Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

7. Nowy początek
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 16:43, 30 Wrz 2010    Temat postu:

Serafiel wysłuchał wszystkiego co ma do powiedzenia Arnara i zaczął się zastanawiać nad jedną kwestią. Kiedy on się ocknął? Nie pamiętał niczego od chwili, kiedy padł nieprzytomny na ziemię. A może tak mu się tylko wydaje? Czy może rzeczywiście odzyskał przytomność, lecz tego nie pamięta? Było to co najmniej dziwne. Potem przemyślał jeszcze inne słowa Arnary. Miała trochę racji. Oprócz Nitaela było jeszcze wielu rannych. Kto by się przejmował martwym kotem? Skarcił siebie w duchu za to, że uniósł się gniewem i skłonił się przed Arnarą:
- Masz rację, pani. Nie myślałem o tym w ten sposób. Wybacz. - powiedział. Chwilę później okazało się, że ukłon nie był dobrym pomysłem. Znów się zachwiał i byłby upadł, gdyby nie miał przy sobie laski. Coś było nie tak. Xadamanthis nie powinien tak działać. Powininien spowodować śmierć lub utratę przytomności, ale po oczyszczeniu ciała z trucizny nie powinno być innych skutków. Lecz Serafiel miał pewność, że to by xadamanthis. Specyficzny kolor substancji i dziwna, lepka konsystencja wykluczały inne możliwości. A może...? Nie, to niemożliwe. Nikt nigdy wcześniej tego nie dokonał. Ale czy próbował tego mag? Mag zdecydowanie mógł przerobić xadamanthis tak, żeby powodował nie śmierć, a osłabienie. To byłaby bardzo niebezpieczna broń, gdyż Serafiel potrzebował zaledwie kilkudziesięciu minut, żeby stracić przytomność. Śmierć od tej trucizny przychodziła o wiele później. To musi być to. A jednak ta trucizna nie była źle sporządzona, tylko aż za dobrze. Chciał jeszcze zapytać Arnarę czy zabrała ze sobą jad, lecz nie miał już na to siły. Powlókł się z powrotem na zamek. Tym razem już bez żadnych przeszkód. Zdrzemnął się krótko po czym przyrządził wywar ze swoich ziół. Poczuł się trochę lepiej i ponownie zasnął. Gdy otworzył oczy była noc. Na oko około pierwsza. Najwidoczniej działanie trucizny przestawało działać, gdyż czuł się o wiele lepiej. Tym razem nie mógł zasnąć, więc wziął ze sobą latarnię i udał się do stajni. Podszedł do swojego konia i obudził lekkim klepnięciem w pysk. Spojrzał na juki, gdzie znajdywał się miecz Actii i ukrył go jeszcze głębiej, tak, że z zewnątrz w ogóle nie było go widać. Wskoczył na grzbiet rumaka i wyjechał ze stajni. Poszukiwania w nocy były co najmniej bezsensowne, lecz Serafiel z pewnością nie usnąłby z wiedzą, że ciało Nitaela gnije gdzieś w lesie. Przynajmniej wziął ze sobą latarnię. Może jednak mu się poszczęści? Okazało się, że poszczęściło mu się i to jeszcze jak. Po kilkunastu minutach poszukiwania znalazł coś, co wyglądało jak ciało zakryte płaszczem. Wojownik zauważył, że to coś regularnie się wznosi i opada. Czyli oddychało. Lub raczej oddychał, gdyż Serafiel pomyślał, że to jeden z niedobitków pokonanej armii. Sprytnie się zakamuflował, musiał przyznać rycerz. Uniósł już miecz nad ciałem niedoszłej ofiary, gdy dostrzegł dłuższy kosmyk włosów i kawałek twarzy, który z pewnością należał do młodej kobiety. Delikatnie przekręcił ciało dziewczyny i ze zdumieniem odkrył, że była to Rina. Obok zobaczył niewielkie zawiniątko. Nitael! Omal nie wydał okrzyku zdumienia i radości, lecz nie chciał budzić towarzyszki. Podniósł ją ostrożnie i umościł na siodle. Potem wziął Nitaela i ruszył z powrotem ku zamkowi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 17:16, 30 Wrz 2010    Temat postu:

-To nie był jakiś kot. Kochałeś go i przykro mi, że zapomnieliśmy. Czy mam truciznę? Owszem. Wybacz, że czytałam ci w myślach. To tak z przyzwyczajenia- ale tego o truciźnie Serafiel już nie słyszał, bo odszedł. Nie miał najwyraźniej ochoty na rozmowę. Potem mu powie. Arnara chciała usiąść na ławce, lecz stwierdziła, że wróci do zamku (Tam mieszkaliśmy, prawda?). Weszła do siebie i zaczęła rozmyślać. Czekała, aż coś się wydarzy, ktoś ją zawoła lub po prostu będzie potrzebna. W międzyczasie postanowiła pograć w Pasjansa.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Czw 19:56, 30 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:20, 30 Wrz 2010    Temat postu:

Megan otworzyła oczy i uznała, że nie czuje się zbyt dobrze. Coś ją jakby bolało, ale nie mogła sprecyzować co. Tak jakby ból znajdował się poza jej ciałem, ale to jej ciało go odczuwało. Nieco się podniosła i, spoglądając przez okno w swoim pokoju, uznała, że zbliża się zmierzch.
- Nie powinnaś się jeszcze podnosić - odparł Aragorn, który siedział na jednym z krzeseł. Megan nie wiedziała, czy siedział tam cały czas od kiedy znalazła się w tym pomieszczeniu czy dopiero co przyszedł, ale poczuła się od razu o wiele lepiej, gdy tylko ujrzała jego twarz. Gdy tylko usłyszała jego głos. Ból już tak nie doskwierał.
- Hmm... Nic mi już nie jest - podparła radośnie.
- W takim razie się cieszę - odparł. Megan wyczuła w jego głosie coś dziwnego. Coś, jakby miał do niej pretensje o coś.
I oczywiście znów dusi to w sobie pomyślała kwaśno.
- Zrobić coś dla ciebie? Przynieść ci szklankę wody czy... coś? - wstał.
- Hmm... W sumie, to nie - podszedł do drzwi i je otworzył. - Aragornie! Poczekaj. Czy mógłbyś jednak... - przerwała, a on zatrzymał się i odwrócił głowę w jej stronę. ... zawołać do mnie Marcusa? To znaczy, tego mę...
- Domyślam się, o kim mowa - przerwał jej gniewnie i wyszedł z pokoju.
Kobieta została sama w pokoju. Domyślała co może znaczyć ten ból i jak się go pozbyć. Bała się tego, co chce zrobić - spalić za sobą wszystkie mosty, którymi dotarła do nowej siebie.
Do nowej siebie kochającej wolność - pomyślała, a na jej usta wstąpił uśmiech.
Bała się, ale musiała to zrobić, by pozbyć się tego idiotycznego bólu.
Później zaczęła się zastanawiać, jak przekazać wszystko Marcusowi, tak, by nie czuł się urażony - chociaż to niemożliwe - i żeby...
I żeby co? Żebyśmy pozostali w stosunkach przyjacielskich? Przecież to też niemożliwe.
I w tym momencie do pokoju wszedł Marcus.
- Jak się czujesz? - zapytał i dopadł jej łóżka.
- Dobrze, ale...
- Potrzebujesz czegoś? Przy...
- Zamknij się i słuchaj co mam ci do powiedzenia! - wrzasnęła Megan. - Nie utrudniaj mi życia!
Marcus zdziwiony spojrzał na kobietę.
- Lepiej usiądź na krześle - powiedziała, a ten jej posłuchał.
Szczeniak. Głupi szczeniak. Nic, tylko spełniać wolę pana. Zero asertywności pomyślała.
- Chciałam ci powiedzieć... - i rozmowa się rozpoczęła. A właściwie zaczął się monolog Megan. Przez ok. 10 - 20 minut zaczęła tłumaczyć Marcusowi zaistniałą sytuację, od samego początku, czyli od wybrania dłuższej drogi w Iberionie przez nią, Aragorna i Uriusa, aż do chwili obecnej, oczywiście wraz z tym co wydarzyło się zaraz po jej przebudzenie. Przepraszała, tłumaczyła i opowiadała. Gdy skończyła, Marcus wstał ze swojego miejsca i chciał wyjść z pokoju, ale Megan zatrzymała go słowami:
- I co? Nic nie powiesz? Będziesz wszystko w sobie kisił jak jakiś ogórek?
- Ogórek? - zapytał szczerze zdziwiony.
- Trochę głodna jestem... - wyjaśniła. - Ale nie zmieniaj tematu! Wyrzucisz siebie w końcu coś, czy ma to cię zżerać od środka?
- Naprawdę jesteś głodna...
- To nie jest śmieszne! - krzyknęła oburzona.
- Megan... Jestem dyplomatą - maskowanie moich uczuć i radzenie sobie z nimi w środku to dla mnie chleb powszechny.
- Boże! Zapomnij czasem o tym, jaką funkcję spełniasz w Iberionie i bądź zwykłym człowiekiem! Bądź burakiem!
Marcus zaśmiał się mimowolnie.
- Mam być zły?
- Tak! Masz być zły!
- Egoistka. Egocentryczka. Rozkapryszona królewna. Dziecko.
- No dalej, dalej... - zachęcała.
- Chora na umyśle. Zrobiłem dla ciebie tak wiele. Robiłem wszystko o co mnie poprosiłaś, a teraz...
- Nigdy cię o to wszystko nie prosiłam! To zawsze ty wychodziłeś z inicjatywą! Ja połowy tych wszystkich rzeczy nie chciałam. A już szczególnie żebyś po mnie przyjeżdżał!
- Aha. Czyli miałem być twoim kryzysowym narzeczonym?
- Nie!
-Och, oczywiście, że tak. Gdybym nie przyjechał ty byś była z tym rycerzykiem. Ja miałem siedzieć w Iberionie. A gdyby tobie z nim nie wyszło to byś w końcu do mnie przyjechała, mówiąc, że cię porwali czy coś... Nigdy nie sądziłem, że mogłabyś być di czegoś takiego zdolna.
- O czym ty mówisz?! Najpierw wymyśliłeś sobie jakąś historyjkę, którą nie wiadomo skąd wytrzasnąłeś, a teraz wciskasz to w moje usta?
- Mam dość. Mam dość ciebie i twojego dziecinnego zachowania. Już nie będziesz musiała udawać, że tak bardzo jesteś przywiązana do tej idiotycznej drużyny.
- Rzucasz mnie?
- Chętnie bym to zrobił, ale ty chyba zrobiłaś to pierwsza - powiedział i wyszedł trzaskając drzwiami.
Megan siedziała nieruchomo na łóżku. Była zaskoczona. Po chwili jednak otrząsnęła się z szoku.
- Idiota. Z resztą... Sama się prosiłam o tą eksplozję smaku jego uczuć i myśli... No i osiągnęłam to, co chciałam osiągnąć - zerwałam z nim - powiedziała i nagle sobie uświadomiła, że ból minął całkowicie. Teraz jednak towarzyszyły jej dwa inne uczucia: to najprostsze do określenia to głód - może i brzuch nie dawał jako takich oznak, ale podświadomość jak najbardziej. Drugie było trudniejsze do odgadnięcia. Czuła mniej więcej, że jakaś myśl, jakieś wspomnienie chce jej się przebić do umysłu, ale nie może.
- Trudno. W takim razie najpierw idę coś przegryźć, a dopiero później pomyślę, o czym mój mózg chce mi przypomnieć - powiedziała do siebie, wstała z łóżka i wyszła z pokoju, by udać się do jakiejś knajpy. Po drodze spotkała jednak Astusa.
- O, Megan. Właśnie cię szukałem. Miałem ci przekazać, że Jacen czeka na ciebie w knajpie. Tej najdalej na północ od zamku. Chciał z tobą o czymś pogadać.
Kobieta więc zawróciła i udała się do miejsca, w którym oczekiwał ją brat Actii. Po drodze uświadomiła sobie, że tego właśnie domagał się jej umysł - spotkania z Jacenem.
Megan weszła do karczmy. Niemal wszystkie stoliki były wole - jedynie przy jednym, w samym rogu sali siedział pewien młody mężczyzna ze stertą papierów. Kobieta od razu rozpoznała w nim Jacena. Podeszła do jego stolika i ciężko usiadła na wolnym krześle.
- Nie po to szukałem najbardziej wyludnionej knajpy w całym Seacliff, żebyś teraz ty robiła taki hałas.
- Och, Jackie. Daj sobie spokój. W mieście jest jeszcze trzy inne puby, które są blisko rynku. Nie ma szans, by kogoś tutaj przywiodło, a już szczególnie nie w czasie żałoby - powiedziała i zerknęła w papiery. - No... Ale co my tu mamy?
Jacen szybko wyrwał jej jakąkolwiek kartkę zanim inni, zdążyliby cokolwiek przeczytać.
- Szukasz tego szpiega, tak? - spytała, a Jacen ze zdziwieniem spojrzał na nią. Megan wiedziała o co mu chodzi. - Jako dyplomata musiałam przejść kurs szybkiego czytania ze zrozumieniem. Bardzo szybkiego czytania.
- No cóż. Tak... Szukam tego szpiega, ale... Nie po to chciałem cię tu widzieć.
- Nie? W takim razie po co?
I od tego momentu Jacen zaczął jej wszystko wyjaśniać.
- To ja mogę się tym zająć. Mam już nawet obmyślony plan - powiedziała, gdy ten skończył.
- Dobrze. Miałem nadzieję, że to zrobisz.
- To co? Planujesz wejście smoka wieczorem?
- Tak. Wieczorem. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie tak, jak to sobie zaplanowaliśmy.
- Też mam taką nadzieję - powiedziała, wstała od stolika i wyszła z karczmy.
Dwa na trzy odhaczone pomyślała.
Słońce już dawno zaszło, ale niebo nadal miało w sobie coś z dziennego błękitu.
Ale zanim dojdziemy do kroku numer trzy, muszę jeszcze raz to przemyśleć kontynuowała myśl. I chyba już nawet wiem gdzie.
Udała się do tego starego dębu, który spotkała szukając Aragorna. Pomyślała, że to może nieco dziecinne, ale chciała usiąść na tej huśtawce, jeśli się nie zarwie, i się lekko pokołysać w rytmie nocnego wiatru. Kiedy jednak dotarła do niego, zauważyła, że ktoś majstrował jeszcze przy zabawce. I tym kimś był Aragorn.
Zaszła go od tyłu, położyła dłonie na ramionach i przełożyła na nie ciężar swojego ciała, by móc dosięgnąć ustami ucha rycerza.
- Musimy pogadać - szepnęła cicho, jakby się bała, że magiczna sceneria może runąć jak domek z kart.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:05, 01 Paź 2010    Temat postu:

Gdy Serafiel dotarł do zamku, machnął ręką na strażnika, żeby ten otworzył mu bramę. Poczekał aż most zwodzony opadnie po czym ze stukotem kopyt w tle przejechał po drewnianej kładce. Od razu skierował się do stajni, gdyż chciał tam zostawić swojego zmęczonego wierzchowca. Wjechał do budynku i zeskoczył ze zwierzaka. Zdjął z niego Rinę, którą umościł na sianie. Tymczasem wrócił do konia. Ściągnął ciężkie siodło i odwiązał uzdę. Nakarmił zwierzę obrokiem i wpuścił go z powrotem do boksu. Założył sobie na ramię tobołek z Nitaelem, a następnie podszedł do Riny. Odgarnął z jej czoła niesforny kosmyk i wziął ją na ręce. Skierował się do zamku i tam, w jednym z pokoi gościnnych, zostawił śpiącą dziewczynę. Nitaela zostawił w swojej kwaterze. Wyjrzał tam przez okno. Nastawał świt. Serafiel wiedział, że był zbyt pobudzony, żeby zasnąć, więc postanowił udać się na spacer po zamkowym dziedzińcu. Z nadzieją, że zastanie rozkładających swój dobytek kupców, ruszył do wyjścia. Zawiódł się niestety. Najwyraźniej było za wcześnie. Niepocieszony poszedł na planowany spacer. Spojrzał jeszcze na horyzont i zauważył rozjaśniające się niebo. Obliczył, że do świtu zostało jeszcze jakieś czterdzieści minut. Odwrócił wzrok i jego oczom ukazał się iście niepokojący widok. Nieświadoma niczego dziewczyna przechadzała się między budynkami, a za nią dreptało po cichu pięciu podejrzanie wyglądających typków. Nie wahając się podbiegł tam, żeby sprawdzić o co chodzi. Zatrzymał się od nich na tyle daleko, żeby go nie słyszeli i obserwował. Chwilę później każdy z nich wydobył z pochwy miecz i zaczęli skradać się do dziewczyny. Jej przyszłość nie malowała się zbyt radośnie. Serafiel zaczął się zbliżać. Wiedział, że jest za daleko, więc krzyknął tylko, żeby ostrzec kobietę. Ta szybko się odwróciła i odbiła pierwszy cios nieprzyjaciela. Rycerz zastanowił się jak ona to zrobiła, skoro nie wyciągnęła żadnego miecza czy sztyletu. Odpowiedź nadeszła chwilę później. Serafiel zbliżył się na tyle blisko, żeby usłyszeć jak dziewczyna szepce słowa zaklęcia. Czarodziejka! Mimo to wróg miał sporą przewagę liczebną i wątpliwe było, żeby kobieta sobie z nimi poradziła. W następnej chwili ta przewaga trochę się umniejszyła, gdyż jeden napastnik odepchnięty zaklęciem przeleciał kilka metrów i walnął w kamienny mur. Chwilę później Serafiel włączył się do walki. Zablokował jednym mieczem cięcie, które było skierowane w bok dziewczyny i które powinno zadać jej śmierć. Tymczasem drugie ostrze chroniło właściciela przed innych przeciwnikiem, który w końcu zdał sobie spawę, że rycerz ubrany na czarno z pewnością nie jest przyjacielem. Następnie Serafiel złapał nieznajomą za rękę i pociągnął ją za swoje plecy odgradzając ją od pozostałych przy życiu napastników. Miał nadzieję, że złapie ona jego tok myślenia i uwolniona od ciągłego przymusu odbijania ciosów przeciwników przejdzie do ofensywy. Nie mylił się. Serafiel musiał walczyć jedynie z trzema rywalami, gdyż czwarty z nich stał nieruchomo i gapił się przed siebie jakby był w transie. Jakaś hipnoza czy co? Potyczka już nie trwała długo. Rycerz wytrącił jednemu z nikczemników broń z ręki mocnym uderzeniem miecza. Chwilę później, ów bohater z jękiem uciekł w dal. Następnego spotkała nieco mniej przyjemna niespodzianka. Osunął się na ziemię z ostrzem wbitym w pierś. Ostatni dostał rękojeścią po głowie i skończyły się jego harce. Wojownik oczyścił broń z krwi, schował ją i splunął na ziemię wspominając z jakimi tchórzami przyszło mu walczyć. Żeby w pięciu atakować jedną kobietę. I to z zaskoczenia. A wracając do dziewczyny. Dopiero wtedy Serafiel mógł się jej dokładnie przyjrzeć. Była niewiele wyższa od niego. Szczupła. Całkiem ładna.
- Nic ci nie jest? - zapytał z ledwo wyczuwalną troską w jego głosie. Kiedy upewnił się, że wszystko z nią w porządku, zadał jej kolejne pytania.
- Jak ci na imię?
- Jestem Niobe Centauris, panie. - jej pewny głos trochę zaskoczył mężczyznę.
- Nie jesteś stąd, prawda? Wiedziałbym o istnieniu jeszcze jednego maga w lennie Seacliff. - ciągnął dalej, lecz tym razem dziewczyna tylko mu przytaknęła. Czyli nie była chętna do rozmowy. Serafielowi nie pozostało nic do dodania, więc pożegnał się z nią i miał już odchodzić, gdy na jego ramieniu wylądował szary gołąb. Miał on przywiązane do nogi niewielkie zawiniątko. Rycerz odwiązał pergamin i wypuścił gołębia. Począł czytać. Ciekawe wieści przyszły do niego. Za kilkanaście minut miało się odbyć ważne zebranie drużyny. Popatrzył jeszcze raz na Niobe i przyszedł mu do głowy pewien pomysł.
- Chodź ze mną. Mam dla ciebie pewną propozycję. - powiedział i oboje udali się na miejsce zebrania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:58, 01 Paź 2010    Temat postu:

Aragorn usłyszał tuż przy swoim uchu, łagodny szept dziewczyny. Była to Megan. Rycerz powoli się do niej odwrócił. Stali tak naprzeciwko siebie, patrząc sobie w oczy. Wiatr lekko rozdmuchiwał jej włosy. Aragorn nie wiedział jak zacząć rozmowy, mimo to była to wręcz magiczna chwila. Nie trwało to jednak długo. W pewnym momencie rozmowę przerwał im... Marcus.
- Co ty tu robisz? - zapytała zdziwiona Megan. - Myślałam, że odjechałeś?
-Bo odjechałem, ale w drodze uświadomiłem sobie, że nie mogę poddać się tak łatwo. Muszę o ciebie walczyć - powiedział Marcus, podszedł do Aragorna i żelazną rękawicą uderzył go w policzek.
- Wyzywam cię na pojedynek - rzekł.
Po policzku rycerza spłynęła powoli krew. Metalowy detal zdobiący rękawicę rozciął jego skórę. Aragorn popatrzył z wrogością na Marcusa.
-Przyjmuję Twoje wyzwanie- Powiedział bez żadnych emocji rycerz.
-Za tydzień ma odbyć się na zamku turniej. Wtedy to będziemy się potykać według prastarych zasad pojedynków rycerskich. - Dokończył Aragorn.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:23, 01 Paź 2010    Temat postu:

Arnara wyszła z komnaty. Pomyślała, że mogłaby znaleźć Nele. Drugim powodem była duchota panująca w całym zamku; był bardzo ciepły i suchy dzień.
Poszła na skraj lasu, wcześniej kupując sobie świeżą pomarańczę. Powędrowała na skraj lasu, szukając odosobnienia i miejsca, gdzie może nie pomyśleć, lecz zupełnie odłączyć się od świata i oczyścić swój umysł. Obrała pomarańczę i już miała ją zjeść, gdy usłyszała dość głośny trzepot skrzydeł. Na ramieniu usiadła jej sowa pocztowa, która miała do prawej nóżki przywiązaną kartkę.
-Witaj, mała-przywitała sowę i palcem pogłaskała ją po łebku. Wbrew pozorom, sowy pocztowe są o wiele mądrzejsze od tych zwykłych, dzikich-Co tam dla mnie masz?
Arnara spojrzała na kartkę.
Piętnaście minut?, pomyślała, mogliby powiedzieć wcześniej...
Podziękowała ptakowi i dała mu kawałek pomarańczy, następnie uniosła rękę do góry (wcześniej sowa się przesiadła) i sowa odleciała.
Nele znajdę później.
Po drodze spotkała Megan, Aragorna i Marcusa. Dwaj mężczyźni nie mieli wesołych min, wręcz przeciwnie. Korzystając z tego, że Aragorn i Marcus są zajęci sobą, podeszła do dziewczyny i poinformowała o zebraniu. Nie czekając na odpowiedź, szybko się ulotniła. Była pewna, że po drodze przed oczami śmignęły jej dwa ptaki, prawdopodobnie lecące do Aragorna i Megan.
Weszła do sali, gdzie miało odbyć się zebranie, lecz nikogo tam nie zastała. Za pięć minut się zaczynało, więc to dziwne, żeby wszyscy przyszli na ostatnią chwilę. Może pomyliła sale...
Aby zając czas, sprawdzała każdą po kolei, aby się upewnić, czy przypadkiem tam nie znajduje się reszta towarzyszy. Przy okazji natrafiła na pokój z jednym krzesłem na środku. Siedział w nim dziwnie wyglądający mężczyzna w zielonym stroju, patrzący się w jedno miejsce. Nie zauważył nawet jej obecności. Postanowiła po zebraniu tu wrócić i sprawdzić, czy to aby prawdziwy człowiek. Natrafiła też na kilka bankietów i pustych pomieszczeń, lecz nie spotkała nikogo, kto miałby pojęcie, gdzie odbywa się spotkanie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Pią 21:29, 01 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 22:26, 01 Paź 2010    Temat postu:

Jacen wszedł szybko do sali, w której miało odbyć się zebranie. Było już tam kilka osób. Skinął Astusowi głową na powitanie, a potem usiadł i czekał na resztą. Zbierało się coraz więcej osób. W końcu, gdy brakowało tylko jednej, zaczął mówić:
- Zacznę od sprawy nieprzyjemnej. Macie w drużynie zdrajcę. - Jacen umilkł, aby popatrzeć na reakcję członków grupy. - Pewnie zastanawiacie się, skąd o tym wiem - kontynuował po chwili. - Nieważne. Liczy się to, że go znalazłem. Trochę czasu mi to zabrało, ale...
Jacen znów umilkł. Nie zamierzał powiedzieć, że zastanawiał się, kto jest zdrajcą tak długo, bo z góry założył, że nim będzie pewna osoba. Zamiast więc skupić się na znalezieniu jakiegoś znaku, który mówiłby, kto jest zdrajcą, to szukał dowodów pogrążających pewną osobę. W końcu jednak zmienił metody, co przyniosło mu rezultaty. Oczywiście okazało się, że podejrzewał nie tę osobę, co trzeba.
- Nie bójcie się, zdrajcą nie jest żaden wasz przyjaciel. Czy nie zauważyliście zmiany w zachowaniu jednego z członków drużyny? - podjął po chwili.
Rowen szybko wstał i zaczął biec w kierunku wyjścia. Jacen rzucił się w jego kierunku, ale był za daleko. Na szczęście Rowena zatrzymali inni.
- To nie jest Rowen - powiedział Virtus. - Nie... W pewnym momencie któryś z ludzi tych Trzech Bóstw zaatakował prawdziwego Rowena, a sam zajął jego miejsca. Wygląda jak Rowen, to prawda. Ale to tylko iluzja nałożona przez Trzy Bóstwa. Przypatrzcie się uważnie.
Jacen miał rację. Gdy przypatrzyli się uważniej "Rowenowi" zobaczyli, że ten człowiek wygląda zupełnie inaczej niż ich przyjaciel. Virtus przeprosił ich na chwilę i wyszedł. Wrócił z kilkoma żołnierzami, którzy wyprowadzili z sali "Rowena".
- Czy to znaczy, że... że prawdziwy Rowen nie żyje? - zapytała Kallian.
- Nie - odparł Jacen. - To znaczy, tak mi się wydaje.
- Powinniśmy go poszukać - powiedziała Kallian.
- Wiem, ale to co teraz robicie jest ważniejsze... Wiem, że jego życie jest ważne, ale nie możecie iść wszyscy, bo to byłoby zbyt duże ryzyko.
- Pójdę. Sama.
- Jesteś pewna?
Dziewczyna skinęła głową. Jacen podszedł do niej i rozmawiali przez chwilkę cicho.
- Powodzenia - powiedział Virtus na koniec, a Kallian wyszła, by przygotować się do podróży.
Chwilę po wyjściu Kallian do sali weszła Megan. Dyplomatka zdecydowanym krokiem podeszła do Jacena i położyła przed nim coś podłużnego, zawiniętego w czarny materiał. Łowca Nagród lekko się uśmiechnął i podziękował Megan. Potem delikatnie rozwinął materiał. Jego oczom ukazała się broń jego siostry.
- Prosz. Szczerze mówiąc myślałam, że te moje poszukiwania będą wyglądały nieco inaczej, ale... Myślę, że poninieneś być zadowolony – powiedziała Megan i puściła oczko do Jacena.
- Miecz, co zaginął, odnalazł się – powiedział Virtus cicho, jakby do siebie.
Megan uśmiechnęła się delikatnie i odsunęła się. Dziwne, kobieta wydawał się być nieco zaspana.
Z tyłu ktoś się poruszył. Postać, na którą właściwie nikt nie zwrócił uwagi, podeszła do Jacena. Była to dziewczyna. Znali ją. Wyciągnęła rękę, a Jacen podał jej miecz.
- Dobrze wiecie, że ta misja była, jest i będzie niebezpieczna – powiedziała Actia. – Zginęło wiele osób, nie tylko spośród drużyny. Być może zginie jeszcze więcej. Będzie to ogromna strata, ale sądzę, że nie umierają bez celu. Nie wiadomo, jaki Trzy Bóstwa mają cel. Wiadomo tylko, że nie jest on dobry. Chcą zdobyć Posąg Tytana. To nie błahostka. Gdy będą go mieli, to zdobędą potęgę, której nikt nie posiada. Już teraz są silni, ale z posągiem będą właściwie niezniszczalni. Do czego to doprowadzi? Nie wiem, ale na pewno do niczego dobrego.
Actia umilkła i spojrzała na poszczególnych członków drużyny. Poczym kontynuowała:
- Bardzo mi przykro z powodu tych członków drużyny, którzy zginęli. Tego żalu nie da się opisać. Jednak zginęli oni chlubnie – w walce o lepsze czasy. Tak, o lepsze. Bo uważam, że czasy bez Trzech Bóstw będą lepsze. Niestety, w drużynie jest coraz mniej osób. Każda nowa osoba się przyda. Jeśli chcesz dołączyć, to proszę bardzo. Nie ukrywam, że to będzie trudna misja. Ale jeśli się uda, to cały ten wysiłek będzie warty. – Dziewczyna odetchnęła głęboko. – Mamy jednego wroga mniej. Czarnoksiężnika już nie ma. Znane są też imiona Trzech Bóstw. Są to: Glagol, Merriden i Eseth. Jeśli nadal chcecie dołączyć bądź kontynuować tę misję, to bardzo się cieszę. Jeśli chcecie powrócić do swych domów, to jestem wdzięczna za dotychczasową pomoc.
Actia skinęła głową. Skończyła mówić. Skierowała się do wyjścia. Jacen podążył za nią. Zanim jednak wyszli zatrzymali się przy Megan.
– Megan, dziękuję, że wzięłaś mój miecz i go przechowałaś. – Actia mrugnęła do Megan porozumiewawczo.
- Taak, czasem jesteś wielka – dodał Jacen i uśmiechnął się łobuzersko.
Virtusowi wyszli z sali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 23:13, 01 Paź 2010    Temat postu:

Serafiel przybył na miejsce obrad z zapasem jakichś trzech minut. Powiedział Niobe, żeby zajęła jedno z krzeseł po czym sam przysiadł się obok niej. Nie odezwał się od niej ani słowem. Gdy ostatnie ziarnko w klepsydrze się przesypało, Jacen podjął rozmowę. Zdrada Rowena, a raczej tego, który za Rowena się podawał, była dla niego niemałym szokiem. Zachował jednak powagę. Nie dał po sobie poznać, że wiadomość ta go poruszyła. Chwilę później Kallian oświadczyła, że wyruszy na poszukiwanie prawdziwego Rowena. Nie, żeby ten fakt zasmucił rycerza. Chociaż, gdy Nitaela już nie było, wszystko straciło sens. Następnie do pokoju weszła Megan. No tak. Księżniczki zawsze muszą się spóźniać. I pewnie jeszcze myślą, że to eleganckie. Jednak największą uwagę przykuła twarz dziewczyny. Było na niej odmalowane poczucie winy. No może nie poczucie winy, ale na pewno coś ukrywała. W następnym momencie przekazała coś Jacenowi. Miecz Actii! Ukradła go. Miał już wstać i coś powiedzieć, lecz uniemożliwił mu to Virtus. Czekał dalej i próbował uspokoić płomyki gniewu, które jarzyły się w jego oczach. Chwilę później wydarzyło się coś, na co czekał. Na środek sali wyszła sama Actia. I zdał sobie sprawę, że znów zawiódł. Złamał kolejną obietnicę. To on miał przekazać mieć dziewczynie. Niewiele go obchodziło, co ona ma do powiedzenia. Czekał aż rodzeństwo skończy swój występ. To musiał być występ. Planowali to od dawna. Jacen, Actia i Megan. Szczęśliwie dla niego Virtusowie wyszli z sali. Teraz miał szansę przemówić do drużyny na osobności. Bez zgubnej obecności rodzeństwa. Wstał, wyjął miecz z pochwy i, jak nakazywała tradycja w jego państwie, wbił ostrze w drewniany stół. Deski zaskrzypiały. Gdyby użył w to odrobinę więcej siły, stół by się złamał. Teraz mógł przemówić.
- Teraz okazało się, że w naszej drużynie nie było zdrajcy. Było ich dwóch. - powiedział i między czasie wyciągnął sztylet ukryty za pasem. Podszedł do Megan. - Nasza kochana księżniczka działała w zmowie z Łowcą Nagród. Z kimś, kto twierdzi, że nazywa się Jacen Virtus i pierwszy raz na oczy zobaczyła go tydzień albo dwa temu, a zdradziła członka własnej drużyny. - w tym momencie przyłożył dziewczynie nóż do gardła. - Słyszałem kiedyś opowieści, że w Araluenie żyją wielcy rycerze. Tacy, którzy przestrzegają kodeksu. A ojciec tej oto Megan jest ponoć największym z nich. Tego was uczą na zamku Araluen, księżniczko? Zdradzania przyjaciół? - opuścił dłoń i skierował się ku swojej broni wbitej w stół. Jednak zanim doszedł, obrócił się i rzucił sztyletem w stronę Megan. Ostrze ucięło kosmyk włosów księżniczki i wbiło się w belkę za nią. Rzut idealny. Zauważył, że głównie męska część drużyny podnosi się, żeby go uspokoić. Podniósł ręce w geście poddania i przemówił dalej.
- Nie wiem jeszcze czy chcę dalej należeć do tej drużyny. Złożyłem do tej pory dwie obietnice i obu nie spełniłem. - na te słowa wyjął drugi miecz z pochwy i przymierzył się do cięcia. Brzęk. Jedna klinga Serafiela przecięła drugą, tą wbitą w stół, w połowie długości po skosie. Rękojeść z kawałkiem ostrza opadła na ziemię. Rycerz wykonał właśnie gest oznaczający porzucenie misji. Złamanie własnej broni. Jednak Serafiel posiadał jeszcze jeden miecz. Oznaczało to, że dalej ma wybór. Może wrócić do domu, okryty hańbą w niewielkim stopniu umniejszoną porzez zniszczenie mieczy i razem z ojcem poprowadzić kampanię przeciwko Araluenowi, która niechybnie nastąpi lub podążać dalej z drużyną i spróbować jeszcze raz zmazać ujmę. Lecz wtedy będzie musiał podróżować ze zdrajcami, co w jego kraju oznaczało utracenie godności rycerskich. Twarde prawo obowiązywało w jego ojczyźnie, lecz ci, którzy go przestrzegali byli największymi wojownikami. Zdarzyło się pierwszy raz od wielu lat, kiedy Serafiel nie wiedział co robić. Schował pozostały miecz do pochwy i wyszedł z sali. Miał teraz sporo do przemyślenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 11:42, 02 Paź 2010    Temat postu:

Do sali weszła młoda,wysoka dziewczyna.
-Przepraszam za spóźnienie.Mój koń nie miał już wiele sił i musiałam zwolnić tempo. Dużo straciłam?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 12:09, 02 Paź 2010    Temat postu:

Po zwiedzeniu wszystkich komnat Arnara wróciła na początek; otworzyła salę, w której miało odbyć się zebranie i zastała tam wszystkich towarzyszy i jedną nieznajomą jej osobę.
-...zaatakował prawdziwego Rowena, a sam zajął jego miejsca. Wygląda jak Rowen, to prawda. Ale to tylko iluzja nałożona przez Trzy Bóstwa. Przypatrzcie się uważnie- mówił Jacen.
Postanowiła poczekać, aż przemówienie się skończy, ale właśnie wtedy stała się dziwna rzecz. Rowen zaczął uciekać ile sił w nogach do drzwi. Najwyraźniej on był tym zdrajcą. Arnara szybko pobiegła za nim, tuż za Jacenem, wraz innymi członkami drużyny- ci, którzy biegli wcześniej, złapali go. Potem weszła Actia.
Ale zaraz... jak to możliwe, żeby ona żyła...? jak się tu znalazła?
Kobieta zaczęła mówić, wyszła wraz z bratem- Jacenem. Nie chciała teraz przeszkadzać, pomyślała, że później się przywita.
Potem Serafiel wstał i zaczął wytykać Megan zdradę, nielojalność i ufność wobec całkiem obcego człowieka, którym był Jacen. Ona też mu nie ufała, miał w sobie coś takiego, co zmuszało ją do podejrzeń. Ale dlaczego im pomagał? Może uknuł spisek z Actią?
Teraz Serafiel przyłożył dziewczynie nóż do szyi.
-Hej!-krzyknęła dziewczyna, podrywając się z krzesła razem z innymi-Przestańcie! Nikt z was nie popełnił żadnej zbrodni! Wybaczcie, ze się wtrącam, ale ta sprawa dotyczy nas wszystkich, jak myślę. Ponieważ Actia wróciła, nie wiem jeszcze, jak to się stało, musiała dostać swój miecz!- nie miała zamiaru dłużej krzyczeć. Wszyscy ją słyszeli, ale nikt jej nie słuchał.
Ze spokojem na twarzy, lecz zirytowana, wyszła z komnaty i trzasnęła mocno drzwiami. Niech załatwią sprawę między sobą, ona nie będzie już w to interweniować. Ani nikt inny, zapewne.
Wiedziała, że powinna tam zostać i pomóc reszcie uspokoić sytuację, ale czuła, że to coraz bardziej przestało jej dotyczyć.
Jak sobie wcześniej postanowiła, poszła do pustej komnaty z jednym mężczyzną siedzącym na środku- może ta sprawa pozwoli jej zapomnieć o wszystkim.
Policzyła więc komnaty i weszła do jedenastej- tam powinna być owa tajemnicza postać.
Mężczyzna był przerażający. Patrząc się w jedno miejsce z szeroko otwartymi oczami sprawiał wrażenie siedzącego trupa lub posągu trupa... Bardzo ciągnęło ją do dowiedzenia się, dlaczego tak siedzi i nie zwraca ani na nią, ani na ni innego uwagi. Była tak skupiona na wpatrywaniu się w niego i zastanawianiu się, czy nie jest aby martwy, że wzdrygnęła się, kiedy usłyszała zimny, acz łagodny głos.
-Witaj-odezwał się siedzący, nie patrząc na nią- Co cię tu sprowadza, Arnaro?
Arnara szybko się otrząsnęła i spytała zdziwiona:
-Skąd znasz moje imię? Kim jesteś?- na usta cisnęło jej się wiele pytań, ale czuła, że ma czas. Poczekała więc pięć minut, a wtedy mężczyzna odpowiedział.
-Teraźniejszością i przeszłością- powiedział- wiem, co dzieje się na całym świecie i pamiętam, co działo się setki lat temu, ale nie jestem w stanie przewidzieć przyszłości. Nie mogę też zmienić biegu wydarzeń ani nic
zrobić z obecną sytuacją.
Kobieta zaczęła nabierać pewności siebie, a co za tym idzie, była bardziej ciekawa i pragnęła zadać więcej pytań.
-Co się z tobą stało...? Znaczy, dlaczego siedzisz w bezruchu z wzrokiem utkwionym w jedno miejsce? Pewniej bym się czuła, gdyby osoba, z którą rozmawiam, patrzyła na mnie.
Znów minęło pięć minut, zanim mężczyzna odpowiedział.
-A więc dobrze- jego twarz obróciła się w stronę Arnary, a oczy zaczęły się poruszać- jestem ci wdzięczny, dziewczyno. Każda osoba, która zaglądała do tej komnaty, natychmiast zamykała drzwi. Nikt nie wchodził tu od wielu lat. A może nawet wielu setek czy tysięcy lat. Kiedyś byłem Inny. Nie miałem postaci człowieka, ale byłem jednym z bogów. Nie powiem ci, jak ale zostałem uwięziony w ciele człowieka. Przeszkadzałem innym bogom w ich planach. Nie mogę więc nic uczynić, aby pomóc lub zagrozić komuś- twarz człowieka była bez wyrazu- ale nie przyszłaś tu, by wysłuchiwać historii o mnie. Posłuchaj. Na podstawie teraźniejszości i przeszłości jestem w stanie wywnioskować, co będzie dziać się w przyszłości. Jestem w stanie przewidzieć, co może się stać. Powiem ci jedno; jeżeli drużyna będzie się wciąż zachowywać tak, jak jest teraz, jeżeli nie zaczniecie sobie ufać drużyna się rozpadnie. To już zaczyna się dziać. Każdy idzie swoją droga, nie zważając na innych. Macie różne charaktery, ale to nie znaczy, że nie możecie sobie ufać. Nawet, jeżeli niektórzy z twych towarzyszy mają jakieś tajemnice, nie zaszkodzi to nikomu, nie knują nic przeciwko reszcie.
Arnara pierwszy raz od dłuższego czasu oderwała wzrok od mówiącego. Nie zauważyła, gdy znalazła się na zewnątrz- na ogromnej, zielonej przestrzeni. Nie... to był wielki ogród. W tym ogrodzie zobaczyła teraz tygrysa, kurę, kozę... zaraz... słonia...
-To jest mój ogród. Pielęgnuję go w myślach. Żyją tu i rodzą się wszystkie gatunki zwierząt, jakie występują na świecie. To samo dotyczy roślin. Jesteśmy w moim umyśle.
Powracając do "opowiadania"... Obudziłaś mnie. To dobrze. Jestem w stanie wam niedługo pomóc. Stałem się Nieistniejącym, teraz się znów odrodzę- Nieistniejący wstał- Przyda wam się pomoc jednego z upadłych bogów, czyż nie? A teraz- idź. Potem do was dołączę, na resztę pytań odpowiem później. Muszę mieć czas, aby się obudzić. Gdy wrócisz do zamku, znów będę siedział i wyglądał tak jak wcześniej, ale nie przejmuj się. Jeszcze się spotkamy- położył Arnarze rękę na ramieniu.
Teraz na jego twarzy pojawił się ledwo widoczny uśmiech, a oczy nabrały jakiegoś wyrazu.
Arnara podziękowała. Jeszcze raz obejrzała się naokoło siebie. Przez sekundę jeszcze była na otwartej przestrzeni, potem w ogrodzie pojawiły się ściany komnaty, potem cała reszta.
Znów znalazła się tam, gdzie na początku. Nieistniejący też wyglądał tak, jak na początku. Ale wiedziała o nim o wiele więcej.
Ukłoniła się i szybko wybiegła z komnaty. Nie wiedziała, ile czasu minęło. Zdawało się, jakby cały dzień. Ale gdy znowu weszła do sali zebraniowej, wszyscy byli tylko kilkadziesiąt sekund do przodu od czasu, kiedy trzasnęła drzwiami. Nie było jedynie Serafiela, który najprawdopodobniej wyszedł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Sob 12:13, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 14:13, 02 Paź 2010    Temat postu:

Aragorn był na spotkaniu. Nie zapowiadało się na nic niezwykłego. Głos jako pierwszy zabrał Jacen. To lekko zaskoczyło rycerza. Spodziewał się, że rozmowy będą dotyczyły ostatniej obrony zamku, może nawet jakichś podziękowań tutejszego barona. W dalszym ciągu słuchał jednak co Jacen chce powiedzieć.
-Zdrajca? Wśród nas? - Myślał nad tym co właśnie usłyszał. Przy drzwiach doszło do szamotaniny. Ktoś podający się za Rowena próbował uciec. Pojawiło się pytanie co stało się z prawdziwym Rowenem.
-Odważna dziewczyna...- Pomyślał rycerz kiedy Killian zgłosiła się do samotnego szukania członka drużyny. Jednak to co najbardziej zaskoczyło Aragorna było pojawinie się Actii. Nie było go przy tym kiedy podobno zginęła. Nie została jednak długo, po krótkiej przemowie wyszła wraz z Jacenem. Aragorn wstał by również skierować się do drzwi. Dręczyła go ciekawość. Bez żadnych wyjaśnień tak poprostu pojawiła się i wyszła. Jednak na korytarzu nie było po nich śladu. Nie było sensu biegac po zamku i jej szukać. Mogła być teraz wszędzie. Wrócił więc do sali obrad. Głos zabrał wtedy Serafiel. Wyglądało to na zwyczajną debatę dokiedy sięgnął po broń i przyłożył ją do gardła Megan. Tego było za wiele. Rycerz szybkim i zręcznym ruchem wyciągnął miecz. Nie chciał wykonywać żadnych gwałtownych ruchów, które mogły by sprowokować do agresji. Jakiekolwiek działanie mogło doprowadzić do krwawej walki pomiędzy członkami drużyny. Narsil - dwuręczny miecz, zaczął lśnić niebieskawą łuną. Aragorn był przygotowany by przyzwać poległych, odebrać broń i rozwiązać ten spór bez ofiar. Nie miał jednak pewności powodzenia takiego planu. Rycerz odetchnął z ulgą kiedy napięta sytuacja minęła. Aragorn podszedł do Megan. Lekko ją uścisnął by wiedziała, że nie jest sama. Jednak rycerza tez gnębiły pytania bez odpowiedzi.
-Co skłoniło Serafiela do takiego zachowania? Przecież nigdy się tak nie zachowywał. Musiał mieć jakiś ważny powód.- Starał się zrozumieć Aragorn. Sam był pełen podejrzeń odkiedy dowiedział się że ktoś podszywał się po Rowena. Równie dobrze takich podstawionych ludzi w drużynie może być więcej.
Co ważniejsze... Nie wiedział ską wzięła się tu Actia, skąd wiedziała gdzie sa i co się dzieje? Jeżeli... to wogóle była Actia...-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 15:47, 02 Paź 2010    Temat postu:

Długo rozważał słowa tego wojownika, którego zwą Aragorn. Zaraz po spotkaniu na cmentarzu skierował się do zamku. Zgodnie z umową, którą zwarł z baronem, za pomoc przy oblężeniu miał dostać sowitą zapłatę. Dostał. Jego sakiewka ledwo mieściła całe złoto. Schował ją głęboko pod płaszczem. Zaraz po otrzymaniu pieniędzy skierował się do karczmy. Ludzie w niej siedzący praktycznie milczeli. Niewielu rozmawiało. I do tego o ataku. Castagiro zamówił piwo i usiadł przy niewielkim stoliku, zaraz za dwoma podstarzałymi mieszczanami. Prowadzili ciekawą konwersację na temat pewnej drużyny, która zaatakowała wroga od tyłu, niszcząc jego szeregi, psując plan, dzięki czemu wygrali. Mówili też coś o ich zebraniu, że ponoć wybierają się z ważna misją i szukają nowych. Svartowi coś się przypomniało. Słowa Aragorna. W sumie, zapraszał go. Castagiro nie był jednak zdecydowany. Z jednej strony, mógłby do nich dołączyć, dodatkowy zarobek. Z drugiej zaś, nie chce się z kimś zżyć, trzy osoby z tej drużyny poznały jego tajemnice, nie chciał by więcej ją znało. Co zrobić? Zmienić swoje podejście, spędzić wiele czasu z innymi, czy dalej wieść życie samotnika. Teraz pojawiła się przed nim szansa. Możliwe, że jedyna. Nie wiadomo ile będzie żył. Jednym z zamierzeń szaleńca, który na nim eksperymentował było przedłużenie życia za pomocą magii. Castagiro nie wie czy mu się cokolwiek w tej kwestii udało. Ale jeśli tak? To co wtedy? Będzie żył dziesiątki a może parę setek lat samotnie? No tak, liczy się z tym, że zobaczy śmierć przyjaciół jeśli ich znajdzie. Co zrobić?
- Przepraszam bardzo panów. Mogę o coś spytać? - odezwał się do staruszków. Obydwoje odwrócili się do niego.
- Oczywiście chłopcze. O co chodzi?
- Nie będę kłamał. Przysłuchiwałem się waszej rozmowie. Usłyszałem, że mówicie o spotkaniu owej drużyny. Gdzie to spotkanie jest?
- Znasz rozkład korytarzy i sal na zamku? - spytał jeden z nich, bogato ubrany. Zapewne kupiec.
- Nie bardzo...
- Rozrysuję Ci - kupiec wyjął z kieszeni kawałek papieru. Poprosił barmana o pióro i rozrysował plan. Podał go svartowi.
- Dziękuję bardzo.
- Nie ma problemu
Castagiro pociągnął spory łyk z kufla, pijąc do dna i wyszedł z karczmy. Natychmiast skierował się na zamek i do owej sali gdzie miało odbyć się spotkanie. Gdy wszedł zobaczył kilka osób. Część z nich kojarzył, resztę nie. Stanął sobie obok drzwi i oparł się o ścianę. Długo nie czekał. Po kilku minutach dotarli inni i zaczęło się zebranie. Mówili coś o bogach i zdrajcy. Jednego z członków zebrania wprowadzili strażnicy. Po chwili jeden z wojowników przyłożył nóż do gardła kobiety, która nazwał księżniczką. Castagiro pogubił się. Stał dalej oparty o ścianę ale nie reagował. To ich wewnętrzne sprawy. pomyślał i oczekiwał dalszego rozwoju sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:42, 02 Paź 2010    Temat postu:

Siedział patrząc jak wyprowadzają szpiega, który próbował się podszyć za jednego z nich. Zaraz po tym jedna z drużyny wyruszyła w samotny sposób, uświadomił sobie, że liczebność drużyny topnieje w oczach, ale zobaczył też kilka nowych twarzy Chyba jednak drużyna się powiększy pocieszył się w myślach. Jacen kontynuował swoją przemowę, w między czasie w sali pojawiło się kilkoro spóźnialskich, a nagle na środek sali wyszła Actia. Odebrała jakiś przedmiot, przyniesiony wcześniej przez Megan, a po chwili zniknęła z "tajemniczym przybyszem". Od tej chwili zdarzenia przybrały dziwny bieg, Serafiel zaczął przemowę, o zdradzie kliku osób z grupy. Gdy przyłożył swoją broń do szyi Megan, Urius wraz z resztą męskiej części grupy poderwał się na nogi, aby uspokoić towarzysza, lecz ten sam zrezygnował. Potem z kolei złamał swój miecz i poszedł, część drużyny także... A jednak się sypie... pomyślał i osunął się na krześle w zamyśleniu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 17:55, 02 Paź 2010    Temat postu:

Rina również przybyła na naradę Związku Papiernictwa Toaletowego, przynajmniej tak się jej zdawało. Jednak po chwili uświadomiła sobie, że odbędzie się narada grupy. Dziewczyna słuchała z małym zainteresowaniem przemowy Jacena, ponieważ piłowała swoje paznokcie kawałkiem drewna. Po chwili nieuwagi zauważyła Actię, Megan i przystojniaka Serafiela, który jak to stwierdziła Rina był troszku nadpobudliwy. Na momencik, dziewczyna przerwała obrządek zwany manicure i przypatrywała się jak Ciacho Serafiel przykłada ostre narzędzie do gardła Meg.
Ah, dzieciaczki. Odchrząknęła i wyszła bezceremonialnie z sali.
Udała się wolnym krokiem w stronę miasta. Na jednym z przydrożnych drzew wisiała jakaś kartka. Był tam portret Jacena.
Do jasnej chochli, co podobizna Jacena robi na ogłoszeniu matrymonialnym.
Jackie będzie móóóójjjj!
Obróciła się na pięcie i ruszyła w drogę powrotną.
Po godzinie była już w zamku.
Mhrr, czas na kąpiel. Poszła do pseudo łazienki, gdzie zauważyła całkiem przyzwoitą i dużą beczkę po ogórkach, napełniła ją ciepłą wodą i dużą ilością ziół i rozpoczęła odprężającą kąpiel.


Przyznać się: kto wywiesił na drzewach podobiznę Jackiego? Hę?

A.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raqasha dnia Sob 22:19, 02 Paź 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:01, 02 Paź 2010    Temat postu:

Actia siedziała z Jacenem w lesie. Rozmawiali cicho, oczywiście w swoim ojczystym języku. Minęło sporo czasu, zanim ktoś zaczął ich szukać. W końcu jednak usłyszeli czyjeś kroki, a po chwili obok nich usiadła Megan. Actia przywitała się z księżniczką i we trójkę zaczęli rozmawiać. Dyplomatka opowiedziała im, co się działo, gdy Virtusowie wyszli.
Nie rozumiem tego faceta – mruknęła Actia, mając na myśli Serafiela. – No cóż, chyba powinniśmy sobie, co nieco wyjaśnić. No to idę. Do zobaczenia.
Dziewczyna wstała i ruszyła przed siebie. Po kilku minutach szybkiego marszu wyszła z lasu. Nie miała pojęcia, gdzie może być Serafiel. Wiedziała tylko, że wyszedł z tamtej Sali. Actia szukała go długo, nawet bardzo, ale w końcu osiągnęła swój cel.
- Serafielu – powiedziała niegłośno. Mężczyzna się odwrócił w jej kierunku. – Chyba powinniśmy porozmawiać.
Actia założyła ręce na piersi i popatrzyła na rycerza, marszcząc przy tym brwi.
- Wiem, że nie lubisz ani mnie, ani mojego brata… Być może nawet nas nienawidzisz. Rozumiem to. Jednakże skąd złość na Megan? Czy nazwanie ją zdrajczynią i próba ataku, czy jak to nazwiesz, nie była „delikatną” przesadą? Dlaczego jest zdrajcą? Bo chciała pomóc mi i Jacenowi. Aha. Nie wiedziałam, że pomoc jest taką zbrodnią. Nie wiem, czy teraz pozostaniesz, czy odejdziesz, ale zanim wykonasz którąś z tych opcji mógłbyś mi odpowiedzieć na jedno pytanie – o co ci właściwie chodzi?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:04, 02 Paź 2010    Temat postu:

Odkąd Serafiel opuścię miejsce narady, zaczął się wałęsać przy brzegu morza. Przesypywał w garści piach i zastanawiał się co czynić. Gdy myślał, że przyszedł mu do głowy jakiś dobry pomysł, zaraz w okrutny sposób znajdywał lukę w planie. W końcu pojął, że szum wody go rozprasza i postanowił wrócić do zamku. Do swojego pokoju. Nie dane mu to jednak było zrobić, gdyż znalazła go Actia. I chciała z nim rozmawiać. Zaś on przeciwnie. Nie chciał nawet, żeby powróciła. To znaczy nie teraz i nie w ten sposób. Mimo wszystko wysłuchał co dziewczyna ma do powiedzenia. Jej pytania wcale go nie zaskoczyły. No tak. Dla kogoś kto nie jest rycerzem i nie wychował się w jego ojczyźnie może się to wydawać niezrozumiałe. Postanowił oświecić Actię.
- Z góry zakładam, że wiesz co to jest kodeks rycerski. No więc w moim kraju jest on o wiele bardziej surowszy niż tu, w Araluenie i nawet na twojej ojczystej Mandalorze. Złożyłem kilka obietnic i nie wywiązałem się z nich. Dla mnie oznacza to hańbę praktycznie nie do zmycia. Gdy wrócę do siebie nic nie będzie tak jak dawniej. Wieści szybko się rozejdą. Żołnierze i chłopi będą mnie nazywać Serafielem Zhańbionym lub jeszcze gorzej. Stracę swoją pozycję, na którą pracowałem całe życie. Wojownicy w armi mojego króla nie będą chcieli służyć pod rozkazami kogoś, kto nie potrafi wykonać jakiejś misji. Będę musiał odsunąć się od swojego dawnego życia. Nie będę już tamtym Serafielem. Żeby poprawić swoją reputację będę musiał udać się na wygnanie. Jedynie to umniejszy moją hańbę. Chcesz wiedzieć coś jeszcze? Dlaczego nie ufałem Jacenowi? Tak mnie wyszkolono. Myślałaś, że jestem w stanie powierzyć najcenniejsze skarby jakie posiadam przypadkowo spotkanemu człowiekowi? Najwidoczniej za słabo mnie znasz. I lepiej niech tak zostanie. - powiedział.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 20:46, 02 Paź 2010    Temat postu:

Arnara czuła, że drużyna coraz bardziej się rozpada. Pomimo tego, co powiedział Nieistniejący, nie może nic na to poradzić. Kim ona jest w tej drużynie? Nawet, gdyby przedstawiła im obecną sytuację widzianą jej oczami, nie przejęliby się, gdyby próbowała ich zmotywować, zignorowaliby ją. Może poszczególne osoby by posłuchały.
Musi porozmawiać. Nie wiedziała jeszcze z kim, ale musi. Przed chwilą jeszcze była szczęśliwa, a teraz wszystko runęło w gruzach. Czy mogłaby zaradzić rozpadnięciu się drużyny?
Byli tak zgraną drużyną, jednak coś sprawiło, że nic nie wyszło.
Tylko w takim razie po co tworzyli tę drużynę i chcieli pomóc?
Wyszła z zamku i szła przed siebie, dokładnie nie wiedziała, dokąd.
Spotkała pewną osobę z drużyny.
-Musimy porozmawiać-powiedziała-Nie uważasz, że to wszystko jest głupie? Że najpierw zgłosiliśmy się: wytrwali i gotowi na wszystko, a zaraz potem wszyscy rezygnują? Powinniśmy podjąć drugą próbę, poprawić to wszystko. Z jakiej racji grupa ma się teraz rozpaść? Wtedy byśmy zawiedli wszystkich, którzy na nas liczyli. Kto zrobi to za nas...? Wszyscy mówią o tym, co będzie, jak wrócą do domu, ale niestety, nic nie będzie, bo to my mamy wszystko uratować. Źle robimy. Trzeba powiedzieć wszystkim, żeby wzięli się w garść i potrafili stanąć na wysokości powierzonego nam zadania. Możemy stworzyć tę drużynę, którą byliśmy dawniej; wtedy wszyscy sobie pomagali. Teraz rozbiliśmy się na małe grupki i... Nic z tego nie wyszło.- osobą, do której mówiła, był/a...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:15, 02 Paź 2010    Temat postu:

Kłócącej się dwójce - Serafielowi i tej kobiecie z zebrania - od krótkiej chwili z daleka przyglądała się Niobe, dziewczyna zaproszona tutaj przez Serafiela.
Jego jednego dotychczas zdążyła poznać. Wyjaśnił jej pokrótce, czym zajmowała się Drużyna. Po przemowie tej władczej dziewczyny wiedziała już więcej. Misja jest trudna. Misja jest niebezpieczna. Słabi lepiej niech zostaną w domu.
Nie umiała ani strzelać z łuku, ani walczyć mieczem, a wszyscy inni chyba to potrafili. Mimo to nie czuła się słaba, nie była bezbronna. Postanowiła pomóc Drużynie, bo od ich misji zależą losy świata.
Wolnym krokiem wróciła do zamku. W pobliżu placu ćwiczeń natknęła się na wysokiego mężczyznę. Poznała go - też był na zebraniu.
-Hej. Nazywam się Niobe Centauris. Jestem nowa w Drużynie.
-Ja jestem Aragorn. Fajnie, że dołączyłaś. Ostatnio straciliśmy wielu cennych ludzi. Pewnie nikogo jeszcze nie znasz, co?
-Właściwie to tak... Czuję się zagubiona.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:59, 02 Paź 2010    Temat postu:

Actia zmrużyła oczy. Nie odpowiedziała od razu. Odezwała się dopiero po dłuższej chwili:
- Przykro mi z powodu, że złamałeś jakiś obietnice. Nie rozumiem jednak twojej złości - to nie ja ci uniemożliwiłam wykonanie danego słowa. Chyba. Jeśli jednak, nie wiem jak, ale jeśli w jakiś sposób to moja wina, to wybacz. Ale czy to hańba? Jeśli nie złamałeś obietnicę tylko ze swojej winy, to pewnie tak, ale jeśli miały na to wpływ czynniki zewnętrzne... W każdym razie ja uważam, że większą hańbą byłoby, gdybyś odszedł, bo zraziłeś się kilkoma niepowodzeniami. Ale to twoja sprawa.
Actia znowu umilkła. Zacisnęła szczęka i zamrugała szybko kilka razy. A potem kontynuowała:
- Masz rację - nie znam cię. Ani ty mnie. Jednak wiem o tobie na tyle dużo, żeby stwierdzić, że do ufnych nie należysz. Ale jedno wiedziałeś naprawdę - że Jacen to mój brat bliźniak. I jak myślisz, gdzie byłoby lepsze miejsce dla mojej broni - u ciebie, rycerza, który mnie nie lubi, czy u mojego ukochanego brata? Wolałbyś, żebym twój miecz miała ja czy twój przyjaciel bądź członek rodziny? Ale zostawmy Jacena. Dlaczego nie dałeś na przykład miecza Megan? Ale załóżmy, że nie chciałeś się z nim rozstać, z jakiegoś powodu. Dlaczego więc nie powiedziałeś prawdy?
Actia westchnęła. Wiedziała, że Serafiel nie ma ochoty na rozmowę. A w szczególności z nią. Dlatego też odwróciła się, ale za nim odeszła, dodała jeszcze:
- Byłoby miło, gdybyś pomyślał nad tym, co powiedziałam. A teraz żegnaj.
Odeszła szybko, myśląc, że pewnie Serafiel i tak nie zwróci większej uwagi na jej słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:28, 02 Paź 2010    Temat postu:

Osobą, do której mówiła Nefra, była Megan.

Po tym jak Serafiel wyszedł ze sali, a Aragorn ją objął, miała pustkę w głowie, nie licząc powtarzających się w kółko, zupełnie jak echo, słów rycerza.
- Tego was uczą na zamku Araluen, księżniczko? Zdradzania przyjaciół?
- Teraz okazało się, że w naszej drużynie nie było zdrajcy. Było ich dwóch. Nasza kochana księżniczka działała w zmowie z Łowcą Nagród.
Po chwili znów odzyskała jasność umysłu, odsunęła od siebie delikatnie Aragorna i wyszła z pomieszczenia.
Jej uczucia były bardzo proste. Była zła na Serafiela.
Nie. Chwila. Ja nie jestem na niego zła. Ja jestem na niego wściekła pomyślała. Tak właściwie to ludzie mogli by go nawet ścigać - oskarżał mnie - księżniczkę Megan, córkę króla Duncana i następczynią (vice - podpowiadała podświadomość) tronu Araluen - o zdradę, która nie miała miejsca. Wystarczyło by jedno słowo. Ale tego nie zrobię. Jestem samodzielna - zresztą, zawsze taka byłam. To ojciec z matką się zawsze tak narzucali. Nie popełnię ich błędów .
Wcześniej Megan miała zamiar poszukać Serafiela i mu wszystko wygarnąć. Teraz jednak zmieniła kurs. Postanowiła przejść się do lasu.
Spotkała tam Actię i Jacena. Postanowiła chwilę z nimi porozmawiać.
- Serafiel jest dziwny, prawda? - spytała retorycznie.
Jacen i Actia spojrzeli tylko dziwnie na Megan.
- Ach! No tak! Zapomniałam, że was przy tym nie było! - i zaczęła opowiadać to najdokładniej jak tylko mogła. Gdy skończyła Actia powiedziała:
– Nie rozumiem tego faceta. No cóż, chyba powinniśmy sobie, co nieco wyjaśnić. No to idę. Do zobaczenia.
Megan pogadała jeszcze chwilę z Jacenem, a później postanowiła się przejść.
Po drodze zaczepiła ją Nefra. Zaczęła jej mówić o drużynie i o tym, że się rozpada. Megan wysłuchała jej do końca i postanowiła jej odpowiedzieć:
- Wiem Nefro. Sama czuję, że ta drużyna już nie jest taka sama jak na początku. W niektórych sytuacjach, zastanawiam się, czy ma jakiś sens nadal trwanie w tej drużynie, ale wiem, że jeśli odejdę ja, odejdzie jeszcze mnóstwo innych osób. Grupa się rozsypie, Trzy Bóstwa zdobędą posąg Tytana, a wtedy będzie już za późno. Wiem, że brzmi to trochę... zawodowo, ale wierz mi, że naprawdę przejmuję się tą sytuacją. Nefro - musimy coś zrobić i to dość szybko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:45, 02 Paź 2010    Temat postu:

Rina po odprężającej kąpieli w beczce postanowiła przejść się tu i ówdzie.
Dziewczyna usłyszała szmer rozmowy.
Ciekawe, kto ma tyle do powiedzenia. Rozejrzała się i zauważyła Megan i Nefrę. Jednak Rina z tej odległości nic nie mogła zrozumieć z rozmowy koleżanek. Zbliżyła się lekkim krokiem i usłyszała głos Megan.
- Nefro - musimy coś zrobić i to dość szybko.
Ciekawość Riny musiała się dowiedzieć o co biega.
- Ekchm, przepraszam, że się wtrącam, ale co chcecie zrobić? Zrozumcie moja ciekawość jest za bardzo ciekawska.
Dziewczyny uświadomiły Rinę w czym rzecz. Drużyna powoli się rozpadała. Teraz to była tylko kwestia czasu, kiedy zaczną odchodzić osoby z grupy.
- W takim razie macie racje. Trzeba znów zjednoczyć drużynę, aby było jak dawniej. Wszyscy w nas wierzą. Tak więc, musimy się trzymać kupy, bo... kupy nikt nie dotknie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 23:27, 02 Paź 2010    Temat postu:

Orin usłyszał pogłoski o zebraniu grupy, która chce uratować świat, to postanowił się na nie udać. Gdy przyszedł do zamku okazało się, że się spóźnił. Postanowił się dowiedzieć w swój sposób czegoś na temat grupy i jej członków. Kiedy Orin szpiegując członków grupy usłyszał wszystkie nowiny natychmiast udał się do karczmy. Sącząc powoli piwko z kufla rozmyślał. Tak naprawdę tylko w karczmie czuje się jak w domu. Ech … Zastanawiam się czy naprawdę warto dołączyć do grupy i pomóc im w walce z bóstwami. Grupa na chwile obecną się rozpada i nie zanosi się na to, aby coś jeszcze z tego było. Lecz z innej strony, jeżeli grupa się rozpadnie to może być naprawdę źle.
Ktoś nagle wszedł do karczmy ku niezadowoleniu Orina, ponieważ wyrwało go to z jego rozmyślań. Niezadowolenie Orina szybko minęło, gdy zobaczył, kto wszedł do jego „domu”, był to Aragorn wraz z Niobe. Ciekawe, o czym będą rozmawiać. Pomyślał Orin.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raczek96
Podrzucacz królików


Dołączył: 21 Wrz 2010
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 9:36, 03 Paź 2010    Temat postu:

Aragorn po skończonej rozmowie z Niobe, zagadał do jednego z nielicznych w tawernie.
- Witaj, nazywam się Aragorn. Kim jesteś - zaczął Aragorn.
- Nazywam się Orin, Aragornie. Chciałbym dołączyć do grupy. - odpowiedział Orin.
- Dobrze. Witam cię w naszym gronie. - powitał go Aragorn
- Dzięki - odpowiedział Orin[ Orin czy Orrin?]
***
- Aragornie, mamy nowego przybysza. Szybko się zjeżdżają. - zaczął wartownik.
- Tak to prawda. Przyprowadź go tutaj. - powiedział Aragorn.
Po chwili brama otworzyła się, a w niej stanął jeździec na czarnym ogierze. Galopem ruszył ku Aragornowi i zatrzymał się tuz przed nim. Następnie jeździec zsiadł, zdjął z głowy kaptur opończy i założył zielonkawy kapelusz.
- Gdzie jest stajnia? - spytał przybysz. - Mój koń jest zmęczony.
- Tam się znajduje - Aragorn wskazał palcem dosyć pokaźny budyneczek.
- Dziękuję. Nazywam się Wulstan. Jak ci na imię rycerzu? - Wulstan wyciągnął rękę w stroną Aragorna. On uścisnął ją i odpowiedział - Nazywam się Aragorn. Jak mniemam chcesz dołączyć do naszej grupy? - zapytał Aragorn.
- Tak, mam taki zamiar, jestem gońcem, myślę że przydam się waszej grupie, ale pozwól, że najpierw zajmę się moim koniem Gastifem, a potem z tobą porozmawiam. - poprosił Wulstan.
- Jak sobie życzysz. Będę czekał w tawernie.

Swoje wypowiedzi pogrubiamy.

A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 12:23, 03 Paź 2010    Temat postu:

Actia zauważyła Arnarę, Megan i Rinę. Uśmiechnęła się pod nosem i podeszła do tych trzech dziewczyn.
- Zgubiłam brata - mruknęła Actia.
Dziewczyny odwróciły się i popatrzyła na 19nastolatkę.
- Actia! - wykrzyknęła Rina.
Virtus przywitała się z Arnarą i Riną, z którymi nie miała okazji rozmawiać przez dłuższy czas.
- Właściwie, to jak... - zaczęła mówić Arnara.
- Powiem wam wszystko, ale jeszcze nie teraz - przerwała Actia. - Mogłybyście mi teraz opowiedzieć co się działo podczas mojej nieobecności? Co nieco wiem od Jacena, ale chętnie wysłucham czegoś od was.
Opowiedziały więc jej. Mówiły również o swoich obawach, co do rozpadu drużyny. Actia wysłucha opowieści w milczeniu, nie przerywała, czasami tylko kiwała głową. Odezwała się dopiero, gdy dziewczyny skończyły mówić.
- Nie macie dowódcy, co? - spytała retorycznie. - I dlatego jest taki chaos. Jak każdy ma rządzić, to w końcu nikt tego nie robi. Jedna osoba powinna się tym zajmować. Pewnie znaleźliby się i tacy, którzy z tego powodu będą niezadowoleni, ale przynajmniej byłby jako-tako porządek. Bo jak każdy ma coś robić, to w końcu nie robi tego nikt. Hm, ale widzę, że ci nowi traktują Aragorna jak przywódcę. Sądzicie, że zgodziłby się być nim oficjalnie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arya
Podrzucacz królików


Dołączył: 12 Wrz 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 13:29, 03 Paź 2010    Temat postu:

Rozmowę przerwała postać w ciemnym płaszczu, która nagle podeszła do rozmawiających dziewcząt. Zrzuciła kaptur i na jej ramiona wysypały się długie, czarne włosy.
- Należycie do Drużyny? Chciałabym się do was dołączyć.-odrzekła dziewczyna. Potem zreflektowała się uświadomiwszy sobie, że wcięła się do rozmowy.
- Nazywam się Iliane.- dodała. Odwróciła się, wskoczyła na stojącą niedaleko białą klacz i odjechała pozostawiając dziewczyny w zdumieniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin