Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

9. Góra tajemnic
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 17:21, 13 Gru 2010    Temat postu:

GRUPA III
Jak postanowili, tak zrobili. Spędzili noc w obozie, a nazajutrz rano zaczęli przedzierać się przez las w poszukiwaniu wskazówek. Nic jednak nie znaleźli, więc zmordowani wrócili na polanę.
Gdzieś nad ranem Niobe, stojąca na czatach, zobaczyła, że ktoś jedzie drogą. Nie było ich widać wśród drzew, ale uznali, że ostrożności nigdy za wiele.
Początkowo nie zwróciła na to uwagi, ale po chwili wydało jej się, że zna tę sylwetkę.
-Cześć!
Rozpoznała głos. Należał do brata Actii, Jacena. Musiał zobaczyć ją z daleka, mimo że kryła się w gąszczu.
-Cześć, przestraszyłeś mnie. Nie jesteś ze swoją grupą?
-Jak widać, nie. A ty, masz tu gdzieś swoją? Jadę właśnie, moja siostra urządziła spotkanie całej Drużyny.
-Musimy się zbierać - zamyśliła się. - Gdzie jest spotkanie?
-Tam... - wskazał.
-Dzięki.
Pobiegła do Drużyny. Chwilę trwało, zanim się zebrali, ale około południa udało im się wyjechać. Do miejsca spotkania był niezły kawałek drogi, ponieważ nie należało rzucać się zbytnio w oczy.

Po jakimś czasie dojechali na miejsce. Wiele osób już tam było.
Czas do wieczora spłynął im na rozbijaniu kolejnego obozu. Niobe dość wcześnie położyła się spać. Wydało jej się, że minęła zaledwie chwila, gdy usłyszała nagły okrzyk. Przestraszona zerwała się z posłania i zobaczyła jak Arnara i Khor rozmawiają. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że nie wszedł z nimi do obozu. Podeszła do nich, chcąc spytać co się stało, i usłyszała, jak Khor mówi:
-Wiem, gdzie jest fragment.
Zdziwiło ją to tak, że również niemal krzyknęła.
-Co masz na myśli? - spytała.
Khor spokojnie wyjaśnił i umilkł. Dziewczyny też milczały, a Niobe pomyślała, że już raczej nie zaśnie tej nocy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:05, 13 Gru 2010    Temat postu:

Niektórzy członkowie drużyny dopiero się budzili, inni już byli na nogach. Actia otworzyła oczy i chwilę leżała w bezruchu. A potem szybko wstała. Fragment Posągu nie może czekać.
Przygotowała się do drogi dość szybko. Większość też już była gotowa, czekali tylko na kilka osób.
Dziewczyna stanęła przy swoim koniu i głaskała go po grzywie, myśląc nad czymś. W pewnym momencie poczuła, że ktoś za nią stanął i położył jej rękę na ramieniu.
- Tęsknię za Naboo – usłyszała głos Jacena.
- To pojedź tam – odparła Actia.
Dziewczyna odwróciła się, aby spojrzeć na brata. Wyglądał dość dziwnie. Przydługie włosy sterczały mu na wszystkie strony, podarte koszula przekrzywiła mu się, oczy miał przekrwione. I wychudł. Jeszcze bardziej.
- Nie – Jacen westchnął. – Poczekam na ciebie. Pokonacie te Bóstwa, a potem pojedziemy na Mandalorę po ojca, a potem na Naboo. Na wakacje.
Actia kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko. Podobał jej się ten pomysł.
- To co – zapytał ktoś z drużyny. – Ruszamy?
- Wszyscy gotowi? – Actia popatrzyła po członkach drużyny. – To ruszamy w te góry.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 21:30, 13 Gru 2010    Temat postu:

Ze snu wyrwał ją Brolga, już świtało, domagał się owsa.
- Już wstaje... - powiedziała beznamiętnie i leniwie spojrzała na konia. -Wybacz, że tak późno, ale tak jakoś przyjemnie mi się spało kochany. Jeszcze 4 dni do przybycia naszego nowego przyjaciela. Cieszysz się?
Koń tylko zarżał w odpowiedzi, co chyba znaczyło "tak". Podniosła się z ziemi i ruszyła do swojej torby. Wyjęła z niech worek paszy i nakarmiła konie, stwierdzając iż musi się udać na targ, bo niedługo zabraknie jej pożywienia dla dzielnych wierzchowców. Wyszła ze stajni i zrobiła to co chciała. Udało jej się wytargować dosyć tanio ten owies. Kiedy wracała do stajni, aby schować go do torby zaczepiła ją jakaś kobieta, którą po chwili poznała, to od jej męża miała kupić husky.
- Witaj panienko. Szukałam Cię cały ranek. Mężowi udało się sprowadzić psa o wiele szybciej i przybył już dzisiaj rano. Ma panienka przy sobie pieniądze?
-Tak, mam. Możemy od razu iść.
-Dobrze, więc chodźmy.
Do domu miłej pani było z targu bardzo blisko. Kobieta nie wpuściła jej do środka. Weszła i gdy znów wyszła trzymała na rękach biało-rudą puszystą kulkę.
- To on? - powiedziała nie kryjąc radości.
- Tak. To pies. Jest bardzo spokojny.
Cochise podała kobiecie ustaloną sumę, a ta dała jej zwierzaka. Dziewczyna była wniebowzięta, nie spodziewała się, że będzie taki cudowny. W drodze do stajni zauważyła grupkę ludzi, kilkoro z nich od razu poznała, to była drużyna. Natychmiast do nich podeszła i dowiedziała się co i jak. Pobiegła po wierzchowce, osiodłała oba, gdyby klacz też była potrzebna. Zrobiła psu jakieś legowisko i położyła je zaraz przed swoim siodłem, aby
mogła mieć go na oku. Wsadziła husky na jego miejsce, chwyciła wodze klaczy, podprowadziła ją do Brolgii i dosiadła ogiera. Jechali kłusem, gdyż nie chciała narażać szczeniaka na zbytnie wstrząsy. Gdy dotarli na miejsce nie miała ochoty z nikim rozmawiać, rozłożyła tylko swój namiot, przywiązała konie do jakiegoś drzewa obok, poluźniła im popręgi i ruszyła wraz z husky do namiotu. Zwierzak był bardzo senny, ona zresztą też. Oboje bardzo szybko zasnęli. Obudził ją głos Actii, gdzieś wyruszali. Przygotowanie do podróży zajęło jej zaledwie kilka minut. Udała się do reszty. Wyruszali, nie za bardzo wiedziała gdzie, tylko, że w góry. Nie wiedziała też po co. Uznała, że później kogoś zapyta.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 22:37, 13 Gru 2010    Temat postu:

Wypadło, że wartę objął jako pierwszy. Po prostu nie mógł zasnąć. Nawet wtedy, gdy obudził swojego zmiennika. W czasie swojej zmiany nie zauważył nic wartego uwagi. Nic się nie działo. W końcu udało mu się zasnąć. Obudził się jako pierwszy. Wykonał poranną rozgrzewkę i zaczął pakować swoje rzeczy. W tym czasie większość obozowiczów przebudziła się i również przygotowywała do dalszej drogi. Castagiro skończywszy się pakować przysiadł pod drzewem i zaczął obserwować członków drużyny. NA każdym zatrzymywał na chwilę wzrok. Po paru sekundach spod kaptura można było dostrzec uśmiech. Trudno było stwierdzić co to był za uśmiech, gdyż widoczne był tylko jego usta. Ani razu się nie odezwał. Nawet wtedy gdy drużyna ruszyła w drogę. Standardowo zajął pozycję na końcu by móc obserwować sytuację za nimi ale też innych członków drużyny...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 16:10, 14 Gru 2010    Temat postu:

Nick jechał w mniej więcej połowie kolumny, jednak chyba trochę bliżej przodu. Obudził się z motylkami w brzuchu, jak zawsze kiedy wiedział, że dzień zapowiada się inaczej niż reszta dni. Bo ten dzień podobno miał być inny niż reszta dni. Mag poczuł, że coś wpadło mu do głowy. Tym czymś była, o dziwo, myśl, a nie strzała. Już myśl formowała się w jego głowie, kiedy uciekła. Trudno, szkoda, adios. Chociaż druga połowa jego mózgu miała chęć kląć na cały świat. Najlepiej byłoby, gdyby ten koń tak nie trząsł. I ptaki śpiewały tak głośno. Dlaczego do późna musiał łazić po lesie? Po co mu to było? Zatrzymali się na jedną noc, a on poszedł po kolacji szukać grzybów na śniadanie. To samo w sobie nie było złe, tylko, że szukał grzybów na trzy śniadania, dla całej drużyny. I dlaczego...
Nick zasnął w siodle.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:50, 16 Gru 2010    Temat postu:

Cochise nakazała Broldze iść za resztą, a sama zajęła się swoim nowym pupilem. Znalazła wreszcie trochę czasu, aby wymyślić mu jakieś imię. Kiedyś uczyła się włoskiego, podobał jej się ten język więc z niego postanowiła wziąć jakieś ciekawe słowo. Pierwsze na myśl przyszło jest "Selvatico" czyli dziki. Spodobało jej się. Schyliła się do psa i szepnęła mu do ucha:
- Witaj wśród nas Selvatico...
Po czym podrapała go za uchem, w odpowiedzi usłyszała tylko chrapanie.
Rozejrzała się dookoła, jechała mniej więcej po środku grupy, zauważyła, że bardzo dużo osób śpi. Jej nie chciało się spać, wyspała się w nocy. Nawet nie wiedziała co się działo, ale coś musiała skoro wyruszyli.
Pewnie chodzi tu o tytana... Do głowy przyszło jej też wiele innych pomysłów, z zamyślenia wyrwał ją ból w lewej ręce. Spojrzała w dół. Selvatico widocznie się obudził i właśnie ją gryzł swoimi małymi i ostrymi ząbkami. Cochise uśmiechnęła się do szczeniaka. Puściła wodze i wtuliła ręce w puch husky. Mogłaby użyć swojej mocy aby poznać psiaka, ale wolała zrobić jak z Brolgą. Przesunęła się do tyłu w siodle i posadziła psiaka przed sobą na siodle. Ciekawskie zwierzątko od razu położyło przednie łapki na jej ramionach i zaczęło ją ciągnąć za włosy. Cochise to nie przeszkadzało, młody Brolga również tak robił. Nagle usłyszała głos Nicka.
- Miły pies.
- Dzięki. Wstałeś wreszcie?
-Tak.
- Dokąd właściwie jedziemy?
-Nie wiem...
- A co wiesz?
- Wiem dużo rzeczy.
- Na przykład?
-W tym przypadku na przykład jest pojęciem względem. Konkrety, konkrety. Na przykład: Nicku co wiesz o... to byłoby już bardziej sprecyzowane.
- No tak. Jak się miewa twój koń?
-Wszystko dobrze.
Rozmowę przerwało im wycie Selvatico.
- Chyba jest głodny. Muszę go nakarmić.
Wyjęła z torby jakąś soczystą szynkę i dała psu, który chętnie ją zjadł. Najedzony szczeniak chciał wrócić do swojego legowiska. Cochise wzięła go na ręce i położyła tam gdzie chciał. Spojrzała na Nicka.
- Masz dużo eliksirów i lekarstw prawda? Masz może coś na ból gardła?
-Mam na ból gardła. Mam na wiele rzeczy. - Nick poszperał w sakwie i podał Cochise małą, zieloną buteleczkę.
Dziewczyna wzięła buteleczkę, wypiła trochę z zawartości i oddała Nickowi.
- A więc tak. Mam tu zasłony dymne, trucizny, wybuchowe, lecznicze, dające energię, powodujące krótkotrwały, szybki bieg, odporności na czary nawet mam. - powiedział ziewając.- Wybacz, ale już wrócę na swoje miejsce.
Nick odjechał, a po chwili dziewczyna spostrzegła, że zasnął. Sama też chętnie by pospała, ale wolała być czujna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cochise dnia Czw 19:54, 16 Gru 2010, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:02, 18 Gru 2010    Temat postu:

Wilczyca nie wzięła szynki, przecież nie była głodna. Chciała tylko aby ktoś inteligentny się nią zaopiekował. Zauważyła w oczach rycerza, że on nie ma takich zamiarów. Wielka szkoda... Na razie nie zaczepiała nikogo, tylko leniwie szła kawałek za drużyną obserwując wszystkich. Zastanawiała się kogo tym razem wybrać. Myślała i myślała, a czas mijał. Dotarli w jakieś miejsce, gdzie rozłożyli namioty. Jak się domyśliła, planowali postój, ona sama postanowiła na coś zapolować. Pobiegła do lasu i wyczuła w okolicy stado saren. Udało jej się jedną upolować, tę najsłabszą, chociaż mimo to, mięso zwierzęcia było pyszne. Wilczyca znalazła jakiś strumyk gdzie opłukała pysk z krwi. Najedzona i pełna nowej energii do życia ruszyła na miejsce postoju. Prawie wszyscy byli w swoich namiotach. Ruffian położyła się przy jakimś drzewie i zajęła się drzemką. O świcie obudziło ją rżenie koni. Musiała szybko zerwać się na nogi, bo jak się okazało drużyna gdzieś wyjeżdżała i była już spory kawałek od niej. Biegła co sił w łapach aż dogoniła ostatnią osobę, którą był jak się okazało Castagiro. Nie zawracała sobie nim głowy i szła obok jego konia. Po dłuższym czasie zdecydowała się na zaczepienie jakiejś osoby. Tym razem nie poszła do rycerza lecz do maga, na początek chciała podejść do Cochise, ale zauważyła, że dziewczyna ma już swojego pupilka, więc skierowała się w stronę Nicka. Kiedy podeszła do jego wierzchowca, ten wpadł w panikę i chcąc nie chcąc jeździec musiał zwrócić uwagę na nią.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 16:26, 18 Gru 2010    Temat postu:

- Prr, koniku - uspokajał konia Nick. Gdy zwierzę się uspokoiło, mag poczynił bardzo mądrą uwagę:
- O, wilk.
Do czarodzieja podjechali Aragorn i Rina. Powiedzieli równocześnie:
- Ja tego wilka skądś znam.
Nick, po chwili zastanowienia zsiadł z konia i podszedł do zwierzaka, będąc jednak cały czas gotowy do obrony.
- A więc nas śledzisz, co? Najpierw Rina i Aragorn, teraz ja. Zwyczajne wilki tak nie robią. A do tego zamiast od razu rzucić się na mojego na konia, ten biegł sobie obok nas. To naprawdę nie jest normalne. Ale jeśli chcesz, to możesz koło mnie poszwendać, chociaż pewnie zaraz kogo innego sobie upatrzysz, he? Hej, zaczekajcie na mnie!! - ostatnie słowa skierował do drużyny, która porządnie się oddaliła. I rzucił jeszcze do zwierzaka:
- A jeśli ty wcale nie jesteś wilkiem?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:36, 19 Gru 2010    Temat postu:

Jadąc na koniu bawił się sztyletem i co chwila spoglądał za siebie uważnie obserwując teren. Na szczęście nikt ich nie śledził więc mogli czuć się bezpiecznie. Wtem drużyna zatrzymała się gdyż znalazł się przy nich wilk a dokładniej wilczyca. Castagiro lubił te zwierzęta jednak teraz nie zwracał większej uwagi n to, że Nick rozmawia ze zwierzęciem. Po paru minutach grupa znów ruszyła w podróż. Castagiro poczuł dreszcz na plecach. Wyprostował się w siodle i rozejrzał wokół. Nic się nie zmieniło w krajobrazie oraz nikogo prócz nich nie było w pobliżu. Mimo to czuł jakby jakaś energie przepływała mu po kręgosłupie aż do głowy. Nagle wszystko wokół nich ucichło. Svart zatrzymał się i rozglądał jednocześnie nasłuchując. Nic. Cisza. Żadnego śpiewu ptaków. Żadnego wiatru. Kompletna głucha cisza. Cisza, która przerwał potężny grzmot od którego przestraszyły się wszystkie konie a z koron drzew uciekło wszelkie ptactwo. Grzmot tak przeraźliwy, że wywołał strach w samych członkach drużyny. Grzmot tak potężny, że aż zadrżała ziemia.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 14:52, 22 Gru 2010    Temat postu:

Serafiel trenował do później nocy. Nie przeszkadzało mu ciągłe dudnienie, wbijającego się sztyletu. Można powiedzieć, że odgłos ten sprawiał mu przyjemność. Prawie za każdym razem trafiał. Kilka razy się rozkojarzył i nóż poleciał kilka centymetrów w bok, ale rycerz zaraz się karcił i ponawiał rzut. Fakt, że było ciemno, a widok zapewniało mu jedynie kilka słabych promyczków, dochodzących z ogniska, nie przeszkadzał mus. Wręcz przeciwnie. Oczywiście sprawiało to, że gorzej widział cel, ale po kilku rzutach doszedł do wprawy i celnie trafiał nawet w całkowitym mroku. Kilka razy przewieszał rysunek na inne drzewo. Za każdym razem Serafiel musiał robić to ostrożniej, gdyż materiał był tak poszarpany, że w każdej chwili mógł się porwać. A przy takich ciemnościach ciężko byłoby zrobić nowy szkic. Niekiedy celował w zwykłe drzewo. Przecinał sztyletem spadające liście. Kilka razy broń, nie znajdując oporu, lądowała gdzieś w zaroślach. To też nie sprawiało Serafielowi problemu. Brał wtedy pod uwagę siłę, z jaką wyrzucił nóż, kierunek, w który go posłał, i warunki otoczenia. Kilka minut i znów dzierżył w ręcę ostrze. Powoli zaczynał lubić tę broń. Kiedyś nie wyobrażał sobie, żeby przyszło mu używać czegoś innego niż swoich scimitarów. Teraz wiele się zmieniło. Otrzymał nowe miecze, stare zostały zniszczone lub przerobione. Serafiel był pewny. Rozpoczął nowy rozdział w swoim życiu. Teraz musi się starać, żeby był on lepszy od poprzedniego. A trudno będzie tego dokonać. Czy da radę przebić swoje wcześniejsze dokonania? Oszem, pod koniec poprzedniego etapu zaczął podupadać, ale w porównaniu do całego swojego życia, wypadał całkiem nieźle. A teraz? Rozpoczął nie najgorzej. Zwyciężał w turnieju. Był niemal pewny, że dojdzie do finału, lecz wszystko zaprzepaścił nagły wyjazd z lenna Seacliff. Nie było to ani dobre, ani złe. Lecz potem zaczął schodzić na złą ścieżkę. Pojedyncza pogróżka w stronę Megan była dopiero początkiem czegoś większego. To już nie był ten sam Serafiel, co na początku podróży, o nie! Zaczęło się zmieniać, gdy Actię porwał Czarnoksiężnik. To jego wina! On wymusił na Actii pewne wybory, których rycerz nie pochwalał. A potem tak się ciągnęło do teraz. Teraz, kiedy to otwarcie grozi swoim niegdysiejszym przyjaciołom? Czy tego oczekiwał od niego ojciec? Czy chciał, żeby Serafiel odpłacał bliźnim złem za zło? Nie mogło tak być. Serafiel opuścił rękę, którą właśnie zamierzał się do rzutu. Zrobił pierwszy krok ku poprawie. Jednak właśnie wtedy poczuł w prawej ręcę niesamowity ból. Aż opuścił sztylet i wtedy... ból minął. Serafiel podwinął rękaw koszuli. Na przedramieniu widniało głębokie rozcięcie. Ale nie takie zwykłe. Najwyraźniej formowało się w jakiś większy przekaz. To nie koniec. Rycerza kusiło, żeby podnieść sztylet. Może wtedy ból powróci i pozna dalszą część wiadomości. Bo pewnym było, że to wszystko przez ten diabelski sztylet. Ale to nie mogła być pułapka. Ruffian nie zaczarowała sztyletu. Może on sam. Może, gdy ugodził własną właścicielkę, przyjął część jej mocy. Albo po prostu. Wiedźma zapewne często go używała. Cóż, to jednak nie była dobra broń. Albo i to coś oznaczało. Może bogowie litują się nad Serafielem i każą mu opuścić tę ścieżkę. Bzdura! Rycerz nie wierzył w takie opowiastki. Owszem, istnieją dobrze mu znane Bóstwa, jednak czy są one prawdziwymi bogami? Takimi, którym oddaje się cześć i składa ofiary? Serafiel w to wątpił. Gdyby tak było, to nie fatygowałyby się same, żeby zniszczyć Insygnia. Wysłałyby kogoś, żeby znalazł fragmenty posągu. Nie. To musiały być zwykłe, aczkolwiek bardzo potężne istoty magiczne. Ale czy aż tak potężne, żeby ich unicestwienie było niemożliwe? Jeśli tak, to jak je powstrzymają? Nawet cała Drużyna nie miałaby szans z niewyobrażalną mocą, jaką dysponują Bóstwa. A co, jeśli zdobędę wszystkie kawałki Tytana? Czy wtedy zawładną światem? Serafiel niemal nie przypuszczał innej możliwości. To musiało być to. Więc trzeba było je powstrzymać. Jeszcze nie wiedział jak, ale dowie się. Razem z resztą drużyny. Ale, żeby to osiągnąć, będzie musiał działać wspólnie z całą drużyną. Nie przewidywał wyjątków.


***


Serafiel obudził się wcześnie rano. I nawet nie czuł zmęczenia, mimo nieprzespanej większości nocy. Myślami jeszcze raz wrócił do sztyletu Ruffian. Leżał tam, gdzieś w zaroślach. Pewnie mógłby go odnaleźć. Ale czy tego chciał? Spojrzał jeszcze raz na swoje ramię. Rycerz zabandażował rękę przed snem i udało mu się zatamować krawienie, ale przez noc bandaż i tak przesiąkł czerwonym płynem. Co dziwne, mężczyzna nie odczuwał żadnych zmian, spowodowanych zbyt dużą utratą krwi. Wręcz przeciwnie. Czuł się silniejszy niż przedtem. Serafiel zdjął opatrunek, żeby dokładnie przyjrzeć się ranie. Wcześniej sprawdził jeszcze, czy nikt mu się nie przygląda. Nie chciał ciekawskich spojrzeń i irytujących pytań. Ani pomocy. Sam sobie poradzi. Tak, jak zawsze to robił. Od małego. Po chwili rozwiązał cały bandaż i zamarł ze zdziwienia. Rana rzeczywiście w coś się układała. Jednak została powstrzymana przez upuszczenie sztyletu. Ale najwidoczniej nie poddała się. W nocy, podczas snu, dokończyła swoje dzieło. Na przedramieniu Serafiela widniał teraz jakiś dziwny znak. Musiało być to jakieś słowo, gdyż runa była bardzo podobna do jego języka, lecz rycerz nie rozpoznawał w tym żadnej znanej litery. A co jeszcze dziwniejsze, nie było żadnych śladów gojenia. Rana nawet nie zaczęła się zasklepiać. Wciął była jaskrawoczerwona. A krew ani nie była zaschnięta, ani nie sączyła się. Jakby była zawieszona w powietrzu. Sam znak nie był zbyt okazałej wielkości. Tak na oko, wielkości kurzego jajka. Czy teraz powinien zagadać do któregoś z magów, żeby pomógł mu wyleczyć ranę? Ten Nick miał całkiem sporo soczków. Pewnie znalazłoby się coś dla Serafiela. Ale nie! Nie chciał tego. To był jakiś znak, skierowany do niego, i musiał go odczytać. Wziął nowy bandaż i ponownie opatrzył rękę. Nikomu tego nie pokaże. Od teraz to jest jego tajemnica.


***


Serafiel jechał na swoim koniu na samym końcu pochodu. Ów wierzchowiec towarzyszł mu od początku podróży, jednak rycerz nie przywiązał się do niego. Czasami patrzył z zadrością na innych, którzy pilnie opiekowali się swoimi podopiecznymi, nazywali ich po imieniu i cenili nade wszystko. Co za szkoda, że Ferric Serafiela musiał pozostać w Veliterze. To doskonały koń, ale musiał wypocząć po turnieju, w którym Arturion musiał wziąć udział. Niechętnie, gdyż rozgrywał się on na terenie hrabstwa pewnego bardzo nieudolnego namiestnika. Nie dość, że nie potrafił przyjmować tak zacnych gości, to cały turniej okazał się niebywałą klapą. Na skutek wypadku Ferric uległ poważniej kontuzji. Ledwo udało się uratować jego nogę. Zabranie go ze sobą na misję byłoby całkowitym brakiem szacunku i etosu. Serafel, jako szlachetny rycerz, nigdy by sobie na coś takiego nie pozwolił. Dlatego zabrał ze sobą bezimiennego rumaka ze stajni królewskich. Najlepszych koni w całym księstwie. Jednak to nie było to. Wierzchowiec rzeczywiście sprawiał się świetnie, ale Serafiel nie odczuwał więzi z nim. Musiał przez to oczekiwać, że koniowaty kiedyś go zawiedzie. Tak musiało się stać. Może nie teraz. Nie w tym tygodniu. Ale na pewno musiał zawieść podczas misji.


***


Serafiel nadal trzymał się końca pochodu. Tam było mu najlepiej. Nie dość, że tracił więź ze swoim rumakiem, to jeszcze oddalał się od drużyny. Czy teraz oddałby za któregoś towarzysza życie? Kiedyś nawet by się nie wahał. Raz nawet był blisko. Wtedy, gdy chciał uratować Actię. Ale czy teraz? Ci nowi. Czy zasłużyli oni na przyjaźń Serafiela? Cochise, może. Rycerzowi całkiem przyjemnie się z nią rozmawiało i, gdyby Actia nie zarządziła szybkiego wymarszu, może zdołałby się z nią zaprzyjaźnić. Niobe? Mężczyzna na początku czuł między nimi jakieś relacje, ale nie trwało to długo. Serafiel jej pomógł, ona mu podziękowała. I tyle. O reszcie nawet nie trzeba wspominać. Nic nie zrobili, żeby zjednać sobie Veliterańczyka. A stare wygi? Niektórzy mocno mu podpadli. Wiadomo kto. Nie trzeba wymieniać nazwisk. Ale byli też tacy, którzy po prostu byli. Kiedyś byli oni kompanami Serafiela. Właśnie za nich mógłby się poświęcić. Teraz chyba nie byłby gotów na takie coś. Od nich też się oddalił. Nie było to dobre.


***


Serafiel przypominał sobie właśnie zdarzenia ostaniej nocy. Rozmyślał wtedy nad swoim postępowaniem, a w końcu nie zrobił nic, żeby zmienić cokolwiek. I czy w ogóle chciał coś zmieniać. Wydawało mu się, że tak. Najpierw musi się opanować. Zaraz, jak go uczyli jego mistrzowie? Na początku trzeba opanować oddech. Wziąć głęboki wdech i wydech. Wdech, wydech. Zamknąć oczy i otworzyć umysł. Taa. Serafiel nigdy nie był w tym dobry. A na dobre dał sobie z tym spokój, gdy jego koń potknął się o jakiś kamień i rycerz o mały włos nie spadł z siodła. Co to by był za wstyd! Tak przy ludziach. I to jeszcze jakich. Takich, którzy go znają. Gdyby byli to jacyś przypadkowo spotkani ludzie, pewnie pośmialiby się chwilę i poszli dalej. Ale ci? Oni mogli się z tego nabijać przez najbliższy miesiąc. Oczywiście w duchu wesołości. Nie, żeby zrobić mu na złość. Patrzył więc dokładniej od tej pory i nie pozwalał sobie na podobne przeoczenia. I wtedy znów przyszły myśli ostatniej nocy. Musiał się zmienić i to koniecznie. Tak postanowił. I chyba wiedział od czego zacząć. I trafił chyba na dobry moment. Uderzył piętami w boki wierzchowca i wysforował się do przodu. Minął kilku jeźdźców, aż znalazł się naprzeciwko tej, do której dążył. Wykorzystał, że Megan jest ostanio w dobrym nastroju. Zanotował jeszcze w głowie, żeby podziękować Aragornowi za stworzenie doskonałej okazji. Ustawił się więc obok dziewczyny i wyciągnął z pochwy miecz ojca.
- Księżniczko, weź ten miecz na przechowanie. To znak moich przeprosin. Zachowywałem się niegodnie swojego imienia, choć nadal twierdzę, że miałem ku temu powody. Przyjmiesz? - powiedział i położył miecz na swoich dłoniach.
Kolejna tradycja, wywodząca się z Veliteru. Mężczyzna zawsze dawał kobiecie swój miecza na znak przeprosin. Oczywiście kobieta po jakimś czasie zwracała mu miecz. Po czasie, który sama uzna za stosowny. Nie było chyba bardziej godnego sposobu wyrażania przeprosin w jego kraju. I był niemal pewien, że Megan, jako księżczniczka i następczyni tronu, będzie to wiedzieć Niestety, gdy tak trzymał przed sobą miecz, rękaw jego koszuli nieznacznie opadł. Jednak na tyle, żeby odsłonić kawałek bandaża. Całego we krwi! Rana nadal nie przestawała krwawić. Co to mogło znaczyć? Poza tym, Seriafiel dalej nie odczuwał zmian, spowodowanych utratą krwi. A co, jeśli to nie była krew? Pozostało mu tylko prosić w duchu, żeby Megan niczego nie dojrzała. Nie chciał zbędnych pytań. Teraz chciał jedynie przyjęcia przeprosin. Lecz nawet, jeśli nie dostanie przebaczenia, będzie wiedział, że zrobił wielki krok ku dobru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 15:35, 22 Gru 2010    Temat postu:

Cochise zaobserwowała, że konie od jakiegoś czasu dziwnie się zachowują. Tak samo Selvatico. Spojrzała w oczy Ginger, były pełne przerażenia. Natychmiast doszła do wniosku, że coś jest nie tak. Lecz po chwili do głowy przyszedł jej pomysł, że po prostu klacz jest bojaźliwa, a jej się tylko coś wydaje. Miała straszną ochotę z kimś pogadać. Ale z kim? Dała sobie spokój. Odjechała kawałek od drużyny.
- Czas rozprostować kości - szepnęła Broldze do ucha.
Sprawdziła czy legowisko szczeniaka jest mocno przyczepione, jego samego też lekko przywiązała. Akurat jechali koło jakiejś polany. Popędziła ogiera i po chwili cwałowali po trawie. Klacz był szybka, nawet szybsza niż Brolga. Cochise wiedziała, że kiedyś to wykorzysta. Widząc pot na bokach koni, dziewczyna podjechała ku drużynie, tym razem zajmując miejsce gdzieś z tyłu. Wtem rozległ się potężny grzmot. Ogier nie przejął się tym, ale Ginger wpadła w panikę, wyrwała się Cochise i pobiegła w siną dal. Dziewczyna natychmiast podała Castagirowi, który był najbliżej niej, małego Selvatico.
-Przypilnuj go chwilę.
Nawet nie usłyszała odpowiedzi tylko mocno spięła Brolgę, który ruszył z kopyta. Kasztanka była już kawał drogi od nich, ale ogier szybko ją dogonił. Cochise bez namysłu skoczyła z jego grzbietu na siodło klaczy. Udało jej się ją zahamować. Powolnym galopem wróciła do grupy. Na chwilę zsiadła z konia ledwo trzymając się na nogach. Wzięła szczeniaka od Castagira.
- Dzięki.
Włożyła husky do jego legowiska. Musiała trochę ochłonąć.
- Co to było?- powiedziała patrząc na drużynę.- Na pewno to nie żadna zwykła burza. Jakiś potężny mag maczał w tym palce.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cochise dnia Śro 15:36, 22 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 20:04, 22 Gru 2010    Temat postu:

Ruffian spojrzała krzywo na Nicka, po czym pobiegła za resztą. Zdążyli się już nieźle oddalić. Biegła z boku, zostając przy pozycji obserwatora. Wyprzedziła ich i skryła w krzakach. Swoimi wilczymi oczami widziała doskonale to, co działo się daleko od niej. Coś jej nie pasowało w szczeniaku należącym do Cochise. Zastanawiała się dlaczego drużyna nie korzysta z jej podarków. Owszem zdarzyło się kilka wyjątków. Przecież te przedmioty nie mają na sobie klątwy, czy nawet najmniejszego zaklęcia. Zaczynali ją doganiać. Leniwie podniosła się i zaczęła krzakami iść w ich kierunku. Nagle usłyszała potężny grzmot. Przyspieszyła kroku i błyskawicznie znalazła się przy drużynie. Stanęła sobie obok Cochise, Serafiela i Castagira.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:31, 22 Gru 2010    Temat postu:

Chwilę uspokajała swojego konia, którego spłoszył grzmot. A potem odwróciła się w siodle, by popatrzeć na członków drużyny. Zdziwienie, zaniepokojenie, strach… Actia przygryzła wargę, zastanawiając się, co to mogło być.
Bóstwa — wyszeptała cicho.
A potem, nie zwracając uwagi na resztę drużyny, zmusiła swojego konia do galopu. Jacen natychmiast ruszył za siostrą, reszta wkrótce do nich dołączyła. W pewnym momencie Actia zauważyła świetlistą smugę. Tak dobrze ją znała. Ale tym razem była ona inna. Słabsza i bardziej cienka. Dziewczynę zaniepokoiło to odkrycie, ale na razie nie zamierzała o tym nikomu mówić. Nie było na to czasu. Skierowała się za smugą. Byli już w górach. Jechali długo, od czasu do czasu słyszeli grzmoty, które były coraz to głośniejsze. Smuga doprowadziła do wysokiej góry – chociaż wydawało się, że wcale nie najwyższej.
Actia zeskoczyła z konia i zaczęła wchodzić. Na razie było łatwo, ale im wyżej się znajdowali, tym był trudniej. W pewnym momencie dziewczyna najwyraźniej źle stanęła, czego skutkiem było obsunięcie się jakiegoś kamienia. Poślizgnęła się z krzykiem, ale na szczęście nie upadła, bo ktoś ją przytrzymał. Podziękowała szybko i ruszyła dalej, tym razem ostrożniej stawiając stopy. Jednak kamienie i tak się obsuwały. Na razie były to jednak pojedyncze odłamki. Wchodzili teraz wolniej niż na początku. Robiło się coraz trudniej, a kamienne utrudnienia im w tym nie pomagały.
Usłyszeli kolejny grzmot, głośniejszy od poprzedniego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 11:52, 23 Gru 2010    Temat postu:

Po tym jak grzmot wystraszył zwierzęta uspokoił swojego wierzchowca klepiąc go po karku i szeptając mu do ucha. "Bóstwa" przeleciało mu przez myśl w momencie gdy znów zrobiło się cicho. Stał tak przez chwilę, razem z pozostałymi gdy nagle podjechała do niego Cochise. Podała mu szczeniaka mówiąc:
-Przypilnuj go chwilę. - powiedziała a on bez wahania wziął psa w ręce trochę zaskoczony tą prośbą. Patrzył mu prosto w ślepia jakby próbował odczytać myśli zwierzęcia. Jednak nie dane było mu długo to robić gdyż jego współtowarzyszka odebrała szczeniaka dziękując za przysługę. W tym momencie dostrzegł wilczycę stojącą parę kroków od niego. Przyjrzał się jej. Miał wrażenie, że z tym wilkiem jest coś nie tak. Jakby chciał coś od nich, coś im powiedzieć. Pokręcił tylko głową i ruszył za resztą drużyny w stronę gór.

Gdy dotarli do góry, na którą mieli się wspiąć, zszedł z konia i powiedział mu coś do ucha. Wziął zapasy schowane w oporządzeniu wierzchowca oraz broń, którą dostał w spadku po Ruffian zawiniętą w szary materiał. Miecz uczepił sobie do pleców tak by nie przeszkadzał w czasie wspinaczki. Spojrzał na szczyt i wziął głęboki oddech.

Wspinaczka szła mu bardzo dobrze. Pomimo trudności jakie napotykali, w szczególności przez osuwające się kamienie oraz to, że było dość ślisko, sprawnie poruszał się między kolejnymi skałami znajdując idealne miejsca by się uczepić. Wtem trafił na niewielką półkę skalną, na której chwilę przystanął. Usłyszał krzyk i spojrzał w górę. Dostrzegł tylko jak ktoś będący tuż nad nim osuwa się po skałkach. Złapal nieszcześnika i powiedział:
- Uważaj bo następnym razem może nikt cię nie złapać - powiedział do Actii i puścił ją. Spojrzał w dół. Byli już bardzo wysoko. Co najmniej dwieście metrów nad ziemią. Wtem rozległ się kolejny grzmot. Castagiro znów poczuł jakby dreszcz przepływający mu po kręgosłupie. I coś jeszcze. Wcześniej tego nie odczuwał ale teraz tak. Jego zdolność wyczuwania mocy magicznej poinformowała go, że blisko niego znajduje się jakieś źródło energii. Nie był w stanie określić odległości ale zazwyczaj jego przeczucie sprawdzało się na odległość do jednego kilometra. We wszystkie strony. W tym momencie Castagiro mógł wyczuć np kryształ, który znajdował się w jakiejś grocie pod nimi ale nie był w stanie dokładnie określić jego położenia oraz dokładnej odległości od drużyny. W końcu każda zdolność ma jakąś wadę. Nie przerywając wspinaczki rozejrzał się. Na niebie widać było znaną mu smugę, jednak troszeczkę inaczej wyglądającą aniżeli poprzednio.

Tak się wciągnął w wspinaczkę, że nie zauważył kiedy zaszli tak wysoko. Do szczytu zostało im dwieście metrów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 12:27, 23 Gru 2010    Temat postu:

Od czasu rozpoczęcia wędrówki na górę, zrobiło się o wiele zimniej. Nick mocniej otulił się płaszczem, i poszedł dalej. Wtedy z plecaka wypadło mu kilka drobiazgów. Gdy stanął, by je pozbierać, usłyszał za sobą chrzęst. Okazało się, że to znajoma wilczyca szła za nimi. Skrzywił się do niej, wzniósł oczy ku niebu, pozbierał resztę rzeczy i potruchtał za drużyną. Zrobiło się jeszcze zimniej. Gdy zagrzmiał następny grzmot, mag pomyślał, że zbiera się na mocną burzę.

Do szczytu zostało sto metrów.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 13:04, 23 Gru 2010    Temat postu:

Cochise nie była zachwycona wspinaczką. Jej przybrana siostra zginęła właśnie podczas niej. Ześlizgnęła się ze skały. Dziewczyna wiedziała, że nie pozwolą jej zostać na dole. Włożyła do swojej torby kilka niezbędnych przedmiotów, przywiązała Ginger do Brolgi, Selvatico też, a później kazała ogierowi nigdzie się stąd nie ruszać. Podczas wspinaczki było bardzo zimno. Cochise zapomniała grubszego płaszcza. Było jej strasznie zimno aż w końcu zaczęła się trząść. Miała wrażenie, że zaraz spadnie, ale byli już na samym szczycie. Zastanawiało ją jedno, jak stąd zejdzie. Do głowy przyszedł jej pomysł, że przecież może nie przeżyć.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 14:11, 23 Gru 2010    Temat postu:

Ostatnio Orin zamknął się w sobie. Nie rozmawiał za często z innymi członkami drużyny, lecz cały czas bacznie ich obserwował. W pewnym momencie zauważył wilka, początkowo chciał powiedzieć reszcie, ale coś go powstrzymało. Zobaczył, że wilk nie ma złych zamiarów. Od tego czasu skupiał się na nim. Gdy usłyszał grzmot, jego koń wspiął się na tylnie nogi i wtedy stracił wilka z oczu. Orin uspokoił Killera, po czym zaczął się rozglądać. Nigdzie nie widział wilka. Nagle Actia Ruszyła galopem, więc Orin spiął konia i ruszył, jako jeden z pierwszych. Dotarli do osuwiska gdzie konie nie mogły wejść. Zaczęła się mozolna wspinaczka. W pewnym Momocie zauważył spadającą Actię, lecz na szczęście ktoś ją chwycił. Gdy już prawie wspięli się na szczyt, ponownie zauważył wilka z bliska i stwierdził, że to Wilczyca. Gdy wspięli się na szczyt podszedł do wilczycy i spojrzał w jej oczy. Oczy te miały głębie i były mądre. Po czym rzekł do niej:
- Szukasz towarzysza, co nie mała? -
Podrapał nią za uchem, a ona machnęła ogonem. Orin ruszył i sprawdził czy wilczyca za nim Idze. Jak na razie dreptała za nim.
- Będę musiał cię potem nazwać. – Pomyślał.
Gdy drużyna w towarzystwie huków przeszła pół kilometra oczom ich ukazał się straszliwy widok i ktoś za nim psiknął. Było tam …..



--------------------------------------------------------------------------

Sorka za tak długą przerwę. Wiecie 3 gimnazjum to nie przelewki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez killerafi95 dnia Czw 14:12, 23 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 16:36, 23 Gru 2010    Temat postu:

Kiedy rozległ się grzmot, Arnara wzdrygnęła się nieznacznie, a jej koń zarżał cicho. Rozejrzała się wokół siebie, a przez myśl przeszło jej jedno słowo.

***

Arnara rozsiodłała Audaxa i położyła siodło i wodze na ziemię, obok kamienia. Poklepała go po szyi, po czym szepnęła do ucha:
W razie czego, uciekaj. Zwierzę parskęło i pożegnało właścicielkę, następnie drapiąc się głową w kolano.
Zaczęła się wspinaczka. Na początku nie było trudno; grunt był w miarę stabilny, a góra niezbyt stroma. Problemy zaczęły się po około dwudziestu minutach wędrówki. Było coraz chłodniej i wilgotniej, nie wspominając już o tym, że robiło się bardziej stromo. Z powodu wilgoci, kamienie były śliskie, no i się obsuwały. Arnara starannie dobierała drogę, tak, aby była jak najmniejsza szansa poślizgnięcia się. Nie mieli jednak dużo czasu.
Dziewczyna spojrzała w górę. W tym momencie, kiedy stawiała stopę na kamień, poślizgnęła się, lecz w odpowiedniej chwili przytrzymała się bardziwj kurczowo rękoma. Ile jeszcze takich sytuacji się zdarzy?
Teraz przystanęła, znów spojrzała w górę. Widać było szczyt. Jeszcze tylko trochę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 19:03, 23 Gru 2010    Temat postu:

Ruffian szła za drużyną. Dotarli w góry, od których śmierdziało czarną magią. Nie podobało jej się to, wykrzywiła pysk. Wspinaczka była dla niej wielkim problemem, miała przecież łapy, ale na szczęście dość długie pazury więc nie było aż tak źle. W środku drogi zaczepił ją Orin. Wpatrywała mu się w oczy. Miała nadzieję, że ją przygarnie. Z tego co mówił, wynikało, iż ma takie zamiary co przepełniło Ruffian radością. Szła za nim nie chcąc go zgubić. Nie podobało jej się to, że chce ją nazwać. Przecież wilczyca ma już imię, jak mu to przekazać? To była nie lada zagadka. Przypomniało jej się, że nadal ma trochę mocy, wystarczająco dużo by wysłać mu w myślach jakąś wiadomość, reszcie w sumie też. Zatrzymała się i skupiła na wiadomości, musi być krótka i zrozumiała.
- Witajcie. To znów ja Ruffian. Nie mam złych zamiarów. Tym razem jestem tu, aby Wam pomóc. - taka wiadomość pojawiła się w umysłach całej drużyny. Wilczyca spojrzała na nich, czekając na jakąś reakcję.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sandy dnia Czw 19:04, 23 Gru 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 21:28, 28 Gru 2010    Temat postu:

Krótka wiadomość od Ruffian pojawiła się w umysłach wszystkich członków drużyny. Actia szybko znalazła wzrokiem wilka i wpatrywała się w niego ze zdziwieniem. Do zwierzaka podeszli inni członkowie drużyny, między innymi Jacen. Chłopak związywał wilka jakąś liną. Actia potrząsnęła głową i szybkim krokiem podeszła do brata.
- Co ty wyprawiasz? – zapytała go.
Jacen podniósł głowę i spojrzał na siostrę, marszcząc brwi.
- A jak myślisz? Uważasz, że lepiej byłoby jej zaufać? Dla mnie to co najmniej podejrzane – wyzwać kogoś z drużyny na pojedynek, potem go porwać, żeby następnie popełnić samobójstwo. A teraz wraca w postaci wilka i twierdzi, że chce nam pomóc. Ładna bajeczka!
- Bajeczka czy nie, trzeba być ostrożnym. Ale, Jackie, wiązać? Czy to przypadkiem nie przesadzasz?
Jacen wstał i podniósł wilka. Do szczytu zostało niedaleko, postanowił, że poniesie… W ogóle jak miał to nazywać? Zwierzakiem, człowiekiem? I niby dlaczego nagle ta cała Ruffian, jeśli to była w ogóle ona, chce im pomóc.
- Nie ufaj magom. Nigdy – powiedział, patrząc siostrze w oczy. – Lepiej w ogóle nikomu nie ufaj, ale magom przede wszystkim. Nie zapominaj, że sama jesteś wrażliwa na Moc, tak więc doskonale wiesz na co stać takie osoby.
Jacen poszedł dalej. Actia kiwnęła głową i ruszyła za bratem, wołając jeszcze do drużyny:
- Idziemy dalej.
Do szczytu został tylko kawałek. Trochę wysiłku i już byli na szczycie. Było zimno, ale to nie z tego powodu Actia zadrżała. Na szczycie bowiem stał wysoki młodzieniec o oliwkowej cerze i hebanowych oczach. Ubrany był w czarno-granatową szatę. Stał tyłem do drużyny, ale odwrócił się w chwili, gdy Jacen rzucił wilka na ziemię.
- Znowu się spotykamy – powiedział młody mężczyzna.
Po jego przystojnej twarzy przebiegł jakiś złośliwy grymas.
Actia wyprostowała się i wysunęła dumnie podbródek. Zrobiła krok do przodu, nie przejmując się tym, że Jacen próbuje ją powstrzymać.
- Nie powiem, że jestem z tego powodu zadowolona – powiedziała dziewczyna. – Eseth, nieprawdaż? Nadal próbujesz, razem ze swoimi towarzyszami, znaleźć Posągi Tytana? – Actia rozejrzała się i westchnęła teatralnie. – Och, jak mi przykro! Na razie tak marnie wam idzie!
Eseth roześmiał się zimno i wzniósł ręce. Rozczapierzył palce i wymamrotał coś pod nosem, a następnie zacisnął dłonie w pięść. Następny grzmot. Actia zachwiała się.
- Mów tak dalej – powiedział Eseth.
- A gdzie twoi towarzysze?
Actia rozejrzała się, jakby spodziewała się ujrzeć gdzieś Glagola i Merridan. Bóstw jednak nie było. Na szczycie oprócz drużyny znajdował się tylko Eseth i mocno osłabiona smuga… Smuga! Actia wreszcie zrozumiała, co się stało.
- To żałosne – usłyszała głos Jacena. – Dopiero teraz się domyśliłaś. Powinnaś wiedzieć to wcześniej!
- Tak – mruknęła Actia. – Ty przecież wiedziałeś to wcześniej!
- No nie, ale to nie ja jestem w tej całej drużynie…
Przecież to było oczywiste! Bóstwa rozdzieliły się, teraz oddzielnie poszukiwały Fragmentów Posągu Tytana. A ich rozdzielenie spowodowało osłabnięcie smugi.
Actia krzyknęła. Poczuła szarpnięcie i po chwili leżała już pod nogami Bóstwa. Eseth złapał ją za ramiona i postawił. Dziewczyna próbowała się wydostać, ale Eseth trzymał ją mocno.
- Czego chcesz? – warknęła.
- Fragmentu Posągu Tytana.
Puścił ją. Actia odwróciła się i popatrzyła na Esetha. Z trudem powstrzymała rozmarzone westchnięcie. No tak, to przecież on był tym Bóstwem, w którym tyle kobiet się podkochiwało.
- To znajdź go i sobie weź, wszechpotężny.
- Znalazłem – Eseth wskazał na jakąś starą skrzynię, stającą nieopodal. – Ale nie mogę jej otworzyć. A wiesz dlaczego?
- Oświeć mnie.
- Na początku sam powinienem się tego dowiedzieć. Ale przecież wy sami chcecie zdobyć ten Fragment, więc otwórzcie tę skrzynię.
- Żebyś potem nam go zabrał? Sprytne. Ale powiedz, dlaczego mielibyśmy to zrobić? Dla ciebie?
- Podobały wam się grzmoty? Nie? To szkoda, bo ja je bardzo lubię… A teraz idź.
Eseth popchnął lekko Actię. Dziewczyna szybkim krokiem wróciła do drużyny. Jacen stanął obok niej.
- Co on chciał? – zapytał cicho Virtus. – Nie mogłem do ciebie się dostać, postawił jakąś barierę, skubany.
Actia szybko powiedziała drużynie o Fragmencie Posągu Tytana ukrytym w skrzyni.
- Ma ktoś jakiś pomysł? – zapytała na koniec.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 4:28, 29 Gru 2010    Temat postu:

Gdy Jacen związał wilka, Orin sięgnął po sztylet, ale się powstrzymał i mrugnął do wilczycy, gdy ta się na niego popatrzała. Gdy doszli na miejsce i ich oczom ujawiło się jedno z trzech bóstw. Actia do niego podeszła. Po chwili powróciła do drużyny. Drużyna zaczęła rozmawiać. Wtedy Orin podszedł do Ruffian. Przypomniał sobie nauki mistrza. Kiedy jeszcze z nim podróżował, on próbował go nauczyć magii, ale nie takiej, jaką posługiwali się niektórzy członkowie drużyny. Była to magia, która czerpała z życiowej siły człowieka, a pradawna mowa pomagała ukierunkować magię. Orin otworzył umysł i rozszerzył jego granice. Natychmiast poczuł jak niektórzy magowie zamykają umysły przed nim i poczuł mocno bóstwo. Sięgnął do umysłu Ruffian. Znalazł punkt mocy w swoim umyśle i napełnił słowa mocą.
- Thorta du ilumeo (Mów prawdę). -
Ruffian nie musiała znać pradawnej mowy żeby wykonać polecenie. Również w myślach Ruffian powiedział:
- Czy skrzywdzisz kogoś z drużyny? Czy nas zdradzisz? -
- Nie. – Odpowiedziała.
Wtedy Orin wycofał swój umysł poza bariery myślowe i uwolnił zaklęcie. Wyciągnął nóż i przeciął krępujące więzy. Zobaczył otarcia na łapach wilczycy i ponownie skupił się na mocy i przykładając ręce do ran wymamrotał pod nosem:
- Waise heill (Bądź uzdrowiony). – I rany się zasklepiły.
Gdy to zrobił członkowie popatrzyli się na niego a on powiedział:
- Nic nam nie zrobi. Można jej ufać. A co do skrzyni mógłbym ją spróbować otworzyć wytrychem lub magią. Moglibyśmy też spróbować złączyć swoje umysły (Powiedział do magów) i spróbować przebić się przez jego bariery myślowe. Dzięki temu moglibyśmy wykluczyć z gry jedno bóstwo. To, jak, co robimy?-


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:57, 29 Gru 2010    Temat postu:

-Myślę, że mogłoby się obejść bez żadnych skomplikowanych akcji- wtrącił się Khor- Jestem tu po to, żeby wam pomóc. Ponieważ ostatnimi czasy na nic się wam nie zdałem, teraz mogę to wynagrodzić. Otwórzcie skrzynię i zabierzcie to, co w niej jest. Potem uciekajcie, nie wiem, na jak długo uda mi się go zatrzymać. Może jeszcze do was dołączę.
-Tylko uważaj na siebie. Nie wiem, czy będę w stanie znów cię uratować- uśmiechnęła się blado do przyjaciela i uderzyła go lekko w ramię.
-No, to teraz role się odwrócą. Życzcie mi szczęścia i żegnajcie- Nieistniejący zaczął się wycofywać, patrząc tęsknie na drużynę.
-Szczęście przynosi pecha- Arnara uśmiechnęła się lekko i stała w miejscu jeszcze przez chwilę, potem, otrząsając się z zamyślenia, powiedziała:
-Czas na nas.

__________

-Witaj, dawno się nie widzieliśmy. Poznajesz mnie?
-Jak tu cię nie poznać? Zastanawiam się tylko, kto i jak wybudził cię z twojej małej... drzemki.
-Nie sądzę, żeby ta informacja była ci potrzebna. Opaliłeś się- Nieistniejący skrzyżował ręce na piersi, a jego twarz przybrała wyraz typu "krytyk".
Eseth zauważył odchodzącą w pośpiechu drużynę.
-Koniec uprzejmości- w jego dłoniach zaczęła zbierać się energia, a po chwili z palców wystrzeliły błyskawice. Nie były jednak wycelowane w Khora, lecz w członków drużyny. Nieistniejący zareagował niemalże od razu, blokując cios niewidzialną barierą.
Eseth nie krył zdziwienia na twarzy.
-Hm, a wyglądałeś na bardziej zawziętego i... silniejszego. Co się z tobą, człowieku, dzieje?
Tym razem kula energii wystrzeliła o wiele szybciej, w kierunku Khora, lecz on w ostatniej chwili zablokował i ten cios. Teraz Nieistniejący zaatakował, a gdy Eseth blokował cios, drugi mężczyzna szybko podbiegł do przeciwnika, wyjmując miecz.
Walka trwała długo, wiele czasu minęło, zanim udało się zranić przeciwnika. Szanse były wyrównane, lecz w jednym momencie Khor był szybszy. Podczas kiedy Eseth skupiał się na tworzeniu pioruna, Nieistniejący wbił miecz w ramię wroga.
Półbóg wrzasnął. Miał zwyciężyć! Nie może dłużej walczyć, ból w ramieniu nie pozwalał mu skupić myśli, poza tym rana była zbyt duża. Ale musi zabić Khora. Wyrządził mu zbyt wiele krzywd. Z krzykiem furii rzucił się na przeciwnika, lecz ten, jak zwykle, był szybszy. Machnął ręką, a Eseth został odepchnięty do tyłu. Za bardzo do tyłu. Prawie spadł, lecz Nieistniejący szybko podbiegł do niego i złapał za kołnierz.
-Teraz też sądzisz, że jestem słabszy?
-I tak nie znajdą ani nie otworzą tej... skrzyni- wychrypiał Eseth, albowiem Khor ściskał mu gardło.
-Znajdą. I otworzą. O to nie musisz się martwić...- ostrze Nieistniejącego powędrowało do brzucha półboga. Na klindze pojawiła się czerwona poświata, moc, która jest w stanie uczynić półboga śmiertelnikiem, moc, którą posiadają tylko półbogowie.
Tym razem Khor nie zatriumfował. Eseth wyrwał się z uścisku wroga, i zanim ten zdążył przebić go mieczem, Eseth uderzył go w twarz ze zdwojoną siłą. Zachwiał się jednak i spadł w przepaść.
Khor upadł z zakrwawioną twarzą, krzywiąc się z bólu.

Chwilę potem ze swojego ukrycia wyszła Arnara i szybkim krokiem podeszła do przyjaciela.
-Dlaczego nie poszłaś z innymi?
-Bo nie wiedziałam, co się stanie. Mogłeś potrzebować pomocy- powiedziała i wyjęła z torby kawałek materiału, by otrzeć twarz Khora z krwi- Chodź, musimy dołączyć do drużyny.
Pomogła przyjacielowi wstać i zeszła z góry, podtrzymując go.
Kiedy dołączyli do grupy, kilka osób zebrało się wokół, a reszta przyglądała się z zaciekawieniem, oczekując wyjaśnień.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 18:04, 29 Gru 2010    Temat postu:

Actia spojrzała na Khora z niepokojem. Jednak w jego oczach zauważyła charakterystyczny błysk. On już postanowił i nie było sensu mu się sprzeciwiać. A zresztą, jeśli on nie jest w stanie pokonać Esetha, to kto z nich mógłby to zrobić.
Actia zerknęła na Jacena. Gdy zauważył jej spojrzenie, wyprostował się i uśmiechnął lekko. Wiedział, co jego siostra chciała zrobić. Kiwnął głową i oboje zaczęli biec w kierunku skrzyni, która skrywała w sobie Fragment Posągu Tytana. Najprawdopodobniej. Rodzeństwo chwyciło skrzynię z obu stron. Była ciężka. Ale to dobrze. Oznaczało to, że w środku naprawdę może być Fragment Posągu Tytana.
Actia i Jacen biegiem dołączyli do drużyny, która już zaczęła schodzić. Nieśli skrzynię przez jakiś czas, a potem położyli ją na ziemi, aby następnie użyć Mocy. Teraz kufer leciał w dół, pchany przez Moc. Actia obejrzała się za siebie i westchnęła cicho.
- Mam nadzieję, że nic mu się nie stanie… – szepnęła.
- Ja też – mruknął Jacen.


Zatrzymali się w lesie, w miejscu, gdzie spędzili noc. Wszyscy zgromadzili się wokół skrzyni, zastanawiając się, jak ją otworzyć. Ich próby jednak nic nie dawały. Wkrótce ludzie rozeszli. Tylko Actia z Jacenem pozostali przy skrzyni. Rozmawiali cicho o wydarzeniach tego dnia.
Wrócił Khor. Żył. Towarzyszyła mu Arnara. Actia wstała szybko i podbiegła do nich. Jacen też przyszedł.
- Cieszę się, że tu jesteś – powiedziała Actia, uśmiechając się szeroko. – Co z Esethem? Czy on… nie żyje?
- Nie – odparł Khor. – Eseth żyje.
A potem pokrótce opowiedział im, co wydarzyło się na szczycie. Kiedy skończył, Actia powiedziała:
- A my wciąż nie wiemy, jak otworzyć tę skrzynię.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:26, 29 Gru 2010    Temat postu:

Można ją rozwalić kwasem. Albo wysadzić zamek fiolką wybuchową, którą dostałem od Ruffian, która teraz jest wśród nas. No i użyć Mocy, ale Posąg tworzy swego rodzaju magiczną barierę, przed każdym atakiem magicznym, chcącym zniszczyć jego mieszkanie. Więc Moc jest bezużyteczna. A więc kwas i fiolki, ale to może uszkodzić Fragment. Więc ani my go nie dostaniemy, ani oni.
Nick nie podzielił się z drużyną tymi przemyśleniami. W końcu i tak by go wyśmieli. Zauważył jednak wilczycę siedzącą w krzakach. Spytał się jej telepatycznie, w ten sam sposób w jaki ona mówiła coś im:
No, a pani jak myśli? Jak to zniszczyć?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 22:36, 29 Gru 2010    Temat postu:

Gdy Urius wspinał się razem z resztą w jego głowie odezwał się głos Ruffian. Zdziwiło go to na tyle, że mało co nie spadł ze skały. W ostatniej chwili zdążył złapać równowagę. Gdy w końcu wspięli się na szczyt czekał tam na nich jedno z bóstw, świetnie pamiętał ich twarze, ale nie znał żadnego z ich imion. W pewnym momencie Actia wyszła mu na przeciw, ale nikt z drużyny nie mógł się zbliżyć, aby coś usłyszeć. Po chwili liderka wróciła do grupy. Dowiedzieli się, że muszą otworzyć skrzynie i oddać zawartość wrogowi, ale nagle dostali szanse ucieczki, prędko wycofali się do swojego poprzedniego miejsca postoju.

***

Gdy wszyscy rozmawiali co zrobić, aby otworzyć skrzynkę. Urius siedział cicho nie włączając się do rozmowy, on osobiście uważał, że najlepszym sposobem byłoby zniszczenie jej, o ile było to możliwe. Choć to ni to zaprzątało mu głowę, nie było to także tajemnicze pojawienie się Ruffian w postaci wilka. Jego myśli skupiały się wokół ostatecznej walki, widział co potrafią bóstwa, bez problemu mogły by zmieść go i jego towarzyszy w parę chwil, więc niby jak mają ich pokonać. Wiedział, że zebranie fragmentów posągu przed przeciwnikami sprawi, że nie urosną oni w siłę, ale czy sprawi, że drużyna stanie się silniejsza? Tego nie wiedział, miał tylko nadzieje, że uda im się pokonać wroga, a potem... No właśnie co potem, nie wiedział co zrobić po powrocie do państwa, ich misja się nie powiodła, Insygnia zostały zniszczone. Nie wiedział kto usiądzie na tronie Iberii.
-A może zostanę tutaj. pomyślał przypominając sobie wszystko co do tej pory zobaczył w tym państwie. Ale nie miał pojęcia co mógł by robić w tymże kraju. - Na razie lepiej nie zaprzątać sobie tym głowy, najpierw trzeba wykonać aktualną misje, a potem myśleć o przyszłości.- dodał sobie w myślach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin