Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

8. Wiedźma
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 20:48, 03 Paź 2010    Temat postu: 8. Wiedźma

Kto wygra wybory?
Czy Serafiel już nie powróci?
Co skrywa w sobie tajemniczy list?
Jak to się stało, że Actia żyje?
Kim jest Khor?

Na te i inne pytania znajdziesz odpowiedź w tym i przyszłych rozdziałach!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Actia dnia Pon 19:27, 15 Lis 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:13, 03 Paź 2010    Temat postu:

- Jak się czuje orzeł – Spytał się Orin Wulstana.
- Już lepiej dzięki – Odparł.
- Gdy szedłem do ciebie po drodze zahaczyłem o zielarnie i przygotowałem miksturę. Zobaczmy na ranę tego ptaka. – Powiedział Orin i powoli rozwinął bandaż.
- Jest już zdecydowanie lepiej. Nie wdarło się zakażenie i rana przestała już krwawić, ale trzeba będzie zmienić opatrunek. -
Orin delikatnie przemył ranę, a następnie przygotował opatrunek i zaczął zakładać go ptaku. Ktoś zapukał do drzwi.
- Wulstanie, mógłbyś otworzyć, bo jestem zajęty – Powiedział Orin, a Wulstan poszedł sprawdzić, kto pukał do drzwi. Był to mały chłopczyk, który wręczył Wulstanowi karteczkę i powiedział, że to z zebrania a następnie odszedł.
- Kto to był? – Spytał się Orin.
- Posłaniec. Dał mi karteczkę z zebrania. -
- Przeczytasz? -
- Oczywiście … Pisze tutaj, że mamy udać się na głosowanie. -
- Dobrze, ale weźmiemy ze sobą orła, ponieważ może się przebudzić.
W drodze do karczmy Orin wpadł na pomysł.
- Przecież, jeżeli orzeł miał dostarczyć list do Bóstw to może nas tam zaprowadzić.
- W takim razie musimy się pośpieszyć. – Rzekł Wulstan.

Pogrubiaj swoje wypowiedzi.

A.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez killerafi95 dnia Nie 21:28, 03 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raczek96
Podrzucacz królików


Dołączył: 21 Wrz 2010
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:13, 03 Paź 2010    Temat postu:

W drodze na zebranie
- Mogę ci coś powiedzieć? - spytał się Wulstan
- Wal śmiało - odpowiedział
- Jest pewna osoba, która mi się podoba.
- A kto to?
- Następczyni tronu Araluenu Megan.
- No stary nie będziesz miał u niej szans.
- Nie wkurzaj mnie. - a po chwili zamyślenia - Ale nikomu nie powiesz?
- Możesz na mnie liczyć
- Dzięki stary


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raczek96 dnia Nie 21:23, 03 Paź 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arya
Podrzucacz królików


Dołączył: 12 Wrz 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:35, 03 Paź 2010    Temat postu:

Na sali trwało głosowanie. Iliane wpisała swój głos przy Actii. Nagle na salę wszedł Orin z Wulstanem. Ten drugi trzymał w rękach orła. Iliane podbiegła do nich.
-Mogę wam jakoś pomóc? Znam się na trochę na zwierzętach.- uśmiechnęła się i spojrzała na orła - Widzę, że rana jest dobrze opatrzona. Postaram się sporządzić napar, który przyspieszy gojenie. Mogę obejrzeć?- odwiązała materiał i spojrzała na ranę. Delikatnie pogładziła orła i zawiązała opatrunek z powrotem.
-Mam prośbę. Jeśli orzeł się ocknie, dajcie mi znać. Spróbuje z nim porozmawiać. Może dowiem się czegoś przydatnego. Mogę na was liczyć?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:36, 03 Paź 2010    Temat postu:

Dosłownie nie wiedział co się dzieje. Po akcji Serafiel-Megan ekipa rozproszyła się. On został. Usiadł przy stole.Ta drużyna nie wygląda za dobrze. Kłócą się. Obrażają. Na pewno się do nich zapisać? Nie wiem.... Wyszedł z sali i skierował się poza zamek. Po drodze spotykał członków zebrania. Utworzyli grupki. To nie jest normalne. Skierował się do karczmy, którą odwiedził zaraz jak tu przybył. Może nie tyle do karczmy co do stajni, w której zostawił swojego wierzchowca. Stajenny natychmiast go rozpoznał i zaprowadził do zwierzęcia. Hastati był tam gdzie go zostawił. Zadbany, nakarmiony. Oporządzenie leżało obok boksu.
- Witaj przyjacielu - powiedział poklepując konia po szyi - Rick nie żyje. Zostałeś mi tylko ty - pogłaskał wierzchowca po pysku i przystawił do niego głowę. Koń zareagował natychmiast. Prychnął cicho i delikatnie musnął twarz Castagira pod kapturem. - Może ty mi powiesz co zrobić? Dołączyć do nich? - koń jakby zrozumiał pytanie. Potrząsnął łbem i trącił ramię Svarta. - No tak. Ty zawsze wiesz najlepiej. Zostań tu jeszcze trochę. Wrócę najszybciej jak to możliwe - znów poklepał go po karku i skierował się do wyjścia po drodze dając stajennemu dwie złote monety. Stanął na drodze przed stajnią i wciągnął głęboko powietrze. Taaak. Ruszył w stronę zamku.
Po drodze dowiedział się, że owa drużyna ma ponowne zebranie, na którym głosować będą na nowego przywódcę. Gdy tylko dotarł do sali, wszedł do niej nadzwyczaj spokojnie i cicho. Z twarzą ukrytą pod kapturem odezwał się.
-Witajcie. Zdecydowałem...a raczej pomyślałem, że skoro potrzebujecie ludzi to może się na coś wam przydam. Są jeszcze miejsca?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Castagiro dnia Nie 21:40, 03 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:14, 03 Paź 2010    Temat postu:

Orin i Wulstan weszli do karczmy. Iliane podbiegła do Orina i Wulstana i zaoferowała im pomoc z orłem i powiedziała żeby przyszli do niej, kiedy się obudzi. Po tym Orin rzekł do Wulstana:
- Idę się zapisać a potem wezmę od ciebie orła. -
- Dobrze.
Orin podszedł do listy i postawił kreskę obok Actii. (Zmieniłem głos, ponieważ to tylko formalność)
Wtem do karczmy wszedł obcy mężczyzna i powiedział:
- Witajcie. Zdecydowałem...A raczej pomyślałem, że skoro potrzebujecie ludzi to może się na coś wam przydam. Są jeszcze miejsca?
Orin uśmiechnął się i podszedł do niego i powiedział:
- Witaj przybyszu jak się nazywasz? -
- Castagiro.
- Osobiście myślę, że możesz do nas przystąpić, ale sprawa ta musi zostać omówiona ze starszymi członkami.
- Panie.
- Ja nazywam się Orin.
- Miło mi.
Orin odszedł do Wulstana i rzekł:
- Ten przybysz miał ciężkie życie, czuje to. A teraz daj mi Dafisa i idź się zapisać.
Gdy Wulstan poszedł się zapisać, Orin podszedł do Iliane i powiedział jej, co sądzi na temat orła.
- Iliane, słuchaj myślę, że ten orzeł może nas zaprowadzić do Bóstw, ponieważ miał dla nich przesyłkę.
- Bardzo ciekawe … - Odparła.

A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:33, 04 Paź 2010    Temat postu:

Dla rycerza było już za dużo. W drużynie panowało wielkie zamieszanie. Wiele rzeczy potoczyło się tak szybko. Głosowanie, dojście nowych członków do drużyny, zniknięcie Serafiela, przyszły turniej a teraz jakaś wiadomość od bogów. Musiał uprządkować myśli. Na jego łowie było już zbyt wiele spraw a miał zamiar skupić się tylko na jednej - wygranej w turnieju. Rycerz skierował się do swojej kwatery. Już zaczynało się ściemniać. Po dziedzińcu biegały jakieś dzieci. Rycerz nie zwrócił na nie nawet uwagi, do czasu gdy usłyszał coś ciekawego.
-Nieźle wymyśliłeś z tą wiadomością... Ciężko była złapać odpowiedniego "posłańca" - Dzieci wyszczerzyły się w uśmiechu.
-Jak daleko mógł polecieć?- Usłyszał jeszcze rycerz jednak przestał już się przysłuchiwać.

*****

Nastał poranek. Na zamku zaczeli krzątać się ludzie. Było jeszcze bardzo wcześnie, mało kto oprócz służby pokazał się na dworze. Po twierdzy roznosiły się echem dziwne hałasy. Bardzo do siebie podobne i pojawiające się w równym rytmie. Rzadziej zdawało się słyszeć głośny trzask. Całe to zamieszanie dobiegało z palcu treningowego. Już o tej porze rozpoczęto ćwiczenia. Kilka grup rycerzy ćwiczyło nowe techniki krzycząc dodając tym sobie sił. Kawałek dalej dwóch rycerzy gotowało się na starcie na kopie. Obaj w pełnych zbrojach i hełmach zakrywających twarz. Nawet na ich konie założono pancerz. Giermek dał sygnał. Obaj spieli konie i ruszyli z miejsca. Ziemia drżała od tętnu kopyt. Wymierzyli w siebie kopie po czym rozległ się kolejny głośny trzask. Obie kopie poszły w strzępy jakby były cienkimi gałązkami. Obaj również utrzymali się w siodle. Żaden nie doznał żadnych poważnych obrażeń. Jeden z nich zdjął swój hełm i podjechał. Był to dowódca wojsk Seacliff. Jego przeciwnikiem okazał się Aragorn.
-Nie odstępujesz rycerzu...- Powiedział z uśmiechem dowódca.
-I ty świetnie walczysz- Powiedział Aragorn w odpowiedzi.
Rycerz poklepał swojego konia po grzbiecie. Był cały zlany potem. Zbroja i słońce dawały mu już w kość. Aragorn zsiadł z konia i skierował się w kierunku rycerzy ćwiczących walkę. Pokazał im kilka przydatnych technik. Tego dotyczyła umowa - Trenował do turnieju wraz z rycerstwem w zamian za cenne porady.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:34, 04 Paź 2010    Temat postu:

Zebranie

Wszyscy oprócz Actii już zagłosowali. Dziewczyna wstała i podeszła do stoliku. Postawiła kreskę obok Aragorna. W chwili, gdy odkładała pióro, Jacen chwycił pergamin i odchrząknął. Jako że do drużyny nie należał, to nie głosował na nikogo, ale postanowił ogłosić wyniki.
- No cóż, nie mogę powiedzieć, żeby wasze głosy były podzielone - mruknął. - Głównie głosowaliście na Aragorna i Actię. Może dlatego, że lista była napisana w kolejności alfabetycznej... No nieważne, wygrała moja siostra, znaczy Actia.
Odłożył pergamin i odszedł na swoje miejsce, Actia natomiast popatrzyła uważnie na członków drużyny i zaczęła mówić:
- Kiedyś byłam przywódczynią tej drużyny. Jednak zawiodłam. Insygnia zostały przetopione. Teraz zostałam wybrana i spróbuje was nie zawieść. Chciałabym powiedzieć o kilku zasadach, które powinniśmy przestrzegać, chcąc by w drużynie panowała dobra atmosfera.
1) Nie rozkazujemy sobie wzajemnie. Chyba, że to będzie konieczne. W bitwie na przykład powinien ktoś wykrzykiwać rozkazy. Ale normalnie unikajmy tego. Chcesz, aby ktoś coś zrobił? Poproś o to.
2) Wszyscy są równi. Tak, nie obchodzi mnie kim jesteście poza tą misją. Ktoś może być Władcą Świata i Okolic, ale w tej misji będzie na równej pozycji ze wszystkimi członkami drużyny, nawet takimi, którzy są niewolnikami.
3) Szacunek, no to chyba jasne. Ale zaufanie... No cóż, sytuacja z Rowen chyba czegoś uczy. Nie powinniśmy zamykać oczu, w każdej chwili może się okazać, że ktoś z nas nie jest tu, aby pomóc. Nie chcę powiedzieć, że powinniśmy teraz wszyscy się nawzajem o coś podejrzewać, ale należy pamiętać, żeby oczy mieć wciąż otwarte. Niczego nie możemy być do końca pewni.
Co do Bóstw... Jak wiadomo, chcą oni zdobyć Posąg Tytana. Czy mają już jakiś fragment? Nie wiadomo, mam nadzieję, że nie. My natomiast mamy trzynaście. Jeden został zdobyty tu, w Sealiff, dzięki Megan, Astusowi i Jacenowi, a także przy mojej drobnej pomocy i mojego znajomego, Adama Greenwooda. Pozostałe dwanaście zebrałam ja wraz z Greenwoodem właśnie. No cóż, nie był to ogromny wysiłek, gdyś zostały one zabrane z tych lenn, gdzie Bóstw nie było... jeszcze. Jednak to jeszcze nawet nie połowa.
Z tego, co wiem, to na razie jeszcze w Seacliff możemy zostać. Bóstwa też nie ruszają jeszcze na zdobywanie kolejnych fragmentów - gdyby wyruszyli do jakiegoś lenna, to ukazałaby się nam złocista smuga. Sądzę, że możemy jeszcze tu jakiś czas zostać, wyleczyć się i poczekać na ten turniej, ale to zależy też od was. Chcecie ruszać - ruszamy. Chcecie zostać - czekam na pokazanie się smugi. To chyba tyle ode mnie.


Następny ranek

Actia uśmiechnęła się. Chociaż sprawa z listem się wyjaśniła - został on napisany przez dzieci z Seacliff. Dziewczyna postanowiła sobie, że jak spotka tych młodych ludzi, to musi im koniecznie pogratulować. Teraz jednak nie szła na poszukiwania tych dowcipniusiów, tylko na cmentarz.
Było tam wiele ludzi. Co się dziwić, wielu straciło w bitwie swoich najbliższych. Actia odnalazła grób Evrala i Arnoga. Nie znała tych mężczyzn zbyt dobrze, wiedziała jednak, że byli wspaniałymi mężczyznami.
- Dlaczego? - zapytała siebie. - Oni nie zasługiwali na śmierć.
- Na pewno. Ale nie ma, co rozpaczać. Ludzie zawsze umierają, to naturalne.
Actia odwróciła się szybko. Stał tam jakiś mężczyzna, zapewne koło pięćdziesiątki. Mrużył on oczy.
- Wiem, każdy to wie, ale kiedy przychodzi, co do czego, to już zmienia się punkt widzenia. Poza wszystkim... oni zginęli. W bitwie - odparła.
- Zostało tylko przyspieszone to, co jest nieuniknione. Oni i tak mają szczęście. Ma ich kto odwiedzać. Nawet, jak wy, to znaczy wasza drużyna, odjedzie, to i tak ktoś będzie do nich przychodził. Są tu traktowani jak bohaterzy.
- Bo nimi są. Tak samo, jak i wszyscy inni, którzy bronili swoje lenno, domy, rodziny... Ale kim pan właściwie jest?
- Nie przywiązuj takiej wagi do imienia. To tylko nazwa. Ona nic nie daje. Wiesz, radzę ci iść w głąb cmentarzu.
Actia zapytała go po co, ale mężczyzna nie odpowiedział. Odwrócił się tylko i odszedł. Dziewczyna postanowiła się go posłuchać. Nie wiedziała, czy to rozsądne. Niby nie powinna ufać tylu ludziom, ale co mogło się jej stać? Co prawda, nie miała przy sobie miecz, ale Mocy nie dało się zostawić. Złożyła więc część kwiatów na grobach członków drużyny i ruszyła dalej.
Większość grobów była wspaniale zadbana, ale zmieniało się to. Czym dalej znajdował się grób, tym był bardziej zaniedbany. Zazwyczaj jednak stały na nim jakieś kwiaty, niekoniecznie najświeższe, ale jakieś stare też nie. Wzrok dziewczyny przyciągnęła jedna mogiła. Na pewno nie pochowano tu człowieka wieki temu, a mimo to miejsce wokół wyglądało, jakby nikt tu nie przychodził.
Actia podeszła bliżej. Nie wiele myśląc zabrała się do czyszczenia grobu i miejsca wokoło. Zajęło jej to długo czasu. Może i nie sprawiła, że teraz to miejsce pochówku lśniło, ale z pewnością było lepiej. Z tego, czego się dowiedziała z napisu, wynikało, że pochowano tam trzyletnie dziecko. Chłopca. Gdyby teraz żył, byłby niewiele starszy od Virtusów.
Actia westchnęła. Złożyła na grobie prawie wszystkie kwiaty, które jej zostały. Wzięła ze sobą tylko jeden. Pomyślała, że a nuż trafi na kolejny, opuszczony grób.
Zaczęła wracać, rozglądając się jeszcze. Po jakimś czasie jej wzrok przyciągnął kolejny grób. Nie był on zaniedbany, tak jak te, które widziała wcześniej. Wyglądał, jakby powstał niedawno. Pomyślała, że pewnie to kolejny poległy w bitwie. Jednak nikt nie był teraz przy tym miejscu. Actia podeszła. Ktoś wyrył tam napis: Tu leży Nitael, kot, który oddał życie za przyjaciela. . Nitael...
Złożyła na tym grobie ostatni kwiat i odeszła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Actia dnia Pon 18:02, 04 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:13, 04 Paź 2010    Temat postu:

Orin oddalił się od grupy i zamówił kufel piwa. Usiadł w rogu, tak, aby nikt go nie widział. Sącząc powoli piwko rozmyślał.
Chyba nie zrobiłem dobrego pierwszego wrażenia i naraziłem się niektórym starszym członkom drużyny. A chciałem żeby to jakoś lepiej wyglądało … No cóż mówi się trudno i żyje się dalej, może potem uda mi się jakoś zrehabilitować. Przynajmniej wydaje mi się, że nawiązałem dobre stosunki z Wulstanem. Chyba powinienem wszystkich jeszcze raz przeprosić za mój wybryk. Ale to już jutro, a dzisiaj mam zamiar się porządnie napić i może uda mi się znaleźć jakąś mandolę lub lutnię i wybrzdąkam parę nut.
Po czym Orin dopił trunek i wyszedł z karczmy na poszukiwanie instrumentu. Poszedł na targ, a o tej porze mało osób już handlowało. Długo nie musiał szukać pośród tak małej liczby straganów, ale znalazł. Była to pięknie wykończona i pięknie brzmiąca mandola. Pohandlował się trochę z kupcem a potem dał mu zapłatę. Po drodze jeszcze kupił czapeczkę z piórem i udał się do karczmy.
Orin wszedł do karczmy zamówił kufel zimnego piwa i usiadł przy kominku. Zrobił duży łyk, dostroił instrument i zaczął grać skoczną melodyjkę, a potem włączył jeszcze do tego śpiew. Ludzie usiedli wokół kominka, a członkowie drużyny zerknęli w jego stronę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez killerafi95 dnia Wto 20:31, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:13, 04 Paź 2010    Temat postu:

Na zebraniu Niobe głosowała na Actię. Ta dziewczyna od początku wydawała jej się wprost stworzona na przywódczynię. Byłą przekonująca, pewna siebie. Niobe nie lubiła podejmować ważnych decyzji. Bała się kosekwencji.
Dziewczyna ucieszyła się, gdy zobaczyła, że są też inne nowe osoby. Mniej więcej już się orientowała: znała Actię, Rinę, Megan, Aragorna i Serafiela. Ten ostatni po swoim wybuchu na zebraniu gdzieś odszedł.
Z nowych była Iliane, która od razu wydała jej się miła, Wulstan i ten Orin, który od początku był jakiś dziwny.
Postanowiła uspokoić myśli. Poszła do wynajętego wcześniej w zamku pokoju i położyła się na łóżku.
Ciekawe, kiedy stąd wyruszymy? Nie mam o takich misjach żadnego pojęcia. Moja rodzina pewnie mnie szuka... Nie mówiłam, że odchodzę. I już nie powiem, bo mnie nie wypuszczą. Czy zobaczę ich jeszcze kiedyś? Podjęłam już decyzję. Porzucam swoje dawne życie i zaczynam nowe.
Te rozmyślania przerwał/a jej...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arya
Podrzucacz królików


Dołączył: 12 Wrz 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 22:58, 04 Paź 2010    Temat postu:

Te rozmyślania przerwała jej Iliane.
-Też jesteś nowa, prawda? Jak się czujesz w Drużynie? Bo ja jeszcze niezbyt pewnie- dziewczyna rozejrzała się po izbie i uśmiechnęła.
-Ludzie wydają się mili, ale szczerze mówiąc nie wiem co mam robić. Chciałabym jakoś pomóc, tylko nie wiem jak mogę to zrobić. Pierwszy raz uczestniczę w takiej wyprawie. Wcześniej praktycznie całe życie spędziłam w Amice. Dopiero niedawno wyruszyłam w podróż. Kazał mi to zrobić mój nauczyciel i opiekun, po czym, hm... zniknął. Przez przypadek natrafiłam na Drużynę.A ty?-Iliane spojrzała na Niobe- Jak się tutaj znalazłaś?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arya dnia Pon 23:00, 04 Paź 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:06, 05 Paź 2010    Temat postu:

-Ja pochodzę z całkiem "normalnej" rodziny kupieckiej. Aż sama się dziwię, co ja tutaj robię - zaśmiała się Centauris. - Do drużyny dołączyłam trochę dziwnie. Członkostwo zaproponował mi Serafiel, ten, którego ostatnio nie ma. Pomógł mi w potyczce z bandytami. A ja stwierdziłam, że czas coś zrobić ze swoim życiem i dołączyłam. Boję się tylko, że niewiele się przydam. Ty chociaż znasz się na magii, ja odkryłam swoje zdolności przez przypadek i nie bardzo wiem, jak je ćwiczyć.
Niobe spojrzała na Iliane. Ta wyglądała na trochę młodszą od niej, a wydawało się, że tak świetnie ją rozumiała. Włosy dziewczyny były czarne jak skrzydła kruka.
-Ja czuję się tak samo niepewnie jak ty. Też nie mam o misjach żadnego pojęcia i dopiero od nie dawna rozróżniam, kto jest kto - powiedziała Niobe. - Wiesz, fajnie, że pogadałyśmy. Poczułam się lepiej - uśmiechnęła się.


Ludu, chyba coś mówiłam o kolejności? Nawet jest o tym w temacie: "Uwaga! Limit!". Żeby mi to było ostatni raz!

A.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pedantka dnia Wto 17:08, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 18:54, 05 Paź 2010    Temat postu:

Urius z niewielką uwagą przyglądał się wydarzeniom w sali, najpierw ktoś wchodził i wychodził, zaraz potem wrócili z jakąś dziwaczną wiadomością. Nie lubił zamieszania, zbyt długich obrad także. Siedział przyglądając się kolejnym osobą przychodzącym do stołu i zaznaczającym na kartce nazwisko swojego kandydata. Gdy przyszła jego kolej podszedł do stołu i zaznaczył jedno nazwisko.
- Ja także zagłosowałem na Actię.- Powiedział i wrócił na miejsce, czekał aż zebranie się skończy. Całe szczęście za chwilę było po wszystkim i reszta pozostałych na zebraniu udała się do kwater.

Jutro

Urius wstał z samego rana i po wszystkich porannych czynnościach poszedł gdzieś zjeść śniadanie. Wszedł do karczmy w której wczoraj odbywało się zebranie usiadł przy jednym ze stolików i zamówił jedzenie. Jedząc wsłuchiwał się w odgłosy karczmy, które brzmiały inaczej niż zwykle, wciąż trwała żałoba, lecz mimo to głównym tematem rozmów był zbliżający się turniej.
Turniej tak? Ciekawe... pomyślał, lecz i tak nie miał zamiaru brać w nim udziału, bardziej zainteresowała go wieść, że ma się odbyć pojedynek na śmierć i życie między dwoma rycerzami. Dopił piwo i poszedł do stajni zająć się swoim koniem. Gdy trafił do stajni szybko odnalazł Ferlofa.
- Jak się masz przyjacielu. Powiedział do konia Urius. Po dłuższym czasie spędzonym przy koniu poszedł do pokoju.
Może jednak pójdę na ten turniej.. pomyślał ale nie jako uczestnik, ale widz... dodał samemu sobie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:50, 05 Paź 2010    Temat postu:

Dziennik pokładowy. Dzień 1.

Do tej pory nic nie zakłóciło spokojnego rejsu na statku kupieckim, na którym zakwaterował się Serafiel. Większość czasu rycerz spędził we własnej kajucie. Miał bardzo dużo czasu na rozmyślania. Do domu powinien dopłynąć nocą drugiego dnia podróży. Właśnie kończył się dzień pierwszy. Na dworze pewnie zaczynało robić się ciemno. Wtedy do uszu Serafiela zaczęły dopływać podenerwowane głosy.
- Rozwijaj żagle! - krzyknął jeden marynarz.
- Schować proch! - dopowiedział swoje inny.
- Zachować spokój! - odezwał się nieco bardziej spokojny ton. Pewnie należał do kapitana. Rycerz zainteresowany tą sytuacją postanowił sprawdzić co się dzieje na pokładzie. Wstał z koi i wyszedł z kajutu. Na statku panował istny rwetes. Majtkowie biegali wte i wewte wykonując rozkazy oficerów. Wtedy Serafiel zauważył, że panuje dziwna ciemność. Pozostało przecież jakieś trzydzieści minut do zmroku. Spojrzał w niebo. W stronę statku kierował się wielka, czarna chmura. Serafiel miał przeczucie, że będzie to jeden z największych sztormów ostatnich lat. I do tego uderzy w pokład, na którym podróżuje Serafiel. Co za szczęście. Rycerz sprawdził jeszcze chorągiewkę zawieszoną na bocianim gnieździe. Wiatr był bardzo pomyślny. Dmał pod żagle, co kilkukrotnie zwiększyło prędkość łajby. A gdyby tak...? Nie. . Nie ma prawa rządzić się na statku. A poza tym wątpliwe jest, żeby kapitan go posłuchał. Ale gdyby skorzystał z propozycji rycerza, mógłby ocalić ludzi i statek. Serafiel nie zwlekał dłużej. Udał się kajuty kapitańskiej i zapukał. Po kilku chwilach odezwał się głos zapraszający go do środka. Otworzył drzwi i od razu natknął się na dwóch ochroniarzy. Pewnie ten kupiec był niezłą szychą.
- Kapitanie, twój statek niedługo wpłynie prosto w szalejący szto... - powiedział, gdy podszedł do biurka, lecz kapitan przerwał mu w połowie wypowiedzi.
- Wiem! Przecież nie jestem głupi. Nie widziałeś co się dzieje na pokładzie? - powiedział szorstkim głosem. Serafiel poczuł się urażony taką formą odpowiedzi, lecz nie zważał na to. Być może od tej rozmowy zależało także jego życie.
- Chciałem tylko zaproponować panu pewną propozycję. Istnieje szansa, że uda się uratować pańską łajbę. - odezwał się pewnie.
- Doprawdy? A co ty możesz o tym wiedzieć, młodzieńcze? Miałeś kiedyś własny statek? Pływasz na wodach od kilku dekad? - znów ten nieprzyjemny głos.
- Nie, ale rzeczą oczywistą jest, że jeśli zmniejszymy ciężar statku, ten będzie płynął szybciej.
- Niczego nowego nie odkryłeś. Jeśli nadal masz zamiar marnować mój czas, to lepiej wyjdź sam, żebym nie musiał wołać swoich goryli.
- Niech mi pan pozwoli skończyć. To się może nie spodobać, ale jest naszą jedyną nadzieją. Wyrzućmy zbędny balast. Mówię o pańskim towarze. Broni, jedzeniu, meblach...
- Czy ty w ogóle wiesz o czym mówisz? To jest warte więcej niż dziesięciu takich jak ty. Chyba masz mnie za jakieś upośledzone dziecko.
- Ale dzięki temu będziemy mogli jeszcze bardziej przyspieszyć... - ciągnął dalej niezrażony, lecz znów zostało mu przerwane.
- I wpadniemy prosto w burzę. Nie! Nie widzisz, że od kilkunastu minut staram się zawrócić? Z tą prędkością jest to trudne i na dodatek fale nam nie sprzyjają. Ciągle zmieniają nasz kierunek ku sztormowi. A ty chcesz jeszcze przyspieszyć?
- Tak. Dzięki temu będziemy mieli szansę przepłynąć pod chmurą zanim rozpocznie się sztorm. Mamy niewiele czasu, ale może się uda. Nie mamy do pokonania wielkiej odległości, a jeśli wyrzucimy balasy, z pewnością uda nam się bezpiecznie przepłynąć. - wreszcie udało mu się zakończyć całą wypowiedź. Najwidoczniej zaciekawił kapitana tym pomysłem. Po kilunastu sekundach doczekał się odpowiedzi.
- Zaraz wydam rozkazy. Ale pamiętaj. Jeśli przeżyjemy, będziesz mi winien równowartość majątku, który wyrzucimy.
- Jeśli przeżyjemy, to pan będzie mi dłużny za uratowanie statku i trzydziestu osób, które zaciągnąłeś do załogi, kapitanie. - odpowiedział niezbyt grzecznie i wrócił na pokład. Chwilę później załoga zaczęła się krzątać na nowo i wyrzucać zbędny balast. Statek od razu przyspieszył i wpłynął prosto pod chmurę. Okazało się, że Serafiel trochę się przeliczył. Chmura ciągnęła się na kilkaset metrów. Nie było szans, żeby wypłynąć za jej kraniec przed początkiem sztormu. A więc skazał wszystkich tych ludzi na śmierć. O, nie. Póki żyje nic takiego się nie stanie. Zaczął czekać. Gdy rozpoczęło się piekło, do przepłynięcia pozostało niecałe sto metrów. Tak blisko sukcesu. Ale było jeszcze dalej od porażki. Zaczęła się wichura. Statek bujał się niebezpiecznie. Niektórzy marynarze dostawali choroby morskiej. Następnie przyszedł deszcz i w ogromnym stopniu ograniczył pole widzenia oraz przyczepność do podłoża. Kilku majtków zaczęło się ślizgać po pokładzie, a inni zderzali się ze sobą, gdy pędzili wykonać jakiś rozkaz. Na niebie szalały już pioruny, kiedy Serafiel dojrzał, że wielka fala za chwilę uderzy w prawą burtę. Teraz przyszła kolej na niego. Podbiegł do sternika i przejął od niego stery. Nie przyszło mu to łatwo, ale tamten był juź nieźle spanikowany, toteż po chwili wahania oddał koło. Rycerz zrobił coś, za co kapitan na pewno mu nie podziękuje. Skierował statek prostu ku fali. Piękny, rzeźbiony galion z wielką siłą uderzył o falę. Drewniana figura złamała się przy czym uszkodzony został jeszcze kawałek dziobu. Nie było aż tak źle. Lecz pomyślał o tym odrobinę za wcześnie, gdyż w następnej chwili piorun uderzył w rufę statku. Poczynił wielkie szkody, lecz statek mógł płynąć dalej. Część załogi zbiegło pod pokład, żeby wybierać wodę. Tymczasem Serafiel spojrzał na niebo. Widział już słońce wychylające się zza chmury. A jednak się udało. Marynarze zaczęli wiwatować. Twarz Serafiela pozostała jednak nie wzruszona. Miał nieprzyjemne przeczucie, że to nie koniec nieszczęść.


Dziennik pokładowy. Dzień 2.


Kapitan z samego rana, osobiście udał się do kajuty Serafiela. Stało się dziwna rzecz. Bogacz przyniósł flaszkę rumu i podziękował rycerzowi. Wyciągnął z komody dwie szklaneczki i wypełnił je alkoholem. Wojownik upił łyk. Tego mu było trzeba. Dobrego, pirackiego rumu. Wymienił z kapitanem kilka uprzejmości, po czym ten ostatni wrócił do siebie wydawać rozkazy. Ze słów kapitana, Serafiel wywnioskował, że zniszczenia są spore, lecz da się je naprawić i, co najważniejsze, dopłynąć bezpiecznie do lądu. Już teraz załoga zbijała deskami uszkodzone miejsca. Na razie byli bezpieczni. Rycerz znów ułożył się na koi i począł rozmyślać. Nie minęła godzina, a usłszał głośne pukanie do drzwi. Serafiel pozwolił wejść przybyszowi, kładąc równocześniej dłoń na rękojeści miecza. Okazało się, że to był tylko zwykły majtek, lecz wiadomość przyniósł okropną.
- P-p-panie, p-p-piraci nadpływają. K-k-kapitan p-pana wzywa. - wyjąkał mocno zdenerwowany. Serafiel wcale mu się nie dziwił. Nie dość, że statek jest monstrualnie uszkodzony, to jeszcze korsarze atakują. Jego przeczucie jednak nie kłamało. Ta podróż nie była normalna. Pospiesznie się ubrał i udał się do kajuty kapitańskiej. Znowu. Okazało się, że pan statku bardzo potrzebuje jego pomocy w obronie łajby. Wcale go to nie zdziwiło. Pewnie już rozniosły się plotki o tym, że jeden ze statków przepłynął przez sztorm. Idealny cel dla piratów, nieznających żadnych zasad. Pod pokładem pewnie już przygotowywano działa. Wszyscy niecierpliwie oczekiwali na to, żeby korsarze się zbliżyli. Wtedy będą mogli posłać pierwszą salwę. Tak się stało po jakichś trzydziestu minutach. Seriafiel usadowił się nad drabinką prowadzącą pod pokład. Z tego miejsca słyszał wszystkie rozkazy jakie wydawali wyżsi stopniem marynarze. Kiedy statek piracki zbliżył się dostatecznie blisko, zaczęło się odliczanie. Lecz Serafielowi coś nie pasowało. Działa pirackie jeszcze się nie wysunęły. Coś planowali. Rycerz co sił w płucach krzyknął, żeby zaprzestać salwy. Wystrzeliła tylko, a może aż połowa kul. Wszystkie nie trafiły. Kapitan owego statku pirackiego musiał być niezwykle pomysłowy. Wcześniej zauważył większą falę i wpłynął w nią podczas salwy. Fala popchnęła statek i zmieniła jego położenie, co umożliwiło uniknięcie ostrzału. Druga salwa statku kupieckiego wystrzeliła. Korsarze tego raczej się nie spodziewali. Myśleli, że ich ofiara wypuściła wszystkie kule, więc teraz byłby bezbronny i zanim marynarze mogliby ponownie załadować armaty, ci gotowaliby się właśnie do abordażu. Wiedzieli, że zwykli marynarze nie mają szans w walce z piratami, których walka stanowi dzień powszedni. Jednak salwa ich zaskoczyła. Przedziurawiła kadłub i zabiła kilku napastników. Nadal jednak nie wysuwali dział. Chyba dalej planowali szybki abordaż. Statek piratów zbliżał się niebezpiecznie szybko. Serafiel miał wrażenie, że korsarze nie posiadali żadnych armat. Stawiali na prędkość, który chyba da im zwycięstwo w tej walce. Jeszcze kilka chwil i piraci zaczną wskakiwać na pokład kapitana-kupca. Czy przeżyją? Mało prawdopodobne. Serafiel jednak nie zamierzał poddać się bez walki. Wyciągnął miecz i rzucił się na piratów. W kilka minut pozbawił życia czterech z nich. Dwóch następnych musiało czekać tylko trzy minuty. Przewaga liczebne i umiejętnościowa jednak dawała o sobie znać. Marynarze, nie zaprawieni w boju zaczęli ginąć jeden po drugim. Wydawało się, że tylko Serafiel stawia prawdziwy opór. Ten jednak nie trwał zbyt długo. Jeden napastnik zaszedł go od tyłu. Wyprowadził cięcie, lecz w ostatniej chwili rycerz zdołał je zablokować. Wystawił się jednak na ciosy tych, którzy chwilę temu stali z nim w oko w oko. Teraz, jeden nie czekając na lepszę okazję pchnął mieczem i wbił ostrze głęboko w bok Serafiela. Ten, zakrawiony, upadł na ziemię. A więc tak to się kończy? Nie zdążył nawet dopłynąć do domu. Wojownik chwilę później padł na ziemię i zaczął wydawać ostatnie oddechy. Chwilę później legł nieży... Puk, puk! Serafiel zerwał się spocony z koi. Sen. To był tylko sen. Lecz jaki realistyczny. I zaraz. Ktoś chyba pukał.
- Proszę. - odezwał się lekko drżącym głosem. Do kajuty wszedł majtek, który drżał jeszcze bardziej. Wyśpiewał znaną skądś rycerzowi śpiewkę. Kapitan wzywał go do kajuty. Co jest, do licha? Czyżby miewał prorocze sny? Jeśli to prawda, to czy ponownie zginie? Po wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia kapitan, udał się na miejsce przy drabince. Ostrzegł marynarzy, żeby wstrzymali się z pierwszą salwą i czekali na jego rozkaz. Zdziwiło ich to trochę, ale postanowili nie lekceważyć rady tego, kto uratował ich przed śmiercią podczas sztormu. Piraci wykonali znany już wojownikowi manewr. Ciekawe co myślał teraz piracki kapitan? Chwilę później rozległa się pierwsza, pełna salwa. Perfekcyjna. Jedna z kul trafiła w maszt i ten mocno się przechylił. Tracili prędkość. Dzięki temu marynarze mieli szansę na jeszcze jedną szansę. Kolejna salwa była równie druzgocąca. Piraci zaczęli zawracać. Pewnie bali się, że kolejny ostrzał może doprowadzić do zatopienia statku. Marynarze poczęli wiwatować podobnie jak dzień wcześniej. Tymczasem jeden z oficerów podszedł do Serafiela i wręczył mu lunetę. Ten spojrzał przez nią. W oddali, kilka kilometrów stąd, rysował się suchy ląd. Już niedługo będzie w domu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adirael dnia Wto 20:51, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arya
Podrzucacz królików


Dołączył: 12 Wrz 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 9:55, 06 Paź 2010    Temat postu:

Iliane kończyła robić miksturę. Trwało to kilka godzin, zanim eliksir stał się wreszcie gotowy, ale w końcu udało się. Wlała płyn do szklanej fiolki i zeszła do pokoju Wulstana. Zapukała do drzwi. Mężczyzna jej otworzył.
- Przyniosłam lekarstwo dla Dafisa.- Weszła do pokoju i podbiegła do orła. Delikatnie odwiązała opatrunek. Rana goiła się, ale nadal wyglądała paskudnie. Iliane skropiła ją eliksirem i położyła na niej prawą rękę. Tatuaż na niej rozbłysł srebrzyście. Normalnie zakrywała go specjalną rękawicą sięgającą za nadgarstek, ale wśród członków Drużyny Iliane nie musiała go chować. Zdjęła rękę z rany, a ta zaczęła się zasklepiać. Po chwili nie było po niej śladu. Orzeł raptownie nabrał powietrza. Otworzył przerażone oczy.
-Nie bój się. Jesteś wśród przyjaciół.- Iliane położyła rękę na jego głowie i ptak zasnął. Nie było już sensu wypytywać go co się stało. Sprawa wyjaśniła się. To jakieś dzieci postanowiły sobie pożartować...
Dziewczyna wstała i podeszła do Wulstana.
-Dbaj o niego. Jest jeszcze bardzo słaby.

Wyszła z pokoju. Postanowiła pojechać na przejażdżkę. Zeszła do stajni i wyprowadziła klacz.
-Witaj Saphira. Jak się czujesz?- pogładziła ją po łbie.
- Mogłoby być lepiej. Nie przyszłaś do mnie wczoraj ani razu.- Spojrzała na dziewczynę wzrokiem pełnym wyrzutu.
- Przepraszam, było małe zamieszanie. - Iliane przytuliła łeb konia. Jej czarne włosy kontrastowały ze śnieżnobiałym umaszczeniem Saphiry. Wskoczyła zwinnie na grzbiet klaczy. Jechała bez siodła, jak zawsze. Nie było jej potrzebne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arya dnia Czw 20:57, 07 Paź 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 12:10, 06 Paź 2010    Temat postu:

Gdy tylko Orin zakomunikował mu, że może dołączyć usiadł na uboczu. Drużyna podejmowała właśnie decyzję kto będzie przywódcą. Mówiąc ściślej, głosowali. Jak dobrze zauważył, był chyba jedyną osobą, która nie oddała głosu. Nie zrobił tego gdyż tak na prawdę nie znał tych ludzi. Część poznał przed bitwą z czego dwóch zginęło. Reszta była mu nieznana."Możliwe, że to nowi". Siedział, nie odzywając się, aż nie ogłoszono wyniku. Przywódcą została kobieta, którą nazywali Actia. Na pierwszy rzut oka wyglądała na osobę, która potrafi zadbać o siebie i innych. Silna osobowość. Po krótkiej przemowie, w której to zawarte były podstawowe zasady współpracy i współżycia z innymi oraz wzmianka o turnieju, Castagiro wyszedł za wszystkimi. Swoje kroki skierował ku dobrze mu znanej karczmy, obok której znajdowała się stajnia, gdzie zostawił swojego wierzchowca. Miał tam wynajęty pokój. Zapłacony na tydzień z góry. Ostatnie jego zadanie, zanim tu dotarł zostało sowicie wynagrodzone. Z resztą, przysłużył się nie tylko zleceniodawcy ale i społeczeństwu w okolicach stolicy Iberii. Teraz zaś, wszedł do karczmy. Podszedł do oberżysty i zamówił posiłek z napitkiem do pokoju. Zapłacił z góry. Następnie rozejrzał się szybko po sali. Nie dojrzał nikogo interesującego. Może to i lepiej? Nie zastanawiając się poszedł do swojego pokoju.

>>Dzień następny<<

Obudziły go wrzaski dzieciaków bawiących się nieopodal. Umył się w misce z wodą, którą zapełnił dnia poprzedniego i ubrał się. Stanął przy oknie przyglądając się bawiącej się latorośli. Pierwszy raz jak się tu pojawił, nikt nie zwracał na niego uwagi. Ot kolejny dziwak ukrywający twarz pod kapturem, sączący alkohol w karczmie, szukający zapewne zwady, którym zaopiekuje się straż miejska. Jednak po bitwie wieść o nim rozeszła się w mig. Głównie za sprawą żołnierzy. Przeszkadzało mu to. Nie lubił i nie chciał rozgłosu. Interesował go tylko zarobek na owej bitwie. Teraz, gdy chodził ulicą i ktoś go rozpoznał, pozdrawiał go lub mówił coś w stylu "O! to ten Svart!". Nie lubił tego. Psuło mu to całkowicie plany. Teraz też dzieci go zauważyły i zaczęły krzyczeć w jego stronę.
- Wybawco! Svarcie! Przyjdź do nas! Pobaw się z nami! - przekrzykiwały się jeden przez drugiego. Castagiro zmuszony był zejść im z widoku. Poprawił ubranie, sprzęt, sprawdził czy jego mechanizm działa i wyszedł z pokoju zamykając drzwi na klucz. Na dzisiaj zaplanował spacer obrzeżami miasta. Wyszedł z karczmy wcześniej kłaniając się karczmarzowi. Skierował się w stronę małego parku obok cmentarza. Szedł spokojnie alejką gdy nagle spotkał ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:17, 06 Paź 2010    Temat postu:

Arnara wyszła właśnie z zebrania, zastanawiając się, dlaczego Serafiel ich opuścił. Było jej smutno z powodu, że coraz więcej członków grupy odchodzi. Dlaczego odszedł w takim momencie? Od niczego nie ucieknie, wręcz przeciwnie.
W tym momencie podszedł do niej jakiś chłopczyk i pociągnął za bluzkę.
-Dzień dobry... orzeł... doszedł? Ten od bogów?-spytał, powstrzymując śmiech. Potem szybko uciekł za róg jakiegoś domu, skąd usłyszała głośne śmiechy.
Ech... Po co te dzieciaki zrobiły ten kawał z orłem "od bogów", jak teraz stracił cały sens. Oczywiście, już o tym wiedziała, ktoś jej wspomniał, że to żart (żarcik kosmonaucik). Poza tym, to było wiadome, bo bogowie nie wysyłają listów.
Poszła do swej komnaty (robiło się ciemno i Arnara była zmęczona) i położyła się na łóżku. Zaśnięcie zajęło jej mniej więcej godzinę, albowiem myślała o Nele i innych rzeczach, zupełnie niedotyczących obecnej sytuacji. Tak dawno nie widziała pantery...
Zrobiło jej się wstyd, ze nie zabrała wtedy Nitaela.

__________Jutro____________
Gdy spacerowała po uliczkach miasta, spotkała Castagiro (widziała już go kiedyś, wiedziała, jak się nazywa), przywitała się z nim skinieniem głowy i spytała:
-Dlaczego nie głosowałeś? Zdaje się, że należysz już do drużyny...
W tym jednak momencie mężczyzna, zamiast odpowiedzieć jej na pytanie, powiedział "Uważaj!" i wskazał za Arnarę, w tym samym momencie kucając. Ta odruchowo schyliła się i szybko spojrzała za siebie (byli na obrzeżach miasta).
Od strony lasu biegło ku nim dziesięciu jeźdźców. Wszyscy posiadali długie łuki i byli dobrze uzbrojeni.
Arnara miała tylko jeden krótki nóż, a Castagiro... nie wiadomo. W szybkim czasie "zbójcy" na pewno dogonią towarzyszy, więc dobrze by było coś z tym zrobić.
Dziewczyna podbiegła do napastników i uniosła ręce. Wraz z nimi pod bandytami ku górze powędrowały pnącza, zatrzymując ich konie. Niektóre z nich się potknęły, lecz reszta zrezygnowała i wycofała się. Rzuciła nóż przed siebie i ugodziła jednego z przeciwników.
-Trzeba iść po pomoc!-krzyknęła i mruknęła coś pod nosem. Teraz pnącza rosły w oczach, oplatając całe konie.
Było jej przykro patrzeć, jak te zwierzęta bezwładnie miotają się, by się uwolnić, gdy ich panowie starają się przeciąć rośliny mieczami, czasem przypadkowo raniąc konie.
Kto to w ogóle jest?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Arya
Podrzucacz królików


Dołączył: 12 Wrz 2010
Posty: 57
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:56, 07 Paź 2010    Temat postu:

Iliane jechała przez pola, stanowiące granicę między miastem a lasem. Było jej cudownie, gdy czuła wiatr we włosach i na twarzy. Zamknęła oczy i pochyliła się jeszcze bardziej do grzbietu Saphiry.
-Umiesz szybciej?
-Wątpisz we mnie?- klacz przyspieszyła. Biegła, zwinnie omijając wszystkie przeszkody. Oczywiście nie mogły wjechać głębiej, bo zbyt wiele drzew stanowiłoby przeszkodę, której przy takiej prędkości nawet Saphira nie zdołałaby sprostać. Nagle Iliane usłyszała hałas. Z każdą chwilą zbliżał się coraz bardziej. Dziewczyna ujrzała grupę jeźdźców. Oplątały ich pnącza. Mężczyźni próbowali pokonać je mieczami, wymachując nimi na wszystkie strony. Przed jeźdźcami stała Arnara, unosząc ręce. Iliane zeskoczyła z konia i również wyciągnęła prawą rękę. Zerwał się huragan, kierowany prosto na przeciwników. Wiał im w oczy, uniemożliwiając patrzenie,wyrywał miecze z rąk i zrzucał z koni. Ponieważ nie mogli już niszczyć pnączy, po chwili Arnarze udało się ich unieruchomić. Iliane spojrzała na dziewczynę.
-Kim oni są?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raczek96
Podrzucacz królików


Dołączył: 21 Wrz 2010
Posty: 51
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:18, 07 Paź 2010    Temat postu:

Orin i Wulstan pędzili na swoich wierzchowcach w stronę jeźdźców.
Wulstan odruchowo wyjął zza pasa jeden ze swoich noży do rzucania.
Zatrzymali się koło Arnary.
- Co się dzieje - spytał. Cała trójka stała w pewnej odległości za Iliane, a jednak musieli zasłaniać oczy przed wiejącym pyłem.
- Iliane jest magiem. Używa swoich mocy - odpowiedziała. W pewnej chwili jeden z żołnierzy nie zdołał utrzymać się na ziemi i odleciał w las a potem rąbnął o drzewo i padł nieprzytomny. 2 z nich popatrzyło za kolegą i także stracili równowagę. Arnara rzuciła zaklęcie dzięki, któremu ziemia pod łucznikami zapadła się, oni wpadli w jej głąb. Po tym skończyła zaklęcie i ziemia znowu wróciła do swojej dawnej formy. Przepadli. Iliane wycieńczona zaklęciami padła na ziemię, ale podniosło ją ramię Wulstana, a zaraz potem Orina.
- Zabierzmy tego nieprzytomnego ze sobą. Można by go przesłuchać. - stwierdził Orin.
- Dobra myśl - rzekł goniec, a potem złapał tego żołnierza z Orinem i przerzucili go na siodło Gastifa.
- Poświęcę swojego konia - powiedział Wulstan, a potem wszyscy śmiejąc się zaczęli wracać do zamku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Raczek96 dnia Czw 20:54, 07 Paź 2010, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:16, 08 Paź 2010    Temat postu:

Megan wstała rano bardzo wypoczęta. Słońce, co prawda, dopiero wschodziło, ale to nie przeszkadzało kobiecie. Podeszła do okna i nieco się wychyliła, by zaciągnąć się świeżym powietrzem o nieco morskim zapachu. Po chwili usłyszała odgłosy walki. Nie były to jednak odgłosy nieregularne, chaotyczne, takie, które się nieraz słyszy podczas bitwy. Megan wychyliła się jeszcze bardziej i... To był jej błąd. Straciła równowagę i wypadła z okna, które było na jakimś 3-4 piętrze. Z pewnością teraz zostałaby po niej tylko mokra plama, ale dzięki blisko rosnącemu drzewu, jej życie zostało ocalone.
Złapała szybko jakąś gałąź. Okazało się jednak, że jest zbyt cienka i się złamała. Kobieta jednak zdążyła upatrzyć inną, grubszą i postarała się, by spadła właśnie na nią. Niestety nieco źle oceniła odległość między sobą a nią, więc przeleciała obok, chwytając się jedynie rękoma.
Nie patrz w dół. Nie patrz w dół pomyślała, próbując się podciągnąć.
No i nie wyszło kontynuowała myśl, gdy oceniła odległość do ziemi.
Za dużo by zeskoczyć, ale... Ojej! Tam jest jakiś balkon zauważyła, że znajduje się on metr w lewo i metr - półtora w dół. Przesunęła się o ten metr w bok i zeskoczyła.
Otworzyła szklane drzwi i weszła... Do sypialni barona Ergella.
- Pardon, baronie. Wypadło mi się tylko z okna, ale już wychodzę... - powiedziała, gdy baron zerwał się gwałtownie ze snu.
- Księżniczko, poczekaj chwilę.
No po prostu nie można oduczyć tego ludzi. Normalnie nie można pomyślała, krzywiąc się.
- Dostałaś list od Królowej.
- Przecież baron miał nie informować! - powiedziała z wyrzutem.
- Musiałem. Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo Królowa martwiła się o twoje zdrowie.
- Rozumiem, że mojemu ojcu było na rękę moje zniknięcie...
- Jak Pani może tak mówić!
- No, nie ważne. Gdzie jest ten list?
- Na moim biurku. W gabinecie.
Megan wyszła i skierowała się w stronę schodów - gabinet barona znajdował się, co prawda, w innej wieży, ale były one połączone kamiennym mostkiem. Po drodze udała się do swojej komnaty, ażeby się przebrać w ubranie codzienne i się umyć.
Wchodząc do gabinetu barona Ergella, od razu zaczęła szukać zwoju z charakterystyczną pieczęcią. Szybko ją złapała i wyszła, nie łamiąc wosku. Postanowiła udać się w stronę odgłosów walki.
Megan aż uderzyła się otwartą dłonią w czoło, kiedy okazało się, że odgłosy walki to po prostu dźwięki lekcji fechtunku czeladników szkoły rycerskiej. Już miała udać się inną stroną, gdy nagle zauważyła... Aragorna.
Trudno. Kiedyś trzeba go uświadomić pomyślała.
Podbiegła do niego zaraz po tym, jak wydał rozkaz powtórzenia sekwencji ciosów jeszcze z trzy razy.
- Kocham cię - powiedziała i go pocałowała. Pocałunek był delikatny, aczkolwiek stanowczy.
Odsunęła się wolno od niego, odwróciła się, a odchodziwszy szybkim krokiem, niemal truchtem, rzuciła w jego kierunku ostatnie, tęskne spojrzenie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:14, 09 Paź 2010    Temat postu:

Dzień turnieju

Actia smacznie spała, kiedy do jej pokoju wpadł Jacen. Dziewczyna otworzyła leniwie oczy, spojrzała na brata, wymamrotała coś, a potem przewróciła się na drugi bok. Virtus podbiegł do siostry i pomachał jakąś kartką.
- Popatrz! – wykrzyknął. – No zobacz! Co za bezczelność.
- Jackieeeeeee – jęknęła Actia. – Jest wcześnie. Jestem zmęczona. Ja chcę spać. Dobranoc.
Jacen pokręcił głową i chwycił za koc, chcąc go zrzucić z łóżka. Actia jednak, przewidując posunięcie brata, chwyciła również swoje okrycie. Łowca Nagród westchnął ostentacyjnie i zaczął szybko mówić:
- Dziewczyno, ty cały dzień prześpisz. A potem następny. No i później całe życie. No, wstawaj. Popatrz na to! To ważne.
Actia jęknęła, ale odwróciła się, a następnie usiadła na łóżku. Potem przetarła oczy i wzięła kartkę od Jacena. Przeczytała ją szybko i uśmiechnęła się.
- No to miło, miło – rzuciła, patrząc na brata. – Kto miał tak genialny pomysł? Muszę mu lub jej pogratulować.
- To nie jest zabawne! – warknął Jacen. – Że ja niby miałbym wywiesić ogłoszenie, w którym bym napisał, że poszukuję „towarzyszki”? No nie. I jeszcze moja piękna podobizna!
- Hm, ty byś pewnie nie dodał swojego portretu.
- O rany… Zabiję osobę, która to zrobiła!
- A jeśli to ja to powiesiłam?
- Ale tego nie zrobiłaś.
- A jeśli jednak to ja to porozwieszałam?
- No dobra, ciebie nie zabiję. Ale to nie ty to zrobiłaś.
- Niestety – Actia westchnęła. – Nie wpadłam na to. Ale nie histeryzuj tak, braciszku. Ktoś się chciał pobawić. Widać i tutaj masz wrogów. No nic, jak pozrywałeś to wszystko, to zostaw to tutaj. Muszę zniszczyć kilka papierzysk, to twoje też spalę, czy coś w tym guście.
- No dobra. Hm, ja będę leciał. To lenno jest nawet, nawet. Mają tu kilka ciekawych rozrywek… No nieważne, nie zapomnij, że dziś jest ten cały turniej. No to cześć!
Jacen wyszedł, a Actia zamrugała szybko kilka razy powiekami. Ożesz! Turniej dzisiaj! Dziewczyna wyskoczyła z łóżka. Musiała zrobić dziś kilka rzeczy. Posprzątać w tym pokoiku, przeczytać kilka pergaminów, no i napisać raport. Oby się wyrobiła przed turniejem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Abelard
Porwany przez Skandian


Dołączył: 20 Mar 2010
Posty: 1250
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Płock
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:32, 09 Paź 2010    Temat postu:

Etruria stała przy grobie swojej matki. Rozmyślając o smutnym losie swej rodzicielki, a także wszystkich, którzy polegli w ostatniej bitwie, nie zauważyła, że zrobiło się już późno. Kręcąc głową ze zdziwienia, ile mogła przesiedzieć w tak ponurym miejscu. Zawróciła i posżła w stronę polany, gdzie miał odbyć się turniej. Po drodze natknęła się na członka drużyny,a był/była to...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 11:25, 10 Paź 2010    Temat postu:

Dni od ataku bandytów do dnia turnieju minęły mu w nudzie i szukaniu sobie na siłę zajęcia. Co prawda przeprowadzał sobie treningi przed turniejem ale nie mógł ćwiczyć cały dzień. W dzień turnieju postanowił zrobić sobie krótki trening rozciągająco-rozgrzewający. Ubrał się, za pas schował swoje dwa sztylety, w pochwie umieścił miecz i poprawił urządzenie na lewej ręce. Zamknął pokój na klucz i wyszedł z hotelu. Dotarł na niewielką polanę, na której ćwiczył poprzednie dni. Rozejrzał się czy nikogo nie ma i zaczął trening. Nie ćwiczył na samej polanie tylko na uboczu. Trenował właśnie walkę pod słońce. W prawej ręce trzymał miecz, spod lewego rękawa zaś wystawało ostrze wysunięte z mechanizmu. Ruchy wykonywał powoli. Miał zamiar bardziej się rozgrzać i rozciągnąć jednocześnie doszlifować styl aniżeli zmęczyć się. Nawet nie zauważył kiedy w pobliżu miejsca gdzie trenował pojawiła się jakaś kobieta.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:16, 11 Paź 2010    Temat postu:

Gdy statek dobił do brzegu Veliteru, zbliżało się do północy, a ulice całkiem opustoszały. Serafiel jako jedyny wysiadł na tym przystanku. Z twarzą zakrytą kapturem ruszył do zamku. Na początek chciał spotkać się z ojcem i wysłuchać jego zdanie o tym, co teraz powinien robić rycerz. Znał swojego tatę i wiedział, że jego rada z pewnością będzie bardzo cenna. Zakrywał twarz, gdyż nie zamierzał od razu się ujawniać. Wtedy spełniłyby się wszystkie koszmary Serafiela. Rozeszłyby się plotki o jego haniebnych czynach. W obecnej sytuacji mógł zaufać tylko dwóm osobom. Do pierwszej właśnie się zbliżał. Szambelan króla właśnie przeprowadzał obchód. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do wojownika. Myślał, że będzie musiał włamać się do zamku i posunąć się nawet do uśmiercenia strażników. Poczekał chwilę aż szambelan oddali się od bramy, po czym ruszył w jego stronę. Zakradł się po cichu i, gdy znalazł się odpowiednio blisko, złapał urzędnika za ramię. Ten podskoczył i wydał stłumiony krzyk. Obrócił się i oczy o mało nie wyszły mu z orbit ze zdumienia.
- Serafiel? Co tu robisz? Kiedy przyjechałeś? Po co przyjechałeś? - zapytał.
- Wstrzymaj się z pytaniami, przyjacielu. Później wszystko ci wytłumaczę. Teraz zaprowadź mnie do mojego ojca. - odpowiedział mu Serafiel.
- Mam wrażenie, że knujesz coś niedobrego. - rzekł uśmiechając się pod wąsem.
- Jak zawsze, Dariusie, jak zawsze. - odrzekł rycerz, również z uśmiechem.

***

Dowódca Sił Królewskich Veliteru sporządzał właśnie raport o postępie mobilizacji wojsk dla króla, gdy rozległo się pukanie do drzwi. Gość, zachęcony pozwoleniem gospodarza, wszedł do pokoju. Darius, szambelan króla i przyjaciel rodziny, najwyraźniej przyniósł ze sobą jakąś ważną wiadomość. Ukłonił się majestatycznie i wyrecytował z piękną dykcją.
- Panie, z wizytą przybywa Serafiel Arturion. Czy mam go wezwać?
Stary weteren ze zdumienia rozlał atrament na niedokończonym raporcie. Jego syn powrócił. Wiedział jednak, że nie jest to tryumfalny powrót. Słyszał to i owo o postępach misji, na którą się udał. No i jeszcze co go tu sprowadzało? Czyżby porzucił zadanie?
- Wezwij go, Dariusie. - powiedział. Na to szambelan wyszedł z pokoju. Chwilę później w drzwiach stanął Serafiel. Ten przyłożył zaciśniętą pięść do piersi i powiedział:
- Ojcze, powróciłem z misji. Przyjmij mnie na powrót do naszego domu.
Tymczasem Arturio zwrócił uwagę na oręż syna. Tylko jeden scimitar. A jednak.
- Synu, nie dokończyłeś swojego zadania i śmiesz prosić mnie o ciepłe przyjęcie? Nie tylko go nie ukończyłeś, ale także zawiodłeś na innych frontach. Nie spełniłeś swojej obietnicy. Nie wykonałeś powierzonej ci misji. I ty śmiesz się tu pokazywać? - powiedział zagniewany. Po tych słowach Serafiel uklęknął na jedno kolano i opuścił głowę.
- To wszystko prawda, Ojcze. Nie spełniłem obietnicy i nie mam pojęcia skąd o tym wiesz. - postanowił nie wspominać o tym, że zawiódł dwukrotnie. - Jednak nie mogłem pójść dalej z drużyną. Nie mógłbym podróżować ze zdrajcą.
- Od twojego odejścia rozwinięła się nasza siatka szpegowska. Z tego powodu wiem więcej, niż się spodziewasz. Jednak mniejsza o to. Ze zdrajcą powiadasz? A kimże jest ów zdrajca? - zapytał Dowódca zainteresowany tą wiadomością.
- To córka Duncana. Megan, księżniczka Araluenu. - odpowiedział mu Serafiel.
- Zadziwiające, doprawdy zadziwiające. Kiedyś znałem Duncana i nie spodziewałbym się, że w jego rodzinie może czaić się zdrajca. Cóż to dla niego za ujma. Jednak nie mniejsza niż w twoim przypadku.
- Mówiłem ci, Ojcze. Nie mogłem podróżować ze zdrajcą. Straciłbym wtedy tytuł rycerski, a to byłoby najgorszą rzeczą jaka mogłaby mnie spotkać. - mówił dalej niezrażony.
- Masz rację. Jednak nie usprawiedliwia to faktu, że nie wypełniłeś zadania. I do tego ukrywasz się we własnym domu...
- A co innego miałbym zrobić? - przerwał mu Serafiel, który zerwał się z klęczek. Ta odpowiedź na chwilę zamurowała Arturia. Jednak po chwili odzyskał głos.
- Nie podnoś głosu na własnego ojca. Nie tego uczyliśmy cię z matką. Po części masz rację. Na twoim miejscu pewnie zrobiłbym to samo. A teraz daj mi swój miecz. - rozkazał. Młody rycerz popatrzył teraz ze zdumieniem na ojca, lecz po dwóch sekundach dał mu miecz. Gdy zauważył, że weteran dobywa własnego oręża,zaprotestował:
- Co ty robisz, Ojcze? Chcesz, żebym na zawsze porzucił swoich towarzyszy?
- A czy nie po to tu przybyłeś? Sam chciałeś to zrobić, lecz coś ci na to nie pozwalało. Czyżbyś przywiązał się do swojej drużyny? Czy może poczucie obowiązku nie pozwala ci porzucić misji? - zapytał, lecz nie czekał na odpowiedź zamachnął się mieczem i przeciął ostatni scimitar Serafiela. A więc stracił swoją misję. Teraz z pewnością nie wróci do drużyny. To był koniec. Teraz czeka go wieczna hańba. Za niedługo opuści ojczyznę. Wkrótce... Głos ojca przerwał jego rozmyślania.
- Nie martw się, synu. Odzyskasz utracony honor. - po tych słowach wręczył Serafielowi własny miecz. - Weź mojego Kąsacza. W tej chwili otrzymujesz nową misję. Musisz wrócić do drużyny i starać się zmazać hańbę, jaką założyłeś na własne imię.
- Ale czekaj. Nie mogę wziąć twojego miecza, ojcze. Czym ty będziesz władał? - zapytał zaskoczony Serafiel. W jego kraju mężczyzna bez miecza nie miał prawa do noszenia tytułów szlacheckich.
- Nie martw się jeszcze o mnie. Wiesz, Serafielu. Jestem już dość stary. Nawet w tej chwili moje ciało wyniszcza choroba. Pozostało mi niewiele czasu. Miecz nie będzie mi więcej potrzebny.
- Jak to? Co ci jest, ojcze? Powiedz mi, co to za choroba, a znajdę na nią lekarstwo. - zapytał zrozpaczony. Czyżby właśnie tracił tatę?
- Na tą dolegliwość nie ma lekarstwa. Nawet nie próbuj go szukać.
- Przynajmniej powiedz, kiedy. Kiedy umrzesz? - z trudem wypowiedział te słowa.
- Myślę, że to nasze ostatnie spotkanie.
- Ale jeśli tak naprawdę jest, to... - nie dokończył, gdyż przerwał mu ojciec.
- Tak, Serafielu. Ty przejmiesz moje obowiązki. Zostaniesz Dowódcą Sił Królewskich. Odziedziczysz po mnie ten tytuł. I, uprzedzając twoje kolejne pytanie, na pewno sobie z tym poradzisz. Słyszeliśmy o twoich bardziej wartych zapamiętania czynach. Wiemy, że to ty wymyśliłeś, jak obronić lenno Seacliff. Wiemy także, że ty sprawiłeś, że statek, którym przypłynąłeś nie zatonął. Nie brak ci umysłu stratega. Nie brakuje ci także duszy wojownika. Jesteś nim, Serafielu. O tym też wiemy.
- Tylko skąd? - zapytał z uśmiechem rycerz.
- Mówiłem ci już. Naszy szpiedzy działają wszędzie. Być może niektórych już spotkałeś, a kilku chyba się pozbyłeś. - odpowiedział tajemniczo. - Tymczasem mam dla ciebie jeszcze jeden prezent. - dodał, gdy zobaczył, że Serafiel chowa Kąsacza do pochwy. - Podczas twojej nieobecności odbyła się rocznica otrzymania przez ciebie tytułu rycerskiego. Zgodnie z tradycją, ojciec rycerz daje mu jakiś dar. Przyjmij ten ode mnie, synu. Myślę, że będzie ci dobrze służył. - po tych słowach wyjął z szuflady biurko zapakowane coś. - Nie otwieraj tego teraz. Dopiero, gdy wrócisz do Seacliff.
- No właśnie. Muszę wrócić. Wiesz może, czy w najbliższym czasie wypływa z portu jakiś statek do Araluenu? - zapytał.
- Musiałbyś poczekać do następnego miesiąca. Jednak nie masz na to czasu, więc już wcześniej wymyśliłem sposób twojego powrotu.
- Zaraz, zaraz. Czyli od początku wiedziałeś, że wrócę do drużyny? - dociekał.
- Oczywiście, że tak. Nie doceniasz własnego ojca, synu
- No więc co mam robić?
- Udaj się do skrzydła B. Tam dowiesz się wszystkiego. A teraz żegnaj, Serafielu Arturionie. Dzielnie dzierż Kąsacza i wypełnij misję.
Z błogosławieństwem ojca, młody rycerz skierował się ku wyjściu. Zanim jednak opuścił pokój, zatrzymał go jeszcze głos ojca.
- Ktoś na ciebie czeka. Wypatruje ciebie każdej nocy. Myślę, że ją spotkasz na swojej drodze.
Z głową zaprzątniętą pomysłami, kim może być owa osoba, wyszedł z kwatery Dowódcy. Starał się nie myśleć, że widzi go żywego po raz ostatni.


***


Zgodnie z nakazem ojca, Serafiel skierował się do skrzydła B. Musiał uważać, żeby nie trafić na licznych strażników rozstawionych po korytarzach, dlatego jego tempo nie było zbyt piorunujące. Mijał właśnie skrzydło A, gdy dobiegł go silny zapach perfum. Chwilę później rozległ się głos.
- Serafielu, wróciłeś!
Rycerz odwrócił się w stronę, z której dobiegał ów głos. Stała tam piękna kobieta. Ubrana w skórzaną kamizelę i spodnie z tego samego materiału z jednoręcznym mieczem przypasanym do boku. W ojczyźnie wojownika nawet kobiety uczyły się sztuki fechtunku, a szczególnie te, które wychowywały się na zamku. Chwilę później w Serafiela uderzyła pięść owej dziewczyny. Rąbnęła go porządnie w pierś.
- Niczego nie powiedziałeś. Nawet się ze mną nie pożegnałeś. Za kogo ty się uważasz Serafielu Arturionie? Przez cały czas musiałam się o ciebie zamartwiać. I wiesz jeszcze co?...
- Ja też się cieszę, że cię widzę siostrzyczko. - przerwał słowny potok i uściskał kobietę. Najwyraźniej ten gest uśmierzył gniew córki Dowódcy, gdyż przeszła na swój normalny ton i przestała bić wojownika.
- Przynajmniej wróciłeś do domu w jednym kawałku. A powiesz mi może dlaczego skradasz się po zamku jak złodziej? I po co ci ten kaptur?
- Ponieważ nie jestem tu mile widziany. Nikt nie powinien wiedzieć, że tu jestem i ty też nikomu o tym nie powiesz. Obiecaj mi to. - powiedział poważnym głosem.
- Dobrze, dobrze. Nikomu nie powiem, choć nie mam pojęcia po co ta cała maskarada. Przecież i tak wszyscy się dowiedzą, że wróciłeś do domu. Nie możesz ukrywać się cały czas.- odpowiedziała nieco podejżliwie.
- To prawda. Nie będę się ukrywał. Jeszcze dzisiejszej nocy udam się w drogę powrotną.
- Słucham? Nie możesz tego zrobić. Dopiero co wróciłeś. Zaraz, a co to? - powiedziała, gdy dojrzała u boku Serafiela miecz ich ojca. - Dostałeś nową misję, tak? Dobrze, możesz jechać. Ale jadę z tobą.
- Nie. Nie pozwolę ci na to. To nie miejsce dla ciebie. Musisz zostać tu i opiekować się ojcem. A poza tym gdybyś ze mną pojechała, nie mógłbym się skupić na zadaniu, gdyż cały czas zamartwiałbym się o ciebie.
- Ha! Ha! Umiem jeszcze o sobie zadbać. Nie jestem przecież małą dziewczynką.
- Dla mnie zawsze nią będziesz. - odpowiedział jej. Chciał ruszać dalej, lecz siostra zatrzymała go, żeby opowiedział jej o swoich przygodach. W końcu, po długich namowach, streścił jej ostatnie miesiące swojej przeszłości. Potem przyszła kolej na nią. Okazało się, że Veliter szykuje się do wojny, jakiej jeszcze nie było. Jej celem będzie nie tylko Araluen. Ekspansja może dotrzeć nawet do Arydów z Północy. Serafiel skwitował to jako głupotę. Jak można pokonać przeciwnika o kilkukrotnej przewadze liczebnej i ogromnej wprawie w walce? Okazało się jednak, że Veliter udoskonalił kilka maszyn bojowych i wynalazł wiele przydatnych sprzętów doskonałych do walki z liczniejszym wrogiem. Rycerz nie dowiedział się co to takiego jest, ale trochę się uspokoił. Jeśli to wszystko była prawda, to nawet bez informacji zdobytych od księżniczki Araluenu zdołają zdobyć ową krainę. A Serafiel stanie na czele tej wojny. Porozmawiał jeszcze chwilę z siostrą, lecz za oknem nastawał już świt. Chcąc nie chcąc musiał się pożegnać i udał się do skrzydła B. Otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Na miejscu czekało na niego trzech mężczyzn ubranych w długie szaty, wygladających na uczonych.
- Kim jesteście?- zapytał Serafiel kładąc rękę na rękojeści miecza.
- Myślę, że nie będziesz potrzebował broni. - powiedział jeden z mędrców, gdy zobaczył ten gest.
- Twój ojciec nic ci nie powiedział? - zapytał drugi.
- Tylko tyle, że dowiem się wszystkiego na miejscu. - odpowiedział nieco spokojniejszym tonem.
- No tak. To w jego stylu. Otóż, drogi rycerzu, jesteśmy magami. - tym razem odezwał się trzeci. Te słowa zaskoczył Serafiela. W jego kraju nigdy nie żyli magowie. Oczywiście spotkał ich wielu. W końcu sam podróżował z trzema czy czterema. W końcu przyszło olśnienie. O tym mówiła mu siostra. Veliter miał własnych magów. To może przeważyć o losach wojny.
- Ilu was jest? - zapytał.
- Piętnastu, wliczając w to nas. Nie jest to przerażająca liczba, jednak posiadamy wiedzę, jakiej nie mają magowie pochodzący z Araluenu czy innych krajów.
- A skąd się wzięliście? - dociekał dalej.
- Oczywiście nie urodziliśmy się w Veliterze. Przybyliśmy z dalekiej krainy. Było to jakieś 50 lat temu. Żyliśmy wtedy w ukryciu i czekaliśmy na odpowiedni moment, żeby się ujawnić. Teraz pomagami twojemu królowi wzamian za to, że on kiedyś pomógł nam.
- Niech będzie. Niestety nie mam teraz czasu na rozmowy. Ojciec mówił, że zapewnicie mi powrót do Seacliff. - przeszedł do sedna.
- Owszem. Użyjemy zaklęcia teleportacji.
- Gdzie mnie przeniesiecie?
- Zobaczysz. - odpowiedzieli chórem i zaczęli wymawiać zaklęcie. W następnej chwili Serafiel poczuł mrowienie na całym ciele. Czuł jakby jego ciało było rozrywane przez stado niedożywionych wilków. Potem zgasło światło. Okazało się, że zamknął oczy. Gdy je otworzył, rozejrzał się. Nie znajdował się w skrzydle B. Leżał właśnie na koi w kajucie jakiegoś statku. Wstał, przetarł oczy i jeszcze raz rozejrzał się. Na stoliku obok zobaczył jakąś kopertę. Wziął ją do ręki i otworzył. Znalazł w niej list napisany niewątpliwie przez jego ojca.
Drogi Serafielu,
jeśli czytasz ten list, to wiedz, że zaklęcie się udało. Magowie nigdy jeszcze go nie próbowali, gdyż nikt nie chciał zgłosić się na ochotnika, więc cieszę się, że żyjesz. Nie będę cię zanudzał ojcowskimi radami, więc przejdę od razu do rzeczy. Znajdujesz się na statku, który wyruszył do Araluenu dwa dni temu. Wtedy także wsiadł do niego pewien zakapturzony człowiek, który przez cały rejs nie wychodził z własniej kajuty. Z tej, w której właśnie się znajdujesz. Ów człowiek dzisiejszej nocy niepostrzeżenie wymknął się ze statku. Ty zająłeś jego miejsce. Zapewne teraz dopływasz do Seacliff. Oczywiście moglibyśmy od razu wysłać cię do lenna, lecz wtedy twoje przybycie wzbudziłoby podejrzenia. Może nawet wydałoby się, że mamy w swoich szeregach magów, a tego nie chcemy. To nasza tajna broń. Nie wspominaj o tym nawet swoim towarzyszom. A z pewnością nie mów tego aralueńskiej księżniczce. Nie zapomnij o prezencie. Bądź zdrów.
Arturio

Serafiel oczywiście zapomniał o prezencie. Całe szczęście, że ojciec mu o nim przypomniał. Ciekawe co to może być? Tymczasem wyjrzał przez okienko znajdujące się w kajucie. Widać już było ląd. Niedługo znów będzie w Seacliff. Czekał w swojej kajucie jakąś godzinę, gdy na pokładzie rozległ się dźwięk dzwony. Dopłynęli. Serafiel założył kaptur na twarz i skierował się do drzwi. Kilkanaście sekund później był już na suchym lądzie. Ruszył przez port ściskając jedną ręką paczkę z prezentem. Gdy znalazł się przy zabudowaniach, skręcił w jakąś uliczkę i znalazł jakieś zacienione, nie odwiedzane przez nikogo od lat, miejsce. Rozerwał tam papier zakrywający przedmiot. Chwilę później jego oczom ukazała się skórzana rękawica okuta żelazem i malutka karteczka. Przeczytał co było na niej napisane.
W Seacliff odbędzie się turniej. Weź w nim udział i zwycięż w imię Veliteru. Oczyść swój honor.
To było coś niesamowitego. Wygrana w turnieju rozgrywającym się na obczyźnie, poświęcona własnej ojczyźnie może zmazać hańbę, jaką zdobył przez niewykonanie zadania. Oczywiście Serafiel zdawał sobie wcześniej z tego sprawę, jednak rycerze Velitery otrzymują prawo do uczestnictwa w turniejach dopiero po pięciu latach służby dla króla. I do tego nie wszyscy dostępują tego zaszczytu. Nie wiedział jak ojcu udało się to załatwić. Pewnie musiał tygodniami błagać o to króla. Dla największego rycerza Velitery musiało być to nie lada upokorzeniem, a jednak zrobił to. Dla Serafiela. Dał mu możliwość oczyszczenia dumy. Serafiel nie mógł tego nie wykorzystać. Zwycięży w tym turnieju. Nie tylko dla ojczyzny, ale także w imię ojca. Zrobi to dla niego. Ale po kolei. Do turnieju jeszcze dwa dni. Na razie musi się spotkać z resztą drużyny. Założył rękawicę i ruszył do zamku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adirael dnia Pon 18:44, 11 Paź 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 17:58, 11 Paź 2010    Temat postu:

Aragorn stał właśnie przy oknie oparty o zimny marmur. Nadszedł przed dzień turnieju rycerskiego. Rycerz przez cały tydzień trenował bez wytchnienia. Na drewnianym stole, na środku komnaty leżał ładnie przyozdobiony zwój. Aragorn podszedł by zobaczyć go jeszcze raz. Była to oficjalna karta uczestnictwa w turnieju. Turniej ten miał przyciągnąć rycerstwo z całego królestwa w zmaganiach we wszystkich rodzajach walk i stylów. Rycerza interesowało uczestnictwo w walkach na kopie. Na tym właśnie polu miał się rozegrać jego pojedynek z Marcusem.
-Jeżeli wogóle przetrwa eliminacje i dojdzie do pojedynku ze mna- Uśmiechnął się wesoło w myślach aby dodać sobie otuchy przed walką. Aragorn nie okazywał tego po sobie, jednak turniej wywierał na nim presję. Nie chodziło tyle o Marcusa co innych silnych i wymagających przeciwników. Walka na kopie nigdy nie należała do najbezpieczniejszych. Rycerz starał się o tym nie myśleć. Zaczął ponownie dopasowaywać zbroję. Wszystko musiało być idealnie zgrane. W miejscu gdzie ma odbyć się turniej krzątali się ludzie. Przygotowywali namioty, plac. Do zamku zjechała sie już większość uczestników. Część była jeszcze w podróży.
Rycerz uśmiechnął się. Wspomniał sytuację podczas ćwiczeń gdy spotkał się z Megan.
-Teraz wiem co naprawdę czujesz...- Wyszeptał do siebie rycerz. Nigdy nie był pewien uczuć księżniczki. Może i ona ich nie znała. Aragorn obiecał sobie, że pokaże siłę swojej miłości na turnieju. Będzie walczył choćby do upadłego. A z pewnością nie podda się w walce z Marcusem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 1 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin