Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

"Pod Dębowym Liściem"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 473, 474, 475  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> La Rivage
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:56, 02 Sty 2018    Temat postu:

Myślę, że patrząc na przerwę pomiędzy tym postem a poprzednim, można dopisać do powodów wymierania forów jeszcze jedną rzecz. A mianowicie brak jakiejkolwiek gwarancji, że Twoja wiadomość spotka się z reakcją - że ktoś ją przeczyta, a co dopiero że odpisze. To zresztą nie musi wynikać z tego, że rozmówcy mają nas gdzieś. Po prostu się zapomina, że była jakaś tam dyskusja. Człowiek się skupia na czym innym i nagle się okazuje, że od dwóch miesięcy nie udzielił odpowiedzi. A czasem znika się już na zawsze i temat umiera, bo nie ma komu go po takiej przerwie podejmować. Jeśli się już prawie na pewno wie, że nikt nie odpisze, to odechciewa się pisać w ogóle... (to jeden z głównych powodów, dla których mocno ograniczyłam tworzenie nowych wątków w Skorghijl, mimo że kocham debatować o książkach).

Ale!
Żeby nie otwierać tego roku na forum samymi smętami, to życzę Wam w bardzo uniwersalny sposób wszystkiego dobrego, żeby kolejne 12 miesięcy się w miarę możliwości udało... i może żeby trochę się ta strona ożywiła. Tak minimalnie chociaż - nie mam wielkich wymagań Very Happy. Ale szkoda aż, żeby miała zniknąć.
I to tyle :3. Jak macie jakieś przemyślenia na temat 2017 roku to proszę! Jeśli się dołączać do wszechobecnej mody na podsumowania to właśnie w styczniu .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:32, 02 Sty 2018    Temat postu:

Moje podsumowanie 2017 roku to...
...ludzie narzekali na 2016 mocno, kiedy mi się bardzo podobał. Ten rok zdecydowanie mniej :c Zaczęłam się męczyć wieloma rzeczami, które dawniej mi sprawiały przyjemność. I się czuję zupełnie inaczej niż w zeszłym roku. Nie umiem tego wyjaśniać, zwłaszcza że sama nie chciałabym dawać pierwszego posta w roku będącego ponurą rozprawką, ale szczerze mówiąc, to dużo rzeczy mi się popsuło w przeciągu kilku miesięcy. Jedyną szczerze fajną rzeczą była wyprowadzka z domu, bo zaczęłam się już w marcu żreć z rodzicami tak, że miałam ich dość.
Ale pocieszam się myślą, że ten rok musiałby się bardzo postarać, by być gorszy, więc prawdopodobnie czeka mnie zmiana na lepsze c: Zwłaszcza że chyba to szczęście idzie sobie taką sinusoidą.

I odbijam pytanie Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice00
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 18 Sty 2015
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:06, 29 Sty 2018    Temat postu:

Trochę może późno na odpowiedź, ale ptaszek zaćwierkał, pachnie wiosną, to postanowiłam wpaść i coś napisać, zwłaszcza, że się od paru dni od tak błąkam po różnych częściach forum... Wszystkiego najlepszego w nowym roku *zerka na kalendarz* prawie miesiąc po sylwestrze! Very Happy

Co do 2017 roku, to ja... nie potrafię się wypowiedzieć Very Happy. Czas od skończenia gimnazjum zlał mi się w taki jeden ciąg wydarzeń, że nie potrafię go wręcz rozgraniczyć na poszczególne lata... straszne to trochę, jak o tym myślę ;-; ale jak się dziwić komuś, kogo mózg ostatnio tak niedomaga? Naprawdę, przerażam sama siebie - piszę i nagle znajduję dziwne słowa lub znaki interpunkcyjne w środku zdania, albo bohaterowie "otrzepują twarz" zamiast płaszcza... ewentualnie "chowają miecz i chowają się również", co się odnosiło do ukłonu... Mam tego całą listę... *rozgląda się* Czy jest na sali lekarz?

W sumie 2017 po głębszym namyśle zleciał mi przede wszystkim szybko. Gwałtownie. Z mnóstwem wahań nastroju i szkołą, w której w drugiej połowie roku żyłam dosłownie z dnia na dzień. Szaleńczo szybko, na wszystko mi czasu brakowało i brakuje dalej, i mam wrażenie, że będzie tylko gorzej... I chociaż nie mogę powiedzieć, żeby to był jakoś specjalnie zły rok (może mogłabym powiedzieć, gdybym go mogła rozróżnić w ogóle Very Happy) tylko raczej przeciętny, to mimo wszystko chciałabym jednak, żeby ten nowy był lepszy. Uboższy przede wszystkim w nerwy... No ale! Dałabymtujakąśmądrąłacińskąsentencjęalenieumiemwłacinę... Żyjmy i tyle...Jakoś trzeba, nie? Very Happy

Dołączyłabym się do dyskusji o forach, ale byłam w życiu na trzech forach w ogóle. Heh! Za to mogę się podzielić skromną obserwacją, że ludzie robią co mogą, żeby zwiększyć ilość czasu i usprawnić sobie życie... a potem marnują go na głupoty i nie żałują, że go nie mają :3. Ludzie, jaki ten gatunek jest głupi Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 3:51, 21 Lut 2018    Temat postu:

Przez ostatni miesiąc ciągle planowałam coś tutaj napisać, ale szczerze mówiąc, byłam tak wymęczona psychicznie po końcówce semestru (wciąż mi się śni, że mam jakiś zaległy egzamin...), że musiałam sobie zrobić pełny tydzień przerwy, który polegał na kompletnym obijaniu się... W zasadzie nie robiłam nic poza układaniem puzzli, oglądaniem w kółko tego samego na YT i sporadycznym czytaniem "Marsjanina"...

Ale dobra. Sama zadałam to pytanie, więc może wypadałoby w końcu coś o tym 2017 napisać Very Happy. Szczególnie że jesteśmy tak daleko w nowym roku, że ludziom już się pewnie nawet data nie myli. Iii... właśnie mnie się myli. Ja mentalnie wciąż jestem w 2017 i mam wrażenie, że zostanę w nim przynajmniej przez kolejne 21 miesięcy. Chociaż w zasadzie nie wiem dlaczego...
W ogóle ten poprzedni rok był jakiś dziwny. Mam wrażenie, że bardzo wiele się w nim zmieniło (i w rezultacie ja się jakoś zmieniłam), a nie potrafię za bardzo podać konkretnych przykładów tego, co jest inaczej. Po prostu "ja" ze stycznia 2017 wydaję się sama sobie jakaś dziwnie obca w porównaniu do osoby, którą czuję się dzisiaj, mimo że 13 miesięcy to nie jest jakiś powalająco długi czas na rewolucje w osobowości. Zwłaszcza jak się nawet nie wie, skąd one przyszły. Po prostu jakoś tak rytm życia mi się zmienił. Podejście do wielu spraw trochę mi się wywróciło do góry nogami i... no mówię - nie dam rady podać przykładów Very Happy. Po prostu chyba ta "rewolucja" przebiega tak statecznie i pomału, że przeżywam teraz jakiś wieloletni proces, a nie taką nagłą przemianę, która by wynikała z czegoś konkretnego, co wpływa na człowieka z dnia na dzień.
(Jednym z najlepszych dowodów na to, jak inna się teraz czuje, jest to, jakie problemy miałam z wyprodukowaniem tego krótkiego wywodu... Dawniej rzadko zastanawiałam się dłużej niż pół sekundy nad tym, czy o czymś mówić na forum. Teraz coraz częściej zanim napiszę coś publicznie, to zastanawiam się, czy pisanie tego ma w ogóle jakiś sens. Zwykle dochodzę do wniosku, że nie ma, więc moja aktywność drastycznie spadła w porównaniu do tego, co było kiedyś.)

Ale żeby nie skończyć na takich filozoficznych nudach, to wypiszę w kilku punktach swoje wybitne i mniej wybitne dokonania z 2017...
- Pobiłam prawdopodobnie życiowy rekord zarwanych nocy na rok (2018 już się stara przebić ten wynik... idzie mi świetnie - pewnie mam już życiówkę jeśli chodzi o zarwane noce na miesiąc).
- Postanowiłam nie iść na egzamin w sesji letniej i nie przespałam nocy (co za zaskoczenie), oglądając tylko głupie filmy na YT ze świadomością, że nie muszę się zrywać o 8:00 rano, żeby dostać zasłużoną dwóję.
- Zaliczyłam wyżej wspomniany egzamin we wrześniu. Czemu wcześniej nie wpadłam na to, że tak się da?!
- Zrobiłam dwie tury praktyk pedagogicznych. Uczyłam dzieciaczki angielskiego i pokochałam jedną klasę 4, ale utwierdziłam się też w przekonaniu, że to chyba nie do końca zawód dla mnie.
- Nie zaczęłam pisać licencjatu.
- Poprawiłam swoje umiejętności w rysowaniu w dość zaskakujący dla mnie sposób.
- Zawaliłam każdą kolejną próbę pisarską.
- Poszłam specjalnie do kina na film niemy o mojej ukochanej arktycznej tematyce.
- Przeczytałam żenująco niewielką liczbę książek w porównaniu z prawdopodobnie każdym innym rokiem mojego życia od 2002.
- Przeżyłam na nowo kilka starych obsesji na punkcie animacji... I dorobiłam się kilku nowych.
- Poniekąd przyznałam się sama przed sobą, że jestem cholerną "fangirl" ;-;
- Zamieszkałam z osobą poznaną przez internet!
- Zobaczyłam się pierwszy raz z Alice na żywo (łącznie już 4 razy?)
- Wydałam horrendalne sumy na kredki i inne pierdoły do rysowania.
- Chyba już dość. To naprawdę nie był porywający rok... Very Happy


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Wto 21:09, 27 Lut 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 0:28, 30 Cze 2018    Temat postu:

Czas na mojego posta. Pierwszego od... Nie wiem kiedy. Serio. Jak już wspominki to wspominki. Co zrobiłem od czasu ostatniego postu? Nie pamiętam kiedy go napisałem, ale...
Na pewno napisałem i obroniłem inżynierkę i zapisałem się na studia magisterskie na tym samym kierunku (Automatyka i Robotyka). Czy zauważyłem jakieś zmiany od tego czasu? Na pewno stałem się mniej kreatywny. Jestem dużo bardziej leniwy, bo mniej czytam, mniej udzielam się na forach, a jak już gdzieś to udzielam się na discordzie czy grach na których marnuję mnóstwo czasu Razz
Nadrobiłem za to sporo anime od tego czasu. Zagrałem też w doki doki literature club, co polecam każdemu, bo tyle kontentu ile wyprodukowało społeczeństwo tej gry to nie widziałem dawno.
Chyba znowu zgubiłem się w swoich myślach, więc powoli kończę.
Na koniec chciałbym pozdrowić kilku użytkowników, którzy nawet nie wiem czy dalej tu zaglądają. W sumie to wszystkich użytkowników co brali udział w forumowych RPGach, a zwłaszcza Castagiro i Pawła. Tak, mam już 23 lata, jesteście starzy jak świat. A i pozdrawiam Gilcie, jakikolwiek ma teraz nick <3
A od teraz pewnie znowu będę wiecznie widniał na liście "online". Mam tą zakładkę otwartą od kilku ładnych lat Razz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mihex dnia Sob 0:37, 30 Cze 2018, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:01, 07 Sty 2019    Temat postu:

Wprawdzie dopiero był tutaj post o podsumowaniu 2017, no ale... tak to już jest na tym forum. Nie rozgadujemy się ostatnio za bardzo.

Więc ponowię pytanie w uaktualnionej wersji i może zrobię z tego tradycję.
Jak tam Wasz 2018? Very Happy (Mam nadzieję, że lepiej niż mój, nie chcę nikomu życzyć źle...) Robiliście coś nowego, coś się zmieniło? Macie teraz jakieś plany albo postanowienia? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:35, 12 Sty 2019    Temat postu:

Bo standardowo spotykamy się od okazji tu XD. Ale co tam, czemu nie. Zwłaszcza że to jest idealny odciągacz od nauki.

Jak podejrzewałam w zeszłym roku, moja teoria sinusoidy działa, przez co zaczynam się bać tego roku. Ale 2018 był zdecydowanie lepszy niż 2017, dla mnie przynajmniej. Zakończył mi się toksyczny związek, inna kwestia w znajomościach przybrała najlepszy możliwy rozwój, na studiach sytuacja ze znajomymi się nieco ustabilizowała, bo kto miał odpaść, ten odpadł, reszta raczej zostanie i nie muszę się martwić "z kim mam rozmawiać by za kilka tygodni nie zniknął"... Więc jeśli chodzi o znajomości, a to zwykle główny mój wyznacznik, to w końcu jest normalnie. Rozmawiam z tymi ludźmi, z którymi najbardziej chcę rozmawiać, nawet wróciła mi trochu jedna licealna znajomość, za którą trochę tęskniłam.

..wow, jak tak piszę, to brzmi, jakby mi było wesoło. Aż sama jestem pod wrażeniem.
Znaczy wszystko byłoby fajnie, ale serio studia mi się nadal nie podobają poza mieszkaniem z dala od rodziców. Nie wiem czy przez sam kierunek, czy przez fakt studiowania. Wszystkie około-studyjne rzeczy są fajne, nawet sam fakt, że mogę wychodzić czy wracać po nocach bez tłumaczenia się. Ale faktyczne studia? Meh... Za to tego nie zmienię i tak przez najbliższe lata, więc uznaję, że nie ma co biadolić. No jak już się zaczęło, to chyba trzeba skończyć.

Jakbym miała wymienić jakieś ważne rzeczy,które się wydarzyły... najważniejszą decyzją chyba było rzucenie pbf'ów. Co brzmi strasznie głupio, to tylko gry, ale zaczęłam pisać na różnych rpg pewnie jakiś miesiąc po zalogowaniu się tu, praktycznie nie miałam przerw od tego, bo jak tylko jedno upadało, znajdowałam następne. I nie żałuję, że grałam, poznałam kilku fajnych ludzi, nauczyłam się trochę... ale zdecydowanie uważam, że przynajmniej w moim przypadku zbytnie przywiązywanie się do forów wychodzi na złe. Za łatwo przychodzi mi zapominanie, że to tylko gra, zabawa, czuję obowiązek bycia tam 24/7 i zabiera mi to zdecydowanie za dużo czasu. Zwłaszcza że zaczęłam grać jeszcze w gimnazjum, a na studiach jednak mam więcej roboty.

Jakbym miała wymienić jakieś wspomnienie... to aż mi głupio trochę, ale wiem, że najlepiej będę wspominać zabawę na placu zabaw po 4 w nocy podczas pierwszego śniegu, jak po imprezie nie chciałam wracać do domu Very Happy Zwłaszcza że miałam najlepsze towarzystwo i to są takie głupoty, które zawsze chciałam robić, ale nigdy nie miałam z kim, a poza tym byłam zbyt grzecznym dzieckiem, by się rodzicom wymykać z domu, czego poniekąd żałuję. A teraz nie mogę minąć tego placu zabaw nie uśmiechając się.
Albo wyjście na tournee po barach kazimierskich i wydawanie majątku na fancy trunki z fajnymi ludźmi Very Happy To też jest wspomnienie, które zostanie ze mną na długo. I dzięki wszystkim osobom z powyższych wspomnień, bo bez nich to by było "smutne, samotne dziecko-student udaje, że samemu nie jest mniej przyjemnie niż w towarzystwie".

W ogóle ten rok minął mi strasznie szybko... miałam swoje pierwsze dwie sesje, po raz pierwszy zdarzyło mi się zawalić dwa faktyczne, końcowe egzaminy i płakać z tego powodu, bo za dobrze mi szło w liceum i w tej arogancji w ogóle poważnie nie rozważałam niezdania. Więc nauczyłam się nieco pokory przez to, zawsze na plus. A ostatecznie i tak udało się zdać. Tego bym sobie życzyła w następnym roku, nawet jak okaże się równie zły co 2017: oby chociaż zdać. A i ten, wiadomość do mnie z przyszłości: NIE ZOSTAWIAJ PISANIA PRACY NA OSTATNIĄ CHWILĘ. Znając mnie, boję się, że tak właśnie mi to wyjdzie.

(A jakby Mihex zajrzał, to się spytam o jakieś fajne tytuły animców, bo też praktycznie je przestałam oglądać, a czasem mi tego brakuje Very Happy.)

I odbiję pytanie ccc: Jak miną wasz rok? Starzy, nowi użytkownicy, jak tu zaglądacie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Sob 23:54, 19 Sty 2019, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:55, 22 Sty 2019    Temat postu:

Zajrzałam!, więc w sumie co mi tam, też coś od siebie napiszę ^^.
Mój rok 2018 minął... niesamowicie szybko. Tak mi się w tej chwili przynajmniej zdaje. Choć niektóre wydarzenia mimo wszystko zdają się mieć miejsce dużo dawniej niż zaledwie rok temu. Był taki krótki i długi jednocześnie A cóż się w mym życiu działo...?

Chyba jednym z najistotniejszych punktów programu jest fakt, że skończyłam szkołę. Wreszcie! można by rzec. Nawet jeśli czasami zdarza mi się za tym tęsknić (fajni ludzie, nauczyciele, jakiś taki uporządkowany styl życia), to cieszę się z tego niezwykle. Trochę poprawiło się dzięki temu moje zdrowie fizyczne, psychiczne może również - wreszcie mogłam odpocząć od ciągłego zakuwania, które mnie totalnie wykańczało, na co niestety nie zwracałam zbytnio uwagi.
Maturę napisałam tak sobie, mogło być lepiej, mogło gorzej. Ale zdać zdałam, także można się cieszyć. Niektóre przedmioty nawet na zaskakująco dobrym poziomie Very Happy. (Wprawdzie myślę poprawić/napisać jeszcze jedno rozszerzenie w tym roku, ale ta kwestia nadal jest do przemyślenia).

Kolejną, dużo ważniejszą dla mnie sprawą, która miała miejsce w tym roku jest to, iż dłużej nie jest mi dane świętować Dnia Singla :C (dobra, tak naprawdę wcale mi nie szkodzi, walentynki w sumie bywają fajne xd). Kilka dni temu obchodziłam rocznicę związku, który mam nadzieję przetrwa długo długo. I mnóstwo najwspanialszych wspomnień z tego roku pochodzi właśnie z chwil spędzonych z mą drugą połówką <3. Nasze gimbusiarskie podrywy, wspólne przygotowywanie się do matury, dwa tygodnie spędzonych razem wakacji i masa innych rzeczy... I co by nie było, nareszcie mam dzięki temu jakiś cel w życiu. Może nadal nie do końca wyraźny, ale dla mnie to niesamowicie dużo <3. Jeśli mam powiedzieć, czego w tym roku było w moim życiu najwięcej, to właśnie tych cudownych chwil. Ah, bycie zakochanym jest miłe ^^. I cieszę się niezwykle, że zyskałam dzięki temu sporo nowych znajomych, bardzo ważnych dla mnie znajomych, którzy przyjęli nas niesamowicie ciepło mimo różnych rzeczy, które mogłyby stać im w tym na przeszkodzie.

No ale poza jednym i drugim musiało się u mnie dziać coś jeszcze! Nadrobiłam mnóstwo seriali, nie przeczytałam zbyt wielu książek C: i zostałam studentem. A potem przestałam. The end Very Happy. Nadal średnio do mnie przemawia takie podejście, ale (podobno) mam patrzyć na to: "Wiesz, że nie pasuje ci ten kierunek, więc coś z tego masz!". Prawda prawda, jednak ciężko mi się z tym trochę zgodzić...
Dla niewiedzących natomiast - zaczęłam filologię klasyczną i mimo iż zakochałam się w grece i zajęciach z literatury greckiej i językoznawstwa, postanowiłam to rzucić, bo byłam wykończona już po miesiącu... Nie w taki zwykły sposób - zupełnie nie byłam w stanie spojrzeć na kolejny tekst Cezara do przetłumaczenia (a podobny stan zmęczenia nauką osiągnęłam wyłącznie po 6 latach nauki biologii... także no). Cóż, dopiero dzisiaj po raz pierwszy od listopada sięgnęłam po słownik i pomagałam znajomej z lekcjami z łaciny xD. Serduszko trochę boli, bo nadal niesamowicie kocham antyk, ale uczenie się tego na siłę chyba jest nie dla mnie... a szkoda, bo miałam już nawet trochę znajomych, super wykładowców i względnie miejsce na świecie... Ale po co, skoro można kombinować i robić po swojemu C:

Także od kilku miesięcy przechodzę załamanie nerwowe, bo nie mogę znaleźć pracy! :3 Tu powinnam skończyć, bo naprawdę właśnie tym się zajmuję na co dzień... Ale hej, jeszcze coś wygrzebię z tego roku...

No to tak.
-Spędziłam wakacje z dwoma świetnymi osobami i prawie nie utopiłam naszej trójki, bo sterowałam łódką, a mazurskie jeziora są zdradliwe <3
-Czy nauczenie się kilku musicali na pamięć i poznanie serii X-men mogę uznać za jakiś sukces...?
-Odpoczęłam od nauki na tyle, że byłabym w stanie się jej już chyba podjąć... tylko jeszcze nie wiem gdzie...
-Nauczyłam się w końcu dziergać na drutach! Ha!
-Poznałam fajne krakowskie bary na Kazimierzu - i nie tylko!
-Udało mi się utrzymać cenne dla mnie znajomości, z liceum i jeszcze wcześniejsze, co uważam za naprawdę duży sukces.
-I co... No i nauczyłam się greckich literek, bądźmy szczerzy, przydatna i fajna umiejętność!


W sumie podsumuję ten rok jako taki gorzko-słodki... Były chwile złe, były wspaniałe, nie mam zamiaru tego ujednolicać... Dał mi mocno w kość, to muszę samej sobie przyznać, ale w sumie był też tak ważny, że tylko się cieszyć ^^

Więc pytanie przechodzi na następną osobę: jak tam zeszły rok? Przyzwyczailiście się już do pisania 2019 w zeszytach/dokumentach? xd


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Śro 0:03, 23 Sty 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:00, 23 Sty 2019    Temat postu:

Jaaaa! Faktycznie, żegluga była w tym roku Very Happy A bym przysięgła, że dawniej... Ale to też było niesamowite Very Happy W ogóle sam fakt, że pomimo iż mieszkam na końcu świata, ktoś do mnie przyjechał na wakacje, i to nie jedna, nie dwie, a aż trzy osoby Very Happy Kolejny plusik do tego roku c:

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:13, 23 Sty 2019    Temat postu:

Taaak <3 Ah... a co osiągnięć/dobrych wspomnień mogę dodać jeszcze, że:
1. dojechałam na Mazury przez Wawę i nie zgubiłam się po drodze.
2. spotkałam wreszcie Krzysia-Szamana! Surprised Po latach znajomości! Jak mogłam zapomnieć to dodać!
3. i nauczyłam się szyć pacynki. Me dzieło w avku. Piękna buźka, czyż nie?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Śro 0:14, 23 Sty 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:18, 27 Sty 2019    Temat postu:

Ok, sama zadałam pytanie i znowu zwlekam z odpowiedzią, ale chyba moja kolej... Cóż - już w samym pytaniu zasugerowałam, że mój 2018 rok był mocno chu... hmm... mierny. Dobra, nie udawajmy. Był chu*owy, przepraszam, jeśli czytają to jakieś dzieci... (Został tu w ogóle ktokolwiek przed 18 rokiem życia?) Gdybym robiła jakiś ranking, to oficjalnie mogę powiedzieć, że to było najgorsze 12 miesięcy mojego życia jak do tej pory i trochę się obawiam, co by się musiało stać, żebym jakiś najbliższy rok oceniła niżej. Nie chcę kusić, no ale...
Ale nie chcę tylko marudzić i wylewać żalu, więc postaram się w miarę równomiernie rozłożyć pisanie o pozytywnych i negatywnych stronach tego roku. Bo to nie tak, że stały się tylko okropne rzeczy. Część z tego to zresztą przykre drobiazgi, a nie tragedie. Miałam dużo fajnych momentów. Po prostu ogólnie czułam się okropnie i myślę, że sporo mi zajmie pozbycie się efektów tego roku ze swojej głowy i organizmu (enigmatycznie to brzmi, ale pewnie za chwilę będzie trochę bardziej jasne).



A WIĘC! W PRZEKLĘTYM 2018:

- Jeszcze bardziej ograniczyłam swoją grupę znajomych do może 4-5 osób.
- Prawie nic nie przeczytałam.
- Zarwałam kilkadziesiąt nocy i permanentnie rozwaliłam swój zegar biologiczny. (Nie działa do teraz i nie działał nawet wtedy, kiedy musiałam wstawać przez 2 miesiące na 7 rano.)
- Pierwszy raz przeżyłam coś bliskiego atakowi paniki.
- ZNIENAWIDZIŁAM zajęcia z języka włoskiego i przeżyłam kilka załamań przez naszą prowadzącą.
- Nauczyłam się na poprawę z włoskiego i pojechałam na nią, ale się nie odbyła, bo prowadząca o mnie zapomniała, więc dostałam zaliczenie w ramach zadośćuczynienia... Ok...
- Nie poszłam na egzamin z filozofii na koniec czerwca przez nawał nauki na włoski. Zdałam go we wrześniu i do dzisiaj przeżywam, że za nisko mnie ocenili.
- Prawie równo rok temu odkryłam moją ulubioną serię na internecie.
- Zarwałam wiele nocy, patrząc na fanarty z bohaterami wspomnianej serii.
- Stałam się dużo bardziej tolerancyjna.
- Przeczytałam w końcu Władcę Pierścieni. Wiele razy miałam ochotę rzucić to w cholerrę, ale w końcu udało mi się dobrnąć do zakończenia. Zajęło mi to 11 miesięcy.
- Obejrzałam dwie części LoTR z fanowskim komentarzem w gratisie. (Przy dwójce zasnęłam na cudownej pufie Gai po nocy zarwanej w pociągu, więc trzeba było zaczynać od nowa.)
- Zawaliłam napisanie licencjatu na czas.
- Napisałam licencjat.
- Zawaliłam skończenie studiów w terminie.
- Skończyłam I etap studiów z opóźnieniem.
- Obroniłam swoją pracę. Do dzisiaj mam flashbacki z Wietnamu.
- Odebrałam swój dyplom i zamknęłam sprawy studenckie pierwszy raz od 2015 roku.
- Rzuciłam studia na rok.
- Pokłóciłam się z rodziną o rzucenie studiów na rok. Niejeden raz.
- Poszłam na wesele i wróciłam do domu chora, utwierdzając się w poczuciu, że nienawidzę wesel.
- Tylko raz (na tamtym ślubie) byłam w kościele. I utwierdziłam się też w przekonaniu, że mentalne średniowiecze w jakim siedzi wiele religijnych osób naprawdę nie jest dla mnie. Miałam ochotę wyjść.
- Pierwszy raz sama pojechałam gdzieś pociągiem i nie zgubiłam się.
- Przeżyłam dwa razy po 8-9h w pociągu.
- Nie zobaczyłam orłów koło Olsztyna Sad.
- Spadłam z drzewa do jeziora. W ubraniu. Ale jak wpaść do jeziora, to tylko na Mazurach, am I right?
- Poszłam do pierwszej pracy razem z siostrą i bardzo dobrze to wspominam, chociaż pod koniec cieszyłam się, że już stamtąd idziemy, bo dojazdy niewygodne i towarzystwo trochę nie dla mnie.
- Nie znalazłam kolejnej pracy.
- Poszłam na pierwszą rozmowę o pracę. Była bardzo nieprofesjonalna ze strony firmy, ale nie mówię tego tylko dlatego, że mnie nie przyjęli. Po prostu była...
- Po kilku latach przerwy na nowo wkręciłam się w Marvela.
- Obejrzałam Infinity War, znając wszystkie spojlery.
- Poszłam na maraton Ant-Mana <3
- Skończyłam pisanie swojego piętnastego pamiętnika.
- Pojechałam do Pragi na 3 dni w trakcie najbardziej absurdalnych, rekordowych upałów i do dzisiaj nie wiem, jakim cudem nie dostałam udaru.
- Po ponad 8 latach z tym samym modelem wreszcie wymieniłam telefon na smarfona.
- Uzależniłam się od siedzenia na telefonie.
- W końcu sama przed sobą się przyznałam, że chyba jednak mam depresję.
- Pokłóciłam się z większością rodziny, bo każdy próbował mi wmówić, że uroiłam sobie swoje problemy psychiczne albo wymyśliłam je dla uzasadnienia swojego lenistwa.
- Doprowadziłam swój pokój mniej więcej do takiego stanu w jakim chcę, żeby był, po 4 latach wdrażania minimalizmu w swoje życie. Ale jeszcze coś bym chętnie wyrzuciła.
- Nauczyłam się w końcu wychodzić do sklepu w dresie albo bez makijażu, zamiast malować się i przebierać, kiedy chcę po prostu wyskoczyć po paczkę chipsów.
- Zjadłam za dużo czipsów.
- Rysując fanarty bardzo mocno rozwinęłam swoje umiejętności rysowania (np. lineart i kolorowanie).
- Zaczęłam publikować więcej swoich rysunków. Nawet komuś się podobają czasem.
- Przetłumaczyłam z własnej woli kilka wywiadów na angielski.
- Pojechałam w kwietniu na pierwszy koncert od 3 lat.
- Wkręciłam się w całą masę rzeczy. (Np. po latach zaczęłam znów interesować się skokami narciarskimi.)
- Za mało jeździłam na łyżwach.
- Prawie nic nie napisałam.
- Być może zaczęłam pisanie trzeciej części swojej książki.
- Odwiedziłam bardzo dużo kawiarni w okolicach Rynku i na Kazimierzu.
- Odkryłam dużo więcej Krakowa niż na początku studiów.
- Znienawidziłam studiowanie. (M.in. przez poczucie, że od 16 lat nikt mi nie płaci za mój stres i pracę.)
- Po przerwie zatęskniłam za studiowaniem. Ale nadal się cieszę, że tego aktualnie nie robię.
- Mając masę czasu wolnego, posprzątałam wiele zapomnianych kątów w domu. (Do teraz to robię.)
- Wkręciłam się w słuchanie o przemyśle filmowym i ogólnie w podcasty.
- Prawie zawaliłam obronę, słuchając podcastu o komiksach, zamiast się uczyć.
- Przestałam mieszkać z osobą, z którą mieszkałam 3 lata w pokoju. (Do teraz nie wiem, czemu chciała się wyprowadzić i mam nadzieję, że moje zarywanie nocy jej nie wypłoszyło.)
- Zamieszkałam w pokoju z siostrą, która poszła na studia. (Nie działa to za dobrze.)
- Dostałam pierwszą wypłatę. I w końcu założyłam konto w banku.
- Dwa razy robiłam sobie zdjęcia u fotografa i podtrzymałam tradycję bycia niezadowoloną ze swoich zdjęć. Oddajcie mi moje 75 złotych...
- Bawiłam się w ośnieżonym parku o 4 rano z piżamą pod swetrem. Najlepiej <3.
- Nie skakałam w kanale.
- Dużo schudłam w lutym (głównie przez stres przy sesji i niejedzenie w trakcie ostrej nauki, żeby się nie rozpraszać). Potem znowu przytyłam. Po czym znowu schudłam w pracy we wrześniu.
- Więc w 10 miesięcy miałam wahania wagi w granicach 7-8kg.
- Znów przytyłam i koło wigilii ważyłam najwięcej w swoim życiu, nie mieszcząc się nawet w ubrania kupione w tym samym roku. Jakimś cudem się nie załamałam, nie mieszcząc się w nic eleganckiego 5 minut przed przyjściem gości.
- Napisałam całą wielką listę postanowień na 2019 zmotywowana tym, jak bardzo okropnie się czuję. W sumie trochę przypadkiem ta chęć zmiany wypadła na koniec grudnia. Jakby była połowa marca, zrobiłabym pewnie to samo.
- Powoli zaczęłam wyłazić z dołka, w który wpadłam w tym przeklętym roku, ale zasługi za to niech przypadną na 2019. Nad 2018 właśnie kładę płytę nagrobną. (Poszedł do piekła.) (Nie będę palić zniczy.)



Cóż, to tyle.
Brzmi to trochę chaotycznie, bo nie starałam się utrzymać chronologii ani podziału tematycznego. Ale jeśli ktoś to przeczytał, to myślę, że da się z tego wyłonić dość smętny obraz z przebłyskami pozytywnych momentów. Evans ma sinusoidy z roku na rok, ja mam sinusoidy z tygodnia na tydzień. Jednak w tym roku było jednak głównie źle. Ale jak mówiłam... to nie tak, że stała się jakaś tragedia. Po prostu miałam wrażenie, jakbym wpadła w jakąś pułapkę i tylko szkodziłam samej sobie, próbując się wydostać. (Aż mi dziwnie pisać to publicznie, ale nigdy nie byłam znana jako radosna dusza, więc w sumie... whatever.)
Nadal nie jest idealnie, ale mam zaskakująco dużo zapału do zmienienia wszystkiego dookoła (powoli), więc liczę, że na koniec 2019 roku, jak znowu zapytam, jak Wam minęło 12 miesięcy, to sama będę mogła napisać coś innego. Najchętniej o tym, że więcej czytałam, że czuję się zdrowsza, że śpię o normalnych godzinach albo że zjadłam 30 paczek chipsów w ciągu całego roku, a nie ostatniego miesiąca. Jestem na dość dobrej drodze.
I Wam też powodzenia :3.


Swoją drogą, jeśli macie jakieś postanowienia noworoczne albo plany, o których chcielibyście opowiedzieć, to też śmiało Very Happy. Chciałabym jakoś to forum rozruszać na nowo, nawet jeśli to mają być 4 posty na dwa tygodnie. Fajnie by było chociaż częściowo wrócić do aktywności tutaj.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Pon 0:10, 28 Sty 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 14:19, 28 Sty 2019    Temat postu:

O matko p0lko, jaki elaborat Very Happy.

To może teraz ja, bo już miałam taki plan fefnaście dni temu, ale czasu jakoś brakowało.
Mój 2018 był dość ciekawy, dla mnie oczywiście Razz. Nie będę wypisywać wszystkiego, ale co ciekawsze kawałki:

Oczywiście jestem już nie smarkaczem, tylko poważną osobą z prawami do głosowania w wyborach i kupowania alkoholu na stacji benzynowej B).

Dalej - miałam jednoosobowe zajęcia z etyki, bo się dyrektorce nie chciało nowego planu układać, więc było dziwnie, nasłuchałam się o komunie, ale przez te zajęcia polubiłam filozofię, więc można zaliczyć na plus.
Znalazłam fajny antykwariat, w którym co miesiąc zostawiam swój hajs Razz. Akurat jest naprzeciwko PKiN.

Na majówkę zapracowałam sobie na rynku sprzedając kapustę, jednak rzuciłam to z kolegą w pierony, bo żona szefa działała nam na nerwy. Co zarobiłam to moje B).

Mam nowe hobby - zegarki. Nawet mam taki radziecki ręcznie nakręcany z werkiem 2602 Very Happy.

Zdałam E. 12, czyli jestem już w 1/3 technikiem informatykiem oraz mogę serwisować ludziom elektronikę.
Ponownie udałam się na miesiąc do pracy. Tym razem już w poważniejszej fabryce, tam zaczepiłam się na dłużej i teraz będę odbywać tam moje praktyki Very Happy. Poszłam tam, żeby zarobić na drugi miesiąc wakacji, który był fantastyczny. Anpetka zaprosiła mnie nad jezioro Krasne i zrobiła obwoźną wycieczkę po swoich okolicach. Nauczyłam się pływać no i dowiedziałam się, że Anpetka pije badziewne piwo Razz.

W 2. klasie technikum również polubiłam się z fizyką. Przekonałam się do niej na tyle, żeby z satysfakcją rozwiązywać zadania. Bardzo mnie to cieszy, bo zawsze mi ona wraz z matematyką sprawiały problemy, a tu tak się sprawy obróciły Very Happy.

Zapisałam się na prawo jazdy, które aktualnie kończę. Jeden egzamin jeszcze przede mną.

Z takich pozytywów to jeszcze to, że po 1. klasie, która była dla mnie masakrą, przekonałam się do wstawania o 4 i 5. Pierwszy raz, od czasów wczesnej podstawówki, miałam frekwencję na ponad 70%! Eilli zaczęła wykonywać swoje obowiązki! Łiii!

Nie obyło się też bez negatywnych spraw, ale to są takie rzeczy, o których nie warto wspominać, bo na samą myśl mnie telepie. Poza tym to już za mną i mam nadzieję, że będzie takich sytuacji coraz mniej.

Jestem też w takiej chwili życia, w której nie mam pojęcia, co dalej. Została mi jeszcze jedna klasa technikum i co potem? Studia? Praca? Most? Zobaczymy Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice00
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 18 Sty 2015
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 19:05, 29 Sty 2019    Temat postu:

Padło wezwanie, to chociaż długo się łamałam, i ja się coś napiszę Very Happy. Dziwnie mi tak się uzewnętrzniać, ale jak nikt nie będzie zainteresowany - co w sumie chyba normalne - to chociaż będę miała na za dziesięć lat xD.

... Niestety, mój rok też był złyyyyyy, więc ku mojemu głębokiemu ubolewaniu dołączę raczej do igrzysk bólu Lady - której przesyłam wirtualnie masę wsparcia i zaproszenie kiedyś na coś chociaż minimalnie poprawiającego humor - albo na lody, tu przynajmniej oczekiwany rezultat jest prawie zawsze taki, jak się oczekuje i nie da się rozczarować xD - i troszku sobie ponarzekam w roli pamiętnika.

Bo naprawdę, do jasnej, rok 2018 miał być rokiem doprawdy cudownym. Wiecie, pełnoletność, najlepsze czasy licealne. I chyba właśnie te oczekiwania mnie pogrążyły - razem z tą najlepszą szkołą. Ale cóż - nikt nigdy nie nauczył mnie podstawowych praw życiowych, takich jak to, że możesz dostać trzy pi*dy w ciągu dnia i się tym nie przejąć, więc wiecie. O, albo tego, że nauczycielka może drzeć się na ciebie za to, że nie znasz słowa z języka, którego się nigdy nie uczyłeś, i to nie twoja wina... Przed jednym lekcjami ławka wręcz "chodziła" od trzęsących się z przerażenia ludzi.
W takich warunkach, jako jednostka wrażliwa, nie dająca sobie forów, w sumie skończyłam jak pracownik ostrej korporacji. Mało się nie zajechałam i dorobiłam się kłopotów z psychiką.

(Aktualnie jest odrobinę lepiej. Przechorowałam mentalnie pół ferii, w drugiej połowie jakoś udało mi się poskładać - zapewne dlatego, że zabrano mi czynnik stresowy xDD. Stupid brain.)

*złącza palce* W związku z powyższym, ciężko mi nawet wybrać do tego posta przyjemne rzeczy z tamtego roku. I mówię absolutnie poważnie; wszystko w pamięci mam tak zasnute taką ciemną mgłą beznadziei od marca do czerwca, że to dosłownie niczym czarna dziura. Ale postaram się skupić i odnaleźć cokolwiek, bo oczywiście na pewno czasem coś sprawiało mi satysfakcję, jak było lepiej! Uwaga: *myślenie intensifies*

- ... pierwszy raz zjadłam lody tajskie! Z malinami i Kinder Bueno Very Happy. Okazały się zaskakująco smaczne xD. Na wakacjach, nad morzem. I potem byłam na nich "pierwszy raz" tak jeszcze z cztery razy,
- pomimo tego, że zrezygnowałam z większości hobby (nie wyszło mi to na zdrowie xDDD) udało mi się okresowo siadać do pisania i powstało opowiadanie o Regu. Opowiadanie słabe, ale bohaterowie głęboko w moim serduszku xD, ~ sekundę, Alice, to nie był koniec 2017?... Dobra, ja mam beznadziejną pamięć, ale szlachcic z najosobliwszą bronią tu zostanie, bo ładnie wygląda, a ja nie podsumowywałam 2017 xDDD
- ... jeden z nielicznych czytelników tego właśnie tekstu naprawdę przeżywał zakończenie. Myślę, że nigdy tak nie płakałam z radości xD.

Shiiiit, to naprawdę był 2017...
- to w 2018 przepisałam forumową Ciemność na nową wersję! ... ooo, i według dysku również w tym roku skończyłam pisać kontynuację . Może i teraz to wszystko się nie skleja, może nie jest najlepsze... Ale jest! A to już sukces Very Happy
- wróciłam do rysowania Very Happy. I postaram się jednak jakoś w tym wytrwać! (może jak nauczę się rysować ludzi, to przejdę do digitalu)
- oficjalnie zaprzyjaźniłam się z jedną osobą z forum Very Happy (wysyłam miłość, Werak <3) A z drugą zerwałam kontakt po wielu burzach. Jak to czytasz - sorry, po prostu nie dopasowałyśmy się charakterami i czasami w życiach, to niczyja wina,
- zdałam prawo jazdy za pierwszym razem! Very Happy Chociaż śmieszek egzaminator zażartował ze mnie na końcu i udawał, że nie zdałam. I to, jakkolwiek by to nie brzmiało, moje największe osiągnięcie tego roku xDDD,
- grając na obozie wiele larpów (taki rpg na żywo) i jeepów (taki trochę teatr z określonym przebiegiem scen) jako beztalencie aktorskie zostałam dwa razy pochwalona. Za rolę dziecka i rozpaczającej matki. Deal with it xDDD. Also, grałam ćpunkę nawaloną drażami pod karczmą i zabiłam człowieka, który postanowił wcale nie zginąć (not fair! xD) tańczyłam też Rasputina z jaimiś 30 osobami i przerażonym dostawcą pizzy,
- odnalazłam w literaturze kogoś, kto przypomina mnie pod pewnymi względami. Rendan też ma moje serdeczne pozdrowienia xDD.
- zdobyłam pierwszego w życiu psa, który jest lękliwą panienką o najpopularniejszym w Polsce imieniu dla suczek (Luna xD)
- zacieśniłam znajomości z kilkoma osobami do bliskich znajomych i nadal nie jest mi dość ludzi Very Happy

I wszystkim Wam życzę, żeby kolejny rok był tylko lepszy! Jak był dobry, to żeby było super, a jak beznadziejny, to dobry. <3


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Alice00 dnia Wto 19:45, 29 Sty 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 15:50, 04 Lut 2019    Temat postu:

Chciałabym się odnieść do wszystkich postów po moim, ale nadal mam problem z wypowiadaniem się przed ludźmi, także yee... Mam nadzieję, że ten rok będzie dla Was lepszy niż poprzedni! Co było złe odstawić na bok i spróbować na nowo (hipokryto...), tego Paniom życzę ^^ Z całego serduszka, bo w ogóle ostatnimi czasy strasznie się stęskniłam za moimi znajomymi sprzed lat, również tymi z forum... I w pewien sposób chciałabym odnowić choć trochę kontakt i częściej tu wbijać, jeśli się uda (zepsułam laptopa, także będzie ciężko C: - chyba że wbiję do Eilli i tak po znajomości poproszę o pomoc... A jeśli nie, od czego są młodsze siostry z działającym sprzętem...!).

W ogóle, Alice, podziwiam za odwagę i wyjazd na ten obóz larpowy! Swoje o nich wiem, bo znajoma też była (nawet przez chwilę myślałam, czy się przypadkiem nie poznałyście) i po całym moim doświadczeniu z gry (raz w życiu. Tak) podziwiam wszystkich, którzy dają sobie z tym radę. Super rzecz <3, tylko trzeba się przełamać, co mi właśnie słabo wychodzi...
Ale przyjemnie się ogląda, kiedy twój przyjaciel jako Merkucjo spowiada się... patrzcie, nawet już nie pamiętam z czego... Albo kiedy dowiadujemy się od naszego Mistrza gry, że nigdy nie widziała tak dziwnego zakończenia tego właśnie larpa <3 Polecam na pewno!


Dobra, a ja wreszcie nie zapomnę i dodam jeszcze coś od siebie na temat mych planów noworocznych. Luty przybył, najwyższy czas się za nie zabrać!
Po pierwsze, chcę się wreszcie wziąć do życia. To się wiąże z wieloma sprawami, więc pokrótce:
-znaleźć sobie hobby i się w to wkręcić choć trochę, bo póki co chwytam się czegoś na chwilę i od razu to rzucam. Można tu w to wliczyć większą chęć [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych] [link widoczny dla zalogowanych], bo nie umiem się za to zabrać, póki nie ma konkretnej potrzeby (czytaj - ktoś ma urodziny, a ja nie mam pomysłu na prezent). I na pewno chciałabym w ramach tego postanowienia skończyć mój nieszczęsny obraz, który nie będzie na pewno wyglądać tak, jak wyglądać miał dotychczas. I wrócić do pisania. Ale nieco bardziej ambitnie niż wcześniej :\
-dojść wreszcie do tego, co chcę robić w życiu. A przynajmniej przez kolejny rok życia. I żeby nie wiązało się to z oglądaniem kolejnych seriali (bo się skończą do tego czasu, tak). Mętne plany może mam, ale mętne plany miałam i rok temu, co skończyło się tym, że siedzę teraz w domu i robię bardzo szeroko pojęte "nic"
-schudnąć...! Brzmi słabo, ale no, muszę się wziąć za siebie, bo nikt tego właśnie za mnie nie zrobi. Na siłownię mnie nie stać, więc cóż, przynajmniej na jakieś spacery powinnam zacząć chodzić i trochę tę marną kondycję poprawić
-nauczyć się francuskiego! Będzie ciężko, od 6 lat próbuję... Ale może tym razem uda mi się dojść choć troszkę dalej, żeby się jakoś umieć w tym języku porozumieć
-... myślę o pisaniu matury z angielskiego, ale długo myśleć już nie mogę...
-znaleźć pracę. Powinno to być nieco wyżej na tej liście, ale powiem wam, że z każdym tygodniem tracę coraz bardziej motywację, a te nieszczęsne CV wysyłam już tak automatycznie, że ostatnio jedno poszło do Koszalina C: Ok, to akurat był błąd systemu, bo celowałam jednak w Bielsko XD
-uszyć sobie stój zabitego w 1781 roku 28-letniego rewolucjonisty ze Stanów ^^ To się wiąże z pojęciem bardziej ogólnym, mianowicie "nauczyć się szyć na maszynie", bo choć sama maszyna stoi od dawna na biurku, to ja póki co bawię się w przerabianie babci poduszek i przeszywanie firanek. A ja chcę ten piękny mundur...!
-wrócić do czytania książek. Okropnie ciężko mi to idzie... Nie wiem, czy to wina wyłącznie mnie, czy też tytułów, za jakie się biorę. Trzeba z tą niechęcią trochę powalczyć
-marzę o porzuceniu swojej chwilowej niechęci do łaciny. Naprawdę fajnie by było się nauczyć tego na spokojnie, ale w całości i móc czytać takie "Imię Róży" bez zaglądania do słownika. (O grece nawet nie marzę... Nie na ten rok na pewno, za trudne to dla mnie w tej chwili jednak :\)
-zrobić coming out przed światem może...?

Czyli ogólnie - muszę przestać być leniem Neutral Bo mam totalnie dość tej wersji siebie, nie ja jedyna zresztą. Przydałoby się stać trochę bardziej wartościowym i mądrzejszym człowiekiem, żeby choć trochę tknąć tego poziomu, na którym moja rodzinka uważa, że jestem. Ah. W sumie przydałoby się poprawić swoje relacje rodzinne chyba też. Taaak...
No i to tyle, tak myślę. W sumie dobrze, że to napisałam, bo do tej pory żadnej z tych rzeczy nie chciałam ulokować sobie w głowie, jako jakichś konkretnych planów. Tak może choć trochę ich dopilnuję.


I poza przekazaniem pałeczki kolejnej osobie z pytaniem o postanowienia noworoczne myślałam spytać, jakie macie plany na ferie...! Ale w sumie nie wiem, kto je już miał, kto w ogóle już nie ma, a kto sobie czeka, aż przyjdą... No cóż, pytanie rzucam w przestrzeń tak czy tak Very Happy. Jak mówi Lady, fajnie by było trochę ożywić to forum, choćby ten jeden temat.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lifanii dnia Pon 15:51, 04 Lut 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 12:27, 05 Lut 2019    Temat postu:

Ja może zacznę od tego, że planów na ferie nie mam żadnych, ponieważ po raz pierwszy od 2002 albo 2003 roku nie mam ferii... co jest nieco dziwne po prawie dwóch dekadach życia w ustalonym przez szkołę a potem studia trybie życia. (Wprawdzie za rok do tego trybu wrócę, ale to już zupełnie inna kwestia.) Także egzystuję sobie w takim zawieszeniu, nie do końca świadoma tego, że mam obecnie najdłuższe wakacje kiedykolwiek... licząc właśnie od początków XXI wieku - i absolutnie, ale to wcale wcale mnie nie przeraża, jak to brzmi.

I odpowiadając na własne pytanie... eee... weźcie sobie posta Lifanii, przeczytajcie, udając, że to ja go napisałam (zmieniając parę drobnych szczegółów) i voilà! Gotowe.
Swoją drogą ja też chyba muszę życzyć innym roku lepszego niż poprzedni, bo widzę, że połowa osób ma ostatnio jakieś mniej albo bardziej dotkliwe kryzysy i się dopasowałyśmy jak w zegarku z przeżywaniem swoich ciężkich momentów najwyraźniej.



Ale dobra. Nie będę taka leniwa. Nie skopiuję bezczelnie posta Lifanii. Ale się po kolei odniosę, bo moje postanowienia naprawdę się w dużej części pokrywają (przynajmniej tematycznie) z tym, co ona napisała. [Samych planów i postanowień mam trochę więcej, ale nie każde jest równie istotne, więc jakieś drobiazgi albo najbardziej prywatne rzeczy po prostu odstawię na bok.] Do dzieła!

--- Znajdować swojego hobby w sumie nie muszę, bo naprawdę mocno się wkręciłam w rysowanie przez ostatnie lata (i wydaję zdecydowanie za duże sumy w sklepie plastycznym...), ale chciałabym się tego uczyć bardziej systematycznie. Robić sobie jakieś ćwiczenia, lepiej ogarnąć perspektywę i w końcu przestać rysować ludzi tylko do okolic mostka. Szczególnie że często nawet w miarę mi wychodzą te proporcje, więc po prostu muszę zacząć częściej tworzyć prace pokazujące pełną sylwetkę.
--- Ale! Pewnie fajnie by było zainteresować się czymś jeszcze, bo naprawdę moje zainteresowania powoli sprowadziły się po prostu do rysowania. Więc główne hobby już mam, ale nie obraziłabym się, gdyby coś nowego mnie wciągnęło. Chociaż o ile tam, Lifanii, mówiłaś, że się wkręcasz w coś i to porzucasz to ja... no ja się nawet nie wkręcam ;-;. Nic mnie jakoś nie może zaciekawić.
--- Ja nawet nie będę próbować dojść do tego, co chcę robić w życiu. Po prostu będę pewnie próbować różnych rzeczy i może się znajdzie jakaś jedna, która okaże się przynajmniej ok. Chociaż niedawno doszłam do trochę banalnego, ale dla mnie naprawdę rewolucyjnego wniosku, że wprawdzie nie mam pojęcia, co chcę robić, ale wiem na 100% czego nie chcę (#uczeniewszkolerozdartychdzieciakównaprzykład), więc takim trochę pobocznym postanowieniem jest dla mnie to, żeby nie dać się wcisnąć w coś, co mi nie odpowiada. Wprawdzie w przeszłości też to działało, ale teraz presja jest większa i naprawdę się obawiam, że któregoś dnia rodzina mnie na siłę wepchnie w jakąś pracę, której bardzo, bardzo nie mam ochoty podejmować.

--- Schudnięcie brzmi może faktycznie słabo, jak się popatrzy na stereotypowe postanowienia noworoczne, ale kurde... No jednak ma to dużo sensu. Ja wiem, że kochanie swojego ciała, akceptowanie siebie itd. I cały ten problem z dopasowywaniem się na siłę do standardów piękna... No ale jak ważysz za dużo, to ważysz za dużo - i nie mam na myśli jakiegoś wskaźnika, gdzie Ci wyliczą idealną masę itp., tylko własne odczucia. Bo ja wątpię, żebym w grudniu łapała się w jakąś chorobliwą nadwagę, która już w tej chwili wymaga interwencji, ale po prostu nie czułam się dobrze. Raz, że byłam ociężała, dwa że chciało mi się jeść non stop, a jednocześnie nie miałam wielkiej przyjemności z objadania się, a dwa, że po prostu nie mieściłam się w swoje ubrania. Także chęć schudnięcia i odzyskania kondycji ma sens, tak długo jak jedyną motywacją nie jest dobijanie do jakichś z cholerra-wie-kąd wyciągniętych ideałów.
W każdym razie! Ja postanowienie o schudnięciu miałam, ale w sumie jest zrealizowane... udało mi się już w styczniu zrzucić tyle ile początkowo planowałam, więc no... sukces Very Happy. Chciałabym zrzucić trochę więcej (bo tamta liczba była dość niska, żeby się nie rozczarować), ale jednak priorytetem nie jest pozbycie się dodatkowych 3-4kg, tylko raczej utrzymanie się chociażby na poziomie tego co jest dzisiaj... I co istotne zamienienie przynajmniej odrobiny tej pozostałej tkanki tłuszczowej w jakieś mięśnie, bo to będzie dla mojego organizmu kompletna nowość... ;-;.

--- Lifanii pisała o uczeniu się francuskiego... ja bym się chciała nauczyć czegokolwiek. Jeśli jakiegoś języka, to może włoski, do którego musiałabym się przekonać po zeszłorocznych traumach, ale to nie musi być język. To może być cokolwiek. Myślałam nawet o robieniu zadań z matematyki z czasów szkolnych. Albo o botanice, historii Wysp Brytyjskich, modzie XX wieku, Excelu... Jakakolwiek dziedzina, której po prostu poświęcę trochę czasu, żeby nie dać umysłowi zasnąć po skończeniu szkoły. I może przy okazji przełoży się to na znalezienie jakiegoś hobby.
--- Znaleźć pracę. To samo. Nic do dodania. Aczkolwiek moje postanowienie powinno raczej brzmieć: naprawdę, solidnie szukać pracy. Bo myślę, że się jakoś znajdzie, tylko pewnie powinnam najpierw poświęcić temu więcej niż średnio minutę na dwa tygodnie. (Ale ćśśś...)
--- Do szycia mnie jak Lifanii nie ciągnie, ale chciałabym zacząć robić coś więcej poza rysowaniem z takiej kreatywnej działki. Nie jakieś abstrakcyjne rękodzieło, które zawali mi półki i będzie marnować miejsce w pokoju, ale coś bardziej praktycznego, żeby albo nadawało się na ładny prezent, którego nie będzie wstyd przekazać dalej albo po prostu będzie miało faktyczne zastosowanie w codziennym życiu. Bo jak na osobę, która dużo rysuje mam marne zdolności manualne, a chyba spory potencjał w tym kierunku, więc chciałabym to jakoś rozwijać.
Jak chodzi o kreatywność, to samo dotyczy zresztą pisania. Aczkolwiek ja wielkich ambicji nie mam. Chciałam pisać książkę o swoim ulubionym temacie do zamęczania ludzi, czyli o sprzątaniu/minimalizmie, ale trochę to nie wypaliło na razie (zaskoczenie...), więc równie dobrze mogę się trzymać pisania powieści w forumowym stylu. Po prostu miło byłoby je faktycznie kończyć i brnąć jakoś do przodu z fabułą, a nie tylko tkwić przy wymyślaniu scen i dialogów od 2016 roku.
--- Ostatnia rzecz, gdzie się odniosę do Lifanii... Ty chcesz jakoś dobić do wyobrażenia, jakie Twoja rodzina ma o Tobie... Aaa ja muszę raczej poprawić swoją opinię, bo mam wrażenie, że popsułam ją obecnie bardziej niż za czasów gimnazjalnych fochów. Status takiej trochę czarnej owcy to już mam od dawna, ale naprawdę się pogorszyło ostatnio, więc mam sporo do naprawienia. Sęk w tym, że nie za bardzo chcę zmieniać swój charakter, tylko bardziej to co robię w życiu, bo aktualnie jak ktoś się mnie czepia, to często ma chociaż trochę racji... A jak coś poprawię i będą się czepiać nadal, to chociaż sama będę wiedziała, że tak sobie gadają, a ja robię wszystko tak, jak trzeba.


A teraz szybki przegląd innych, mniej rozbudowanych postanowień:
- Mniej przeklinać, bo to, ile ja obecnie rzucam bluzgów dziennie, to jest k*rwa jakaś porażka. (Idzie chu*owo.)
- Usamodzielnić się! (Czyli praca, dokładanie się do rachunków, umieć w bycie dorosłym... najwyższy czas.)
- Jeść mniej mięsa (na razie idzie świetnie) i ogólnie coraz bardziej zbliżać się do weganizmu.
- Bardziej się pilnować z unikaniem glutenu. (Też idzie ok.)
- Mniej słodzić, a jak już to raczej miodem. (Idzie dobrze.)
- Mniej czipsów. (Idzie bardzo dobrze, ale znam siebie, więc nie liczę na cuda.)
(Tak ogólnie nie miałam jakichś wielkich postanowień o odchudzaniu, poza liczbą kilogramów, które chciałam zrzucić, ale miałam taką właśnie wyliczankę postanowień o odżywianiu, które w sumie się w rezultacie przełożyły na chudnięcie. Więc win win.)
- Jednak znów coś jak u Lifanii... więcej czytać! (Idzie źle, póki co.)
- Przestać zarywać noce i zacząć spać o normalnych godzinach. (Tutaj jestem zaskoczona, bo styczeń to była w tej kwestii absolutna porażka, a nagle w lutym się naprawiło. Dzisiaj bez budzika wstałam przed 6:40, więc już ponad 4h jestem na nogach. Jeszcze niedawno byłabym w połowie snu i miała za te 4h dopiero wstać... Proszę, żeby to się nie popsuło ;-;. A najlepsze, że naprawiłam zegar biologiczny - wstępnie! - tylko dlatego, że miałam koszmar, przez który się bardzo nie wyspałam i dlatego poszłam wcześniej spać kilka dni temu...)
- Wrócę na studia. (Na razie w zawieszeniu.)
- Pić więcej wody. (Ja zawsze za mało piję, ale jest lepiej.)



I to może tyle. Postanowień miałam jeszcze trochę, ale wiele z nich to drobiazgi, które są do zrobienia w jeden, dwa dni. I może się wydawać, że to dużo, ale rok, to kawał czasu, a ja nie planuję wszystkiego upakować w pierwsze 4 tygodnie i potem rzucić, bo się nie udało. To jest rozpisane na pełne 12 miesięcy i faktyczne rozliczenie będę robić dopiero w 2020. No akurat wyszło, że schudłam, ile chciałam bardzo szybko. Ale planuję też np. uzupełnić/wymienić swoją garderobę, która składa się w 90% z ubrań sprzed 6-8 lat albo czarnych rzeczy, które ktoś mi oddał, bo były za małe itd. I nie spodziewam się, że na początku lutego będę już miała wszystko ogarnięte, szczególnie że najpierw wypadałoby na to zarobić.
Także bez pośpiechu.

I ostatnia mała rzecz...
(Tyle z mojego "kończę nawiązywać do Lifanii", że robię to drugi raz od "skończenia". No ale naprawdę nam się pokrywają plany! Very Happy) Ja też chciałabym nieco odnowić niektóre kontakty. Część z nich nigdy nie umarła na 100%, ale jeśli rozmawiam z kimś dwa razy na rok lub jeszcze rzadziej, to już zaczyna być prawie jak z obcą osobą. Nie liczę na to, że nagle wróci na forum grupa i relacje z 2014... no umówmy się, po pół dekady to już nie ma opcji - osoby, które wtedy były w gimnazjum teraz są w wieku studenckim... Ale można chociaż trochę się postarać obudzić życie na forum... i może przez to część osób będzie w bardziej regularnym kontakcie. Jedyne, czego bym chciała, to skupienie się bardziej na pisaniu postów niż na c-boxie, bo tam konwersacja szybko umiera, jeśli zaraz nie odpowiesz, a np. w tym temacie dialog można ciągnąć tygodniami i dłużej.
A ważna rzecz... w tym roku FZ ma dziesiąte urodziny! (A ja jestem tu już 9 lat... więc naprawdę mi zależy, żeby coś, co zajęło mi tyle lat z życia nie umarło po prostu, bo ludzie się rozeszli, mimo że w sumie mogliby zostać Very Happy.)
Także jeśli macie cokolwiek do opowiedzenia, albo chcielibyście pogadać o filmach, o sporcie (wątpię xD), o pisaniu/rysowaniu/robieniu pacynek... no to zachęcam...

A ja obiecuję, że będę pisać krótsze posty... Naprawdę! Nowe postanowienie ;-;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:59, 10 Lut 2019    Temat postu:

Dobijacie mnie wszystkie ze swoimi fancy i rozwojowymi postanowieniami Sad Ja jestem człowiekiem, który z założenia nie robi postanowień, więc się trochę wybije. Nie jestem jakimś wielkim przeciwnikiem, jak komuś pomagają, to jak najbardziej niech robi, ale u mnie samej nigdy nie skutkowały. Może to też trochę przez to, że kompletnie w najmniejszym stopniu nie wiem, jak będzie wyglądać moja przyszłość czy nawet jak bym chciała, by wyglądała. Ilekroć o tym myślę mam w głowie taką kompletną pustkę, w której zaraz zalęga się niepokój, że wolę kompletnie olać temat, bo się jeszcze rozpłaczę i tyle z głębokich przemyśleń będzie ;-;

Zostaje mi w sumie życzyć wam powodzenia, poza może postanowieniem Lady by mniej przeklinać,bo w tym bynajmniej nie pomagam, wręcz przeciwnie Very Happy A samemu to tak samotnie :c.

A poza tym wszystkim wam życzę lepszego nowego roku, bo mi aż głupio z moim weselszym 2018, bo się czuję, jakbym wyssała z żyć innych resztki szczęścia ;-; Weźcie się tam trzymajcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 0:57, 02 Mar 2019    Temat postu:

Myślę, że pierwszego marca można spokojnie skończyć temat postanowień noworocznych Very Happy. Już chyba jesteśmy na tym etapie. Oczywiście jeśli ktoś chce coś opowiedzieć o swoim 2018 albo się podzielić planami na 2019, to zapraszam! Ale dla tych, którzy już o tym pisali pora na jakiś krok do przodu.


Nie do końca mam pomysł na coś oryginalnego, co jednocześnie by dotyczyło każdej osoby, która się tu udziela, więc po prostu się uczepię bezpiecznego banału Very Happy. Studia! Trochę już niektórzy o nich wspomnieli w poprzednich wiadomościach, ale można to zawsze jakość rozwinąć. Szczególnie, że każdy z nas już o uczelnię zahaczył albo zahaczy tak niedługo, że trzeba już poświęcić temu uwagę Very Happy.

Także standard: czy się Wam Wasze studia podobają, czy planujecie dodatkowe (albo zmienić kierunek), czy byście polecili/odradzili komuś, kto by planował iść w to samo miejsce, co Wy... gdzie chcecie iść, jeśli dopiero kończycie liceum i jakie macie oczekiwania... itd. itd. U niektórych osób znam już odpowiedź na część tych pytań, ale nie wszyscy rozmawiają ze sobą tyle samo, więc dawajcie.
Ja ten temat zaskakująco lubię (mimo że mnie bardzo samo studiowanie zestresowało), więc chętnie posłucham, jak to u reszty wygląda. A jeśli macie lepszy temat, to nie bronię. Potrzeba jakiejś iskry, żeby podtrzymać tu konwersację.

(Ha! Obiecałam, że posty będą krótsze i są!)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Sob 1:00, 02 Mar 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:06, 05 Mar 2019    Temat postu:

To może ja odpiszę.

Akurat prawie kończę technikum, bo została mi tylko jedna klasa nie licząc resztek tej 3. A wiadomo, że ostatnia klasa to już tylko ostatnie egzaminy + matura, więc trzeba się decydować.

U mnie wygląda to tak, że nie wiem, na jakie iść i czy w ogóle tam trafię. Zapewne jeśli już studia, to zaoczne, żeby móc jednocześnie pracować. Ot - zawód już prawie w kieszeni, nie ma co sobie przedłużać życia w szkolnym trybie, skoro można podjąć się pracy za sensowne pieniądze.
Jeszcze się nad tym zastanowię, ale wydaje mi się, że studia dzienne teraz nie mają jakiejś renomy i są potrzebne tylko po to, żeby uzyskać "papierek". Nie mówię oczywiście o zawodach typu lekarz, prawnik itp., ale takie zawody jak mój nie wymagają 10 lat zakuwania i szukania kontaktów, jak taki prawnik, więc... No to mówi samo przez się :>.

A no i nie wiążę też przyszłości ze środowiskiem akademickim czy tam jakimś naukowym, więc nie muszę też iść na uczelnię, także
uważam, że studiowanie w takim "pełnym wymiarze" to będzie marnowanie czasu, bo jednak wymaga to rezygnacji z części swoich prywatnych zajęć, także przy takiej decyzji musiałabym zrezygnować z pracy i być może jakichś kursów.

Moje oczekiwania na ten moment są raczej niezbyt wygórowane. Mimo tego, co napisałam wyżej, chciałabym dobrze napisać maturę, bo wiadomo, że jak coś robić to porządnie, jak kraść to miliony B).


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Alice00
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 18 Sty 2015
Posty: 118
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 1:08, 09 Mar 2019    Temat postu:

Oooooooooooooooooooooooooooooooooooo, Lifanii, Lifanii! Grałaś larpa? *^* To tak mało popularne hooby, że zwykle słyszą o nim a)trochęcospołeczniejszenerdy b)harcerze c)ktośktoznakogośktograł xDD. Ale Mercucio brzmi świetnie, bo przeżywałam ostanio niesamowitą zajawkę musicalem "Romeo i Julia" po francusku. Język francuski stał się moją fascynacją, ale niestety - nigdy nie miałam okazji się go uczyć, i raczej szybko się na to nie zdecyduję xD.

(John Eyzen w tej roli to dla mnie dalej Nazar, wybacz, Lady)

Ale larpy... Tak, to zdecydowanie wymaga trochę społecznych integracji . Pierwszego larpa grałam z przyjaciółką, i podczas gdy ona siedziała w kącie i bała się odezwać do tej bandy wariatów udających postaci z Gry o Tron... (Nawiasem, znawcy! Nie pamiętam już swojego imienia i nazwiska sprzed tych kilku lat, ale wiem, że byłam "kimś na M" kto otruł męża przed weselem. Wiem, że dużo tam takich, ale nie macie może pomysłu, kimże mogłam być? Very Happy GoTa oglądałam tylko czwarty sezon, reszta przede mną xD)... Tak ja już od pierwszych minut szerzyłam spustoszenie i popsułam zawiązywany na mnie szantaż :3. Myślę, że najtrudniej zapomnieć, że nikt cię nie ocenia. Ale do tego trzeba mieć właściwych ludzi. Bo najlepsze larpy to takie, gdzie się nie gra - a tylko daje ponieść klimatowi . Miałam takie z cztery. Oczywiście było wśród tego mnóstwo faili też, ale myślę... Że było warto. Bo doznałam na przykład nieziemskiego odczucia, gdy stałam przebrana w strój post - apo, z maską gazowa na twarzy na skraju lasu i pola, a przed sobą miałam kolegę - stalkera i innego, przebranego w świetny strój mutanta... Brzmi jak zabawa dla dzieci, ale błagam, nigdy nie czułam się tak niesamowicie, jak wrzucona dosłownie w książkę fantasy.

(Zresztą warto wspomnieć o motywacjach mojej bohaterki. Były cudowne [może to trochę nieskromne, bo sama je wymyślałam, ale sami oceńcie] - moja postać postanowiła dostać się do zagubionego samolotu w środku lasu, w którym były tony narkotyków... Bo chciała jego skrzydłami ozdobić swoje ukochane auto. Szybko się okazało, że tak naprawdę auto jej buchnął stary znajomy, po tym jak potrąciła jego starą znajomą pod wpływem... Ale skrzydła do samolotu miały być, więc brak auta mojej nieco rąbniętej postaci nie robił większej różnicy. Ot, typowy dzień na haju)

... Sorki, że tak długo, ale ja naprawdę potrafię o tym mówić długo, bo mam wrażenie, że fajnie się o tym opowiada xDDD. Możesz mi też rzucić imię tej koleżanki, kto wie, może naprawdę się gdzieś minęłyśmy Very Happy. Ale dobrą aktorką nie jestem. Ja też, niestety, za dużo się martwię tym, co inni pomyślą, i "czy wypada"... poza tym z powodu niskiego poczucia własnej wartości brak mi siły charakteryzującej silne postaci. Jak dostałam kapitana straży, to nikt mnie nie słuchał, więc poszłam pić do rogu...
*odkaszluje*

Z postanowień noworocznych... Życzę wam wszystkim, żeby się pospełniało! I Evans, nie pesz się ze swoim radosnym rokiem, świecisz latarnią pozytywności, ktoś musi Very Happy.
Ja też nigdy nic nie postanawiałam... Ale jak raz, mam coś. Przede wszystkim ogarnąć łeb. Mam wrażenie, że jak poradzę sobie z samą sobą, to wszystko się poukłada. A że perfekcjonizm i inne rzeczy z dziedziny panowania nad myślami kompletnie mnie wyniszczają, z radością przyjmuję wszystkie podnoszące na duchu wstawki, też liczę, że ten rok będzie przełomowy <3. Już lepiej, a w końcu... Studia, studia!

Czas będzie znaleźć pracę, odpocząć w końcu po tym piekle, poszukać drogi w życiu~ Ostatni rok - i miesiąc, wpadłam w jakiś szał humanistyczny - upewniły mnie w przekonaniu, że niestety nie jestem ścisłowcem :3. I po prostu muszę szukać powołania po stronie humano - kreatywnej. Bardzo poważnie myślę o filologii angielskiej, bo bardzo mnie to ciekawi. Różni ludzie próbują mi wyjaśnić, że wybieram to, bo jestem w tym dobra i czuję się komfortowo... Ale czy to źle? Oprócz tego rozważałam inną filologię, jakąś obcą, ale boję się rzucać na głęboką wodę :/ To ewentualnie zarządzanie. Ktoś sugerował mi jeszcze coś z grafiką komputerową, ale ludzie, niektórym tak ciężko wytłumaczyć, że jak się umie narysować ładnego kotka, to to wcale nie oznacza, że będzie się dobrym grafikiem, bo to trudne...

Pozdrowienia serdeczne! ^^


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:48, 10 Mar 2019    Temat postu:

Alice - znajoma Julka, ewentualnie Mark/Marek/Marke, bo tak się do niej ludzie zwracają też często Very Happy. Również człowiek szalony na tym punkcie! Fajnie się słucha, jak ktoś z takim przejęciem potrafi o tych larpach opowiadać, wczuć się całkowicie w swoją postać, w ogóle nie przejmując się, co kto sobie myśli... Zazdroszczę! Może kiedyś znowu spróbuję, bo chciałabym brać udział w czymś z przebraniami, bieganiem w terenie i szansą na takie głębsze wejście w temat :>
(I hej! Ja poszłam pić jako kamerdyner z nastolatkami! I jako porzucona narzeczona... Piona! xD A myślę, że by być "przekonującą" postacią wystarczy trochę więcej ćwiczeń, przełamania się i voila! Dobra zabawa gwarantowana ^^)


Natomiast jak o studia chodzi... Khm xD Nie wiem czy jestem osobą odpowiednią, by się na ich temat wypowiadać. Jak wiadomo, rzuciłam je po miesiącu i chciałabym powiedzieć, że nie żałuję... Bo owszem, tak właśnie jest! Tylko nadal mi szkoda tylu fajnych ludzi, których poznałam. I wolności w postaci "mogę wracać do mieszkania w środku nocy" i "nikt mi nie siedzi nad głową i nie karze, co mam robić". Plus smutno mi, że tak krótki czas tam spędzony był w stanie tak mnie odepchnąć od mojej kochanej łaciny i antyku :\ Wrócę do tego na pewno, ale kiedy...?
Ale! Nie żałuję również, że poszłam i sprawdziłam, jak to jest. Wiem już, jak wyglądają sprawy związane z rekrutacją, załatwianiem mieszkania, zapisywaniem się na przedmioty. Nawet ogarnęłam całkiem zgrabnie komunikację miejską! Także ten miesiąc zdecydowanie nie poszedł na marne.
Przekonałam się, że filologia klasyczna to nie moja ścieżka na życie, koniec rozpaczy związanych z tym tematem ^^
Tyle że teraz zaczyna się droga pod górkę, bo wraca wszystko, przez co przechodziłam już rok temu, mianowicie "co robić dalej". Wiem, że na studia pójdę, muszę się z domu wyrwać, mam z kim zamieszkać (jeśli los nam da...), ale na co...? Przez głowę przeszła mi już taka masa pomysłów, że sama wszystkich nie pamiętam. Ale żaden się mnie też szczególnie dobrze nie uczepił. Rozważałam turystykę, psychologię, jakieś szalone filologie bądź architekturę czegoś - nadal ciężko stwierdzić, w czym tak naprawdę poszłoby mi dobrze (nawet nie wiem, czy wolę te humanistyczne, czy ścisłe). A nie chcę się przez kolejne kilka lat odbijać z kierunku na kierunek :\
Czasami żałuję w sumie, że jak Eilli nie zdecydowałam się na technikum, po którym zawód już by był i do tego by można coś dołożyć. Ah, kusząca w tej chwili myśl. No ale przeszłości nie zmienię :c

Tak więc - póki co skaczę od pomysłu do pomysłu, od miasta do miasta i nie wiem, co ze sobą zrobić. W lipcu się okaże! Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:30, 11 Mar 2019    Temat postu:

Wiesz... jeśli nie studia, zawsze można iść na jakiś kurs zawodowy i potem iść na studia.
A nuż coś cię zainteresuje. Nie mówię od razu o CNC i byciu "guzikowym", bo to trzeba lubić dłubać w CAD itd., ale no... jest od groma ciekawych zawodów Razz. Pamiętam, jak miałam zajęcia w CKP (w zasadzie to CKU, ale część do której chodziłam to CKP) to w ofercie mieli jakieś krawiectwo na maszynie, która sama wyszywa (fajnie to wyglądało i podobno pieniądze z tego też niegorsze), budowlankę, spawanie, elektrykę, elektronikę, monterów, gastronomię... wiele rzeczy, które nie wymagają jakiegoś szczególnego uzdolnienia a mogą sprawiać przyjemność. Są też kursy z grafiki. Trzeba poszukać i coś może się znajdzie Very Happy.
Ja akurat ostatnio zastanawialam się, czy nie zrobić za 2-3 lata uprawnień instruktora nauki jazdy kat. B. Po co? Ot, żeby móc te 4h w tygodniu oderwać się od komputerów, usiąść na prawym fotelu Hyundaia albo Rariski ( Razz ) i pouczyć ludzi jak się jeździ autem (bo motoryzacja to jedna z moich cichych pasji :>). Nawet nie dla pieniędzy, bo są mierne, tylko ot... tak żeby się nie zamykać w jednej dziedzinie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:13, 11 Mar 2019    Temat postu:

O kursach też już myślałam, prawdę powiedziawszy Very Happy. I zupełnie na poważnie zastanawiam się nad jakimś krawieckim - już coś tam niby umiem, ale fajnie by było i się nauczyć, i móc potem w zawodzie jakoś pracować. Jedna rzecz w mym życiu pewna, że lubię szyć xd (głównie jednak ręcznie, ale ah! maszyna to jest jednak cudo. Tak szybko wszystko idzie nagle!)
Tylko jest tu kwestia tego wyjścia z domu - bo kurs mogłabym robić tutaj, pracować dodatkowo i nikt nie musiałby mi płacić za przeżycie w innym mieście, co zapewne każdemu byłoby na rękę. A ja muszę się wyrwać, bo nie wytrwam tutaj kolejnego roku. Już w tej chwili wychodzę na spacery, kiedy nagle się wszyscy do domu zjeżdżają - ot tak, by sobie stresu i wściekania się na świat oszczędzić xD. A jeśli wybędę na studia - to na pewno gdzieś daleko, będzie spokój Very Happy.

(A, Eilli, naucz mnie jeździć! Mogę być pierwszym uczniem C: )

Toooo ja mam też takie pytanie... Czy mieliście (bądź macie) podobnie z chęcią jak najszybszej ucieczki z domu, czy też nie ma dla Was problemu, jeśli trzeba by było pomieszkać trochę dłużej z rodziną? A dla tych, kto już wybył - dostrzegacie jakieś konkretne plusy i minusy tej pięknej wolności?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 0:11, 12 Mar 2019    Temat postu:

Moje studenckie życie to w sumie przez 2-3 lata tutaj relacjonowałam w miarę na bieżąco, więc kto ze mną wtedy rozmawiał, ten może trochę kojarzyć, jak mi się wtedy układało. W dużym skrócie...
Niezbyt chciałam iść na filologię angielską, bo nie miałam żadnego pomysłu na życie, ale nie protestowałam przeciwko temu jakoś bardzo, bo miałam 1,5 roku, żeby się do tego mentalnie przygotować. W 2015 przyjęli mnie na uczelnię w drugiej rekrutacji - właściwie tylko dlatego, że bardzo dobrze napisałam polski rozszerzony, który akurat liczył się do punktacji (a przynajmniej tak myślę, że to dlatego), więc już od początku czułam, że to trochę nie dla mnie. Zresztą wszyscy moi znajomi z roku wydawali się pasjonatami języka i kultury brytyjskiej... także ciągle mnie prześladowało uczucie, że oni naprawdę tego chcą, a ja się tam znalazłam z przypadku.

Ale później wszystko się w miarę poukładało. Licencjat skończyłam w Instytucie Filologii Angielskiej Uniwersytetu Jagiellońskiego... i jeśli ktoś się tam wybiera (co brzmi abstrakcyjnie, ale co ciekawe, może się wydarzyć Very Happy), to bardzo polecam. Nie znam oczywiście innych uczelni, ale od znajomych aktualnie kontynuujących magisterkę wiem, że ludzie, którzy nie chodzili z nami na UJ, a teraz tutaj studiują, wypadają dużo słabiej i mają pewne braki.
Jeśli chodzi o zalety, to na pewno bardzo przyjemna kadra. Wiele słyszałam mitów o okropnych prowadzących, ale nie trafiłam na takich. Było kilka mniej przystępnych albo bardziej restrykcyjnych osób, ale to była mniejszość i wystarczyło podchodzić do ich przedmiotu chociaż trochę na poważnie, żeby spokojnie zaliczać kolejne zajęcia. W większości prowadzący byli bardzo pomocni i te kilka dram organizacyjnych, które do dzisiaj mnie dręczą we wspomnieniach to był głównie chaotyczny pierwszy rok...
Zresztą sam kierunek jest naprawdę ciekawy. Wprawdzie nie do końca tego się spodziewałam, bo myślałam, że łatwiej mi przyjdzie literatura, a okazało się, że raczej mam skłonności do językoznawstwa... W każdym razie można się naprawdę dużo nauczyć i jeśli się ma chociaż minimalne ciągoty humanistyczne, to powinno być ok. A jak nie, to ten kierunek naprawdę niesamowicie rozwija kompetencje językowe. Jak tam szłam, to nie umiałam często absolutnych podstaw, a teraz sama się nieraz dziwię, na jakie tematy potrafię się wypowiedzieć całkiem płynnie bez zastanawiania. Tylko niestety ludzie i bez tego czasem mieszają polski z angielskim, a jak się wszystkie zajęcia ma w tym drugim, to można się momentami lekko zwiesić.
Co do wad, to w sumie nie mam wiele do powiedzenia. Główne zarzuty bym kierowała w stronę ludzi z kierunku, których bardzo nie lubiłam. Ale z dwójką osób do dzisiaj mam kontakt, nawet codziennie, więc dobrych znajomych też można znaleźć. Aczkolwiek z tego co wiem, kolejne roczniki są trochę fajniejsze, więc chyba źle trafiłam. Ja się ze swoim nie zgrałam charakterem. Dram i kłótni nie było. Po prostu zero sympatii do nich czułam, a często wręcz niechęć, więc w ogóle nie gadaliśmy.
Wszystkie inne krytyczne uwagi, które bym miała, to raczej takie, które dotyczą studiów jako takich. Wydaje mi się, że nie miałam na uczelni nic takiego, co by się negatywnie wybijało na tle innych uniwersytetów...

Ale cóż - niektórzy mogą też wiedzieć, że obecnie nie studiuje. No nie ukrywam, że wiąże się to z wydarzeniami sprzed około roku. Sama nawet nie wiem dlaczego, ale poczułam się tym wszystkim potwornie przytłoczona. Byłam już strasznie zmęczona robieniem rzeczy za darmo (ironicznie to brzmi, biorąc pod uwagę, że teraz mi nikt nie płaci za pracę), a do tego kompletnie nie wiedziałam, jak się zabrać za pisanie licencjatu. Miałam wrażenie, że wszyscy mają gdzieś mój wysiłek i w zasadzie tylko mnie powinny te studia obchodzić - a nie obchodzą.
Także zapadłam się głębiej w te swoje depresje, czułam się z dnia na dzień coraz gorzej itd. itd. - same atrakcje. I byłam ciągle zmęczona. Mimo że nigdy w życiu nie miałam tak wiele czasu w trakcie roku akademickiego lub szkolnego jak wtedy... Miałam wolne 4 dni w tygodniu, a w poniedziałek np. tylko jedne zajęcia... Więc nie powinnam się przemęczać... No ale nadmiar wolnego czasu mi szkodzi niestety i się to bardzo źle skończyło... W każdym razie przez zerową motywację, brak zapału, zmęczenie i frustrację nie dałam rady się nauczyć wszystkiego w sesji. Przełożyłam filozofię na wrzesień.
Problem w tym, że bez zdanej filozofii nie mogłam się bronić w lipcu (pomijam, że moja praca nie była gotowa - chociaż już ją napisałam). Nie mając tytułu w lipcu, nie mogłam się rejestrować w pierwszym terminie... Więc zostało czekać. A we wrześniu wszystko wróciło i tak bardzo nie chciałam tykać nauki, że z trudem dopięłam wszystkie terminy i w ogóle się nie zarejestrowałam. Chciałam się tylko obronić i mieć to cholerstwo z głowy. (Udało się, chociaż do dzisiaj mnie dręczy w koszmarach tamtej egzamin i pewnie całe życie nie przestanie.) Z rodzicami miałam sporo spięć, ale jakoś to przełknęli i tak sobie czekam w zawieszeniu. A w lipcu się rejestruję na magisterkę. Prawdopodobnie na przekład literacki. Ewentualnie na translatorykę albo lingwistykę, ale licencjat już miałam z językoznawstwa i mi wystarczy...

Tak czy inaczej... Mózg to naiwne stworzenie - szybko zapomina. Także niczym ofiara toksycznego związku zatęskniłam... i teraz od dłuższego czasu mam jednak ochotę wrócić na uczelnię. Ma to swój urok nie do podrobienia... A z pracą mi ewidentnie nie wychodzi, więc nic mnie nie powstrzymuje od kontynuowania nauki. I w sumie coraz poważniej myślę o zaczęciu też w przyszłości drugiego kierunku, czyli filologii polskiej, gdzie pewnie poszłabym na jakieś edytorstwo.
Na koniec tylko dodam, że samo studiowanie polecam. Można trafić różnie - ale tak jak ze wszystkim. Wydaje mi się, że jeśli się nie ma na siebie pomysłu, jak ja, to można jednak coś w trakcie studiowania podłapać. Jeśli się nie dowiesz, co robić, to może się dowiesz, czego nie robić. Jak np. ja... mam specjalizację nauczycielską i mogę uczyć wszystkie klasy podstawówki, a w życiu się tego nie podejmę, o ile mnie sytuacja nie zmusi. Poza tym można się nauczyć życia samodzielnie chociaż w małym stopniu i nieco się przygotować na całkiem niezależną przyszłość.



I tutaj mogę przejść do pytania Lifanii! Bo moje relacje z rodzicami zdecydowanie się poprawiają, kiedy mnie długo nie ma. Oni mają więcej cierpliwości do mnie i mniej się kłócimy - a teraz oczywiście się to odwraca, bo częściej i dłużej bywam w domu. Przez ostatnie miesiące jest naprawdę trudno. Głównie dlatego ciągle wracam do Krakowa mimo tego, że nie studiuję - w innym wypadku chyba po prostu bym z nimi nie wytrzymała. A spięcia wynikają ze wszystkiego - np. z tego, o jakich godzinach śpię, co w moim wypadku jest cholernie problematycznie. I NAPRAWDĘ NIKT MI NIE MUSI MÓWIĆ, ŻE WSTAWANIE PO 15:00 I ZASYPIANIE PO 5:00 RANO JEST ZŁE. Wiem... jakbym umiała to naprawić, to już bym dawno to naprawiła, a czepianie się mnie, nic nie pomoże...
Resztę rodziny na całe szczęście widzę tak rzadko, że nie mam z nimi problemów za bardzo, chociaż z wiekiem coraz bardziej drastycznie się od siebie różnimy. Za to z siostrą się pogarsza no bo... znów... mieszkamy teraz razem. I to w jednym pokoju, więc da się siebie unikać, tylko siedząc przy biurkach z słuchawkami.
(Jeśli ktoś chce jeszcze jeden temat do poruszenia w kolejnych postach, to trochę przemodeluję pytanie Lifanii... i się chętnie dowiem, czy bardzo widzicie "generation gap" pomiędzy Wami, a starszą częścią rodziny. Czy macie jakieś spięcia o poglądy albo może politykę, bo coraz bardziej się różnicie spojrzeniem na świat, czy raczej w miarę się ze sobą zgadzacie?)


(Tyle z pisania krótkich postów.)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Śro 4:43, 13 Mar 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:30, 12 Mar 2019    Temat postu:

Ja tu długo nie pisałam bo nie ukrywam, nie mogłam się zebrać, bo czułam, że jak tylko zacznę temat studiów, to pogrążę się w spirali beznadziejności i czarnowidztwa. Już sobie ten czwarty semestr siedzę na Fizyce Technicznej i trochę żałuję, że nie rzuciłam po pierwszym, mimo że dużo rzeczy jest tu naprawdę fajnych i nawet ten natłok obowiązków zwykle mi nie przeszkadza. Znaczy trzeba się przyzwyczaić do tego, że jak zdarzy ci się o 18 wrócić do mieszkania, to siadasz do nauki do kolokwium, ale jakoś da radę. Najwyżej się nie wyśpisz, to jeszcze nie koniec świata. Mam wrażenie, że większość moich problemów ze studiami można sprowadzić do tego, że wierzyłam trochę, że jak na nie pójdę, to mi się ukierunkuje, co będę kiedyś robić. Potem uznałam, że nie no, to jak będą przedmioty obieralne do wyboru, to więcej się dowiem, jak mi się życie ułoży. A tu się okazuje, że wszechświat nie podejmie za ciebie takich decyzji jak wybór pracy czy chociaż kierunku rozwoju. Co najwyżej krzyczy: no to rób magisterkę i doktorat, co mi się w ogóle nie podoba. Więc jakby kompletnie nie wiem co ze sobą zrobić, ba, nie wiem, co mnie ciekawi, więc tak sobie dryfuję, a do usamodzielniania się i roboty coraz bliżej c:
Ale nie no, dobre strony też widzę. Doceniam to, że możesz sobie zrobić dzień wolny dla odetchnięcia (jak dzisiaj to zrobiłam), jak nie masz nic ważnego (co mi wyszło trochę niechcący, bo zaspałam na pierwszy wykład, a nad drugi przełożyłam wyjście na obiad). To że nikt się z tobą nie cacka i sam sobie ustalasz priorytety nauki. Wciąż do mnie wraca liceum i wieczna gadka nauczycieli, że ich przedmiot jest najważniejszy i mieli wielkie pretensje, jak się nie nauczyłeś. Wiem, że wiele osób ma to w dupie, ale mnie to naprawdę bolało, jak ktoś mi mówił, że jest mną zawiedziony. A tu nikogo to kompletnie nie obchodzi. Zdajesz? Ok. Nie zdajesz? Idź na poprawkę. Ewentualnie weź warunek. Jak chcesz pomocy, to można się zgłosić na konsultacje, jak nie, no to nikogo to nie obchodzi. Doceniam mocno.

A tu jeszcze sprawa łącząca się z tym i odpowiedź na inne pytanie, czyli mieszkanie z dala od domu. Ja się wyniosłam w ogóle na drugi koniec kraju i sobie bardzo to chwalę ;-;. Już durne 2,5 tygodnia ferii mnie utwierdziły w przekonaniu, że mnie szlag trafia, jak za długo muszę czasu spędzić z rodzicami. Co prawda w moim przypadku to nawet nie wynika z podejścia rodziców do mnie - na to nigdy specjalnie nie mogłam narzekać, bo raczej nie ma tak, że mi czegoś zabraniali, co najwyżej zdarzało im się narzekać na siedzenie przy kompie czy spanie do późna, ale już i tak im starsza byłam, to tym rzadziej. Ale ja po prostu nie mogę słuchać ich rozmów ze sobą. Już nawet jak z ciocią ostatnio rozmawiałam, to się zgodziła, że oni już niemal we krwi mają kłótnie ze sobą nawzajem. I to w dużej mierze o straszne pierdoły wyolbrzymione do niesamowitego stopnia. "A co to za ton", "a co to za komentarz". Nie wiem nawet czy oni zdają sobie sprawę z tego, jak napięta jest przy nich nieraz atmosfera. Ale nawet jeśli oni tego nie biorą do siebie, to ja i owszem. Więc sam fakt, że słucham tego kilka razy do roku, a nie na co dzień, jest dla mnie niesamowitą ulgą. Co do wad, to jestem leniem i jak mnie nie gonią, to ciężko mi się zmotywować do sprzątania czy gotowania, bo tego nie znoszę. A to jednak podstawa do tego, by żyć jak normalny człowiek ;-;.

A tak na szybko nawiązując jeszcze do generation gap, to nawet ciężko mi powiedzieć. Na pewno są pewne różnice, ale zwykle wychodzę po prostu z założenia, że o problematycznych tematach z tą dalszą rodziną nie rozmawiam, bo i tak nikogo przecież nie przekonam, a bardzo nie lubię się denerwować z powodu czegoś, na co nie mam wpływu. Plus nie ma to sensu, jak połowa argumentów mojego taty czy cioci, z którymi najczęściej się kłócę, jak już to się zdarza, wygląda tak, że moje argumenty negują, "bo młoda jesteś i wielu rzeczy nie przeżyłaś". Co z jednej strony rozumiem, bo to niewątpliwie prawda, ale z drugiej strony mam wrażenie, że w takim razie jakakolwiek dyskusja z osobami młodszymi nie ma kompletnie żadnego sensu, więc po ką cholerę ją zaczynają. Jak się wychodzi z założenia "jestem starszy, to wiem lepiej", to co najwyżej można robić wykłady, a nie pytać kogoś o jego zdanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Wto 20:48, 12 Mar 2019, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 4:49, 13 Mar 2019    Temat postu:

W sumie tak się rozgadałam o samym swoim kierunku i moich doświadczeniach, że trochę zapomniałam powiedzieć o studiach tak bardziej ogólnie. Więc powiem w miarę szybko. (Naprawdę się postaram!)


Więc zalety:
- To, co mówiła Gaja. Sam planujesz swój czas. Możesz nie iść na zajęcia, jeśli nie masz ochoty. Po prostu daj usprawiedliwienie, jeśli już wykorzystałeś swoje nieobecności - tak bywa. Nikt nie będzie dzwonił na policję, gdzie jesteś, jeśli zaspałeś na wykład. To Twój wybór, czy tam trafiłeś na czas. A co najlepsze - ja i tak chodziłam na wszystkie wykłady i zajęcia. Przez cały licencjat odpuściłam sobie wyjście tak mało razy, że można by to policzyć na palcach, a zwykle wynikało to z zaspania przez problem z budzikiem albo tak ostrą chorobę, że już nie mogłam wstać. To tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że tak naprawdę jestem obowiązkowa i nie potrzebuję osoby z batem nad sobą, żeby robić to, co musi być zrobione.

- Rozłożenie zajęć zawsze mi się podobało. Znaczenie bardziej mi odpowiada taki tryb, że raz masz na 11:30, raz na 8:00, potem na 15:00... albo nie masz zajęć wcale. Jakoś lepiej się wpasowuję w taki nieregularny tydzień pracy niż w typowe siedzenie od ósmej przez siedem godzin. Co ciekawe, zdarzało mi się mieć na uczelni np. 8-9h i wracać do domu po 20:30, a dużo rzadziej czułam się tym naprawdę zmęczona, gdzie w liceum pokonywało mnie siedem lekcji. (A te lekcje trwały 45 minut, a nie półtorej godziny. Swoją drogą teraz 45 minut to dla mnie tak krótko, że gdybym wróciła do szkoły, to bym miała wrażenie, że kończymy naukę, zanim się rozkręciliśmy z tematem.)

- Znów to, co mówiła Gaja... to Ty studiujesz, sam zadbaj o swoje sprawy. To trochę odwraca spojrzenie na Twoją naukę. Rodzice nadal mogą się wtrącać, ale prowadzący po prostu dają Ci wolną rękę... tak samo jak z obecnością. Musisz się nauczyć na minimum 60% i będzie ok. Oczywiście zależy im, żeby szło Ci jak najlepiej i pomogą, jeśli poprosisz... Ale nikt nie będzie Ci stał nad głową i męczył, że masz się postarać, żeby podnieść średnią klasy.

- Szczególnie, że nie ma żadnej klasy. Możesz mieć swoją grupę według podziału alfabetycznego, ale ludzie się w tych grupach i tak lekko mieszają, bo czasem trzeba zmienić plan. Więc nikt Ci nie każe budować więzi z przypadkową zbieraniną osób, które zupełnie do Ciebie nie pasują i wmawiać sobie, że jesteście zgrani. Jeśli nie lubisz swojej grupy na Dydaktyce, to za pół godziny spotkasz zupełnie innych ludzi na Fonologii... A potem jest wykład, gdzie na sali siedzi 120 osób i tam już nikt nie będzie się zgrywał, że jesteście jak szkolna klasa.

-Tutaj znów mam trochę wąskie doświadczenie, ale kurczę... studia są tak zróżnicowane. Wydaje mi się, że czasem w szkole się ludziom wydaje, że jak idziesz na taką filologię, to każde zajęcia są jak lekcja z panią anglistką. Robicie ćwiczenia, a potem mówicie dialog i uzupełniacie luki w czytance, A tak naprawdę takich zajęć stricte z nauki słówek i wymowy jest tylko kilka godzin tygodniowo, a resztę czasu masz np. historię, kulturę, coś o polityce, translatorykę, literaturę amerykańską lub angielską, gramatykę... itd. itd. Więc języka uczysz się tak przy okazji... I przypuszczam, że na wielu innych kierunkach jest podobnie, czyli może nas zaskoczyć, jak wiele rzeczy się dowiadujemy wokół "wąskiej", "małej" dziedziny, która w liceum jest - z oczywistych powodów - sprowadzona do jednego, czy dwóch przedmiotów z etykietką "matematyka" albo "biologia".

- Banalna rzecz... ale poczucie "bycia studentem" jest naprawdę miłe Very Happy. Jeśli nie wpadasz w głupie stereotypowe kategorie o zapijaniu się tanim piwem i imprezowaniu co noc, zamiast się uczyć... no to jest w tym coś wyjątkowego. (Plus z materialistycznego powodu: masz spore zniżki.)

- To jest może zaleta dla mnie, ale jednak wiele ludzi jedzie na studia do większego miasta. I to naprawdę dużo uczy o samodzielności i zaradności. Ja dopiero na studiach ogarnęłam takie rzeczy jak komunikacja miejska. I mam wrażenie, że jak już poznasz jedno duże miasto, to trochę łatwiej jest ogarnąć kolejne. Ale jeszcze tej teorii nie przetestowałam xD

- Jak ktoś chce, to może tu sobie dopisać masę zalet typu: wyjazdy, udział w kółkach, samorozwój, warsztaty, Erazmus itd... ale do mnie to nie przemawia, wiec tylko tak mówię... To faktycznie jest gdzieś na boku. Jak ktoś chce się udzielać w samorządzie na poważnie, organizować jakiś spotkania albo gdzieś wyjechać, to jest na to czas i mogą Ci to ułatwić.



Wad studiowania raczej za wiele nie mam. To, że mi nie wyszło, to jest kwestia okoliczności, a nie samego bycia na uczelni. Ale w skrócie. Po pierwsze fakt, że sam musisz się motywować, może okazać się zgubny, jeśli motywacji zabraknie i nagle nie będziesz mieć chęci iść do przodu, a nikt nie będzie na siłę popychał, nawet jeśli to potrzebne. Po drugie załatwianie spraw w sekretariacie nie jest przyjemne... Panie sekretarki mogą być miłe albo chociaż znośne - jak u nas - a i tak nie masz ochoty tam chodzić z papierami.
Po trzecie... czasem jednak trafisz na jakąś okropną osobę, która albo Cię straumatyzuje swoim przedmiotem (kaszlukaszluwłoskinalektoraciekaszlukaszlu), albo będzie tak niepoważnie podchodzić do swoich obowiązków, że utrudni Ci życie na długi czas. I po czwarte - łatwo jest wpaść w tę pułapkę, że "no już trzy lata to robię, to szkoda przerywać"... nawet jeśli nie masz absolutnie ochoty już tam być. Ja akurat uważam, że warto coś dociągnąć do końca, jeśli jest już blisko finału, bo szkoda np. 3 lat pracy, ale rozumiem, że czasem po prostu nie widzisz w tym sensu i masz tak strasznie, strasznie dość. I trudno to porzucić, nawet jeśli tak byłoby dla wszystkich lepiej. Bonusowo po piąte - kuźwa usos (chociaż da się go po latach nieco ogarnąć).



A o generation gap się wygadam następnym razem... To mój ulubiony temat ostatnio, więc potrzebuję więcej czasu, a teraz już się późno zrobiło... Tak jakby ktoś potrzebował dowodów na moje poważne problemy ze snem.
Przepraszam, że nie umiem pisać treściwie Sad.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Śro 5:22, 13 Mar 2019, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> La Rivage Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 473, 474, 475  Następny
Strona 474 z 475

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin