Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

10. Zagadka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:36, 18 Lut 2011    Temat postu:

Actia klęczała nad Jacenem. Stała się go wyczuć, odnaleźć w Mocy. Nic. Pustka. Jednak próbowała dalej. Inni coś mówili, rozmawiali, ale Actia nie zwracała na nich uwagi. Teraz ważny był dla niej tylko Jackie. Chciała, aby jej brat żył.
Orin podszedł do Jacena i zaczął robić coś dziwnego. A potem powiedział, że Jacen przebywa w jakimś dziwnym miejscu. Actia zmarszczyła brwi. Jeżeli to prawda, to jej brat żyje. Ale to takie… nierealne, nierzeczywiste. Bóstwa też kiedyś wydawały jej się niemożliwe. Dziewczyna wstała i otrzepała swoją szatę z ziemi. Rozejrzała się. Urius, którym zajęła się Niobe, ocknął się już. Za to z Niobe było teraz gorzej.
- Zajmijcie się Niobe – poleciła Actia.
Dziewczyn ponownie się rozejrzała. Coś było nie tak. Wyczuwała to. Nagle syknęła z bólu. Dotknęła ręką swojej skroni. Miała wrażenie, że zaraz głowa jej pęknie. Dosłownie.
Czego pragniesz? Czego chcesz?
Znała ten głos. Odwróciła się i dostrzegła go. Eseth. Stał w oddali, koło niego były jeszcze dwie postacie. Najprawdopodobniej Merriden i Glagol.
Nie walcz z nami. To nic nie da. Przyłącz się. Zapewnimy ci to, czego pragniesz.
Pokręciła głową. Chciała ich pokonać. Jednak mimowolnie szepnęła:
- Chcę tylko, aby Jackie żył…
Możemy to sprawić. Tylko…
- Nie! Nigdy. Nie poddam się!
Huknęło. Actia poleciała do tyłu i upadła. Wstała i zachwiała się, ale udało jej się utrzymać na nogach. Popatrzyła w kierunku, w którym przed chwilą stały Trzy Bóstwa. Nie było ich. Znowu huknęło i pół-bogowie znaleźli się kilka metrów od drużyny. Merriden wyszła na przód i wyszeptała coś w jakimś dziwnym języku i w powietrzu nakreśliła ręką okrąg. Buchnęło i teraz drużyna była w pułapce. Stali w sporym kole, z którego nie mogli się wydostać, bo granicami był ogień.
Actia szybko podbiegła do Jacena i odciągnęła go od ognia. Szybko ugasiła płomień, który tańczył na koszuli jej brata. A potem ponownie spojrzała na Bóstwa. Pół-bogowie nieco się wycofali, nadal pozostając w kole. Cała trójka wyciągnęła ręce i mówili coś, w dziwnym języku. Ziemia się zatrzęsła. I powstali z niej… wojownicy.
Było ich dużo, jako broń służyły im dziwne kije. Ale najdziwniejsze było to, że byli oni stworzeni z ziemi. Ale to nie koniec. Byli jeszcze podobni wojownicy, do tych z ziemi, tyle że tamci zostali stworzeni z ognia. Oprócz tego znajdowały się tam szkielety. Takie same, z którymi w Seacliff walczyli Jacen, Megan, Astis, Actia i Kapitan Greenwood. A Bóstwa… Bóstwa postanowiły do walki włączyć się później.
- W co oni grają? – warknęła Actia, wyjmując miecz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 17:25, 19 Lut 2011    Temat postu:

Rycerz wyczuł jak ktoś wdarł się do jego umysłu, a następnie zaobserwował, jak owy ktoś pokonuje dziwnego demona w jego umyśle. Chwilę po tym jak towarzyszka uporała się z demonem, stan Uriusa znacznie się polepszył.
Urius wciąż leżał nieprzytomny, choć czuł się o wiele lepiej. W jego głowie zaczęły kotłować się myśli, wcześniej osłabione przez demona. W głowie przewijały mu się wszelkie wspomnienia z życia, dzieciństwo, nauka w szkole rycerskiej, pierwsze turnieje, śmierć rodziców, a następnie króla, powstanie drużyny w celu odzyskania Insygni, podróż przez Iberion i okoliczne kraje, atak czarnoksiężnika, przyjazd do Araluenu, pobyt w Seaclif, walka na ślubie, a na końcu ten feralny obiad. Usłyszał jakieś hałasy, ale nie reagował dopóki nie poczuł ciężaru, który na niego spadł. Otworzył powoli oczy i zauważył drużynę stłoczoną w kole odpierającą ataki dziwnych stworów. Zobaczył, że leży na nim kawał ziemi, domyślił się, że tej samej ziemi z której stworzeni byli wojownicy nieprzyjaciela. Spróbował wstać, ale jego ciało wciąż było zbyt zmęczone, rozejrzał się dookoła, zobaczył swój miecz i sięgnął po niego. Wyjął miecz z pochwy, ale wciąż nie mógł stanąć na nogi. Zobaczył jak jedna osoba z drużyny pada na ziemie pod naporem ataku wroga, rozpoznał w niej nową członkinie drużyny, Liliana'e. Poczuł wtedy nagły przypływ adrenaliny, który pozwolił mu wstać, chciał ruszyć do walki, ale wciąż nie miał odpowiedniej siły aby to zrobić. Widział już, że drużyna pomściła martwą towarzyszkę. On jedynie miał siłę, aby dobić paru wojowników, którzy przedarli się przez drużynę, ale mimo to minęło jeszcze sporo czasu nim Urius odzyskał pełnie władzy nad ciałem i ruszył do walki w pełni sprawny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 18:28, 19 Lut 2011    Temat postu:

Megan przypatrywała się temu, co Orin robił z Jacenem.
Kto by pomyślał, że zwykły goniec potrafi robić takie magiczne sztuczki pomyślała Megan.
Po chwili sobie coś przypomniało.
O matko?! Jak on mnie uleczył na tym weselu?!
- Zajmijcie się Niobe - poleciła Actia.
Kobieta podbiegła do towarzyszki, by jej pomóc. Nie cierpiała siedzieć bezczynnie, więc łapała się każdego zajęcia.
Pogrzebała w torbie i wyjęła dwie buteleczki. Pierwszą - wzmacniającą - wlała Niobe do ust. Nad drugą się zastanowiła.
- Sądzicie, że mogę jej podać miksturę usypiającą? Wcześniej by się zregenerowała, ale będzie dłużej nieprzytomna.
-Sądzę, że to zły... - ktoś zaczął, ale Megan już wlała zawartość buteleczki do ust Niobe.
Spojrzał na nią z wyrzutem.
-No co? Przecież i tak musimy tu dłużej siedzieć ze względu na Uriusa i Jacena. A na bitwę się nie zapowiada.
Chwilę później po okolicy rozniósł się huk.
-Bóstwa - szepnęła Megan.
Potem wydarzenia potoczyły się jakby ktoś z bicza strzelił.
Nim się obejrzeli, drużynę utoczyły szkielety, stwory z ziemi i ognia.
-Witam ponownie - szepnęła pod nosem i uśmiechnęła się do szkieletów.
Rozległ się świst wyciąganego miecza z pochwy. Megan ruszyła do ataku.

Stworów było całe mnóstwo i po pewnym czasie otoczyły kobietę z każdej strony. Szybko jednak Megan oczyszczała "atmosferę" kilkoma zwinnymi ruchami. W pewnym momencie jednak, jeden z ziemnych potworów sparował cięcie. Wykonała kilka sekwencji. Żadna nie zakończyła się upadkiem przeciwnika.
Tym razem ziemny stwór wykonał kilka ruchów kijem. Megan próbowała go przeciąć, ale nic to nie dało. Kij pozostawał w całości.
Z czego one są? Z diamentów?
Kolejny cios nadszedł znad głowy. Kobieta go zablokowała, ale siła uderzenia była tak duża, że aż musiała podtrzymać klingę ręką.
-Kochanie*! Może byś mi łaskawie pomógł!? - krzyknęła wściekła do Aragorna.
-Wybacz, ale oprócz ciebie w drużynie jest jeszcze kilka innych pań, które bardziej potrzebują mojej pomocy niż ty.
Megan w końcu odepchnęła potwora tak, że ten się zatoczył i upadł na ziemię.
Odwróciła się w stronę Aragorna. Wtedy dopiero zauważyła, że oprócz jej i Actii, żadna dziewczyna nie była w stanie walczyć.
-Hipnoza!
Spojrzała spode łba na Bóstwa.
Zastanowiła się czy nie lepiej by było, gdyby znów rzuciła w głowę jednego z pół-bogów. Może wtedy by zniknęły i one i potwory i ogień.
Jak na zawołanie, pod jej stopami pojawił się sztylet.
Z rękojeścią w kształcie szpica islandzkiego.
Megan nie od razu zarejestrowała tego spostrzeżenia. Schyliła się, by podnieść broń.
Gdy już celowała w Bóstwa, zauważyła jeszcze raz rękojeść.
-Boże święty! - krzyknęła i wypuściła sztylet z ręki. -Z kąt to tu się wzięło!
Kopnęła sztylet, mając nadzieję, że przy okazji zrani któregoś z przeciwników. I tak też się stało. Wbił się w jednego z ognistych stworów jak masło, a zaraz później poleciał dalej, bo potwór po prostu zniknął, mimo, że trafił jedynie w kostkę.
Megan odwróciła się plecami od tego zjawiska, tym samym zauważając jak na ziemię pada Liliana.
- Baron Arald będzie niepocieszony.
Zaraz później zginęła Iliane.
- Ej no! No co jest?! Jackie i Urius w śpiączce, dwie dziewczyny legły! Niedobrze...




*W wersji poprawionej miało być "Kłapouszku", ale uznałam, że Pawłowi może się nie spodobać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 19:25, 19 Lut 2011    Temat postu:

Orina przebudziły hałasy. Podniósł się powoli i rozejrzał dookoła. Wrzała bitwa. Jakieś dziwne stwory atakowały drużynę.
- Ziemia, Ogień i szkielety. Hmm… Co jeszcze?!?! – Pomyślał.
Był jeszcze wyczerpany po wybryku magicznym swojego kolegi „demona”, który był zaklęty w jego ciele. Tatuaż na ramieniu jeszcze go piekł. Wstał i zaczerpnął od niego nieco energii. Zobaczył, że dwie dziewczyny z drużyny leżą martwe na ziemi. Orin sprawdził sztylety przy pasie, a gdy się już upewnił, że są na miejscu zaczął szukać łuku. Odnalazł go w swoich jukach. Pierw strzelił do żywiołaka ziemi, który przed chwilą zabił Wulstana. Zabił go. Potem wypróbował strzały na Ognistym stworze. Nic mu się nie stało. Powtórzył próbę na szkielecie. Tylko strzał w czaszkę zadziałał.
- Jeb twoju mac’ – Pomyślał. – Jak te ogniste stwory ugasić? Może …. -
- Aragornie. – Krzyknął. – Gdzie ci twoi widmowi przyjaciele? Niech się rzucą na te przeklęte Ogniki, bo ich ze strzały zaciukać nie mogę. -
Orin szył strzałami równo aż mu ich zabrakło. Był zdesperowany, bo jakiś Ognik szedł w jego stronę a on nie mógł nic zrobić. Mocno zapiekł go tatuaż na ramieniu. Orin przestał się opierać ogarniającej go świadomości demona.
- Pieczęć słabnie. – To były jego ostatnie myśli na czas walki. Demon przejął kontrolę nad ciałem Orina, który odzyska kontrolę dopiero wtedy, gdy zabraknie mu przeciwników. Orin zebrał się w sobie i krzyknął w myślach.
- Nie skrzywdź sojuszników. – I całkowicie odpłynął.
Demon Orin wyciągnął sztylet i rzucił się na Ognika. O dziwo, sztylet Demona zadziałał. Demon nie zwracał uwagi na rany, ponieważ był w trybie bitewnym i całkowicie się zatracił w walce, a rany i tak goiły się szybko. Gdy położył już kilkunastu żywiołaków jego oczy rozbłysnęły. Wyczuł obecność trzech potężnych zbliżających się źródeł mocy. Ryknął. Był to ryk tak przenikliwy, że te tajemnicze trzy osoby odsunęły się a walka zamarła. Przez minutę wszyscy byli sparaliżowani. Było cicho. Tylko Demon toczył pianę z ust i ciężko dyszał. Walka z powrotem rozgorzała. A Orinowi udało się po części odzyskać władzę nad ciałem. Nadal był w stanie bitewnym i odczuwał żądzę krwi, ale już myślał logicznie. Przemyślania zostawił na potem i rzucił się do walki.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 20:07, 19 Lut 2011    Temat postu:

Aragorn się poderwał. Spokojna dotąd okolica stała się polem bitwy. Wszystko działo się bardzo szybko. Przeciwnicy wyrastali z ziemii. Było ich wielu. Otoczyli drużynę. Rycerz nie miał wyboru jak tylko wstać i walczyć. Wciąż jeszcze czuł ból po ostatniej potyczce.
-Czas na drugą rundę...- Jego usta wygięły się w wyzywający uśmiech.
Przeciwnicy nie byli ludźmi. Teraz bóstwa wykazały więcej kreatywności tworząc stwory na wzór żywiołaków.
W słońcu zalśnił się srebrny miecz Aragorna. Miecz był idealny, promienie słoneczne odbijały się od jego powierzchni jak od lustra.
-Do pracy rodacy! - Rzucił rycerz i wbiegł w najbliższego stwora. Potężnym cięciem przeciął coś co przypominało rękę stwora. Zabicie go okazało się nie takie łatwe. Były stworzone z dziwnej mieszaniny ziemi i błota. Miecz z trudem przebijał się przez jego warstwy. Rycerz unikał ciosów na wprost. Bał się, że jego miecz utkwi w ciele potwora i już nigdy nie zdoła go wyciągnąć. Walka była niezwykle trudna dla wszytskich. Przeciwnik okazywał się znacznie silniejszy od zwykłych ludzi oraz miał nad nimi przewagę liczebną.
-Kochanie*! Może byś mi łaskawie pomógł!? -Usłyszał rycerz głos Megan.
Odparł wtedy z trudem szybki cios z lewej.
-Wybacz, ale oprócz ciebie w drużynie jest jeszcze kilka innych pań, które bardziej potrzebują mojej pomocy niż ty.... Słodziutka - Wydusił w pośpiechu rycerz.
Osłaniał wtedy dziewczyny które nie radziły sobie z naporem wrogów. Przejmował od nich ciężar ich pola walki jak tylko mógł. Usłyszał piskliwy głos bólu. Jedna z towarzyszek padła na ziemię. Rycerz obrócił się by sprawdzić co się stało. To było dla niego zgubne. Nie minęła sekunda nieuwagi kiedy potężna łapa wyrwała mu miecz z rąk i wyrzuciła daleko za siebie. Aragorn usłyszał cichy plusk.
-Strumień! - Przemkneło mu przez myśl. Nie zdołał nic więcej poradzić bez broni, po czym poczuł kolejny cios na sobie. Potwór rzucił nim w sposób podobny jak poprzednio jego orężem. Rycerz stęknął. Upadł na kamienie. Jego ręka natrafiła na taflę wody. Zerwał się na równe nogi by odszukac miecz który gdzieś tu musiał być. Słyszał za sobą ciężkie kroki ziemnego potwora. Z drugiej strony podążał już kolejny. Z trwogą w oczach szukał chocby śladu jego miecza. Wreszcie! Zobaczył piękne niebieskie światło pod wodą. To on! Chwilę wpatrywał się w miecz sięgając po niego rękę. Srebrna broń jeszcze nigdy nie wydawała się taka piękna. Ręka rycerza zanużyła się w wodzie. Nie sięgał. Musiał wejsć do strumienia. Pochwycił miecz. Niespodziewanie coś pociągnęło go do wody. Mimo iż strumień nie był głęboki wpadł po sam czubek głowy. Poczuł dziwne wibracje pochodzące od miecza i dalej płynące przez jego dłoń, ramię do reszty ciała, do każdej komórki. Było to normalne gdy przyzywał duchy. Teraz było coś innego. To nie on to robił. Zwykle jego medium było połączenie miecza i powietrza - mógł tak przyzwać duchy błądzących po ziemi wojowników. Nigdy nie wiedział co się stanie jeśli spróbuje w połączeniu z wodą. Nie próbował tego jeszcze. Ojciec opowiadał mu o potężnym duchu rzeki ale to były tylko legendy i plemienne podania, w które nie wierzył. Teraz zostanie poddany próbie.
-To nie może być prawda! Nie mogę uwolnić tej bestii!- Krzyczał w myślach. Kończyło mu się powietrze. Chciał wypuścić miecz i wypłynąć jednak coś mu nie pozwalało. Skończyło mu się powietrze...
Srebrny dwuręczny miecz zaczął błyszczeć coraz jaśniej a woda w strumieniu się wzburzyła. Powstawały fale coraz większe i większe otaczające postać pod wodą. Uformowały się w efekcie końcowym w wielką bestię o ośmiu głowach oraz ośmiu ogonach Na grzbiecie miała ciało Aragorna. Rycerz zaczął się krztusić. Nałykał się wody jednak wciąż żył.
-Yamata no Orochi... Nie!- Wycedził z żalem.
Bestia miała czerwone ślepia, jednak jej cera była aksamitnie biała. Jej wściekłe ślepia zlustrowały co dzieje się dookoła. Potwór ruszył miażdżąc wszystko na swojej drodze. Żywiołaki nie miały najmniejszych szans z duchem rzeki. Rozsypywały się pod wpływem potężnych fal jakie tworzył wokół siebie potwór.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pawel2952 dnia Sob 20:16, 19 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 23:02, 19 Lut 2011    Temat postu:

Coś im przeszkodziło. Wielgachna, lewitująca głowa jakiegoś gościa wpatrywała się w Jacena i jego rozmówcę. Jacenowi mordka wydawała się znajoma, ale nic nie powiedział, tylko patrzył się ze zdziwieniem. Zanim zdążył jakoś inaczej zareagować, jego towarzysz machnął ręką i wielka głowa zniknęł.
- No proszę, proszę – Jacen zagwizdał. – Co to miało być? A tak w ogóle, to twierdzisz, że nie zasługujemy na pomoc?
- Na ziemi zguba znajduje się, która do mnie należy. Mała i złota – zaczął mówić ten człowiek.
- Z niebieskimi oczętami – wtrącił Jacen.
Mężczyzna spojrzał na Jacena dziwnie. Virtusowi wydawało się przez chwilę, że dostrzegł w oczach nieznajomego dziwny błysk.
- Rzecz ta – kontynuował – związana jest z przyjemnością mą i słabością zarazem. Znajdźcie je.


Actia szybko pokonywała potworki stworzone z ziemi. Z ich zabiciem nie było większego problemu. Wystarczyło posłać falę błyskawic Mocy, a potem, nadal dzięki Mocy, złapać i rzucić w ogień. Gorzej, że zamiast ich ubywać, przybywały. Gdy już wydawało się, ze drużyna wybiła wszystkie ziemiste stworki, to Bóstwa wysyłały do ataku nowe. No i ciągłe kombinacje Mocy zaczęły Actią powoli nużyć i męczyć.
Inna sprawa była z Ognistymi Stworami. Było ich mniej, niż tych stworzonych z ziemi. Prawdopodobnie dlatego, że stworzenie Ognistego Stwora wymagało od Bóstw użycia nieporównanie więcej Mocy niż do ich ziemnych braci. Actia też szybciej męczyła się walcząc z nimi i nie dało się ich pokonać, tak łatwo. I najgorsze było to, że ulubiona Moc Actii – błyskawice Mocy – nie nadawała się do użycia w tym przypadku. Ale jakoś sobie radziła. Używała przede wszystkim chwytu Mocy i odepchnięcia Mocy, od czasu do czasu rzucając swoim mieczem, który powracał do niej, niczym bumerang.
Gdy walczyła, to oddalała się od Jacena. Od Jacena, który leżał nieprzytomny, gdzieś na uboczu. Nieprzytomny… Tak o nim myślała, nie chciała przyjąć do wiadomości, że jej brat nie żyje. Co prawda, Orin mówił, że Jacen żyje, ale… Orin to tylko goniec! Skąd u niego takie zdolności? A jednak Actia miała nadzieję, że Orin ma rację. Jackie musi żyć.
Oglądała się na niego, co jakiś czas. Leżał bezpiecznie. Żaden z Ognistych Wojów ani Ziemnych Stworków nie atakował jej brata. Na szczęście.
Nagle Actia poczuła, że coś leci w jej kierunku. Odwróciła się. Nie zobaczyła, co to było. Nie miała szans. Coś w nią uderzyło i dziewczyna poleciała kilka metrów do tyłu i upadła. Bolało. A w dodatku przeszyły ją jakiegoś dziwnego rodzaju dreszcze. Krzyknęła w bólu. Po jakimś czasie, nie wiedziała jakim, ból ustał. Wstała, ciężko dysząc i rozejrzała się szybko. Merridan. To była jej sprawka. Teraz ta pół-bogini wpatruje się w Actię ze złośliwym uśmieszkiem. Kiedy Merriden uniosła ręce, Actia się odwróciła i zaczęła biec. Dzięki Mocy wyczuła ten magiczny pocisk i go uniknęła. I jeszcze raz. Kolejnym razem, żeby uniknąć tego czegoś, musiała skoczyć w przód i upaść. Skrzynka z Fragmentem i wór z innymi Fragmentami Posągu Tytana ją zasłoniły. W nie trafiło to coś, co wysłała Merriden.
Actia wstała. Była przerażona. Nie wiedziała, czy coś złego nie stanie się przez to z Fragmentami Posągu Tytana. Ale nie miała czasu sprawdzić, bo kilka Ognistych Stworków ją zaatakowało. Wysunęły z pochwy miecz, który schowała tam, gdy biegła i zaczęła się bronić. Oczywiście używając Mocy. Pokonała Stwory z łatwością. A potem to samo z następną grupką. I kolejną. Hej! Coś było nie tak.
Rozejrzała się szybko. Ludzie z drużyny również walczyli i szło im o wiele lepiej niż na początku. Powinni być już zmęczeni, a zachowywali się tak, jakby przed chwileczką stanęli do walki… Actia nie wiedziała co się stało, ale faktem było to, że nagle członkowie drużyny stali się potężniejsi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 0:02, 20 Lut 2011    Temat postu:

Orin współpracował z demonem. Demon siekał a Orin myślał jak to robić. Było to dosyć skuteczne, ale Orin czuł się nie swojo nie móc poruszać własnym ciałem.
- Najważniejsze jest to żeby walczyć. – Pomyślał.
Zobaczył, że coś walnęło Actię w głowę, ale nie widział, co. Powiedział demonowi żeby ten strzegł jej. Actia zaczęła uciekać i schowała się za skrzynią. Gdy pocisk uderzył w skrzynie Orinowi pojaśniało przed oczami i nagle odzyskał władzę nad ciałem. Nadal wyczuwał Bezelbuba, ale teraz czerpał z niego moc i umiejętności, a prócz tego odczuł nagły wzrost siły w samym sobie. Siekając stwory na prawo i na lewo powoli podchodził do Actii, która wyraźnie była oszołomiona. Stanął przed nią i rozwalając potwory czekał aż dojdzie do siebie. Radośnie sobie machając sztyletem w te i wewtę zobaczył przyjemnego stworka. Miał osiem głów i osiem ogonów. Już chciał się na niego rzucić, gdy na jego grzbiecie zobaczył Aragorna.
- Fajny pupilek. Ciekawy, który lepszy Bezelbub czy on? – Zamyślił się.
Gdy Actia wstała zaczęła coś krzyczeć. Orin nie zrozumiał, o co jej chodzi. Pokazała palcem leżącego Jacena, do którego podchodziły żywiołaki. Orin zebrał się i skoczył jak zwierz w jego stronę. Gdy dobiegł Jacen już miał zginąć. Sieknął na odlew i rozwalił stwora.
- Było by lepiej gdybyś się obudził. Śpisz sobie a walka trwa w najlepsze. – Wymamrotał i spoliczkował Jacena i rzucił się powrotem w wir walki, nużącej już zresztą. Postanowił poszukać źródła magii, która utrzymuję te plugastwa. Zobaczył czy sylwetki, które były skupione.
- Tam. – Krzyknął i rzucił się na nich.
Coś go odepchnęło z nadludzką siłą. Zobaczył, że podczas tego jak zbierał baty znikają żywiołaki a gdy wylądował pojawiają się.
- Skąd oni tyle tej magii mają. - Przypomniał sobie schematy źródeł magicznych. – Wygląda na to, że czerpią ją z otoczenia. -
Podskoczył do Actii i krzyknął:
- Actia! Oni czerpią magię z otoczenia! Jeżeli odciągniesz od nich magię to te plugastwa się rozpadną! -
I poszedł dalej walczyć, ale nie zbliżał się do Bóstw.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 17:21, 20 Lut 2011    Temat postu:

- Nie. - powiedział Serafiel.
Nie mógł teraz opuścić drużyny. Mieli coraz więcej Fragmentów Posągu i nie wolno było ich stracić. Serafiel nie mógł po raz kolejny zawieść. Gdyby pod jego nieobecność drużyna straciła wszystkie fragmenty, oczywiście obwiniłby siebie za to. Gdyby tak się stało, mógłby zrobić tylko jedną rzecz. Seppuku. Nie wytrzymałby kolejnego ciosu w swoją dumę. Nie przejął się też, gdy Cochise zapłakała. Każdy inny spróbowałby teraz pocieszyć dziewczynę, ale on nie był każdy. W jego oczach można było nawet dojrzeć pogardę, że ktoś tak zmiękł. Wracał dawny Serafiel. Nie ten, który przybył, żeby wziąć udział w zadaniu. Tylko ten, który planował zabójstwo księżniczki Araluenu. Ależ to było mroczne. Prychnął więc na pożegnanie i oddalił się od płaczącej dziewczyny. Okazało się, że większość członków drużyny zebrała się w jednym miejscu. O, coś się stało Jacenowi, co za pech. Trzeba było nie jeść tych kurczaków. A teraz padł Urius. Po nim Serafiel oczekiwał większej ostrożności. Temu wszystkiego wtórowały ochy i achy. Och, czy on przeżyje? Ach, nic im nie jest? Mężczyzna zganił się za te myśli. Miał się poprawić. Niczym niesforny uczniak dalej brnął w to bagno. Ech, ale Serafiel miał zjechaną psychikę. Aż szkoda gadać. Sam nie wiedział, co chce. Czy być zły i mroczny, ale za to jakim bezwzględny, co przydaje się w walce, czy nawrócić się na dobrą ścieżkę i wzdychać razem z resztą? Ta pierwsza opcja nie wydawała się taka zła. Cóż, przeprosił Megan, więc jej nie mógłby zabić, bo to by było niedobre. Ale z Actią dalej pozostawał w niezgodzie. Jeden rzut sztyletem i po sprawie. Tyle ćwiczył ostatnimi czasy. Nie przeszkodziłaby mu nawet tymi swoimi magicznymi sztuczkami. Ale trzeba to będzie zrobić dyskretnie. Reszta drużyny nie może nabrać podejrzeń. Był dobrym wojownikiem, ale nie poradzi sobie z kilkunastoma innymi prawie tak samo dobrymi wojakami jak on. To wymaga chwili namysłu. Jakby tu zabić Actię? Chwilę później ten śmieszny goniec zaczął wyczyniać jakieś sztuczki. Był trochę wkurzający. Jego też będzie można sprzątnąć. Serafiel zrobi tym dobry uczynek dla całego świata. Gdy tak rozmyślał, rozpoczęła się kolejna walka. Serafiś ostatnio się nie wysilał, więc może teraz pasowałoby więcej pomachać mieczykiem? To chyba dobry pomysł. I jeszcze rycerz dostał miłą niespodziankę. Nowi przeciwnicy wydawali się lepsi, potężniejsi niż wszyscy wcześniejsi rywale. O tak, będzie zabawa. Serafiel w czasie 0,73 sekundy dobył mieczy schowanych w pochwach zawieszonych na jego plecach. Czym prędzej rzucił się w wir walki, żeby zaklepać sobie najtrudniejszych przeciwników. Jego pierwszym celem był Ziemniak, znaczy się stwór z ziemi. Serafiel najpierw dwoma potężnymi ciosami odciął ręce stworka, a później przebił mu brzuch, kurząc wszystko co znalazło się w jego zasięgu. Gdy uporał się z tym przeciwnikiem, dotknął swoich ramion. Niedobrze. Te ziemne ludki były twarde jak... ziemia. Sporo go kosztowały te uderzenia. Będzie musiał uważać na przyszłość. Postanowił jeszcze zmienić taktykę. Schował miecze do pochew i wyciągnął dwuręczną klingę swojego ojca. O tak, ten mieczyk zdziała więcej w tym starciu. Wyprowadził pierwszy cios znad głowy i przeciął kolejnego Ziemniaka na pół. Tak, klinga ojca zdała pierwszy egzamin. Pora na drugi, trudniejszy. Stwór Ognia. Serafiel namierzył jednego takiego i znalazł się przy nim w czasie 15,46 sekund. Byłby tam szybciej, ale przeszkodziło mu ciało Liliany. Dziewczyna miała mocno zwęgloną rękę i dziurę w brzuchu. Trzeba było się lepiej bronić. Serafiel popatrzył na nią te kilka sekund, po czym odszedł. Ta śmierć w ogóle na niego nie wpłynęła. Nie poczuł żadnej straty. Nie wypełnił go gniew. Był całkowicie obojętny wobec tego wypadku. Staczał się coraz niżej. Lecz gdy znalazł się przy Ogniku, porzucił te myśli. Ciekawe, czy i z tym czymś poradzi sobie jego miecz. Uderzył raz i odciął rękę stwora. Potem pchnął. Prosto w serce. Rękojeść zbliżył na tyle blisko stworka, że aż sam się poparzył. Nie szkodzi. W tym stanie nie czuł bólu. Napędzała go adrenalina i starał się ją wykorzystać, jak tylko się da. Niedługo przestanie działać, a on poczuje zmęczenie. Do tej pory będzie starał się odesłać w zaśwaty jak najwięcej stworów ziemi i ognia. Zabił jeszcze kilku przeciwników, gdy natrafił na ciało Iliane. Miała podcięte gardło, jednak nie na tyle głęboko, żeby upływ krwi ją zabił. Do tego miała jeszcze kilka innych ran. Najbardziej w oczy rzucała się wykrzywiona pod dziwnym kątem noga. Musiał ją przygnieść jeden z tych ziemnych stworów. Ale jeszcze żyła. Nie oznaczało to jednak, że przetrwa tę walkę. Już było po niej. Jej oddech był urywany, a z ust wypływała krew. Nie miała nawet sił, żeby krzyknąć z bólu. Serafiel postanowił wyświadczyć jej przysługę. Gdy spotka ją w zaświatach, będzie jego dłużniczką. Wyciągnął z pochwy miecz z diamentem. Przyłożył czubek ostrza do jej piersi i pchnął. Chwilę później dziewczyna wydała ostatni oddech. Serafiel otarł miecz z krwi i schował go. Przyjrzał się jeszcze ciału. Zamknąć martwej dziewczynie oczy i wstał. Czekały na niego kolejne stworki do zabicia. Nie warto było tracić więcej czasu. I na dodatek właśnie zaczynał czuć zmęczenie. Walka dłużyła się bez końca. Trzeba było ją szybko zakończyć. Zabił jeszcze kilka kolejnych stworków, gdy w końcu musiał odetchnąć. Oparł się na mieczu i cały czas rozglądał się, żeby tylko ktoś go nie podszedł. A tak się stało. Zaatakował go Ognik. Serafiel zaczął z nim walczyć, jednak wiedział, że tego pojedynku już nie wygra. Ten stwór musiał dopiero co dołączyć do bitwy, a mężczyzna miał już dawno za sobą adrenalinowego kopa. Jeśli szybko czegoś nie wymyśli, będzie po nim. Nie musiał jednak tego robić, gdyż w tym czasie nabrał nowej energii. Czuł się tak, jakby nie miał za sobą przeraźliwie długiej walki. Innymi słowy: niezła faza. Obejrzał się teraz na stworka ognia. Już nie wydawał się taki mocny. Serafiel zaśmiał się mrocznie i dosłownie zmasakrował przeciwnika. Przebił mu serce i rozciął brzuch, z którego wylały się płonące wnętrzności. Do tego rozciął głową na pół i pokazał się mózg. Rycerz dalej uśmiechał się diabolicznie, gdy zobaczył nową grupkę Ziemniaków, Ogników i szkieletów.
- I've got the power! - krzyknął i rzucił się z mieczem na przeciwników.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 22:00, 20 Lut 2011    Temat postu:

Actia zabiła już mnóstwo Ognistych Stworków, a także Ziemnych Ludków. Również Szkielety nie wygrywały w starciu z dziewczyną. Ale to nic nie dawało. Na miejsce Ognistego Stworka, po jakimś czasie, wchodził nowy, to samo z Ziemnymi Ludkami. A szkielety… Gdy zostawiało się rozwalone, nawet rozkruszone kości, to one się łączyły i odradzały z powrotem. Jedynym skutecznym sposobem ich pozbycia było wrzucenie w ogień. Ale to też było trudne, bo przecież z ognia były stworzone Ogniste Stworki, które te kości z łatwością wyciągają. Ale przynajmniej zagrażało im już trochę mniej potworków.
To było bezsensu. Nieważne ilu drużyna już zabiła – powracali. Actia pomyślała, że może powinni zastanowić się, czy da się wydostać z tego miejsca. Ale niby jak? Drugą opcją było pokonanie Bóstw… Tak. Łatwo o tym myśleć, gorzej wykonać. Plan był dość prosty. Wybić wszystkie Stwory, szybko, tak aby się jeszcze nie odrodziły. Przecież to zajmowało jakiś czas. I w tym czasie, gdy Ziemiste Ludki będą rozsypane na, cóż, ziemi, Ogniste Stworki dołączą do ognia, który nie pozwalał im wyjść, a szkielety zostaną rozwalone albo wrzucone w ogień, drużyna zaatakuje Bóstwa. Przecież teraz są potężniejsi. Nie wiadomo dlaczego, ale są. Czy to wystarczy, żeby pokonać Bóstwa? Możliwe. Ale równie możliwe, a może nawet więcej niż możliwe, jest to, że Bóstwa po prostu rozgniotą drużynę. Dosłownie. Ale czy jest jakieś inne wyjście?
Kolejny huk. Ziemia zadrżała. Mocno. A potem poczuli wiatr, potężny. A ziemia ruszała się pod ich stopami. Actia upadła. Tak jak reszta członków drużyny. Potworki też poupadały. Tylko Bóstwa stały nadal. Szata Actii zajęła się ogniem. Dziewczyna szybko ją ugasiła, ale jakiegoś poparzenia nie uniknęła. Skrzywiła się. Wstała jednak i ponownie się rozejrzała. Zobaczyła Jacena, który leżał bezbronny, bez życia. Widziała sponiewierane ciała Wulstana, Iliane i Liliany. Niedawno Niobe i Urius również byli nieprzytomni. A ofiar było o wiele więcej… Przez kogo? Oczywiście, przez Trzy Bóstwa.
Actię była bardzo zła. Wściekła. Wpadła w furię. W Furię Mocy. Poczuła, jak jej ciało oplatają cienkie nicie błyskawic. Tak samo na jej mieczu. Widziała teraz tylko trzy postacie. Reszta przestała się dla niej liczyć. Myślała tylko o Trzech Bóstwach.
Zaczęła biec w ich kierunku. Będąc już bardzo blisko przeciwników, podskoczyła i wyciągnęła ręce. Potężna fala błyskawic poszybowała w kierunku Bóstw, rozczepiając się na trzy części. Człowiek by tego nie przeżył…



Jacen rozmawiał z tym dziwnym człowiekiem już dość długo. Dowiedział się kilku ciekawych rzeczy, ale większość pozostawała dla niego zagadką.
- A teraz wracaj na ziemię – powiedział tamten mężczyzna.
To dziwne. Rozmawiają już jakiś czas, a Jacen nawet nie wiedział, jak ten człowiek ma na imię. A właściwie nie był to człowiek, o tym Jacen już wiedział. Ale o imię nie zamierzał go zapytać. Wiedział, że on mu i tak nie odpowie, więc po co marnować czas? Jackie będzie ponad to. Powstrzyma ciekawość. I ten facet się zdziwi. Na pewno. Bo on sądzi, że Jacen o to zapyta, widać to w jego twarzy. Ale Jackie tego nie zrobi!
- Jak się nazywasz? – zapytał Jacen.
Mężczyzna nie odpowiedział, tylko powtórzył polecenie powrotu na ziemię.
- Z miłą chęcią – odparł Virtus. – Ale nie mam pojęcia jak.
- Spójrz tam – odparł nieznajomy, wskazując coś ręką.
Jacen podszedł do miejsca, które pokazał mężczyzna. Wychylił się trochę i… O rany. Widział stąd całą drużynę. Walczyli z jakimiś dziwnymi potworkami. Zaczął szukać Actii, ale jego wzrok przykuło coś innego. Mianowicie on sam. Wpatrywał się w swoje ciało, które leżało tam, na ziemi. To był dość przerażający widok.
- Hej – zawołał Jacen, odwracając się. Dziwnego mężczyzny jednak tam nie było.
Ołkej, myślał Jacen. Muszę wrócić na ziemię. Prościzna. Tylko jak?!
Skok nie wchodził w grę. Jacen by nie przeżył. Wpatrywał się więc w bitwę. Zobaczył, jak jego siostra biegnie w kierunku Bóstw i atakuje te postacie błyskawicami Mocy.
- Co ty wyprawiasz?! – wykrzyknął.
Spróbował zajrzeć do jej umysłu. Wyczuł wściekłość. I Moc. Już wiedział, jak ma zejść na ziemię.
Odnalazł swoją siostrę w Mocy. Wyciągnął ręce i również zaczął używać błyskawic Mocy. Tak! Moc Virtusów w tej chwili połączyła, stała się jednością. I oto chodzi. Jacen zamknął oczy. A kiedy je otworzył znajdował się na ziemi. Dokładnie w miejscu, w którym przed chwilą leżało jego martwe, na pozór, ciało. Spojrzał na swoje ręce, przerywając przy tym falę błyskawic.
Uniósł głowę i spojrzał na Actię. Nadal była zawieszona w powietrzu, używając błyskawic Mocy. Ale już niedługo. Merriden wykonała jakiś ruch i Actia poleciała kilka metrów do tyłu i upadła ciężko na ziemię. Uderzyła plecami o glebę. A Merriden ponownie postanowiła użyć Mocy przeciwko siostrze Jacena.
- Hej! – krzyknął Jacen. Podziałało. Trzy Bóstwa spojrzały na niego. – Dawno się nie widzieliśmy Eseth. Co tam u ciebie?
Eseth popatrzył wściekle na Jacena i wyciągnął ręce, gotów go zaatakować. Nie zrobił tego jednak. Zniknął. Tak samo jak jego towarzysze. Ogniste Stworki, Ziemne Ludki i Szkielety również. I ogień też.
Jacen się uśmiechnął. Pół-bóg, z którym rozmawiał tam, na górze, spełnił swoją obietnicę. Pomógł im. A właściwie dał czas na dalsze działanie. Ciekawe, czy z reszty też się wywiąże.
Jednak Jacen wiedział, że teraz nie czas na zastanawianie się na ten temat. Zaczął szybko iść w kierunku siostry. Actia był szybsza. Wstała, podbiegła do Jacena i przytuliła się do niego.
- Żyjesz… Jak to się stało? – zapytała.
- Już w porządku, w porządku – powiedział Jacen. – Potem ci o wszystkim opowiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 22:43, 20 Lut 2011    Temat postu:

Urius przyklęknął na jedno kolano ze zmęczenia, gdy zbliżył się do niego żywiołak ziemi, rycerz ostatkami sił zadał potężny cios jedną ręką, który ściął głowę wroga, która powoli padła na ziemię, a zaraz po tym ciało przeciwnika. Mimo wygranego pojedynku Urius nie był szczęśliwy, ponieważ cios wyczerpał resztkę jego nadwątlonych sił. Zobaczył jak zbliżają się do niego kolejni wrogowie, na jego szczęście ktoś z drużyny powalił dwóch przeciwników, ale mimo to w jego stronę zbliżało się jeszcze dwoje, co gorsza ognistych. Spróbował wstać... Nic, brakło mu energii, przewrócił się na plecy i zaczął ciachać bezwładnie mieczem w stronę przeciwników. Już miał ciąć jednego, ale jego miecz nie dosięgnął przeciwnika. Jeden z nich stanął nad nim chcąc go dobić, gdy on poczuł nagle wielki przypływ siły, siły której nie miał chyba nigdy. Pchnął mieczem, przebijając serce wroga, a przynajmniej coś co wyglądało na jego serce. Przeciwnik padł do tyłu, a rycerz spokojnie wstał i ruszył do dalszej walki, mimo zaciętej walki całej drużyny, liczna przeciwników wcale nie malała, a czasem nawet rosła. Nagle wszyscy dookoła padli na ziemię, wszyscy prócz bóstw. Szybko rozejrzał się dookoła, wtem zobaczył jak Actia wpada w dziwny szał. Urius, podobnie jak reszta drużyny stali w osłupieniu obserwując wydarzenia, ale nie długo, po chwili wrogowie przystąpili do ataku, rycerz jedynie kontem oka zobaczył wielkie błyskawice lecące w stronę bóstw, a po chwili wstającego Jacena. Mimo to atak nie poskutkował, po chwili Liderka drużyny leżała na ziemi. Tylko tyle zaobserwował Urius, ponieważ musiał zablokować atak nadchodzącego szkieletu, przeciął go, wiedząc, że ten mimo wszystko znów wstanie. Tyle że tym razem on nie powstał, nikt już nie powstał, wszyscy wrogowie rozsypali się i zniknęli. Wojownik uradowany z końca bitwy, ochłonął już z bitewnego szału, spodziewając się nadchodzącego zmęczenia, jak zawsze po odpływie adrenaliny po bitwie, tym razem nie nadeszło, jedyne co przyszło mu do głowy, to ten dziwny przypływ energii.

Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 23:29, 20 Lut 2011    Temat postu:

Orina przewrócił silny wstrząs. Zobaczył, że wszyscy inni leżą na ziemi prócz Actii, która biegła w stronę Bóstw miotając piorunami. Nagle atak się podwoił. Jacen wreszcie się podniósł. Atak osłabł. Orin chciał podbiec i ustawić się tak żeby w razie, czego łapać Actię, ale bał się, że dostanie przez przypadek piorunem. Gdy Actia upadła, pozbierała się i podbiegła do Jacena. Orin postanowił się nie mieszać. Wszystkie potwory znikły tak jak i ognisty krąg.
- Trzeba się zająć poległymi. – Pomyślał smutnie.
Odnalazł trzy ciała członków drużyny. Byli to Wulstan, Iliane i Liliana. Odciągnął ciała na bok. Pozamykał zmarłym oczy i otrzepał ich z brudu. Ułożył ich w pozycji wiecznego spoczynku, wraz z ich broniami.
- Ubyło nas trzech. – Pomyślał smętnie. – Nasze szanse są coraz mniejsze. -
Teraz postanowił zająć się samym sobą. Jego szaty były w strzępach. Na Torsie nie miał nic, świecił gołą, umięśnioną klatą, na której perlił się pot a na jego ramieniu lekko świecił się czerwonym blaskiem jego tatuaż. Buty i dolną część spodni stracił na wskutek ognia. W tym momencie wyglądał jak komandos, w przepasce na biodrach i z nożem w ręku. Na jego ciele były płytkie rany, ponieważ poważniejsze uleczył demon. Odnalazł swoje juki i wyciągnął z nich maść. Nasmarował ją swoje rany a następnie założył lekka bufiastą koszulę. Dopiero teraz, gdy już całkowicie jego furia opadła poczuł głód i pragnienie. Pomyślał, że to samo odczuwają inni członkowie drużyny. Nie był zmęczony dzięki tajemniczej sile. Znalazł swój łuk i podniósł z ziemi kilka strzał. Oddalił się po cichu do lasu.
- Bitwa spłoszyła zwierzynę. – Zaklął cicho pod nosem.
Nagle usłyszał szelest za nim. Obrócił się z już naciągniętą cięciwą z strzałą. Stał przed nim duży biały wilk z potężną grzywą. Nie wydawał się źle nastawiony. Orin usiadł na ziemi, odłożył łuk i czekał. Po dziesięciu minutach wilk podszedł do niego i położył się obok niego.
- Oswoiłem kolejnego wilka, super. – Pomyślał.
- Znajdziesz mi jakąś sarnę? – Spytał się wilka. Ten odpowiedział cichym warknięciem i odbiegł. Minęło pół godziny. Wilk przytaszczył truchło potężnego jelenia.
- Dziękuje ci przyjacielu. – Powiedział Orin do wilka.
Nazbierał jeszcze chrustu i udał się do obozu, który był oddalony od miejsca walki. Za dużo było tam złych wspomnień. Wilk poszedł za nim. Orin rozpalił spore ognisko. Jelenia odpowiednio przygotował i włożył go na ruszt. Zapachy ściągnęły całą drużynę do ogniska. Wszyscy usiedli wokoło. Niedaleko leżały pogrążone w wiecznym śnie ciała członków drużyny. Orin znalazł wino. Nalał do kubków i rozdał każdemu. Wszyscy byli przygnębieni i smętni. Nikt się nie odzywał. Orin postanowił coś powiedzieć.
- Dzisiaj ponieśliśmy stratę. Zginęła trójka naszych przyjaciół w walce przeciwko Bóstwom. Powinniśmy im sprawić odpowiedni pochówek, ale to zostawimy na potem. – Zamilkł na chwilę. Po kilku minutach ponownie się odezwał. – Sytuacja jest zła. Ale teraz powinniśmy coś zjeść i odpocząć. Martwić będziemy się potem. -
Orin rozdał każdemu część jelenia, rzucił solidny kawałek wilkowi a na końcu wziął sobie kawałek mięsa. Usiadł i pogrążył się w rozmyślaniach.
- I co teraz będzie … Co jeszcze ?! – Spojrzał się błagalnym wzrokiem w niebo na którym widniały gwiazdy. Była to naprawdę piękna noc.
- Za naszych przyjaciół. – Pomyślał i dopił wino. Dołożył drewna do ogniska. Położył się i zasnął.


Post został pochwalony 1 raz

Ostatnio zmieniony przez killerafi95 dnia Nie 23:48, 20 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 10:37, 21 Lut 2011    Temat postu:

I walka dobiegła końca. Rina była na poły zdezorientowana, pewnie przez to pole mocy, które wytwarzały Bóstwa. Te głupie stworzenia. Choć Eseth jest całkiem seksowny Oczywiście wiele wiernych sługusów-stworków zostało pokonanych przez Rinę. Kule energii mieszały się falą ognia. Przeciwnik legł.
Teraz nadszedł czas na leczenie zadrapań i ran, byli też i tacy, którzy odnieśli niechybną śmierć. Rina czuła jeszcze winę, za to, że mogła uśmiercić całą drużynę tą głupią potrawką z drobiu.
Rina skuliła się przy pniu drzewa. Była ciepła noc. Słychać było szum wiatru w liściach oraz odgłos wydawany przez spalane drwa. Objęła rękoma kolana i przypatrywała się innym obozowiczom. Rina poczuła zmęczenie, jakby siła od niej odpływała.
Chyba czas pójść spać - mruknęła do siebie. Coś czuła, że szykuje się nieprzespana noc, jednak trzeba mieć siły do zdobywania dalszych przygód i pokonywania wrogów, którzy czekają na każdym kroku. Wstała i skierowała się w stronę swojego legowiska. Omiotła jeszcze obozowisko krótkim spojrzeniem, położyła się i sen ogarnął Rinę.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 23:48, 21 Lut 2011    Temat postu:

Actia oddaliła się do drużyny. Znalazła jezioro. Szybko się rozebrała i zanurzyła w nim, aby zetrzeć z siebie bród i pot. Woda była zimna, więc wyszła niedługo potem i założyła zapasową szatę. Poprzednie ubranie zamoczyła w wodzie i próbowała je jako-tako wyprać. Potem wzięła ubrania i zaczęła wracać do obozowiska. Po drodze zabiła dwa zające. Oczywiście Mocą. Łukiem raczej nie potrafiła się posługiwać, poza tym takiego nie miała. Najlepiej radziła sobie w posługiwaniu się Mocą.
Kiedy wróciła na miejsce, dała osobie wyznaczonej dziś do gotowania swoje zdobycze. Osiedlili się nieopodal strumyka, tak więc wodę mieli zapewnioną. Actia już dawno jej nabrała w bukłak. Większość ludzi z drużyny coś jadła. Jacen siedział w oddaleniu. Opierał się o jakiś kamień. Miał zamknięte oczy. Chyba nic nie jadł. Actia mu się nie dziwiła. Ale sama była głodna i chętnie by coś przekąsiła.
Ale zanim to zrobi, wypadałoby zająć poległymi. Członkowie drużyny wzięli więc te trzy ciała i je pochowali. Atmosfera była dziwna. Odczuwali smutek, znowu ktoś z drużyny zginął… Ale nic więcej nie mogli powiedzieć, właściwie w ogóle nie znali tych osób. To byli ci nowi, co dołączyli w Seacliff. Actia zapamiętała Lilianę i Iliane jako ciche, miłe dziewczyny. Wulstan był już trochę głośniejszym mężczyzną, ale dla drużyny okazał się pomocny. Niech spoczywają w pokoju.
Potem Actia coś zjadła i chwilę posiedziała przy ognisku. Członkowie drużyny zaczęli już przygotowywać się do snu, dwie osoby objęły pierwszą wartę. Actia podeszła do Jacena. Tak, teraz był na to czas. Brat opowiedział jej, co się stało. Wtedy, gdy wydawało się, że nie żył. Dziewczyna wysłuchała opowieści Jackiego w milczeniu, dopiero później zadawała pytania. Potem wspólnie się nad tym wszystkim zastanawiali. A następnie poszli zmienić tych, co pilnowali drużyny.
Gdy ich warta się skończyła, Actia od razu powędrowała do swojego legowiska. Kiedy się położyła, to myślała, że tej nocy już nie zaśnie i że nie znajdzie wygodnej pozycji do leżenia. Na szczęście się myliła.


Nie obudziła się jakoś zaskakująco wcześnie, ale kiedy wstała, późno też nie było. Niektórzy jeszcze spali, inni zajadali śniadanie. Actia ochoczo do nich dołączyła. Wkrótce wstali też pozostali i przyłączyli się do tych, co zajadali. Kiedy każdy napełnił już brzuchy, Actia odezwała się:
- Z pewnością każdy pamięta, co stało się wczoraj. Wczoraj, podczas walki. Nabraliśmy nagle jakieś dziwnej mocy, staliśmy się potężniejsi. Mogliśmy walczyć i wygrywać, właściwie bez większego wysiłku. Z pewnością byłoby dobrze, gdyby to trwało wiecznie. Ale tak nie jest. Wczoraj wieczorem ten efekt minął. Prawdopodobnie stało się to dlatego, że Merriden, pół-bogini, który jest jedną z Trzech Bóstw, swoją Mocą uderzyła we Fragment Tytana. Nie wiem, jak to dokładnie działa, ale faktem jest, że przez chwilkę byliśmy silniejsi… My tak zrobić nie możemy, umieją to tylko Bóstwa. – Actia umilkła na chwilkę i wzięła głęboki oddech. Po chwili kontynuowała. – Sami szans na pokonanie Bóstw nie mamy zbyt wielkich szans. Wcześniej wystarczyło tylko, a właściwe aż, zabieranie im Fragmentów i walczenie z ich sługusami. Z tym dawaliśmy sobie radę. Ale teraz Bóstwa są wściekłe, chcą przerwać to wszystko. Postanowili rozprawić się z nami sami. Ale na szczęście nie są one jedynymi w swoim gatunku. To pół-bogowie, a ich jest więcej. Khor na przykład jest jednym z pół-bogów. Ale na tej czwórce ten gatunek się nie kończy. Jacen rozmawiał wczoraj z najważniejszym z tych pół-bogów.
Actia znowu umilkła. Celowo. Chciała, aby jej słowa dotarły do wszystkich z drużyny. I żeby nie wyleciały drugim uchem. Przyglądała się twarzom członków drużyny. Gościły na nich różne emocje. Wreszcie zdecydowała się dokończyć swą wypowiedź.
- On i istoty jemu podobne chcą nam pomóc w walce z Esethem, Glagolem i Merriden. Oczywiście, nie bezinteresownie. Na początku musimy wypełnić jego zadania. Oto i one:

Trzeba odrzucić porywczość, a spokój przyjąć.
Uniknąć trzeba pośpiechu dziecka.
Zaradzić coś na to musisz.
Jeśli potężnymi być chcecie, wskazówkami kierować się musicie, siłą mięśni nic nie uczynicie.

Na ziemi zguba znajduje się, która do mnie należy.
Mała i złota.
Rzecz ta związana jest z przyjemnością mą i słabością zarazem.
Znajdźcie je.


- Co o tym wszystkim myślicie?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 12:12, 22 Lut 2011    Temat postu:

Aż przypomina się stara baśń jednego z największych bajarzy tego świata, o małym, złotym pierścionku. Na ziemi. Na ziemi zguba znajduje się. Na ziemi. I do tego, do niego należy. I jest mała i złota. I związana jest z przyjemnością i słabością jego. No to nie wiem. Jest tyle małych złotych łyżeczek, wykałaczek, kindżałów, przenośnych zestawów masażu i tak dalej, więc... A jak "złota" jest kolorem, nie materiałem? I jeśli jest związana naprawdę, a nie tylko w przenośni z przyjemnością i słabością?
Nick pokiwał głową. Popstrykał palcami, w końcu powiedział wiele wnoszące zdanie:
- Nie wiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emilka
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 06 Paź 2010
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 15:32, 24 Lut 2011    Temat postu:

Bitwa była straszna i wyczerpująca.Ale poradzili sobie. Mimo tylu poległych. Teraz jednak Amalia była zbyt zmęczona by myśleć o tych tragediach jakie spotkały drużynę. Zgadzała się ze wszystkim co mówiła Actia. A ta zagadka... Odpowiedź sama cisnęła się na usta - "pieniądze", ale wydawało się to za proste... Zresztą pieniędzy było wiele na świecie.
- Złota zguba, to brzmi jak pieniądz. Tylko pieniądze są różne, i jest ich wiele. Nic innego nie przychodzi mi na myśl, chociaż... -mówiła.
- Chociaż co?
- Nie, to głupie, nawet jeśli ta wasza Moc jest złota, to jest przecież wielka i raczej nie prowadzi do zguby...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Czw 21:53, 24 Lut 2011    Temat postu:

Cochise nie przejęła się odmową Serafiela. Trudno, pójdzie sama. Nawet lepiej, bo po co jej wkurzający gościu popisujący się z mieczykiem w ręku? Po co ona go w ogóle zapytała? Nie zwracając na niego uwagi dosiadła konia i ruszyła w ślad za Ruffian. W połowie drogi zobaczyła jakieś światło. Popędziła ogiera i chwilę później zobaczyła Aquę, a kawałek od niej, leżącą, martwą Ruffian. O, nie! Spóźniła się, to wszystko jej wina, mogła od razu jechać bez marnowania czasu na rozmowę z rycerzem. Wsadziła ciało dziewczyny na kasztankę, przywiązała i ruszyła powoli w drogę powrotną. Kiedy dotarła do drużyny zauważyła trzy ciała- Wulstana, Liliany i Iliane. Żadnego z nich nie znała nawet w najmniejszym stopniu tak dobrze jak by chciała. Pochowała ciało Ruffian. Miała nadzieję, że tym razem odnajdzie spokój i nie wróci już na ten pokręcony świat. Ale kto mógł ją zabić? Z pewnością było to dzieło miecza. Czyżby zrobił to ktoś z drużyny? Może Serafiel? Był jakiś taki wkurzony. Ale czy dotarłby tam tak szybko? A może zabił ją już wcześniej i dlatego nie chciał iść? Z pewnością... Wolała na razie nie mówić drużynie o swoich podejrzeniach. Tymczasem drużyna o czymś rozmawiała, wolała nie zadawać zbędnych pytań tylko podeszła do reszty i słuchała co mówią.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:18, 25 Lut 2011    Temat postu:

Obserwował całą sytuację będąc totalnie z boku. Nie mieszał się w sprawę Jacena. Nawet mu nie zależało. Totalnie nie interesował go los jednego z jego towarzyszy. Wstał ze swojego miejsca i zaczął krążyć powoli w tą i z powrotem. Nagle zatrzymał się i podszedł do najbliższego drzewa. Oparł się o nie i dalej obserwował rozwój wydarzeń. Jego oko znów rozbłysło, lecz teraz jakby migotało. Kaptur nie miał już naciągnięty w ten sposób, że nie widać było twarzy. Można było ją bez problemy dostrzec, mimikę Castagira oraz wszelkie szczegóły. Nie wyrażała żadnych uczuć prócz jakby zadowolenia gdyż usta jego lekko rysowały linię uśmiechu. Tak jakby był z czegoś zadowolony. W każdym razie, stał tak i obserwował przyjaciół lecz nie wykonał żadnego ruchu.

Gdy stwory zaatakowały drużynę, Castagiro nie ruszył się z miejsca. Co prawda, ostrze na prawej ręce oraz miecz miał w gotowości do użycia, lecz nie opuszczał miejsca swojego pobytu. Nadal stał w cieniu drzewa. Ujrzał jak po kolei, trójka towarzyszy jego upada, martwa lub ciężko ranna. Wtem ruszył w kierunku Wulstana. Podszedł do niego. Biedak coś mówił, jednak była to mowa niezrozumiała. Z ust jego wyciekała krew co powodowało zniekształcanie słów.
- Spokojnie, mój przyjacielu. Za sekundę twoje problemy znikną. - powiedział Castagiro klęcząc przy umierającym. Oparł lewą dłoń na piersi wojownika a ostrze z prawej dłoni przyłożył mu do gardła. Powoli, nie za gwałtownie, wbił broń w gardło nieszczęśnika. Oczy jego rozszerzyły się. Wydał z siebie cichy jęk. Prawdopodobnie ostrze dotarło do mózgu gdyż w ciele zniknęła połowa broni. Wulstan znowu jęknął i zamknął oczy wydając z siebie ostatnie tchnienie. Svart wyciągnął broń i wstał. Dostrzegł kolejną umierającą osobę. Może nie tyle osobę co umierającego rannego potwora. W tym samym momencie wyczuł "strzał" mocy w jego ciało. Poczuł, że jest silniejszy, szybszy, po prostu lepszy. Podszedł do potwora i wykonał szybkie cięcie po jego gardle. Gdyby ktoś, w tym momencie, spojrzał na twarz Castagira, pomyślał by jedno. Szaleniec. Oko jarzyło się strasznie, włosy opadły mu na czoło i zachodziły na oczy. I ten uśmiech, uśmiech totalnego szaleńca. Castagiro spojrzał w stronę walczących.
- Chodźcie do mnie, robaczki wy moje - powiedział do siebie i rzucił się na przeciwnika.

Gdy walka się skończyła, stał z jedną nogą opartą na ciele Ziemnego Ludka. Z ostrza oraz miecza spływała krew potworów. Klatka piersiowa Castagira, to unosiła się, to opadała w dość szybkim tempie. Na twarzy miał mnóstwo posoki przeciwnika. Oko nadal jarzyło się a zęby miał wyszczerzone przez co powietrze wydawało lekko świszczący dźwięk przy oddychaniu. Włosy, posklejane potem i krwią, zasłaniały mu częściowo tak lewą jak i prawą część facjaty. Walka była zakończona, wróg pokonany. Jednak Castagiro sprawiał wrażenie człowieka, któremu było mało. Jakby szukał kolejnych przeciwników do rozprucia. Bo Svart nie patyczkował się, po jego przeciwnikach pozostawały rozczłonkowane ciała. O tym, że flaki wypływały przez rozprute brzuchy nie trzeba wspominać. Castagiro był chyba najbrutalniejszą osobą z drużyny. Odcinał głowy trupom, dobijał rannych poprzez szybkie i sprawne cięcia po ciele i wbijanie ostrza w głowę. Dlatego całe jego ubranie jak i on sam ubrudzone było posoką wroga. Castagiro oddalił się od drużyny. Poszedł nad jezioro, które znajdowało się niedaleko. Rozebrał się do naga i wszedł do wody. Umył się dokładnie, następnie całą swoją broń. Na końcu wyprał swoje ciuchy. Zostawił sobie tylko bieliznę, uznał, że wypierze ją jak reszta wyschnie na tyle by można było założyć. Tak więc, wrócił do obozu z całym rynsztunkiem i ciuchami w rękach, samemu będąc tylko w slipach. Nie przejmował się spojrzeniami towarzyszy oraz ich kąśliwymi uwagami. Do końca dnia nie zamienił z nikim słowa. W nocy jedynie gdy zmieniał wartownika powiedział "Idź spać. Teraz ja"

Kolejny dzień zapowiadał się bardzo przyjemnie. Obudził się jako pierwszy, więc rozpalił ognisko i zaczął smażyć króliki, które upolował parę dni wcześniej. Zapach niektórych obudził, część kimała do upadłego. Gdy wszyscy wstali, zjedli i takie tam, Actia zaczęła swój monolog. Gdy skończyła mówić ten dziwny wierszyk i zapytała ich o zdanie, Castagiro nie odezwał się. Siedział zamyślony. Coś mu chodziło po głowie, wydawało mu się, że zna odpowiedź lecz milczał. Nie był do końca pewien.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Sob 19:57, 26 Lut 2011    Temat postu:

Megan była zmęczona. Poza tym dopadło ją poczucie beznadziejności.
-No i po co my walczymy, skoro i tak zaraz to wredne coś się odradza?
Słabła z każdą chwilą. Na początku walki robiła wszystko, by stworzeń było jak najmniej. Atakowała.
Teraz jedynie się broniła. Resztkami sił. Byle by nie zginęła.
Zadała jedno cięcie z lewej, wbiła miecz w ziemię i padła na kolana zmęczona. Z wysiłkiem podniosła rękę, by otrzeć czoło z potu.
Nie chciałabym się teraz siebie widzieć. Spocona, czerwona, wszystko się do mnie klei - ciuchy, włosy, ziemia. Jeszcze tylko much brakuje
W jej stronę zbliżał się jeden szkielet. Resztę stworów gdzieś wywiało.
Megan nie miała siły go atakować. Ani wyjąć miecza z ziemi. Sztyletem natomiast go nie pokona.
-Spadaj - powiedziała wkurzona i kopnęła szkielet w kostkę. Nie spodziewał się ataku z tej strony. Upadł i kilka kości odleciało od całości. Kobieta pokopała jeszcze bezsilnie w czaszkę kościotrupa, by się rozsypała. Po chwili cały szkielet wchłonął się w ziemię.
Nie ma sensu walczyć z nieśmiertelnymi pomyślała ponownie.
Zginę tutaj. Jak byk tutaj zginę! Z resztą... Chyba właśnie tego chcę... Świętego spokoju w wiecznym odpoczynku...
I wtedy jak na zawołanie wokół niej pojawiła się grupka potworków.
Zamknęła oczy. I w tym momencie całe życie przeleciało jej przed oczami.

Zima. Postać królowej w ciemnej pelerynie wyciągającej ku niej ręce.
CIACH.
Postać bezdomnej w śniegu, a po jej twarzy lecą łzy.
CIACH.
Lekcje fechtunku z ojcem.
CIACH.
Narodziny Cassie.
CIACH.
Adam.
CIACH.
Zajęcia z matką.
CIACH.
Bal na zamku Araluen.
CIACH.
Marcus.
CIACH.
Zapisy w Mino-Tarachi.
CIACH.
Impreza w karczmie
CIACH.
Śmierć Evrala.
CIACH.

"Dobrze, że jesteś"

Po twarzy Megan popłynęły łzy. Łzy szczęścia.
Nagle poczuła przypływ siły.
Poderwała się z miejsca, wyciągnęła miecz z ziemi i zaatakowała stworki wokół niej. Wykonała kilka sekwencji i miała spokój na jakieś 20 sekund. Znów kilka sekwencji i znów 20 sekund.
W ten sposób walczyła przez pewien czas, gdyż miała okazję chwilę odsapnąć.
Wtem!
Ziemia zadrżała. Megan się zachwiała i upadła. Wszyscy poupadali. Drużyna, stworki, szkielety. Tylko Bóstwa nadal stały.
Po chwili rozegrała się mała bitwa między Actią a Bóstwami.
W pewnym momencie Actia upadła, a podbiegł do niej... Jacen!
-Jacen! - miała krzyknąć z radości, ale zrezygnowała. W tym samym czasie dostała dodatkową "porcję" energii, która nie wiadomo skąd się wzięła.
Nie miała jej jednak kiedy wykorzystać, bo zaraz potem zniknęły szkielety, potworki i ogień.

***
Megan siedziała wykończona przy ognisku i właśnie spożywała swój kawałek dziczyzny. W tym samym czasie odbywało się przydzielanie nocnych wart.
Gdy skończyła posiłek, rzuciła tylko:
- Obejmuję ostatnią wartę - I odeszła w głąb lasu. Po chwili się wróciła, podbiegła do Aragorna i przytuliła się do niego.
-I ja dziękuję, że jesteś - szepnęła mu do ucha i pocałowała go. Później znów zwróciła się w stronę lasu.

Przechadzała się między drzewami bez wyraźnego celu.
Chciała po prostu zostać sama.
Porozmyślać.
Kilku nas zginęło. Iliane, Liliana, Wulstan na myśl o ostatnim cicho prychnęła. Dawno nikt nie ginął. Nie w szlachetnej walce...
Ubolewała nad stratą towarzyszów. Może nie płakała, bo w końcu w tak dobrych znowu kontaktach nie byli, ale ubolewała i żałowała tego co się stało.
W pewnym momencie natknęła się dziwne drzewo. Było potężne, ale niskie. Niższe od reszty drzew w lesie. I miało nisko gałęzie gęsto pokryte liśćmi.
Megan nawet nie wiedziała czemu. Po porostu postanowiła się na nie wspiąć.
Gałęzie był grube i solidne nawet na wierzchołku. A od "środka" można było wszystko w miarę wyraźnie widzieć, co dzieje się na dole.
Kobieta wyłożyła się na wygodnie i bezpiecznie na gałęziach, a plecy oparła o pień drzewa. Wybrała punkt gdzieś daleko, wpatrywała się w niego i nie myślała o niczym.
W pewnym momencie w jej rękach znalazł się kawałek drewna i sztylet. Powoli zaczęła "obierać" drewno z kory i wycinać w nim jakieś znaki nie w jej języku i nie w jej alfabecie. Kiedy to zauważyła strasznie się zdziwiła. Spojrzała na swoje ręce. W jednej z nich nadal trzymała sztylet. Rękojeść zrobiona z ciemnego drewna. Przedstawiała smoka z na wpół rozwiniętymi skrzydłami. Ostrze wychodzi tuż karku potwora. W metalu były wyryte znaki, podobne do tych, które widniały na drewnie.
-No co jest?! - rzuciła zniecierpliwiona Megan.
Wbiła sztylet w pień drzewa, kawałek drewna włożyła do torby. Postanowiła zasnąć.

Obudziła się pół godziny przed swoją wartą. Trochę ją plecy bolały, bo podczas snu ani razu nie zmieniła pozycji, a spała na pół-siedząco.
rozejrzała się wokół, sprawdzając czy czegoś nie zostawiła na drzewie, co było mało prawdopodobne, i nagle zauważyła sztylet wbity w pień. Jednak zamiast smoka, Megan ukazał się szpic islandzki.
- Ale przecież... Wczoraj... Smok... - mówiła do siebie przestraszona. -Ok... To się zaczyna robić dziwne...
Wyciągnęła sztylet z pnia, wsadziła do torby i zeszła z drzewa. Była z siebie zadowolona. Po raz pierwszy zeszła z drzewa normalnie - bez skręcania kostek, bez balkonów, bez zagrożenia życia.
Zmieniła kogoś 15 minut przed czasem i została na warcie już do końca.
W pewnym momencie wstał Castagiro i upiekł króliki. Później powstawali inni i zaczęło się śniadanie. W pewnym momencie zaczęła mówić Actia. Mówiła o tym co widział Jacen. Lubiła chłopaka, ale odnosiła się z pewnym dystansem do opowieści Actii.
Gdy skończyła, kilka osób rozpoczęło dyskusję. W pewnym momencie Megan ją przerwała zaintrygowana pewnym szczegółem.
- Zauważyliście, że ostatni wers drugiej zagadki brzmi: Znajdźcie je. ? Znaczy, że to nie rzecz, a rzeczy.
I nastała cisza. Każdy rozważał to co powiedziała. W końcu kilka osób, w tym sama Megan, machnęło na to ręką i ponowiło dyskusję. Kobieta natomiast nie wiadomo dlaczego pomyślała o swojej siostrze.
Cassie... Złotowłosa księżniczka Araluenu...


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 0:46, 27 Lut 2011    Temat postu:

Podczas walki nie wiedziała, co robi. Po prostu wiedziała, że tam była, i że nie zginęła. Ocknęła się dopiero teraz. Siedziała na kamieniu, trochę dalej od obozu. Niebo było czarne, zagwieżdżone; księżyca nie było widać. Arnara prychnęła.
Tak, za dużo na głowie. Za dużo. Bardzo dużo.
Ale dlaczego akurat w takich momentach, hę?
Ale trzeba koniecznie się dowiedzieć czegoś o tej zagadce.
O, Khor. Z nim porozmawiam.

Dziewczyna z ociąganiem podniosła się z kamienia i poszła w stronę obozu. Szturchnęła lekko Khora.
-Pozwolisz na chwilę?
-Mhm- powiedział mężczyzna z pełną kurczaka buzią. Arnara spojrzała się na niego z uniesioną brwią- Nie, nie jest zatruty. Sprawdzałem- Khor uniósł ręce w obronnym geście.
Odeszli nieco na bok.
-Wiesz co nieco o bóstwach, prawda?
-Wiem. Nawet kiedyś byłem jednym z nich. Pamiętasz jeszcze?- Uśmiechnął się szeroko.
-Nie, to było zbyt dawno!- odpowiedziała dziewczyna, a następnie przeszła do rzeczy- Więc może wiesz, jak rozwiązać zagadkę?
-Nie. Nie mogę wiedzieć, bo to jeden z moich "braci". Nad nim kontroli nie mam... Niestety. Ale mogę powiedzieć, że oni lubią zakłady, gry... I takie tam. Ale muszę ci powiedzieć, że nie wiem, o co w zakładce chodzi. Pośpiechu dziecka? Po... Porywczość! Ale nie rozumiem, co to ma do... Czekaj... Zakłady...
-Łał. Myślałam, że masz "tęgszy" umysł, bo... w końcu byłeś bóstwem...
-Baardzo śmieszne. Domyślałabyś się sama?
-A skąd wiesz, że dobrze myślisz? Ale nie, dobrze ci idzie, tak trzymaj.
Khor spojrzał na nią spode łba, lecz z lekkim uśmieszkiem.
-No bo patrz, jeżeli... Niee wiem. Albo gry... Jakie mamy gry?
-Szachy?- Arnara rzuciła.
-Właśnie, małe i złote. Pionek od złotych szachów.
-Dzięki-Anrara uśmiechnęła się, tym razem szczerze-To... Jutro im powiem, albo ty, a ja tymczasem muszę pomyśleć. Mam dużo... spraw na głowie. Dzięki za pomoc.
-Nie ma za co- również się uśmiechnął i odszedł w stronę obozu. Arnara położyła się na ziemi i zaczęła oglądać gwiazdy. Prawie zawsze robiła to w domu. Rzadko kiedy widziała tak piękne niebo...
Czy ja nie powinnam zgłosić się na ochotnika na pełnienie warty?, spytała samą siebie, W sumie to powinnam jakoś się przysłużyć grupie, nie tylko robić, co mi każą, tylko coś więcej...
Jasne. Co ja siebie oszukuję, oczywiście, że tam nie pójdę.
Nie, nie mam wyrzutów sumienia.
Tak, jestem leniwa.
To przecież ja.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 12:11, 27 Lut 2011    Temat postu:

Bestia przyzwana przez rycerza pustoszyła pole bitwy. Sługusy bóstw, wręcz same wpadały na potwora. Na twarzy Aragorna pojawił się uśmiech. Praktycznie nie musiał walczyć. Siedział sobie wygodnie na grzbiecie wężo podobnej istoty i przyglądał się jak pod wodą gasnął płomienne potwory, ziemne rozpadają sie a szkielety ulegają potężnej sile, rozsypując się w proch. Aragorn był coraz to weselszy. Zaczął się nagle głośno śmiać. Dysponował potężną siłą, wręcz wydawało mu się że niepokonaną. Teraz przypomniał sobie te wszystkie legendy mówiące jaki potwór jest niebezpieczy, zaś prawda wydawała się całkowicie inna. Rycerz wyobrażał sobie te wszystkie pokolenia, które trzęsły się na samą myśl o Yamata no Orochi.
-Dość tej zabawy, możesz powrócić do rzeki do czasu aż cię znowu przywołam! - Zakrzyknął rycerz i próbował zeskoczyć z grzbietu ducha rzeki. Jednak coś go zatrzymało - złe przeczucie. Po jego karku przeszedł dziwny dreszcz. Osiem głów potwora obróciło się w stronę rycerza, który w porównaniu do potężnej istoty, wydawał się mały i słaby. Czerwone ślepia patrzyły się w Aragorna.
-Nie.... Nie.... Nie zrobisz tego. Masz mnie słuchać... słuchaaaaaaaćććć!- Krzyknął szybko zeskakując z potwora, unikając tym samym jednej z wielkich głów próbującej skosztować rycerza. Sytuacja stała sie nagle krytyczna. Rycerz miał na głowie potężną bestię. Niestety bóstwa zeszły dla niego na trochę boczny plan - teraz walczył o życie! Zaczął biec przed siebie. Miecz wciąż lśnił błękitnym światłem. Wydawało mu się że go zgubi, był szybszy. Biegnąc zobaczył że ziemia pod nogami staje się coraz bardziej miękka, zapadał się w niej. Po chwili był już po pas, szarpiąc się w błocie. Obejrzał się do tyłu. Zobaczył chytrość w oczach bestii.
-Ty.... - Wycedził przez zęby. Było jasne, że błoto nie wzięło się samo z siebie. Rycerz wiedział że to koniec. Nic nie zatrzyma szarży takiej bestii. Na cud nie można było liczyć. Kto miałby go zatrzymać? Bóstwa mogły mieć wystarczająco mocy, jadnak po co miały by przeszkadzać w eliminacji jednej osoby z drużyny. Potwór był coraz bliżej.
-Zginę... Megan...-Nie mógł dokończyć już zdania. Przypływająca woda zamknęła mu usta. Zaczął się krztusić, szukając powietrza. Przez łzawiące oczy zobaczył jak wielkie ciało potwora zaraz go zmiażdży. Zamknął oczy. Stało isę coś dziwnego. Poczuł mocny cios pędzącej fali wody.. i nic więcej. To nie był jeszcze atak potwora, jedynie może fala go poprzedzająca. Ale wciąż nic więcej się nie działo. Otworzył oczy. Bestii nie było, zaś woda wypłukała go z błota. Leżał teraz na trawia łapczywie biorąc powietrze. Potwór karmił się jego mocą, podobnie jak duchy, które przywoływał jednak ten zabierał więcej energii. Aragorn był wystarczająco silny by go wezwać lecz za słaby by ujarzmić. Przed tym przestrzegano się tyle wieków.
Rycerz wstał z ziemii. Było już po bitwie. Powinien być wyczerpany jednak czuł dziwną energię. Dostał jakby więcej mocy, więcej siły.

*****

Rozbili obóz. Aragorn siedział przy ognisku rozmyślając o tym co się wydarzyło.
-Nie mogę go już więcej wezwać... Nie teraz. Jest zbyt niebezpieczny. Drugi raz mogę go nie zatrzymać i ucierpią niewinni. Jednak pomógł pokonać wroga....Nie nie mogę...- Walczył z myślami rycerz.
Z rozmyślań wyrwała go Megan. Przytuliła się i szepnęła mu coś do ucha. Uśmiechnął się. Kiedy Megan zwróciła się w stronę lasu rycerz zastanawiał się czy teraz o tym mówić. Wstrzymał się. Chciał poczekać na odpowiednią okazję.

****

Rankiem Megan pełniła swoją warte. Aragorn wstał wcześniej specjalnie na tę okazję. Usiadł na trawie obok niej.
-Megan, wiesz że zalezy mi na tobie?- Rozpoczął rozmowę. Usmiechnął się ukrywając smutek.
-Obawiam się, że będę musiał was opuścić. Nie wiem kiedy i na jak długo.... Ale obiecuję że wrócę!- Po jego policzku spłynęła łezka. Wytarł ją szybko i zagryzł wargi. Kontynuował bardziej pewnym tonem ukrywając swój żal.
-Mam bardzo złe przeczucia dotyczące mojej przeszłości... mojej rodziny... królestwa. Czuję, że stało się coś bardzo niedobrego. Nie mam pewności, możliwe że tak nie jest, możliwe że już jest dla nich za późno... Miałem sen. Zły sen.... nie.... był dobry... przepowidał złe rzeczy... - Rycerz starał się zachować niewzruszoną twarz jednak było to dla niego trudne jak jeszcze nigdy.
-Nie wiem czy stanę jeszcze do walki z bóstwami. Jednak mogę się wam już nie porzydać. Sami też pokonacie bóstwa wierzę w to. Moje rodzinne strony są od lat gnębione wojnami z ludem barbarzyńców. Czuję że znowu mogli zaatakować... Muszę być pewny swojej decyzji jednak wciąż się wacham....Wybacz mi..Nie zapomnę o was... o tobie. Wróce i wszystko będzie dobrze. - Powiedział z uśmiechem dającym nową nadzieję.
-Jednak jeśli wyjadę a wy zginiecie, nie wybaczę sobie że nie byłem przy was... - Powiedział z bólem serca.


Post został pochwalony 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 17:23, 01 Mar 2011    Temat postu:

Do Niobe powoli powracały zmysły. Zorientowała się, że leży. I że oddycha. A skoro oddycha, znaczy, że żyje.
Po chwili dotarły do niej też jakieś dźwięki - szum drzew, śpiew ptaków i rozmowa.
-Nie wiem czy stanę jeszcze do walki z bóstwami. Jednak mogę się wam już nie przydać. Sami też pokonacie bóstwa wierzę w to. Moje rodzinne strony są od lat gnębione wojnami z ludem barbarzyńców. Czuję że znowu mogli zaatakować... Muszę być pewny swojej decyzji jednak wciąż się waham....Wybacz mi..Nie zapomnę o was... o tobie. Wróce i wszystko będzie dobrze. Jednak jeśli wyjadę a wy zginiecie, nie wybaczę sobie że nie byłem przy was... - mówił Aragorn.
Pewnie gada z Megan...
Czarodziejka co prawda wyraźnie słyszała co mówili, ale nie skupiała się na słowach, które łagodnie przepływały gdzieś obok.
W końcu podjęła się tego heroicznego wysiłku, podniosła się i otworzyła oczy.
Aragorn i Megan właśnie się rozchodzili, każde w swoją stronę. Coś było stanowczo nie tak. Wyglądało na to, że Drużyna przeniosła się w inne miejsce, ale dlaczego? Niobe ostatecznie już się rozbudziła, wstała i postanowiła kogoś poszukać.
Musiało być bardzo wcześnie, ponieważ za tą dwójką, którą wcześniej zauważyła, nie spał tylko Castagiro. Zdziwił się trochę na jej widok.
-Co jest? Czemu się przenieśliśmy?
W miarę jak Cast odpowiadał, niedowierzanie dziewczyny rosło. Gdy skończył, wrócił do swoich zajęć a dziewczyna odeszła i usiadła na trawie pod drzewem. Wciąż nie mogła dojść do siebie.
Była bitwa... Przespałam bitwę! Coś mi się tam śniło, że się bijemy, ale... Rzeczywistość wkraczała w jawę... - Nagle z jej oczu zaczęły płynąć łzy. - Boże, nasi zginęli... Iliane to była jedyna namiastka przyjaciółki, jaką miałam... Mam nadzieję, że chociaż Urius wyzdrowiał i ma się dobrze. Jak ja mogłam przespać całą bitwę?! W sumie czułabym się pewnie teraz znacznie słabiej, gdyby nie Megan i jej eliksir. Muszę jej podziękować.
Z tym postanowieniem otarła oczy wierzchem dłoni i wstała. Uspokoiła się już i podeszła do księżniczki, która siedziała wśród członków Drużyny i jadła śniadanie.
-Cześć!
-O, hej Niobe - Meg uśmiechnęła się do niej.*
-Mogę się przysiąść do ciebie?
-Ta, jasne.
-Wiesz, chciałam ci podziękować, że jak zemdlałam to się mną zaopiekowałaś i w ogóle...
-Nie no, nie ma sprawy. A od kogo się o tym dowiedziałaś?
-Castagiro mi powiedział.
Po chwili krótka wymiana zdań dziewczyn zamieniał się w ożywioną dyskusję na temat wojen galijskich. Księżniczka rzecz jasna była świetnie obeznana w tym temacie. Bardzo interesowała się polityką, szczególnie sytuacją w Galii, Iberionie i Toscano. Czarodziejka również trochę o tym wiedziała - mieszkała przecież kiedyś w pobliżu dużego szlaku handlowego.
Skończyły już śniadanie, gdy nagle Niobe przypomniało się, co za rozmowę słyszała wcześniej.
-Słuchaj, bo ty jesteś zarećzona z Aragornem, co nie? Nie boisz się, że wyjeżdża? Znaczy on jest wspaniałym rycerzem i w ogóle, ale może już nie wrócić. Nie boisz się?...

------

* Uzgodnione z Jenny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Pedantka dnia Wto 17:24, 01 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 7:35, 04 Mar 2011    Temat postu:

Nick wyjął z torby pióro, kałamarz i strzępek pergaminu. Podszedł do Actii:
- Mogłabyś jeszcze raz powiedzieć pierwszą część zagadki?
Wszystko dokładnie zapisał. Podszedł do Jacena:
- Weź i podyktuj całą rozmowę z tym czymś, ewentualnie kimś.
To także zapisał.
Pierwsza zwrotka. Nikt nie myśli o pierwszej zwrotce. Uniknąć pośpiechu dziecka... zaradzić coś na to musisz.
Potem zerknął na rozmowę półboga z Jacenem. Potem z powrotem na treść zagadki. Zaparzył sobie kubek mocnej herbaty. Wysączył ją, zanucił znany przebój jednego z arydzkich rybałtów "Hakuna matata". Hakuna matata zawsze pomaga. Tych dwóch, radosnych słów, hakuna matata! No, czas na drzemkę.
Mag wyjął fiolkę z torby. Nie przejmował się tym, że Bóstwa rosną w siłę. Trzeba odrzucić porywczość, a spokój przyjąć. Wypił nasenny płyn. Wychlał także taki przeciwdziałający koszmarom i ingerencji innych w swój sen. Zasnął. Obudził się. Jakieś pół godziny po zaśnięciu.Potem odezwał się głośno:
- Kto z nas jest dzieckiem pośpiechu? Półbóg zmienia szyk zdania. Nie chodzi tu o pośpiech dziecka, tylko o dziecko pośpiechu. A więc... kto? Dziecko pośpiechu jest w tej drużynie.*

*Dzięki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Pią 7:39, 04 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:41, 04 Mar 2011    Temat postu:

Dziecko pośpiechu? Cochise nie miała bladego pojęcia któż to może być. Sama nazwa niewiele podpowiadała, jej kojarzyła się z kimś kto się spieszy. Ale chyba mało jest w drużynie osób które się nigdy nie spieszą. Przez te wszystkie zagadki coraz bardziej zapominała o Ruffian i jej dziwnej śmierci. Postanowiła, że kiedy nadarzy się okazja pogada z Serafielem i wyciągnie z niego prawdę, chociażby eliksirem prawdomówności, który pożyczy od Nicka. Cały czas skupiała się nad rozwiązaniem zagadki. Z pewnością należała ona do banalnych, lecz dosyć trudno wpaść na właściwy trop. Postanowiła użyć swojej zdolności rozmów ze zwierzętami i pogadała trochę ze wszystkimi końmi. Niestety, żaden nie miał pomysłów.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Wto 23:02, 08 Mar 2011    Temat postu:

Urius wysłuchał w spokoju zagadki wypowiedzianej przez kolejnego z półbogów
No rzesz... Ilu ich jest... pomyślał. W pewnym momencie wstał i odszedł na bok, podczas gdy reszta drużyny dyskutowała na temat zagadki, on wolał w spokoju pomyśleć, chodził z jednego miejsca na drugie, nagle dostał olśnienie. Zbliżył się szybko do drużyny i czym prędzej wygłosił swoje poglądy.
- Nie znam się na tej całej mocy, ale tym czymś może być jakąś ruda, bądź materiał, który w jakiś sposób na nią oddziałuje, w pozytywny, bądź negatywny sposób...- Urwał na chwilę, aby zobaczyć reakcje towarzyszy.- Pamiętacie co się stało po stopieniu Insygniów? Tamci zyskali zaskakujące moce, przyjemność i słabość... Insygnia także były złote, więc może to oznaczać, że ten materiał także jest złoty... Choć to tylko moje zdanie, jak mówiłem, nie znam się na mocy.- dodał na końcu.


A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 23:31, 10 Mar 2011    Temat postu:

Słońce coraz bardziej chyliło się ku zachodowi. Castagiro siedział na kamieniu niedaleko towarzyszy i przysłuchiwał się ich rozważaniom. Co chwila kręcił głową. Jak dotąd nie odzywał się w ogóle. Sens zagadki odgadł prawie od razu. Chciał jednak dać się wykazać towarzyszom. Jednak nie wykazywali jakichkolwiek oznak zbliżania się do odpowiedzi. Musiał interweniować.
- Nie, nie i jeszcze raz nie - powiedział nagle wstając z głazu i podchodząc do grupy przyjaciół. - Widzę, że muszę was nieco uświadomić - dodał gdy tylko się znalazł wśród z nich. Gdy wszyscy już patrzyli na niego, chrząknął nieco i kontynuował.
- Źle kombinujecie. Zauważcie, że Bóstwa się z nami bawią. Grają z nami. Lubią zagadki i gry. Zacząć trzeba od końca. Mean słusznie zauważyła. To są przynajmniej dwie rzeczy, przedmioty. Idźmy dalej."Rzecz ta związana jest z przyjemnością mą i słabością zarazem. " Bóstwa uwielbiają gry i zagadki. Tutaj zaś chodzi o grę, co wynika z późniejszych wersów. "Mała i złota" oraz "NA ziemi znajduje się" nie wymaga dodatkowego komentarza - Castagiro sięgnął po bukłak z wodą, który miał akurat przy sobie. Pociągnął łyk wody i kontynuował -Teraz zaczyna się kombinacja. "Jeśli potężnymi być chcecie, wskazówkami kierować się musicie, siłą mięśni nic nie uczynicie. " Jasno mówi, że mamy zacząć myśleć a nie tylko machać mieczykami i strzelać strzałkami. Musimy być mądrzejsi od przeciwnika, przechytrzyć go, wykorzystywać wszelkie znaki, wskazówki, ułatwienia, możliwości i błędy. Musimy opracować odpowiednią strategię. Przejdźmy dalej. "
Trzeba odrzucić porywczość, a spokój przyjąć.
Uniknąć trzeba pośpiechu dziecka.
". I tutaj jest problem. Otóż nie chodzi o żadne dziecko pośpiechu ani inne pierdoły. Gość miał na myśli, że mamy być rozważni, nie podejmować pochopnych decyzji, nie spieszyć się gdyż pośpiech jest zgubny, co jest widoczne u wielu małych dzieci. Myślę, że można podsumować. Bóstwa lubią gry i zagadki, ten wierszyk jest zagadką a więc jego sens to gra. W jakiej grze gracze nie spieszą się, nie podejmują pochopnych, szybkich decyzji? W jakiej grze liczy się dobra strategia? I w końcu, jaka gra wyposażona jest w coś małego i złotego? No?
- Castagiro rozejrzał się. Na twarzach niektórych dostrzegł powątpiewanie. - Kto pomyślał o szachach króla Araluenu ten zgadł. Mówiąc ściślej, pionek od szachów, z jedynej edycji królewskiej gdzie jedna ze stron jest złota. Krótko mówiąc, naszym obecnym celem jest odpierniczyć pionki szachowe. - Castagiro westchnął - No, nagadałem się. Wiedzcie jedno. Boskie pionki są trzy, reszta figur została stworzona na zamówienie po znalezieniu tych trzech "uciekinierów". No. To by było na tyle. Wydaje mi się, że kawałek do stolicy mamy więc radziłbym wyruszyć jak najszybciej, po odpoczynku. - zadowolony z siebie odsunął się parę kroków i obserwował reakcje towarzyszy. Podszedł do Actii.
- Wiesz coś może na temat podróży króla? Może przebywa teraz w innym miejscu aniżeli stolica?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Castagiro dnia Pią 13:03, 11 Mar 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 4 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin