Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

9. Góra tajemnic
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:27, 30 Gru 2010    Temat postu:

Aragorn od jakiegoś czasu nie wyróżniał się z tłumu. Z nikim nie rozmawiał, robił to co robili inni. Był w pewien sposób wyłączony z wydarzeń. Sam nie wiedział dlaczego, wszystko robił automatycznie, odruchowo. Spotkanie jednego z bóstw wymusiło na nim przebudzenie z tej beztroski. Czuł jak by go nie było jakiś czas. Nie pamiętał żadnych szczegółów marszu. Poprostu zmierzał gdzie kazali. Aragorn czuł osłabienie. Miał dużo mniej sił niż zwykle. Jego oczy były podkrążone z powodu braku snu. Jego reakcja była dużo wolniejsza. Gdy pojawiło się bóstwo stał biernie. Nie miał sił by cokolwiek zrobić. Później biegł wraz z innymi. Już krótki bieg przyprawił go o napad kaszlu. Oczy zaczęłu mu łzawić, utrudniając widoczność. Ciążył mu również dwuręczny miecz przypięty do pasa. Zwykle był bardzo lekki, teraz wydawał się jak by wykuto go z najcięższego ołowiu.
-Muszę być silny... nie rozłoży mnie byle choroba czy też inne plugastwo...- Wycedził przez zęby rycerz. Nie mógł okazać slabości. Zacisnął pięści. Wyprostował się, wypiął klatkę do przodu. Aragorn zwrócił większą uwagę na to co się dzieje wokół.
-A tak.. skrzynka.. mamy ją otworzyć... Nie ma nic prostszego...-
Aragorn wyciągnął swój miecz i skierował w stronę skrzyni. Z wielkim trudem udało mu się go unieść w górę aby zaraz potężnym cięciem rozbić skrzynkę.
-Zaraz...- Wstrzymał się rycerz. -Dlaczego mamy ją otwierać? Jeżeli mamy pewność że tam właśnie jest część posągu, zostawmy ją w takim stanie. Mamy bronić tych części aby nie dostały się w łapy bóstw. Otwierając tę skrzynię ułatwimy im tylko sprawę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 20:53, 30 Gru 2010    Temat postu:

Cała drużyna odpoczywała w lesie. Rina siedziała pod drzewem bawiąc się jakimiś zielonymi liśćmi. Wiał lekki wiatr i było cicho, do czasu... Aż do czasu, kiedy niepostrzeżenie z lasu wyłonił się Gilan.
- Hej kochanie, trudno cię były znaleźć. Co porabiasz? - odezwał się zwiadowca.
Zdezorientowana Rina patrzyła się na mężczyznę okrytego szarozielonym płaszczem.
- Gilu co cię tu sprowadza? - spytała ze zdziwieniem.
- Chciałbym ci oznajmić, że za dwa dni odbędzie się nasz ślub. Już prawie wszystko jest przygotowane: sala do tańca, różnorodne dania przyrządzone przez najlepszych kucharzy itd. Tylko teraz musisz się udać do największego zakładu krawieckiego, który znajduje się w najbliższym lennie, tam krawiec Bytomir uszyje ci suknię. A! Zabierz ze sobą drużynę, też im się przyda jakieś nowe odzienie, bo chyba masz zamiar ich zaprosić.
Rina jeszcze przez chwilę nie mogła się otrząsnąć, że już niedługo odbędzie się ślub. Po chwili jednak rzekła.
-No jasne, kochanieńki. Idę ich zaraz powiadomić, chodź ze mną.
Złapała zwiadowcę za rękę i poszła w stronę, gdzie znajdowała się większość osób z drużyny.
-Ekchm, moi drodzy. Ja i Gilan chcielibyśmy was zaprosić na nasz ślub, który odbędzie się za dwa dni. Jej dalszą wypowiedź przerwały ciche szmery rozmów.
-Byłabym wam bardzo wdzięczna, gdybyście zechcieli mi towarzyszyć, w drodze do najbliższego lenna.
***
Kiedy już się ściemniało, cała drużyna przekraczała mury lenna.
Jak to mówił Gilan. 'Od wschodniej bramy skręcić w lewo, następnie prosto, aż do końca uliczki, później w prawą stronę i na początku uliczki będzie wielki szyld, na którym będzie napisane"Odzież wasza, kasa nasza - najlepszy zakład krawiecki"'.
Rina wcieliła te rady w życie i wraz z drużyną dotarła na miejsce. Do później nocy trwały przymiarki. Następnie wszyscy udali się na spoczynek do karczmy, by rano wstać wypoczętym, gotowym na ostateczne poprawki, przed ślubem oraz tym podobne. Dzień minął szybko, jak z bicza strzelił.
***
Dzień ślubu.
Riną targało zdenerwowanie, już od momentu jak się obudziła. Ręce jej się trzęsły jak pijakowi po jednym mocniejszym. Nie wiedziała za co się zabrać. Ślub miał się odbyć za cztery godziny. Jednak jej rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi.
- Wejść. - rzekła krótko załamującym się głosem. Do pokoju weszła Actia, wraz z Jacenem. Rina spojrzała na nowo przybyłych.
- Moje kondolencje, Rino - powiedział Jacen. - Przybyliśmy ci pomóc, w tym trudnym i smutnym dniu dla ciebie. Postaraj się wytrwać!
- Och, Jackie - Actia przewróciła oczami. - Ty już lepiej siedź cicho. Rino, w porządku? Zdenerwowana?
- Jasne, kto by nie był zdenerwowany? - stwierdziła Rina.
Dziewczyna wyprosiła z pokoju brata Actii, ponieważ postanowiła powoli się przygotowywać. Czas płynął nieubłaganie. Nawet Rina się nie spostrzegła, kiedy nadszedł czas na ślub. Wszyscy goście wraz z panem młodym czekali na nią w wielkiej sali zamku lenna. Tylko Rina jak zwykle była spóźniona. Dziewczyna podążała na swoim wiernym koniku w stronę górującej, okazałej budowli. Po chwili znalazła się przed wejściem do zamku. Zeskoczyła zwinnie z grzbietu Mercedes, zabrał świeży bukiet polnych kwiatów i ruszyła do drzwi. Kiedy uczyniła pierwsze kroki przez środek sali, usłyszała, że szmery rozmów ucichły. Wszystkich oczy były utkwione w jej skromną osobę. Rina była ubrana w białą, długą suknię. Jej ciemne włosy opadały na ramiona. Gilan założył galowy mundur korpusu zwiadowców, co było przewidziane. W końcu zaczęła się ceremonia ślubna.
Baron zabrał głos. Zdania pary młodej były zgodne, oboje powiedzieli krótkie 'Tak', więc odtąd związała ich przysięga dozgonnej wierności.
Następnie odbył się toast oraz uczta weselna. Rina i Gilan odtańczyli taniec weselny (czyt. walc angielski), później wbili na parkiet: drużba, czyli Will oraz Actia, która pełniła rolę druhny. Zaczęła się biba-nie-lada!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:05, 30 Gru 2010    Temat postu:

Actia znajdowała się w jakimś labiryncie. Szła przed siebie, pchana ciekawością. Zauważyła ze zdziwieniem, że nie posiada miecza. Trudno. Nie będzie jej potrzebny. Przecież ma Moc. Ona jej nigdy nie zawiodła. Nigdy… Zadrżała. Przypomniał jej się ten moment, u podnóża wulkanu. Wtedy były jakieś zaburzenia Mocy, nikt nie mógł korzystać z magii. Wtedy po raz pierwszy spotkali Trzy Bóstwa.
Ale to zdarzyło się tylko raz, to była pojedyncza sytuacja. Teraz na pewno by się to nie zdarzyło. Wiele się nauczyła od tamtego spotkania, stała się teraz potężniejsza. Miecz nie będzie potrzebny, sama Moc wystarczy. A poza tym, kto powiedział, że w tym labiryncie grozi jej jakieś niebezpieczeństwo?
Skręciło w prawo. Przeszła kilka metrów, a potem stanęła, sama nie wiedząc, dlaczego tak czyni. Buchnęły płomienia. Płonęła. Chciała ruszyć, pobiec, zrobić coś, ale nie mogła. Płonęły jej ręce, nogi. Bolało i to jak! Jednakże nie czyniło jej to większej krzywdy, ale ból był nieznośny. Wtedy usłyszała ten śmiech.
Odwróciła się. Błękit. Już to widziała. O tak. Eseth.
Bóstwo stało, tak blisko niej, i uśmiechało się. Zrobił kilka kroków do tyłu i uśmiechnął się. A potem machnął dłonią i ogień znikł. Ból ustał. Actia odetchnęła z ulgą. Eseth wyciągnął ręce, złapał ją za ramiona i przyciągnął do siebie.
- To jeszcze nic – powiedział cicho. – Nic. To tylko namiastka, nic nieznacząca część mojej Mocy. Chodź za mną, Actio.
Odwrócił się i zaczął iść, a Actia podążała za nim, nie zastanawiając się nad tym, co czyni. Nie wiedziała, jak długo trwała ich wędrówka; podążali taką ilością korytarzy, tyle razy skręcali, że dziewczyna nie potrafiłaby wrócić. Doszli w końcu do jakiejś dużej, ciemnej komnaty. Była pusta. Tylko na jednej ze ścian znajdował się ogromny obraz przedstawiający trójkę osób.
Actia podeszła do niego. Znała te osoby. Trzy Bóstwa. Po środku stał Eseth. Wysoki, przystojny młody mężczyzna o śniadej karnacji, błękitnych oczach i hebanowych włosach. Po jego prawej stronie stała piękna dziewczyna o długich do pasa zielonych włosach. Merriden, pomyślała Actia. A przy lewym boku Esetha stał Glagol. Tak, to musiał być on. Niższy, acz bardziej umięśniony od Esetha. Był blady, miał małe zielony oczka, a jego brązowe włosy były krótko przystrzyżone. Eseth zdecydowanie był przystojniejszy.
- Merriden – Actia usłyszała głos Esetha. – Piękna Merriden, która tak bardzo chciała odzyskać swą dawną potęgę, a tak mało robiła… Inteligentna i to jak!, ale niestety bardzo próżna. Nie, ona się do tego nie nadaje. Jest nikim.
Eseth pstryknął palcami i z obrazu znikła postać Merriden.
- Glagol – Bóstwo kontynuowało swą wypowiedź. – Ceni przede wszystkim siłę. Strasznie gwałtowny i pochopny. Już nieraz musiałem go ratować, bo przez jego nieprzemyślane czyny, często wpadał w kłopoty. Jest nikim.
Eseth kolejny raz pstryknął palcami i z obrazu zniknęła postać Glagola. Teraz na płótnie znajdował się tylko namalowany Eseth.
- A więc zostałem sam. Powoli odzyskuje swą potęgę, ale nadal jestem zbyt słaby, zbyt słaby! Muszę zdobyć Posąg Tytana, a potem pozbyć się swoich towarzyszy. Będę niepokonany. Nikt mi się nie przeciwstawi. Urządzę świat po swojemu. Będzie lepiej, o wiele lepiej. Ale rządzić samemu? Hm…
Eseth pstryknął palcami po raz trzeci. Na płótnie pojawiła się postać Actii. Dziewczyna cofnęła się, wpatrując się ze zdziwieniem, zmieszanym z przerażeniem, w swoje podobieństwo. Władza… Pociągająca sprawa. Zorganizować świat tak, aby był bezpieczniejszy. Dla wszystkich się nie da, nie, ale, może, dla najbliższych. Dla Jacena, ojca, Galena, reszty rodziny i przyjaciół…
Nie! Przecież mają z tym walczyć, nie powinno się aż tak ingerować w prawa natury. Świat rządzi się własnymi prawami, ludzie i tak za bardzo się do niego mieszają. Ludzie i nie tylko ludzie. W końcu Esetha trudno było nazwać człowiekiem.
- Pomóż mi – Eseth uśmiechnął się i wyciągnął do Actii rękę.
Bóstwo wyglądało pięknie. Actia chciała uciec z tego pomieszczenia, znaleźć się jak najdalej od Esetha, ale z drugiej strony pragnęła tutaj zostać. Potrząsnęła głową i zrobiła krok. Nie! Miała iść ku wyjściu, nie ku Esethowi. A jednak. Nogi prowadziły ją ku Bóstwu. Wyciągnęła rękę. Już prawie dotknęła dłoni Esetha.
- Actio! – usłyszała.
Ten głos. Ten jej tak dobrze znany głos. Chyba najbliższy jej sercu spośród wszystkich. Jacen! Jackie! Oczywiście!
Co ona robiła. To było głupstwo. Schowała rękę i odwróciła się. Zaczęła biec, uciekać, byle jak najdalej od tego pomieszczenia, od tego obrazy, od tego przeklętego Esetha!


- Actio, obudź się.
Jacen delikatnie potrząsnął siostrą. Dziewczyna w końcu przebudziła się. Usiadła na łóżku i wpatrywała się w Jacena.
- Coś się stało? – zapytała dziewczyna, siląc się na spokój. Ten sen… Koszmar.
- Nie, chyba nie – Jacen przyglądał się badawczo siostrze. – Ale jest już dość późno, a dziś ślub Riny, na którym jesteś druhną, więc pomyślałem, że powinienem cię obudzić.
No tak! Actia wyskoczyła z łóżka, może nieco zbyt prędko, bo zachwiała się lekko, ale nie upadła. Musi się przecież przygotować!
- Słyszałem, że drużbą będzie jakiś zwiadowca. Będziesz musiała z nim zatańczyć. Nie rób takiej miny – Jacen uśmiechnął się. – Wiesz co, podobno zwiadowcy są niscy, więc ten będzie miał farta, bo raczej od ciebie niższy nie będzie.
- Trudno. I tak nie chcę z nim tańczyć.
- Nie narzekaj. Actio… Ta kula, którą dostałaś od Ruffian jest dziwna. Nie chcę nic mówić, ale ona teraz świeci się na błękitno! Powinnaś ją wyrzucić.
Actia podeszła do Jacena i wyjęła mu z rąk kulę. Rzeczywiście, była cała błękitna. Dziewczyna znała ten błękit. Wzdrygnęła się i rzuciła kulę na łóżko.
- Nie wyrzucę jej – Actia pokręciła głową. – Jackie, to prezent. Poza tym Ruffian jest tu, jako wilk, co prawda, ale jak odzyska postać człowieka, to może zechce odzyskać kulę.
- Jak chcesz – mruknął Jacen. – A teraz pójdę, a ty się przygotuj.


Kiedy Actia była już gotowa, oboje poszli do Riny. Rina była zdenerwowana, co było chyba normalne przed ślubem. Actia próbowała ją trochę uspokoić, ale nie wiedziała, czy jej próby przyniosły odpowiedni rezultat.


Actia usiadła przy stoliku. Już zatańczyła z drużbą, z Willem. Przeżyła, na szczęście. Teraz spoglądała na Rinę i Gilana, którzy wirowali na parkiecie. Do Actii podszedł Jacen. Uśmiechnęła się na widok brata. Ubrany był on w ciemnoniebieską tunikę, niebieskie spodnie i czarne buty. Do pasa spinającego tunikę przypiął pochwę z mieczem.
Actia również była ubrana na niebiesko. Jej suknia nie miała zbędnych ozdób czy falbanek – dziewczyna tego nie lubiła. Jedynym dodatkiem był duży, czerwony kwiat. Dziewczyna wcześniej zastanawiała się, czy go nie oderwać, ale stwierdziła, że jej strój wyglądałby bardzo dziwnie.
- O, Jackie – powiedziała na widok brata. – Widzę, że się uczesałeś!
- Faktycznie – Jacen wyszczerzył zęby w uśmiechu. – O ty też. Nawet je spięłaś. Cudnie wyglądasz. I widziałem, jak tańczysz z tym gońcem… Zwiadowcą, znaczy. Wyglądałaś zachwycająco.
- Jackie…
- Słucham?
- Jak masz kłamać, to lepiej siedź cicho.
Actia uśmiechnęła. Przyjemnie było słyszeć komplementy, nawet wtedy, gdy mówił ci je twój brat i gdy wiedziało się, że nie są one zgodne z prawdę. Ale dziewczyna stwierdziła, że nie zatańczyła aż tak źle. W końcu Galen kazał ich, to znaczy Jacena i Actię, uczyć tańca i zachowania na tego typu uroczystościach. Oboje zastanawiali się po co im to. Jednak się przydało.
Jacen usiadł obok siostry i powiedział:
- Ja nigdy nie kłamię… No dobra, czasem oszukuje, ale nie ciebie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emilka
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 06 Paź 2010
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:12, 30 Gru 2010    Temat postu:

Amalia podobnie jak Jecen nie wierzyła Ruffian. Było to wszystko mocno podejrzane. Ale nie było czasu zastanawiać się. Dalsze wypadki potoczyły się tak szybko. Najpierw jej pierwsze spotkanie z Bóstwem, które mimo iż nie odegrała w nim żadnej roli, było ważnym wydarzeniem. Jeszcze ta cała skrzynka. A potem nagle jak wystrzał wiadomość od Riny, że zaraz wesele. Na ślub przyszła w średnio długiej ciemnobeżowej sukience idealnie pasującej do piwnych oczu. Zajęła miejsce w ławie między Lilianą a Cochise i oglądała ceremonię. Ślub przebiegł gładko jak po maśle, żadnej wpadki. Państwu młodym dała w prezencie komplet talerzyków z kremowej porcelany, którą wcześniej zaczarowała tak, by nigdy się nie tłukła. Na weselu trwała zabawa, Rina z Gilanem odtańczyli pięknie walca angielskiego. Niczego się nie spodziewała. Nie było nikogo, kto by poprosił ją do tańca, to byli zupełnie nieznani jej ludzie.


A.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez emilka dnia Pią 15:03, 31 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kurierka Alyss
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 24 Paź 2010
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Araluen, Redmont
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 22:53, 30 Gru 2010    Temat postu:

Liliana siedziała obok Amalii i Cochise. Miała na sobie wiśniową suknie z wyszywanymi kryształkami. Wyglądała pięknie, jednak odzienie panny młodej wyglądało jeszcze lepiej, z czego się cieszyła. Ach... jakbym chciała być tak szczęśliwa jak Rina! - Pomyślała. - Ehh, może i na mnie czeka miłość, która, mam nadzieje szybko się ujawni. Dziewczyna aż westchnęła, gdy zobaczyła inne pary w tańcu. Gdy państwo młodzi zmęczeni po tańcach usiedli, Liliana podeszła do nich dała im prezent - dwa zaczarowane płaszcze. Były lekkie jak wiatr, ciepłe i mogły zastępować zbroję. Przy każdym przypięta była brożka w kaształcie serca, które było wykonane z diamentów.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kurierka Alyss dnia Czw 23:08, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 22:53, 30 Gru 2010    Temat postu:

Sprawa na szczycie została wyjaśniona. No prawie. Grunt, że miał inny problem. Otóż, o dziwo, dostał zaproszenie na ślub jednej ze swoich towarzyszek podróży. Problem w tym, że miał tylko strój podróżny, jak zawsze z resztą. Musiał zbroję doprowadzić do porządku i zaopatrzyć się w nowy płaszcz i ubranie. Długo mu to zajęło ale w końcu dopasował strój do siebie. Identyczny jak poprzedni ale nowy.
Gdy rozłożył się w swoim pokoju, który został wynajęty na czas ślubu, wesela, poprawin i poprawin poprawin, zamknął drzwi od środka i położył się spać.

- Pamiętasz mnie, mój uczniu? - powiedziała postać, którą widział przed sobą. Ukryta pod kapturem, za nią migało niewielkie światło pochodni znajdującej się gdzieś w oddali. Wokół nich pustka.- Pamiętasz swojego mistrza?
- Pamiętam cię - odpowiedział. - Takich jak ty się nie zapomina
- To wiedz, że ja żyję, nie zabili mnie, nie zdołali. Zabili ciało, ja zdążyłem uciec i opanować nowe. Pamiętasz, że mam nad wami kontrolę? Zostało was trzech ale ty, Castagiro, byłeś zawsze najlepszy, twoje ciało jakby chciało by metal połączył się z nim. Nie było z tobą komplikacji. Nigdy. Wróć do mnie, Castagirze, wróć! Razem zdobędziemy to co chcieliśmy!
- Co TY chciałeś! To był TWÓJ chory plan. Szkoda, że nie zdołali cię zabić. Takich sukinkotów należy tępić.
- Ranisz mnie. Nie chcesz po dobroci? To wezmę cię siłą!! - postać wyciągnęła rękę w stronę Svarta. Padł na kolana i chwycił się za głowę. Zaczął krzyczeć.


Krzyk Castagira był słyszalni w sporej odległości od jego pokoju. Do dwóch ulic biegnących równolegle do ściany budynku, gdzie miał okna. Svart podniósł się z łóżka i zaczął miotać się po pokoju. Ręce trzymał na głowie. Z ust jego wydobywało się warczenie i słowa typu "Nie", "Zostaw mnie". W pewnym momencie Castagiro jednocześnie krzyknął przeraźliwie i uderzył pięścią w ścianę robiąc sporą dziurę. Pot spływał mu po calej twarzy i plecach. Klejnot w oczodole jarzył się jaskrawym blaskiem czerwieni. W pewnym momencie padł na kolana i oparł się dłońmi o podłogę. Ciężko dyszał ale zdołał się uspokoić i wstać. Rozejrzał się po pokoju i skierował swoje kroki do łazienki.

Na ślub się nie spóźnił. Broda ładnie ostrzyżona, nowiutkie ubranie, zbroja wypolerowana, mieniący się znak Svartów na niej (herb w kształcie diamentu a w nim litera "V" utworzona z błękitnych piorunów), wyczyszczony miecz u pasa oraz ostrze na prawej ręce. Czarny płaszcz, wyprasowany z naciągniętym na głowę kapturem. Czarne skórzane rękawiczki oraz buty wojskowe lekko zmodyfikowane. W czasie ceremonii ślubnej stał przy drzwiach przyglądając się tylko. Gdy zaś wszyscy przenieśli się do sali weselnej, usiadł z brzegu, z dala od innych. Obserwował tańce i popijał miód pitny. Wcześniej jednak dał parze młodej prezent. Na targu znalazł pięknie zdobiony zestaw sztyletów do różnych ubrań wyjściowych. No tak, prezent w jego stylu. Swoją drogą to było pierwsze wesele w jego życiu.
Tak więc siedział sobie na uboczu, nikomu nie wadząc obserwował tańczące pary i z lekkim uśmiechem ukrytym pod kapturem popijał miód.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Castagiro dnia Czw 22:53, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 23:54, 30 Gru 2010    Temat postu:

Arnara, słysząc o ślubie, gorąco pogratulowała Rinie.
No tak, ale żeby pójść na ślub i wyglądać w miarę znośnie, trzeba sprawić sobie sukienkę, pomyślała dziewczyna. Udała się więc do sklepu z ubraniami wizytowymi. Przeglądała dział z sukienkami, ale nic do niej nie pasowało... W końcu jednak znalazła idealną.
Była prosta, bez ramiączek, błękitna. Nie było ozdób. Długa, zakrywała całe stopy.
[link widoczny dla zalogowanych] (Nie mogłam wkleić obrazka)
Była trochę węższa w pasie.
Weszła do swojego pokoju, odłożyła pas z bronią, kołczan i łuk, przebrała się w wybraną sukienkę, a włosy upięła wysoko- były rozdzielone, falowane, a z lewej strony opadał jej jeden kosmyk. Założyła naszyjnik z przypominającym ósemkę łabędzia, w którego dolnym kółku widniał ciemnogranatowy szafir.
Wyglądała niebrzydko.
Umaluje się... Natychmiast odrzuciła tę myśl. Niee, makijaż był nie dla niej.
Wchodząc do sali, pierwsze, co zrobiła, to spojrzała na sufit. Był wysoki, bogato zdobiony, przeważało złoto i biel.
Następnie cała sala; pięknie urządzona, dużo kwiatów, stół z przekąskami. Bardzo ładnie.
Pierwszy taniec zatańczyli państwo młodzi, a następnie Actia z Willem. Dziewczyna uśmiechnęła się lekko.
Chwilę potem rozejrzała się po sali jeszcze raz: zobaczyła otwarte drzwi na dość okazały balkon, a na zewnątrz nikogo nie było. Postanowiła, że trochę tam pobędzie, a jak zacznie dziać się coś ważnego, w czym muszą uczestniczyć wszyscy, przyjdzie z powrotem. Ponownie pogratulowała Rinie i Gilanowi i... zaraz, prezent! Już praiwe by zapomniała. Wyszła za drzwi, gdzie zostawiła pakunek. Podbiegła do panny młodej i wręczyła jej zapakowaną niespodziankę, którą była krajalnica do chleba Zelmer.
Tacka i dodatkowy nóż udało jej się zdobyć za darmo.

Wyszła na balkon.
Ładny widoczek, pomyślała, opierając się o barierkę. Westchnęła. Nareszcie chwila wytchnienia...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nefra dnia Czw 23:57, 30 Gru 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:00, 31 Gru 2010    Temat postu:

Gdy Nick się obudził, poczuł, że dzisiaj czas na się zabawić... swoim sprzętem. Wyjął kilka patyczków, wiele różnych proszków, siarkę i robił coś w cieniu drzewa.
W końcu, po kilku (nastu? dziesięciu?) próbach odkrył powiązania między siarką i fosforem...
Swój nowy wytwór nazwał zapałkami.

Gdy dowiedział się o ślubie Riny i Gilana, rozmyślał co im kupić w prezencie. Znając, hmm.... oryginalne poczucie humoru tej pary, dla Gilana zmajstrował kilkanaście pudełek zapałek, jedno z nich zaś zaczarował tak, by pobierało zapałki z jego osobistego zapasu, czyli tak jakby nigdy się kończyło. Dla Riny zmajstrował, z kilku znalezionych kostek zwierzęcych, sznura, żywicy i paru czarów coś w rodzaju amuletu chroniącego przed chorobami. Na środkowej, małej czaszce wyrył słowa: Magia w służbie zdrowia.

Gdy dojechali do miasta, przebrał się w strój galowy, czyli po prostu ubrał się w czyste ubranie. Skoczył do sklepu wielobranżowego. Tam znalazł ostatni krzyk aralueńskiej mody zwiadowców: duży namiot! Wziął go, potem jeszcze dla Riny składany taboret, bo znał ból, kiedy dłużej siedziało się na kanciastym głazie. Potem ruszył do na miejsce wesela. Tam siadł na krześle w kąciku, rzucił swoje podarunki na stosik w rogu i siedział. No bo co miał innego robić?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 13:18, 31 Gru 2010    Temat postu:

Cochise od zawsze nie lubiła ślubów. No, ale nie chcąc nikogo urazić była na nim obecna. Kłopot sprawiał jej jedynie prezent. Nie miała żadnych pomysłów. Udało jej się trochę porozmawiać z Ruffian, która oczywiście ją za wszystko przepraszała i tłumaczyła się. Pomogła też Cochise wybrać prezent.

Nadszedł dzień ślubu. Cochise ubrała się dosyć ładną, prostą suknię. Siedziała obok Amalii i Liliany. Nudziło jej się strasznie, a do tego prezent gryzł ją w palce. Nie mogła położyć go na stosie innych podarków, bo by je zniszczył, w końcu na weselu udało jej się zobaczyć Rinę. Podeszła do niej, złożyła życzenia i podała małego wilczka.
- Będzie grzeczny jak coś. I umie sztuczki.
Rina podziękowała, a Cochise stanęła gdzieś w kącie sali. Kiedy tak patrzyła jak wszyscy tańczą, naszła ją ochota aby z kimś zatańczyć. Niestety nikt jak na razie nie odważył się jej poprosić. Rozumiała to, przecież jej za bardzo nie znali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 16:05, 31 Gru 2010    Temat postu:

Była naprawdę zła, że ją związali. Nie miała żadnych złych zamiarów, chciała tylko pomóc. Od zawsze nie lubiła Jacena, był dziwny. Spodobał jej się Orin, była mu bardzo wdzięczna za pomoc, dlatego nie odstępowała go na krok. Od tego wszystkiego bolała ją głowa. Bardzo spodobała jej się wieść o ślubie Riny i Gilana. Musiała też skombinować jakiś prezent. Całe szczęście, że potrafi coś wyczarować. Ale był by ubaw gdyby poszła do sklepu i przemówiła ludzkim głosem. Udało jej się wyczarować jakiś piękny, zdobiony kołczan i księgę czarów. Oba prezenty włożyła do ozdobionego liśćmi i kamieniami szlachetnymi worka. Na ślubie zjawiła się jako jedna z pierwszych, bez Orina. Nie chciało jej się na niego czekać, długo się ubierał. Na weselu zaczepiła Rinę i dała jej podarunek. Złożyłaby życzenia, ale całą energię użyła na wyczarowanie prezentów. Jej wzrok przykuła stojąca przy ścianie smutna Cochise. Chcąc poprawić jej humor zaczepiła Serafiela i mocno pchała go łbem w stronę dziewczyny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 17:55, 31 Gru 2010    Temat postu:

Actia przyglądała się ludziom, którzy byli na weselu Riny. Spośród wszystkich ludzi znała tylko małą garstkę, głównie tych z drużyny. Jacen również prawie nikogo nie znał, ale w przeciwieństwie do siostry, wmieszał się w tłum i teraz zawierał nowe znajomości. Głównie z jakimiś pannami, oczywiście. Właśnie rozmawiał z jakąś wysoką brunetką, gdy podeszła do niego Actia.
- Przepraszam, że przeszkadzam – powiedziała dziewczyna. – Ale Jackie, chyba powinniśmy w końcu dać te prezenty, już długo zwlekamy.
- Oczywiście – Jacen odwrócił się do siostry.
Gilana i Rinę znaleźli dość szybko. Pogratulowali im po raz kolejny, a potem wręczyli prezenty. Jacen dał mi ostrzałkę do sztyletów, na życzenie Riny. Chłopak wcześniej stwierdził, że ta ostrzałka rzeczywiście się przyda Rinie, do kłótni z Gilanem. Natomiast Actia dała panu młodemu piękne buty. Na jednym było napisane: „help”, a na drugim: „me”. Rinie wręczyła książkę o cudnym tytule: „Pasożyt w brzuchu – czyli co i jak”. Rodzeństwo miało nadzieję, że prezenty spodobają się młodej parze.
Potem Actia chciała wrócić do stolika, ale Jacen złapał ją za rękę i powiedział:
- Hej, siostrzyczko, obiecałaś mi jeden taniec.
Przewróciła oczami, ale dla świętego spokoju zgodziła się. A potem wróciła do swojego stolika, a Jacen znowu gdzieś zniknął.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 13:45, 01 Sty 2011    Temat postu:

Gdy Nick tak siedział, pewna myśl go poraziła. Coś, o czym wszyscy w ferworze zabawy kompletnie zapomnieli. Skoczył po swój plecak, wyciągnął z niego kilka fajerwerków. Skonstruował je parę lat temu. Wiedział że się przydadzą. Wyszedł przed budynek, wystrzelił wszystkie jednocześnie, używając zaklęcia.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Sob 13:47, 01 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 18:45, 01 Sty 2011    Temat postu:

Orin poszedł ze swoimi tajemniczymi pakunkami do swojego pokoju. Wilczyca nie chciała czekać za Orina i pobiegła bez niego. Z jednego wyciągnął czarny sportowy smoking, z kolejnego kunsztownie wykończoną, czarną pelerynę ze złotymi wzorami. W trzecim pakuneczku miał prezenty dla pary młodej. Dla Gilana miał wynalezioną przez siebie czarną mieszankę. Po zapaleniu proszek ten wybuchał. Nazwał go prochem strzelniczym. Orin zmajstrował również urządzenie wykorzystujące metalowe kulki i proszek. Nazwał to pistolet. Można było z niego wystrzelić śmiercionośną kulkę na odległość 100 metrów i kogoś zabić. Jedyny minus tej broni to głośny wystrzał. Przygotował instrukcję obsługi, zapasowe kule i kapsułki z prochem. Wynalazł również kule wypełnione prochem wielkości pięści. Po wyciągnięciu zawleczki miało się 5 sekund, aby wyrzucić granat. W środku oprócz prochu były metalowe kuleczki, które rozpryskiwały się na wszystkie strony. Był to granat odłamkowy. Miał ich 5 i dwa dał Gilanowi. Dla Riny miał złoty zegarek. Nie był to zwykły zegarek, oczywiście pokazywał dobrą godzinę, ponieważ był zaczarowany, po naciśnięciu guzika wyskakiwała z niego okrągła tarcza. Była to tarcza z niebiańskiego spiżu, więc była lekka i bardzo wytrzymała. (Wiem, że jest magiem Razz) Po wewnętrznej stronie znajdowały się szlachetne kamienie, dokładnie 12 dużych diamentów, najszlachetniejszych, jakie Orin mógł znaleźć. Rina mogła w nich magazynować moc magiczną i energię. Orin udał się na salę balową, obserwował tańce, a gdy para młoda usiadła podszedł do nich złożył życzenia i wręczył prezenty. Wziął od kelnera kufel miodu ślubnego i usiadł na końcu Sali żeby mieć oko na wszystko. Po chwili podbiegła do niego zadowolona Ruffian i położyła się obok niego. Orin podrapał ją za uchem i dał jej ze stołu tackę z wędliną.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez killerafi95 dnia Sob 18:45, 01 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:13, 01 Sty 2011    Temat postu:

Megan spojrzała na mężczyznę stojącego naprzeciw niej z mieczem na wyciągniętych ku niej rękach.
- Księżniczko, weź ten miecz na przechowanie. To znak moich przeprosin. Zachowywałem się niegodnie swojego imienia, choć nadal twierdzę, że miałem ku temu powody. Przyjmiesz?
Kobieta uśmiechnęła się. Nawet jej nie przyszło do głowy inne rozwiązanie.
- Oczywiście, że przyjmę Serafielu. I sama chciałabym cię przeprosić za to, co doprowadziło cię do czynu, niezgodnego z twoimi wartościami, chociaż sądzę, że postąpiłam słusznie. - wzięła od rycerza miecz. Miała zamiar oddać go jak najszybciej. Jeszcze nie wiedziała kiedy, ale jak najszybciej.

***
Megan na wieść, że jej towarzyszka podróży wychodzi za mąż, zaczęła skakać z radości.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiła kupić jakiś strój na tę uroczystość. Nie miała jednak ochoty na kreację szytą na miarę, dlatego wybrała jedną z gotowych. Czerwona [link widoczny dla zalogowanych], którą kupiła, była na jedno ramię i sięgała do samej ziemi. Co prawda na lewym boku były jeszcze sztuczne róże, ale Megan postanowiła je odczepić.
Później postanowiła poszukać prezentów dla pary młodej. Nigdy nie była w tym specjalnie dobra, ale wierzyła, że może jej się uda.
Rinie kupiła ozdobny, ostry i wytrzymały rapier, natomiast Gilanowi łuk. Co prawda nawet w najmniejszym stopniu nie równał się on z zwiadowczymi łukami, jednak taki najgorszy to on znowu nie był.

W dzień ślubu Megan obudziła się dość późno, dlatego też od razu zaczęła się przygotowywać. Kiedy przyodziała się w suknię uznała, że musi coś zrobić z włosami. Kiedy zerknęła w lustro zauważyła zmianę w swoim wyglądzie. Kiedy ostatni raz się przeglądała włosy były o wiele krótsze. I bardziej proste. Gdyby dziś umyła jeszcze raz włosy (a ostatnio robiła to poprzedniego dnia) blond kolor zniknąłby na dobre. Uśmiechnęła się. Wracała do swojego starego wyglądu.
Nie chciała jakiejś wyszukanej i skomplikowanej fryzury. Postanowiła wpiąć we włosy jedynie kilka spinek, by utrzymać śliczną pomarańczowoczerwoną chińską różę.

Megan była wniebowzięta widząc prze szczęśliwą Rinę na ślubnym kobiercu. Po uroczystości odbyło się wesele. Złożyła młodej pannie życzenia i wręczyła prezenty. Później odbył się pierwszy taniec młodej pary, potem Actia zatańczyła z Willem. Megan usiadła przy swoim stoliku mając nadzieję, że ktoś ją poprosi do tańca.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:58, 01 Sty 2011    Temat postu:

Wypił swój miód i dwa piwa. Siedział przy stole wpatrzony w kufel i przypominał sobie różne wydarzenia ze swojego życia. Dzieciństwo, niewola, odrzucenie przez społeczeństwo. Spojrzał na bawiące się osoby i członków drużyny. Na każdym na chwilę zawiesił wzrok. Rina, Aragorn, Actia, Megan, Nick, Serafiel i inni. Nie znali się długo ale tworzyli zgrany zespół. Miał nadzieję, że zacznie nowy etap w życiu. Jednak teraz nie był pewien czy mu się to uda.

Pociągnął kolejny łyk piwa i sięgnął po jedzenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:01, 01 Sty 2011    Temat postu:

Serafiel został poinformowany o dacie ślubu od jednego z kurierów lenna Meric. Postanowił, że pójdzie. Jakżeby mógł zrobić inaczej? Nie pojawić się w tak ważnym dniu dla jednego z członków drużyny? Najłagodniej mówiąc, byłoby to nieuprzejme. Wahał się jednak, gdyż nie przepadał za weselami. Trzeba było na nich tańczyć. Teoretycznie. Serafiel oczywiście opanował tę sztukę. Wychowywał się przecież na zamku królewskim. Siłą rzeczy musiał się nauczyć. W otoczeniu tylu panien dworu. I, trzeba przyznać, radził sobie w tańcu nie najgorzej. A czemu mu to nie odpowiadało? Nie był nieśmiały. Z zaproszeniem do poloneza radził sobie nieźle. Tym bardziej do walca. Rzecz w tym, że na dworze w Veliterze panoszyły się duże i małe intrygi. Każdy nieodpowiedni ruch w stronę partnerki mógł zostać przez kogoś źle zinterpretowany, co zazwyczaj kończyło się źle. Dlatego Serafiel zazwyczaj odpuszczał sobie takowe uroczystości. Nie chciał narobić sobie wrogów, wiedząc jaką funkcję w przyszłości obejmie. Ale co go przekonało, żeby udał się na wesele tutaj, w Araluenie? Obyczaje. Nie ma się co sprzeczać. Araluen jest bardziej przyjaznym krajem niż Veliter. Tak więc postanowił, że pójdzie na ślub i wesele. Przynajmniej się pojawi. Może nie na długo, ale zawsze coś. Specjalnie na tę okazję przywdział bardzo galowy mundur, uszyty w stylu veliterańskim, to znaczy, że był bardzo ładny. Oczywiście był czarny. Jak większość ubrań rycerza. Jedynie na sercu wyszyty był złotymi nićmi herb rodowy rycerza. Do tego miał czadowe buty i spodnie. Na dodatek Serafiel dokładnie nie wiedział, skąd go ma, bo na pewno nie wziął go na wyprawę. Dziwne, bo przyniosła mu go jedna ze służących na zamku Meric. Ciekawostka. Może to jeden z tych szpiegów, o których wspomiał jego ojciec? E tam. Nieważne. Ważne, że ma się w co ubrać. Tak przyszykowany zaczął myśleć o prezencie dla młodej pary. Ciężko było coś załatwić tak z dnia na dzień, ale Serafiel nie zamierzał się poddawać. Wymyśli coś, choćby nie wiem co. I wymyślił, a jakże. Specjalnie po to musiał udać się na bazar. Zakupił tam potrzebne rzeczy i zawrócił do miejsca, w którym miał się odbyć ślub. Przed wejściem zatrzymał go jakiś pan, również elegancko ubrany.
- Pańska godność, rycerzu? - zapytał.
Ach, lista gości. No tak. Przecież na ślub nie wbije się każdy napotkany mężczyzna. Albo kobieta. Trzeba było sprawdzać.
- Arturion. Serafiel Arturion.
Pan od listy gości sprawdził w notesie, zaznaczył coś i gestem zaprosił rycerza do środka. Odbył się piękny, jak to bywa w takich opowieściach, ślub i wszyscy ruszyli na wesele. Przed wejściem do miejsca, w którym miało ono się odbyć, znów ktoś zatrzymał Serafiela.
- Pańska broń, rycerzu. Nie wpuszczamy uzbrojonych.
Na początku młody Veliterańczyk chciał się roześmiać. Ci panowie musieli długo ćwiczyć swoje role. Cóż, mimo to, Serafiel nie zamierzał oddawać broni. Nie zdziwił się, że o to proszono. Przy takiej okazji aż się prosi o jakiś zamach. No ale Serafiel nie był Aralueńczykiem i nie zamierzał stosować się do ich reguł. W Veliterze miecz był bronią, ozdobą, czasami nawet narzędziem. Choć wystrzegano się przed tym ostatnim określeniem. Na dodatek miecz, ten z diamentem, gdyż Megan nie zwróciła Serafielowi miecza jego ojca, świetnie komponował się z ubiorem.
- To chyba niemożliwe. - odpowiedział rycerz.
- No dobra. Wchódź pan! Mam już dość tego narzekania. Prawie każdy się o to spiera. W nosie mam taką robotę. Po tym weselu rzucam wszystko i wyjeżdżam na południe uprawiać marchewki. - wyżalił się pan od zabierania broni.
Cóż, dobrze poszło. Tak też Serafiel wszedł na wesele. Od razu, gdy było można, zaniósł swoje prezenty młodej parze. Chciał to mieć z głowy. Nie był dobry w takich czułostkowych sytuacjach, więc pogratulował tylko Rinie i Gilanowi i wręczył im swoje dary. Ło takie cuś:

Dla Riny taką właśnie łyżeczkę z warsztatu mistrza Aparta, a dla Gilana trochę inną, ale równie fajoską:

Z nadzieję, że bardzo im się spodoba, zajął jakieś miejsce, gdzieś przy stole. Po jakimś czasie na parkiecie tańczyło kilkanaście par, a Serafiel zajął bardzo wygodne miejsce przy chłodnej ścianie i popijał winko z drogo wyglądającej czarki. Miał stąd dobry widok na wszystko i było mu wygodnie. Czego jeszcze chcieć? Po chwili przypałętał się do niego ten wilk, który podobno był Ruffian. Ciekawa historia.
- Siema, wilk! - rzucił, dalej wpatrując się w tańczące pary.
Jednak wilk mu nie odpowiedział, tylko zaczął szturchać go pyskiem. No o co chodzi? Ach, chce się bawić. Normalka. Serafiel dobył miecza i ustawił go równolegle do podłogi na wysokości pół metra. Oczywiście, spotkał się z morderczymi spojrzeniami kilku strażników, ale nie przejął się tym za bardzo. Wilczka nie przedstawiała swoim zachowaniem ochoty do przeskakiwania przeszkody, więc Serafiel zaczął się zastanawiać, o co jej chodziło. Po chwili znów zaczęła go szturchać. Jakby go popychała w jakąś stronę. Serafiel odwrócił się więc we wskazaną stronę. Zauważył tam trzy dziewczyny z drużyny. Wśród nich Cochise. Zaraz, dlaczego akurat ją wyróżnił? Ach, być może dlatego, że z pozostałymi dwiema jeszcze nie rozmawiał. No i nie znał ich imion. Jakoś wypadły mu one z głowy. Oczywiście odgadł, o co chodziło Ruffian. Miał poprosić Cochise, żeby pobawiła się w wilczycą. I wtedy, jakby czytała mu w myślach, wilczka zawarczała. Nie o to chodzi? Więc o co? No dobra. Serafiel wiedział, ale jakoś nie mógł się przemóc. Owszem, Cochise była ładna, ale nie tylko ona. Ciekawie mu się z nią rozmawiało, ale odbyli tylko jedną rozmowę. Cóż, może trzeba stworzyć okazję dla drugiej? Serafiel zadecydował. Schował miecz do pochwy, tym razem przytroczonej do pasa, gdyż zabrał ze sobą tylko jedną sztukę broni i ruszył ku dziewczynom. Międzyczasie odłożył na stół lampkę z winem. Gdy znalazł się przed Cochise ukłonił się jej i wyciągnął do niej rękę.
- Czy zechciałabyś zaszczycić mnie tańcem, panienko? - powiedział i cierpliwie czekał na odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adirael dnia Sob 20:02, 01 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:50, 01 Sty 2011    Temat postu:

Strażnicy nie zauważyli sztyletów które Orin miał ze sobą z czego się ucieszył. Właśnie bawił się jednym z nich, tym krótszym. Zauważył Arnare. Orin zastanawiał się dlaczego zobaczył akurat ją. Ruffian zaskomlała i kiwnęła głową zachęcająco.
„Stała pod ścianą sącząc kakao,
kapela cięła walca na sześć.” *
Kiedy ona patrzy na mnie puszczam nerwów wodze
Siema, siema, oczarowały mnie twego ciała wdzięki
Chciałbym się pobujać z Tobą w rytmie tej piosenki

Wszystkim dookoła opadły z wrażenia szczęki
Dobrze, że ona powiedziała "Tak, dzięki". ” **
To była chyba najlepsza chwila w jego życiu. Walc zmienił się w szalone tango. Kręcili się po parkiecie w szalonym tempie. Śmiali się razem. Kiedy piosenka się skończyła Orin wyszeptał jej do ucha:
- Dzięki. – I się uśmiechnął.
Arnara odwzajemniła uśmiech i powiedziała:
- Ja również dziękuje. – I pobiegła do koleżanek.
Orin wrócił na swoje miejsce, pogłaskał Ruffian po pysku i jej podziękował.

* Lady Pank – Na co komu dziś.
** Star Guard Muffin – Dancehall Queen (przerobiony na potrzeby RPG Razz )


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:03, 01 Sty 2011    Temat postu:

Arnara spojrzała na Orina wzrokiem typu "0.o", a następnie zaczęła się śmiać. Bardzo ją reakcja mężczyzny rozbawiła. Zgodziła się jednak na taniec, choć zbytnio tańczyć nie lubiła.
Tańcząc, czuła się bardzo dziwnie. Ale zabawa to zabawa!
Kiedy skończyli tańczyć, Arnara nie pobiegła DO KOLEŻANEK, tylko pomogła podpierać ściany tym, którzy sobie z tym nie do końca radzili. Pomyślała, że wychodzenie na balkon po raz drugi będzie nie na miejscu, choćby ze względu na państwo młodych.

Chwilę potem zauważyła, że jakiś mężczyzna z grupy podchodzi do Amalii, prosząc o taniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:12, 01 Sty 2011    Temat postu:

- Oczywiście. - odpowiedziała i podała rycerzowi swoją rękę.
Przyjemnie im się tańczyło. Zaraz kiedy skończyła się piosenka, Serafiel zostawił ją i kolejno tańczył ze wszystkimi dziewczynami z drużyny. Co ją zdziwiło, zaprosił do tańca nawet wilczycę. Kiedy przy Ruffian nikogo już nie było, podeszła do niej i chwilę sobie porozmawiały. Cochise ją polubiła, wcale nie była taka wredna jak jej się wydawało. Mogłyby nawet zostać przyjaciółkami. Goście trochę dziwnie się na nie patrzyli, tylko ona słyszała wypowiedzi wilczycy, więc wzięli ją za chorą. Super, nie dość, że jestem dziwna to jeszcze chora umysłowo. Ruffian zrobiła słodką minkę i dziewczyna podrapała ją za uchem. Teraz to już naprawdę nie miała co robić. Wolałaby, żeby wesele się już skończyło, w stajni czekały na nią jej rumaki i kochany Selvatico.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 21:49, 01 Sty 2011    Temat postu:

Actia wstała od stołu. Chciała wyjść, przewietrzyć się. Zmierzała do wyjście, gdy podbiegł do niej Jacen. Chłopak stwierdził, że też się przejdzie, bo zrobiło się nudno. Zresztą zatańczył już z tymi pannami co chciał, a i wcześniej porwał w taneczne tany Rinę. Teraz jednak rodzeństwo wyszło.
Spacerowali, nie rozmawiając. Czasem dobrze było tak potrwać tak w ciszy. Zawędrowali do lasu. Doszli nawet do miejsca, gdzie niedawno rozłożyli obóz. Actia przystanęła, uśmiechając się lekko. Zadrżała. Było już chłodno, a sukienka dziewczyny nie miała ramiączek. Jacen zauważył to i chciał coś powiedzieć, ale usłyszeli jakiś hałas.
Jacen pobiegł w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Actia ruszyła za nim, nieco wolniej, bo utrudniał to jej strój. Kiedy dotarła na miejsce, zauważyła jakiegoś mężczyzna, który walczył z grupą jakichś żołnierzy. Najwyraźniej bronił jakiejś dziewczyny, która była przywiązana do drzewa. Jacen pomagał temu mężczyźnie.
Actia szybko podeszła do drzewa i pomogła dziewczynie, a potem wysłała falę błyskawic w kierunku zbójców. I tak już uciekali.
- W porządku? Coś się komuś stało? – zapytała Actia, marszcząc brwi. Stroje mężczyzn, którzy atakowali, wydawały jej się znajome.
Dziewczyna nieśmiało kiwnęła głowę, a mężczyzna odwrócił się do Actii.
- Astus!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin