Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

10. Zagadka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:59, 13 Mar 2011    Temat postu:

Actia w milczeniu słuchała, jak członkowie drużyny próbowali rozwiązać zagadki. To co powiedział Castagiro wydawało się być rozsądne. Logiczne. Układało się to w całość. Dziewczynę ciekawiło tylko, skąd on wie o tych szachach króla, ale stwierdziła, że w tej chwili to nie jest ważne.
- Wiesz coś może na temat podróży króla? Może przebywa teraz w innym miejscu aniżeli stolica? – zapytał Svart.
- Taak – Actia kiwnęła głową. – Z tego, co wiem, to król jest teraz w Araluenie. My teraz przebywamy w lennie Redmont, dzieli nas kilka dni drogi od stolicy – Actia skrzywiła się. – No tak, a Bóstwa tu zostaną i będą próbowały wykraść Posąg…
Dziewczyna umilkła. Nadszedł czas na rozdzielenie. W drużynie było czternaście ludzi, podróżowali jeszcze z nimi Khor i Jacen, czyli w sumie szesnaście. Hm, jeśli do Araluenu pojadą cztery osoby, to w Redmont zostanie dwanaście… Powinni sobie poradzić. Tylko kto powinien jechać do Duncana, a kto pozostać?
Actia szybko spojrzała na członków drużyny. Megan. Tak, to dyplomatka, a w dodatku córka króla. Podobno relacje między nimi nie były za dobre, ale co tam. Może uda jej się coś wynegocjować. A jak się nie uda, to trzeba będzie to ukraść. Czyli będzie potrzeba kogoś, kto świetnie się kryje, skrada itd. Goniec. Astus. No dobrze, to niech pojedzie jeszcze Castagiro. Actii trudno było coś powiedzieć na temat Svarta, bo mężczyzna był bardzo tajemniczy. Faktem było jednak, że walczył bardzo dobrze, no i miał głowę na karku. Chyba. No dobrze, dyplomatka, zbrojny, goniec… To niech będzie jeszcze jakiś mag. O, Nick. Nowy w drużynie, niech się wykaże. Poza tym facet chyba aż się do jakiejś akcji.
- To co powiedział Castagiro, wydaje się być prawidłowe. A przynajmniej najlepsze z waszych propozycji. – powiedziała Actia.
- Tak – wtrącił Khor. – Półbogowie uwielbiają gry.
- No właśnie. Także powinniśmy udać się do króla Duncana, do Araluenu. Ale nie wszyscy. Proponuję, aby do stolicy pojechali Megan, Astus, Castagiro i Nick. Pozostali zostaną tutaj, w Redmont i będziemy próbować przeszkodzić Bóstwom. Ktoś się nie zgadza?
Actia umilkła, pozwoliła, aby członkowie drużyny wypowiedzieli się. Na szczęście nikt się nie sprzeciwiał. Toteż Actia odetchnęła głęboka i zaczęła znowu przemawiać:
- Posłuchajcie mnie teraz. Wszyscy. Chyba czas wyjaśnić kilka spraw. Kiedy wyruszaliśmy na tę wyprawę, mieliśmy znaleźć tylko te Zaginione Insygnia, oddać je i już po wszystkim. Zadanie może nie wydawała się proste, ale na pewno nie jakoś zaskakująco trudne. Znajdziemy złodziei i tego skrytobójcę, zabierzemy Insygnia, może jeszcze uda się nam tych łotrów zabić lub pojmać, i już. Sprawy jednak skomplikowały się. Okazało się, że nie mamy do czynienia z ludźmi, tylko z Bóstwami właśnie. Istotami od nas silniejszymi. A Insygnia były tylko małą częścią ich planu. Stopili Insygnia, zyskali wielką Moc. Taa…
W dodatku przeszkadzał nam Czarnoksiężnik, którego na szczęście już z Jacenem zabiliśmy. Podczas mojej nieobecności, starałam się dowiedzieć więcej o Bóstwach. Potem dowiedziałam się jeszcze kilku rzeczy na ten temat od Khora. Niedawno dowiedziałam się jeszcze więcej. Jacen miał styczność z półbogiem. To był ten mężczyzna, który właśnie zaoferował nam pomoc w zamian za odnalezienie jego zguby. Czas o tym opowiedzieć wam.
Bóstwa to, jak już pewnie wiecie, półbogowie. Istoty potężniejsze od ludzi, ale nie nieśmiertelne, nie wieczne i nie wszechmocne. Nie umrą z powodu jakiejś choroby czy ze starości, ale można je zabić. Jednakże ludzie raczej na to szansy nie mają… Gdybyśmy zdobyli Fragmenty Posągu Tytana przed nimi, nie dopuszczając, aby do ich łapsk dostał się nawet jeden Fragment, to nasze szanse na pewno by wzrosły. Taki był plan. Udawało się. Ale Bóstwa znudziły się tą grą, bo dla nich nie było to niczym więcej niż gra, tym bardziej, że właściwie przegrywały. Najprostsze wyjście z tej sytuacji? Pozbyć się nas. Zabić.
Ale półbogów jest więcej. Khor również jest półbogiem. I niektórzy chyba zamierzają nam pomóc. Mężczyzna, dla którego mamy znaleźć te szachy, to półbóg, możliwe, że jeden z ważniejszych. I gdy spełnimy jego życzenie, to on i jego bracia nam pomogą… W jakiś sposób. Dlatego to jest takie ważne.
Tymczasem musimy utrzymać się, przeżyć, przeszkodzić Bóstwom, póki Megan, Astus, Castagiro i Nick nie wrócą z tymi pionkami. Czas więc rozejrzeć się po lennie, poszukać Fragmentu Posągu Tytana i… sprzymierzeńców spośród ludzi zamieszkujących Redmont. No to do roboty.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 7:25, 14 Mar 2011    Temat postu:

Nick, słysząc Actię, mruknął:
- Ja? - ale nikt go nie usłyszał.
I teraz wykaże się, w wielce niebezpiecznej, najeżonej przeszkodami, ale zarówno chwalebnej, choć arcytrudnej, misji o szachy, a konkretnie o trzy pionki. Czemu trzy pionki, a nie konik, hetman i król? Albo wieża, pionek i królowa? Ale jak już, będziemy pewnie brali cały zestaw.
Mag zebrał swoje rzeczy, wsiadł na konia i powiedział:
- Wio?
Słyszałem też, w Araluenie istnieje Centrum Magiczne im. prof. Kleksa. Ale pewnie nie będzie czasu na dłuższy postój, dyplomatka wpadnie, coś wydyplomatuje, oddamy całe nasze złoto, weźmiemy szachy i ruszymy z powrotem.
Potem powiedział:
- A jak będziemy wiedzieć, która grupa gdzie jest? Wy może zmienicie miejsce pobytu, i jak was znajdziemy?
No bo to pytanie właśnie go nurtowało. Gołąb pocztowy? Nie... Ale coś się z pewnością wymyśli.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 16:51, 14 Mar 2011    Temat postu:

Wersja Castagira wydawała się prawdziwa. Była skłonna w nią uwierzyć. Trochę nie zachwyciło jej, że to Nick jedzie do Araluenu, a nie ona, ale wolała siedzieć cicho. W sumie było to dość egoistycznego z jej strony. Nick wykaże się tam, a ona może tu. Ale co by tu zrobić? Nagle mag wspomniał coś o zmianie miejsca pobytu grupy i jakichś gołębiach. Olśniło ją. Właśnie tym może się wykazać.
- Jeśli chodzi o to, ja się piszę. Razem z Brolgą bardzo szybko moglibyśmy do Was przyjechać i powiedzieć dokąd zmierza reszta drużyny. Kiedyś potrafiliśmy jechać prawie dobę bez odpoczynku, więc sądzę, że podołalibyśmy temu zadaniu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 18:39, 14 Mar 2011    Temat postu:

- To jego wybór. To, że jesteśmy razem nie musi oznaczać, że muszę go trzymać na smyczy. Jeśli uważa, że jego zachowanie i decyzja jest rozsądna i posiada podstawy by spodziewać się tego a nie innego przebiegu wydarzeń w jego kraju, to sądzę, że nie mam tu nic do gadania.
Megan oczywiście bardzo zła na Aragorna i bała się, że nie wróci cały i zdrowy. Ba! Że w ogóle nie wróci. Jednak tak jak powiedziała - jeśli rycerz miał podstawy niepokoić się o sytuację w ojczyźnie, to Megan powinna mu zaufać i wierzyć, że wróci z wyprawy zwycięsko.
Następnie kontynuowała wcześniejszy temat - z wojen gallijskickich przeszły na Genoweńczyków - gildię zabójców, budzących wiele kontrowersji zarówno w Toscano jak i w Araluenie. W jaki sposób dowiedziała się o nich Niobe? - Megan nie miała bladego pojęcia. A jeszcze bardziej zaskoczyło ją to, że kobieta wiedziała naprawdę wiele.
Jednocześnie próbowała wyłapać propozycje rozwiązania zagadki. Sama nie wiedziała o co chodzi, ale za każdy razem, wiedziała, że propozycje są błędne.
W końcu odezwał się Castagiro. Megan tym razem przerwała rozmowę z Niobe, wiedząc, że Svart na pewno ma coś ciekawego do powiedzenia.
Wojownikowi już od dłuższego czasu chodziło coś po głowie, więc skoro zdołał w końcu zamienić rozbiegane obrazy w zdania, znaczy, że ma to sens.
Megan uważnie wsłuchiwała się w wykład towarzysza i analizowała, czy wszystko się zgadza ze słowami tajemniczego kogoś, kogo w głowie spotkał Jacen.
Później odezwała się Actia. Wyznaczyła ją, Castagiro, Astusa i Nicka do wyprawy na zamek Araluen.
Mnie?! Odbiło jej? Doskonale wie, o sytuacji jaka istnieje między mną a Duncanem. Wie, że wolałam nawet zrezygnować z misji, byle nie wjechać do Araluenu, a teraz pcha mnie wprost do rąk Duncana? pomyślała gniewnie, choć nie powiedziała tego głośno. Przemyślała wszystko jeszcze raz i uznała, że Actia miała powody, by wybrać właśnie ją. Po pierwsze: była dyplomatą. Kto jak nie dyplomata miał rozwiązać sprawę dyplomatyczną. Po drugie: znała zamek na wylot. Po trzecie: była córką Duncana. Kogo jak kogo, ale jej prośbę powinien spełnić.
- Skoro mamy jechać - wyruszmy jak najszybciej. O ile mi się nie pomyliły terminy, król niedługim czasie miał opuścić zamek Araluen na kilka dni czy tygodni. Równie dobrze, mogę nie mieć racji, ale lepiej nie kusić losu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 20:00, 18 Mar 2011    Temat postu:

Serafiel postanowił się nie wtrącać do rozwiązywania zagadki. Nie jego w tym głowa. Zabawy umysłowe nigdy nie były jego dobrą stroną, co wcale nie oznacza, że był tępy czy coś w tym stylu. Wręcz przeciwnie. Znał się na sztuce wojennej jak mało kto. Świetnie też orientował się w historii swojego kraju, a także państw leżących najbliżej Veliteru. Do tego zacnego grona zaliczał się także Araluen. Ta księżniczka, Megan, z pewnością zdziwiłaby się, gdyby wiedziała, na ile dobrze Serafiel zna jej kraj. Można byłoby jeszcze długo wymieniać wady i zalety Serafiela, głównie zalety, ale nie ma sensu tego robić. Tak więc usiadł sobie na trawie, wyciągnął osełkę i zaczął ostrzyć miecze. Nie, żeby tego potrzebowały, ale Serafiel nie mógł ścierpieć, gdy na jego ukochanej broni widniała choć jedna ryska. Zabrał się więc do roboty i zamaszystymi ruchami ręki ostrzył klingę. W górę i w dół, w górę i w dół. Przy okazji osełka szlifująca broń wydawała nieprzyjemny dźwięk, powodujący ciarki na plecach. Serafiel starał się tak ostrzyć, żeby ten dźwięk był jak najgłośniejszy i jak najbardziej dokuczliwy. Nie ma to jak złośliwość. I on chciał być lepszym człowiekiem? A przecież czynienie zła, choć tak błahego, jest iście satysfakcjonujące. Jak on mógł przeżyć dwadzieścia lat na zgrywaniu szlachetnego rycerzyka? Gdyby poszedł inną ścieżką, mógłby już teraz władać jakimś państewkiem, a nie siedzieć tutaj i zastanawiać się nad durną zagadką. A raczej przeszkadzać innym w zastanawianiu się nad durną zagadką. Tak, bycie złym jest o wiele lepsze. Ale jak tu stać się jeszcze gorszym? Może dobrym pomysłem byłoby oddawanie czci jakimś mrocznym bogom? To już jakaś porządna idea. Ale bogowie zawsze żądają ofiar. Na przykład ze zwierząt. Choć bardziej cenią sobie ludzkie ciało. Serafiel podniósł wzrok. Megan, ona by się nadawała na ofiarę. Córka króla ot co! Ale bardziej przydałaby się w świecie żywych. Serafiel jeszcze nie zapomniał o swoim zadaniu. Miał zbierać informację. Na razie kiepsko mu szło, ale co tam. Ma jeszcze czas. Na razie nie zbierało się na to, żeby wreszcie pokonali Bóstwa. A może Actia? Ona lubi przeszkadzać tym złym. Zdałoby się doskonale, gdyby Serafiel złożył ją w ofierze. Mroczni bogowie mieliby ubaw, widząc ją na ołtarzu z wyrwanym sercem. Taa, tyle że na drodze stoi jeszcze ten jej braciszek, Jacen. Nie, żeby Serafiel się go bał, ale jak to mówią, siła złego na jednego. Dwóch magów na jednego rycerza? Bez przesady. Nawet wychowanek veliterańskiej szkoły rycerskiej miałby nikłe szanse. Ale gdyby tak użyć podstęp? Pod osłoną nocy wbic sztylet w gardło tego lalusia? O tak, byłaby to szybka i cicha śmierć. Niestety te mroczne przemyślenia przerwał mu Castagiro. O, proszę. Svart po raz kolejny udowodnił, że potrafi sklecić więcej niż trzy zdania pod rząd. A na samym początku ich znajomości robił z siebie takiego półgłówka. Ale zaraz. Nic nie jest pewnego. Mogło teraz zadziałać kilka czynników. Między innymi ktoś mógł mu podpowiedzieć rozwiązanie zagadki albo nawet podyktować mu gotową odpowiedź. Jedno było pewne. Nie można było ufać tym ludziom. Serafiel rozejrzał się po innych. Zaraz, czemu oni się tak dziwnie na niego patrzą? Niby swobodnie ze sobą rozmawiają, a ukradkiem puszczają mu ostrzegające spojrzenia. Aha, pewnie chcą jego mieczy. Cóż, trzeba przyznać, że jego broń miała nie lada wartość. Biorąc pod uwagę to spostrzeżenie, czym prędzej schował miecze do pochew i niepotrzebne przytroczył do siodła. Już nie może się czuć bezpiecznie w tym składzie. Ci ludzie mu nie ufają i on im nie ufa. Na dodatek te spojrzenia, które w rzeczywistości były tylko złudzeniem. Nikt nie patrzył na Serafiela w nieprzyjazny sposób, lecz jego mocno już spaczona psychika wytwarzała niestworzone obrazy. Staczał się coraz niżej. Więc gdy już schował mieczem, dalej mógł zajmować się całkowitym olewaniem tego śmiesznego wierszyka. Co prawda, Castagiro wygłosił piękne kazanie, które zyskało potwierdzenie u Actii, ale możliwe było, że i tak oboje się mylili. Można byłoby więc dalej się zastanawiać, ale dobra. Serafiel i tak tego nie robił, więc po co roztrząsać, czy robić to dalej, czy przestać? Popatrzył po twarzach innych, czy oni również wyrażają jakieś wątpliwości. Nikt się nie zgłosił. Może więc, o dziwo! Svart miał rację. Nieważne, co innego przykuło teraz uwagę Serafiela. A mianowicie księżniczka i jej kompanka, Niobe czy jak jej tam było. Ale dlaczego rycerz zwrócił uwagę właśnie na te dziewczyny? Bo miał w tym interes. Nie zapomniał jeszcze o tym, jak uratował z opresji Niobe. Stało się to jeszcze w Seacliff, ale Serafiel miał dobrą pamięć, jeśli mógł na tym zyskać. A teraz miał okazję ubić dobry interes. Gdy Jenny zaczęła wsłuchiwać się w instrukcje Actii, on podszedł do Niobe. Stanął bezszelestnie za jej plecami, żeby później złapać ją gwałtownie za ramię i śmiertelnie przestraszyć.
- Wydaje mi się, że masz u mnie niespłacony dług. Nie mylę się, prawda? Może warto byłoby przynajmniej zacząć go spłacać? – wyszeptał.
Mówił tak cicho, że nikt oprócz Niobe nie miał prawa go usłyszeć. Ale dla pewności odciągnął ją na bok i przedstawił jej swoją propozycję. Mówił zwięźle. Chciał przekazać jak najwięcej informacji w jak najmniejszej ilości słów. Powiedział jej, że unieważni dług, o ile dziewczyna wykona dla niego małe przeszpiegi. A mianowicie chodziło mu o księżniczkę. Megan prędzej powie swojej przyjaciółce o pożądanych informacjach niż rycerzowi, który już raz nastawał na jej życie. A obecna sytuacja idealnie się do tego nadawała. Megan pojedzie do zamku Araluen i z pewnością dowie się czegoś nowego odnośnie gospodarki i armii swojego państwa. A gdy wróci, wtedy na scenę wkroczy Niobe. Serafiel w swoim życiu zdążył się już przekonać, że dziewczynom trudno jest utrzymać język za zębami. Prędzej czy później księżniczka się wygada. A te informacje poprzez Niobe dotrą do Serafiela. Iście szatański plan. Jeśli dobrze pójdzie, to już za rok kartografowie z całego świata będą musieli przerabiać swoje mapy z uwzględnieniem Królestwa Veliteru i Araluenu. Chociaż nie. To brzmi tak, jakby Araluen był równorzędnym partnerem ojczyny Serafiela. Tak nie może być. Zrobimy to inaczej. Państwo Duncana zostanie zdegradowane do roli pomniejszej prowincji. O tak! To był diaboliczny pomysł. I możliwy do wykonania. Wszystko zależało teraz od Niobe. Czy zgodzi się szpiegować?
– Dostaniesz swój udział, nie martw się o to. Podbicie Araluenu otworzy nam drogę na Pictę i Celtię. Która z tych krain bardziej ci odpowiada?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adirael dnia Pią 20:01, 18 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:42, 19 Mar 2011    Temat postu:

Nick zsiadł z konia. Od tej pory nie zamierzał być pochopny, więc... więc po prostu, zamierzał: Kurczę, jak to było? Pośpiech dziecka odrzucić. No właśnie.
Usiadł. Przecież i tak z pewnością szybko nie wyjadą, bo choćby zależał od tego cały świat, a chyba... no właśnie, od tego zależy cały świat, a oni się tak szamocą. Okropieństwo. Od zawsze miał dar szybkiego pakowania, przydatnego w takich sytuacjach.
Moje zapasowe skarpety! - krzyknął w myślach mag.
Szybko odszedł drzewo, pod którym spędzał większość czasu.
Znalazł je całkiem prędko, suszyły się na krzaku po drugiej stronie. Czarodziej mruknął:
- Przynajmniej nie śmierdzą.
Spakował je czym prędzej do swojej torby. Nick przystanął przy swoim koniu, marząc o wielkich lodach śmietankowych, sorbecie malinowym i o szybkim wyjeździe reszty.
Mag kucnął, zaczął malować patykiem po trawie. Tak, jesteśmy tutaj. Tutaj jest Araluen, tutaj Redmont, Samotna Równina, Góry Deszczu i Nocy, Celtia, Pictia... Jakieś cztery dni drogi do stolicy. Terytoria w miarę spokojne, w końcu ścisłe centrum kraju.
Czarodziej znowu wsiadł na konia. Nie mógł znaleźć sobie miejsca. Ktoś jeszcze pakował ostatni sztylet, ktoś ostrzył miecz, rzucając gromy oczami każdemu, zaczepiając potem Niobe. Potem Nick rzekł do Cochise:
- A jakim sposobem wiedziałabyś gdzie jest druga grupa, jeśli byłabyś, załóżmy na to, w grupie A, a grupa, dajmy na to, B przesunęła się o milę na wschód, co byś zrobiła? Mają zostawiać ci cukierki na drodze? Nie jesteś aż tak szybka, a raczej twój konik.
Koń maga wierzgnął, jakby potwierdzając jego słowa. Przecież nawet on, Frean, znany w Teutonii ze swej szybkości, nie mógł dokonać takiego czynu.
Gdzieś zaśpiewał słowik, a Nick przypomniał sobie Volatila. Ale jego rozmyślania przerwał ostry głos kogoś z jego grupy:
- Jedziemy!
Mag mruknął:
- No nareszcie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:05, 20 Mar 2011    Temat postu:

Cochise zauważyła, że Serafiel i Niobe gdzieś idą. Postanowiła ich szpiegować. Zastanawiała się czy Niobe brała udział w morderstwie Ruffian. Dziewczyna schowała się w krzakach i podsłuchiwała. Serafiel chciał podbić Araluen, a potem państwa graniczące z nim. W tym Celtię. Ogarnęła ją wściekłość na myśl, że ten laluś chce zdobyć jej kraj. Po moim trupie. Prędzej ona go zabije niż on opanuje Celtię. Od początku coś jej w nim nie pasowało. Ale Niobe? W życiu by jej nie podejrzewała. Zawsze wydawała się taka normalna. A tu nagle okazuje się zdrajcą. Szybciej by podejrzewała Nicka. On zawsze zachowywał się dziwnie. Kto wie czy on też czegoś nie planuje? Czy w tej drużynie warto komukolwiek ufać? Nie, z pewnością nie. Przez to, że się zamyśliła nie usłyszała końca rozmowy. Zastanawiało ją jak wiele straciła. Co odpowiedziała mu Niobe? Zgodziła się? Wybrała Celtię? Męczyły ją setki pytań na które być może już nigdy nie pozna odpowiedzi. Świetnie. Chwila nieuwagi i takie straty. Aby się trochę odstresować poszła do swojego ogiera. Na jego widok prawie dostała zawału serca. Miał rozciętą nogę. Ale jak, gdzie kiedy? Tego nie wiedziała, ale była pewna, że koń nawet się stąd nie ruszył i ktoś mu to zrobił. Ale kto? Może Serafiel? Tak to pewnie był ten nikczemnik. Spojrzała w oczy konia. Były takie- inne. Ogier był ospały i wyglądał tak jakby wyparowała z niego cała wola życia. Trucizna. Ale Serafiel nie zna się na nich. Ktoś musiał mu ją dać. Nick... Użyła swojej mocy i porozmawiała z ogierem. Dostał małą dawkę trucizny. Za kilka godzin organizm jej się pozbędzie i koń będzie jak nowy. Ale nawet Brolga nie wiedział kto to zrobił. Była to zakapturzona postać. Mniej więcej wzrostu Serafiela. Opatrzyła gniadoszowi nogę i czym prędzej ruszyła do tego rycerzyka. Ostrzył te swoje mieczyki.
- Słuchaj no. Wiem, że mnie nie lubisz, ale nie musisz tego okazywać w ten sposób. Po co zabiłeś Ruffian?! Po co zraniłeś mi konia?! Myślisz, że nikt nie wie? A do tego jeszcze oszust. Wiem o twoich i Niobe planach. Podbicie tego kraju to trochę za wysokie progi na twoje nogi. Jeśli spróbujesz tknąć Celtię, to obiecuję, że osobiście utnę Ci głowę. Wiesz, jesteś totalnym egoistą. Myślisz tylko osobie. Jesteś w siebie totalnie zapatrzony. Sądzisz, że jesteś taki cudowny. Nie, nie jesteś. Jesteś przykładem człowieka egoistus totalus. Interesują Cię tylko te twoje badziewne mieczyki. Wszystko inne masz gdzieś. Zauważ, ze wszyscy tutaj opiekują się swoimi końmi, a Ty? Robisz tylko to co trzeba i nic więcej. Czy Ty potrafisz kochać coś żywego? Kochasz tylko władzę, sławę i te swoje miecze...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:31, 20 Mar 2011    Temat postu:

Jego przemówienie spotkało się z aprobatą drużyny, co go zadowoliło. Gdy Actia mu odpowiedziała chciał spytać się o to samo Megan, jednak ta zdążyła już powiedzieć to, co go interesowało. W sumie to wszystko było jasne. Actia podzieliła ich na dwie grupy, miał się wybrać z Megan, Astusem i Nickiem do króla. Odpowiadała mu ta drużyna. Uzupełniała się. Stanął przy swoich rzeczach. Spojrzał na trójkę jego towarzyszy niedoli i uśmiechnął się tajemniczo. "Cudownie" pomyślał tylko i zaczął pakować się. Nie trwało to długo. W gruncie rzeczy, nie posiadał zbyt wielu przedmiotów. Wszystko, co było mu potrzebne, zdołał spakować w jukach i torbie na plecy. Gdy był już gotowy, wsiadł na wierzchowca i podjechał niedaleko Nicka i Megan.
-Jedziemy! - powiedział tylko i ruszył. Dostrzegł jak dołączył do nich Astus. Czekała ich dość daleka podróż, więc przybrali odpowiednio szybkie tempo, by jak najdalej zajechać w jeden dzień i jednocześnie konie się nie zmęczyły zbytnio.

Jak się spodziewał, podróż zajęła im cztery dni. Żadnych rewelacji i przeszkód. Na szczęście. Pierwsze ich kroki skierowane zostały do karczmy, gdzie mogli w spokoju usiąść i najeść się. W czasie posiłku Castagiro zwrócił się do Megan.
- Megan, wiem, że między tobą a rodzinką nie jest dobrze, jednak dobrze by było, gdybyś choć spróbowała porozmawiać ze swoim ojcem. My w tym czasie rozejrzymy się po okolicy i poobserwujemy strażników. Również ty byś mogła rozeznać się w sytuacji, czy wszystko jest takie jak zapamiętałaś, czy może zmieniło się coś. Ułatwi to nam przygotowanie planu wykradzenia tych cholernych figurek. - przerwał by wziąć łyk herbaty. Tak, herbaty, nie zamówił piwa. Miał ochotę na herbatę. Wziął dwa łyki oraz kęs mięsa, które zamówił i kontynuował, gdy tylko przełknął. - Ja już kończę jedzenie i pójdę się rozejrzeć w terenie. Zróbcie to samo. Megan, jeśli cokolwiek by ci się udało ugadać, niezwykle by nam to pomogło. Inaczej, trzeba będzie zastosować radykalne środki. - wstał i odniósł naczynia do karczmarza. Gdy wrócił, poprawił swój kaptur i odkaszlnął nieznacznie.
- Powodzenia. - mruknął na koniec i opuścił tawernę. Powoli przechadzał się uliczkami Araluenu. Dokładnie obserwował mijających go strażników. Notował w umyśle gdzie skręcają i jakimi uliczkami przede wszystkim chodzą. Szedł tak, aż dotarł do bramy prowadzącej do zamku króla. Za nią dostrzegł dziedziniec i wędrujących żołnierzy. Mury również były obstawione pojedynczymi jednostkami, przechadzającymi się z miejsca na miejsce."Będzie ciężko ale wykonalne."
Skręcił w jedną z ciemniejszych ulic. Stąd miał prostą drogę do części miasta gdzie mieszkał margines. Biedacy, złodzieje, mordercy i inny czarny element społeczeństwa.

(---Astus---)
Astus wysłuchał tego co Castagiro mówił do niego i innych i kiwnął tylko głową. Dokończył swój posiłek i zrobił to samo co Cast, czyli wyszedł. Natychmiast skierował się do dzielnicy biedoty. Miał tam pewne znajomości, które mogły pomóc w ich misji. Gildia złodziei na pewno znała dokładnie trasy patroli oraz rozmieszczenie żołnierzy za bramą prowadzącą do zamku króla. Gdy tylko znalazł się wśród tych wszystkich mętów społecznych, czuł ciekawskie spojrzenia na sobie. Był bacznie obserwowany przez każdego. Nagle zatrzymał się. Zaczął zastanawiać się gdzie się udać. Niestety, trochę zapomniał rozkład ulic w tym miejscu.
-Co tu robisz Astusie? Czyżbyś zapomniał o przeszłości?- usłyszał tuż przy uchu i wyczuł sztylet przytknięty do żeber.
-Potrzebuję pomocy Imranie. A wiesz, żeś mi winien przysługę. - odpowiedział Astus odwracając się. Osoba, któa dzierżyła sztylet skryta była w cieniu płaszcza i kaptura. Imran schował sztylet.
-Niestety, pamiętam. Masz szczęście, że cie tu pamiętają i szanują.
- Dlatego tu jestem. Prowadź do swoich. Jeśli możesz oczywiście
-Proszę bardzo - Imran pociągnął Astusa za ciuchy w ciemną uliczkę. Goniec natychmiast ruszył za mężczyzną. Nie dostrzegł, że jest bacznie obserwowany przez postać stojącą niedaleko.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 19:06, 21 Mar 2011    Temat postu:

Minęły już cztery dni od wyjazdu Megan, Astusa, Castagira i Nicka. Actia zastanawiała się, czy ta grupa jest już w Araluenie i czy uda im się dostać do króla Duncana. Miała nadzieję, że wszystko pójdzie, jak z płatka. Albo, że ukradną te szachy tak sprawnie, że nikt ich nie złapie. A potem szybko wrócą.
Jednakże nie spędzała całych dni na takim bezsensownym rozmyśleniu, o nie. Miała co do roboty. Wraz z Jacenem i Arnarą odnaleźli kolejny Fragment Posągu Tytana. Było to dość proste, bo Actia wcześniej była w tym lennie z Greenwoodem i mniej więcej dowiedzieli się, gdzie mogą szukać Fragmentu, ale wtedy wezwał ją do siebie Jacen, więc poszukiwania zostały przerwane. Nie mieszała w to reszty drużyny, ponieważ miała pewien plan i lepiej było, gdy wiedziało o tym mniej osób.
Gdy już wzięli Fragment Posągu Tytana z Redmont, to Actia poszła do Cochise. Cochise wcześniej bardzo chciała jechać wraz z Megan, Astisem, Nickiem i Castagirem do Araluenu, jednak niestety musiała zostać. Actia znalazła jej więc inne zajęcie. Dała jej wszystkie Fragmenty Posągu Tytana i poprosiła, aby Cochise pojechała z nimi do lenna oddalonego od Redmont o dwa, trzy dni drogi. Posąg stamtąd został już dawno zdobyty przez Actię i Greenwooda, więc Bóstwa nie powinny tam niczego szukać.
Z Cochise mieli pojechać trzej rycerze sir Rodney’a, z którym drużyna nawiązała już kontakt.
Przygotowywali się do bitwy. Już chyba ostatniej z Bóstwami. Dało się odczuć powszechny niepokój i grozę. Drużyna zbierała sprzymierzeńców. Miejscowi uwierzyli im szybko, przecież chyba każdy wiedział, że zaginęły Insygnia, sir Rodney’a i barona Aralda przekonywano nieco dłużej, ale w końcu i oni postanowili pomóc drużynie.
Rycerze z drużyny byli w swoim żywiole.


Actia opadła na mech, a Jacen usiadł obok niej. Przed chwilą właśnie ćwiczyli walkę. Co prawda, jakoś wybitnie się nie zmęczyli, ale jednak używanie Mocy wyczerpuje.
- Mam nadzieję, że zdążą wrócić przed atakiem Bóstw – mruknęła, spoglądając w bliżej nieokreślony kierunek.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:32, 22 Mar 2011    Temat postu:

Gdy Niobe i księżniczka skończyły swoją rozmowę, Castagiro rozwiązał zagadkę, a Megan zajęła się już sprawą wyjazdu, czarodziejka jeszcze chwilę siedziała nieruchomo na ziemii. Z zamyślenia wyrwał ją Serafiel, który skończył już najwyraźniej ostrzenie mieczy i przestraszył dziewczynę, nagle łapiąc za ramię. Najwyraźniej chciał coś omówić.
Zdziwiło ją to, bo od czasu, gdy pomógł jej obronić się przed bandytami w Seacliff, ani razu nie rozmawiali. Postanowiła jednak, że zastanowi się nad tym później - teraz słuchała.
- Wydaje mi się, że masz u mnie niespłacony dług. Nie mylę się, prawda?Może warto byłoby przynajmniej zacząć go spłacać? - wyszeptał rycerz.
-O co chodzi?
Odeszli na bok, kawałek od grupy.
Serafiel przedstawił swoją prośbę, która bynajmniej nie była łatwa: opowiedział dziewczynie o swoim planie podbicia Araluenu i o tym, co miałaby w związku z tym dla niego zrobić - chciał, żeby uzyskiwała od Megan pewne informacje. W zamian za to miała potem dostać spory udział od tego, co podbiją.
-Wiesz... Daj mi czas do namysłu. Za chwilę powiem ci, jaką decyzję podjęłam. Nie musisz się martwić, nikomu cię nie zdradzę - umiem trzymać język za zębami, zwłaszcza że faktycznie mam u ciebie dług.
Niobe przykucnęła i ukryła twarz w dłoniach.
Co zrobić? Co ja mam zrobić?! Przecież nie mogę zdradzić własnego kraju!... Chyba nie mogę... Nigdy nie lubiłam Duncana, ale on chyba jest niezłym królem... Natomiast Serafiel... Jak on by niby chciał rządzić? I jak on zamierza podbić Araluen?! W sumie, gdyby się udało, stałabym się dosyć bogata... Eee, tam, a co - w domu to mi źle było? Przecież właśnie od tego uciekłam. Co ja mam zrobić...?
Zastanawiała się jeszcze chwilę, po czym wstała.
-W porządku, pomogę ci. Będę szpiegować Megan, ale sam rozumiesz, że teraz tego nie zrobię - właśnie wyjeżdża, nie mam jak. Zacznę, jak wróci. - powiedziała i odeszła, nie czekając na jego reakcję.

***

Podczas kolejnych dni, które mijały, w obozie nie działo się nic szczególnego, a jednak powoli pojawiały się oznaki przygotowań do wielkiej i może już ostatniej bitwy. Niobe kilkakrotnie już widziała, jak Actia i Jacen ćwiczą władanie mocą. Sama również postanowiła rozwinąć swoje umiejętności - należało w końcu wziąć się za ćwiczenia w rzucaniu nożem. Wyjęła więc swoje sztylety, wybrała drzewo na uboczu i przystąpiła do ćwiczeń.
Za pierwszym razem żaden ze sztyletów nie trafił w drzewo.
Czarodziejka westchnęła i poszła po nie, by spróbować jeszcze raz.
Za którymś razem się uda...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 20:05, 22 Mar 2011    Temat postu:

#ŁUP# #ŁUP# #ŁUP#
Strzała za strzałą trafiała dokładnie tam gdzie Orin chciał.
Orin poszedł po strzały i rozmyślał.
- Nie sądziłem że będziemy musieli walczyć już teraz. Brak posągu, brak siły. Jedyne co pozostaje to ćwiczyć i liczyć na to że będziemy mieli szczęście. -

#ŁUP# #ŁUP# #BRZDĘK#
- CHOLER*- Zaklnął Orin. - No i muszę zrobić nową strzałę. - Powiedział pocierając stępiony grot. Poszedł do lasu szukając odpowiedniego drzewa. Znalazł stary cis, wdrapał się na niego i znalazł odpowiednią gałąź. Zszedł i stworzył nową strzałę i przelał do niej energie żeby była bardziej wytrzymała. Poszedł z powrotem na swoje miejsce świczeń.

#ŁUP# #ŁUP# #ŁUP# #PUK# #PUK#
Orin dożucił jeszcze noże.
- Nuuuuuudzi mi się! - Pomyślał.
Poczekał aż nik nie będzie patrzył i wymknął się do karczmy.
- Jak dawno nie piłem piwa. - Powiedział zadowolony. Zaczął przysłuchiwać się rozmowie dwóch wieśniaków.
- Te, słyszałeś? Jakieś jebutne burze na północy są. Mówią jeszcze że ponoć nawet tajfun nam był. -
- Pinkolisz. Tajfun? Burze? O tej porze? Niemożliwe, głupoty gadasz. -
- Oj prawda to, prawda panocku. - Włączył się trzeci. - Jak myślicie, dlaczego tu jestem? Widziałem na własne oczy jak tajfun rozwala chałupe. Porwał mi całe stado świń! -
- Łooo. - Chuknął pierwszy. - Gożej niż żem myślał. A w którą strone to idze? -
- Jak to w którą, w naszą. -
Dalej Orin już nie słuchał i pędził do obozowiska. Wpadł jak szalony. Paczeli się na niego jak na idiote. Zwołał wszystkich i powiedział.
- Pakujcie manatki. Byłem w karczmie i słyszałem jak mówią że tajfun w naszą strone idzie. - Powiedział. - Nie wiem jak wy ale ja myślę że to Bóstwa. Koniec ćwiczeń, musimy oszczędzać siły na starcie. Jedyna nadzieja na wygraną to te pinkolone pionki. Musimy liczyć na naszych towarzyszy. - Skończył przemowe i poszedł się przygotowywać ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:32, 22 Mar 2011    Temat postu:

Cochise nawet nie czekała na odpowiedź Serafiela. Odwróciła się na pięcie i odeszła. Po drodze zaczepiła ją Actia. Chciała, żeby pojechała do jakiegoś tam lenna zawieść posąg. Zawsze lepszy rydz niż nic. Dziewczyna od razu zaczęła przygotowywać siebie i ogiera do podróży. Po niecałej godzince byli gotowi do drogi. Kiedy szła wraz z gniadoszem do Actii usłyszała że Serafiel coś tam na nią komuś gada. Może to umysł spłatał jej figla, może nie? Wściekła się, podeszła do rycerza i nieźle go spoliczkowała. Ten nawet nie wiedział o co jej chodzi. Odwróciła się, dosiadła konia i już jej nie było. Podróż była długa i męcząca. Jechali kilka dni. Droga powrotna była jeszcze większą męczarnią. Postój w lennie trwał tylko jeden dzień, więc tak naprawdę nie zdążyła z Brolgą dobrze wypocząć. Ale przynajmniej nie nudziła się. Po drodze znalazła jakiegoś rannego jelenia. Wydawał jej się świetny na obiad, ale był za duży żeby go sama zjadła. Uznała, że podzieli się z drużyną. Wydać było, że zwierz się męczy, więc go zabiła. W trakcie jazdy zastanawiała się nad sobą. Wydawało jej się, że coś jest nie tak, że coś ją opętało lub coś w ten deseń. Kiedy dotarli znów do Redmont zaniosła jelenia do jakiejś karczmy. Nie chciało jej się go przygotowywać do jedzenia. Jakoś tak dziwnie kręciło jej się w głowie, a przecież nic nie piła. Teraz już była całkiem pewna, że coś jest nie tak, więc poszła do Actii, która być może jej pomoże.
- Słuchaj Actia, wydaje mi się, że jestem jakaś opętana. Ciągle się na wszystkich wściekam, kręci mi się w głowie, czasem nie panuje nad tym co mówię, robię i słyszę. Wydaje mi się, że to jakieś zaklęcie, albo opętanie. Pomożesz mi?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Cochise dnia Wto 20:35, 22 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 22:43, 22 Mar 2011    Temat postu:

Stał przy jednym z domów w dzielnicy biedoty. Nie spodziewał się, że z tej części miasta, a dokładniej, z tego miejsca, będzie mieć tak dobry widok na mury otaczające zamek króla oraz sam pałac. W międzyczasie załatwił kawał pergaminu i pióro z atramentem. Skrupulatnie notował liczbę strażników na poszczególnych fragmentach muru oraz mniej więcej trasy patrolowania. Zazwyczaj trasy dziennych patroli niewiele różnią się od nocnych, taką też miał nadzieję, że Araluen nie odbiega od tego. Gdy skończył notować wszelkie ważne informacje w tej części, schował pergamin i osprzęt do torby. Przyglądał się chwilę jeszcze murom gdy poczuł czubek ostrza na swoich plecach.
- A teraz, nie ruszasz się, a ja zabieram ci twoje kosztowności. Zrozumiałeś? - usłyszał tuż za głową.
- Jak najbardziej, poddaję się. - odpowiedział cicho. Jednak zamiary miał inne, złodziej nawet nie zorientował się kiedy Svart wykonał ruch prawą ręką. Dostrzegł ją dopiero gdy łokieć był już przy jego oczach. Metalowa część ramienia uderzyła napastnika między oczy. Castagiro wykorzystał chwilową niedyspozycję złodzieja i błyskawicznie odwrócił się chwytając go za gardło. Zrobiło się zamieszanie. Parę osób zebrało się wokół nich. Wśród ludzi można było dostrzec kilku zakapturzonych osobników. Castagiro nie zwrócił na nich większej uwagi, jednak był przygotwany na to, że pobratymcy członka gildii złodziei mogą bronić swojego przyjaciela. Jednak żaden się nie ruszył.
- Co? Koledzy nie pomogą? Zasady ważniejsze? -spytał drwiąco Svart. Złodziej nie odpowiedział.
-Szkoda mi ciebie. Mógł być z ciebie dobry złodziejaszek. - Castagiro uśmiechnął się. W tym momencie jego "oko" zajarzyło się. Napastnik patrzył z przerażeniem. Svart trzymał go prawą ręką, więc moment kiedy ostrze wysunęło się, przebijając gardło napastnika był prawie niezauważalny. Złodziej padł na ziemię. Svart odwrócił się do zebranych ludzi. Członkowie gildii stali jeszcze sekundę po czym rozeszli się znikając w zaułkach. Castagiro przecisnął się przez grupkę ludzi, odpychając co bardziej namolnych i oddalił się od miejsca potyczki.

(-- Astus --)

Astus szedł za Imranem przez wąski korytarz w jednym z budynków. Było to podziemne przejście między paroma budynkami, dzięki, któremu członkowie gildii mogli się szybko przemieszczać. Droga do jednego z ośrodków złodziei zajęła im niewiele czasu. System tuneli był sprawnie wybudowany i z rozmysłem. W międzyczasie informacja o wizycie Astusa rozniosła się i kiedy dotarli do sali czekało na nich paru ważniejszych członków gildii. W tym przywódca jednej z grup, działającej na terenie dzielnicy biedoty. Astus zatrzymał się tuż za Imranem. Sala była przestronna. Na środku znajdował się okrągły stół a przy nim krzesła. NA ścianach przytwierdzone były pochodnie oraz kilka proporców.
- Astus z rodu Genus z Goth przybył upomnieć się o przysługę obiecaną parę lat temu. - przedstawił gościa Imran. Zaległa cisza. Przywódca grupy, mężczyzna średniego wzrostu oraz w wieku może czterdziestu lat, wstał i podszedł do Astusa.
- Wiem kim on jest. Witaj przyjacielu - szef wyciągnął rękę do gońca.
- Witaj Christianie. Miło cię znów widzieć. - Astus podał rękę mężczyźnie i uścisnął ją.
- Usiądź proszę i powiedz, czego od nas oczekujesz - Christian zaprowadził Astusa i Imrana do stołu. Wszyscy usiedli i goniec zaczął wyjaśniać sprawę.
- Jak zapewne wiecie, w kraju źle się dzieje.-
- Tak, te bóstewka robią niezły śmietnik. Nasze chłopaki ciągle donoszą nam o sytuacji. Twoja drużynka nieźle sobie z nimi poczynia.
-b]Staramy się. Robimy co możemy by im przeszkodzić.[/b]
- Wiem, ale co cię tutaj sprowadza?
- Część większej układanki, dzięki której unieszkodliwimy te bóstwa.
- I myślisz, że zabicie jednego z nas ułatwi wam robotę?
- Że co proszę? - Astus otworzył szerzej oczy i wbił wzrok w Christiana.
- Twój przyjaciel Svart, niedawno zabił jednego z naszych. Co prawda świeżak, gówniarz nie wiedział, że są ludzie, których się nie zaczepia od tak. Widać był na tyle głupi, że chciał okraść Svarta.
- Nie wiedziałem. Ja... - chciał dokończyć ale Christian przerwał mu.
- Spokojnie. Powiedz zatem z czym do nas przychodzisz?
- Potrzebuję wszelkich informacji o wartach i patrolach żołnierzy wokół zamku i wewnątrz.
- O proszę. Ostro zacząłeś. Myślałem, że to coś skromniejszego. Mimo to myślę, że się dogadamy...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:00, 24 Mar 2011    Temat postu:

Podczas gdy Niobe zastanawiała się nad odpowiedzią, podeszła do nich Cochise. Jej aura gniewu sprawiała, że wszystkie roślinki w promieniu pięciu metrów uschły, a zwierzęta pouciekały. To nie będzie przyjemna rozmowa. Ale może być zabawnie. Cóż, ciekawe, czego chce ta dziewczyna. Na przywitanie zaczęła oskarżać Serafiela o zabójstwo i okaleczenie. Hmm, nie miała racji co do jednej rzeczy. Rycerz nie wziął udziału w żadnej z podanych czynności. Ale skoro Cochise się uparła, to niech sobie tak myśli. Chociaż… czemu by tego nie wykorzystać? W tej chwili dziewczyna jest rozgoryczona, więc może zacząć paplać. Tak właściwie, to zaczęła już to robić, ale chyba nikt jej nie słyszał. A gdyby jednak? Rozgłoszenie takiej informacji mogłoby poważnie zmniejszyć szansę na powodzenie misji. A tak być nie może. Trzeba działać, i to szybko.
- O czym ty w ogóle mówisz, dziewczyno? Jaka Ruffian? Że niby ja ją zabiłem? Kiedy? Przecież cały czas byłem tu z wami. A z tym podbojem to przesadziłaś. Stawiasz moje imię w ciemnym świetle. Rycerze z Veliteru cechują się surowym kodeksem. Kim jestem, żebym miał go nie przestrzegać? – odpowiedział dziewczynie wzburzonym głosem. Wszystko wypadło nad wyraz wiarygodnie. Nie dało się w to nie uwierzyć. Powiedział to tak przekonująco, że nawet największy sceptyk by mu przyklasnął. Cochise nie miała prawa wykryć tego kłamstwa. Co jak co, ale Serafiel był całkiem niezłym aktorem. Oczywiście tylko wtedy, gdy ma w tym jakiś interes. Jednak gdy dziewczyna odchodziła, rycerz postanowił rzucić ostatnie słowo.
- Krzyczała, gdy ją zabijałem. Prosiła o litość. A rycerze z Veliteru nie ulegają podobnym błaganiom. Uważaj na plecy, bo możesz być następna. – powiedział to szeptem, podobnie jak wcześniej do Niobe. I te słowa były przeznaczone tylko dla Cochise. Gdy dziewczyna odeszła, odwrócił się do Niobe. Ta akurat skończyła się zastanawiać i miała dla Serafiela pomyślnie wieści. Zgodziła się na udział w całym przedsięwzięciu. Taa, na pewno. Już biegnie do Megan, żeby wyciągnąć od niej informacje. Rycerz pozostał sceptyczny co do tego wyboru. Dziewczyna może oszukiwać. Nie tylko Serafiel jest dobry w kłamstwach. Trzeba było uważać. Do pierwszego razu. Kiedy mężczyzna otrzyma od dziewczyny pierwsze informacje, wtedy się uspokoi. Przynajmniej w jakimś stopniu. Wtedy odetchnie. Już myślał, że wszystko stracone, gdy wpadł na tak cudowny pomysł. Trzeba to uczcić. Tylko jak? Niech to poczeka na później. Teraz trzeba ruszać dalej.

***
W pewnym momencie Serafiel zauważył, że kilku członków drużyny wzięło się za oczyszczające ćwiczenia. No tak. Kiedyś trzeba zacząć. Lecz mogli wcześniej pomyśleć o treningu, a nie na kilka dni przed ostatecznym starciem z Bóstwami. Niektórzy to naprawdę potrafią logicznie myśleć. Zaś Serafiel był tak pewny swoich umiejętności, że teraz leżał i myślał. O przyszłości. Jeśli uda mu się…. jeśli? To złe słowo. Kiedy uda mu się podbić Araluen, wtedy będzie musiał się zająć jeszcze inną sprawą. Trzeba będzie się pozbyć Niobe. Celtia i Picta to cenne posiadłości. Czy warto oddawać je w tak niepewne ręce? O nie! To by było marnotrawstwo. On sam weźmie w posiadanie te kraje. Araluen zostawi swojemu księciu. Hmm, książę to kolejne złe słowo. Wtedy będzie już królem. Królestwo Veliteru. Ależ to pięknie brzmi. W kolejnym momencie usłyszał jakieś dudnienie. Zobaczył, że to Niobe ćwiczy się w rzucaniu sztyletem. Nie zawsze jej to wychodziło. A co tam? Przecież Serafiel ten raz może komuś pomóc. Podszedł do niej i wyjął swój nóż. Pokazał jej, w którym miejscu najlepiej złapać broń i zaczął się przymierzać do rzutu, gdy zobaczył w krzakach jakieś poruszenie. Przypomniał sobie o swoich przemyśleniach na temat oddawania czci mrocznym bogom. Cóż… rzucił. Sztylet przeleciał jakiś metr obok celu. Celu, który wybrała sobie Niobe. Serafiel trafił idealnie. Przeprosił dziewczynę za beznadziejny rzut i poszedł odszukać nóż. Zawędrował daleko w krzaki i rozejrzał się po ziemi. Tak. Sztylet przebił jakiegoś szaraczka. Arturionie, jednak nie wyszedłeś z wprawy. Serafiel złapał zwierzaka za łapkę i zaniósł w bezpieczne miejsce. Gdy upewnił się, że nikt go nie obserwuje, zaczął układać prowizoryczny ołtarzyk z patyków i kamieni. Najpierw rozchlastał martwe zwierzę, ochlapał się przy tym krwią, ale to nieważne. W końcu dotarł do serca. Wyrwał je i ułożył na ołtarzyku. Zajrzał do swojej sakwy i odnalazł krzesiwo. Rozpalił ogień i zwierzęcy organ spłonął, a Serafiel wniósł modły do bezimiennych bogów, których sam sobie uroił. Gdy poczuł, że spełnił swój obowiązek, postanowił wrócić do reszty drużyny. Gdy mijał Niobe, podniósł nóż do góry na znak, że go odnalazł. Nie tłumaczył się z dłuższej nieobecności. Na rękach i twarzy miał jeszcze ślady po króliczej krwi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:05, 25 Mar 2011    Temat postu:

Aragorn był zasmucony faktem, że musi opuścić drużynę. Byli to jego przyjaciele. Wciąż nie był pewien swojej decyzji i czy słusznie postępuje. Gryzły go wyrzuty sumienia, jednak podjął już decyzję. Uznał, że im dłużej się nad tym zastanawia tym bardziej jest niepewny. Wolał działać niż się nad tym dłużej myśleć. O swoich planach powiedział jedynie Megan. Był jej to winny. Długo zastanawiał się czy powinien powiedzieć komuś jeszcze. Uznał że najlepiej jeśli wyruszy jakiś czas po tym jak Megan, Astus, Nick i Castagiro wyruszą do Araluenu. Zawsze te parę osób mniej dawało mu pewność, że uda mu się wymknąć niepostrzeżenie. Ostatnią rzeczą jaka miała by się zdarzyć to spotkać Actię podczas opuszczania obozu. Nie chciał się tłumaczyć co zamierzał zrobić.
Rycerza przeszły ciarki gdy tylko pomyślał o tym, że mogło by dojść do takiej wpadki.
Był wieczór, 3 dni po tym jak część drużyny wyruszyła do Araluenu. Aragorn zabrał swój ekwipunek i przytoczył do siodła. Rozejrzał się uważnie. W pobliżu nikogo nie było. Usiadł w siodle, i natychmiast popędził konia. Gnał na złamanie karku. Dopiero na horyzoncie, zwolnił tempa. Nawet jeśli ktoś by go zobaczył miałby nikłe szanse na to by go już dogonić. Plan rycerza był prosty, popłynąć nad wybrzeże, nająć załogę i popłynąć do ojczyzny.
-Nic prostszego. Ot tak, do wykonania- Odburknął do siebie rycerz, niezadowolony ze swojej decyzji. Ratując jednych, naraża życie innych, a co ważniejsze to czy jego rodzina jest zagrożona nie było pewne. Lekko kołysał się w siodle, pokonując coraz dłuższą odległość. Jechał tak dzień, i noc z niewielkimi przerwami, by napoić i nakarmić konia. Wreszcie zbliżał się do Seacliff. Według map, był już bardzo blisko. Na horyzoncie pojawiła się smuga dymu. Właściwie, mogła być już wcześniej ale rycerz spostrzegł ją dopiero teraz. Nie było w tym nic niepokojącego jak zdawało się wojownikowi.
-Ogniska mają to do siebie, że palone są z róznych powodów. Uczta przy wspólnym ognisku czy karczowanie lasu. Mogło też komuś być baardzo zimno i rozpalił sobie baardzo duże ognisko.- Zaczął mówić do siebie rycerz. Od jakiegoś czasu jedynym kompanem jego rozmów był wierzchowiec.
-Pewnie nawet nie wiesz o czym mówię? No tak, jesteś tylko koniem...- Powiedział z goryczą rycerz. Koń pozostawał głuchy na jego słowa.
Z czasem do smugi dymu dołączały kolejne, mniejsze.
-Muszą organizować naprawdę dobrą ucztę. Jakiś festyn albo co...- -Stwierdził rycerz popędzając konia. Nie jadł już od 2 dni a nie pogardził by teraz zarumienionym na rożnie dzikiem.
Wyjechał na wzgórze skąd było widać jak na dłoni całą okolice i zamek Seacliff.
-To nie są ogniska....-
Na wybrzeżu zobaczył zgliszcza drewnianych chat. Wszystko spłonęło cała osada. Jedynie zamek wydawał się nietknięty. Pojechał do wioski, a raczej tego co tu zostało.
-Płomień jeszcze się tli. Sprawcy nie odjechali tak daleko. Ale dlaczego rycerze z zamku nic z tym nie zrobili? Banda zbirów to pryszcz dla rycerstwa.- -Ten fakt zastanowił rycerza. Być może będzie musiał się udać na zamek.
Rozejrzał się dokładniej po okolicy. Wszędzie widizał tylko czarne, spalone drzewo i ciała nieszczęśników, którzy stawiali opór. Przyjrzał się im. Byli to zwykli chłopi. W rękach miali zaciśnięte kosy, sierpy co niektórzy miecz lub sztylet. Okrutnie i bezwzględnie ich potraktowano. Rycerz zobaczył ślady. Świadczyły o tym, że duża grupa osób wchodziła do wody. Wydało mu się to nielogiczne. Część śladów została zatarta a wszystko co kosztowne zostało złupione. Jego okrętu również nie było. Mógł zostać zatopiony lub uciekli nim mieszkańcy. Wersji mógł wymyślać sobie wiele. Nie zdziała jednak dopóki nie usłyszy od świadków co miało tutaj miejsce.
Rycerzwoi nie pozostało nic innego jak wsiąść na konia i pojechać pod zamek. Zajęło to kilkanaście minut. Na murach nie widział straży, jednak brama była zamknięta.
-Jest tu ktoś?!- Krzyknął Aragorn.
-Nie ma!- Odkrzyknął ktoś za bramą.
Aragorn lekko podirytowany usłyszaną odpowiedzią, przygrzmocił pięścią w bramę aż poszły drzazgi. Co się okazało nie było to dobrym pomysłem z przyczyn oczywistych jak i bolesnych.
Jendak to wystarczyło by wywrzeć jako taka presję na strażniku bramy.
-Kim jesteś? Jednak i tak to bez znaczenia. Nie wpuszczę Cię!- Usłyszał rycerz.
-Nie ważne - Odburknął z oburzeniem -Lepiej powiedz co tu się stało. - W tym momencie rycerz zobaczył kątem oka, kilka wystających mosiężnych hełmów zza kamiennych obwarowań.
-Ta rycerska odwaga u strażników- Przewrócił oczami.
-Korsarze. Złupili wioskę, zabrali mężczyzn, kobiety, dzieci, statek. Mieli już wieeeelu więźniów na łańcuchach. Sprzedadzą ich lub wyszkolą na swoich. To barbarzyńcy! To najemnicy! Psy parszywe!- Głos umilkł.
Aragorn uznał, że nic więcej się nie dowie. Jednak w jego oczach pojawił się strach. Nie wróci do domu - nie ma okrętu. Musi wrócic do drużyny. Jednak z pewnością spostrzegli już jego zniknięcie. Aragorn wiedział że nie będzie mógł spojrzeć w oczy Actii. Słyszał jej karcący głos. Jednakże wieść jaką miał zamiar przekazać mogła być bardzo ważna a to może umniejszy jej gniew.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pawel2952 dnia Pią 21:34, 25 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:06, 25 Mar 2011    Temat postu:

Proporcjonalnie im mniejsza odległość dzieliła Megan, Nicka, Svarta i Astusa od Araluenu, tym zaniepokojenie i nerwowość w kobiecie rosły. Z drugiej jednak strony - im bliżej była "domu tym czuła się bezpieczniejsza i pewniejsza siebie.
Gdy po czterech dniach dotarła wraz z towarzyszami do karczmy "Jakośtam" nieopodal zamku Araluen, była pełna sprzeczności. Jak na dyplomatę (i córkę króla) przystało, gdy wraz z drużyną wędrowała po kraju, dopytywała się to tu, to tam - od wieśniaków, karczmarzy, rycerzy, baronów - jakie plany ma król na najbliższy czas. Właśnie od tych ludzi dowiedziała się, że król wyjeżdża. Jedząc strawę cieszyła się, że zdążyli przyjechać nim król opuścił mury zamku, a zaraz potem uświadomiła sobie, że gdyby go nie było, mogłaby rozwiązać problem pionków z matką lub Cassandrą. Później znów się rozweseliła, ponieważ zrozumiała, że może pomówi przy okazji z ojcem na różne tematy - zarówno polityczne i gospodarcze jak i rodzinne. Następnie jednak zrozumiała, że, w związku z jej dziecinnym zachowaniem, król szachów może nie oddać.
Była rozdarta. Wiele myśli "kłębiło się" w jej głowie, chociaż określenie "kłębiło się" jest pewnym niedomówieniem. Było ich tak wiele, że nie mieściły się w jej umyśle, zaczęły się mieszać, kręcić, przepychać, aż w końcu rozpoczęły prawdziwy bój. A jedna była sprzeczniejsza od drugiej.
W pewnym momencie odezwał się Castagiro. Przedstawił plan działania i podarował kilka małych wskazówek. Gdy spytał się czy wszystko jasne, Megan przytaknęła, chociaż słowa towarzysza wlatywały jednym, a wylatywały drugim uchem. W pewnym momencie wojownik wstał i wyszedł. Po pewnym czasie Astus zrobił to samo.
Brązowowłosa, pogrążona w myślach, nie zwróciła na nich uwagi. Obudził ją dopiero Nick, mówiąc:
- Nie wiem jak ty, ale ja mam już dość bezczynnego siedzenia w tej karczmie. Przejdę się po chwilę po mieście, a później... Zobaczy się.
Megan podniosła głowę znad talerza na tyle, wynurzając twarz spod cienia kaptura (nowy strój i płaszcz z kapturem kupiła w czasie podróży), by ona widziała jego, on ją i nikt więcej.
- Dobra. Ja jeszcze chwilę posiedzę, posłucham co ludzie mają do powiedzenia. Może ułyszę jakieś plotki o moim powrocie. Wiesz... Nie chciałabym, żeby ludzie wiedzieli i tak dalej... - mówiła szeptem do towarzysza.
- Dobry pomysł. Wieczór, knajpa - wiele można się o tej porze dowiedzieć.
Dopiero wtedy Megan spojrzała przez okno. I dopiero wtedy zrozumiała, że spędzili w karczmie sporo czasu i już jest wieczór.
- Nick, poczekaj chwilę! - powiedziała, widząc, że mag odchodzi od ich stolika. Szybko sobie coś przemyślała i powiedziała: - Mógłbyś coś dla mnie zrobić? Dzięki. Mógłbyś poszukać Castagira lub Astusa i oznajmić jednemu z ich, że... - tu tak bardzo ściszyła głos, że nawet Nick musiał się dobrze skoncentrować na jej słowach -... do króla pójdę dopiero rano. Nie będę go teraz martwić, a nawet będziemy mieli więcej czasu na przemyślenia, gdyby jednak ojciec nie chciał oddać szachów.
Nick tylko skinął głową i wyszedł.
Megan posiedziała jeszcze chwilę, próbując poukładać myśli i coś sobie przypomnieć, po czym wyszła z karczmy. Poszła jeszcze na chwilę do pomieszczenia pokroju stajni, by zająć się Davią, by ostatecznie przejść się po mieście. Wszystkie swoje rzeczy zostawiła w karczmie - nie wie jak jej towarzysze, ale ona miała już serdecznie dość spania na ziemi.

***

Wystarczyło kilka minut spaceru między domostwami, by Megan przypomniała sobie wszystkie zaułki i tajemne przejścia - zarówno w mieście jak i w zamku. I właśnie dzięki temu niepostrzeżenie wtargnęła na Zamek Araluen. Gdy to zrobiła, udała się do matki. Uważała bowiem, że do króla naprawdę najlepiej iść dopiero z rana - gdyby nie zgodził się teraz, Castagiro z Astusem i Nickiem mieliby jedynie jedną noc na zaplanowanie wszystkiego i realizację planu. Natomiast gdyby dowiedziała się o odmowie rano - mieli by mnóstwo czasu, by wszystko dopracować.
Istniało pewne prawdopodobieństwo, że ktoś - ktokolwiek - może ją zauważyć i donieść o tym Duncunowi, jednak była na tyle pewna znajomości zamku, że pewnie zmierzała ku komnacie, w której najprawdopodobniej przebywała królowa.
Jak to możliwe, że na 100 pomieszczeń (jeśli nie więcej) w zamku Megan znalazła matkę w tej pierwszej? Nikt - nawet sama kobieta - nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie.
Gdy obie się ujrzały, pojawiły się łzy, piski, śmiechy. Później odbyła się rozmowa, która potwierdziła decyzję Megan - król jest teraz zmęczony, zdenerwowany i głodny, więc nie wiadomo jakby zareagował na pojawienie się starszej córki w zamku.
Wyszedłszy z terenu zamku, Megan skierowała się w stronę karczmy. Po drodze przypadkiem spotkała Casta i powiedziała mu o swoich zamiarach. Wiedziała, że miał to zrobić Nick, ale nie wiedziała do którego w końcu poszedł, a poza tym wolała upewnić towarzyszy o swoich zamiarach sama.

***

Następnego dnia Megan porzuciła już wszystkie pozory tajności. Przez miasto ku zamkowi jechała dumnie na Davii i typowym stroju dyplomatki. Bramę otwarto jej bez najmniejszych problemów, a gdy tylko ujrzano ją na dziedzińcu od razu została obskoczona przez służbę. Gdy zeskoczyła z konia, Davia od razu została pochwycona i zaprowadzona do królewskiej stajni.
Megan natomiast, pewnym krokiem, z wysoko uniesioną głową udała się do gabinetu króla. Wielu mówiło jej po drodze, że król jest teraz zajęty, że nie należy mu przeszkadzać, że się zagniewa, ale kobieta miała to głęboko w poważaniu.
Stanąwszy naprzeciwko pięknie rzeźbionych, drewnianych drzwi, wzięła kilka głębokich wdechów i weszła do środka.
Duncan był pochylony nad swoim biurkiem i czytał jakieś dokumenty, dlatego podniósł wzrok znad pergaminu dopiero, gdy drzwi do gabinetu zostały zamknięte.
-No hej...

***

Drzwi pozostawały zamknięte bardzo długo, jednak nikt ze służby nie odważył się sprawdzić czy nie stało się coś złego królowi.
- No dobra, dobra. To ja wejdę i sprawdzę. Spytam się czy król nie chce herbaty i przy okazji się rozejrzę - powiedziała jedna z młodziutkich służących.
Zbliżyła się do drewnianych drzwi i zapukała. Nikt nie odpowiedział. Zapukała jeszcze raz. I tym razem bez odzewu. Za trzecim razem zapukała i od razu uchyliła drzwi.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy szanowny król nie miałby ochotę na filiżankę herbaty?
- Nie, dziękuję.
- Ale czy na pewno?
- Tak, na pewno.
- Ale...
- No wyjdź mi już stąd dziewczyno!
Kiedy bowiem służba niepokoiła się o stan zdrowia ich władcy, po drugiej stronie ciemnobrązowych, pięknie rzeźbionych, drewnianych drzwi toczyła się zaciekła dyskusja. Co prawda zaczęło się niewinnie - od kilku pytań o samopoczucie, zdrowie, relacje z rodziną - jednak, gdy tylko Megan przechodziła do sedna sprawy, Duncan coraz bardziej się denerwował.
- No to jak? - zapytała Megan. - "Pożyczysz" mi te szachy?
- Nie.
- No, ale dlaczego?
- Bo nie.
- Odpowiedź godna pięciolatka. Tato - rozwiń myśl!
- Megan - zrozum. Nie dam ci złotych szachów, bo tylko nimi można pokonać jakiś wymysł twojej wyobraźni.
- To nie jest wymysł mojej wyobraźni! To po pierwsze. Po drugie - nimi nie da się pokonać Bóstw, są jedynie pewną pomocą. Jeśli oddamy je pewnemu innemu bóstwu to ono nam pomoże. Zwoła innych pół-bogów i wtedy będziemy mieli szansę zwyciężyć. Po trzecie - czy chcesz, żeby Araluen przestał istnieć? No raczej nie, więc może - jak nie dla swojego czy mojego dobra - to zrób to chociaż dla dobra kraju! No tato!
- Nie.
- Tato!
- Nie.
- No to mi przynajmniej powiedz, co ty będziesz z nimi robił?
- Eee... No grał nimi.
- Grał? Żartujesz sobie ze mnie?
- Nie, niby dlaczego?
- Przecież ty nie potrafisz grać w szachy!
- No to najwyższy czas się nauczyć, czyż nie?
Megan głośno westchnęła, pokręciła głową i wyszła z gabinetu ojca. Była zaskoczona, kiedy okazało się, że pod drzwiami kłębi się całe multum służby. Przedarła się jednak przez tłok i, tak samo pewnym krokiem co wcześniej, wyszła na dziedziniec.
- I co? - zapytała królowa, która tam właśnie na nią czekała.
- Nie zgodził się.
- To zostań tu - ja z nim pójdę porozmawiać.
- Nie mamo. Nie ma sensu. Od i tak już zdecydował - powiedziała, po czym wsiadła na Davię (która została już przygotowana przez służbę) i wyjechała z zamku.

- Moi drodzy - czas na plan B - powiedziała do towarzyszy, gdy się spotkali.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 6:53, 26 Mar 2011    Temat postu:

O jacie, Astus jest gońcem! A z tego co o nim wiem, bardziej do niego pasuje określenie łotrzyk niż goniec, tudzież listonosz.
Łotrzyki. No, więcej szacunku. Łotrzycy. A więc raczej nie centralny zamek Araluen. Ani dzielnica kupiecka. Większość przekręteł w umyśle działała, aż w końcu, po -entym obejściu miasta trafił do slumsów.
- Ach, te bidaki. Do roboty by się wzięli, na wieś wyjechali, a nie na zasiłku żyją. - mruknął Nick.
Potem wszedł w jakiś zaułek i wrzasnął:
- Ojej, gdzie moje złoto? Aaa, tutaj jest!
Gdy po chwili nic się nie działo, krzyknął jeszcze raz:
- Ej, a kojarzycie Astusa? Mogę się z nim zobaczyć?
Jedna kobieta, niosąca dziecko na rękach, idąca ulicą, spojrzała na maga jakby był obłąkany. A spadaj - pomyślał czarodziej. No, chociaż racja. Gadał do ściany.
Usiadł i odczekał parę minut. Potem znowu wrzasnął:
- No hej, nie róbcie mi tego! Tu są mrówki!
Odczekał jeszcze około pół godziny, wrzasnął jeszcze raz, gdy w zaułku pojawił się Astus.
- Czego się drzesz?
Mag wzruszył ramionami:
- Ja tu narażam życie by ci przekazać wiadomość, a ty co? A ty masz jakieś pretensje? Nieładnie... a, dobra, Megan kazała ci powiedzieć...
I mag powtórzył wszystko.

*********

- Plan B? To znaczy, ten plan B? A nie mogę wejść i udawać światowego mistrza szachów, i gwizdnąć te pionki? No serio, umiem wygwizdać dużo rzeczy. - mruknął cicho Nick, ale tylko Megan go usłyszała.
Potem powiedział głośno:
- Czyli co, wkradamy, lub wkradacie, lub wkradasz się? Nie wiem dokładnie kto. Ale lepiej by było, gdybyśmy na wypadek opracowali plan C, bo kradzież też zawsze się nie udaje. Chyba, że plan B jest inny, wtedy przepraszam.
A po chwili dodał:
- A może mógłbym petra... petrak... petrkta..., no pogadać z królem, jako poseł z Teutonii? W końcu Teutoni uwielbiają gry planszowe, na przykład takie Teutonopoly, a jeśli pionki są złote, odrywają się tylko do snu i jedzenia.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Sob 6:54, 26 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 16:23, 26 Mar 2011    Temat postu:

Aranara, zresztą jak wszyscy, przygotowywała się do walki. Chciała udoskonalić każdą swoją umiejętność, więc ćwiczyła niemal bez przerwy. Nad rzeką z Khorem, który tworzył "manekina" z wody, z którym ona musiała walczyć- oczywiście prawie za każdym razem wracała przemoczona (Gdy wbijała w niego sztylet czy strzałę, on od razu się rozpryskiwał, gdy zaś niewiele razy udało mu się ją ugodzić, oblewał ją strumień wody); Strzelała z łuku do celu będącego małą, czerwoną kropeczką namalowaną na drzewie. Szło jej nawet bardzo nieźle. Po całym dniu ćwiczeń wróciła do obozu. Nie wiedziała dlaczego, ale nie miała potrzeby przemycia twarzy. Pomimo tego, że wciąż było jasno, chłód nie dawał dziewczynie normalnie funkcjonować; dzień nie był zbyt słoneczny. Lubiła tę pogodę, ale teraz nie mogła się nią niestety cieszyć. Rozpaliła niewielki ogień. Niewiele pomoże, ale zawsze coś, pomyślała.
-Zdobywanie szachów chyba trochę się skomplikowało- usłyszała za sobą głos, dość znajomy. Odwróciła się do Khora.
-Co masz na myśli?
-Wiem, jak poszła rozmowa z królem Duncanem.
-Czyli jednak się nie udało. Planują je wykraść, tak?
-Nick zaproponował, żeby poszedł w postaci… Ech, chciał zagrać z królem i zagarnąć szachy. Nie wiem, czy mu się uda. To Megan i reszta planują je wykraść. I to znacznie lepszy pomysł, ale to może trochę zająć. Trochę dłużej, niż przewidywali.
-Masz jakiś pomysł?
-Na pewno trzeba się z nimi skontaktować. Musicie im przekazywać informacje na temat waszych postępów, gdzie jedziecie i tak dalej. Oni też powinni utrzymywać z wami kontakt na bieżąco.
-Tylko to może być trochę kłopotliwe i długo zajmie. Przecież ktoś musi pojechać i im wszystko przekazać. Co prawda, ty możesz nam mówić, co oni robią, ale nie będą wiedzieć, na jakim etapie jesteśmy my.
-Właśnie dlatego wymyśliłem sposób. Musimy zebrać wszystkich, którzy mają umiejętności połączone z telepatią. W tym przypadku będziesz to ty, Actia, Jacen i ja. Hm, ktoś jeszcze?
-Nie wiem.
-Dobra, dalej. Wy myślicie, że wasze umiejętności nie mogą być już bardziej rozwinięte, tak?
-Posługuję się tą techniką, odkąd pamiętam, i nie zdołałam nic więcej z siebie wycisnąć.- Arnara się skrzywiła.
-A więc jesteście w błędzie. Dacie radę je rozwinąć. Potrzeba wam tylko determinacji, odpowiedniego skupienia i odpowiedniego nauczyciela, czyli mnie.
-Skromny jesteś.
-Wiele osób mi to mówi- Khor uśmiechnął się- Zaczynamy?
-Myślę, że tak. Musimy nauczyć się tego jak najszybciej, więc idę po Actię i Jacena.

Arnara opowiedziała rodzeństwu o planie Khora, na co oni chętnie przystali. Do północy ćwiczyli technikę telepatii. Wstali przed świtem. Khor zabrał ich w ciche miejsce, aby mogli się odpowiednio skupić.
-Z wczoraj już wiecie, że aby skontaktować się z kimś, musicie bardzo intensywnie o tym kimś myśleć, przypomnieć sobie jak najwięcej rozmów z nim. Wczoraj Jacenowi udało się skontaktować ze mną. Teraz wasza kolej- wskazał na Actię i Arnarę- jeśli wam się uda, spróbujemy nawiązać kontakt z osobami z obozu, a potem z „grupą Szachowiczów”.
Po jakimś czasie oczywiście każdy mniej więcej swobodnie się porozumiewał telepatycznie, więc teraz wypróbowali swoje umiejętności na osobach znajdujących się nieco dalej. Było to trochę trudniejsze, ale kiedy się udało, wszyscy zaśmiewali się z reakcji ludzi, z którymi udało im się skontaktować.
Teraz nadszedł czas na „Grupę Szachowiczów”, jak nazwał ją Khor. Słońce już zachodziło, mieli na to zaledwie kilka godzin.
Kiedy na niebo było całe pokryte gwiazdami, obok których właśnie pojawiał się księżyc, wszyscy właśnie przerwali telepatyczne połączenia. Spróbowali na nowo- działało.

Zadowoleni z efektów, wrócili do obozu, ledwo żyjący. Te ćwiczenia były bardziej męczące niż dzień i noc ćwiczeń fizycznych niemalże bez przerwy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 21:08, 26 Mar 2011    Temat postu:

Gdy jedna część drużyny wyjechała na misję reszta szkoliła się do walki, Urius podobnie jak większość także ćwiczył dla utrzymania kondycji.
Nie mogę się teraz rozleniwić Myślał podczas treningu. Biegł właśnie kolejne okrążenie dookoła miejsca odpoczynku, po chwili wykonał kilka ćwiczeń rozgrzewających i zabrał się za trening mieczem. Znalazł ustronne miejsce do ćwiczeń i zaczął zadawać różne cięcia i pchnięcia wyimaginowanym wrogą. Ćwiczył stare i wymyślał nowe kombinacje uderzeń, które mogły by przydać mu się w walce.
Trenował kilka godzin po czym wrócił do obozu odpocząć.
Utrzymać kondycje trzeba, ale gorzej było by się przećwiczyć. Mówił w myślach. Dla zabicia czasu zajął się swoim koniem, wiedząc, że on tez musi być w świetnej formie podczas walki. Nakarmił i napoił swojego konia, a następnie pojechał poćwiczyć z nim. W pewnym momencie jazdy przypomniał sobie o szabli przypiętej do siodła. Wyjął ją z pochwy i znów ją sprawdził, mimo tego, że już to robił kilkukro
tnie. Znów zauważył, że miecz jest znacznie lżejszy od jego "tradycyjnego" miecza.
Musze go w końcu wypróbować. Pomyślał i zaczął machać nim w powietrzu wyprowadzając ciosy które ćwiczył wcześniej, zauważył, że miecz nie nadaje się do wszystkich kombinacji. Ćwiczył też atak mieczem podczas jazdy, szybkiej i wolnej i mimo swoich planów do obozu wrócił później niż chciał.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 22:49, 26 Mar 2011    Temat postu:

Mijały dni, a grupa, która wyruszyła do Araluenu, nadal nie wracała. Actia zaczynała się niecierpliwić i trochę martwić. Najgorsze było to, że nie mieli, jak skontaktować się z tą czwórką. Przynajmniej tak myślała Actia, dopóki nie przyszli do niej Arnara z Khorem. Pomysł używania telepatii był bardzo dobry, Actii to wcześniej przemknęło przez myśl, ale o ile wiedziała, nikt w drużynie tą sztuką nie władał tak dobrze, by porozumieć się z kimś, kto znajduje się w Araluenie. Actia umiała się tak porozumiewać tylko z Jacenem.
Ale Khor był w tym mistrzem i zaczął uczyć tego Actii, Arnary i Jacena. Treningi były bardzo wyczerpujące, ale dawały rezultaty. Każdy z tej trójki w końcu opanował telepatię w sposób wystarczający, aby porozumieć się z grupą przebywającą w Araluenie. Niestety, król odmówił oddania szachów. Trzeba będzie poradzić sobie w inny sposób.
Szkoda, że się nie udało. Ułatwiłoby to im zadanie, no i na pewno też przyspieszyło. Jednakże Actia była dobrej myśli. Tej grupce jak na razie nic nie groziło. No, oczywiście oprócz Bóstw, przez nie drużyna była w ciągłym zagrożeniu, ale przynajmniej w Araluenie nikt nie postanowił pomóc tym pół-bogom. A poza tym był tam Astus. Goniec. Łotrzyk. Złodziejaszek. Na pewno mu się uda wykraść te szachy. Musi się udać. Lepiej jednak, by się pospieszył.



Actia siedziała w cieniu razem z Jacenem. Rozmawiali półszeptem. W pewnym momencie usłyszeli hałas. Actia uniosła głowę i zobaczyła Orina, który biegnie w kierunku drużyny, najwyraźniej czymś zaniepokojony. Dziewczyna szybko wstała.
- Pakujcie manatki. Byłem w karczmie i słyszałem, jak mówią że tajfun w naszą stronę idzie – powiedział Orin. - Nie wiem jak wy, ale ja myślę że to Bóstwa. Koniec ćwiczeń, musimy oszczędzać siły na starcie. Jedyna nadzieja na wygraną to te pinkolone pionki. Musimy liczyć na naszych towarzyszy.
Actia poruszyła się niespokojnie. Ta cała opowieść była dziwaczna. Zbliża się tajfun, a ludzie spokojnie rozmawiają o tym w karczmie? Actia potrząsnęła głową. To było bezsensu. Ale z czymś to jej się skojarzyło. W Seacliff też Bóstwa manipulowały pogodą. Ale to była raczej iluzja. Aby odciągnąć ich uwagę od morza.
- Skandianie! – wykrzyknęła dziewczyna. – Sądzę, że nie ma żadnego tajfunu. Bóstwa użyły iluzji Mocy, wmówiły to miejscowym, licząc na to, że my postanowimy się ewakuować. Powtarzają się. To błąd, poważny błąd. Uważam, że chcą teraz zaatakować. Tak i prawdopodobnie znowu pomogą im w tym uroczy najemnicy, Skandianie. Czas zawiadomić o tym sir Rodney’a i barona Aralda. I przygotować się.
Actia popatrzyła po członkach drużyny. Zmarszczyła brwi.
Brakowało Aragorna.
Astus! Castagiro! Megan! Nick! Pospieszcie się, błagam., pomyślała.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 18:29, 31 Mar 2011    Temat postu:

Stało się to, czego się najbardziej obawiał. Król nie zgodził się na podarowanie im szachów. Niestety. Musieli te cholerne pionki wykraść. Megan zrobiła, co mogła, jednak jej ojciec okazał się upartym osłem, do tego niedouczonym i niedoinformowanym. Jak Castagiro ustalił, cały przestępczy świat wiedział o Bóstwach i chętni byli do współpracy z jego grupą. On, Astus, Nicki i Megan spotkali się ponownie w karczmie, w jednym z pokoi. Megan przedstawiła im dokładny plan rozmieszczenia pokoi, korytarzy oraz paru sekretnych przejść, o których prawie nikt nie wiedział prócz niej i dwóch osób. Jakby tego było mało, Megan rozrysowała gdzie stoją strażnicy i gdzie się poruszają patrole wewnątrz pałacu. Astus zaś z Castagirem porównali swoje zestawienia strażników za murami ochraniającymi pałac oraz na murach. Ich plany były prawie takie same. Castagiro wyciągnął pergamin i zaczął rysować plan.
- Megan i Nick, razem ze mną będziecie stać na czatach. Astus jako jedyny potrafi otwierać zamki wytrychami, więc to on wykradnie te pionki. Megan, ustawisz się pod komnatą, gdzie te szachy leżą. Gdy nasz złodziejaszek dostanie się do niej, rzuci ci całe pudełko. Ma to na celu uniknięcie jakiejkolwiek wpadki przy ucieczce Astusa. Gdy je złapiesz pomkniesz najszybciej jak się da do dzielnicy biedoty, dokładnie tutaj – Cast pokazał palcem punkt na mapie, którą także mieli rozłożoną. – Gdy będziesz za murem, dasz znak strzelając zapaloną strzałę, ale w kierunku miasta. Ja będę pilnował korytarzy, wewnątrz ale na tyle by widzieć czy dajesz znak. Wtedy ja ruszę na umówione miejsce. Przemknę obok punktu, w którym będzie czatować Nick, w razie gdyby nie widział strzały, poinformuję go. Ty Astusie, zaraz po przekazaniu szachów również uciekaj. Skorzystaj z liny i wymknij się przez okno. – Castagiro zamilkł. Analizował chwilę wszystkie rysunki i mapę.
- A jeśli jakiś strażnik, któregoś z nas zauważy? – spytał Nick
- Wtedy albo natychmiastowa ucieczka albo samobójstwo.
- Ciekawa perspektywa – mruknął Nick uciszając się.
- Dobra, ale jak tam wejdziemy?
- Do tego właśnie zmierzałem – odpowiedział jej Svart. Sekundę po tym zaczął opisywać całej trójce plan, jaki powstał w jego chorym umyśle.

Stali schowani w głębokim cieniu, nawet doświadczony łotrzyk miałby problem z wypatrzeniem ich. Do bramy mieli niedaleko, mówiąc szczerze, widzieli ją i dwóch strażników, z miejsca gdzie stali.
- Każdy zna swoje zadania? – spytał Castagiro. Całą trójka powiedziała ciche „Tak”. – Bardzo dobrze. Nick, pamiętaj abyś tego gazu nie wrzucał do środka pałacu. Możesz przypadkiem otruć Astusa.
- Wiem, nie jestem idiotą. – oburzył się mag.
- Bardzo dobrze, w takim razie do roboty. Czas zacząć operację. – Castagiro klepnął każdego w ramię i wszyscy rozdzielili się. Svart przemknął między paroma budynkami aż dotarł do kamienicy znajdującej się kilkadziesiąt metrów od bramy. Dzięki „oku” widział doskonale ruchy strażników i swoje otoczenie. Dostrzegł Nicka rzucającego flakon z trującym gazem, strażnicy usłyszawszy dźwięk tłuczonego szkła podeszli do resztek naczynia. Po dwóch, może trzech sekundach zaczęli się dusić i padli martwi na ziemię. Zauważył Megan mierzącą z łuku. Strzałą, wypuszczona z broni, pomknęła w kierunku jednego z żołnierzy na murach. Prosto w gardło. W tym czasie Nick i Astus usuwali ciała dwóch trupów. Megan ustrzeliła drugiego żołdaka z muru po drugiej stronie bramy, który był tyłem do poprzedniego. Również strzał w gardło. Svart odczekał chwilę, w tym momencie Nick i Astus przekroczyli bramę i skierowali się w swoich kierunkach. Gdy zniknęli mu z oczu, do wejścia skierowała się Megan. Cast miał wejść na końcu, gdyż on miał zająć się strażnikiem przy wrotach do pałacu. Pozostali mieli ogarnąć plac przed pałacem.
Gdy tylko dotarł do bramy, szybko rozejrzał się. Przy wrotach stał jeden żołnierz, dokładnie tak jak na mapach mieli zapisane. Ukryty w cieniu Svart zaszedł wroga nieco z boku. Ten nawet nie zorientował się, kiedy miecz przebił mu klatkę piersiową. Przesunął zwłoki tak by były ukryte w cieniu pod pałacem gdyż nie miał czasu na dokładniejsze ukrycie. Delikatnie otworzył drzwi. Teoretycznie teraz nie powinno być za nimi nikogo, ale nigdy nic nie wiadomo. Gdy uznał, że teren jest czysty, wszedł do środka.

(---Astus---)

Astus po przekroczeniu bramy skierował się nieco na prawą stronę, podczas gdy Nick udał się w przeciwnym kierunku. Goniec najpierw poruszał się w cieniu muru, jednak po chwili musiał szybko przebiec pod ściany pałacu. Zauważył strażnika stojącego pod oknem, na które się miał wspiąć. Bez zastanowienia rzucił w jego kierunku jednym ze swoich noży. Następnie ściągnął z ramienia linę ze specjalnie złączonymi trzema hakami. Zaczął kręcić dość mocno aż w końcu puścić. Haki pomknęły w kierunku okna a gdy wpadły w nie, zahaczyły o fragment muru. Łotrzyk sprawdził czy wszystko dobrze się trzyma i rozejrzał się ostatni raz. W tym momencie powinna gdzieś pod murem mijać go Megan, która zdejmowała po kolei strażników z muru. Astus zaczął wspinać się po linie.
Gdy znalazł się w środku komnaty zwinął linę i znów nałożył na siebie. Pokój, w którym się znajdował, wyposażony był w parę starych mebli. Pokój używany jako graciarnia a więc prawie nigdy nikogo tu nie było. Na szczęście drzwi także były otwarte. Wyjrzał na korytarz. Pusto. Według zestawienia przygotowanego przez Megan, gdzieś tutaj powinien być strażnik. Astus miał nadzieję, że Svart się nim zajął. Najciszej jak się dało zamknął za sobą drzwi i przemknął do końca korytarza. Wyjrzał zza rogu. Znów pusto. A więc Castagiro wykonał swoją robotę. Pozostało mu już tylko dostać się do komnaty, gdzie znajdowały się szachy.


(--- Castagiro ---)

Castagiro wyjrzał zza rogu. Strażnik szedł w jego stronę wpatrzony w podłogę. Cast odczekał chwilę aż nie ujrzał delikatnego cienia rzucanego przez żołnierza. Gdy tylko ów cień zrobił się wystarczająco duży i ciemny, Svart błyskawicznie wyskoczył zza rogu wbijając strażnikowi ostrze w gardło. Rozejrzał się po korytarzu. Znalazł pokój, w którym miał ukryć zwłoki. Jedno z prawie nie odwiedzanych pomieszczeń. Schował ciało, wytarł miecz ostrze, po czym schował obydwie bronie i przystanął na chwilę przy drzwiach.”Ostatni.” pomyślał i wyszedł z komnaty. Czas zająć swoje stanowisko obserwacyjne.


(--- Astus ---)
”To tutaj!” pomyślał Astus i zaczął majstrować przy zamku. Poszło mu nadspodziewanie szybko. Zamek nie należał do specjalnie skomplikowanych. Gdy znalazł się w komnacie od razu dostrzegł pudełko z szachami. Zamknął drzwi za sobą i podszedł do stolika gdzie znajdował się jego cel. Pochwycił pudełko i wyjrzał za okno. Megan stała pod oknem, tak jak było zaplanowane. Astus spakował pudełko do worka i zawiązał je. Rzucił prosto w ręce dziewczyny. Ta zaś, gdy tylko pochwyciła zdobycz rozpoczęła ucieczkę w stronę bramy. Nie było to trudne gdyż całą straż z murów i placu zlikwidowała z pomocą Nicka, który oczyszczał swój teren. Gdy dziewczyna dobiegła do bramy odwróciła się na chwilę. Astus wyrzucił już linę za okno. Jednak coś było nie tak. Nie schodził po niej, lecz stał w oknie. Megan wytężyła wzrok. Ledwie powstrzymała krzyk. Ktoś stał za Astusem i trzymał sztylet przy jego gardle. Księżniczka z ledwością dostrzegła, że Astus coś mówi. Po chwili postać wykonała ruch ręką podrzynają gardło gońcowi. Astus zaczął spadać. Gdy cicho uderzył o ziemię Megan znów musiała powstrzymać krzyk. Gdyby nie to, że ich misja była niezwykle ważna, pobiegłaby do przyjaciela. Jednak nie mogła. Wycofała się z bramy i wyciągnęła strzałę. Wykorzystując jedną z wielu pochodni na ulicy miasta podpaliła ją. Kilka łez płynęło jej po policzku jednak wystrzeliła ową strzałę dając znać towarzyszom.


(--- Castagiro ---)
Gdy Svart dotarł do miejsca spotkania, dostrzegł Megan i Nicka. Nawet nie pytał. Księżniczka pokazała mu tylko worek.
- Świetnie. Gdzie jest Astus? – spytał rozglądając się.
- Astus nie żyje. Ktoś go dorwał, poderżnął gardło i wyrzucił przez okno.
- Szlag by to. – zaklął Svart. – Dobry z niego człek był, ale musimy się zawijać.
- Jasne – przytaknęła Megan. Nagle spojrzała na prawą rękę Svart – Wytrzyj sobie to ostrze z krwi i schowaj. – powiedziała patrząc na niego.
- Yy... Dzięki, musiało zostać mi po ostatnim strażniku – odparł Svart. Zaczął pospiesznie czyścić broń i schował ostrze w mechanizmie pod rękawem.

Cała trójka trzema różnymi bramami o świcie opuściła miasto. Na długo przed odkryciem martwych strażników. Na długo przed znalezieniem martwego Astusa. Spotkali się daleko za stolicą by razem ruszyć do reszty drużyny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:25, 31 Mar 2011    Temat postu:

Wrócili. Wszyscy się cieszyli, jednak Castagiro był jakiś nieswój.
No, ale co tam jeden wojownik, kiedy nowa nadzieja zabłysła?
Ach, co ze mnie za poeta

*****

Mag objął wartę. Siedział. Nic się nie działo. Obserwował gwiazdy i myślał o Volatilu. Ciekawe, gdzie jest. Co robi? Jakie serenady wyśpiewuje?
Nagle coś dotknęło jego ust. Coś miękkiego, a jednocześnie mocno dociskanego do jego twarzy. I dziwny zapach. To przecież jest...
Mag zasnął.
Gdy tylko się obudził, stał nad nim nie kto inny jak Castagiro.
Z wysuniętym mieczem.
A Nick był związany.
W tej krótkiej chwili, gdy patrzył mu prosto w twarz, jego oczy nabrały lekko ukośnego kształtu, włosy zmatowiały. W ogóle stał się bardziej... wschodni.
Po chwili, efekt zniknął.
Wojownik pierwszy przerwał ciszę:
-Witaj magiku
- C.. Co jest? Co Ty wyprawiasz?
- Ah, nic takiego robaczku – odpowiedział mu Svart szczerząc zęby w szaleńczym uśmiechu jednocześnie marszcząc brwi. – Zajmuję się swoimi sprawami tylko.
- Swoimi sprawami? Co ty gadasz człowieku! Rozwiąż mnie! Natychmiast!
- Nie. Jesteś dla mnie przeszkodą magiku. Przeszkodą w zdobyciu mocy tych trzech bóstw i mocy posągu.
- Co? Idioto! Co ty wygadujesz?
- Niezrozumiale mówię? Ty i inni magowie z drużyny jesteście przeszkodą w zdobyciu mi pełni potęgi tego świata. – Castagiro klęknął przy Nicku wyciągając sztylet – Największą potęgę już zdobyłem. Ten Svart, Castagiro jest już mój. Teraz tylko moc bóst i posągu i będę najpotężniejszą istotą, nieśmiertelną z nieograniczonymi możliwościami
- Ty... Ty jesteś... mag...jatka w jarze... Czarne Dni... porucznik... nie... ale przecież... jak możesz?
- Pomyśl.
- Opętałeś go? Opętałeś go, synu Elhazaka? Opętałeś go, dziecię pośpiechu?
- Pośpiechu? Tak.
- Elhazak, tak miał na imię twój ojciec. Temudżein, czarny magu. A...
Svart przycisnął mocniej nóż do gardła maga.
- A Elhazak to po temudżeińsku pośpiech! Ty jesteś dzieckiem pośpiechu! Dlaczego nikt mi nie uwierzył...
- Dobrze kombinujesz, tak to ja. Śmierć Astusa to też moja robota, powoli się wszystkich pozbędę. A teraz zaśnij już, mój robaczku – powiedział Svart.
- Chwila! A niech... niech ten miecz w twym ręku zamieni się w jadowitego węża, niechaj cię tknie apopleksja i porazi twe członki! Wrzesz wniebogłosy, błagając o łaskę, żyj w męczarniach, póki twe ciało nie zgnije! Niech mole zżerają twe trzewia jak robak śmierci, który nigdy nie umiera! I niech cię pochłonie ogień piekielny!
Svart tylko się uśmiechnął i poderżnął magowi gardło.
Arivederchi, adieu, i co tam jeszcze...
Pierścień rodowy Nicka zabłysnął jasnym płomieniem, jednak zaraz zgasł, sczerniały jak węgiel.
Czarodziej umarł.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Czw 19:40, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 19:50, 31 Mar 2011    Temat postu:

Gdy tylko wrócili do obozu i przekazali figurki Actii, Castagiro oddalił się od drużyny. Cały czas gdzieś chodził, nerwowo pomachiwał rękoma. Był nieswój. No i co chwila spoglądał na towarzyszy to uśmiechał się, to marszczył brwi. Gdy nastąpił późny wieczór, wrócił do obozu i wybrał miejsce do spania po czym położył się.
To była ich ostatnia noc przed najważniejszą konfrontacją. Prawie każdy nie mógł zasnąć od razu. Castagiro zaś nie spał w ogóle. Leżał na boku i obserwował osobę trzymającą wartę. Był to Nick. Ten skromny i trochę zwariowany mag. No właśnie, mag. Największe zagrożenie dla Svarta. Mimo to, ze wszystkich magów w drużynie jego było najłatwiej się pozbyć więc Casgairo zdecydował, że zrobi to teraz. Szmatkę z płynem usypiającym miał przygotowaną wcześniej toteż tylko wstał cicho i zaszedł Nicka od tyłu przykładając mu materiał do twarzy. Gdy mag przestał się ruszać Svart odciągnął zemdlonego daleko od obozowiska. Odczekał aż się obudzi.
Gdy tylko Nick otworzył oczy, był jeszcze lekko zamroczony. Miał związane ze sobą ręce i nogi tak, że przypominał kołyskę. Castagiro stał nad nim ze ściągniętym kapturem i złowieszczym uśmiechem na ustach.
-Witaj magiku
- C.. Co jest? Co Ty wyprawiasz?
- Ah, nic takiego robaczku. – odpowiedział mu Svart szczerząc zęby w szaleńczym uśmiechu jednocześnie marszcząc brwi. – Zajmuję się swoimi sprawami tylko.
- Swoimi sprawami? Co ty gadasz człowieku! Rozwiąż mnie! Natychmiast!
- Nie. Jesteś dla mnie przeszkodą magiku. Przeszkodą w zdobyciu mocy tych trzech bóstw i mocy posągu.
- Co? Idioto! Co ty wygadujesz?
- Niezrozumiale mówię? Ty i inni magowie z drużyny jesteście przeszkodą w zdobyciu mi pełni potęgi tego świata. – Castagiro klęknął przy Nicku wyciągając sztylet – Największą potęgę już zdobyłem. Ten Svart, Castagiro jest już mój. Teraz tylko moc bóst i posągu i będę najpotężniejszą istotą, nieśmiertelną z nieograniczonymi możliwościami.
- Ty... Ty jesteś... mag...jatka w jarze... Czarne Dni... porucznik... nie... ale przecież... jak możesz?
- Pomyśl.
- Opętałeś go? Opętałeś go, synu Elhazaka? Opętałeś go, dziecię pośpiechu?
- Pośpiechu? Taaa.. - Castagiro wziął głębszy oddech i pokręcił lekko głową.
- Elhazak, tak miał na imię twój ojciec. Temudżein, czarny magu. A...
Svart przycisnął mocniej nóż do gardła maga.
- A Elhazak to po temudżeińsku pośpiech! Ty jesteś dzieckiem pośpiechu! Dlaczego nikt mi nie uwierzył...
- Dobrze kombinujesz, tak to ja. - uśmiechnął się z politowaniem Svart.- Śmierć Astusa to też moja robota, powoli się wszystkich pozbędę. A teraz zaśnij już, mój robaczku. – powiedział Svart.
- Chwila! A niech... niech ten miecz w twym ręku zamieni się w jadowitego węża, niechaj cię tknie apopleksja i porazi twe członki! Wrzesz wniebogłosy, błagając o łaskę, żyj w męczarniach, póki twe ciało nie zgnije! Niech mole zżerają twe trzewia jak robak śmierci, który nigdy nie umiera! I niech cię pochłonie ogień piekielny!
Svart tylko się uśmiechnął i poderżnął magowi gardło. Następnie rozerwał jego ubranie i nakreślił duże M w kole na jego klatce piersiowej. Przeciął więzy i zawlókł zwłoki z powrotem do obozu a dokładniej niedaleko niego, tak by można go było znaleźć dopiero pod dłuższym czasie. Po wszystkim Svart wyczyścił broń i wrócił cichaczem na swoje miejsce spoczynku po czym zasnął spokojnym snem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 21:28, 31 Mar 2011    Temat postu:

Aragorn pędził na złamanie karku w miejsce gdzie obozowała drużyna. Miał pilne wieści do przekazania. Teraz liczyła się każda sekunda. Nie spał anie nie jadł. To dało mu dzień drogi mniej. Ustalił, że przybędzie kilka godzin przed okrętami. Fakt, że zdezerterował został zepchnięty na dalszy plan. Teraz liczyło isę tylko to by gnać przed siebie coraz szybciej.

Czas mijał....

W końcu dotarł do celu. Dzieliła go już tylko niewielka równina. Widział z daleka obóz. Była jeszcze noc. Obliczył w myślach, wróg przypłynie rzekę o świcie.
-Znajdą się w samym centrum Araluenu. To wyjątkowo niekorzystna sytuacja...- Rycerz przegryzł wargę. Po brodzie spłynęła krew. Wytarł ją niedbale w mankiet.
Pognał dalej. Był już zmęczony, jednak był zbyt blisko celu by się zatrzymać. Wjechał konno w sam środek obozu.
-Wróg u bram! O świcie uderzą na Araluen, korsarze i najemnicy.- Wszyscy zerwali się na równe nogi. Słowa rycerza słabły. Spadł z konia. Był wycieńczony i głodny. Od dłuższego czasu nic nie jadł.

Ktoś podał mu jeszcze ciepłą kaszę. Zjadł ją kilkoma kęsami, nie posługując się nawet drewnianą łyżką. Gdy się najadł opowiedział ze szczegółami czego był świadkiem.

-Trzeba zebrać okolicznych mieszkańców. Muszą walczyć, bo inczej zginął. Walczą o życie! Ja pójdę uwolnić jeńców. Jednej osoby mogą nie zauważyć.


Rozpoczęły się przygotowania do bitwy. Ściągnięto okolicznych mieszkańców.

Aragorn przeciskał się przez krzewy. Nad rzeką właśnie zbierali się najemnicy. Stało się to co uważał za najgorszą ewentualność. Ściągnięto barbarzynców z południa. Ich wojownicy przypominali zwierzęta. Ubierali się w skóry niedźwiedzi, wilków. Uzywali ich szponów do walki jednak topory w ręku nie były rzadkością. Chodziły legendy że to kanibale. Rycerz wcale w to nie wątpił. Ich okręty był przyozdobione ludzkimi czaszkami zatkniętymi na burtach. Podzielili obóz na dwie części. Jedną dla wojowników i drugą znacznie dalej dla jeńców. Uznawali ich za gorszych od siebie i nie godzili się by siedzieli obok nich. To ułatwiło znacznie sprawę. Barbarzyńcy byli zbyt pewni siebie. Powstało tylko pytanie: Jak sam jeden ma uwolnić ponad 300 mężczyzn?
Na twarzy rycerza pojawił się uśmiech. Pochwycił miecz i pochwili armia duchów przetoczyła się przez polanę uwalniając więźniów. Rycerze południa zachowali spokój. Rozglądali się i zaczeli skradać do lasu. Przedtem pochwycili swoja osobistą broń którą pozostawiono bez ochrony, samopas na polanie. Aragorn odnalazł wśród jeńców, swojego przyjaciela, Lionela.Po dłuższej chwili pod obozem drużyny zebrała się pokaźna armia.

Z daleka słychać było przeraźliwe i dzikie dźwięki. Sygnał wymarszu.
-Zaczęło się.- Skrzywił się rycerz.
-Trzeba przegrupować oddziały! - Rozejrzał się po ludziach z okolic. Powstało kilkanaście grup. Tak każdemy z drużyny przypisano oddział. Każdy z nich miał inne zadania.
-Kawaleria... Brak nam koni. - Skrzywił się Aragorn. - To co mamy będzie musiało nam wystarczyć.

Na polanie ustawił się szyk do walki. Zza lasu zaczęli wyłaniać się pierwsi "dzicy". Pojawiły się też bóstwa zacierające już ręce na widok tego widowiska. Bo co mogło by bardziej bawić nieśmiertlene bóstwa niż ludzie zabijający siebie na wzajem?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pawel2952 dnia Czw 21:29, 31 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:44, 01 Kwi 2011    Temat postu:

To wydawało się dość prostym zadaniem. Znaleźć skrytobójców króla i zabrać Insygnia, które zostały skradzione. Oczywiście, wymagało to pewnych umiejętności i sprytu, ale chyba nikt nie spodziewał się, że sprawy tak się pokomplikują.
Łowcy niewolników, Bóstwa, Skandianie, Bóstwa, Czarnoksiężnik, Bóstwa, przetopione Insygnia, Bóstwa…Tak, to te trzy piekielne postacie były sprawcami tego całego zamieszania. A teraz sprowokowały wojnę.
Glagol, Eseth, Merriden… Stali tam, na wzgórzu, obserwując walkę ze złośliwymi uśmieszkami. Zamiast czynnie brać udział w bitwie, wysłali swoje potworki, a także najemników. A przeciwko nim walczyli rycerzy z lenne Redmont i żołnierze z pobliskich lenn, chłopi i oczywiście członkowie drużyny. Sytuacja nie przedstawiała się zbyt wesoło, ale coś sprawiało, że na razie wynik był korzystny dla drużyny. I Actia wiedziała co.
Pół-bogowie to dziwne stworzenia. Dlaczego coś tak błahego, jak komplet złotych szachów króla Duncana, miał przesądzić o, być może, losach świata? Faktem było jednak, że pół-bóg zażyczył sobie tych szachów, a w zamian zaoferował swoją pomoc.
Actia spodziewała się innej formy pomocy. Myślała, że pół-bogowie stawią się we własnej osobie, aby wspomóc ich w walce. Jednakże oni jakby wysłali im część swej Mocy. Umiejętności każdego, który walczył przeciwko Bóstwom, wzrosły. Byli mocni, jednakże nie niepokonani. To jednak nie wystarczało. Aby wygrać, musieli wymyślić coś lepszego.
Actia rozejrzała się. Eseth, Glagol i Merriden nie stali już na wzgórzu. To źle. Actia postanowiła ich odszukać. Tylko jak… No tak, smuga. Wciąż była i wciąż prowadziła do Bóstw. Co prawda, teraz była ledwo widoczna, ale Actia stwierdziła, że sobie poradzi. Zaczęła iść.
Nie było łatwo. Musiała wciąż zabijać wrogów, a w dodatku czasem gubiła drogę, więc ponowne jej odnalezienie zajmowało sporo czasu. Po jakimś czasie w końcu dotarła do Bóstw. Zachowywały się niespokojnie.
- Szukacie czegoś? – zapytała Actia, unosząc brwi. – Może Fragmentu Posągu Tytana? Uch, przykro mi. Troszkę się spóźniliście.
- Nie bądź taka zadowolona – syknęła Merriden. – Myślisz, że ty i twoja drużyna jesteście tacy sprytni, co? Ale dla nas to tylko gra. Rozrywka. Przyjemnie się patrzy, jak walczycie. Jak obrywacie. Ale jeśli tylko zechcemy, to zmiażdżymy was. Was i ten cały światek.
- Czyżby? Na razie się na to nie zanosi. Już kilka razy nas nie doceniliście.
- To nawet przyjemniej, rozetrzeć was na proch, patrzeć, jak odnosicie druzgocącą porażkę, jeśli wcześniej wydawało się, że to wy wygrywacie.
- Dziwne spojrzenie na świat… – powiedziała z udawanym spokojem Actia. – Ale w takim razie na co czekacie? Zmiażdż mnie, Merriden.
Merriden zaśmiała się, wyciągając swój miecz. Actia również sięgnęła po broń.Brawo, pomyślała. Gratulacje. Teraz sobie powalczysz z pół-boginią, bez żadnego planu. Twoja Moc pozwoli jakiś czas z nią walczyć, ale wygrać już nie. Dobrzy pół-bogowie, błagam, pomóżcie mi!
Miecz Actii oplotły cienkie nici błyskawicy. Merriden uśmiechnęła się tylko kpiąco i zaatakowała. Actia zablokowała cios, ale wtedy Merriden użyła swojej Mocy. Mandalorianka miała wrażenia, że coś wypala jej wnętrzności. Zgięła się w pół i upuściła broń. Pół-bogini uniosła swą broń, aby zaatakować. Tym razem jednak Actia była szybsza. Zwalczyła ból, padła na ziemię i przeturlała się. Wyciągnęła ręce i posłała w kierunku Merriden potężną falę błyskawic.
Pół-bogini krzyknęła, ale potem machnęła ręką i błyskawice znikły. A potem coś huknęło i Actia odleciała kilka metrów do tyłu i upadła na ziemię. Bolało. Wstała jednak i posłała swój miecz w kierunku Merriden. Merriden odtrąciła go z łatwością. Wtedy Actia użyła Chwytu Mocy. „Złapała” rękę Merriden i wygięła ją pod dziwnym katem, a potem posłała kolejną falę Błyskawic. I chociaż to z pewnością pół-boginię zabolało, to nie odniosło większej szkody.
Merriden zniknęła i po chwili pojawiła się tuż przed Actią. Kopnęła ją, także Mandalorianka znowu upadła na ziemię. Pół-bogini machnęła ręką i spod ziemi wydostały się korzenie, które zaczęły więzić Actię. Dziewczyna przez chwilę się szarpała, ale wtedy korzenie się bardziej zacieśniały, więc zaniechała tej czynności. Żegnaj, świecie. Merridan wyciągnęła ręce by użyć Mocy i zakończyć żywot Actii.
- Nie!
Znała ten głos. Eseth. Co on robi? Huknęło. Merriden uniosła się w powietrze, a potem została rzucona o dąb z takim impetem, że drzewo przełamało się. Pół-bogini spadła na ziemię. Z pewnością żyła, ale prawdopodobnie była nieprzytomna. A potem znów rozległ się huk, ale zupełnie inny, niż poprzednie. I wtedy Actia zobaczyła białe światło, prawie że oślepiające. Ale było w nim coś, co dodało jej otuchy i nadziei. Poczuła, że korzenie znikają. Mogła usiąść.
Później nie umiała opisać nikomu tej sytuacji. Pamiętała coś się wtedy działo, ale nie potrafiła dobrać słów, które by tamtą walkę oddały. Tak, to była walka. Pół-bogowie spełnili swoją obietnicę i zajęli się Esethem, Glagolem i Merriden.
Następne, co Actia zapamiętała, to Jacen, który tajemniczym sposobem znalazł się koło niej i powiedział:
- Już dobrze.


***

Minęło kilka dni od bitwy. Bóstwa i ich ludzie przegrali. Pół-bogowie unicestwili Glagola i Merriden. Esethowi zabrali Moc i zmodyfikowali pamięć. Teraz on myślał, że jest człowiekiem, nieszkodliwym bardem i nie zanosiło się na to, by kiedykolwiek sobie przypomniał, jak jest naprawdę. Dostał łagodniejszy wymiar kary, ponieważ w ostatniej chwili zwrócił się przeciwko Glagolowi i Merriden. I chociaż drużyna była temu przeciwna, bo dobrze wiedzieli, że Eseth na końcu dostrzegł, że przegrają i bardziej będzie mu się opłacało postąpić tak, a nie inaczej, to pół-bogowie postanowili tak, a nie inaczej. Pół-bogowie to dziwne stworzenia.
Z Mino-Tarachi wyruszyli: Evral, Astus, Actia, Astoria, Aragorn, Arnara, Megan, Kallian, Serafiel, Urius, Rowen, Evanlyn, Rina i Arnog. Potem dołączyli się do nich: Castagiro, Wulstan, Cochise, Ruffian, Niobe, Iliane, Orin, Nick, Liliana i Amalia. Dziś żyli tylko: Actia, Aragorn, Arnara, Megan, Serafiel, Urius, Rina, Castagiro, Cochise, Niobe i Orin…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 5 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin