Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

"Pod Dębowym Liściem"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 462, 463, 464 ... 473, 474, 475  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> La Rivage
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 9:44, 21 Mar 2015    Temat postu:

Nigdy nic sobie nie złamałam i nie skręciłam :f.
Tylko raz sobie palca serdecznego prawej ręki stłukłam.
Na WF-ie z nauczycielką, która nie "ciśnie" specjalnie na tych zajęciach.
Jak jesteśmy przy tym temacie, to się czymś pochwalę.
Potrafię zrobić kilka rzeczy z rękoma, na których widok moja mama krzyczy "Przeeestaaań! To obrzydliwe!". Umiem przekręcić rękę 360 stopni wokół jej osi, założyć kciuka za więzadło palca wskazującego, dogiąć kciuk do przedramienia, zrobić znak Spock'a ze StarTreka, wygiąć palce do tyłu. I mam do tego śmieszną cechę atawistyczną... ruszam uszami Razz.

I często zdarza mi się przy bieganiu stanąć na kostce (tej u nogi Razz) tak, że jest ona prawie pod kątem prostym w stosunku do reszty ciała. Oczywiście nic mi się nie dzieje, ale dziwnie to wygląda.
Ktoś biegnie, a tu nagle psuje mu się noga. Staje na chwilkę i rusza dalej, jakby niczego nie było Very Happy.

Generalnie nigdy sobie nic nie uszkodziłam jakoś bardzo. Ot i parę razy przycięłam sobie place drzwiami i przywaliłam głową o kamień, szafkę, drzewo, słup i biurko.

Jakiś udział w takiej odporności musiał mieć fakt, że wolałam latać z chłopakami po drzewach, płotach itp. niż siedzieć i bawić się lalkami. Przez takie wygłupy mam diablo mocne i elastyczne kości i ścięgna Very Happy.

Straszą mnie, że na starość będę miała problemy ze stawami i kośćmi.
Nie większe niż moi znajomi, którzy stronią od aktywności fizycznej (jazda po bułki do sklepu oddalonego o 600 metrów od domu skuterem... albo masowe zwolnienia z WFu).

A ty, Lady? Co sobie zrobiłaś strasznego? Razz

I pytanie do reszty:
Umiecie robić takie rzeczy z rękoma, o których wspomniałam wyżej?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:50, 21 Mar 2015    Temat postu:

A ja jeszcze sobie nawiążę do poprzednich tematów :3. Zaćmienie oczywiście oglądałam, super to wyglądało i... co ciekawe, sama dyrektorka powiedziała, że wszyscy mają zobaczyć... i to na lekcji! Cóż, u nas coś takiego się nigdy nie zdaża Very Happy. A oglądaliśmy je w sumie przez maskę do spawania pana konserwatora... hehe, fajnie to musiało wyglądać, jak tłum dzieciaków przed szkołą gapił się przez to w niebo Very Happy.
Natomiast co do wiosny... ja nie uznaję tej "zmiany" daty. Dla mnie wiosna jest od dzisiaj i koniec (hehe, nareszcie! Kwadratowy) I w sumie piękny dzień dzisiaj mamy, więc zaczyna się bardzo obiecująco Very Happy.

No a teraz co do tematu tych złamań itp. W sumie złamanego jako tako i stwierdzonego medycznie niczego nie miałam. Tylko raz porządnie kostkę złamało-skręciłam Very Happy. Potem dobry miesiąc mnie to bolało i do dzisiaj jak mocniej skoczę, to to czuję :\ (a stało się to w 6 klasie na 10 dni przed komersem :3).
Do tego dojdą jeszcze licznie wybite palce w obu rękach przy każdej możliwej grze z piłką latającą w zawrotnym tempie Very Happy.
No a o tym lekarskim stwierdzeniu złamania wspomniałam temu, że gdzieś w październiku na tańcach zrobiłam taki skok, że strzeliło mi coś... jakby od spodu stopy. A właściwie nie strzeliło a zrobiło takie "chrrrruuhhhhp". Wtedy wszyscy sądzili że może ścięgno naciągnęłam, ew. stłukłam lekko kości... Tyle że do dzisiaj nie mogę zgiąć do końca palców w tej nodze Neutral. Do lekarza z tym nie pojechaliśmy, bo w sumie teraz chyba nie ma już co tam leczyć :\. Ot, kości źle się zrosły i tyle ;-;
No i do obrażeń zaliczonych wieki temu a bolących do dzisaj zaliczam też kiedyś trzy lata temu wykręcony prawy brak (jak mocniej ruszę ręką, to wtedy coś tam źle przeskakuje i przez chwilę mam ją do nieużytku), coś podobnego w prawym biodrze i łokciu... i nadgarstku! Żeby było jasne - kostka i podbicie też są z prawej strony Very Happy. Plus dwa kolana i plecy...
Tamtadam! Co taniec robi z człowiekiem ;-;

Aaaaale to już koniec! Dzisiaj mamy koncert galowy zespołu, ja oficjalne pożegnanie na scenie, czyli... nic mnie już tam nie trzyma Kwadratowy. Jeah, że też trzeba było czekać na to te 10 lat ;-;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
mudancicha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 2965
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 18 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 14:09, 21 Mar 2015    Temat postu:

Ja spędzałam dzień w domu, bo mam praktyki i akurat opiekun dał nam wolne xD Zaćmienie widziałam, podkradłam tacie maskę do spawania.

Złamań nigdy nie miałam, raz pęknięty palec, ale żadnego gipsu. Pominę fakt, że mam krzywy palec, bo jak byłam mała to cos sobie zrobiłam łamiąc patyk, ale jak pobolało i przestało to stwierdziłam że wszystko w porządku. xD
Małe to a głupie...

Do tego jak raz poszłam kiedyś na łyżwy, to przez kogoś się przewróciłam centralnie kolanem w lód. Bolało przez dłuugi czas, ale nie czułam potrzeby iść do lekarza... teraz tylko coś mi chrupie w tym kolanie i jak się na nie, nie daj Boże, przewrócę, to nawala 2x mocniej.. Ale skakać mogę, biegać też, przysiady dają radę, więc chyba jest spoko xD

I w ogóle huśtawka kiedyś mi spadła na kostkę i wbiła się śrubą, miałam dziurę w nodze, ale podobno nienaruszone kości... Tylko jak tak sobie czasem macam dla porównania ze "zdrową" kostką, to ewidentnie z tej naruszonej coś odstaje.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez mudancicha dnia Sob 14:12, 21 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:31, 21 Mar 2015    Temat postu:

Ja się, prawdę mówiąc, nie mam za bardzo czym chwalić. Parę było oczywiście różnych wypadków głównie w dzieciństwie, ale mój obecny tryb życia sprzyja raczej zadławieniom przy jedzeniu, względnie spadaniu z krzesła (co się zresztą nieraz zdarza...) Neutral. Smutne nieco, ale po prostu nie chce mi się biegać, wariować, a już tym bardziej intensywnie sportów uprawiać. Nie moja działka, i tak dużo chodzę na nogach - zwłaszcza ostatnimi czasy Very Happy. No i nigdy się nie zwalniam z WF-u :3.

Ale ok...
Co do złamań to miałam jedno. Właściwie pęknięcie, nic spektakularnego. Koło naszego domu jest taka mała rzeczka, którą można przejść jednym krokiem, więc na dużych mrozach zawsze zamarza, czasami do dna, więc tam człowiek łaził dawniej... No i się kiedyś pośliznęłam, niefortunnie podparłam się na nadgarstku - przynajmniej lewym, a nie prawym. Pękniecie miało... może centymetr długości, więc to nie tak, że kość się przełamała na dwie części, ale jednak bolało i kilka tygodni siedziałam z gipsem. Dramatu nie było, chociaż pamiętam, że mnie denerwowało owijanie sobie dookoła gipsu reklamówki, żeby się nie zamoczył przy kąpieli i rodzice musieli mi myć włosy... no ale jak się ma jakieś 11 lat, to nie jest to straszny problem Very Happy.

Oparzeń właściwie nie miałam, poza jednym, dość drobnym, ale zrobionym w zabawny sposób. Ponieważ się zagadałam z mamą i umknęło mojej uwadze, że stoję obok rozgrzanego żelazka, przykładając do niego rękę :3. Również lewy nadgarstek Very Happy. To był brzeg żelazka, więc powstała tylko czerwona pręga na kilka centymetrów, ale wiem, że dość długo schodziła mi skóra. Mam wrażenie, że samo oparzenie było poważne, ale miało zbyt małą powierzchnię, żeby to był problem.
Ogólnie nie jestem w stanie teraz powiedzieć, gdzie to dokładnie było na ręce, bo nie został nawet najmniejszy ślad. Po tamtym złamaniu też nic nie mam... Aha! I dla ścisłości. To nie były kości nadgarstka, tylko końcówka tej długiej kości przedramienia :3. Złamany nadgarstek miała moja mam jakieś 2,5 roku temu Neutral. To było dopiero paskudztwo... Spadła z drabiny, bo pękł jej jeden szczebel pod nogami. Brr... nawet tego nie będę dokładniej opowiadać, bo trochę mi mdło Neutral. Pamiętam, że miała strasznie podrapaną twarz i jak wróciłam do domu od koleżanki i zobaczyłam ją przy stole, wydawało mi się, że jest ubrudzona ziemią po pracy w ogrodzie, a to była krew ;__;.

Generalnie obrażenia moich rodziców są ciekawsze od moich, bo np. mój tata w ramach porządków po budowaniu domu palił stare deski. I stanął na jednej z nich, żeby złamać ją wpół. No i się złamała... konkretniej to złożyła jak nożyczki po obu stronach jego nogi, a tkwiące w niej gwoździe wbiły mu się w łydkę... chyba do teraz ma takie dwa kółeczka jeszcze. Albo jak ucięło mu przód buta kalecząc palce, bo włożył nogę pod ostrza włączonej kosiarki... Dobra! Koniec tego! Miało być o mnie, a poza tym ja na EDB też miałam ochotę się schować. Zwłaszcza jak robili ćwiczenia i polewali koledze rękę sztuczną krwią z butelki dla realizmu.

Także do moich obrażeń wracając, było tego mało... chociaż to dziwne. Bo jestem potworną niezdarą czasami... Na przykład miałam kiedyś koszmarne wyczucie w... eee... trafianiu w wejście Neutral. Jak się tylko zamyśliłam i szłam za szybko, regularnie ściągało mnie z kursu i zamiast w drzwi do pokoju właziłam twarzą we framugę. Jak dziecko Very Happy. Plus wbieganie w ściany na wfie, zderzanie się z ludźmi, potykanie o własne nogi. To jest naprawdę cud, że nie mam całej poobijanej twarzy. Tyle tylko, że na środku czoła mam małą bliznę po tym, jak wpakowałam się głową w półkę do pakowania zakupów w sklepie. Ale byłam wtedy naprawdę bardzo mała - widać, biorąc pod uwagę, na jakim poziomie są takie półki. Tata mnie trochę nie dopilnował albo po prostu się znienacka wywaliłam... Takie typowe dla dzieci Very Happy. Nawet mi ostatnio mama wspomniała, że jak mnie zaprowadzili do mojej lekarki na jakieś badania, to pytała, co mi jest, taka byłam poobijana... Widać moja wybitna koordynacja ruchowa objawiała się już od pierwszych miesięcy po nauczeniu chodzenia .

Hm... pobytów w szpitalu też wiele nie miałam. Same sporadyczne wizyty. Pomijając złamaną rękę lata temu, był jeszcze jeden pobyt w 2012 roku, kiedy czułam się tak źle, że zaczęli się spodziewać, że mam zapalenie wyrostka. Przeleżałam sobie kilka godzin w szpitalu z kroplówkami, porobili mi badania i wypuścili. Potem przeszło samo. Do teraz nie umiem powiedzieć, co mi było, ale z auta do przychodni człapałam drobnymi kroczkami, zgięta w pół, więc musiało być coś na rzeczy... dziwne w sumie. Chociaż jak się teraz zastanawiam, to może to miało związek z niewłaściwą dietą? Bo wtedy wciąż jadłam rzeczy z zbożem...

A... i teraz mi się coś przypomniało jeszcze Neutral.
To jest najbardziej żenująca część tej listy. Bo mam, a raczej miałam okropnego pecha do lądowania okrakiem na np. ramach roweru Neutral. W sumie takie lądowanie na ramie łóżka zapewniło mi częściowo kilka wizyt w Prokocimiu lata temu. Ostatni raz mi się zdarzyło na sankach z koleżankami, kiedy siedząca za mną dziewczyna wbiła pięty w śnieg w czasie jazdy... zasypało mi oczy, więc nie wiedziałam, gdzie jadę, wrąbałam się w drzewo z koleżanką, którą jeszcze wgniotło mi w plecy ;__;. Także bądźcie dobre dla chłopaków, nawet jak Was strasznie wkurzą i ich nie kopcie między nogi ;-;. Jeśli boli bardziej, to się nie dziwię, że są przewrażliwieni Very Happy.

*** *** ***

Matko... nie wiedziałam, o czym pisać i najwięcej się nagadam Sad.
To tylko zamknę tymi dziwnymi rzeczami, które można zrobić z rękami. Takich jak opisałaś, to nie umiem, ale z takich bardziej nienaturalnych wykrzywień ciała, to mogę w kilku palcach - nie, nie kciukach Very Happy - zginać sam ten ostatni fragment. Czy segment, nie wiem, jak to nazwać. To znaczy cały palec mam prosty, tylko ta końcówka się zagina. Moi rodzice też lepiej wychodzą na tym polu, bo mama potrafi dosłownie trzepotać rzęsami... tzn. mrugać tak strasznie szybko, a tata wywija sobie powieki na drugą stronę ;-;. To jest serio ohydne, bo po prostu je wywraca na drogą stronę i ta różowa część jest z wierzchu... Nie polecam .




A dla pociągnięcia podobnego tematu...
Mieliście jakieś wypadki? Tzn. stłuczkę samochodem, jakieś na rowerze, topienie się, spadanie - takie rzeczy.
Otworzę sobie tym drogę do napisania kolejnego posta, bo już tutaj sobie daruję jedną historię Neutral.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez LadyPauline26 dnia Sob 19:42, 21 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:32, 21 Mar 2015    Temat postu:

Co do dziwnych rzeczy z dłońmi, to chyba jedynie to dotykanie kciukiem przedramienia. Tj. nie tyle sięganie tam, wyginanie dłoni, tylko jakby sięganie. Jak drugą dłonią sobie kciuk wykrzywię, to spokojnie do przedramienia dochodzi Very Happy. A jak słyszę strzelanie kostek to mnie dreszcze przechodzą ;_;.

A z wypadkami to trudno mi nawet powiedzieć, bo sobie nie przypominam... znaczy byłam ze dwa czy trzy razy przy małej stłuczce, ale to rzędu "zahaczenie o hak" albo "stuknięcie na światłach", więc nic poważnego. Złapana guma na bezludziu, ale to też trudno zaliczyć, bo właściwie nic mi się nie stało. Choć potem pół h stałyśmy z siostrami, kuląc się razem pod jednym kocem na drodze jakiejś wioskowej Very Happy. Jakieś awarie auta, przez co trza było się potem cackać z dzwonieniem po pomoc, lawetę, gdy w połowie drogi do Olsztyna stanął, zostawianie go na noc na stacji benzynowej, bo akumulator siadł w nocy, a jazda bez świateł to kiepski pomysł... i takie różne bzdety. Usterki w aucie zdarzają się u nas dosyć często Very Happy.

Wiem też, że jak byłam mała, tak koło zerówki pewnie, to na działce, w takiej wioskowej wsi kilkanaście km od Szczekocin, bawiliśmy się w podchody i przy okazji zgubiliśmy Very Happy. I potem brnęło się przez pole, na którym było sięgające pasa bagno, gdzie ciocia zgubiła but Very Happy. Ale tu też poza strachem nic wielkiego nie było.

Z roweru... w sumie jedyne, co mi przychodzi do głowy, to jak wjechałam na kamień tak, że trochę straciłam kontrolę, polna droga to i jakieś dziury tam były... Też nic poważnego, ale wpadłam do rowu z wodą torfową. Nie miałam pojęcia, co to jest i zaczęłam wpadać w panikę, zastanawiając się, czemu woda jest czerwona ;___;. Już miałam wizje jakichś trupów na dnie. No i potem powrót w takim stanie kilka km do domu przez pole i miasto Very Happy.

Co do spadania to liczne z drabiny łóżka piętrowego Very Happy. Czy to w wieku 2 lat, czego nie pamiętam, z drabiny rodziców, coś koło 5 lat jak mnie siostra wypchnęła ze swojego łóżka, czy to jak się poślizgnęłam na swojej drabinie wielokrotnie.

O topieniu sobie nic nie przypominam, ominęło mnie Very Happy.

A z takich wypadków mogę dodać spadającą na mnie jakiś czas temu półkę z książkami jak zasypiałam. Niezbyt przyjemne uczucie Very Happy.

Iiiiii nic więcej sobie nie przypomnę chyba Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Evans dnia Sob 23:35, 21 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:42, 22 Mar 2015    Temat postu:

Do obrażeń cielesnych zapomniałam jeszcze dodać minimalnie ukruszoną jedynkę na dole. Kiedyś się biłam z siostrą i w którymś momencie tego kotłowania się tak zdarzyło, że moje kolano zderzyło się z moją własną żuchwą. Na szczęście nie bolało i teraz też nic mi nie jest. Moja kuzynka miała poważne pęknięcia w górnych jedynkach i chyba nie może jeść teraz gorącego jedzenia tamtymi zębami :\. Więc w sumie miałam szczęście. Tata by mi głowę urwał, jakby coś więcej się stało, bo jako dentysta jest dość przewrażliwiony i się o to zawsze strasznie martwi...

A co do wypadków to ze stłuczek samochodowych miałam... w sumie zero. Ale raz, wracając z koncertu w środku nocy, wpadliśmy w poślizg już niedaleko domu na Zakopiance. (Pewnie tata był już trochę nieprzytomny po czterech godzinach prowadzenia.) No i samochód obrócił się dookoła własnej osi i wrąbał się w barierkę. Całe szczęści ci, co jechali za nami, byli daleko, bo inaczej po prostu wjechaliby nam w bok. Nie zdążyliby zahamować, zwłaszcza na takiej mokrej drodze.
Akurat spałam wtedy z tyłu, więc spadłam z fotela na podłogę, ale generalnie nic nikomu nie było. Tylko auto się nieco wgniotło, no ale przy takim gracie nie rzucało się nawet zbytnio w oczy to uszkodzenie.

Poważniejszy wypadek miałam na rowerze, a raczej na rolkach, bo tata jechał na rowerze i ciągnął mnie za rękę po ulicy... A ja uznałam, że chcę zrobić sztuczkę i pojechać na jednej nodze. Ale coś poszło nie tak, moja noga wjechała między koła roweru - dobrze, że tata ma kolarkę... - i w wyniku jakiś dziwnych prób odzyskania równowagi tata razem z rowerem przeleciał nad moją głową, a ja wyglebiłam się na plecy. Nic wielkiego poza otarciami nam nie było, ale z trudem się dowlekliśmy do domu. Ale mam z tego fajną stop-klatkę... lecący nad moją głowę rower Very Happy.

I oby na tym mój życiowy udział w wypadkach dobiegł końca Neutral.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:41, 28 Mar 2015    Temat postu:

A to ja wypadków właśnie żadnych nigdy nie miałam... powinnam się w sumie cieszyć, ale jakoś tak dziwnie Neutral. Ale co ja będę marudzić, mnie to pasuje .

I tak sobie zarzucę nowym tematem, bo mi przyszedł teraz do głowy podczas rozmowy na c-boxie Very Happy. Pewnie pytanie nie do wszystkich - choć w sumie nie wiem - ale... Macie jakieś konkretne tradycje rodzinne na święta Wielkanocne? Obojętnie jakie: robienie pisanek, pieczenie ciast, różnenie wiadomo co... Very Happy
Bo w sumie święta się zbliżają, pogadać o tym można :3.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:10, 29 Mar 2015    Temat postu:

Lif, a mnie pamieć nie myli, że miałaś coś z kolanem? Very Happy. Przynajmniej tam mi się wydaje... choć znając moją pamięć, to cenzura wie ;___;.

Co do Wielkanocy, to w sumie zostaje malowanie jajek Very Happy. Kiedyś się chodziło ze święconka, ale to jak byłyśmy w podstawówce i po prostu rodzice nie chcieli nas nastawiać przeciw kościołowi, chcąc zostawić nam wybór wiary. Ot, taka tradycja. Ale z czasem się urwała, bo nikt nie czuł potrzeby pójścia do kościoła. Ostatnio jak byłam z koszyczkiem, to z kuzynką i wujkiem, jak spędzaliśmy Wielkanoc u nich.
W sumie tak patrząc, to aż dziwne, że obchodzimy Wielkanoc. Ale to w sumie też wynika z przyzwyczajeń. W dzieciństwie się obchodziło, to dziwnie się przestawiać i zignorować. Choć w tym roku pytali się, czy w ogóle chcemy się bawić w święto. Wyszło na to, że tak Very Happy.

Więc co do tradycji poza pisankami, to wiadomo, żurek. Oficjalne śniadanie, poza tym zawsze mamy króliki czekoladowe, bo cukrowego barana się u nas nie uświadczy Very Happy. Z wypieków w sumie oprawie nigdy nie mamy ani mazurka, ani babki, bo po prostu potem nikt tego nie je Very Happy. Zamiast tego pieczemy pleśniaka, o ile ktoś ma motywacje, by się z tym babrać. A tradycje nie do jedzenia, to kiedyś chodziliśmy na turlanie jajek w dół zbocza, ale zarosło i nie wychodzi Very Happy. Zostaje nam więc stukanie się jajkami, co jest pewnym konkursem, wygrywa ten, którego jajko jest niestłuczone Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 8:19, 29 Mar 2015    Temat postu:

W sumie to zarówno Wielkanoc jak i święta hmm... Bożego Narodzenia (nie ma na to innej nazwy? ; d) są coraz częściej obchodzone jako święta typowo polskie a nie związane z religią, więc nie sądzę, żeby to było jakoś specjalnie dziwne. Patrząc na to głębiej, to wiele tradycji owych świąt pochodzi od Słowian, Persów i Germanów i tak ubieranie choinki albo malowanie pisanek staje się bardziej tradycją niż częścią święta :3.

Jakie ja mam rodzinne tradycje...
Hmpf...
Właściwie to... prawie żadne. Moja rodzina nie ma jakiejś swojej tradycji. Ot i po prostu siostra idzie ze święconką, w której są zwykłe jajka zamiast pisanek. Kiedyś chciałam przemycić pisanki do tradycji rodzinnej, ale jakoś się nie udało.
Z takich jedzeniowych tradycji to oczywiście śniadanie. Na śniadaniu sernik (obowiązkowy zawsze i wszędzie, bo moja mama robi epicki sernik :3), mazurek, żurek, kiełbasa i jajka, ale to tak oczywiste, że nie chce mi się pisać tego, co mam na stole.
Jest jeszcze dzielenie się jajkiem.

Mam takie dziwne wrażenie, że u mnie takie święta wyglądają bardziej jak taka formalność. Oczywiście te zimowe jeszcze mają w sobie to coś, ale ostatnio coraz mniej. Ta Wielkanoc to jest taka... formalna w każdym aspekcie. "Posprzątaj, idź z koszyczkiem, siądź do stołu, wróć do codziennego życia".
I dziwi mnie to tym bardziej, że moja rodzina jakoś specjalnie "młoda" nie jest. Ma dość pokaźną historię i łączy dwie spore rodziny... i mimo tego tradycji nie ma tutaj za grosz... Cóż... zdarza się.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Eillistraee dnia Nie 8:20, 29 Mar 2015, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:06, 29 Mar 2015    Temat postu:

U mnie też w sumie nie ma wielkich tradycji. Święcenie, śniadanie i tyle. Z ozdabiania jajek to co najwyżej jakieś kolorowe osłonki albo wygotowane z cebulowymi łupinami, żeby zrobiły się czerwonobrązowe. W sumie to nawet jako dziecko specjalnie się tym nie fascynowałam, więc jak z siostrą podrosłyśmy, to nikt się nie starał, żeby to ciągnąć. Poza tym nabraliśmy doświadczenia odnośnie naładowywania koszyczków jedzeniem, bo potem naprawdę nikt tego nie mógł zjeść. Zwłaszcza tych wszystkich kolorowych kurczaków i baranków.
A ze śniadaniem mamy małe problemy techniczne, ponieważ 75% rodziny nie spożywa chleba i wypieków, więc zostają jajka i jakieś wędliny Very Happy. Chociaż w sumie mama opracowała kilka rodzajów ciasta na bułki, no to może w tym roku będzie to nieco lepiej wyglądało niż w zeszłym.

Ale tak ogólnie dziwnie się czuję na Wielkanoc ostatnio... Bo o ile Boże Narodzenie jest święceniem narodzin i można rozumieć jego radosną naturę, no to... Nieco mi nieswojo, jak człowiek patrzy na jakieś słodziutkie kurczaczki, baranki, rekklamy z zajączkami i inne pierdoły - a sobie potem uświadamia, że "jeeej! zrobimy hajs na produkowaniu czekoladowych owiec, bo dwa tysiące lat temu kogoś przybili wielkimi gwoździami do krzyża i wbili mu włócznię w serce"... No tak, ta czekoladowa owieczka to świetny pomysł ;__;. Nawet w kontekście jakieś biblijnej symboliki ofiarnego baranka mnie to do końca nie przekonuje.
Może zrzędzę jak stara baba, patrząc ostatnio na obchodzenie różnych świąt, ale mam wrażenie, że nawet niewierzący mogliby się zastanowić nad powodem tego "dodatkowego wolnego". Bo o ile w zmartwychwstanie niektórzy nie wierzą, tak sama ta śmierć jest faktem, z tego, co mi wiadomo... I nieco mi mdło, jak czyjąś śmierć zestawiam z nawet niereligijnymi życzeniami w stylu "smacznego jajeczka i mokrego dyngusa" (taki przykład zaczerpnięty od jednej osoby).
Dobra, wiem, że ta radosna część jest przez zmartwychwstanie - rozumiem. Aczkolwiek drażni mnie okropnie postawa wielu osób (wierzących, praktykujących również), kiedy się do wszelkich świąt podchodzi tylko w taki sposób, żeby było wesoło i przyjemnie. Może spotkania z rodzinką przy herbatce są lepszą drogą spędzania Wielkanocy niż moje ponure refleksje, aczkolwiek na razie mnie to nie przekonuje. Wciąż mam z tyłu głowy, że gdzieś kiedyś kogoś biczowali i ukrzyżowali, a przez późniejsze wydarzenia mam to wolne ;__;.

No więc tak wygląda w streszczeniu moje podejście do świętowania :3.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Eillistraee
Podkuchenny u Halta


Dołączył: 03 Maj 2014
Posty: 348
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ferelden
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:42, 29 Mar 2015    Temat postu:

Cóż... to dzielenie się jajkiem, oblewanie się wodą i uczta to są tradycje jeszcze z czasów Słowian. Nie wiem, jak podchodzą do tego inni ludzie. Ja uważam to za takie... ciągnięcie obyczajów przodków dalej i tyle.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:07, 29 Mar 2015    Temat postu:

Możemy też w ramach powrotu do tradycji spalić kogoś na stosie :3.

Ale tak serio... nie będę robić buntu przeciwko jakimś świętom wiosny, bo to jest też ogólne czczenie odrodzenia po zimie, nowego życia itd. Po prostu pewne zachowania mnie drażnią wśród tych tradycji, bo uważam je za zwyczajnie... nie wiem, głupie. I niektórzy mogliby się chociaż przez pół minuty zastanowić nad powodami tego święta, a nie tylko gonić jak z podpalonym ogonem, żeby kupić najładniejszą palmę i nawalić na stół najwięcej żarcia.
Co święta wpadam w taki antykonsumpsjonistyczny nastrój.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 23:09, 31 Mar 2015    Temat postu:

Evans napisał:
Lif, a mnie pamieć nie myli, że miałaś coś z kolanem? Very Happy. Przynajmniej tam mi się wydaje... choć znając moją pamięć, to cenzura wie ;___;.
Tak tak, cenzura wie wszystko :3. A akurat różnych spraw z kolanami nie zaliczam do wypadków, bo po prostu było tego za dużo, żeby w ogóle zwracać na nie jeszcze uwagę Very Happy.

I wiem, na zadane przez siebie pytanie odpowiadam dopiero teraz... Ale jakoś ostatnio czasu na to nie miałam.
Więc... Właściwie... Dobra: jakichś szczególnych tradycji rodzinnych związanych z Wielkanocą to też nie mamy, ale niektóre rzeczy może się bardziej wyróżniają, niektóre mniej... A niektóre powtarzają się dla mnie co roku, więc stają się dla mnie już tradycją Very Happy.
A więc, zacznę od robienia pisanek :3. W sumie dużo ludzi to robi, ale jak tak patrzę, to te nasze się zawsze wyróżniają... bo my (my to też wujek w Stanach...) ozdabiamy je stylem mojej cioci i jeszcze prababci, czyli konkretnie oklejamy takimi podłużnymi płatkami w różnych kolorach (najczęściej dwóch lub trzech, żeby na przemian były) i na koniec owijamy cienką wstążeczką w miejscach, gdzie te materiały się stykają... i potem wychodzą takie kochane jajka :3. Niby nic niezwykłego, ja mam takich już pełno w domu... Ale jak patrzę po znajomych, to właśnie tylko ja Very Happy.
Drugą rzeczą, na którą ja od dawna zwracam uwagę, jest robienie ciast w Wielki Piątek Very Happy. Znaczy to babcia je robi, ja ewentualnie tylko coś ponabijam itd., bo jeszcze zepsuję ;-; (Ciekawostka w związku z tym: dzisiaj robiłam sobie spód do mazurka, żeby w czwartek go czymś pokryć i mieć już na święta. No i super, ciasto wyszło pięknie... Smakowało też dobrze... I tu mi właśnie zaczęło coś nie pasować :3. Bo jak niektórzy wiedzą, ja mam niebywały talent do psucia każdej potrawy. No i mazurka niestety ta cudowna zdolność nie ominęła Very Happy. Bo jak włożyłam do pieca... tak na tym się skończyło :3. Właściwie nie wiem, co się stało... nie chciał się zrobić do końca Sad. Wredne ciasto...) Ale! Właśnie, co roku robimy jakieś tam ciasta, ciasteczka, takie pyszne nadziewane rogaliki... i co roku tylko wgapiam się w nie, bo nie mogę nic zjeść :<. Toto jest straszne... Ale jak potem smakują .

Co do obrzędów religijnych wiele nie powiem, na święcenie koszyczka idę zawsze (i potem bijemy się z rodzeństwem o czekoladowe jajka...), wszystkie inne zaliczam... Tylko od zeszłego roku ciekawi mnie taka sprawa. Bo w naszej parafii msza rezurekcyjna jest zawsze w Wielką Sobotę o 18 i nigdy inaczej nie było... A kiedyś na wosie bodajże nauczycielka próbowała mi wmówić, że przecież jest w niedzielę, nie w sobotę ;-;. No i się chwilę kłóciłyśmy...
I to mnie w sumie tak zastanawia. Czy tylko u nas tak jest, czy gdzie indziej też :3.


Aaaaale temat może skończymy na chwilę, bo a nuż kolejna dyskusja na temat wiary się rozpęta, a za tym nie przepadam, mówiąc szczerze...
Więc jak u was z pogodą? Bo u mnie pani Wiosna ( Very Happy) szaleje i ze śniegiem, i słońcem... Skargę trzeba złożyć :<.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:10, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Lifanii taka autokrytyczna Very Happy. Ale jestem za złożeniem skargi. U mnie słoneczko. Ze śniegiem :3. A wręcz śnieżycą, bo w sumie ten białej wichury, która była między lekcjami, inaczej nazwać chyba nie można... Marzec bardzo się wczuł w swoją rolę, mam nadzieję, że teraz cieplej jednak będzie i spokojniej, bo już nie wiem, czy nosić kurtkę zimową czy wiosenną Neutral. (Pewnie jak ubiorę zimową, to się zrobi upał :3.)

A co do rezurekcji: to jestem prawie pewna, że to jest w sobotę. Przynajmniej to mi się wydaje logiczne, bo to nawet widać po postach. Do rezurekcji nie wolno jeść mięsa, a jak się je śniadanie wielkanocne w niedzielę, to nikt sobie raczej szynki i kabanosów nie oszczędza Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 0:46, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Ja od siebie dodam, że też zawsze się chodziło w sobotę, dobrze pamiętam Very Happy. Jak byłam mniejsza, to zawsze na 12.30 się szlo z córką sąsiadów i rozmawiało przy okazji.
(A tak na marginesie to powiem, że mam straszny uraz do drogi do kościoła po tym, jak raz sobie idziemy i zastanawiamy się, co to za ciemniejsze coś przed nami, jakiś cień, pyły... a to był rój, dosłownie na szerokość chodnika i ulicy, wysoki jak drzewo stare i gruby na kilka metrów rój pszczół Neutral. I jakże mądrze by tylko bluzy na głowy i biegiem przez niego.. niby nic się nie stało, ale trauma pozostała Very Happy.)

I też zgłaszam zażalenie na pogodę. Ponoć jest możliwość białych świąt. Hańba! Co to za mylenie Bożego Narodzenia z Wielkanocą? Neutral


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:05, 01 Kwi 2015    Temat postu:

*głosem automatycznej sekretarki* Wszelkie zażalenia i skargi zostały przyjęte, obecnie oczekują na rozpatrzenie. Spełnione prośby będzie można zaobserwować za oknem.
Dziękujemy za skorzystanie z usług Jeźdźca Wiosny :3.

Ale no co ja poradzę, że tak śniegiem teraz sypie... W ogóle, u was też był dzisiaj grad? Very Happy Gdzieś tak ok. 18, może wcześniej... Znaczy u mnie o tej porze, w innych częściach Polski mogło się przytrafić inaczej :3.


O! I właśnie... Teraz to już wszyscy mamy wolne, więc ja na przekór zapytam, czy macie na tyle chamskich nauczycieli, że dali wam pełno materiału do wkuwania przez święta? Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 21:41, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Co do pogody, to była akurat dzisiaj wyjątkowo chamska... Wracając do domu, zahaczyłam o kościół. Jak do niego szłam, to było pochmurno i wiał taki wiatr, jakby miało mi urwać głowę. Kiedy wyszłam, było już ładnie i pogodnie. Po drodze świeciło nawet słoneczko i porządnie przygrzewało mi w plecy. Po czym nagle znów zebrały się chmury i pod koniec drogi zaczęło kropić.
A przed sobą widziałam taaaaaką ścianę deszczu, która szła prosto na mnie ;__;. Ale bez obaw, Lady! To nie deszcz. To tylko padający dosłownie poziomo śnieg w stadium przedgradowym, który wygląda jak małe zmrożone kuleczki styropianu Very Happy. (w dotyku też był podobny. Nawet ciekawe doświadczenie takim oberwać.) Przeszłam w tych warunkach jakieś... niecałe 100 metrów i byłam idealnie przemoczona, a przez jakieś zawirowania wiatru wwiewało mi ten śnieg nawet na plecy i za dekolt, bo podnosiło mi szalik, rozwiewało kurtkę i powietrze się wciskało pod bluzę ;-;. Ooookropne to było Sad.
Ale miałam dobry humor, więc mi to jakoś nie przeszkadzało :3. Schowałam się na chwilę w sklepie. Jak wyszłam po dziesięciu minutach, to śnieg się prawie stopił i tylko pojedyncze kropelki padały, a przed dojściem do domu miałam już nad głową słońce :3. I weź tu zgadnij, jak się rano ubrać :\.

A co do chamskich nauczycieli, to trudno ich chamskimi nazywać w moim przypadku, nawet jeśli dużo zadali. Tzn. ciężko mówić o chamstwie, kiedy rok szkolny kończy się... (*skomplikowane obliczenia*)... jakieś dwa tygodnie (14-15 dni?) po powrocie ze Świąt. Tak. Wiem, że się z tym powtarzam.
Ale mnie to po prostu przeraża :3. Stąd tak częste wspominanie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:31, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Deszcze ze śniegiem, gradem i słoneczko przyświeca. Sprzeciw!

A odnośnie nauczycieli to nawet nie chcę o kwietniu myśleć, bo już chyba mamy wciśniętych 6 czy 7 klasówek, a od razu po świętach mam przynieść rozprawkę na angielski, dwa sprawdziany... i mówię o samej środzie i tylko tym, co było zapowiadane dzisiaj Very Happy. Ale szczerze mówiąc mam lekką zawiechę w uświadamianiu sobie tego i im więcej zadawali w marcu na kwiecień, tym bardziej się martwiłam, a teraz... teraz tylko czekam, aż minie. Zawsze mam tak, i to ze wszystkim, że jak mam tyle rzeczy, że nie wiem, w co ręce włożyć, to koniec końców nie robię nic Neutral.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:13, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Możemy się teraz targować, kto jest biedniejszy i bardziej uciemiężony przez kwiecień przez szkołę Very Happy. Taka licytacja . Ja daję trzy sprawdziany z geografii, sprawdzian z niemieckiego, kartkówki z matematyki w przypadkowe dni ze wszystkich przerobionych działów... A na środę samą - to opracować dwa tematy samodzielnie z geografii i porobić z nich dokładne notatki. Plus pytanie z niemieckiego na 99%.

Tylko tym się mogę pochwalić na kolejne trzy tygodnie Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:20, 01 Kwi 2015    Temat postu:

Ja niestety konkretów nie dam, bo sama niezbyt pamiętam Very Happy. Na pewno mam z historii, matmy, geografii... i na tym moja pamięć się urywa co do klasówek Very Happy. Ale mamy o tyle dobrze, że na początku tygodnia nam gospodarz na grupie wypisuje rozpiskę różnych prac na bieżący tydzień, więc tam zerkam Very Happy. Choć to nieco demotywuje do pilnowania tego wszystkiego ;_;.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lifanii
Wybawca oberjarla


Dołączył: 10 Lip 2012
Posty: 1584
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 21 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: The Bad Place...?
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 23:22, 01 Kwi 2015    Temat postu:

A, chyba cię, Lady, nie pobiję, ale warto spróbować Very Happy.
Więc tak: dwa sprawdziany z geografii, powtórka na 40 pytań z trzeciej klasy z fizyki, sprawdzian z historii, ok. 90 dat z historii... e... słówka z angielskiego... plus cztery powtórki z matmy na kartkach do zrobienia w domu :3.
No i więcej nie pamiętam raczej Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
tellur198
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2013
Posty: 139
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdzieś daleko
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 1:24, 02 Kwi 2015    Temat postu:

Nie powiem zbyt dużo o sprawdzianach, klasówkach etc. bo po prostu nie pamiętam kiedy co mam. Z reguły dowiaduję się o tym dzień wcześniej (z zeszytu) bądź tego samego dnia. Najczęściej właśnie na przerwie przed danym sprawdzianem. Taki tam pilny uczeń Very Happy

A co do pogody... dzisiaj (01.04) pogoda nie powiem żeby była tragiczna. Poza brakiem prądu do 12-13 i małymi zmianami pogody było nawet nie tak źle. Ale wczoraj... jestem wdzięczny chorobie która do mnie przyszła i zostawiła mnie w domu... Pewnie poszedłbym do szkoły jak zwykle w cienkiej kurtce (no bo przecież ciepło było... ), a pogoda było piękna. Rano śnieg, później wiało, świeciło, deszcz, wiało, świeciło, grad, świeciło, wiało, grzmoty też się jakieś pojawiły i tak mniej więcej w kółko. Oczywiście odcięcie prądu również jest obowiązkowe podczas takiej pogody, więc przez kilkanaście godzin nie było prądu (poużalam się, a co Very Happy ). Tak więc proszę moją skargę również zanotować Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 1:47, 02 Kwi 2015    Temat postu:

Ja w sumie też byłam w cienkiej kurtce, ale już mam dość tej zimowej Very Happy. Jest ok, ale jak raz już założysz wiosenną, to tamta się wydaje taka cholernie ciężka. Ale... w zasadzie wielkiej różnicy nie ma, bo nieważne jaka jest temperatura, to ja i tak chodzę w rozpiętej kurtce i jakoś wytrzymałam. W sumie nawet na mrozach już nie zapinam. Za dużo z tym ceregieli, żeby szalika nie przyciąć, żeby tutaj coś nie weszło w zamek. I wiecznie rozpiętą bluzę też by wypadało pod spodem zapiąć. Szkoda fatygi, to tylko 40 minut drogi na nogach :3.

Drugi z moich głupich nawyków to podejście: po co mam wyjmować parasol, tylko się zamoczy :3. No tak, lepiej żeby przesiąkł mi plecak i ubranie. Suszenie włosów po powrocie do temu też zawsze spoko Very Happy. Nie wiem, skąd u mnie to podejście, ale tak nie znoszę nosić parasola, że wolę zamoknąć, byle go nie mieć w ręce Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Evans
Jr. Admin


Dołączył: 19 Wrz 2013
Posty: 2198
Przeczytał: 3 tematy

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:17, 02 Kwi 2015    Temat postu:

Też tak mam z parasolem . Nie znoszę go nosić. Jest niewygodny, chroni tak naprawdę tylko do pasa lub mniej, nie wiadomo, co z nim później zrobić, jeszcze ja mam talent do zostawiania go gdziekolwiek, ostatnio to było na barierce w Warszawie... Strasznie męczące toto, więc wolę odpuścić Very Happy.

A tak jeszcze jedna tradycja mi się przypomniała... w sumie nie wiem, czemu wcześniej o niej nie pomyślałam, bo chyba tylko raz jej nie było. Ale dziś już przygotowywałam wszystko i tak jakoś. Więc co Wielkanoc zawsze robimy w domu podpiwek Very Happy. W sklepie można takowy kupić gotowy, ale się nie umywa, bo jest za słodki, ma dziwny smak i... no i generalnie smakuje inaczej Very Happy. Więc tylko kupujemy mieszankę... czegoś, jakiegoś proszku i granulatu, i gotujemy to i sami przygotowujemy. W sumie jak tak słyszałam, to w niewielu sklepach takie coś jest, my zawsze cioci ze Śląska przywozimy, bo w jej mieście nie ma, przynajmniej o niczym takim nie wie Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
LadyPauline26
Moderator


Dołączył: 02 Kwi 2010
Posty: 4200
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 92 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 2:01, 03 Kwi 2015    Temat postu:

To ja akurat parasoli nie gubię Very Happy. Mam ten sam czarny parasol od dobrych pięciu czy więcej lat i zjeździł ze mną masę miejsc, wędrował od szkoły do domu w plecaku albo wegetował w szafce tygodniami i jakoś zawsze wiedziałam, gdzie jest Very Happy. Moja mama za ten czas kupiła już pewnie z 20 różnych parasoli, bo się psują, gubią albo siostra pożycza i wyparowują na wiek wieków :3. A ten mój to wiem na 100%, że w na początku drugiej gimnazjum używałam, bo jest na jakimś zdjęciu po prostu. Także taki stary weteran już :3.
Jeszcze mi doszedł drugi parasol kupiony na szybko we Wrocławiu. Prawdę mówiąc jakościowo to jest taki trzeciej kategorii, więc jak wieje, to nie ma co go tykać w ogóle, bo by go pewnie wyrwało po kilku sekundach z tej rączki, ale też ze mną chodzi tu i tam od półtora roku, a nadal go nie zgubiłam... Widać jestem pod tym względem dziwnym wyjątkiem, bo mi wiecznie ktoś mówi, że nic tylko kupuje parasole albo że zgubił albo ukradli albo się popsuł Very Happy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> La Rivage Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 462, 463, 464 ... 473, 474, 475  Następny
Strona 463 z 475

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin