... Bo miał przed sobą całe życie. Miał miał i oddał je... żeby innym żyło się lepiej. Znowu płaczę, kiedy to piszę, ale jak o tym myślę... Jak bardzo taki gość musiał to przemyśleć, dojść do tego, jak naprawdę pokonać Brytanię... W głowie mi się to nie mieści. No bo owszem. Samo pokonanie by nie starczyło. Musiał pokazać jeszcze większego tyrana i sprawić, żeby ludzie tak go znienawidzili, że nigdy już by nie dopuścili do czegoś podobnego. Ok., to ma sens. Tylko... Lelouch, ty idioto! Dlaczego akurat on :<. Legendarny... oj tak, to pasuje... Ale to boli, kiedy się myśli, że się tak poświęcił. Scenę jego śmierci mam cały czas przed oczami. I zawsze potwornie smutno mi się robi, kiedy o tym myślę. Chyba jeszcze żaden bohater aż tak mnie nie poruszył ;-;. Zdarzały się istoty mu bliskie, ale... No dla mnie był najwspanialszy ze wszystkich.
Tak, to białe to spojlery. Muszę je tak pisać, bo inaczej czcionkę psuję. W każdym razie... Tak, genialny idiota. Na tym skończę.
Ostatnie słowa: czy polecam – oj tak, bardzo. Bardzo bardzo bardzo. Nie radzę czytać tego białego tym, którzy chcą to zobaczyć :3. Obrazków dzisiaj nie wstawię, bo miałam ochotę walnąć największy możliwy spojler... Na tym więc zakończę. Oceny samej w sobie nie dam, bo mi wyjechało już dawno poza skalę~
(A reszta jutro, bo już śpię. Cudem zdobyłam się na ten komentarz ;___;. Godz. 01.31)
__________________
Ogólnie to zauważyłam, że coraz częściej "jutro" przeradza się w miesiąc. Zaginanie czasu level Lifa ;___;.

To pokrótce! O czym jest Kamigami, chyba Evans niżej napisała. Kilka bóstw z różnych mitologii, mają poznać ludzi, żeby się do nich zbliżyć, dzieją się różne cuda i dziwy... mniejsza. Ogólnie to mi się strasznie podobało. Naprawdę nic niezwykłego. W sumie fabuła to taka... nieskomplikowana i łatwa do przewidzenia. Ale jeny, jak cudownie się toto ogląda *.* Nie wiem, czemu... Może to moc tego różowego pegaza, może co innego... Człowiek ogląda i się szczerzy jak głupi. No i Kopciuszek <3 Tego cuda nie zapomnę nigdy :3.
Podobnie jak Yoshiego... tfu... Ta... Takeru? Neutral chyba... w kiecce, ogólnie boskich ciuszków bogów... bardzo czasami... hm... ciekawych i openingu :3. Aż sobie pójdę posłuchać, a co mi tam!
Polecam dla poprawy nastroju :3.

A na koniec Gin no Saji.
To jest z kolei o Hachikenie, który - chcąc oddalić się od dotychczasowego życia z mega wymagającym i zimnym ojcem, super i w ogóle genialnego brata itd. zapisuje się do szkoły... to pewnie ma jakąś ładną nazwę, ale nie pamiętam, więc do szkoły dla przyszłych rolników :3.
I ogólnie całe anime jest o tym, co się tam dzieje, jak pokonują różne trudności, jak czasami trzeba porzucić marzenia dla czego innego, a czasami jednak za nimi lecieć; jest to... Takie łał Neutral. Niby nic, ale mnie poruszyło bardzo :<. No i są dwa sezony!
A przy okazji napomknę, że owo cudo tworzyła ta sama autorka co Fullmetal Alchemist, więc kreska jej charakterystyczna oczywiście jest Very Happy. I fajnie się patrzy na coś tak normalnego, ale jakże przyjemnego.
To tyż polecam!

A teraz ostatecznie branoc, milknę, więcej tego posta nie będę edytować!


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Sob 23:27, 30 Kwi 2016, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ksssa
Podpalacz mostów


Dołączył: 23 Mar 2012
Posty: 944
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:46, 25 Lut 2016    Temat postu:

Lifanii napisał:
Tu był post. Nie ma. Pożegnajmy się z moją najlepszą recenzją w tym temacie [*].
Obejrzałam Gin no Saji, Kamigami no Asobi i Code Geass.
Dziękuję za uwagę, idę trzepnąć głową w ścianę.


Ale jak to tak... Jak z Kamigami no Asobi mogę się pogodzić to, jak to tak nie zrecenzować Gin no Saji? :<
Przecież to jest piękne!

PS Mój powyższy post choć prawilny kierowany był gorączką... Proszę nei zwracać uwagi... XD


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Ksssa dnia Czw 20:47, 25 Lut 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:42, 01 Kwi 2016    Temat postu:

Miałam się za to wziąć już dawno... Nie chciało mi się :\ I nadal mi się nie chce... ale postaram się coś z siebie wykrzesać :3 Będę miała jedną rzecz do zrobienia mnie Juhuu... so let's start with this work :3

No więc, jak niektórzy wiedzą, a inni jeszcze nie, zdecydowałam się na całkowite obejrzenie Fullmetal Alchemist Brotherhood :3 Ażeby mieć "obiektywne spojrzenie" na to wszystko, jak to razu pewnego Evans pięknie ujęła :3 No to może przejdę do rzeczy.
Zacznę może od dobrych rzeczy, żeby nie przepłoszyć od razu wielbicieli FMAB :3 (Choć nie potrafię ogarnąć skrótu FMA... przecież Fullmetal pisze się łącznie... już narzekam. Miały być pozytywy.) No więc, jakie było moje pierwsze wrażenie, to już chyba każdy wie ;3 (Jeśli nie - patrz poprzedni post.) Powiem jednak szczerze, że po obejrzeniu tego anime całkowicie, jego wizerunek mi się znacznie ocieplił :3 Podobały mi się w nim rozwiązania niektórych wątków, które w FMA było w porządku, ale... no nie do końca potrafiłam się z nimi pogodzić. Niektóre były dla mnie wręcz naciągane (Np. ten z Shou Tucker'em Neutral Hejcę gościa, więc takie rozwiązanie, jakie się w Brotherhood pojawiło, bardzo mi przypadło do gustu ). Podobało mi się jeszcze to, że mogłam z innej strony spojrzeć na niektóre z postaci i zmienić o nich zdanie I tu może dam spoiler :3
Cytat:
Taką postacią był przede wszystkim Envy :3 (Dlaczego ja napisałam Evans... Sorry, sister Sad ) Jak w FMA go nie lubiłam... no może nie do końca. Lubiłam go na początku, potem mnie już tylko wkurzał :3 No ale... w Brotherhood to już zupełnie inna bajka. Stał się nagle łatwiejszy do zaakceptowania i to praktycznie przez całą serię, a już na końcu mnie podbił Wiem, trochę źle to brzmi, gdy się mówi, że ktoś cię podbił, bo jest taką małą, zieloną istotką, która zaraz umrze... Ale kurde! Okazało się, że jednak ma uczucia! Miło było, że pełnił tutaj funkcję takiego "ludzkiego" homunculusa, jak np. Greed. Znaczy, że miał jakieś pragnienia, marzenia, był... no ludzki, po prostu. W Fullmetal Alchemist taką rolę odgrywała jeszcze Lust, za co ją tam uwielbiałam, ale tu już niestety z tego zrezygnowano... a naprawdę szkoda, bo to nieco ją zepsuło w moich oczach :\ Aha! I wróćmy jeszcze raz do Enviego... urzekł mnie z jeszcze jednego powodu. Ja dopiero w Brotherhood dostrzegłam w nim syna ;__; A żałuję, że tak późno... no ale lepiej późno niż wcale Very Happy

Co mi się jeszcze podobało... zakończenie. O ile do początku nadal nastawiona jestem niechętnie, a wręcz wrogo momentami, tak te dalsze wątki są już dla mnie bezbłędne. Mogłabym nawet śmiało powiedzieć, że są lepsze od zakończenia FMA... Lubię Conqueror of Shambalę, ale nie podobał mi się taki koniec.
Cytat:
Zbyt dużo kombinowania zaszło, żeby do takiego końca doszło... w końcu Ed i Al. musieli zostać Niemcami, żeby ze sobą normalnie żyć ;__; W dodatku bez Winry, Mustanga i całej reszty... no nie podobało mi się to. O wiele bardziej fajowy był taki radosny happy end, który trochę mi mózg zniszczył, ale był spoko Very Happy Kurde... Ed bez alchemii, Al. wyglądający tak... dziwnie... (dlaczego on ściął te włosy :\ Lepiej by mu było Sad) i Mustang z wąsikiem Tu już leżałam... A! I nieco mi zgrzytało to małżeństwo Eda i Winry. W sumie to nie wiem dlaczego. Miałam po prostu takie wewnętrzne "nie", jak zobaczyłam tamto rodzinne zdjęcie... choć niby pasują do siebie i lepszej pary prócz Mustanga i porucznik Hawkeye ze świecą w FMA szukać Więc nie mam pojęcia, czemu takie herezje prawię. Po prostu tak jest :3

Co jeszcze... a! Postacie. Postacie, które nie pojawiły się w FMA, a które mnie urzekły. Kocham Lina Jest po prostu bezbłędny z tym, jaki jest... że tyle je, że potrafi się włamać wszędzie i że jest takim fajowym księciem... właśnie! Zwrot "księciuniu zafajdany" mnie po prostu urzekł... tak piękny w swej prostocie (A! I para Lin i Ranfan też wspaniała )

Teraz część, którą fani Brotherhood mogą ominąć - czyli wady. Właściwie to jestem świadoma tego, że niektóre moje "ale" wynikają z tego, że obejrzałam wcześniej FMA i mam już wszystko poukładane w głowie inaczej. Ale mimo wszystko są, dlatego je wymienię :3
Jak wspominałam już. Początek. To przez duży wpływ Fullmetal Alchemist, po prostu nie potrafiłam go znieść. Wiele rzeczy widziałam zupełnie inaczej i odbierałam to wszystko po prostu jak jakiś fanfick, jak to chyba w poprzednim poście napisałam. No po prostu go nie trawię, ende :3
Kolejne... takie czepianie się szczegółów i szczególików w grafice. A przede wszystkim - broda Eda ;___; Tak... jestem osobą, która zwraca uwagę na brodę... i mnie po prostu ta broda FMAB wnerwiała delikatnie mówiąc, bo była zbyt kanciasta Sad Tak... ja wiem, że jestem przewrażliwiona :\ Ale przez dłuższy czas nie potrafiłam się przestawić i Ed był dla mnie zupełnie innym człowiekiem. I to - kurde! - przez kształt brody ;___;
I dałabym jeszcze jedną rzecz, ale to trochę zakrawa na hipokryzję... takie upraszczanie niektórych rzeczy w grafice podczas niektórych momentów, takie karykaturalne zachowania. Mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli... i wiem, że w FMA też coś takiego było, ale w Brotherhood mnie to po prostu waliło po oczach jak długie światła samochodu w ciemną noc ;___; Ja po prostu miałam wrażenie, że one są w niewłaściwych chwilach, takich, które powinny być tak naprawdę poważniejsze... że są po prostu takie wymuszone. Ale im bliżej końca tym było ich mniej I dlatego właśnie między innymi lubię koniec Cool
Coś jeszcze... a! Takie drobne cosie, które już nie są z winy anime... tylko tłumacza Neutral No błagam... jak można tłumaczyć "onii-san" jako Edziu ;___; Edziu, kurde... jak można Eda nazywać Edziem... nieee, ja jestem po prostu na kategoryczne nie. I długo też nie mogłam się przestawić na tłumaczenie "Fullmetal alchemist"... i tak naprawdę nie przestawiłam się nadal, bo Stalowy Alchemik brzmi strasznie w mych uszach. Pełnometalowy, dzieci :3 Pełnometalowy Alchemik :3

Jak już jestem jeszcze przy FMA, chciałabym poruszyć kwestię muzyki... bo zwykle ją omijam w recenzji i zorientowałam się, że duży błąd robię. To przecież też się włącza do oceny anime :3 I mogę tu w sumie dać obie serię łącznie, bo ani FMA, ani Brotherhood nie szalały za bardzo z podkładem muzycznym. Choć nie! W tej dwójce FMA jest liderem Za pierwszy opening - Melissę, który tak urzekł mnie swoją genialnością, że słucham do tej pory i OST Bratja, który mnie budzi codziennie do szkoły I który jest moim podkładem do pisania, lub raczej wymyślania Lnu :3 W Brotherhoodzie nic mnie aż tak nie urzekło... no dobra, ten pierwszy opening był naprawdę przyjemny dla ucha Very Happy Ale chyba nic więcej sobie nie potrafię przypomnieć... Endingów z zasady nie trafię, jeszcze nigdy nie znalazłam endingu, który by mi się podobał, więc tu i tak o tym nie będzie :3 (A nie, sorry... Nirvana z Noragami Aragoto była w porządku. I Dango Daikazokou z Clannadu... ale wyjątek potwierdza regułę! )

Mam jeszcze jedno anime do opisania. Obejrzałam Girls und Panzer :3 Ale czuję, że już po prostu nie mam siły... może innym razem. Więc ja się z państwem żegnam, to już wszystko na dziś Sayonara! Cool


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Werak dnia Pią 21:56, 01 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 2:19, 02 Kwi 2016    Temat postu:

A ja powinnam iść płakać. I przeklinać swego lenia. Serio, nie chce mi się opisywać wszystkiego, co widziałam przez te... 7 miesięcy. Naprawdę dawno tu nie pisałam Neutral. Ja mam skoki, że albo tygodniami nic nie oglądam, albo się wezmę i sprężę, albo jakoś sobie powolutku brnę po odcinku na kilka dni. Po pominięciu dublowania tytułów przy kilku sezonach oraz wszelkich ova wyszło mi... więcej niż sądziłam, że wyjdzie. Powiedziałabym, że podzielę sobie na kilka postów, ale znam siebie i nim się zbiorę, pewnie będę miała o czym pisać dodatkowo :3. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. *rozciąga sobie okienko posta*

Pozwolę sobie zacząć od podium, czyli obejrzenia Fullmetal Alchemist Brotherhood. Bo seria trafiła wraz z Code Geass na pierwsze miejsce Very Happy. Raz, że fabuła była naprawdę udana, bo dobrze im wychodzi z drobnych incydentów poskładać naprawdę sporą historię. Dwa - postacie chwytające za serce, gdzie w ścisłej czołówce znajdują się u mnie Lin i Greed (z idealnie dobranymi seiyuu :3), ale rzecz jasna reszta też jest naprawdę świetna, nawet żeńskie postacie polubiłam, a wyjątki postaci, które mi nie przypadły do gustu, to zliczę na palcach u rąk Very Happy. Trzy, mi akurat muzyka podeszła do gustu - naprawdę nie zdarza się, bym przy większości odcinków oglądała opening i ściągała sporo ost, a tutaj jednak. No i podziwiam autorkę za kreację świata, który choć fantastyczny, jest jak na shounena mocno rozbudowany, spójny i różnorodny, przy czym mamy okazję poznać nieco jego historii. No i klimat utrzymuje niesamowity Very Happy. Nie mówię, że seria jest bez wad - szczerze mówiąc dla mnie główną taką wadą jest kreacja postaci Ojca, bo w porównaniu do schwarzcharacterów z innych serii jest dość... nijaki? I zdecydowanie za mało uwagi mu poświęcono, co w sumie ze sobą się łączy. Nie mogę się bardzo przejmować kimś, o kim prawie nic nie wiem. Już dużo bardziej wolałam homunculusy, choć do każdego miałam inne podejście (z hejtami głównie na Lust i Wratha). Ale mimo to jako całość jest naprawdę... hm. Jest epickie Very Happy. I gra na feelsach. Bardzo. Aczkolwiek ja jestem wrażliwcem.
A w ogóle to bardzo mnie cieszy, że jednak się zdecydowałaś zobaczyć, Werak :3. Nawet nie raziłoby mnie, jakbyś wolała FMA pierwsze, po prostu stwierdzanie, że coś jest lepsze po poznaniu tylko tego mnie mierziło Very Happy. Wybacz, jeśli zabrzmiało to obcesowo, bo tego to nie chciałam :c. Aż sama mam ochotę się zabrać za 1 serię chociażby po to, by porównać różnice. Ale pewnie będę miała to co ty, że pierwszy obraz zapada w głowę i ciężko się przestawić Very Happy. Ale jakbym miała kiedyś trochę czasu (i nie przegrała akurat zakładu przez Lifę), to bym zobaczyła. Tylko mnie osobiście boli to, że oni już od samego początku nie kryli, że odbiegają od oryginału - chociażby przy wątku Greeda, pominięciu Lina i takich tam. (A co do tłumaczenia - sam Dybała w polskim wydaniu mangi tłumaczy to jako "Stalowy", tłumacząc, że w oryginale słowo "fullmetal" w ogóle nie pada nigdzie poza tytułem, a do Eda mówią "hagane-no", czyli właśnie stalowy. No i "pełnometalowy" brzmi nieco nie po polsku jakby nie patrzeć Very Happy. Chyba że chodziło ci o tytuł a nie ksywkę - ale w takim wypadku kto w ogóle to tłumaczy jakkolwiek i po co Neutral.)

Ale dobra, bo czas leci, a animce ubywają zbyt wolno. Za ten tytuł powinnam podziękować Ksssie, która mi go pokazała ze słowami "w twoim stylu", kiedy wyszedł ledwo 1 odcinek, tak że nie musiałam nadrabiać. Więc dziękuję :3. A mówię o Boku Dake Ga Inai Machi, co chyba tłumaczy się na "miasto beze mnie" czy coś w tym stylu. Jest to kryminał z elementami fantastyki, bo Satoru Fujinuma miewa cofnięcia się w czasie, by zapobiec jakimś katastrofom. Aż tu nagle zamiast o kilka minut cofa się o 18 lat :3. Domyśla się, że musi rozwiązać sprawę porwań i zabójstw swoich znajomych z podstawówki oraz odnaleźć sprawcę. I... biję pokłony temu, jak tak niepozorną historię potrafili przedstawić Neutral. Prześliczna, klimatyczna kreska, wciągająca opowieść (i te bolące w serce żarty twórców :c)... Ach, i jeszcze 2 kwestie. Pierwsza to seiyuu - główny bohater nie miał ich jakichś znanych, jeden chyba w ogóle miał swój debiut dopiero, a mimo to odwalili naprawdę porządną robotę i byłam zachwycona dopasowaniem ich do postaci i wczuciem w rolę. A dwa... widać, że o seiyuu jednej postaci mówiłam w liczbie mnogiej. No bo ma dwóch - dorosłego i dziecka. I to jest ta druga sprawa, bo strasznie mnie urzekł tryb prowadzenia narracji. Jak był dzieckiem, wiadomo, że mówił jak dziecko, ale miał nadal swą dawną świadomość, więc wszelkie myśli bohatera podkładał ów dorosły. I taki dualizm naprawdę do mnie przemówił - wyszło lepiej niż sądziłam Very Happy. No i błagam - polubiłam historię o dzieciach. To to dopiero niesamowite Neutral. (Chociaż przyznam, że mama głównego bohatera z głosem Envy'ego... musiałam się przyzwyczajać Very Happy.)

Następne idzie Kiseijuu: Sei No Kakuritsu. Anime o pasożytach, które zjadają ludziom głowy i podszywają się pod nich, więc nie można stwierdzić, czy ktoś jest człowiekiem, czy nie. Głównym bohaterem jest Izumi Shinichi, którego ocaliły słuchawki w uszach, bo właśnie przez nie owe pasożyty wchodziły. Przez to obcy zamiast mózgu zainfekował mu prawą rękę, a sam Shinichi zachowuje swą świadomość. I bądź tu człowieku pół pasożytem - pół człowiekiem Very Happy. Porównywali mi do Tokyo Ghoula, to obejrzałam na "potokyghoulowskim kacu" :3.I muszę powiedzieć, że tu też się nie zawiodłam, choć TG nie dorównuje. Chyba Very Happy. Albo sentymenty działają. Nie chcę tu się już bardzo rozpisywać, ale szczególnie urzekły mnie aspekty psychologiczne i to, jak różne czynniki wpływają na ludzi (lub kosmitów :3). No i jak TG poruszają kwestię, gdzie kończy się człowieczeństwo a zaczyna bycie potworem. Może trochę oklepany temat, ale mi bliski :3. Aczkolwiek seiyuu mnie nie zachwycili specjalnie, z tego co pamiętam (może poza tym od więźnia na "U", którego nazwiska za cholerę nie mogę zapamiętać). A opening był dość słaby, muzyka bez szału. Anime nadrabiało braki w formie treścią, tak bym powiedziała.

Mogę też wspomnieć o dwóch sezonach Haikyuu, animcu o siatkówce. Ale tak naprawdę najlepsza ocena to porównanie do KNB. To jest takie głupie uczucie... na pewno mniej się denerwowałam przy oglądaniu, choćby przez krótsze mecze i większy realizm gry. Było takie... normalniejsze. Bohaterowie byli równie sympatyczni - w szczególności Tsukki, bo lubię tego cholernego cynika w okularach. No i Daichi, bo patrzenie jak ogarnia swoją drużynę było naprawdę świetne Very Happy. W ogóle cała seria jest bardzo radosna i utrzymana w lżejszym, bardziej śmiechowym klimacie niż KNB. Ale czegoś mi w niej brakowało. I po dłuższych rozkminiach doszłam do wniosku, że chyba większego celu - Kuroko chciał ogarnąć swoich znajomych z gimnazjum, którym odbiła szajba, a dla mnie to lepsza motywacja niż "chcę grać, bo jestem mały, a chcę pokazać, że mali też mogą". I naprawdę ciężko mi stwierdzić, która seria była lepsza. W sumie bez znaczenia - i tak uznałam, że sportówki to nie jest mój gatunek, bo brakuje mi w nim jakieś napięcia i poczucia zagrożenia. Nie ma tego niepokoju "co się stanie moim ukochanym postaciom?". Jakbym chciała zobaczyć mecz, włączyłabym sobie jakieś Eurosport albo coś. Nadrabiają naprawdę fajnymi postaciami Very Happy. (A! I KNB miało lepszą obsadę :3.)

Owari no Seraph skończyłam dziś - przynajmniej pierwszy sezon. Temu też bardzo wiele mówić nie będę, bo jest jeszcze drugi i będzie wychodził trzeci, info potwierdzone. Pochwalę pomysł, bo naprawdę podobała mi się idea świata, w którym rozprzestrzeniono wirusa zabijającego 90% ludzkości, oszczędzającego dzieci poniżej 13 roku życia, by potem je zabrać i zrobić z nich bydło. Ach, za wszystkim stały wampiry - w końcu coś o wampirach, gdzie naprawdę są krwawe i takie, jakie być powinny (Hellsing przemilczę, jeszcze nie widziałam :3). Niestety nawalili nieco za dużo patosu wszechobecnego w popularnych shounenach i widać tu też typowe kwestie przyprawiające o zgrzytanie zębów - gadanie przez kilka minut tuż przed walką "bo przecież wróg poczeka aż skończymy" (a najgorsze, że naprawdę czekają...), masa wzniosłych kwestii o tym, jak to bohater nie opuści bliskich, opowiadanie swoich planów zamiast atakowanie z zaskoczenia. Trochę szkoda, bo mogliby z tego zrobić mroczniejszą, nieco cięższą serię i wyszłoby jej to na dobre - a tak dali pesymistyczne otoczenie i wrzucili w to nie tak ambitny materiał. Mam nadzieję, że w kontynuacji się poprawią :3. Ale jak mówiłam, sam pomysł mi się podoba, seiyuu są świetni (Nakamura w szczególności ), a i na postacie nie narzekam - do ulubieńców zaliczyłabym Gurena (który kojarzy mi się wiecznie z Hideyoshim ;-; - takie info dla Lify) oraz Kimizuki (czyli różowowłosy Tsukki z głosem Kageyamy - siatkarskie combo).

Kolejny tytuł obejrzany dzięki Ksssie, czyli Makai Ouji: Devils and Realist. O wcieleniu Salomona, który jest agnostykiem i spłukanym arystokratą, oraz demonach, którzy starają się wejść w jego łaski. Przednia komedia! Nie no, naprawdę, ogląda się super sympatycznie. Fabuła nie jest wielce oryginalna, ale klimat jest lekki i przyjemny, a postacie tak pocieszne, że chociaż się ślamazarzę z oglądaniem, to akurat pochłonęłam bardzo szybko. Hejcę jedynie 2 ostatnie odcinki, bo nie ma kontynuacji, a beznadziejnie zakończyli :3. No i gra tu kilku świetnych seiyuu - Kevin i Michael mają chyba najlepszych i jednych z moich najulubieńszych. (Przy czym "najlepszych" odnoszę do rankingów na stronach wielonarodowych, żeby nie było Very Happy.) Szkoda tylko, że Hiroshi podkładał głos pod taką mendę. Ale cóż, zdarza się :3.

A z kolei Kamigami No Asobi obejrzałam dzięki Lifanii, za... no dobra, nie pokazałaś mi tego nagle, bo widziałam wcześniej, ale dzięki twojej rekomendacji się zmotywowałam i zaczęłam oglądać - a to podobnie jak poprzedni tytuł jest niezłą komedią, o ile traktuje się ją z przymrużeniem oka. Nie ukrywam, że nie opis, a obsada najbardziej zachęciła mnie do obejrzenia. Co do fabuły - bogowie z różnych mitologii zostają zesłani do szkoły naśladującej ludzką, by nauczyć się ludzkich emocji, a jako ich przewodniczka wysłana zostaje zwykła nastolatka. Tak, brzmi banalnie. Tak, nie znajdzie się tam nic odkrywczego. Ale jak wspomniałam, to raczej lekki tytuł do dobrej zabawy i pośmiania się, a nie jakiś ambitny projekt. No ja na przykład wyłam ze śmiechu, gdy bogowie nagle wracali do poprzedniej postaci i nieco... ekhem, przeurocze wdzianka :3.

Skończyłam też Durararę - tu głównym poganiaczem było forum, na które się zarejestrowałam. Musiałam znać fabułę, by grać i nie nałapać spoilerów Very Happy. Dlatego też zabrałam się za dwie ostatnie części drugiego sezonu i... muszę przyznać, że mam mieszane uczucia. Końcówka była urokliwa i nieco naprawiła wizerunek, ale generalnie im dalej to szło, tym smutniej mi się robiło. Durararę cenię głównie za niesamowity klimat i dość nadzwyczajne postacie, a w drugim sezonie główny bohater dostał szajby i modliłam się, by ktoś go zadźgał, zaczęło robić się ponuro i tak... nie wiem, ten klimat mi uciekł :\. Nadrabia to sobie nowymi postaciami, które bardzo polubiłam - choćby Rocchi, Akabayashi czy Vorona. Ale poza tym to wolałam raczej pierwszy sezon. Później robią się tam zbyt poschizowane sytuacje, by się nimi cieszyć ;___;.

Podobnie rozczarowałam się Yahari Ore No Seishun Love Come Wa Machigatteiru. Zoku. Pierwszy sezon (nie każcie mi pisać całej nazwy... bez tego "Zoku") był chyba pierwszą komedią romantyczną, jaka mnie urzekła. Bo mimo takiego właśnie gatunku ja widziałam w tym głównie... cynizm głównego bohatera, to jego gorzkie spojrzenie na świat i jego odmienność. A co dostałam w kontynuacji? Raz, zabrali mu jego rybie oczy, kiedy zmienili kreskę :c. To jakby Haltowi zabrać brodę - taki znak charakterystyczny. A po drugie - Hachiman nie powinien się socjalizować. Hayato, najpopularniejszy licealista, nie powinien się izolować. Strasznie mnie mierziła ta ich zmiana charakterów :\. Zabrali sporą część charakteru głównego bohatera, a to właśnie on był najmocniejszym punktem tej serii. Zresztą z Yukinoshity też zrobili nagle ciepłą kluchę nie wiadomo po co i czemu. Ale przynajmniej nadrobiłam coś, co czekało pewnie od roku...

Obejrzałam też Noragami Aragoto i Spirited Away, ale jestem nieco zmęczona pisaniem, więc mogę tylko wspomnieć, że mi się podobały :3.

Dziękuję za uwagę. Wybaczcie, że tak długo. Niestety poprawy obiecać nie mogę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Sob 2:28, 02 Kwi 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:07, 09 Kwi 2016    Temat postu:

Ten post byłby tu już dawno. Dokładnie dzień po poście Evans :3 Ale że przez przypadek usunęłam go po połowie, wziął mnie jasny szlag i wyłączyłam z frustracji komputer, obiecując sobie, że napiszę go potem. I nadal mam niechęć do pisania go, ale Girls und Panzer jest takim anime, którego po prostu nie mogę ominąć Very Happy Tak więc powracam tu znów :3 Trzymajcie kciuki! Włączamy Katiuszę i jedziem z tym czołgiem Cool

... A nie. Jeszcze nie :3 Mam jeszcze parę słów do Evans... ja zdaję sobie sprawę, że Pełnometalowy (ksywkę mam na myśli) jest nie po polsku i w ogóle... ale tłumacz odcinków FMA tak go tłumaczył i się po prostu nie potrafię już przestawić na Stalowy :3 Mam wewnętrzny opór... choć w niektórych tytułach odcinków FMA faktycznie lepiej brzmi "stalowy" (Np. Płomień kontra stal... pamiętny pojedynek Eda i Mustanga :3 Coś, co każdy powinien zobaczyć ) No i zachęcam cię oczywiście do obejrzenia tego do końca Miło by mi było bardzo Very Happy I jestem zszokowana, że obejrzałaś Spirited Away i nic nie mówisz ;___; Aż żałuję, że nie napisałaś o nim nic więcej, strasznie chciałabym znać twoje zdanie o tym Sad Rozczarowanam... Ale skoro ci się podobało, to choć to dobrze Cool

A teraz! Panzer vor! Czyli rozpoczynamy wywody o Girls und Panzer :3 Jest to anime o pięciu przyjaciółkach, których największą pasją i wielką miłością są... czołgi :3 I to nie tak, że zbierają jakieś figurki, czy coś... one nimi jeżdżą. Są czołgistkami i biorą udział w mistrzostwach w walkach pomiędzy innymi czołgami... i oczywiście przez całe anime starają się te mistrzostwa wygrać Very Happy
A co ja myślę o Girls und Panzer... ogólnie rzecz biorąc, to podobało mi się :3 Obudziło we mnie tę małą dziewczynkę, która w wieku kilku lat bawiła się z siostrami w czołg i marzyła, żeby przejechać się tym prawdziwym Wiem, dziwnym byłam dzieckiem Very Happy Przede wszystkim właśnie dlatego urzekł mnie pomysł na tę fabułę... bo jednak dość niezwykła, zwłaszcza jak na coś, co jest raczej skierowane dla dziewczyn Very Happy Znaczy, tak podejrzewam... bo tak naprawdę tam były same dziewczyny ;___; Przez całą serię pojawił się TYLKO jeden facet... no ale jakoś nie bardzo mi to przeszkadzało :3 W ogóle! Przy oglądaniu tego anime trzeba przestrzegać jedną zasadę: nie należy przygotowywać się na coś niesamowitego czy wiele od niego wymagać, bo można się mocno rozczarować. O ile pomysł jest nadzwyczaj oryginalny, tak muszę przyznać, że fabuła jest mocno przewidywalna, a logika według mnie w niektórych miejscach leży i pojękuje, bo oberwała odłamkowym :3 Ta chwila, w której posługują się taktyką, w której zwabiają przeciwników do pułapki, a później bezmyślnie dają się złapać na ten sam numer... Bym powiedziała coś jeszcze o drifcie czołgiem, ale słyszałam, że to podobno jednak jest możliwe, więc się już czepiać tego nie będę Very Happy Choć w życiu bym nie pomyślała, że czołgi mogą być tak zwrotne... Albo fakt, że te walczące czołgi mają prawo wjechać do miasta i do siebie strzelać ;___; Już pomijam fakt, że niszczą przy tym budynki (zważając na komentarz jednego z mieszkańców jestem skłonna sądzić, że do swojej własności nie są za bardzo przywiązani :3), tam byli ludzie, do cholery ;___; Może i większość była na odpowiednich trybunach daleko stąd, ale mimo wszystko ktoś tam był...
Cytat:
... no i sam fakt, że jakieś początkujące licealistki wygrywają międzynarodowe mistrzostwa też był dość dziwny :3

No ale pomimo tych dziwnych rzeczy (pewnie było ich jeszcze więcej, ale teraz już nie pamiętam) to anime bardzo mi się podobało Very Happy Miało w sobie jeszcze jeden, wielki plus, oczywiście prócz pomysłu na fabułę :3 A jakiż to?... Postacie Każda z dziewczyn była charakterystyczna, nawet te mniej ważne postacie miały w sobie coś takiego, że nie dało się ich pomylić z kimś innym Very Happy Gdybym jeszcze miała tak dobrą pamięć, że zapamiętałabym ich imiona... niestety, dwanaście odcinków to dla mnie za mało na zapamiętanie imion :\ Pamiętam tylko nieliczne... No ale wszystkie postacie były naprawdę w porządku i jakoś nie dało się ich nie lubić Very Happy
Chciałabym tu wyróżnić przede wszystkim Mako, której imię zapamiętałam od razu i nie muszę sobie niczym pomagać. Mako Reizei, która jest mą mistrzynią i prawdopodobnie moją najulubieńszą postacią żeńską, jaka się do tej pory pojawiła Uwielbiam tę posępną i genialną dziewczynę, która nauczyła się w - kurde! - pięć minut perfekcyjnie prowadzić czołg i to jedynie po przeczytaniu instrukcji Potrafi też idealnie pocisnąć, jest złośliwa i wcina ciasta aż jej się uszy trzęsą... Wiem! Wiem, dlaczego ją tak lubię! Ona jest żeńską wersją Ryuzakiego Very Happy Ona mnie po prostu bez reszty urzekła podobnie jak on... oboje są geniuszami, jedzą ciasta z prędkością światła i też mówią takim głosem, jakby byli wiecznie niewyspani Very Happy Co w sumie u Mako nie dziwi, bo ma poważny problem ze wstawaniem rano... co też w niej jest genialne Very Happy
A! Miałam jeszcze mówić o muzyce przy omawianiu anime... no więc tu przy opening i endingu szału nie był, czego się spodziewałam w sumie :3 Za to już pojawienie się w ostach wojskowej orkiestry uważam za coś genialnego i jak najbardziej na tak No i Katiusza w wykonaniu rosyjskiej drużyny Pravda! Bezbłędna, słucham ją cały czas Very Happy

No i to chyba byłoby na tyle, jeśli chodzi o Girls und Panzer :3 Dziękuję za uwagę, miłego dnia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:52, 16 Kwi 2016    Temat postu:

A ja o jednej rzeczy zapomniałam wspomnieć, o drugiej niedawno się dowiedziałam, a trzecia... trzecia jest głównie dzięki Werak, bo jednak miałam Spirited Away odpuścić, ale nie zrobię tego tak do końca i jednak coś tam wspomnę Very Happy.

Więc tak! Pierwsza moja uwaga jako rasowego maniaka zwrócona była w stronę seiyuu. I przyznam, że obsada głównej roli średnio mnie zachwyciła. Po obejrzeniu zerknęłam i był to jeden z dwóch występów w karierze kobiety. Nie mówię, że dorobek to wszystko, bo znam świetnych debiutujących dopiero voice actorów, ale akurat do niej się przekonać nie mogłam. Natomiast moje zdanie znacznie się poprawiło, gdy usłyszałam Haku :3. (Dla zainteresowanych - Sugawara z Haikyuu bądź Yuu z Owari no Seraph.) Jego gra była dużo lepsza, a i później do Chihiro nieco przekonałam. Więc pod kątem obsady źle nie jest, choć mogłoby być lepiej :3.
*tryb maniaka off*
Więc co do fabuły - ciężko mi się nie zgodzić z tym, co Werak pisała tu. Bo to naprawdę jest proste, ale urokliwe. Chociaż wiem, że jak zaczęłam oglądać i ujrzałam te wszystkie stwory, to się zastanawiałam, co mi tu znajomi włączyli Very Happy. Ale muszę przyznać, że oglądało się nieco dziwnie. Niby średnio mnie porywało... ale do 3 siedziałam, by to skończyć. I teraz jak wspominam, to mam wrażenie, że z perspektywy czasu lepiej o tym myślę, niż jak oglądałam na bieżąco. A to ciekawe, bo zwykle animce mają u mnie regres, a nie progres Very Happy. A jakbym miała wybierać moją ulubioną postać, byłaby to chyba ta babcia z wielką głową - ale ta druga, mieszkająca w chatynce na zadupiu i robiąca na drutach. Była cudowna .
A tak ogólnie to mi się podoba i polecam, choć może jakieś głębsze tematy mogły mi umknąć, bo mimo tych Oskarów nadal uważam to po prostu za przyjemną do oglądania bajkę :3. Tak jak w Inside Out jednak domyślałam się, za co to nagrodzili, to tu to takie oczywiste nie było.

Dobra, wracając do rzeczy, o której zapomniałam. Chodzi mianowicie o jeszcze jedną rzecz, która mnie w FMA urzekła. Nie jest to wielka rzecz, a raczej mały smaczek dla mnie, kiedy się nieco tematem interesuję. Mam na myśli sceny już pod koniec serii, podczas wszystkich tych walk, gdzie wyraźnie pokazywano, jaką siłę mają media - w tym przypadku radio. Wcześniej również z tego korzystali, ale raczej w celu wprowadzeniu wroga w błąd, a tu konkretnie chodziło o manipulowanie nastrojami ludności miasta. I chociaż nie wpływało to bezpośrednio na walkę, bo w końcu cywile i tak się nie mieszają w sprawy wojska, ale mimo wszystko... te audycje i rozsiewanie różnych wersji, a potem patrzenie, jak ludzie na to reagują i w jakim stopniu dają się wkręcać... To uważam za jedną z mocniejszych stron całego wątku bitwy. Bo jednak można się od razu zastanowić, czy rzeczywiście w żadnym stopniu nie odzwierciedla to tego, co się dzieje w naszych mediach. A tam było tylko radio, że tak ponownie zaznaczę. Dla mnie to było w pewnym stopniu... równie fascynujące, co niepokojące Very Happy.

Zostało ostatnie, czyli informacja, którą sobie doczytałam wczoraj. Coś, za co plusuje nieco Owari no Seraph. Chodzi mi o muzykę, konkretniej - opening i ending. Widziałam już cudowne i beznadziejne. Generalnie endingów nie lubię z dosłownie kilkoma wyjątkami, z openingami jest różnie. Ten akurat op był bardzo ładnie zrobiony i dopasowano do niego odpowiednią do klimatu muzykę, więc mi się podobał, aczkolwiek nie było takiego "wow". Nieco się wyróżniał, bo jako jeden z niewielu jest w języku angielskim całkowicie śpiewany. Endingu chyba podczas oglądania ani razu całego nie przesłuchałam :3. Natomiast co mnie uderzyło po tych kilku tygodniach! Mianowicie to, że tekst mnie zaintrygował dopasowaniem do fabuły, więc poczytałam i... dowiedziałam się, że to rzeczywiście nieprzypadkowe, a twórcy stworzyli z tego ukryty dialog między postaciami głównymi i braćmi - Yuu i Miką. Przy czym jest to dialog dość smutny :c. Ale opening to niejaka przemowa Yuu do tej sierotki, natomiast ending jest na to odpowiedzią Miki. Są nawet analogiczne do siebie fragmenty tekstu, niemalże takie same, ale ze zniekształconym wydźwiękiem, tak że gdy pierwszy propaguje nadzieję i dobre emocje, drugi jest cyniczną i dość ponurą odpowiedzią. Nie chcę już cytować, no i nie jest to takie ważne - ot, lubię, jak ktoś nawet nad takimi szczegółami pracuje i daje takie akcenty do serii Very Happy. Bo niektórzy wolą dać statyczny kawałek durnej animacji z idiotyczną muzyką i nazwać to openingiem. Więc fajnie jednak, że gdzieniegdzie o to dbają :3.

A tak notabene do Lify... Bum. Sama nie uznaję soundtracku CG za jakiś wybitny, ale to kojarzyć musisz, bo jest na finalnej, łzogennej scenie. I jest piękne :c. Chociaż przyznam, że mi niektóre soundtracki zapadły w pamięć głównie przez katowanie milion razy niektórych scen niż przez samą ich jakość. (np. Stories - pierwsze spotkanie Euphy i Suzaku, The Master - Lulusz stojący na wielkiej mapie świata i kierujący atakiem).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:31, 11 Cze 2016    Temat postu:

Dawno tu nie tworzyłam... ale mam tyle do roboty, że bardzo chętnie tu coś napiszę :3 Zwłaszcza, że mam o czym pisać To zacznijmy może od początku :3

A początkiem jest Kiseijuu Sei No Kakuritsu :3 Nie wiem, czy ktoś już pisał, o czym to... a jest to o pasożytach :3 O stworach, które wchodzą do głów ludzi i przejmują ich ciała, żeby zjeść innych ludzi... czyli wesolutko :3 Głównego bohatera czekałby ten sam los, gdyby nie fakt, że pasożyt nie dostał się do jego głowy, tylko do ręki. Oboje, czyli pasożyt i Shinichi (ten główny) muszą nauczyć się ze sobą żyć... i przy okazji nauczyć się przeżyć, bo co chwila ktoś chce ich zabić :3
A teraz... czy mi się podobało? Pytanie... pewnie Very Happy Choć na początku niedowierzałam w to, co ja w ogóle włączam... wielkie, mackowate coś wystające z karku mężczyzny pożerające głowę przerażonej kobiety nie jest czymś, co napawa optymizmem :3 Wierzę jednak w osobę, która mi to poleciła, więc nie poddałam się... i wcale tego nie żałuję Very Happy Ach! Ile tam było psychologii... Te rozkminy na temat człowieczeństwa i chłodna logika pasożytów... Zachwycona byłam tym po prostu Very Happy Shinichi też był nadzwyczaj w porządku... nie był co prawda typem bohatera, którego mogłabym uwielbiać całymi dniami, ale był w porządku Very Happy Zwłaszcza jak stał się bardziej hardy to jakoś łatwiej mi go było zaakceptować :3 Choć i tak skryty był głęboko w cieniu Migiego Nie wiem, jak można popaść w uwielbienie dla prawej ręki... i to cudzej... jak widać można Very Happy Urzekała mnie ta jego pasożytowa chłodna logika... I to, że momentami potrafił zaskoczyć, był niesamowicie nieprzewidywalny i taki jakby... ludzki? :3 Wiem, jestem człowiekiem i odbieram to zupełnie po swojemu, ale momentami miałam wrażenie, że połączenie Shinichiego i Migiego jakoś na tego drugiego wpływa...
Cytat:
...Zwłaszcza po tym, jak Migi uratował mu życie i odbudował te jego tkanki... miałam wrażenie, że nie tylko Shinichi zmienił się od tamtego czasu.

I kto jeszcze... Tamiya Ryoko! Albo Tamura Reiko, jak kto woli :3 Ona strasznie kojarzyła mi się z Lust z FMA. (FMA, nie FMAB :3 Tamtej drugiej nie lubiłam :3) Prawdopodobnie dlatego, że miałam do niej bardzo podobne odczucia... intrygowała mnie od chwili, kiedy się pojawiła i jakoś tak... polubiłam ją :3 Tak stopniowo, stopniowo... aż w końcu byłam nią niemal zachwycona... Bo miałam do niej takie odczucia, jak co do Migiego. Ona też była nadzwyczaj ludzka, jak na pasożyta.
Cytat:
Sama jej śmierć dobitnie o tym świadczyła Sad Nie mogłam uwierzyć w to, że to się dzieje... Żałowałam jej Sad I zastanawia mnie ciągle, co z jej dzieckiem... Ej, to Shinichi miał się nim opiekować :\ Niby wiem, że to nie bardzo możliwe było... ale i tak mi szkoda było, że to się ułożyło tak, a nie inaczej Sad W ogóle, to mam podejrzenia, że to dziecko sprawiło, że była taka ludzka... no pępowina i te sprawy :3 Ale to też tylko przypuszczenia.
I muszę coś jeszcze powiedzieć. Na inny temat, ale wykorzystam cenzurę :3 Jaaak ja się cieszę, że Murano i Shinichi są razem, a Kana nie żyje! To było dla mnie takie piękne... nie znosiłam tej dziewuchy. Przyśniło jej się coś i ubzdurała sobie nie wiadomo co ;___; Ale nie... Shinichi jest Murano! Jej i tylko jej! (Tak, prawie na zawał zeszłam na końcu, jak Murano prawie spadła z bloku ;___; To było dla mnie takie bez sensu... na szczęście, wszystko jest okej )

A teraz... muzyka! Opening był bardzo fajowy Very Happy Nie wkręciłam się w niego, ale potrafiłam go całego przesłuchać, a to już coś Very Happy Ending mnie tradycyjnie wkurzał :3 Na nic więcej chyba nie zwróciłam uwagi, jeśli chodzi o soundtracki :3

What now, że tak zacytuję klasyka... Miałam oglądać Code Geass. Nie wyszło mi :3 Winowajcą jest anime Sayonara Zetsubou Sensei, które mi na to nie pozwoliło Sad Anime to jest standardową komedią, opowiadającą o niesamowicie pesymistycznym nuczycielu, Nozomu Itoshikim, którego życiowym celem jest... odebranie sobie życia. Co chwilę próbuje się powiesić, ale nigdy mu to nie wychodzi, bo ciągle coś/ktoś go ratuje. Gdy poznajemy go po raz pierwszy, tym ktosiem jest uczennica, Fuura, która jest jego całkowitym przeciwieństwem; niepoprawna optymistka, która widzi dobre rzeczy nawet tam, gdzie ich nie ma. Okazuje się potem, że należy ona do klasy, której Nozomu jest wychowawcą. Cała fabuła opiera się na tym, że Itoshiki próbuje swoją klasę wychować po swojemu (czyli żeby wyrośli na dumnych, dojrzałych pesymistów, żeby mógł z kim popełniać zbiorowe samobójstwo :3) Oczywiście, nie wychodzi mu to... bo przecież Fuura jest w tej właśnie klasie Very Happy
I tak! Podobało mi się Jedno z najcudowniejszych anime, jakie poznałam... przepełnione czarnym humorem aż po brzegi... co prawda, momentami zmierzało w strony, w które nie chadzam, ale potrafiłam to znieść :3 Można wybaczyć :3 Ale najwspanialszy w tym anime był Nozomu Itoshiki Już sam fakt, że Kamiya Hiroshi jest jego seijuu... Ten jego przesadny pesymizm, podejrzliwość i ta jego zdolność do wymyślania jak najgorszych scenariuszy nawet do najbardziej błahych sytuacji... Prawie wszystkie uczennice z jego klasy były zakochane w nim na zabój (Dosłownie :3) i choć trochę mnie to irytowało, to potrafię to zrozumieć Very Happy I miał cudowną rodzinę! Zarówno brat jak i bratanek mnie urzekli... choć bratanek bardziej Pokochałam dzieciaka, jedyny normalny w tej rodzinie Very Happy
Co mi się podobało jeszcze... nawiązania do innych anime Wychwyciłam dwa z Death Note i jedno do Kiseijuu, ale mam świadomość, że jest ich więcej Very Happy (I jedno do Kuroshitsuji... ale tego nie oglądałam nawet, więc nie mam pewności :3) Chciałabym kiedyś wychwycić je wszystkie
I tu muszę pochwalić zarówno opening jak i ending Very Happy Przypadły mi bardzo do gustu, słuchało mi się z przyjemnością Very Happy W ogóle większość ostów bardzo sympatyczna Very Happy Main title pokochałam... choć takie smutne :3 Ale miło się słucha bardzo Very Happy

Tak szybko wspomnę o... Beyblade! Shounen mojego dzieciństwa Very Happy Pojęcia wtedy nie miałam, że ja anime oglądam... Ale oglądało się, Beyblade Metal Masters :3 Aktualnie sobie je przypominam i nadrabiam Fushion oraz Fury... ale robię to w bardzo chaotyczny sposób :3 Dlaczego, zara wyjaśnię :3 Jakby kogoś to interesowało, Beyblade to coś takiego jak Pokemony, tylko że zamiast stworów zamykanych w kulkach zawodnicy (tzw. bladerzy) mają dyski (tzw. beye), którymi kierują za pomocą telepatii. Są one jakoś połączone ze zwierzętami, czy coś takiego... tego nie rozumiem do końca, bo nigdy nie widziałam tego od początku. W Polsce emitowano jedynie Metal Masters, które jest chyba trzecią serią... więc nie zawsze się zbytnio orientuję we wszystkim. Zresztą, ja powtarzam je tylko z jednego powodu :3 Dla Tsubasy Otori Jednego z najwspanialszych bladerów, pobijający na głowę głównego bohatera (którego nie znoszę, btw :3 Zarówno w angielskiej jak i w polskiej wersji ma beznadziejny głos... w japońskiej się już wybija, bo brzmi trochę jak Ed Elric, ale i tak go nie lubię!) i do którego mam tak mocne matczyne uczucia, że mnie to z lekka przeraża Very Happy Uwielbiam to, jaki jest inteligentny, pewny siebie, opanowany... Uwielbiam nawet niektóre jego miny i gesty :3 A więź między nim a Eaglem, jego beyem, mnie zachwyca Znaczy, wszystkie beye są mocno powiązane z właścicielami, ale ich współpraca jest taka niesamowita... Ach, długo mogłabym nad nim wzdychać jeszcze, a podejrzewam, że i tak nikogo to nie będzie obchodziło, bo nikt nie oglądał Beyblade :\ Nie spotkałam jeszcze osoby, która by to znała... co mnie dziwi, w końcu Pokemony znają wszyscy, a dla mnie to niemal to samo, a nawet lepsze :3 *waiting for haters...*
Tak jeszcze tylko dodam, że dubbing polski jest beznadziejny i angielski jest o wiele lepszy :3 Bo tak I opening angielski lepszy :3 Beyblade, beyblade, let it rip...

I to wszystko :3 Dziękuję, do widzenia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Werak dnia Sob 21:30, 11 Cze 2016, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 2:38, 19 Lip 2016    Temat postu:

Jako dobry sezonowiec wracam po sezonie wiosennym, by opisać obejrzany wtedy przeze mnie anime oraz moje co do nich odczucia c: Uznałam, że tak będzie lepiej, bo to wyraźna granica, kiedy większa część oglądanych animców się kończy, a nowe serie dopiero zaczynam - nie wliczając tych starszych co już całe wyszły a które nadrabiam, bo je gdzieś wplatam po drodze. Głównie w lato, bo letni sezon jest słaby i tylko 2 tytuły przypadły mi do gustu, co w porównaniu z zeszłym rokiem *kaszlu kaszlu, 3 sezony KNB* wypada nieco słabo Very Happy.

Zacznijmy może od Mayoigi, którą wzięłam, bo po dawno temu oglądanym Another (chyba 2 lata, jeśli pamieć nie myli Neutral) chciałam obejrzeć jakiś horror... kreska mi się spodobała, ładne animacje, zachęcający opis o autokarze pełnym ludzi szukającym jakiejś pozornie nieistniejącej wioski... No ja to kupiłam! Więc obejrzałam. Pierwszy odcinek całkiem mi się spodobał, natomiast reszta, to była poezja. Nie frustrowałam się jedynie dlatego, że szybko zapomniałam o wszelkich oczekiwaniach i zaczęłam to traktować jak połączenie taniego horroru klasy B z głupawą komedią Very Happy. Ja przepraszam, ale mhroczna wersja Pociągu Tomka tylko wywołała we mnie spazmy duszącego śmiechu, maniakalne zachowania i miotanie się bohaterów tak samo. Właśnie oglądam film i ktoś powiedział "wyłącz myślenie" - i to zdanie tak ładnie mi się tu wpasowało, czy to do polecanego stanu w czasie oglądania, czy właśnie jako opis większości bohaterów Very Happy. I szczerze mówiąc ciężko mi to dokładnie ocenić... zabawę miałam przednią przy oglądaniu. Część bohaterów też była w porządku - z Lion i Nanko na czele. Jack był postacią niewykorzystaną z potencjałem na najlepszą, a Hayato wzbudzał we mnie zbyt wiele sprzecznych emocji, bym potrafiła to wyrazić ;___;. Niby widać, jak to chore, a jednak do ciebie przemawia i właśnie to ci mąci w głowie... no historię Mitsumune uważam za udaną, chociaż sama postać jego czy Misaki były koszmarnie płaskie i nijakie ;-;. Więc postacie się wahają mocno między koszmarnym a dobrym, sam wątek był tani, wykonanie badziewne, radocha przednia... ale podobała mi się też klamra, którą założyli na anime - bo i na początku serii, i na końcu śpiewano sobie piosenkę o nieszczęśliwym hipopotamie, co nadało temu ładnej kompozycji c: *a że sama piosenka jej utkwiła w głowie i zawładnęła nad mózgiem, to inna sprawa*

Dalej pójdzie Joker Game, zaczęte... w sumie z podobnego powodu, chciałam coś mocniejszego, choć tu horroru nie ma, ale anime i szpiegach japońskich, głównie w szeregach niemieckich, w czasie I wojny Światowej brzmiało jak coś, co nie będzie cukierkową opowieścią. No i faktycznie, tu się nie rozczarowałam Very Happy. Jeśli miałabym tu podać największą wadę całej serii, to powiedziałabym - wizerunki bohaterów. Kreska jest tu trochę specyficzna, a raczej inna niż w gatunkach, do których przywykłam, ale całkiem ładna, rzecz w tym, że gdy jest kilkoro szpiegów w jednej agencji, którzy mają te same garnitury, a nie wyróżniają się prawie niczym (poza jednym, którego poznawałam po głosie jednego z fajniejszych seiyuu), a dodatkowo udają kogoś innego i przybierają fałszywe imiona (chyba - bo aż sama się pogubiłam), to ciężko kogokolwiek zapamiętać Neutral. Z całej serii potrafiłabym poznać tylko człowieka stojącego na czele organizacji, Yuukiego, jeśli pamięć mnie nie myli, a i to dzięki znakom charakterystycznym, lasce i rękawiczkach. Ale wam powiem, to taki tym anime, w którym aż tak to nie przeszkadza Neutral. Bo najważniejsza jest akcja i zabiegi szpiegów - które w dużej mierze mnie zachwyciły i choć seria ulubioną nie jest, i tak sądzę, że wyszła całkiem nieźle Very Happy. Tylko żałuję tych postaci, bo nie wiem... może ja się niewystarczająco skupiłam. A i teraz patrzę, że obsadę mieli naprawdę dobrą - no z Fukuyamą, Kimurą i Morikawą na czele to nadzwyczaj dobrze wyszło, choć i tak moim ulubieńcem tu był Shimono Hiro Very Happy.

Bungou Stray Dogs jest z kolei prostym shounenem, który uznałam za całkiem sympatyczny w opisie i uznałam, że czemu by nie zerknąć. Bo generalnie mój wybór sezonowych anime polega na tym, że czytam opisy wszystkich na liście, która jest udostępniana, a potem kilka wybieram, które mnie zaciekawią. Opowiada o Atsushim, który zostaje przyjęty do specjalnej agencji detektywistycznej zrzeszających ludzi ze specjalnymi zdolnościami. I powiem, że chociaż fabuła nie jest jakaś mega zachwycająca - ot, opowieść z głównym bohaterem mającym... no trochu kompleks bohatera. Atsushi mam wrażenie jest takim Naruto w serii - nikt nie wie, czemu to on jest głównym bohaterem, kiedy wokół tylu ciekawych ludzi Very Happy. I jeszcze mających takich cudownych seiyuu Kwadratowy. Moje serce najmocniej podbił Dazai o głosie jednego z czołówkowych moich voice actorów, Miyano . Dazai wygrywa całe anime, będąc nieco głupkowatym, acz naprawdę OP bohaterem o cudownej mimice i przeuroczych zachowaniach Very Happy. Poza tym jego obecny główny współtowarzysz, Kunikida... z jego seiyuu jest nieco zabawna historia Very Happy. Po nazwisku gościa nie znałam, to nie zerkałam specjalnie, czy go nie kojarzę skądś... Zamiast tego oglądałam dalej i gdy tylko Kunikida zaczął się drzeć, od razu wiedziałam, że to Hyuuga z KNB Kwadratowy. Tylko jedna osoba potrafi tak wyć Very Happy. No i trzecia osoba podbijająca me serce to Ranpo z najlepszym i jedynym Kamiyą Hiroshim jako seiyuu Very Happy. Ten gość jest taki zabawny, będąc jednocześnie po trochu sierotą . I to właśnie cenię w tym anime - nie jest na tyle głupkowate, by zaliczać się do kiczowatych, ale potrafi poprawić humor niesamowicie, postacie są odrobinę karykaturalnie przerysowane, ale wpasowuje się to w klimat anime i przez to ogląda jeszcze lepiej. To samo jest z czarnymi charakterami, Akutagawą i Chuuyą (tak, wiem, jak to imię źle wygląda). I dla samych postaci i frajdy oglądania mogę polecić Kwadratowy. Choć jak wspominałam, sama fabuła nie jest wielce odkrywcza a najciekawszym jej aspektem póki co jest przeszłość Dazaia.

No i ostatnie na liście jest coś, na co czekałam już chyba od jesieni, co zostało uznane za następstwo Shingeki no Kyojin, a mianowicie - Koutetsujou no Kabaneri. W sumie sama określiłam to po trailerze jako połączenie SnK, The Walking Dead i Snowpiercera Very Happy. I jakże adekwatne to porównanie się okazało... Anime opowiada o postapokaliptycznym świecie, gdzie ludzie chowają się na stacjach przed Kabane - które są czymś w stylu zombie powstałych z ludzi. Między stacjami poruszają się jedynie przez pociągi zwane Żelaznymi Twierdzami, czyli tytułowymi Koutetsujou. Okazuje się jednak, że człowiek może po ugryzieniu powstrzymać w pewien sposób przemianę w Kabane, by nie doszła ona do mózgu, przez co zyskują siłę i szybkość Kabane oraz ludzki umysł, a te nieliczne osoby nazywają się Kabaneri. Ok, tytuł wyjaśniony c: Można lecieć dalej. Czyli za co serię lubię - bo lubię. Pierwsza rzecz, to klimat - bardzo w moim stylu, cięższe dość, acz nie do przesady. Drugie, to bohaterowie - Ikoma, którego naprawdę uwielbiam, co jest ciężkie mnie, gdy jest się głównym bohaterem. Poza tym Mumei, która również mojej sympatii nie utraciła, a miała o tyle cięższe zadanie, że jest dziewczyną, co mnie często odpycha. No i Kurusu i, wbrew wszystkiemu, Sukari, choć roli wielkiej nie miał i dopiero na końcu jakoś bardziej zabłysnął - ale jego podejście bardzo mi podeszło do gustu Kwadratowy. Jakby ktoś imienia nie pamiętał a oglądał, to ten blond mechanik pierwszy do cynizmów c: A jeśli Ayame mimo pozornego bycia głupią, pustą szlachcianką również nie zdobyła mojego złego podejścia, to nic tylko klaskać Very Happy. Jedyna osoba, której nienawidziłam, to Biba - acz to postać wybitnie do tego stworzona. Akcja szła bardzo wartko, ale też nawet w takiej mrocznej serii znaleźli czas na chwilę odetchnięcia, co i dla widzów, i dla bohaterów było niejaką ulgą. No i tu jeszcze zaznaczę muzykę, która przypominała mi nieco tę z SnK i również ładnie wpasowywała się w klimat. Jakbym miała wskazać jakieś wady, to byłoby to dość przewidywalne zakończenie i to, co odczułam raz w trakcie oglądania... A mianowicie to, że niezbyt im szło wprowadzania emocjonujących i wzruszających scen ;-;. Kiedy umarła postać, którą naprawdę lubiłam, a Ikoma rozpaczał, ja tylko myślałam, by przestał wyć i by przeszli dalej... a patrząc na mój powyżej opisany stosunek do bohaterów, to jest naprawdę dziwne, bo zwykle łatwo daję się wzruszać. No to im akurat nie wyszło D: Niech lepiej idą w sceny walk Kabane i Kabaneri, bo to wychodzi c: Ale ogółem i tak polecam całkiem, bo oglądało się świetnie Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Pon 22:03, 10 Paź 2016, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 1:13, 31 Paź 2016    Temat postu:

No bo ten... tak, ja wiem, że pisałam już o Beyblade. Jednakże uzmysłowiłam sobie, że po prostu nie potrafię czegoś, co odbierało mi życie przez dobre trzy miesiące pozostawić z komentarzem na jeden mały akapicik. A na pewno nie teraz, kiedy dokładnie obejrzałam wszystkie cztery sezony ;___; Taaakże... pozwolę sobie na napisanie czegoś o tym jeszcze raz, tym razem dokładnie i ze spoilerami. Nawet, jeśli tego nikt nie przeczyta nigdy Cool (Zważając na to, jak dużo tego będzie, nie zdziwiłabym się wcale :3) A jeśli ktoś chce i nie obchodzą go spoilery... postaram się, żeby było w miarę jasno i nie nudno :3 Jeśli nie - no to nie czytaj :3 Dziękuję za uwagę Very Happy Można to potraktować tak, jakbym pisała o czterech animcach To choć po części wyjaśni długość tego Very Happy

No więc, od czego by tu zacząć... na Beyblade Metal Sagę składają się cztery części: Metal Fusion, Metal Masters, Metal Fury i Shogun Steel. Zacznijmy może od tej pierwszej, Metal Fusion, w której wszystko się rozpoczyna; młody chłopak imieniem Ryuga, z pomocą organizacji o nazwie Dark Nebula wykrada z wioski Koma obdarzony niesamowicie potężną i niebezpieczną mocą (Dark Power tak zwaną :3 Czyli czarna moc, tak jakby...) bey - L-drago. Pokonany podczas walki z Ryugą Ryo Hagane powierza swojemu synowi, Gingce, odzyskanie tego beya, po czym ginie, zasypany przez kamienie. Gingka, pragnąc zemścić się na Ryudze za zabicie ojca i wykonać swoją misję, robi wszystko, aby stać się silny, żeby pokonać go i odzyskać L-drago. Pomagają mu w tym mistrzostwa w Beyblade, które mają wyłonić reprezentantów Japonii do walk międzynarodowych. No i masa jego przyjaciół, którzy razem z nim w nich uczestniczą i go wspierają. Tyle gadaniny o fabule :3 To jest chyba moja najulubieńsza część, bo właśnie tutaj mój Tsubasa miał tak naprawdę najwięcej do powiedzenia; bawił się w to swoje szpiegostwo dla WBBA - organizacji przeciwstawnej do Dark Nabuli (którą to szpiegował), mógł być sobie tajemniczy... Miał po prostu więcej miejsca i okazji na to, żeby być epicki, bo w następnych częściach potraktowali go już tak trochę mocno po macoszemu. No i wygrywał prawie każdą walkę, jakiej się podjął :3 Wyjątkiem są te, które toczył z Ryugą, no ale ciężko się temu dziwić :3 To w końcu potężny Dragon Emperor
Właśnie! Ryuga. Myślę, że to raczej dobry moment, żeby o nim coś powiedzieć... bo uwielbiam gościa Very Happy Właśnie podczas tego dokładnego oglądania i właśnie w Metal Fusion urzekł mnie bez reszty. Jak już wspominałam, jest właścicielem L-drago (bo koniec końców, nikt mu go nie odebrał), który ma taką fajną właściwość, że kradnie moc swoich przeciwników i zamienia ją na swoją własną Dąży też do tego, żeby być jak najsilniejszy, jak większość porządnych schwarzcharakterów, ale najfajniejsze są jego motywy... nie robi tego dla władzy, nie chce, żeby ludzie przed nim klękali... on chce być po prostu najsilniejszy ze wszystkich i tylko o to mu chodzi Ponadto, ten jego cięty język, fantastyczne złośliwe teksty... pomijając to, że mam do niego matczyne uczucia mocne, to jest po prostu mój ideał czarnego charaktera Very Happy Jest po prostu perfekcyjny pod każdym możliwym względem... i cudowny ma głos w angielskim dubbingu On mimo wszystko do niego bardzo pasuje Very Happy Wiem, bo obejrzałam mnóstwo dubbingów w różnych językach i żaden nie pasował tak bardzo, jak ten angielski. Nawet ten japoński mu do pięt nie dorasta (Zwłaszcza jak dostrzegłam tę zależność, że gdy posługiwał się czarną mocą był bardziej skrzekliwy i szaleńczy, a jak się jej pozbył, to stał się niski i taki bardziej upiorny niż wariacki… to tym bardziej doceniam jego voiceactora, że był do tego zdolny )

No to może teraz Metal Masters - tu już mamy mistrzostwa świata, uformowana zostaje drużyna japonii o durnej nazwie Gan Gan Galaxy, pojawia się nowy wróg - organizacja HD Academy, trenująca drużynę amerykańską - Starbreakers. Oczywiście ten trening jest mało uczciwy i śmiało można go nazwać dopingiem :3 W ogóle to... okazuje się potem, że HD była mocno powiązana z Dark Nebulą, która nawiasem mówiąc po Metal Fusion przestała istnieć :3 Czyli powrót dawnego wroga... To była dla mnie trochę taka średniej jakości część. Bo tu oczywiście zaczyna się szaleństwo Tsubasy; w Metal Fusion, podczas jednego z pojedynków z Ryugą ten pozbawił go całkowicie mocy i wysłał do szpitala - słyszałam gdzieś, że L-drago jest zdolny nawet do odbierania duszy... czyli prawdopodobnie Tsubasa był niemalże martwy :3 No ale się wykaraskał... Jednakże podczas tego wszystkiego w jakiś sposób został zainfekowany tą Czarną Mocą z L-drago i teraz zaczyna przejmować nad nim kontrolę w chwilach, kiedy najmniej mu to potrzebne. Dawało mu to olbrzymią potęgę i stawał się o wiele bardziej brutalny, ale to przypominało działanie w złości i nie potrafił nad tą mocą zapanować, więc przez to przegrywał często... Smutno było patrzeć, jak biedak starał się coś na to poradzić, ale to ogarniało go przez to jeszcze bardziej... No ale Ryuga go później łaskawie naprawił Po tym, jak sam uwolnił się od czarnej mocy, bo i on odkrył, że to nie jest nic dobrego (chciało go zabić, więc… no :3). Ale zrobił to nie z sympatii do Tsubasy, tylko z zemsty na HD... bo miał żal do Dark Nebuli za to, że tak naprawdę zrobili z niego takiego królika doświadczalnego, żeby sprawdzić, czy da się ujarzmić Czarną Moc. On jest ogólnie bardzo wrażliwy na wspominanie tego okresu, kiedy L-drago działał z pomocą tej siły, bo uważa to za swój największy błąd, że dał się tą mocą zaślepić (słusznie poniekąd, choć osobiście uważam, że będzie popełniał jeszcze gorsze. Ale o tym potem :3) więc się wściekł, gdy mu beztrosko oznajmili, że oni, tak jak Dark Nebula, mieli coś z tym wspólnego... co więcej, chamsko liczyli, że będzie z nimi jeszcze współpracować, bo chcieli poznać właściwości L-drago. Przeliczyli się, Ryuga w epicki sposób rozwalił im prawie całe piętro w apartamentowcu i postanowił wesprzeć drużynę Gan Gan Galaxy w zwycięstwie, co było wprost cudowne; to jedna z tych rzeczy za które go uwielbiam, że potrafił na rzecz zemsty zignorować to, że działa na dobro własnych rywali, jakby nie było . Pomógł Tsubasie okiełznać czarną moc, rozegrał jeden mecz jako zawodnik rezerwowy Gan Gan Galaxy i spłacił stary dług, nauczając Gingkę jak wykorzystać całkowicie moc jego beya. No i oczywiście na końcu pomógł mu w pokonaniu HD Academy, bo jej lider chciał przejąć władzę nad światem, czy tam cuś... czyli w tej części nie był takim stricte czarnym charakterem. Stał się nawet takim mentorem Very Happy Choć wszystko, co robił, robił przede wszystkim dla własnej korzyści, a to, że komuś pomógł to tylko skutki uboczne, to jednak... jednak...

Metal Fury! Na ziemię spadają kawałki gwiazdy, które dostają się do beyów i sprawiają, że ich moc jest jeszcze większa, a ich posiadacze zyskują miano Legendarnych Bladerów. Pojawia się nowy wróg, bóg zniszczenia, Nemesis, pragnący zniszczyć cały świat, przeciw któremu wszyscy Legendarni Bladerzy muszą się zjednoczyć i go pokonać, żeby ten świat ocalić... tyle że to nie jest takie proste. Zwłaszcza jak sporo takich Legendarnych znajduje się po złej stronie barykady... taki Ryuga na przykład (przepraszam, że o nim mówię ciągle, ale mówienie o nim to naprawdę najczystsza przyjemność Very Happy) Na początku nawet nie chciał wierzyć w całe te fragmenty gwiazdy, bo zdążył już uznać, że sam z siebie stał się taki silny... ale co, kiedy się już dowiedział? Czy przejął się choć trochę?... Oczywiście! Stwierdził, że to jest very cool i że musi mieć całą moc Legendarnych Bladerów dla siebie I że będzie im wszystkim po kolei wydzierał ją z beyów... no jak tu go nie lubić Very Happy Ta część była jednak dla Tsubasy jeszcze gorsza niż Metal Masters, jeśli chodzi o jego wkład w akcję... nie został Legendarnym Bladerem, a widać było, że bardzo tego pragnął i że bardzo był zawiedziony, gdy się okazało, że nawet Bladerem Czterech Pór Roku zostać nie może... (takie coś podobne do tych Legendarnych... władają "the power of Gaia" ) Byłby Bladerem Lata! Niestety fragment gwiazdy go nie wybrał i na jego rozczarowanie ciężej było patrzeć niż na to, jak zbiera cięgi i ląduje w szpitalu Sad A co do pór roku, zamiast niego ten zaszczyt przypadł... zgadnijcie... Ryudze :3 Dla mnie to niby też dobrze, ale jednak bardziej mi żal Tsubasy. Bo biedak bardzo chciał się na coś przydać, a że nie posiadał tak olbrzymiej mocy, to nie miał jak :\

No to teraz ostatnia - w końcu - część... Shogun Steel! Czyli coś, co mnie najbardziej rozczarowało ;__; Nie miałam w sumie większych oczekiwań co do niego, bo wiedziałam, że tak będzie, ale brakuje mi lepszego słowa. Akcja tego czegoś rozgrywa się parę lat po Metal Fury, główni bohaterowie są już dorośli, cały świat Beyblade zaczyna się podnosić na nogi po tym, co zgotował mu ten Nemesis... a że delikatny nie był, to musiało się trochę zejść :3 Zwłaszcza o ten powrót do dawnej świetności stara się nowy dyrektor WBBA - tej dobrej organizacji. Zgadnijcie kto, zgadnijcie kto :3 Tsubasa! To jest w sumie jedna z tych niewielu powodów, dla których obejrzałam Shogun Steel w całości... bo pomimo tego fajnego faktu, że staruszkowie zajmują tu jakieś wyższe stanowiska z reguły, tak naprawdę bezceremonialnie odsunięto ich na bok i zastąpiono ich "nową nadzieją Beyblade'u" :3 Ci dawni przewijali się tylko od czasu do czasu i nie wpływali na akcję bardziej niż tłum na trybunach podczas meczu. Ot tak, żeby po prostu byli :3 (Jeśli ja kiedyś coś takiego zrobię, to proszę mi przywalić. I to mocno.) To zresztą było dobrze widoczne w chwilach, w których działo się coś niedobrego, ci źli atakowali stadion WBBA, czy coś... taki Tsubasa, nawet jako dyrektor, powinien był zareagować, w końcu to jego, jakby nie było. Znam go zresztą, on nie stał nigdy bezczynnie w takich chwilach. A tu nie zrobił nic... Tsubaso, widzisz i nie grzmisz ;__; Ale to nie twoja wina... to przez producentów, wszystko po to, aby nowy-arcy-niesamowicie-idealny główny mógł pokazać, jak beznadziejnie stara się opanować sytuację... No ale dobra. Dawanie pola do popisu świeżakom może nie byłoby takie złe, gdyby ci nowi bohaterowie byli fajni... ale nie. Jedną z rzeczy, jaką cenię sobie w Beyblade jest to, że mają tam genialnie wykreowane postaci... ale to, co pojawiło się w Shogun Steel, to jest po prostu jakaś porażka ;____; Może nie dokładnie wszyscy, ale nie znalazłam tam nikogo, kto by mnie zachwycił tak naprawdę i kogo mogłabym pokochać miłością bezgraniczną; nawet jeśli niektórzy nie byli tacy źli, zawiedli moje oczekiwania. Począwszy od głównego bohatera - typ jeszcze gorszy niż Gingka, który wiecznie nawijał o przyjaźni, o tzw. Blader's Spirit, czyli coś, co spokojnie można nazwać wolą walki... on robi to w jeszcze większym stopniu i jest jeszcze bardziej idealny ;___; I rodzice go nie kochali i dali mu na imię Zyro... a między wymową jego imienia a angielskim słowem "zero" nie ma żadnej różnicy, więc no :3 Tym się pocieszałam Razz
Oprócz głównego bohatera rozczarowały mnie mocno jeszcze dwie postacie, które oczekiwałam, że będą kimś w rodzaju następców dawnych bohaterów. To byłoby nawet sympatyczne, gdyby nie fakt, że nie wyszło ;__; Obowiązkowo dam tu prym Sakyo, komuś, od kogo nawet z daleka czuć Ryugą; począwszy od koloru włosów, po fakt, że jego bey nazywa się Ronin Dragooon. (to nie tak, że klawisz mi się zaciął, tam naprawdę jest tyle o :3) Byłam do niego pozytywnie nastawiona, zwłaszcza po przeczytaniu mangi, tam był naprawdę w porządku... ale to, co zaczął odstawiać w animcu, po prostu mnie załamało ;__; Starał się być taki mroczny i taki straszny jak Ryuga, ale zupełnie mu to nie wychodziło. Jak na to patrzyłam, przypominały mi się co chwilę słowa Ryugi: "Even if you try to copy me, you cannot surpass me, understand?". Choć w sumie to Ryuga sam go podobno wybrał na swojego następcę... widać nawet on popełnia błędy ;__; Druga postać... ktoś, w kim początkowo widziałam Tsubasę, bo jego beyem był Gryffin - pół orzeł, pół lew. Nawet barwa jego ducha była fioletowa, taka jak u Eagla... ale się później okazało, że na tym podobieństwa się kończą i że to dzieciak zwykły, z lekka irytujący zresztą ;__; Co zabawne, to właśnie on później skumplował się z Sakyo :3 Zachwycił się jego siłą i zaczął go stalczyć... jeśli chcesz zdobyć przyjaciela, łaź za nim przez cały czas i miej obsesję na jego punkcie. Tak się tworzy przyjaźnie w Shogun Steel W dodatku ta postać miała takie chore imię, którego przez niemal całe anime nie potrafiłam zapamiętać... Wymawiane było coś jak w stylu "ti'kone'skei" (akcent na środku) i przez dłuższy czas nie potrafiłam sobie nawet pisowni tego wyobrazić. A jak odkryłam, to uwierzyć nie mogłam... jak to możliwe, żeby coś takiego dało się zapisać jako Takanosuke ;__; Mózg w cząstkach...
Dobra... byli źli, teraz czas na lepszych :3 Zacznę może od tego lepszego-gorszego, żeby najlepsze zostawić na deser Więc... Shinobu Hiryuin. Zwróciłam na niego na początku uwagę przede wszystkim przez nazwisko, w wymowie brzmi trochę jak "here you win" Very Happy Co w sumie dobrze oddaje jego udział w fabule: Here you win... and there you not. Dopóki nie pojawiło się Zero, był najlepszym bladerem w całym mieście, zdobył sobie niezłą sławę dzięki temu... ale oczywiście po tym, jak utarł temu głównemu nosa, bo się szarogęsił, tamten wziął sobie za punkt honoru, żeby go pokonać, zaczął trenować... no i oczywiście pokonał go. Shinobu bardzo prędko odszedł w odstawkę, bo wszyscy nagle zachwycili się Zero ;___; Współczułam mu bardzo... to było chyba główna emocja, którą do niego czułam. Po jakimś czasie już mnie tylko rozczarowywał, bo stał się nagle najlepszym przyjacielem Zero; wtedy to już naprawdę odszedł na dalszy plan i był potrzebny tak naprawdę tylko w jednym celu - okazało się, że beye można łączyć i stawały się przez to silniejsze... no i Shinobu musiał mu pożyczać swojego, żeby Zero miał czym szpanować :3 Ale właśnie w tym problem, że ta wymiana działała tylko w jedną stronę, bo to Zero używał tego zsynchromowanego beya, Shinobu nawet nigdy go nie dotknął ;___; To było dla mnie tak cholernie niesprawiedliwe i rozczarował mnie tym, że tak łatwo się z tym pogodził :\ Ale wszystko dla fabuły... No ale nie no, lubię Shinobu nie tylko dlatego, że mi go szkoda. Zwróciłam na niego uwagę też dlatego, że był jedną z tych nielicznych spokojnych, opanowanych postaci, które się nie wydurniają bez potrzeby i najpierw pomyślą, zanim coś zrobią. Takie właśnie charaktery najbardziej podbijały moje serce w Beyblade i miałam nadzieję, że Shinobu stanie się jedną z nich... ale niestety. Wielka szkoda :\
No to teraz deser Czyli dwie osoby... choć właściwie najbardziej to jedna, ale to jest po prostu jeden z tych przypadków, że jak myslisz o jednej osobie, to od razu myślisz o drugiej. A o kim mówię?... O braciach Unabara Prawdopodobnie najgenialniej wykreowane postacie w Shogun Steel. Niejeden raz czułam miłe ciepło w sercu, jak na nich patrzyłam, bo ich relacje są genialne... ale o nich za chwilę :3 Na razie dam prym temu z braci, który najbardziej podbił me serce, czyli najstarszy - Kite Unabara (czyli kolejny z ptasim imieniem Jak mogłabym go nie lubić ) . Genialny okularnik o roztrzepanych, brązowych włosach, niesamowicie skromnie nazywający siebie geniuszem Ma takie genialne poczucie własnej zajebistości, którego mi brakowało u tych wszystkich postaci, które pojawiały się potem, więc od razu mi się rzucił w oczy Very Happy Albo to, jak bardzo ufa logice i obliczeniom, a jak przerażają go nienaukowe rzeczy… jak potrafi wpaść w panikę, widząc coś, co jest niewytłumaczalne, a potem gdy wychodzi na jaw, że to jednak coś racjonalnego, potrafi dumnie wyjść przed szereg ze słowami: “Ha! Wiedziałem Cool” Jego młodszy brat, Eight (W Shogun Steel nie popisują się za bardzo z imionami…) wydawał mi się na początku denerwującym bachorem, ale jak zobaczyłam ich relacje… Kiedy Eight robi Kite’owi kanapki, bo on całymi dniami oblicza te dane i martwi się o niego… jak Kite dowiaduje się, że Eight miał niebezpieczną walkę i wpada w wielką panikę, podczas gdy ten dzieciak sobie jedynie łokieć otarł… albo jak Eight walczył dla Kite’a z jego arcywrogiem, a ten dumny i zarozumiały okularnik niemal na kolanach błaga swojego wroga, aby zostawił go w spokoju… To była jedna z najpiękniejszych więzi braterskich, jaką dane mi było zobaczyć ;___; To właśnie dlatego oni - a Kite w szczególności - są moimi ulubieńcami, jeśli chodzi o bohaterów Shogun Steel. W miarę rozwoju wydarzeń Kite został jednak potraktowany niemal tak, jak Tsubasa; na początku był silny i potrafił pokonać każdego, potem z biegiem czasu co chwilę przegrywał. Potem tylko odegrał swoją marną część na koniec, pokonując jakiegoś złego, nic nie znaczącego gostka - i koniec. To jest chyba to, co mnie rozczarowało… no ale nie powinnam Kite’a o to winić. Wszystko dla fabuły… i dla niesamowitego Zero.

Koniec! Ao No Egzorcist opiszę innym razem… może anime skończę oglądać, to wtedy mi się skrystalizuje lepiej wszystko :3 Gratuluję ktosiu, który dotarłeś tutaj <3 Uwielbiam cię Very Happy I miłego dnia życzę


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Werak dnia Sob 12:21, 12 Lis 2016, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 2:03, 03 Lis 2016    Temat postu:

Ojejaśki, ktoś mnie uwielbia . A tak serio, to znam ból. Samą mnie drażni, jak przeskakuje się pokolenie bądź pokolenia w bohaterach... dlatego nie lubię 12. Zwiadowców i dlatego nigdy nie obejrzę "Legendy Korry". Sama myśl, że miałabym zobaczyć znanych mi jako 12-14 latków bohaterów, którzy są już pomarszczonymi staruszkami bądź w ogóle nie żyją... to takie nope.

Ale ale! Wracając do podsumowania sezonu letniego. W jego czasie wiele nie oglądałam, szczerze mówiąc. Średnio mi podpasował, tak samo zresztą jak jesienny co jest teraz. Ale o nim później. Bo coś jednak oglądałam.

Ok... zacznijmy od Servampa. O tytule wiedziałam od dawna i całkiem długo na niego czekałam, jako że dwie takie jedne się zaopatrzyły w mangi i mi o nich opowiadały. W tym uniwersum istnieją wampiry, a konkretniej osiem Servampów - 7 od grzechów głównych plus jeden na doczepkę, od uznawanego w Japonii 8 grzechu, melancholii, z poza nimi jeszcze pomniejsze wampiry, w tym tzw. subklasy Servampów, czyli ich sługi. Główny bohater Mahiru tworzy kontakt z Kuro aka Sloth aka Sleepy Ash, czyli Servampem Lenistwa, najstarszym z nich wszystkich. Ale że ósmy Servamp, Tsubaki, wszystkich morduje, to trzeba go jakoś powstrzymać c: Tak krótko streszczając fabułę.
Ok, więc przede wszystkim będę chciała jeszcze nawiązać do mangi, bo 4 tomy czytałam, a 5 i 6 są w drodze, bo Ksssa była na tyle miła, by mi pocztowo pożyczyć. Ale to zaraz. Samo anime jest bardzo przyjemne - żywe kolory, ładna animacja, fabuła... no taka przeciętna, bez większego polotu, ale spokojnie ujdzie, bez większych problemów. Bohaterowie są różni, bo waha się to między takim "meh" przy Mahiru, poprzez "jak tak pomyślę, to on jest strasznie fajny" przy Tetsu, Lawlessie czy Jekyllu, aż po "jaki on super" z wyróżnieniem Lily'ego, Misono i Kuro. Tyle że ostatni odcinek jest tak... koszmarny. Mam wrażenie, jakby autorzy tworzyli przez 11 odc historię, a po nich się ocknęli i stwierdzili "yyy, ale wiecie, że mamy jeszcze jeden na rozwiązanie?". Przy czym skończyło się tak, że ciężko mi jest sobie wyobrazić 2 sezon, a mangi na pewno nie pokryli całej. Właśnie, manga. Manga dużo lepiej rozbudowuje postaci, z Lily'm, Misono i Mikunim na czele. Tyle stwierdzam po tych 4 tomach. Część jest mocno zmieniona, ale szczerze mówiąc, zrobili to dość umiejętnie, więc nie znając oryginały, dobrze mi się oglądało. Dopiero później, gdy dorwałam mangę, dostrzegłam, że rzeczywiście, w porównaniu to wypada nieco słabo. Ale jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć coś lekkiego z... może nie górnej, ale nieco wyższej półki, to to mogę polecić. Acz manga sympatyczniejsza c:

Drugie i w sumie ostatnie z sezonowych anime, które obejrzałam, to 91 Days. Mafia, wiek prawdopodobnie XX. Gdy Angelo był młody, na jego oczach zabito mu całą rodziną w skutku międzymafijnych potyczek. Jemu samemu udaje się uciec i po latach dostaje list ze wskazówkami, kto stał za atakiem. Wraz ze swoim przyjacielem Corteo, który zajmuje się pędzeniem bimbru, postanawia wejść do rodziny Vanettich, by od środka zlikwidować tych odpowiedzialnych za morderstwo na jego rodzinie. Zapoznaje się z synem dona mafii, Nero i... robi swoje.
To jest seria, w której się zakochałam ;^;. Co odcinek, zwłaszcza w końcowych, był cliffhanger, poza tym tu następował ten zabieg, że... ja jako widz wiem, ale postaci nie wiedzą i niech się w końcu dowiedzą! A końcówka... końcówka była okrucieństwem Neutral. To takie... [link widoczny dla zalogowanych] (acz tylko emocjonalny, bo faktów tam nie ma). Ale szczerze mówiąc, poza tym ciężko mi na coś narzekać. Może mi coś wypadło z głowy, ale... a nie, mam jedno. Angelo i Nero byli cudowni, ale duża część drugoplanowych postaci była nijaka. Choć nie było tragedii - po prostu nie powalało, a jak w Servampie wymieniałam kolejno postacie, które lubiłam, tak tu byłyby to te dwie a reszta była co najwyżej ciekawa. No i Corteo, do którego mam tak mieszane uczucia, które tak nagle w trakcie mi się zmieniły, że chyba bardziej się nie da. Ale ładna kreska i animacja, choć ta pierwsza była charakteryzowana chyba na nieco starszą... choć zaczynam myśleć, że to po prostu specyfika cięższych klimatów.

Poza tym zdołałam nadrobić dwa tytuły. Jeden to Owari no Seraph, sezon drugi tak konkretniej, którego nazwy nie chce mi się sprawdzać a nigdy nie pamiętam (no ok, sprawdziłam, nazywa się Nagoya Kessen-hen). Pamiętam, że pisałam, że mam nadzieję, że naprawią serię... cóż, nie. Nadal ma te same wady. Patos, niewysznięte ataki z zaskoczenia i tego typu nielogiczności. Dlatego już na początku przestałam doszukiwać się w tym arcydzieła. Nie jest nim. Zamiast tego szukałam elementów umilających mi oglądanie, skupiłam się na tym, co przyjemne. Iiiii przyznam, że lubię sceny z Miką i Yuu, bo są urocze ;^;. Więc odcinki od 9 do 12 były takim trochę wygrywem... a końcówka w ogóle mnie pobiła . I na tym etapie mam gdzieś, czy to logiczne, czy mądre... ej, jest przyjemnie, sama chciałam, by tak się stało. Nasza wesoła drużyna + Mika i Makoto jest cudowna ;^;. Więc liczę na dobrą zabawę przy trzecim sezonie, co ma być za rok według info od znajomego Very Happy. No i polubiłam całkiem Ferida i Shinyę, bo pierwszy jest zabawny do oglądania, a drugi... nawet nie wiem. Jest jednocześnie ostry, ale też troskliwy, poważny i odpowiedzialny, ale i wciąż coś mówi żartobliwie... to taki człowiek paradoks, ale jest w końcu przyjacielem Gurena Very Happy> Właśnie! Końcówka z Gurenem była dla mnie okropniasta, ale to swoją drogą już.

Iiii ostatnie, co również jedynie nadrabiałam, to Gin no Saji. Ktoś tam wyżej, Lifa na pewno, nakreślił fabułę - o chłopaku, który poszedł do średniej szkoły rolniczej. I chociaż raczej za klimatami szkolnymi i obyczajowymi nie przepadam, to akurat to się oglądało całkiem miło i przyjemnie Very Happy. Rzecz jasna nadal wolę FMAB, ale jednak Arakawa nie tylko fantasy umie tworzyć. Notabene mangę też mam... całe 3 tomiki. Z 13 bodajże. Ale powoli sobie będę kompletować c: Póki co nie ma nawet co wspominać, bo anime jest bardzo wierne. Mogę tylko rzec, że kreska ładna. Ale zazwyczaj wolę te z mang, no z kilkoma wyjątkami. W anime często na jej jakość wpływa też animacja a z nią bywa różnie.



...właśnie! Tu się zaczyna druga część posta. O mangach. Ale krótko Very Happy. Bo generalnie niedawno się obdarowałam całkiem przyzwoitą ich ilością i jeszcze mam zamiar domawiać. Dofinansowanie tak wpływa na zawartość biblioteczki C: A książek nie mam co kupować, jak póki co nic mnie wołającego nie ma, a za to mam do nadrabiania sporo. Ale po kolei~

Przede wszystkim uznałam, że FMA jest za fajne, by go nie mieć. To chyba jedyna już do końca wydana, dość długa seria, którą postanowiłam zakupić. Jestem w 1/3 i te kolejne które planuję to właśnie reszta. (A cenzura, że brakuje mi jeszcze 18 tomów). I powiem, że śmiesznie się to czyta po obejrzeniu pierwszej połowy FMA i całego FMAB. Bo to jakby połączenie Very Happy. Znaczy FMA już się rozjechało i już bardziej Brotherhooda przypomina, ale były akcje, które pamiętałam z pierwszej serii.

Kolejna rzecz, w której się zakochałam, to Requiem Króla Róż autorstwa Ayi Kanno. Dostałam pierwszy tom na urodziny i... wpadłam. Jest to oparte o Wojnę Dwóch Róż, jednak rzecz jasna fabularyzowane. Ale jedna charakterystyczna rzecz to kreska... ta przepiękna kreska *^* Potrafię się w nią zagapiać, nawet nie czytając, choć historia też jest przyjemna. Zwłaszcza lubię wątek Henryka i Ryszarda, bo to taki nieuświadomiony love/hejt, ale no. A! I ojca Ryszarda, Ryszarda, też strasznie lubię . (I wiem, że te powielające się imiona są mylące. Sama się zastanawiałam półtorej tomu, kto jest Edwardem, zanim skojarzyłam, że jest ich dwóch - od Yorków i Lancesterów.)

Wielbię też Bungo Stray Dogs. Wiem, napisałam wyżej, że takie meeh, przyjemne, ale ambitne średnio... bo pierwszy sezon to najmniej ciekawa część tego. Potem jest mega *^*. Gildia, współpraca Agencji z Mafią, wszelkie ciekawe postacie jak Poe czy Lovecraft... manga jest cudowna Very Happy. Czytam ją na bieżąco online i... to wcale nie tak, że już kupiłam prenumeratę, kilka dni po ogłoszeniu, że będą ją wydawać w Polsce. To wcale nie tak, że zapłaciłam za 11 tomików i teraz przez 2 lata będą mi ją wysyłać C:

A że Aya Kanno wydała poza powyższym jednotomówkę, Istotę Zła, to uznałam, że też kupię C: Urzekła mnie tym, że... jak ją wrzuciłam do koszyka, grosze znikły i miałam okrągłą kwotę do zapłaty. Tak, to jest powód. I choć nadal wolę Requiem, i pod kątem kreski, i fabuły, to jednak nie żałuję. Dość ciężka i niezbyt wesoła, ale to moje klimaty i mi pasowało. Zen, jeden z najbardziej poszukiwanych przestępców, szuka przyczyn swojej amnezji... rozwinięcie tematu mi się całkiem podobało a i cieszę się z tego, jak zrobili zakończenie. A i jak na mangę to cegła, bo z 2-3 razy grubsza niż przeciętna Very Happy.

...a reszta kiedy indziej, bo jestem śpiąca a post jest długi.
...albo nie, na szybko.
Mam jeszcze Alicję w Krainie Koniczyny, bo raz, że to jaaaaakby sequel tego, co już mam, Alicji w Krainie Serc, a dwa, że znów, dostałam pierwszy tom na urodziny. Iiii.... tak, czytam romansidło. Tak, nawet mi się podoba. I... tak, jest kontynuacją haremówki. Sama jestem tym zaskoczona, ale i to ładne, i lekkie Very Happy. Tylko brakuje mi Juliusa :c. Bo w sequelu go nie ma... póki co przynajmniej. Ale choć jest dużo Borysa Very Happy.
A dwa, to moje Light Novel Durarary, w których jestem na etapie 2 i 2/3 przeczytane. Zresztą tylko 3 są w Polsce póki co, bo następna wychodzi... w listopadzie lub grudniu... nie pamiętam. Ale! Są dużo lepsze od jednotomowego LN Tokyo Ghoul. Napisane przyjemnie, postacie przedstawiane nieco inaczej - większość lepiej, choć zdarza się, że gorzej (Shigen...). Ale lubię to, jak lekko się to czyta. I czat internetowy świetnie tam zrobili . A ważną rolę w końcu odgrywa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Werak
Porwany przez Skandian


Dołączył: 24 Lip 2013
Posty: 1232
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 11 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z Sochaczewa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 20:51, 24 Lut 2017    Temat postu:

Uwaga, uwaga. Chciałam ogłosić coś, na co wielu czekało tak długo. Na co wyczekiwały milijony. Coś, co może zniszczyć tym milijonom życie, światopoglądy i wszelkie inne ważne cosie.
Obejrzałam cały Code Geass.
Tak. To się stało. Ja sama nie wiem, jak, ale się stało Wszyscy pewnie wiedzą, o czym to jest, więc nie przedłużajmy, przechodźmy do mojego zdania na jego temat

Jak pewne osoby wiedzą, bardzo chciałam obejrzeć to anime. Jak też pewne osoby wiedzą, nie potrafiłam tego zrobić, bo… no nie wiem. Zrzucałam to na brak czasu, ale obiecałam sobie niedawno, że będę ze sobą zawsze szczera. Więc jestem. Na początku nudziło mnie trochę i rozczarowywało ;___; Mówiono o tym, że to niczym Death Note… ja z początku widziałam w tym tylko to, co mnie w Death Note odrzucało. Mówię tu przede wszystkim o głównym bohaterze, Lelouchu. Wkurzał mnie i to bardzo… od samego początku, w sumie nawet nie zdążył nic zrobić, a już czułam, że się nie polubimy :3 No bo nie rozumiałam, jak mam brać na poważnie człowieka o imieniu “Lulusiu” ;___; Lalusiu... Co to za imię… A jak już zyskał Geass, to w ogóle :/ W ogóle to anime zniszczyło mi światopogląd na wymowę. Począwszy od imienia Lelouch, które prędzej wymawiałam jako “lilaucz” niż “lulusiu”, po słowo “geass”, które z rozpędu na początku wymawiałam jako “giis”. Nie mam pojęcia, czy którakolwiek z moich form byłaby poprawna, no ale tak było i ciężko było mi się przestawić trochę... Co prawda, jak byłam już tak… w połowie pierwszego sezonu, to opinia zarówno o całym anime, jak i o Lelouchu znacznie mi się poprawiła, fabuła nawet mnie wciągnęła, udało mi się Leloucha zrozumieć i w jakiś sposób docenić to, że robi to dla siostry. Właśnie… to jest taki przykład braterskiej miłości, że ja normalnie powinnam go na rękach nosić i obwieścić najulubieńszym bohaterem. Nie jest tak, bo nawet, gdy całkowicie pojęłam, o co jemu chodzi i nawet, gdy okazało się, że nie jest Lightem i ma rozterki, uczucia, boi się i tak dalej… nie zmieniło to tego, że wkurza mnie tym, jak z tym a’la Yagami uśmiechem/śmiechem patrzy, jak giną ludzie. Zwłaszcza, gdy są to jego ludzie Neutral Wnerwia mnie tym, jaki potrafi być czasem chłodny i nieczuły, jak potrafi wykorzystywać ludzi, żeby potem mieć w planach wyrzucenie ich jak stare zabawki.

Cytat:
Tak, Rolo mam na myśli. Choć właściwie Rolo to nie jest lepszy, wkurzył mnie tym, jak zabił Shirley i planował zabić Nunnaly, bo “ja mojemu nissanowi wystarczę” (ile miłości do zwykłego auta…) ale pomimo tego… podbił mnie w jakiś sposób i szkoda mi było, kiedy zginął :\ Prawie łzę uroniłam… powstrzymałam się, ale jednak :3 W sumie to fajne było z jego strony, że nawet gdy wiedział, że jest wykorzystywany, potrafił się poświęcić dla Leloucha. Chyba właśnie za to zebrał u mnie największy plus :3


Obecnie mam do Leloucha takie… ambiwalentne podejście. Drażni mnie nadal, ale ani go lubię, ani go nie lubię, nie zachwycił mnie za specjalnie, nawet pod koniec. Gdybym jednak nie znalazła sobie w tym anime jakiejś ukochanej postaci, to by mnie trafił jasny szlag. To ma aż dwa sezony, nie miałam ochoty przez całą wieczność oglądać tego na przymus. Na moje szczęście, znalazłam. Tą osobą jest Kururugi Suzaku Już od początku jawił mi się jako ktoś, kogo da się polubić… był takim przeciwieństwem Zero i to pozwoliło mi go opleść swoimi mackami uwielbienia i trzymać się go przez cały sezon… I w sumie to przede wszystkim dzięki niemu udało mi się to dokonać Very Happy Choć tak naprawdę pokochałam go dopiero wtedy, gdy…

Cytat:
o ironio… okazało się, że zabił własnego ojca. Wiem, dziwne to, ale ten fakt sprawił, że jego postać stała się dla mnie jakaś pełniejsza, że to nie tylko te ideały i honor w nim tkwią… że on też jest w stanie iść po trupach. Logika podpowiada, że powinnam go za to znienawidzić też… no ale on to jednak co innego, tym się będę zasłaniać :3 No i przede wszystkim było mi go strasznie żal, a jak już mogę kogoś żałować, to wiadomo, że miłość się pogłębia Potem już tylko mogłam uwielbiać go jeszcze bardziej… gdy miał te rozterki, gdy pragnął śmierci, choć nie mógł umrzeć… lubiłam go nawet, gdy próbował użyć Refrenu na Karen, żeby mu wszystko wyśpiewała… dlatego przeszłam mały zawał, jak zobaczyłam jego nagrobek ;___; Zanim dotarło do mnie, że w Code Geass ciągle ktoś martwy wraca do życia i to na pewno jest jakieś oszustwo, to zdążyłam już trochę łez wylać… ( i patrząc na nagrobek zorientowałam się, że on jest o rok młodszy ode mnie. Dziwnie mi z tym).


Ale! Nie samym Suzaku żyje człowiek Myślałam, że w tym anime niemożliwością będzie, abym znalazła jeszcze kogoś, kogo naprawdę bardzo polubię. Ale… ha! Myliłam się Cool A mówię tu o Li Xing Ke Miał piękne wejście już na samym początku, gdy rozciął pas jakiemuś żołnierzowi z takim wyczepistym tekstem, że Brytania nie rozumie Chińskiej Republiki, czy coś w tym stylu. How cool is that? A jak potem chronił tę dziewczynkę… tą chińską cesarzową, jakoś tam jej było… taka mała biała i słodka… No w każdym razie to już dla mnie wygrało, jest dla mnie niemal równy z Suzaku Very Happy Fantastyczny jest… zmysłem taktycznym dorównuje Lelouchowi, ma cięty język… potrafi się tak poświęcić dla tej swojej białej dziewczynki, nawet pomimo tego, że jest chory… (to nie wpływa jakoś na fabułę, więc myślę, że nie muszę tego ukrywać) Gotów życie dla niej poświęcić… No po prostu jest świetny. I umilił mi oglądanie Code Geass :3

A! No i hrabia Lloyd… gościa też uwielbiam za to, że jest sobą Very Happy Że nawet do wyższego stopniem… ba… nawet do samej władzy odnosi się jak do starych znajomych, fajne ma przemyślenia i światopogląd i niejednokrotnie sprawił, że się uśmiechnęłam przy jego wypowiedzi Very Happy Prawie o nim zapomniałam… jak mogłam...

Cytat:
No i jest coś, czego nie mogę nie skomentować. Koniec drugiego sezonu. Muszę się przyznać, że płakałam łzami obfitymi. Zapewne wywołam w tym szok i pytania w stylu: “Ale jak to? Mówiłaś, że nie lubisz Lulusia!”. A więc, przyznaję, to prawda, nie przepadam za nim. I to nie przez niego płakałam… tylko przez Suzaku ;___; W sumie to była mieszanka szczęścia i smutku… bo raz, że gdy tylko zobaczyłam Zero, to domyśliłam się, że to on, ale nim zdążyłam się czymkolwiek nacieszyć, dotarło do mnie, co oni chcą zrobić ;___; Smuci mnie przede wszystkim to, że to właśnie Suzaku był zmuszony to zrobić. Przecież pomimo wszystko byli przyjaciółmi. Już nawet wszystko było dobrze pomiędzy nimi, już zawarli ze sobą pakt (a genialnie było obserwować, jak działają w zespole) i przecież… On sam miał łzy w oczach, nie chciał tego ;__; To jest smutne, że to on ciągle ma na rękach krew tych, którzy są mu najbliżsi… zabił ojca, był przy śmierci Euphemii, “zabił” Nunnaly, a teraz “zabił” Leloucha… no bo wiadomo, że przeżył, nie robiliby trzeciego sezonu, gdyby było inaczej :3 Co prawda wydaje mi się to lekką przesadą, tam na okrągło ktoś odżywa, ale chyba nie powinnam nic mówić… sama bym pewnie tak zrobiła :3 Bo czemu by nie, kto bogatemu zabroni No ale dobra! Ogólnie to koniec smutny, ale mi się podobał i w sumie nie miałabym nic przeciwko, jakby się na tym skończyło. No ale jak nie, to nie, niech robią ten trzeci sezon, choć zobaczę go tylko z ciekawości, z wytęsknieniem na niego nie czekam :3


A teraz… muzyka! Generalnie to mi się podobało Very Happy Co prawda openingi i endingi średnie (choć tu z zaskoczeniem muszę przyznać, że endingi były lepsze… pierwszy raz to mówię…) ale za to osty są bardzo przyjemne w słuchaniu :3 Smieszne jest to, że jest w nich straszna rozbieżność… raz jakaś poważna orkiestra i jakieś podniosłe chóry, potem nagle gitara rodem z hiszpanii i coś, co brzmi jak pozytywka… jeden ost brzmi dla mnie nawet jak coś wyjęte żywcem z Harry’ego Pottera Very Happy Ale i tak moim ulubieńcem są osty: The Master, The Knight, Stray Cat, Turning The Tide (którego się naszukałam, bo okazało się, że nie wydali tego, chamy...) All Hail Brittania i Black Knights :3 Jest ich dość sporo, więc nie mogę źle oceniać muzyki stamtąd Very Happy

Ogólnie rzecz biorąc, to nawet to anime fajne, nawet, jeśli na początku miałam z nim problemy. Wiem, że mi się podoba, bo w jakiś sposób na mnie wpłynęło. Na przykład, pozwoliło mi przezwyciężyć traumę i znowu lubię grać w szachy Very Happy A nawet motywuje mnie do tego, żeby grać w to częściej i być w tym coraz lepszą Co prawda Code Geass nigdy nie będzie dla mnie numerem jeden (bo numer jeden jest tylko dwa :3 Clannad i Noragami ) ale nie żałuję, że obejrzałam Very Happy All hail Lelouch and his freakin’ long fingers! (I love them, by the way )

_______________
W sumie to obejrzałam jeszcze Beyblade - ten oryginalny. Ale że już zauroczenie na niego mi przeszło (kuźwa, w końcu... pół roku mi to zajęło...) to nie czuję już takiej potrzeby, żeby o tym pisać Very Happy Natworzyłam się tego trochę, co prawda, ale... no cóż, zachowam to dla siebie Very Happy Powiem tylko tyle, że bardzo mi się podobało. Bywało nawet chwilami lepsze od Metal Sagi, co przyznałam z trudem, bo oglądałam to z nastawieniem, że "nie, nic nie będzie lepsze od Metal Sagi!". A jednak się udało Very Happy Olbrzymim plusem tego anime było to, że nikogo tam tak do końca nie potrafiłam znienawidzić... Nawet główny bohater, Tyson Granger (gościu ma na nazwisko Granger ), choć mnie denerwował niejednokrotnie, to lubiłam go. Przede wszystkim dlatego, że to, co mnie w nim denerwowało udowadniało przede wszystkim, że nie jest perfekcyjny i idealny, jak to miało miejsce w Metal Sadze. Tam wszyscy zgodnie poklepywali głównego bohatera po pleckach i wszystko, co robił, nawet, jak było porażką, było dobre. W Beyblade nie, tam jak zaczynało Tysonowi odwalać, to otwarcie go krytykowano i sprowadzano na ziemię. I to jest jedna z licznych zalet tego anime Very Happy

Dobra, jednak muszę jeszcze wspomnieć o ulubionych bohaterach, bo nie wytrzymałabym i nie wybaczyłabym sobie :3 No to krótko... Najpierw Kai Hiwatari, pół Japoniec pół Rusek, który wiecznie chodzi w szaliku ważącym prawdopodobnie pół tony, bo jak go zrzuca na ziemię, to gleba pod nim pęka :3 Jest trochę taką mroczniejszą i jeszcze bardziej outsiderową wersją Tsubasy z Metal Sagi; dość ponury, trzyma się na uboczu, inteligentny... poza tym, ma tego samego voiceactora, co on, w angielskiej wersji, a jego bestią jest Dranzer - feniks, który czasem wręcz brzmi jak orzeł Very Happy Poza tym jest strasznie ironiczny i sarkastyczny, to jedna z tych osób, która najczęściej sprowadza Tysona na ziemię (ma obowiązek taki w sumie, to kapitan drużyny :3), bywa też okrutny i nieprzewidywalny, a przede wszystkim... jest strasznym zdrajcą. Bardzo często lubi sobie przeskoczyć do wrogiej drużyny, tak dla rozrywki :3 Koniec końców, zawsze wraca, no ale jakoś mnie to w nim urzeka... bo to nie jest tak, że jest Wallenrodem, który wkrada się do przeciwników, żeby doprowadzić do ich zguby, tylko robi to z czysto egoistycznych pobudek; bo a to może coś zyskać, albo po prostu chce powalczyć ze swoimi kolegami z drużyny. I za to go kocham Za to, że jest mega niezależny i za jego wieczną postawę: "I'm Kai. I'm better than you. I show up where I want, when I want, for I'm the king of the world! Hail to the king, baby!" Cool To jest cytat od Tysona, który go wtedy parodiował, ale kurde... pasuje Na końcu wspomnę jeszcze, że choć zgrywa twardziela, którego nie obchodzi nikt prócz niego samego, potajemnie dokarmia kotkę z małymi kociętami :3 Jak tu go nie kochać

Ray... Ray, który nie wiem, jak ma na nazwisko :3 Aczkolwiek, jeśli chodzi o moje lubienie postaci, to on był zaraz po Kaiu Very Happy Fantastyczny jest... mądry, spokojny, uprzejmy i dobrze wychowany... On i Kai byli ludźmi w grupie, którzy mieli najwięcej rozsądku i starali się niczego nie robić pochopnie, a że w Metal Sadze takie postacie mnie podbijały, to tu nie mogło być inaczej Jest też jedna rzecz, za którą strasznie lubię Raya, a która trochę mnie bawi... że to taki pies na baby trochę Very Happy Jako pierwszy z grupy miał koleżankę, do której wyraźnie coś czuł (i vice versa zresztą), z drugiej strony, jak się znalazła jakaś modelka, to on oczywiście jako pierwszy z rumieńcem na pół twarzy szedł po autograf... jak się nagle pojawiła jakaś dziewczyna, która smutna sobie chodzi, bo ma problem, to można być pewnym, że za kilka chwil pojawi się Ray i zacznie ją pocieszać :3 To jest takie... urocze W jakiś sposób mnie to strasznie zachwyca i w sumie trudno mi się dziwić, że połowa dziewczyn się za nim ogląda Very Happy Jest się za czym oglądać Nie podoba mi się tylko ta jego wybranka, no ale co ja mogę :3 Mogę się tylko z tym pogodzić, aczkolwiek są lepsze dziewczyny w Beyblade... jakby nie były zajęte, tobym shipowała Lubię też jego głos... patrzyłam po voiceactorach (angielskich, oczywiście) i się okazało, że słyszę go tu po raz pierwszy... choć byłam pewna, że skądś go znam :3 Mogę jeszcze dodać, że czuję do niego miłość matczyną I że ładniej mu w rozpuszczonych włosach niż w związanych, w taki dziwny ogon... nawet nie koński, bardziej tygrysi Very Happy Co prawda, te włosy mu się rozpuszczają, jak jest wykończony bardzo ciężką walką, albo po prostu tę walkę przegrywa, no ale... to nie zmienia faktu, że dodaje mu to uroku :3 Zwłaszcza że jest jak Tsubasa, taką Beyblade'ową Roszpunką, który ma mega długie włosy... choć Ray ma najdłuższe, bo mu sięgają aż do stóp chyba Very Happy I naprawdę to pięknie wygląda, jak rozwiewają mu się na wietrze

Co do muzyki... w angielskiej wersji pojawiło się mnóstwo piosenek, których nie ma w japońskiej wersji. I niemal wszystkie są genialne, nie wyobrażam sobie Beyblade bez nich Moimi ulubionymi są Swing Low (do której nie umiem się przyznać, ale i tak ją kocham), Never Gonna Take Me Down, Rise Above The Storm... i wiele innych :3 No i opening ma świetny Very Happy W dodatku Niemcy zrobili własne wersje tych piosenek... i one właśnie sprawiły, że poczułam żal, iż nie znoszę niemieckiego. One plus David Garrett, ale one w większej części :<

No dobra, to tyle. Evans, możesz tworzyć Very Happy No i dziękuję za uwagę Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Werak dnia Sob 9:27, 25 Lut 2017, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Skorghijl Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin