Forum Zwiadowcy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

10. Zagadka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 21:56, 14 Sty 2011    Temat postu:

Nick rzekł:
- Strzelałem. Wasza kolej.
Mag siadł na jakimś głazie i zaczął gwizdać pod nosem. Po chwili nad jego głową zaczął latać jakiś ptak, który chciał narobić mu na głowę. Wiem, że pociągam, ale odchody to niezbyt fajny prezent. Mag wstał w ostatniej chwili, podszedł do grupy, a ptak uparł się, żeby się plątać koło niego. Po chwili usiadł mu na ramieniu.
- Nazwę cię... hmm...Volatil.
Ptak zanucił czwartą symfonię Beedovena.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:08, 14 Sty 2011    Temat postu:

Actia i Jacen słyszeli wiele opowieści, legend, bajek dotyczących Mocy. Ich źródła też. Słyszeli, że jeśli się zdobędzie jakiś artefakt albo wypije wodę z jakiejś tajemniczej, magicznej studni, to zapewni im to wielką potęgę. Takich opowieści było dużo, ludzie uwielbiają wymyślać takie historie. Tej o Azarze jednak żadne z rodzeństwa nie znało. Może była ona mniej rozpowszechniona albo to była jakaś miejscowa legenda, a przecież Actia i Jacen wychowywali się na Mandalorze.
Tymczasem Nick zaczął coś mówić o tym, że Azar i Posąg Tytana mogą okazać się tym samym, z czym szybko sprzeciwiła się Megan.
- Z Posągiem jest inna sprawa - powiedziała Actia. - Z tego, co mi wiadomo, to nawet jeden Fragment zwiększa Moc. U nas to nie zadziałało, bo żeby to zadziałało, trzeba wykorzystać pewna techniki, które nie są nam znane... Ale Bóstwom niestety tak. Poza tym Posąg nie zapewnia nieśmiertelności, tylko znacząco zwiększa potęgę.
Actia umilkła i odwróciła się gwałtownie. Zmarszczyła brwi. Wydawało jej się, że dzieje się coś dziwnego.
- Badano cię? - zwrócił się Jacen do Castagira. - I... Czy nie wykryto w tobie czegoś dziwnego? To znaczy, dziwnego nawet jak na twój, eee, stan. Bo jeśli to jest prawdą, z tym Azarem, i jeśli on jest w tobie, to chyba powinieneś to jakoś odczuwać. Nie zdarzały się sytuacje, już potem, jak mag nie żył, że powinieneś zginąć? Ale nie tak, że mógłbyś zginąć, że to wydawało się prawdopodobne, ale wydawało się, że MUSISZ zginąć...
Actia przyłożyła palce do skroni i zamknęła oczy. Głową ją bolała. Okropnie. Jakby coś od środka miało ją rozsadzić.
- Bóstwa... - mruknę, otwierając oczy. - Są tutaj. Ruszajmy.
A potem rozległ się huk i pojawiło się oślepiająco jasne, białe światło...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 20:30, 17 Sty 2011    Temat postu:

Castagiro wysłuchał pytania Nicka a następnie odpowiedzi Arnary i Ruffian.
- Jest taka możliwość, iż legenda o Azarze to inna wersja legendy o Posągu Tytana. Mimo wszystko jest to bardzo stara legenda i praktycznie zapomniana, opowiadana tylko na terenie skąd się wywodzi, czyli daleko na południu. - chrząknął cicho i spojrzał na JAcena, który zaczął mówić do niego.
-Badano cię? - zwrócił się Jacen do Castagira. - I... Czy nie wykryto w tobie czegoś dziwnego? To znaczy, dziwnego nawet jak na twój, eee, stan. Bo jeśli to jest prawdą, z tym Azarem, i jeśli on jest w tobie, to chyba powinieneś to jakoś odczuwać. Nie zdarzały się sytuacje, już potem, jak mag nie żył, że powinieneś zginąć? Ale nie tak, że mógłbyś zginąć, że to wydawało się prawdopodobne, ale wydawało się, że MUSISZ zginąć... - skończył swój wywód. Castagiro zamyślił się chwilę.
- Badania prowadziło kilku wysoko wykwalifikowanych magów. Nie ukrywam, że każdy z nich z osobna był słabszy od Mortyra. Jednak nie wykryli niczego co mogłoby wskazywać na takowe źródło. Zagadką jest to, że nie wykryli też mocy Mortyra we mnie, to znaczy, takiego samego źródełka mocy jego, jaką odkryto w pozostałych dwu osobach. Pozostali umierali gdyż Mortyr umieszczał w nich niewystarczające żródła swojej mocy, które nie był w stanie podtrzymać procesów życiowych ludzi-mutantów. A co do pytania o umieraniu. Mag był powiedzmy "nieżywy" krótki okres czasu. Nie dłużej niż pół roku. Nigdy takiego odczucia nie miałem. Te grupę magów badającą mnie najbardziej zadziwił fakt braku owego źródła podtrzymania życia, jaki był w tych Galijczykach. Ciało, z takim... "dodatkiem" samo nie jest w stanie wytrzymać. Musi mieć wspomaganie. - przerwał bo oślepiło go białe, jaskrawe światło...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 15:44, 19 Sty 2011    Temat postu:

Podczas podróży stało się coś dziwnego. Drużynę oślepił dziwny blask. Rozległ się huk. Jego źródło musiało być niedaleko. Aragorn otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła jak większość drużyny. Każdy szukał śladów, które doprowadzą ich do tego zjawiska. Rozległ się kolejny huk, i seria mniejszych. Potem znowu blask, ale już słabszy od pierwszego. Wszystko dochodziło ze skraju lasu. Aragorn wsłuchał się w szelest wiatru. Słyszał niezrozumiałe okrzyki jakie przywiódł ze sobą wiatr.
Wszystko stawało się powoli zrozumiałe. Tajemnicę rozwikłał kolejny głos, donośniejszy i rozpaczliwy -Pomocy!
Bóstwa musiały napaść jakiś nieszczęśników. Blaski i huk, powodowała ich niszczycielska moc.
-Czego mogą chcieć od ludzi? - Rzucił rycerz. Sam nie wiedział co o tym myśleć. -Trzeba im pomóc!
Aragorn nie czekał ani chwili dłużej. Popędził konia i skierował się w stronę lasu skąd dobiegały hałasy. W pędzie dosięgnął dwuręczny miecz i zakręcił nim parę razy. Teraz znowu był sobą - rycerzem walczącym ze złem i niegodziwością. Mimowolnie się uśmiechnął. Drzewa zaczęły się rozrzedzać. Walka toczyła się na polanie. Wytężył wzrok. Napadnieci ludzie byli druidami władający magią ziemi. Zacięcie walczyli w obronie własnego życia. Kilkanaście metrów dalej znajdował się wóz, najpewniej wypełniony ich osobistymi rzeczami. Rycerz nie zdołał zobaczyć więcej. Zanim wjechał na otwarte pole, potężna siła zmiotła go z wierzchowca. Rumak upadł bezwładnie na ziemię. Jeździec, lżejszy niż koń. poleciał znacznie dalej, kończąc swój "beztroski" lot twardym lądowaniem na pniu potężnego drzewa. Jękną tylko głucho, po czym upadł nieprzytomny na twarz.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 17:53, 19 Sty 2011    Temat postu:

Nagłe oślepiające blaski trochę zdekoncentrowały Ruffian. Słyszała tylko jakieś krzyki. Aqua dostawała od nich szału prawie zrzucając dziewczynę. Kilkoro członków drużyny ruszyło w ich stronę, więc ona także. W trakcie walki zauważyła leżącego przy pniu drzewa Aragorna. Wyglądał trochę jakby był pijany. Na początku trochę ją to rozbawiło, ale zauważyła, że ktoś w kapturze z zasłoniętą twarzą się do niego zbliża, i nie był to nikt z drużyny. Popędziła Aquę i w mgnieniu oka znalazła się przy nich. Wyciągnęła swój sztylet, niestety tymczasowo nie miała w posiadaniu miecza. Nieznajomy bardzo zdziwił się na jej widok. Stanął jak wryty po czym wycofał się w głąb lasu. Dziwne... Odwróciła się na pięcie i usiłowała ocucić Aragorna, jednocześnie zastanawiając się gdzie jest Megan. Nie miała ochoty tracić okazji do walki, bo musi pilnować rycerza, który chciał sprawdzić czy da radę latać. Szukała wzrokiem dziewczyny na polu bitwy. Nic, ani śladu, zauważyła Cochise, Orina, Serafiela, Actię, Jacena i całą resztę, ale nie mogła dojrzeć Megan. W końcu ujrzała osobę, której wypatrywała. Nie mogła jej zauważyć, bo dyplomatka stała za jakimś drzewem. Nagle w jej głowie rozległ się głos. To był Mistrz. Chciał, żeby wróciła i mu pomogła. Powiedziała stanowcze "Nie" i wtedy przeszył ją ból. Tak mocny, że aż straciła przytomność i upadła obok rycerza, który właśnie się budził.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sandy dnia Śro 17:54, 19 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 13:49, 24 Sty 2011    Temat postu:

A tak miło mi się spało myślał Nick, rozdzielając między napastników uderzenia kosturem i magiczne ciosy. Roztoczył nad druidami takie pole siłowe na jakie było go stać, wrzasnął coś w stylu... no coś wrzasnął, i zauważył podnoszącego się Aragorna i leżącą Ruffian. Nie spodziewałem się, że to zrobię myślał czarodziej, wciskając tradycyjną buteleczkę rycerzowi i powoli cucąc Ruffian kroplami... cucącymi omdlałych ludzi. Gdy niedawna wilczyca leniwie otworzyła oczy, wlał jej do gardła pobudzający wywar, zawierający dużą ilość ostrych papryczek. Potem oparł czarodziejkę o drzewo i rzucił się w wir walki.
Przez cały ten czas kątem oka obserwował Volatila, który cały czas zrzucał gó... odchodowe bomby w oczy napastników.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
emilka
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 06 Paź 2010
Posty: 165
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Wto 20:27, 25 Sty 2011    Temat postu:

Podróż zaczęła się dziwnym krzykiem i upadkiem Castagira. Potem ta cała historia z jego pochodzeniem i tym magiem, jak mu tam....Azarem?Cochise zmieniła Ruffian w człowieka, co nie wydawało się Amalii dobrym pomysłem. Jednak ta nie zadźgała jeszcze nikogo podczas kilkudziesięciu minut swojego życia. Trzeba będzie się mieć na baczności podczas snu. No ale w końcu pojawiły się Bóstwa i rozegrała walka. Coś niespodziewanego.-pomyśłała Amalia z przekąsem.- Jakby mało było ostatnio tych bitew. Zostawiwszy Sally w bezpiecznym miejscu w lesie ruszyła przed siebie z różdżką w pogotowiu. Wtedy zobaczyła lecącego w powietrzu Aragorna. Już chciała podbiec do rycerza, gdy uderzyło ją jakieś niezwykle silne zaklęcie. Różdżka wyczuła je o ułamek sekundy wcześniej niż dziewczyna i sama wykonała w jej ręce obrót, wystrzelając jednocześnie zaklęcie tarczy. Amalia użyła całej swojej mocy, aby odeprzeć niewidzalną siłę. Jej wewnętrzny temperament spotęgowany mocą różdżki, w starciu z "siłą" spowodował wybuch. Zresztą nie pierwszy na polu walki, które pełne było kolorowych eksplozji. Odrzuciło ją do tyłu tak, że prawie uderzyłaby głową w potężną sosnę, gdyby różdżka znów nie zadziałała. Kolejny delikatny ruch dłonią Amalii, utworzenie się małej powietrznej poduszki za plecami dziewczyny. Lekko oszołomiona wybuchem i całym zajściem, zamrugała nerwowo oczami. Dojrzała ptaszka, należącego do Nicka, który również przyłączył się do walki, a gdzieś dalej padającą Ruffian. Czyli ruszyła do boju. Pewnie ma w tym jakiś cel. Z drugiej jednak strony póki nam pomaga nie będę jej przeszkadzać. A z kolei jej różdżka mi pomogła. Może nie jest taka zła. Lecz wtedy i Ruffian zemdlała. A potem podbiegł do nich Nick. I wszystko działo się po za nią, po za Amalia. Gdzieś daleko od jej duszy, która dostrzegała, a raczej odczuwała w okół siebie masę barw i zapachów. Coś jak trans. Chciała się wyzwolić z niego, ale nie mogła.Proszę bardzo, dopadłeś mnie. Nie wiem kim jesteś, ale teraz już rozumiem, że to ty mnie ścigałeś i nie współpracowałeś z rzadną Ruffian. Nie mam ci nic do powiedzenia. Przejrzyj mój umysł. Nic tam nie znajdziesz. Ten o kogo ci chodzi zginął zanim zdążył mi coś przekazać. Ja tylko odciągnęłam cię od prawdy. Wróć do Toskanii, poszukaj wiadomości, albo skocz ze skały, osiągniesz to samo.Nawet jeśli zginę, moja śmierć ci nie pomoże.-Wygłaszając w myslach to przemówienie, musiałą naprawdę przekonać napastnika. Poczuła ostry ból w skroniach. Wróg przeszukiwał jej umysł. Ale nic nie znalazł. Porzucił jej ledwo żywe ciało. Z tego całego transu, który trwał raptem dziesięć minut wyrwała ją Sally, która obudziła swoją panią liźnięciem mokrego języka w wierzch dłoni. Atakowana z dwóch stron Amalia podniosła się z ziemi. Cicho zaklęła.Podobno żyjemy właśnie dlatego, że życie jest ciężkie-przemknęło jej przez myśl. I weszła w wir walki miotając zaklęciami. Teraz gdy odciągnęła wroga od prawdy, wypełniła misję jaką zlecił jej konający przyjaciej trzy lata temu, jej własne,życie było jej obojętne. Zrozumiała, że żyjemy nie dla siebie lecz dla innych.


A.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:49, 26 Sty 2011    Temat postu:

Kolejna bitwa? Cochise była zniesmaczona na samą myśl. Nie przepadała za walkami. Po awanturze na weselu Riny i Gilana zwłaszcza nie miała ochoty na walkę. Selvatico i Brolga wręcz przeciwnie. Obaj rwali się do boju. Husky gryzł wszystkich, a ogier sprzedawał kopniaki. Zeskoczyła z grzbietu gniadego alter reala i używając wielu różnych zaklęć powalała niezliczone ilości przeciwników. Walcząc przypadkiem zauważyła Ruffian opartą o drzewo, bladą jak ścianę. Co sił w nogach pobiegła do dziewczyny, przez cale pole bitwy, zabijając w między czasie wrogów, którzy się napatoczą.
- Ruff co się stało?
- Nic...
- Widzę, że mijasz się z prawdą.
- No dobrze, powiem tylko tyle. On wrócił.
- On? Czyli kto?
Ruffian nawet nie odpowiedziała, tylko wstała, dosiadła konia i odjechała w las.
Coś musi być nie tak. Przecież dla byle powodu by nie poszła. Dziewczyna bardzo chciała podążyć za nią, ale coś kazało jej nie iść. Po bitwie nikt nie zauważył nieobecności Aquy i jej pani. Mijały godziny, a Ruffian nie wracała. Czas dłużył jej się niemiłosiernie. Martwiła się. Wiedziała, że musi ją znaleźć. Ale nie sama. Wyszła z namiotu i szybko znalazła osobę której szukała.
- Serafiel, musisz mi pomóc.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Raqasha
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 04 Lis 2009
Posty: 1541
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Ś-wa
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 16:58, 30 Sty 2011    Temat postu:

Drużyna znajdowała się na obrzeżach jakiegoś lenna.
Przez te bitwy mam siniaki w miejscach, o których istnieniu nawet nie zdawał sobie sprawy Leonardo da Vinci. Tak brzmiały niezadowolone myśli Riny.
Podobno trwał postój, więc Rina postanowiła pozwiedzać okolicę. Niespodziewanie wpadła na jakąś starszą panią.
Eh, przecież stare torby nie wyrastają na dróżkach, ot tak - stwierdziła rozgoryczona.
Po chwili kobieta w podeszłym wieku wyciągnęła zza pazuchy cztery żywe kury i wrzuciła je do wora.
- Mam dla ciebie dziecko świeżutki drobik, jeszcze ciepły - odezwała się, podając je Rinie.
Dziękuję. Akurat znam się na skubaniu jak urząd skarbowy.
Trochę dziwne...
Odchodząc przyjrzała się jeszcze staruszce.
Powinna sobie przed wstrzyknięciem smalcu wybrać skwarki...
***
Wróciwszy do obozowiska przyrządziła potrawę z drobiu dla drużyny... konsekwencje wyjdą niebawem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 18:08, 30 Sty 2011    Temat postu:

Po walce i po kolacji, złożonej z drobiu, Nick siadł pod drzewem z Volatilem na głowie. Kilka gałęzi wyżej siedziało kilka ptaków. Drużyna rozmawiała, a mag i tak niewiele z tego rozumiał, no bo po co? No, ale Nick powoli wpadł w błogostan po tak obfitym posiłku. No, może nie był strasznie obfity, ale zawsze to coś.
Potem Volatil pofrunął na gałąź. Potem odrobinę wyżej, aż stanął obok reszty ptaków. Jednym okiem zerknął na Nicka, drugim na córkę przewodnika stada. Mag, dostrzegając łapczywe spojrzenia niektórych, nienajedzonych jeszcze członków grupy tylko nieznacznie kiwnął głową.
Cała grupa ptaków wzleciała w powietrze. Volatil w pamiątkę nie zostawił mu piórka, ale coś bardziej wewnętrznego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Nie 18:11, 30 Sty 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 18:25, 30 Sty 2011    Temat postu:

Drużyna pokonała ich. Kto to właściwie był? Chyba ludzie Bóstw. Actia zrozumiała to dość szybko. Bóstwa były przekonane o tym, że są od drużyny potężniejsze i że z łatwością ich pokonają. W sumie mieli rację. Jednak do tej pory drużyny z ich potyczek wychodziła obronną ręką. I najprawdopodobniej z tego powodu Bóstwa zaczęły się wściekać. Może wcześniej to wszystko traktowały, jak zabawę, lubili pognębić drużynę... I mimo tego, że drużyna była przez to zmęczona, poobijana i tak dalej, a Bóstwom praktycznie nic się nie działo, to wygrywali członkowie grupy. A dla Bóstw nie było to dobre. Koniec zabawy, czas wyeliminować tych irytujących szkodników - zapewne coś w tym rodzaju pomyśleli. Wtedy nikt by im nie przeszkadzał w zdobywaniu Fragmentów Posągu... O tak, byłoby o wiele łatwiej.
Ale drużyna wciąż była w grze. Pokonali tych ludzi na weselu, pokonali też tych żołnierzy, z którymi walczyli tutaj. Actię męczyła jedna sprawa. Czy przez chwilę, na polu walki, pojawiły się Bóstwa i ktoś z nich zaatakował Aragorna, czy może to jeden z podwładnych Bóstw? Jakiś mag? A może to kolejna iluzja?
Aragornem już się ktoś zaopiekował. A Rina przyrządziła potrawę z drobiu dla drużyny. Jacen uważnie patrzył na każdy jej ruch i dostąpił zaszczytu skosztowania jedzenia, jako pierwszy. Ale cóż to? Kilku członków drużyny tłoczy się wokół Cochise. Actia też tam podchodzi, z ciekawości. Ach, to chodzi o tego psa. Uch, został zabity. Ale cóż się dziwić? To naprawdę idiotyczne, wysyłać jakiegoś psa do walki z wyszkolonymi żołnierzami. Actia kręci głową z niedowierzaniem. Co Cochise się wtedy stało, że myślała, że jej pies będzie miał szanse. Idiotyzm!
Actia odchodzi o Cochise, która teraz cierpi po stracie swojego pupila, i zmierza do Riny i swojego brata. Jacen zachowuje się dziwnie. Śmieje się, jak szaleniec i coś krzyczy, jakieś niezrozumiałe słowa. Actia biegnie do brata. Co się stało?! To nie wygłupy, Jacen czasem zachowuje się dziwnie, ale tym razem to nie z jego winy. Kiedy znalazła się koło brata, ten upadł na ziemię i zaczął się trząść.
- Co się stało?! - krzyknęła Actia, klękając przy Jackiem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Nie 21:26, 30 Sty 2011    Temat postu:

Gdy tylko jego wzrok wrócił do normalności dostrzegł towarzyszy biegnących w jakimś kierunku. Ruszył za nimi by po chwili ujrzeć potyczkę między jakimiś magami a okolicznymi druidami. Czuł silne pole magiczne otaczające pole walki, dało się wyczuć obecność bóstw a ściślej mówiąc, ich mocy. Castagiro wyciągnął miecz i ostrze na ręce i chciał ruszyć do walki. Nie zrobił tego stał z obnażonym mieczem i ostrzem lekko chwiejąc się. Wzrok zrobił mu się mętny, klejnot znów świecił jaskrawym światłem. Po metalu przebiegały wyładowania elektryczne. Nagle jego jedyne oko znów zrobiło się normalne. Czoło lekko zmarszczyło się a na twarzy pojawił się uśmiech. Odsunął się lekko w cień i obserwował czy nikt go nie widzi. Na szczęście wszyscy byli zajęci walką i żaden z towarzyszy nie dostrzegł, że Svart nie bierze w niej udziału.

Gdy już było po walce szybko podbiegł do jednego z trupów i ukradkiem wbił w niego miecz oraz wykonał cięcie. Zarówno mieczem jak i ostrzem. Podszedł do towarzyszy i wytarł broń o innego trupa.
Nie odzywał się wcale. Po metalowej części jego ciała nadal przebiegały iskry jednak już z mniejszą częstotliwością.

Przy kolacji zaś jadł to co sam upolował. W pewnym momencie Jacen dostał drgawek. Przyglądał mu się z zaciekawieniem. Znów się pojawił uśmiech, tym razem lekki, prawie niezauważalny w mroku wieczoru.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Jenny
Porwany przez Skandian


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 1059
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 7 razy
Ostrzeżeń: 3/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 21:46, 30 Sty 2011    Temat postu:

Kiedy Jacen dostał ataku, Megan siedziała przy Aragornie. Jej ukochany rąbnął w pień drzewa. Bała się, że coś mu się stało, dlatego co chwila pytała jak się czuje, czy ją widzi, jak ma na imię i różne inne rzeczy, żeby się upewnić, że wszystko z nim w porządku.
W pewnym momencie zaburczało jej w brzuchu. Dawno nic nie jadła.
I zaraz potem rozległ się zapach jakiejś potrawki. To Rina stała przy garnku i gotowała coś z kurczaka. A Jacen miał tego spróbować jako pierwszy.

Przeprosiła Aragorna i szybko podbiegła do brata Actii.
-O Boże! Co się stało?!-zapytała.
- Nie wiem - odpowiedział ktoś. - Po prostu wziął to do ust i trach. Zaczął świrować, a później upadł.
Megan zaczęła szukać jakiś ziół, by uleczyć towarzysza, ale znów ktoś się odezwał:
- Nie ma sensu. Zioła i mikstury tutaj nie pomogą.
Skierowała swój wzrok pełen bólu, żalu i strachu na Jacena.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Mihex
Podpalacz mostów


Dołączył: 25 Gru 2009
Posty: 788
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 13 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Czw 20:29, 03 Lut 2011    Temat postu:

Urius szybko ruszył za drużyną, która pognała w stronę lasu. Szybko przed jego oczami ukazało się pole bitwy, ktoś kto przypominał bóstwa, wraz z żołnierzami, którzy zaatakowali ich wcześniej, atakował grupkę druidów. Z dużą szybkością wpadł na koniu w tłum wrogów powalając ich konną szarżą oraz cięciami mieczem. Po pewnym czasie było po bitwie. Drużyna rozbiła obóz. Wszyscy zajęli się swoimi sprawami, jedni zaczęli trenować, ktoś zaczął przygotowywać kury, które miały być jedzeniem dla drużyny, część grupy zebrała się w jedno miejsce. Urius zaciekawiony podszedł i zobaczył Cochise i leżącego obok niej szczeniaka.
Oj... Biedny pies, ale nie miał szans w starciu z uzbrojonym człowiekiem, a już na pewno z żołnierzem. Właśnie wtedy Gilcia podała kurczaki, pierwszy próbował Jacen, a zaraz za nim kilka innych osób, w tym Urius. Ale za chwilę Jacen padł na ziemię. Usłyszał rozmowę paru osób:
-O Boże! Co się stało?! - Powiedziała Megan
- Nie wiem - odpowiedział ktoś. - Po prostu wziął to do ust i trach. Zaczął świrować, a później upadł.
Urius słysząc to zbladł lekko
- O chol*ra...- Powiedział odrzucając kawałek kurczaka, który trzymał w ręce, na jego szczęście nie zjadł dużo, ale mimo to po chwili poczuł się słabiej, zaczął blednąć. Powoli osunął się na ziemię opierając plecy o jakiś kamień, powoli tracąc przytomność, wtedy poczuł dziwne wibracje połączone z lekkim pieczeniem, które czasami odczuwał, ale tylko wtedy gdy był ciężko ranny, spojrzał na miejsce skąd pochodziło to uczucie, zobaczył, że jego naszyjnik świeci się jasnym światłem, dodając mu sił, dzięki czemu słabł o wiele wolniej, ciągle utrzymując przytomność. Miał ochotę zemdleć, aby to okropne uczucie jakie pojawiło się po zatruciu zniknęło, ale wiedział, że zaśnięcie nie byłoby dobrym wyjściem, z całej siły walczył, aby utrzymać się całkowicie świadomym, niestety nie szło mu to zupełnie dobrze. Czuł się strasznie osłabiony, leżąc praktycznie bezwładnie patrzył jak drużyna krząta się po obozowisku próbując pomóc Jacenowi, który był w opłakanym stanie. On sam leżał nie zwracając niczyjej uwagi.


A.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mihex dnia Czw 20:30, 03 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Adirael
Podpalacz mostów


Dołączył: 24 Paź 2009
Posty: 990
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 1/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 19:00, 04 Lut 2011    Temat postu:

Serafiel pozostawał milczący, odkąd opuścili wesele Riny i Gilana. Jak zwykle miał wiele spraw do przemyślenia. Zdobyli kolejny Fragment Posążku Tytana. Czyli byli o krok bliżej końca ich przygody. Ale nie chodziło mu o misję. Zastanawiał się raczej, co będzie robił po powrocie do domu. Oczywistym było, że przejmie obowiązki swojego ojca, obiecał mu to przecież. A i trzeba przyznać, że od dawna marzyła mu się ta posada. Dowodzić książęcymi wojskami, ale będzie zabawa. Już on będzie potrafił podnieść morale swoich żołnierzy. Kropelka whisky od czasu do czasu nie zaszkodzi. Dobrze, że jego ojciec sporządził sobie całkiem sporawą winniczkę. W razie czego będzie czym ugościć księcia i jego rodzinę. Chociaż... ta rodzina niezbyt pasuje Serafielowi. Książę Veliteru miał syna, czyli mógł przedłużyć ciągłość swojej dynastii. A młody Arturion już od dawna ma chrapkę na tron swojej ojczyzny. Podobnie jak jego ojciec, dziadek i pradziadek, którego ojciec utracił władzę, od lat spoczywającą w rękach Ezekielów. A teraz wszelkimi siłami starają się ją odzyskać. I Serafiel postanowił sobie, że to on przywróci swojej rodzinie dawną świetność. I dokona tego, musi. Te epickie i bohaterskie rozmyślania przerwał mu Castagiro, który zwalił się z konia. Co on? Jeździć nie umie? Jakiś czas później zaczął się wykręcać jakąś wymyśloną historyjką. Serafiel oczywiście tego nie słuchał, ale po chwili zauważył, że wszyscy niesamowicie się tym przejęli i zaczęli o coś go tam wypytywać. Tym razem młody Veliterańczyk szczerze się tym zainteresował.
- Mógłbyś powtórzyć swoją historię, dzielny Svarcie? Zawiał mocny wiatr i niestety nie dane mi było jej usłyszeć. - powiedział rycerz.
Ale to nie poskutkowało. Jego słowa przemknęły niezauważone wśród potoku słów innych członków drużyny. No i na dodatek znów zawiał boczny wiatr i tyle było z jego pytania. Nie powtórzył go. Aż tak go to nie ciekawiło. Odjechał w swoją stronę. Później zaczęła się jakaś walka. Serafiel nie angażował się w niej na swoim zwykłym poziomie. Od czasu do czasu wykonał pchnięcie albo cięcie, natychmiast pozbawiając życia przeciwników. Po jakimś czasie reszta dokończyła dzieło zniszczenia i wybiła do nogi wszystkich napastników. Hmm, chociaż może nie do nogi. Na pewno ktoś uciekł z pola bitwy. Tchórze. Veliterańczyk wytarł broń o kaftan jednego z poległych napastników i schował go do pochwy na plecach. Cóż, w tej walce działał jak asasyn, nie potrzebował obu mieczy. Liczyły się tylko precyzyjne ciosy, nic więcej. W pewnym momencie zauważył, że drużyna zebrała się w jednym miejscu. Jak zwykle Serafiel nie wiedział, o co chodzi, więc zbliżył się do nich, żeby wyjaśnić sobie tę kwestię. Na miejscu znalazł martwe cielsko psiaka. Chyba należał do Cochise, o ile go pamięć nie myliła. Nawet jemu zrobiło się przykro na ten widok. Przypomniał mu Nitaela. On też zginął w walce. Mimo wyraźnego zakazu. Serafiel zastanawiał się przez chwilę, czy Cochise sama posłała tego psiaka do walki. Chwilę później przeraził się czegoś innego. Po śmierci Nitaela od przedsięwziął zemstę na jego oprawcach. Ale nie chciał, żeby Cochise poszła w jego ślady. Mogłoby się jej przecież coś stać. Właśnie w tej chwili Serafiel stawał się miękki. Coś niebywałego. Przejmował się kimś, kogo znał od kilku dni. Nawet w rodzinie nie przejawiał podobnych sentymentów. No dobra, miał przejść na tę dobrą ścieżkę. Ale bez przesady. Trącił więc łokciem Cochise.
- Chciałaś, żebym ci w czymś pomógł. Mów śmiało. W końcu jesteśmy przyjaciółmi, nie? - powiedział, choć nie miał pojęcia, po co wtrącił to ostatnie zdanie. Równie dobrze mogło się obejść bez niego.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Adirael dnia Pią 20:02, 04 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nefra
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 445
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 21:00, 04 Lut 2011    Temat postu:

Arnara na szczęście nie zjadła zatrutego kurczaka, nie była głodna. Ciekawiło ją tylko, co stało się Jacenowi. Jednak krzątało się wśród niego zbyt wiele osób, ni byłaby w stanie nawet do niego podejść.
Poza tym, coś ją od pewnego czasu dręczyło. Miała już dość ciągłej walki, bez przerwy się coś działo, a przez ostatnie dni mdlała co druga osoba. Zastanawiała się, czy przetrwają do końca. Ale z tym właśnie wiązała się misja- z ryzykiem, poświęceniem i... oddaniem. Więc musi zaczekać do końca i zobaczyć. Potem odejdzie. Będzie jej brakować tego życia, ale... Tak już zostało ustalone, nie mogła tego zmienić. Z jednej strony też nie chciała.
Co robić? Pod koniec misji wszyscy się rozejdą, a co z nią? Tak, jest ta jedna możliwość. Ale nie wiedziała, czy chce zrezygnować z tego życia, z życia pełnego ryzyka, rozpaczy, uczuć i smutku... Ale także szczęścia. Życia pełnego emocji, wiążące się z tym wspomnienia... Nie, nie może odejść. Pomimo wszelkiego cierpienia, kochała to życie, bo czymże byłoby życie bez utrudnień?
W najbliższym czasie musi się spotkać z Nele, o ile nie zginie. Musi odwiedzić rodzinę i pożegnać się z drużyną. Ale jeszcze nie teraz.

Nagle usłyszała krzyk i gdy się otrząsnęła z zamyślenia, ujrzała Uriusa leżącego na ziemi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Actia
Moderator


Dołączył: 12 Gru 2009
Posty: 1075
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 9 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pią 23:47, 04 Lut 2011    Temat postu:

Otworzył oczy. Coś się działo, coś złego. Ktoś go gonił, chciał go zabić, a on, Jacen, musiał uciekać. Udało się. Ledwo, ale się udało. Jacen żyje. Ale czy na pewno?
Dopiero teraz chłopak rozejrzał się. Pustka. I biel. Nad nim, pod nim, wokół – biel. Wszędzie była biel. Nie taka sama, jak wtedy, gdy błysnęło. Nie, ta biel nie oślepiała, nie niepokoiła, a uspokajała. A właściwie to kiedy pojawił się ten oślepiający błysk? Czy w ogóle się pojawił? A może Jacenowi tylko coś się wydawało.
Chłopak wstał. Jeszcze przed chwilą wydawało mu się to niemożliwe, przecież tutaj nawet nie było wiadome, gdzie jest ziemia a niebo czy podłoga a sufit… Nic, po prostu pustka. Ale kiedy już wstał, zdawało mu się to, jak najbardziej naturalne. I zaczął iść przed siebie. A potem skręcił w lewo.
– O ile to coś można jeszcze kierunkiem lewo – powiedział do siebie. – Bo tutaj wszystko jest jedną wielką pustką.
Szedł. Nie wiedział, jak długo. I gdzie nie spojrzał, otaczało go to samo. Pustka. I biel. Ale w końcu spotkała go jakaś odmiana. Zobaczył mężczyznę. Wydawał się być sporo starszym od Jacena. Nieznajomy miał jasne włosy i niebieskie oczy, był dobrze zbudowany. Jacen ucieszył się, że spotkał kogoś i szybko podszedł do tamtego mężczyzny. Chciał coś powiedzieć, ale nieznajomy odezwał się pierwszy.
– Trzeba odrzucić porywczość, a spokój przyjąć.
Jacen cofnął się o krok. Spojrzał ze zdziwieniem na mężczyznę i przeczesał włosy palcami.
– Słucham? – zapytał.
– Uniknąć trzeba pośpiechu dziecka. Zaradzić coś na to musisz. Jeśli potężnymi być chcecie, wskazówkami kierować się musicie, siłą mięśni nic nie uczynicie.
– Fantastycznie! – warknął Jacen. – Znajduję się w jakimś dziwacznym miejscu, otacza mnie zewsząd jakaś cholerna biel, a jedynym gościem, którego spotykam jest jakiś dziwak, która mówi jakby się nawdychał mięty! Rany, ja nawet nie wiem, czy nie jestem trupem!
– Daruj sobie te uwagi i racz słuchać, co ma orzeł do powiedzenia sikorce. Między śmiercią a życiem się znajdujesz. Abyś mógł powrócić na ziemię, musimy zawrzeć umowę. Słuchaj uważnie tego, co mówię tego, co mówię teraz i zapamiętaj to, co mówiłem wcześniej.
– O tak, wielki panie. Wybacz mi, że nie klęczę przed tobą. Bo cóż to, ja! Ja, Jacen Vitus, marny robal, zamiast kłaniać się tobie, przemawia do ciebie? Powinieneś mnie za to ukarać. I za moje następne pytanie także. Kim ty w ogóle jesteś?
– Kimś, kto może wam pomóc.
– Jakim wam?! Jestem tu tylko ja, nikt więcej. A może aż ja. Ale załóżmy, że chcesz mi pomóc. W jaki sposób?
– Nierówną walkę toczycie. Wysokie istoty parają się nie walką tylko, lecz i z umysłu korzystają.
– Jestem od ciebie wyższy. Ale to fakt, inni jak walczą, to w ogóle nie myślą. Znałem kiedyś takiego jednego gościa, maga zresztą…
– By wygrać potrzebujecie sojuszników – ciągnął mężczyzna, nie zwracając uwagi na Jacena. – Ale na początku musicie udowodnić, że na nich zasługujecie.



Nefra, wielkie dzięki za pomoc. (;


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pawel2952
Strzelec do tarczy


Dołączył: 11 Sty 2010
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 58 razy
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Sob 22:47, 05 Lut 2011    Temat postu:

Rycerzowi nie było pisane by brać udział w starciu. W czasie szarży na wroga potężna siła rzuciła nim o drzewo. Rycerz jeszcze przez chwilę widział cienie jednak po paru sekundach zapadła zupełna ciemność. Nagle poczuł, że spada. Spadał tak kilka chwil aż w końcu uderzył o ziemię...
Przez jego ciało przeszedł dreszcz, tak jakby uderzył o ziemię naprawdę. Otworzył oczy. Dookoła było bardzo jasno. Było to światło słoneczne wpadające do wielkiej komnaty. Rycerz siedział w łóżku. Po jego czole spływały kropelki potu. Aragorn wciąż ciężko oddychał. Rozejrzał się dokładnie. Nie było trudno się domyślić że znajduje się w zamku. W zamku który doskonale znał. Przecież to jego pokój! Rycerz odetchnął z ulgą. To wszystko było tylko złym snem. Pośpiesznie zwlekł się z łóżka i wyjrzał przez okno. Słońce było już wysoko. Musiał długo spać. Po dziedzińcu krzątało się wielu ludzi. Wyglądali na szczęśliwych i pogodnych. Każdy witał się miłymi słowami, które dochodziły echem do zamkowej komnaty. Niektórzy popatrzyli się na rycerza z lekkim uśmiechem. Dopiero wtedy zdał sobię sprawę, że wychyla się z okna od dłuższego czasu ubrany zaledwie w śnieżnobiałą piżamę. Wtedy też usłyszał skrzypnięcie wielkich mosiężnych drzwi.
-Widzę, że wstałeś. Powinieneś więcej odpoczywać po tym co przeszedłeś. Jednak wyglądasz już na zdrowego.
W drzwiach stała wysoka dziewczyna. Miała piękne brązowe, kręcone włosy. Ubrana była w śnieżno-różową suknię. Wciąż się uśmiechała do rycerza.
Na twarzy rycerza pojawił się szeroki uśmiech.
E-Eleonora?! To ty? - Rycerz sam nie mógł uwierzyć kogo widzi.
Podbiegł by ją uściskać. Bardzo długo się nie widzieli.
- Zaczekaj...- Powstrzymała rycerza - Przyniosłam ci śniadanie, chyba nie chcesz jeść z podłogi jeśli je wywrócisz.
Młoda dziewczyna rzeczywiście trzymała srebrną tacę z jedzeniem. Rycerzowi zrobiło się głupio, że popełnił taką niestosowana gafę.
Zabrał tacę i odłożył ją na stole po drugiej stronie pokoju.
-Teraz możesz mnie uściskać- Powiedziała Eleonora nie mogąc przestać się śmiać - Nie martw się, zawsze byłeś niezdarny jeśli chodzi o zamkową etykietę! - Teraz nie mogła się powstrzymać by nie wybuchnąć śmiechem.
Tak właściwie to co się stało? - Zapytał rycerz nie mogąc dalej trwać w oczekiwaniu -Mówiłaś chyba że zachorowałem...
Na twarzy dziewczyny pojawił się nagle smutek. Trwała chwilę w milczeniu. Zastanawiała się czy powinna mu o wszystkim mówić od razu. A jeśli nie to od czego powinna zacząć.
-Więc widzisz... Bitwa pod Armor Creek w której brałeś udział... Królestwo Gondoru jak zapewne pamiętasz musiało odeprzeć atak barbarzyńskich plemion rządnych złota i kamieni szlachetnych. Król wraz z twoim ojcem jako zaufanym dowódcą zaplanowali obronę Twierdzy w Armor Creek. Walki trwały kilkanaście dni. Zebrano tam większość wojska z okolicy. Mimo zakazu ojca, zabrałeś swoją gwardię przyboczną by ostrzec ludzi w północnej wiosce, których zapewne czekała by niechybna śmierć. Niestety na drodze powrotnej do zamku wpadliście na jeden z oddziałów barbarzyńców ze wschodu... Rozgorzała walka... Wróg był zbyt liczny. Zostaliście otoczeni a ty zostałeś ranny. Lionel, twój zastępca doprowadził cię ledwo żywego. Sam również był w tragicznym stanie jednak żądał aby tobą zajęto się pierwszym. Dopiero wtedy pozwolił aby lekarze się nim zajeli.
-Poczciwy Lionel...- Rzekł z uznaniem, jednak bał się odpowiedzi na pytanie jakie miał zaraz zadać - Czy... Czy przeżył?
-Żyje i ma się dobrze - Powiedziała z uśmiechem Eleonora - Wstał kilka godzin temu. Wcześniej niż ty... - Powiedziała z naciskiem na ostatnie słowa.
Aragorn lekko się uśmiechnął.
Pójdę go odwiedzić! Zaraz po śniadaniu. Jednak ciekawi mnie jeszcze jedna rzecz. - Popatrzył tym samym na bandaże, które wyglądały spod białego nakrycia. - Kto opatrzył mi rany?
Dziewczyna się lekko zarumieniła. Włożyła wiele pracy aby wykonac wszystko należycie. Nie chciała aby godziny nauki u Eldera, nadwornego lekarza spełzły na niczym.
-To tajemnica...- Powiedziała z lekkim uśmiechem
Aragron odpowiedział tym samym. Widział, że ona się tym zajęła.
-A co z ojcem? - Dopytywał się dalej rycerz.
-Wciąż jest w Armor Creek, tylko ciebie przywieziono tutaj. Uznali, że tam jest zbyt niebiezpiecznie bys doszedł do zdrowia.
Dziewczyna o brązowych włosach zmierzała już ku wyjściu by dać mu odpocząć.
- Dziękuję.... siostrzyczko - Powiedział rycerz akcentując ostatnie słowo. -Naprawdę się juz za Tobą stęskniłem...
Eleonora odwróciła się powoli.
-Ja też... Ja też.-
Będąc już niewidoczna dla brata, schowana za drzwiami, odetchnęła z ulgą. Pamiętała jak jeszcze kilka dni temu walczył o życie i nikt nie dawał mu szans by mógł wyjść z tego cało.
Rycerz usiadł do śniadania. Dania ich zamkowego kucharza były wyborne. Dzisiejszy dzień zapowidał się wspaniale. Lekkim krokiem wyszedł z komnaty, powitał z uśmiechem napotkanych strażników i udał się do Lionela.
Gdy tylko wpadł do jego komnaty głośno i z powagą rzucił
-Czy to ładnie, gdy oficer przesiaduje tak w swojej komnacie, kiedy dowódca jest już na nogach gotów do działania? - powiedział z pełną powagą zachowując kamienną twarz.
Lionel wciąż siedział na swoim łóżku spoglądając na dowódcę.
-Czy to ładnie by w zamku wchodzić bez pukania?
Na twarzach obydwu przyjaciół pojawił się uśmiech. Mocno się uściskali i popatrzyli na siebie.
-Aragornie jak się czujesz? Aragornie! - Głos Lionela wydawał się dziwnie znajomy, jednak nie był to głos jego przyjaciela. Był to głos kobiecy...
Wciąż się powtarzał. Rycerz patrzył na to w osłupieniu. Za chwilę zapadł mrok...

Rycerz poczuł mocniejsze szarpnięcie. Zaraz kolejne. Powoli otworzył oczy. Zobaczył twarz pięknej dziewczyny pochylonej nad nim, która próbowała wszelkimi środkami go ocucić.
-Co się stało? - Zapytał lekko zdezorientowany, masyjąc jednocześnie obolałą głowę.
Nie doszeł jeszcze w pełni do siebie. Ciągle szumiało mu w uszach. Raz nie słyszął na jedno ucho, innym razem na drugie. Jednak w krótkiem czasie Megan streściła mu całe zdarzenie. Rycerz zaczął się do niej uśmiechać. Przytulił isę do niej szepcząc do ucha:
-Dobrze, że jesteś...-
Wtedy też coś stało się z Jacenem. Aragorn wciąż nie mógł się jeszcze poruszyć. Oparł się o drzewo i obserwował wszystko z daleka. Zaraz pobiegła tam Megan.
Aragorn przypomniał sobie co mu się śniło. Starał się zapamiętać coraz więcej szczegółów.
-Eleonora? Lionel?- Powtarzał sobie po cichu. -Armor Creek... Pamiętam! To było 5 lat temu! Zdarzyło się naprawdę. Byłem ranny, Lionel mnie uratował. Ale dlaczego teraz mi się to śniło?
Odłożył te wszystkie pytania na później. Przeszłość zaczęła o siebie przypominać. Nie był pewien co to oznacza, jednak bardzo możliwe że będzie musiał wyruszyć w podróż. Bardzo długą podróż. Jego myśli były poplątane. Musiał wybierać, która misja jest ważniejsza. Jego ojczyzna może być zagrożona, może i już jest pod jarzmem wroga, jednak jeśli się myli a sen nic nie znaczy, pozostawiając towarzyszy może doprowadzić do innej tragedii... Tak bardzo chciał by ktoś mu pomógł w tej decyzji.. wyręczył.. ulżył.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez pawel2952 dnia Sob 22:48, 05 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Cochise
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 109
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 11:42, 06 Lut 2011    Temat postu:

- Chodzi o Ruffian, wydaje mi się, że ktoś powinien ją śledzić. Ten czarnoksiężnik, który wcześniej ją opętał chyba zamierza to powtórzyć. A ona nie jest byle kim i mogłaby nam przeszkodzić. Sama nie dam sobie rady, więc może... pójdziesz ze mną? Przy okazji trzeba będzie chyba siłą ją tu przyciągnąć. Po dobroci raczej nie przyjdzie.
Czekając na odpowiedź Serafiela, do jej głowy wróciła myśl o śmierci Selvatico. Wcześniej starała się nie płakać, ale już coraz bardziej nie potrafiła się powstrzymać. W pewnym momencie po prostu wybuchła płaczem, licząc, że jak się wypłacze to chodź trochę jej przejdzie. Za śmierć biednego psa winiła siebie, przecież mogła go mocniej przywiązać. Nie potrafiła winić nikogo po za sobą.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Nie 23:08, 06 Lut 2011    Temat postu:

Gdy nastała walka, Niobe się przestraszyła. Znowu?! Ile można?! Po chwili wzięła się jednak w garść. Spojrzała na któregoś z przeciwników - na szczęście był zwykłym człowiekiem - i udało jej się go zahipnotyzować. Rozkazała mu walczyć ze swoimi. Przez krótki czas to nawet dawało rezultat, ale później ktoś uderzył dziewczynę w tył głowy i, zamroczona, upadła, a mężczyzna uwolniony spod jej wpływu powrócił do siebie.
Zobaczył, co mu zrobiła i wściekły już miał zrobić jej krzywdę, gdy ktoś go zaatakował i odwrócił jego uwagę.
Gdyby nie to, byłoby już po czarodziejce.
Wydawało się, że sporo czasu minęło, gdy podniosła się z ziemi. Walka dobiegała końca - Drużyna przegnała intruzów.

***

Później, gdy Drużyna odpoczywała, nagle znów coś się stało. Rina przygotowała obiad, ale najwyraźniej coś w nim było, bo Jacen nagle straszliwie się rozchorował. Zaczął krzyczeć, później upadł.
Upadł również Urius, ale nikt tego nie zauważył, bo zrobił to mniej szumnie. Niobe po chwili zorientowała się, co się święci, podbiegła do niego i próbowała go ocucić. Niestety, jej wysiłki spełzały na niczym. Urius powoli odpływał, tak jak Jacen. Nie wiedziała co robić. Zaczęła płakać z bezsilnej złości.
Dlaczego mnie nic nie wychodzi?!
Zaprzestała wysiłków. Mogła tylko krzyknąć w przestrzeń:
-Co teraz?! Ktoś wie, co to za świństwo?!
Trzymajcie się, chłopaki...- dodała w myślach.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Castagiro
Emerytowany zwiadowca


Dołączył: 01 Kwi 2010
Posty: 1322
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 12 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pon 18:18, 07 Lut 2011    Temat postu:

Dopiero po chwili zorientował się, że Urius również padł. Castagiro nadal siedział i pochłaniał mięso z królika, którego sam zdołał upolować. Twarz miał schowaną pod kapturem toteż nikt nie był w stanie dostrzec uśmiechu na jego twarzy. Obserwował Jacena kończąc obgryzanie kostek z mięsa. Oblizał palce, wytarł je o dół płaszcza i wstał. Rozejrzał się szybko po okolicy i podszedł do nieprzytomnego. Przypatrywał mu się chwilę.
- To nie jest zwykła śpiączka, jego umysł jest teraz daleko od nas. Czuję przepływ obcej mocy przez jego ciało. Najprawdopodobniej coś albo ktoś ukradkiem "doprawiło" jedzenie by któregoś z nas gdzieś ściągnąć. - znów się rozejrzał po okolicy - Są dwa sposoby na obudzenie go. Samemu, w momencie gdy ten ktoś odeśle go z powrotem, lub przy pomocy zioła, Nauctis Apharis. Wątpie jednak byśmy w okolicy znaleźli ową roślinę, nawet na targu. - skończywszy wywód wrócił na miejsce gdzie jadł i siadł prostując nogi oraz opierając się rękoma o ziemię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Castagiro dnia Pon 18:18, 07 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Rexus Maximus
Zabójca dzika i kalkara


Dołączył: 31 Paź 2010
Posty: 713
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: Polska, Lubelskie, Hubinek
Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Śro 18:44, 09 Lut 2011    Temat postu:

Nick chwilę pokręcił głową. Przy Jacenie stała już wystarczająca grupka osób. Aż dziw, że ta biedna chłopaczyna ma jeszcze trochę tlenu. Za to Urius miał go aż nadto. Nick podszedł do niego, na wszelki wypadek rozejrzał się za jakąś deseczką. W końcu upatrzył sobie jedną, zostawioną przez kogoś, który rąbał drwa na ognicho.
Puls rycerza był podwyższony. Około stu siedemdziesięciu uderzeń na minutę, kiedy średnia to jakieś osiemdziesiąt lub dziewięćdziesiąt. Aż dziw, że jeszcze żyje.
Obok niego siedziała Niobe. Cuciła go, ale natychmiast zabrała rękę z jego twarzy gdy powoli na usta Uriusa zaczęła występować piana. Sączyła się bardzo powoli. Gałki oczne rycerza ruszały się pod powiekami z zawrotną prędkością. Mag otarł pianę skrajem szaty, mając w zasięgu ręku deseczkę - zestaw na wypadek "opętania przez diabła". W końcu epilepsja dopadła rycerza. Nick rozwarł jego szczęki i włożył drewienko. Przez myśl przeleciały mu wszystkie niecenzuralne słowa wszystkich języków, te zaczynające się na k..., i te na inne litery. Sytuacja chyba była ku temu odpowiednia. Nick wyjął fiolkę lodowatej wody ze źródeł Kilemaras. Ta woda była czysta, a do miała temperaturę minus pięciu stopni. Uroki magii. Wylał wodę na rozpalone czoło rycerza. W końcu sytuacja się uspokoiła. Castagiro coś powiedział i usiadł pod drzewem. Nauctis Apharis... hmm... nie miał. I tak by się zdziwił, gdyby miał. Kraj Temudżeinów to dziki kraj, idąc tokiem myślenia jednego z teutońskich polityków.
Nick usiadł pod drzewem, sięgając po łyk wody z własnego bukłaka, co jakiś czas zerkając na rycerza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Rexus Maximus dnia Śro 19:11, 09 Lut 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Pedantka
Podrzucacz królików


Dołączył: 27 Wrz 2010
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kalisz
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Śro 22:03, 09 Lut 2011    Temat postu:

W jednym momencie wydarzyły się dwie rzeczy: stan Uriusa się pogorszył - wojownik dostał gorączki i zaczął toczyć pianę i Nick się nim zainteresował. Niobe ufała, że mag wie, co robi, i odsunęła się kawałek.
Nick tymczasem wlał coś do ust biedaka i czekał na efekt, siedząc pod drzewem. Po chwili gorączka spadła, a oczy Uriusa uspokoiły się, wciąż jednak był chory.
Dziewczyna usiadła obok Nicka. Mogli tylko czekać, o ile czarownik czegoś jeszcze nie wymyśli...

Siedzieli tak, gdy Urius znów dostał drgawek. Najwidoczniej choroba ponownie się obudziła. Nick znów chciał spróbować z tą wodą, ale Niobe wstrzymała go, mówiąc:
-Poczekaj chwilę.
Już dobrą chwilę temu przyszedł jej do głowy pewien pomysł. Bała się trochę, czy to nie będzie niebezpieczne, ale w sumie - czy mogło być jeszcze gorzej?
Powiedziała więc jeszcze tylko do kolegi:
-Nie zwracaj uwagi, gdybym mówiła jakieś głupoty - i zawołała Moc.
Wpierw nic się nie działo, ale potem poczuła przepływ energii. Spojrzała choremu wojownikowi w oczy i skupiła się. Świat wokół niej się rozmazał.
Właściwie, gdy próbowała hipnozy, za każdym razem ocierała się o umysły innych. Teraz chciała wejść do umysłu Uriusa i wyciągnąć go z matni. Powinno się udać - przynajmniej hipotetycznie. Nie podejrzewała, żeby wojownik miał się bronić - organizm zużywał chwilowo energię na walkę z trucizną.
Niobe otworzyła oczy. Dookoła niej była Przestrzeń, wypełniona powiewami myśli. Ale coś było nie w porządku...
Znienacka ktoś złapał dziewczynę w kleszczowy uścisk. Jeden straszny moment nie mogła nic zrobić, ale w końcu wyswobodziła się i z kolei zaatakowała przeciwnika.
Siłowali się. To przypomniało jej walkę z Czarnym Czarownikiem w Seacliff. Co prawda tutaj przeciwnikiem nie był człowiek...
To coś na chwilę przełamało jej opór. Znów nie mogła nic zrobić... Zawiedzie, i sama umrze, no bo nie można przecież żyć bez umysłu...
Udało jej się jednak opędzić od tej myśli i wpadła na pewien plan.
Podstępnie udała, że jej siły się kończą. Truciciel osłabił więc na chwilę atak, by oszczędzić siły i wtedy Niobe zaatakowała ze zdwojoną siłą.
"Coś" słabło i ustępowało. W końcu wydawało się, że znikło zupełnie, a umysł Uriusa się przejaśnił. Czarodziejka wycofała się zatem.
Gdy otworzyła oczy zobaczyła Nicka, wpatrującego się w nią intensywnie.
Chory wyglądał dużo lepiej, ale nie była pewna, czy całkiem wyzdrowiał.
Była zmordowana i wyczerpana. Zdążyła tylko lekko się uśmiechnąć i legnęła na trawie, odpłynąwszy w niebyt.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sandy
Podrzucacz królików


Dołączył: 13 Sie 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia
Płeć: Kobieta

PostWysłany: Pon 11:13, 14 Lut 2011    Temat postu:

Ruffian jechała bardzo długo, liczyła, że im dalej odjedzie tym później on ją znajdzie. To był głupi pomysł. Mogła zostać z resztą drużyny. Przecież nie rzuciłby się na nią kiedy była otoczona masą ludzi nie? Podczas postoju, kiedy puściła klacz luzem, ta gdzieś się zapodziała. Dziewczyna nie miała ochoty jej teraz szukać, więc tylko oparła się o drzewo. Po kilku godzinach koń wrócił, cały szczęśliwy. Ciekawe co zbroiła tym razem. Oporządziła kasztankę i ruszyła w dalszą drogę. Po jakimś czasie, musiała niechętnie stwierdzić iż zgubiła drogę. Nie zauważyła nawet, że kieruje się w stronę gdzie jest drużyna. W pewnym momencie tuż przed nią i wierzchowcem uderzył piorun. Rumak spłoszył się, zrzucając z grzbietu Ruffian i uciekł daleko w las. Dziewczyna uderzyła się głową w kamień i nie miała siły, ani ochoty, żeby podnieść się z ziemi. Leżała tak i leżała, aż z krzaków wyłoniła się postać w kapturze. O, nie! Zbliżała się powoli i śmiała szyderczo.
- Myślisz, że tym razem mi uciekniesz? - odezwał się nieprzyjemny, szorstki głos.
Ruffian milczała, jedno słowo wypowiedziane przez nią tylko pogorszyłoby sprawę.
- Teraz zginiesz tak naprawdę. No chyba, że się do mnie przyłączysz. Daje Ci ostatnią szansę.
- Śmierć jest lepsza niż kolejna współpraca z Tobą.
- Skoro wolisz śmierć to proszę.
Mężczyzna wyjął miecz i próbował zabić dziewczynę. Ta jednak nie poddała się i dzielnie walczyła, aż ktoś zaszedł ją od tyłu i wbił miecz w plecy. Odwróciła się. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Był to jej stary przyjaciel. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo jej oczy spowiła ciemność. Umarła.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
killerafi95
Niechciany przez mistrzów


Dołączył: 02 Paź 2010
Posty: 102
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 3/3

Płeć: Mężczyzna

PostWysłany: Pią 13:30, 18 Lut 2011    Temat postu:

Orin zaklął szpetnie rozpoznając objawy u Jacena i Uriusa. Przemyślał to, co powiedział Castagiro. Nie zgodził się z nim. Postanowił zrobić coś, czego nie robił od dawna, ponieważ bał się ujawnić.
- No cóż, albo oboje umrą albo ja się ujawnię. Ale może inni członkowie nie zorientują się, o co chodzi. – Pomyślał.
Podszedł do Nicka i wziął od niego miksturę na wzmocnienie. Podszedł najpierw do Jacena, ponieważ był w gorszym stanie niż Urius.
-Odsuńcie się trochę. – Rzekł do zgromadzonych. – I w razie, czego łapcie mnie.-
Usiadł przy głowie chorego. Skoncentrował się. Zaczął odczuwać całą otaczającą go magię. Zaczął ją do siebie ściągać. Gdy nazbierał już wystarczająco uderzył umysłem w ciało Jacena.
Ciało podniosło się kilka centymetrów nad ziemie. Orin uniósł się w powietrze i zawisnął twarzą w twarz przed Jacenem. Połączył swój umysł z umysłem Jacena. Odnalazł białą pustkę.
- O cho*era. Utknąłem. -
Po chwili stał się niewidoczny, ale nadal znajdował się w tym dziwnym miejscu. Odnalazł Jacena i jakiegoś obcego mężczyznę. Po chwili usłyszał, co mówią.
Nieznajomy odezwał się pierwszy.
– Trzeba odrzucić porywczość, a spokój przyjąć.
Jacen cofnął się o krok. Spojrzał ze zdziwieniem na mężczyznę i przeczesał włosy palcami.
– Słucham? – Zapytał.
– Uniknąć trzeba pośpiechu dziecka. Zaradzić coś na to musisz. Jeśli potężnymi być chcecie, wskazówkami kierować się musicie, siłą mięśni nic nie uczynicie.
– Fantastycznie! – Warknął Jacen. – Znajduję się w jakimś dziwacznym miejscu, otacza mnie zewsząd jakaś cholerna biel, a jedynym gościem, którego spotykam jest jakiś dziwak, która mówi jakby się nawdychał mięty! Rany, ja nawet nie wiem, czy nie jestem trupem!
– Daruj sobie te uwagi i racz słuchać, co ma orzeł do powiedzenia sikorce. Między śmiercią a życiem się znajdujesz. Abyś mógł powrócić na ziemię, musimy zawrzeć umowę. Słuchaj uważnie tego, co mówię tego, co mówię teraz i zapamiętaj to, co mówiłem wcześniej.
– O tak, wielki panie. Wybacz mi, że nie klęczę przed tobą. Bo cóż to, ja! Ja, Jacen Vitus, marny robal, zamiast kłaniać się tobie, przemawia do ciebie? Powinieneś mnie za to ukarać. I za moje następne pytanie także. Kim ty w ogóle jesteś?
– Kimś, kto może wam pomóc.
– Jakim wam?! Jestem tu tylko ja, nikt więcej. A może aż ja. Ale załóżmy, że chcesz mi pomóc. W jaki sposób?
– Nierówną walkę toczycie. Wysokie istoty parają się nie walką tylko, lecz i z umysłu korzystają.
– Jestem od ciebie wyższy. Ale to fakt, inni jak walczą, to w ogóle nie myślą. Znałem kiedyś takiego jednego gościa, maga zresztą…
– By wygrać potrzebujecie sojuszników – ciągnął mężczyzna, nie zwracając uwagi na Jacena. – Ale na początku musicie udowodnić, że na nich zasługujecie.
Potem obcy spojrzał się, na Orina i wyrzucił go z tego miejsca.
Gdy Orin się ocknął leżał tuż obok Jacena na ziemi. Nad nim klęczało kilka osób. Wstał mimo protestów i zwołał wszystkich do siebie i oznajmił:
- Jacen nie umrze, a jeżeli Urius jest tam gdzie on to też nic mu nie będzie. – Wszyscy odetchnęli z ulgą. Potem Orin zrelacjonował to, co zobaczył i bezceremonialnie zemdlał. Na szczęście ktoś go pochwycił i wygodnie ułożył na ziemi.


------------------------------------------------------------------------

Sorka za przerwę. 3 gim daje popalić, a teraz jestem chory.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Zwiadowcy Strona Główna -> Hibernia / Zaginione Insygnia Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6  Następny
Strona 3 z 6

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Emule.
Regulamin